Kentuki

Okładka książki Kentuki Samanta Schweblin
Okładka książki Kentuki
Samanta Schweblin Wydawnictwo: Sonia Draga literatura piękna
320 str. 5 godz. 20 min.
Kategoria:
literatura piękna
Tytuł oryginału:
Kentukis
Wydawnictwo:
Sonia Draga
Data wydania:
2020-01-29
Data 1. wyd. pol.:
2020-01-29
Data 1. wydania:
2018-10-01
Liczba stron:
320
Czas czytania
5 godz. 20 min.
Język:
polski
ISBN:
9788381108829
Tłumacz:
Tomasz Pindel
Średnia ocen

6,2 6,2 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oficjalne recenzje i

Technika, która nie działa



1956 14 299

Oceny

Średnia ocen
6,2 / 10
72 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
72
72

Na półkach:

1. Dlaczego?
Na spotkanie MKC zadane „Ptaki”, zbiór opowiadań tej autorki, a ja lubię czytać pisarzy całościowo. To druga z wysłuchanych przeze mnie książek Schweblin.
2. I jak?
Dobrze się słucha, pewnie dobrze się czyta. Ładnie poprowadzone i wykorzystane do ukazania raczej ludzkich słabości niż zagrożeń związanych z technologiami. Przedstawiona przez Schweblin wizja jest tak bliska, tak możliwa do zrealizowania, tak w zasięgu ręki… Zabawne, pewnie ładne maskotki, bardzo interaktywne, łączące ze sobą ludzi na sposób przypadkowy i stały w pary obserwowany/obserwujący z założeniem „celowej ulotności”. I bohaterowie wpuszczają je do swojego świata. Dopuszczają do siebie w sytuacjach nawet najbardziej intymnych. Ta ładność, ta pozorna bezbronność sprawiają, że bezbronni stają się użytkownicy, i to z obu stron. Schweblin kilkakrotnie (w wątku Grigora) podkreśla, że wzrost popularność kentukich jest szybszy niż tempo wprowadzania odpowiednich regulacji prawnych. Hmm, ludzie chyba rzeczywiście są raczej bezmyślni, niemądrzy i ufni i przez to narażeni na ogół niebezpieczne konsekwencje. Trzeba nas bronić przed nami samymi. A kentuki biorą ludzkość najbardziej oczywistym podstępem. Są ładne, są sympatyczne, nie mogą być groźne! Czyżby wystarczyło opakować pistolet w różowe futerko, by przestał być śmiercionośnym narzędziem? Kentuki nikomu nic nie zrobią. To ludzie sami załatwią. Przestaną się uczyć, pozwolą sobie na sadystyczne zachowania, pokażą światu beżowe majtki, wykorzystają prywatność najbliższych dla osiągnięcia zawodowego sukcesu. A mogło być tak pięknie. Mogły pomagać samotnym, wspierać rodziców w opiece nad dziećmi, służyć zawiązywaniu przyjaźni, poprawiać nasze bezpieczeństwo, ułatwiać naukę języków obcych, zwalczyć nudę. Mogły. Ale to w ludziach siedzą nuda, zazdrość, złośliwość, agresja, gniew, frustracja.
No tak, sprawne to, ale i bardzo dydaktyczne. Ach, wszyscy wiemy, jak to działa, i co z tego. Kolejne gadżety, kolejne aplikacje, kolejne błędy.
3. Dokąd to mnie prowadzi?
Pewnie ciut ograniczę Facebooka.
4. Podobne, moim zdaniem lepsze: opowiadanie Teda Chianga „Cykl życia oprogramowania” (tom „Wydech”)

1. Dlaczego?
Na spotkanie MKC zadane „Ptaki”, zbiór opowiadań tej autorki, a ja lubię czytać pisarzy całościowo. To druga z wysłuchanych przeze mnie książek Schweblin.
2. I jak?
Dobrze się słucha, pewnie dobrze się czyta. Ładnie poprowadzone i wykorzystane do ukazania raczej ludzkich słabości niż zagrożeń związanych z technologiami. Przedstawiona przez Schweblin wizja...

więcej Pokaż mimo to

avatar
958
623

Na półkach:

Sorry, ale ani jedno zdanie napisane w tej książce "nie zagadało". Do mnie.To tyle. No. Raczej.

Sorry, ale ani jedno zdanie napisane w tej książce "nie zagadało". Do mnie.To tyle. No. Raczej.

Pokaż mimo to

avatar
155
21

Na półkach:

Ta książka była tak nieprzyjemnie głupia, że przewracałam strony by się upewnić, że autorce naprawdę brakuje finezji i umiejętności. Jakkolwiek poprzednia praca (Bezpieczna odległość) miała potencjał (chwytliwy pomysł),tak ten miernie napisany i niepociągający twór okazał się być rozcieńczoną komplikacją historii z buraczanymi kleksami typu "lancz".
Nic mnie nie obchodziło to czy Marvin "zobaczy śnieg" swoim "wyzwolonym" kentukim, ani to czy Grigorowi uda się "ocalić" porwaną dziewczynę.
Wszystkie postacie były nudne, wtórne i nieprzekonujące. Ot, charaktery ułożone z patyków, same podstawowe kolory. Durne toto i infantylne. Brzdęk.

Ta książka była tak nieprzyjemnie głupia, że przewracałam strony by się upewnić, że autorce naprawdę brakuje finezji i umiejętności. Jakkolwiek poprzednia praca (Bezpieczna odległość) miała potencjał (chwytliwy pomysł),tak ten miernie napisany i niepociągający twór okazał się być rozcieńczoną komplikacją historii z buraczanymi kleksami typu "lancz".
Nic mnie nie obchodziło...

więcej Pokaż mimo to

avatar
492
358

Na półkach:

Kentuki to elektroniczne zabawki. Właściciel takiego pluszaka wpuszcza go do swojego życia ale nie kontroluje. Anonimowa osoba posiadająca kod dostępu widzi oczami zabawki i steruje nią za pomocą tableta. Autorka pokazuje różne historie ludzi posiadających zabawki i tych, którzy podglądają życie innych. Ciekawe spojrzenie na to co jesteśmy skłonni odsłonić, jakie mamy relacje z bliskimi, czy zawsze rozumiemy nasze zachowanie.

Kentuki to elektroniczne zabawki. Właściciel takiego pluszaka wpuszcza go do swojego życia ale nie kontroluje. Anonimowa osoba posiadająca kod dostępu widzi oczami zabawki i steruje nią za pomocą tableta. Autorka pokazuje różne historie ludzi posiadających zabawki i tych, którzy podglądają życie innych. Ciekawe spojrzenie na to co jesteśmy skłonni odsłonić, jakie mamy...

więcej Pokaż mimo to

avatar
567
355

Na półkach:

"Kentuki" nie mówi o niczym nowym, ale trochę inaczej przygląda się coraz większej dominacji mediów społecznościowych w kontaktach międzyludzkich. Pojawiają się różni bohaterowie w bardziej lub mniej epizodycznych scenkach, podglądający lub podglądani, stawiający większe czy mniejsze granice wglądu do swojego życia. Kentuki to tandetna zabawka na kółkach, przypominająca maskotkę, spod pluszu wyziera jednak chłodny metal. Może dawać namiastkę bliskości, wszak obnażamy się tylko przed bliskimi i tylko bliscy dopuszczają nas do swoich sekretów. Bywa, że kentuki ratuje komuś życie, ale przede wszystkim obnaża podłość charakterów, frustrację i agresję, pozwala przeżyć przygodę, oderwać się od codziennej rutyny, zapełnia pustkę, nudę albo samotność i tęsknotę za bliskością. Samanta Schweblin stawia pytanie, dlaczego w człowieku jest tak ogromna ciekawość obcego życia, a bliscy są mu obojętni i oddalają się coraz bardziej. Zakończenie przedstawiające instalację artystyczną wciska w fotel. Jakiego wstrząsu potrzeba coraz liczniejszym uczestnikom mediów społecznościowych, by swoją uwagę przekierowali na swoich bliskich, rozpaczliwie poszukujących zainteresowania i czułości?

"Kentuki" nie mówi o niczym nowym, ale trochę inaczej przygląda się coraz większej dominacji mediów społecznościowych w kontaktach międzyludzkich. Pojawiają się różni bohaterowie w bardziej lub mniej epizodycznych scenkach, podglądający lub podglądani, stawiający większe czy mniejsze granice wglądu do swojego życia. Kentuki to tandetna zabawka na kółkach, przypominająca...

więcej Pokaż mimo to

avatar
517
140

Na półkach:

No za płaskie. Taki pomysł powinien mieć drugie, trzecie dno! To mnożenie przykładów niepotrzebne. Z taką fabułą to wystarczyłoby obszerniejsze opowiadanie.

No za płaskie. Taki pomysł powinien mieć drugie, trzecie dno! To mnożenie przykładów niepotrzebne. Z taką fabułą to wystarczyłoby obszerniejsze opowiadanie.

Pokaż mimo to

avatar
1089
999

Na półkach: ,

Książkę Schweblin czytałam z zainteresowaniem, choć do doskonałości jej daleko. Przede wszystkim przeszkadza niedopracowana konstrukcja: niektóre historie kończą się po jednym rozdziale, innym przydałaby się puenta. Czuć, że pod koniec autorce zabrakło pomysłu na zgrabny finał, niekoniecznie wystrzałowy. Mimo niedosytu nie spisuję Kentuki na straty, jest coś świeżego w tej prozie.

Pełny tekst tu:

https://czytankianki.blogspot.com/2020/09/kentuki.html

Książkę Schweblin czytałam z zainteresowaniem, choć do doskonałości jej daleko. Przede wszystkim przeszkadza niedopracowana konstrukcja: niektóre historie kończą się po jednym rozdziale, innym przydałaby się puenta. Czuć, że pod koniec autorce zabrakło pomysłu na zgrabny finał, niekoniecznie wystrzałowy. Mimo niedosytu nie spisuję Kentuki na straty, jest coś świeżego w tej...

więcej Pokaż mimo to

avatar
264
106

Na półkach: , ,

Bardzo dobry pomysł na powieść, z wielkim potencjałem, który niestety nie został do końca wykorzystany.
Powieść dobrze się czyta, ale brakuje tu 'efektu wow', nie ma żadnego punktu kulminacyjnego, który by tę historię dopełnił. I tego mi najbardziej brakowało.

Bardzo dobry pomysł na powieść, z wielkim potencjałem, który niestety nie został do końca wykorzystany.
Powieść dobrze się czyta, ale brakuje tu 'efektu wow', nie ma żadnego punktu kulminacyjnego, który by tę historię dopełnił. I tego mi najbardziej brakowało.

Pokaż mimo to

avatar
463
144

Na półkach: ,

Od pewnego czasu z wielką chęcią sięgam po książki podejmujące tematykę rozwoju technologicznego, nowych wynalazków i ich wpływu (z reguły negatywnego) na życie człowieka. Niewiele się zastanawiałam, gdy w moje ręce wpadło „Kentuki” — książka jak mi się zdawało dokładnie w typie tych, po które w ostatnim czasie zwykłam sięgać. Okazało się, że bardzo się pomyliłam.

Po lekturze „Kentuki” zaczynam zastanawiać się czy coś jest ze mną nie tak, czy być może jakimś cudem mój egzemplarz książki omyłkowo opakowano w inną okładkę, z innym opisem. Moje oczekiwania względem tej pozycji okazały się być zupełnie inne niż rzeczywistość. „Kentuki” aż do mnie krzyczało, że będzie mroczną i nieco perwersyjną książką. Na początku będzie miło i przyjemnie, czytelnik dowie się, jak działają kentuki, jak wiele dobrego czynią, aż tu nagle, w kulminacyjnym momencie okaże się, że maszyny te to zło wcielone. Tak działa ten motyw i dokładnie tego się spodziewałam. W tym przekonaniu utwierdziło mnie dodatkowo porównanie do popularnego serialu „Black Mirror”, którego każdy odcinek pokazuje niebezpieczeństwa, z jakimi wiąże się postęp technologiczny, a apetyt zaostrzały hasła z okładki typu: „wstrząsająca powieść” czy „przerażające i wspaniałe”. Ale to nie wszystko. Sama okładka moim zdaniem wprowadza w błąd. Jest czarna, matowa, widnieje na niej intrygująca, drapieżna kobieta z maską królika — dość przerażającą i wyglądającą na zakrwawioną. Wszystko to wskazuje na mocną książkę z wyraźnym punktem kulminacyjnym, zapadającą w pamięć i dającą do myślenia. Zamiast tego powieść była raczej… ciepła i otulająca.

Broniłam się wszelkimi sposobami przed tym, żeby nazwać „Kentuki” książką o niczym, ale myślę, że nie mam innego wyjścia. Powieść jest podzielona na wiele rozdziałów, podczas których poznajemy kilkoro kentukich, czyli osób, które przed ekranami tabletów obserwują życie swoich „Panów” oraz osoby, które kentuki kupiły i są przez nie obserwowane. I to w zasadzie tyle. Mimo ogromnego spektrum możliwości, jakie mają obydwie strony, w książce nie dzieje się w właściwie nic, co wykraczałoby poza życie codzienne bohaterów. Mamy tutaj emerytkę Emilię, która obserwuje życie młodej Evy mieszkającej w Niemczech, chłopca o imieniu Marvin, który choćby pod postacią kentuki pragnie dotknąć śniegu, Alinę — niezbyt szczęśliwą żonę artysty, która pragnie urozmaicić swoje życie kupując kentuki czy Grigora, który w powstaniu kentukich widzi szansę na biznes Owszem, to dość różnorodne postacie i każda z nich prowadzi zupełnie inne życie, ale biorąc pod uwagę możliwości, jakie dają kentuki, myślę, że autorka, mogła zdecydowanie bardziej urozmaicić tę powieść. Gdy przeczytałam, że kentuki to zabawki np. pluszowe smoki, króliki, kruki czy krety, mające zainstalowane kamery i mogące się poruszać zgodnie z wolą osoby, która się z nimi połączyła, od razu pomyślałam o możliwych zagrożeniach. Przecież to doskonała okazja choćby do tego, żeby wiedzieć, jak bez większego problemu włamać się do domu właściciela zabawki, poznać jego sekrety czy wykraść ważne dane. Autorka niestety nie skupiła się na tym wymiarze. Bohaterowie koniec końców odczuwają na własnej skórze złe strony posiadania maskotki czy sterowania nią, ale są to raczej niezbyt spektakularne osobiste tragedie, których możliwości wystąpienia powinni być świadomi.

„Kentuki” zaostrzyło mój apetyt na dawkę znanych mi i lubianych emocji. Nie mogę powiedzieć, bym nic nie odczuła, ale były to zupełnie inne emocje niż te, na które liczyłam. Do lektury powracałam niejako z sentymentem, by sprawdzić co porabiają znane mi już postacie, by zobaczyć jak dbają o siebie wzajemnie kentuki i jego Pan oraz jak rozwijają się między nimi przyjaźnie. Oczywiście nie obyło się bez rozczarowań po obydwóch stronach, lecz jak wspomniałam nie było to nic, czego bohaterowie nie byliby świadomi. Połączenie jest nawiązywane losowo, nie da się wybrać, którą zabawką chciałoby się kierować. Jasną sprawą jest, że trzeba być świadomym, że nie można przewidzieć, co zrobi osoba obserwowana oraz kim jest obserwujący. Wygląda na to, że bohaterowie książki przez moment o tym zapomnieli, stąd ich rozczarowania. Niemniej wszystko to, co wydarzyło się w powieści, to nic w porównaniu choćby z kilkoma minutami serialu „Black Mirror”. To zupełnie inne emocje, inne sytuacje i znacznie poważniejsze konsekwencje postępu technologicznego niż to, co propozycji Schwemblin. Choć lekturę wspominam dość miło, książkę czytało się lekko i szybko, niestety bardzo się na niej zawiodłam.

Od pewnego czasu z wielką chęcią sięgam po książki podejmujące tematykę rozwoju technologicznego, nowych wynalazków i ich wpływu (z reguły negatywnego) na życie człowieka. Niewiele się zastanawiałam, gdy w moje ręce wpadło „Kentuki” — książka jak mi się zdawało dokładnie w typie tych, po które w ostatnim czasie zwykłam sięgać. Okazało się, że bardzo się pomyliłam.

Po...

więcej Pokaż mimo to

avatar
617
612

Na półkach: , ,

IG @angelkubrick

Tytułowe kentuki to kolejna elektroniczna zabawka, która ma służyć człowiekowi dla jego własnej przyjemności, czymkolwiek by ona nie była. Małe, pluszowe zwierzątka dopiero zdobywają popularność i nikt tak naprawdę nie wie, jakie zagrożenia niesie ze sobą to technologiczne novum. Urządzenie, po aktywowaniu karty, łączy się za pomocą sieci komórkowej ze swoim "Panem". Jedyną czynnością na którą może sobie pozwolić, to spacer i wnikliwa obserwacja otoczenia. Zapytacie, gdzie ta innowacja? Otóż kentuki to nic innego jak chodzące kamery, którymi sterują ludzie, a to oznacza, że siedząc w upiornie gorącym pokoju w Afryce, można obserwować kogoś, kto mieszka na Islandii, jedząc śniadanie w Nowej Zelandii, obserwować przygotowania do kolacji w Hiszpanii, siedząc na wygodnym fotelu w Botswanie patrzeć na seks na bajkowych Hawajach. Tak, dobrze widzisz, nie ma ograniczeń. Kentuki to jedna wielka niewiadoma, trochę jak tykająca bomba z opóźnionym zapłonem, nikt nie jest w stanie przewidzieć końca historii.

W książce śledzimy losy podglądaczy i podglądanych. Coraz większa popularność elektornicznej zabawki każe się zastanowić, w jakiej kondycji jest społeczeństwo, dlaczego tak wiele ludzi chce dobrowolnie uczestniczyć w życiu zupełnie obcych sobie osób? Dlaczego tak łatwo, bez głębszego zastanowienia, ludzie wpuszczają pod swój dach kogoś, kto nigdy nie ujawni swojej tożsamości? Nowa, technologiczna zabawka sprzyja demoralizacji, w siłę rośnie voyeryzm, który osłabia tradycyjny związek, ludzie przestają sobie wystarczać. Samanta Schweblin opisała ciekawą rzeczywistość, ale nie wyszła poza pewien schemat. Czytelnik jest świadkiem różnych zachowań kentuki a kiedy kończy się opowieść, nie zostaje nic. Zakończenie jest mało szokujące, szkoda, bo temat miał potencjał.

IG @angelkubrick

Tytułowe kentuki to kolejna elektroniczna zabawka, która ma służyć człowiekowi dla jego własnej przyjemności, czymkolwiek by ona nie była. Małe, pluszowe zwierzątka dopiero zdobywają popularność i nikt tak naprawdę nie wie, jakie zagrożenia niesie ze sobą to technologiczne novum. Urządzenie, po aktywowaniu karty, łączy się za pomocą sieci komórkowej ze...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    129
  • Przeczytane
    83
  • Posiadam
    12
  • 2021
    10
  • 2020
    8
  • 2020
    4
  • 2024
    2
  • Przeczytane 2022
    2
  • 2022
    2
  • Literatura piękna
    2

Cytaty

Więcej
Samanta Schweblin Kentuki Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także