rozwińzwiń

Cicha wojna

Okładka książki Cicha wojna Paul McAuley
Okładka książki Cicha wojna
Paul McAuley Wydawnictwo: Mag Cykl: Cicha wojna (tom 1) fantasy, science fiction
560 str. 9 godz. 20 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Cykl:
Cicha wojna (tom 1)
Tytuł oryginału:
The Quiet War
Wydawnictwo:
Mag
Data wydania:
2014-04-11
Data 1. wyd. pol.:
2014-04-11
Liczba stron:
560
Czas czytania
9 godz. 20 min.
Język:
polski
ISBN:
9788374804301
Tłumacz:
Wojciech Próchniewicz
Średnia ocen

6,2 6,2 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oficjalne recenzje i

Zbyt długi rozbieg



803 243 70

Oceny

Średnia ocen
6,2 / 10
68 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
524
511

Na półkach:

Bardzo ciekawa książka, pierwsze co pomyślałam, to, że przez wieloletnie czytanie sfu, zauważam, że większość pisarzy sf jest bardzo pesymistycznie nastawionych co do wiary w ludzkość. Tutaj jak i nieraz ludzkość mimo, że dostała mocno po dupie nie wyciąga lekcji ze, swojej przeszłości i brnie ślepo dalej w konflikt, jest to naprawdę bardzo smutne, zwłaszcza, że nie jest to żadnym fiksum dyrdum tylko tak jest zawsze i widzimy to ciągle i ciągle i jakże jest przykre, że nawet w odległej przyszłości pisarze sf, dalej nie widzą światła w tunelu dla nas. Na samym końcu pierwszego tomu guru genetyki Avernus ma piękny monolog, który praktycznie mogła bym tutaj umieścić słowo w słowo, na głos zastanawia się skąd to się w nas bierze, czy to jakiś mechanizm wpisany w nasz system ewolucyjny, czy to jest potrzebne, monolog jest wspaniały i naprawdę w punkt. Na razie to tylko seria pytań samej do siebie, które ma zamiar rozłożyć na czynniki pierwsze, przemyśleć i wysnuć odpowiedzi, które mam nadzieję poznać w następnym tomie. Co mnie martwi, już widzę, że tomów jest teoretycznie trzy tylko, że na rynku polskim są wydane dwa i trzeciego ani widu ani słychu mimo, że cykl nie jest nowy, więc moja przygoda urwie się raptownie, co też ma swoje plusy, będą mogła ją w swojej głowie dokończyć jak będę chcieć. Jest to typowe hard sf, napisane z wielkim rozmachem i dużą empatię i troską o losy ludzkie i naszą kondycję jako gatunku, naprawdę szczerze polecam.

Bardzo ciekawa książka, pierwsze co pomyślałam, to, że przez wieloletnie czytanie sfu, zauważam, że większość pisarzy sf jest bardzo pesymistycznie nastawionych co do wiary w ludzkość. Tutaj jak i nieraz ludzkość mimo, że dostała mocno po dupie nie wyciąga lekcji ze, swojej przeszłości i brnie ślepo dalej w konflikt, jest to naprawdę bardzo smutne, zwłaszcza, że nie jest to...

więcej Pokaż mimo to

avatar
2734
614

Na półkach: ,

Sądząc z lektury "Cichej wojny" oraz "Czterystu miliardów gwiazd", a także opinii przy kilku innych wydanych po polsku książkach, McAuley ewidentnie ma problemy z pisaniem powieści. I to całkiem duże. Bo o ile wyobraźni nie sposób mu odmówić, to już sama konstrukcja fabuły i postaci pozostawia wiele do życzenia.

W wyniku wyniszczenia ekologicznego Ziemi i globalnej wojny o zasoby zdziesiątkowana ludzkość zaczęła kolonizować układowe księżyce i planetoidy (Marsa też, ale tam kolonie zostały do szczętu zniszczone przez chińskie statki). I gdy tzw. Zewnętrzni stopniowo adaptowali się do lokalnych warunków i rozwijali inżynierię genetyczną, tworząc m.in. "rośliny" żyjące w próżni, na Ziemi trwał niczym nieograniczony kapitalizm, który doprowadził do rozbicia społeczeństw na ściśle zhierarchizowane, bezpardonowo walczące o władzę kasty/rody. Po dwustu latach liczą się tu tylko trzy parapaństwowe twory - Wielka Brazylia, Unia Europejska i Wspólnota Pacyficzna. Które stwierdzają, że pora przejąć kontrolę nad koloniami Zewnętrznych i wysyłają w przestrzeń swoje statki. Trzy. Czy cztery. Łącznie.

Wbrew pozorom (i okładce) nie mamy jednak do czynienia ze space operą. Owszem, trafia się z jedna czy dwie walki kosmiczne, ale to jest dosłownie kilkanaście stron z ogólnej liczby 558. O tym, jak wygląda sytuacja na Ziemi, też w sumie się nie dowiadujemy - ot, odtwarza się genetycznie niektóre gatunki zwierząt, do tego Wielka Brazylia pochłania kolejne terytoria po byłym USA, niszcząc pozostałości dawnej cywilizacji. Dużo jest natomiast opisów rozmaitych habitatów i upraw w koloniach. Na tyle dużo, że co jakiś czas trzeba się przedzierać przez całe akapity naszpikowane specjalistyczną terminologią, nie tyle towarzyszące akcji, ile wypchnięte na pierwszy plan. Bo w książce to świat gra pierwsze skrzypce, a bohaterowie są tylko po to, by przesuwać akcję w kolejne godne opisu miejsca.

Co za tym idzie, postaci są pretekstowe, jest ich dużo i... żadnej nie daje się lubić. Serio. Albo są bezwzględnymi karierowiczami, albo cwanymi szujami, albo tresowanymi do niegodziwości klonami, albo aroganckimi gnidami. Do tego wszyscy wszystkich gnoją (niekiedy mimochodem, niekiedy celowo i z ochotą),a mimo to niektórzy - zaprawieni przecież w trakcie marszu po szczeblach kariery, gdzie trzeba przełykać upokorzenie za upokorzeniem - niespodziewanie potrafią odczuwać wstyd i czerwienić się, gdy ktoś im każe zrobić coś wbrew ich woli. Jedyne osoby, które nie zachowują się odstręczająco, to młoda genetyczka Macy i zewnętrzny pilot Newt, ale oni dla odmiany często działają według niezrozumiałych motywacji i bywa, że postępują bez sensu.

Książkę czyta się więc dziwnie. Owszem, wizja ma rozmach, ale akcja raczej nie pociąga, postaci budzą niechęć, a wśród przedstawicieli tak Ziemian, jak i Zewnętrznych, niemal nie sposób znaleźć normalnych ludzi. Już nawet nie to, że przyzwoitych, ale po prostu normalnych. Podobno drugi tom jest ogólnie ciut lepszy, ale nie widzę sensu sięgać po niego. Tym bardziej, że trzeci i czwarty od dekady coś nie mogą u nas wyjść i możliwe, że nigdy nie wyjdą...

Sądząc z lektury "Cichej wojny" oraz "Czterystu miliardów gwiazd", a także opinii przy kilku innych wydanych po polsku książkach, McAuley ewidentnie ma problemy z pisaniem powieści. I to całkiem duże. Bo o ile wyobraźni nie sposób mu odmówić, to już sama konstrukcja fabuły i postaci pozostawia wiele do życzenia.

W wyniku wyniszczenia ekologicznego Ziemi i globalnej wojny o...

więcej Pokaż mimo to

avatar
82
30

Na półkach:

Czytane powoli w bólu ale przeszło.

Czytane powoli w bólu ale przeszło.

Pokaż mimo to

avatar
2650
1548

Na półkach:

Trochę w stylu cyklu "Oryks i Derkacz" Atwood, ale do tego w scenerii interplanetarnej! Zdobycze inżynierii genetycznej i ultranowoczesnych technologii kontra niechęć do jakichkolwiek zmian. Próby odbudowania ziemskiej biosfery albo terraformowanie coraz to nowych planet i księżyców. A czy nie można by pogodzić tych wszystkich idei? Okazuje się, że ludzkość nawet w erze galaktycznych podbojów nie jet w stanie przyjąć do wiadomości cudzych racji i poglądów. Kto nie jet ze mną, jest przeciwko mnie, możliwość współistnienia społeczeństw o innych zapatrywaniach, choćby nawet najbardziej pacyfistycznie nastawionych nie jest w stanie dotrzeć do mentalności hHomo sapiens. Widać wojnę mamy na trwałe zapisaną w genach,

Trochę w stylu cyklu "Oryks i Derkacz" Atwood, ale do tego w scenerii interplanetarnej! Zdobycze inżynierii genetycznej i ultranowoczesnych technologii kontra niechęć do jakichkolwiek zmian. Próby odbudowania ziemskiej biosfery albo terraformowanie coraz to nowych planet i księżyców. A czy nie można by pogodzić tych wszystkich idei? Okazuje się, że ludzkość nawet w erze...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1885
31

Na półkach:

Duzo negatywnych opinii,ze trudna,nudna,za wolne tempo akcji... A mnie sie podobala.Wreszcie klasyczne sci-fi, nie chce polemizowac,czy to space opera, czy bardziej hard.Bardzo duzo biologii,chemii,fizyki i geologii.Urzekly mnie przepiekne opisy Ukladu Slonecznego,przeroznych planet,ksiezycow,planetoid,pierscieni.Bardzo solidnie autor przedstawil strone naukowa.Nie brakuje tez akcji i pomyslu na bohaterow.Tempo czytania jest wolne,bo albo chcesz zrozumiec o czym czytasz albo przeskakujesz opisy naukowo- teczniczne i szukasz akcji,ktora w obydwu tomach toczy sie powoli.To nie jest pozycja ani dla mlodziezy ani doroslych,ktorzy spali na lekcjach z przedmiotow scislych.Brak tu typowego dla wiekszosci wspolczesnych ksiazek fantastycznych tzw. chciejstwa; wszystko sie dzieje i dziala... a dlaczego?...bo tak jest i koniec.

Duzo negatywnych opinii,ze trudna,nudna,za wolne tempo akcji... A mnie sie podobala.Wreszcie klasyczne sci-fi, nie chce polemizowac,czy to space opera, czy bardziej hard.Bardzo duzo biologii,chemii,fizyki i geologii.Urzekly mnie przepiekne opisy Ukladu Slonecznego,przeroznych planet,ksiezycow,planetoid,pierscieni.Bardzo solidnie autor przedstawil strone naukowa.Nie brakuje...

więcej Pokaż mimo to

avatar
372
50

Na półkach: ,

Nie mam nic przeciwko powoli budowanej fabule i spokojnie rozwijającym się klimacie. Nie przeszkadza mi również wielowątkowość i duża ilość postaci. Szkoda tylko, że 95% książki jest wstępem, a sama akcja została do bólu uproszczona. Rozumiem, że hard sci-fi rządzi się pewnymi prawami, ale bez przesady. Żadnej też z postaci, może oprócz panny Macy nie udało mi się polubić. W ogólnym więc rozrachunku raczej nie polecam.

Nie mam nic przeciwko powoli budowanej fabule i spokojnie rozwijającym się klimacie. Nie przeszkadza mi również wielowątkowość i duża ilość postaci. Szkoda tylko, że 95% książki jest wstępem, a sama akcja została do bólu uproszczona. Rozumiem, że hard sci-fi rządzi się pewnymi prawami, ale bez przesady. Żadnej też z postaci, może oprócz panny Macy nie udało mi się polubić....

więcej Pokaż mimo to

avatar
168
166

Na półkach: ,

(recenzja pierwotnie ukazała się na Szortal.com)

Tak podobne, a tak różne...

Hubert Przybylski

W krótkim odstępie czasu dostałem do recenzji dwie książki s-f. I teraz tak: w obu akcja zaczyna się w XXIII wieku, w obu ludzkość skolonizowała układ słoneczny, w obu koloniści zdecydowanie inaczej podchodzą do kwestii dalszego rozwoju ludzkości i, co za tym idzie, w obu pomiędzy kolonistami a Ziemianami zaczyna coś się psuć, atmosfera i próżnia się zagęszczają i zaczyna pachnieć wojną. Czy jak dodam, że gdy na obu okładkach zobaczyłem statek/okręt kosmiczny na cokolwiek skalisto-lodowym tle, to zacząłem mieć wrażenie, że do recenzji przyszło dwa razy to samo? Na szczęście lektura obu książek skutecznie wyleczyła mnie z tego space operowego déjà vu*. A jako że moją opinię na temat pierwszej z tych dwóch książek - "Północy Galaktyki" Alastaira Reynoldsa - poznaliście kilka dni temu, czas na drugą z nich. Czyli "Cichą wojnę" Paula J. McAuley'a.

W XXI i XXII wieku ludzkość tak zniszczyła Ziemię, że część populacji zdecydowała się ją opuścić i poszukać miejsca do życia na ziemskim księżycu, Marsie oraz w okolicach Saturna i Jowisza. Z biegiem lat Ziemianie podzielili się na trzy, mimo że opętane tą samą, zielono-ekologiczną religią, to jednak delikatnie różniące się obozy. Słowo "obozy" bardzo dobrze oddaje rzeczywistość cichowojennej Ziemi, gdyż milionami stłoczonego w ogromnych metropoliach i harującego przy przywracaniu planety do wyglądu sprzed epoki industrialnej plebsu rządzi garstka członków bogatych rodzin i kilku zielonych świętych-pustelników. Tymczasem w dalekim kosmosie warunki zewnętrzne oraz nadmiar wolności sprawiły, że powstało multum osad i miast, z których każde rządzi się samo, w każdym wyznaje się inną filozofię życia, niekiedy pogrążającą lokalną społeczność się w głębokiej utopii, i w których bez żadnych oporów naukowcy bawią się genetyką. Początkowo Ziemianie i koloniści utrzymują ze sobą poprawne stosunki, handel może nie kwitnie, ale istnieje, prowadzone są wspólne projekty naukowe. W pewnym momencie jednak na Ziemi dochodzą do głosu ci, którzy swą władzę chcą rozciągnąć także na kolonie, przy okazji wojną odciągając uwagę żyjącego w nędzy społeczeństwa od niemal zwierzęcych warunków egzystencji. I w takich oto okolicznościach przyrody splatają się ścieżki życia kilkorga Ziemian i kolonistów.

Różnice, jak zawsze, tkwią w szczegółach. Pomijając całkowicie technikalia (książka Reynoldsa to zbiór opowiadań wspierających główny cykl, książka McAuley'a to pierwszy tom cyklu),najwięcej różnic znajdziemy w autorskich wizjach ludzkości. Chwaliłem Reynoldsa za realistyczne, socjo- i psychologiczne podejście do wpływu, jaki na ludzi będzie miała technologia, widząc w wizji Reynoldsa to, czego brakowało mi u innych autorów, a tymczasem McAuley przemyślał sprawę dużo gruntowniej i poszedł poszedł kilka kroków dalej. Wpływy rozwijających się technologii sprzągł razem z ludzkimi cechami charakteru, z naszymi wrodzonymi przymiotami i przywarami. U McAuley'a koloniści nie są przedstawicielami kilku tylko filozofii życiowych, o nie. Tutaj mamy grupy osadników, którzy łączą się i zakładają habitaty rządzone później wedle takich zasad, jakie tylko tej grupce osadników mogły przyjść do głowy, bardzo często przypominając nasze dzisiejsze komuny lub sekty, osiedlające się w dzikich, oddalonych od reszty społeczeństwa tak daleko, jak to tylko możliwe osadach. Muszę przyznać, że tak jak ostatnio chwaliłem Reynoldsa, znajdując w jego pomyśle jedyną naprawdę dobrą stronę książki, tak teraz, po przeczytaniu "Cichej wojny", jego wizja dość poważnemu uległa spłyceniu. Myślę, że McAuley podszedł do sprawy dużo bardziej realistycznie i, co ważniejsze, przekonująco.

Kolejne przeciwieństwo - tak jak u Reynoldsa podobała mi się tylko jego wizja przyszłości ludzkości i dobry warsztat pisarski, tak u McAuley'a podoba mi się również wszystko inne. Zwłaszcza fabuła, z pozoru typowa dla wszystkich długich cykli, z akcją rozkręcającą się powoli i przeskakującą pomiędzy wieloma bohaterami (tak pozytywnymi, jak i negatywnymi). "cichą wojnę" cechują idealnie zachowane proporcje i świetne wyczucie chwili. Ani to przeładowana akcją space opera, ani to nudna i przeintelektualizowana, ale za to "ambitna" hard sf. Nieoczekiwane zwroty akcji i cliffhangery umiejscowione są w dokładnie tych miejscach, w których być powinny i razem z rozwijającymi się intrygami są idealną przeciwwagą dla dywagacji socjo-, psycho- lub filozoficznych, czy też dla momentów, w których autora porywa urok jego ukochanej biotechnologii (McAuley jest biotechnologiem z wykształcenia i zainteresowania).

Mógłbym chwalić McAuley'a i "Cichą wojnę" jeszcze dłużej, ale że mam przed sobą zaplanowane spotkanie z przynajmniej jednym jeszcze tomem cyklu, więc mam nadzieję, że z wyrozumiałością podejdziecie do tego, urwanego w połowie, omówienia.

Moja ocena? Solidne 8,5/10. "Cicha wojna" to zgrabnie i proporcjonalnie zbudowana historia, która opowiada się sama. Napisana inteligentnie, ale nie przeintelektualizowana. Trzymająca w napięciu, ale nie jest to bynajmniej napięcie spowodowane wyłącznie bezsensowną galopadą akcji pędzącej jak peerelowski żul do budki z piwem, z zegarem ratuszowym wybijającym godzinę trzynastą w tle. O nie. Takiego napięciu tutaj nie znajdziecie prawie w ogóle. Czy polecam tę książkę? Oczywiście, że tak. Polecam ją wszystkim tym, którzy kochają sf, ale mają dość harcorowego hard sf, którego czasami pewnie i sami jego autorzy nie mogą zrozumieć. I wszystkim tym, którzy kochają sf, ale mają dość banalnych opowiastek o bohaterskich, kosmicznych marines toczących wiecznie nierówną walkę z kim popadnie. A dlaczegóż - zapytacie - skoro ta książka mi się aż tak podoba, nie dałem jej 10/10? Bo dwóch rzeczy mi w tej książce ździebko brakuje: humoru i dających się polubić lub znienawidzić od pierwszego wejrzenia bohaterów. Ale mam nadzieję, że w drugim tomie będzie lepiej.

(recenzja pierwotnie ukazała się na Szortal.com)

Tak podobne, a tak różne...

Hubert Przybylski

W krótkim odstępie czasu dostałem do recenzji dwie książki s-f. I teraz tak: w obu akcja zaczyna się w XXIII wieku, w obu ludzkość skolonizowała układ słoneczny, w obu koloniści zdecydowanie inaczej podchodzą do kwestii dalszego rozwoju ludzkości i, co za tym idzie, w obu...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1561
913

Na półkach:

Średnio choć z plusem. Nudno, monotonnie, fabuła na dostateczny plus, postacie raczej drewniane, z nikim się nie zżyłem, nikogo nie znielubiłem, przez trzy czwarte książki zasadniczo było mi obojętne co się tam dzieje, końcówka odrobinę poprawiła. Na plus ładna wizja rozwoju cywilizacji i technicznie i społecznie. Pod koniec bardzo przyjemnie zrobione spaceoperowe klimaty. Trochę wzorów, BSG, impresje ze SW. Tłumaczenie kiksuje momentami ale zasadniczo nie boli. Nie zaszkodzi przeczytać.

Średnio choć z plusem. Nudno, monotonnie, fabuła na dostateczny plus, postacie raczej drewniane, z nikim się nie zżyłem, nikogo nie znielubiłem, przez trzy czwarte książki zasadniczo było mi obojętne co się tam dzieje, końcówka odrobinę poprawiła. Na plus ładna wizja rozwoju cywilizacji i technicznie i społecznie. Pod koniec bardzo przyjemnie zrobione spaceoperowe klimaty....

więcej Pokaż mimo to

avatar
705
289

Na półkach:

Definicyjna space opera. Całkiem ok.
Nic wspólnego z hard SF - widzę, że kilka osób na Lubimy Czytać próbuje wrzucać książkę do tej szuflady. To błąd.
Kiedyś dałbym temu pewnie z 8/10. Teraz jestem chyba w innym miejscu.
Fajerwerków nie ma. Wszystko to już kiedyś gdzieś było.
Ale nie odradzam.

Definicyjna space opera. Całkiem ok.
Nic wspólnego z hard SF - widzę, że kilka osób na Lubimy Czytać próbuje wrzucać książkę do tej szuflady. To błąd.
Kiedyś dałbym temu pewnie z 8/10. Teraz jestem chyba w innym miejscu.
Fajerwerków nie ma. Wszystko to już kiedyś gdzieś było.
Ale nie odradzam.

Pokaż mimo to

avatar
417
341

Na półkach: , , , ,

Naczytałam się tylu negatywnych opinii o tej książce: że nudna, że trudna, że naukowy żargon... Aż strach się bać! Tymczasem co otrzymałam? Naprawdę bardzo solidną pozycję sci-fi, w której zarówno science, jak i fiction potraktowano na poważnie.

McAuley serwuje nam świetnie skonstruowany świat, zróżnicowanych bohaterów, wciągającą akcję, misterne sieci spisków i intryg oraz naprawdę sporą dawkę nauki, od genetyki, poprzez biochemię i mikrobiologię, na fizyce kończąc. Mamy też całkiem niegłupie rozważania na temat społeczeństw i doktryn politycznych, gdzie zarówno demokracja, jak i oligarchia przedstawione są w mało korzystnym świetle, jako że autor bez żenady obnaża ich największe wady i słabości.

Szczerze mówiąc dziwię się, że "Cicha wojna" ma tak niskie oceny na LC. To naprawdę świetna lektura, takie połączenie naukowego stylu Grega Egana z rozmachem i wizją Isaaka Asimova. Może sięgnęły po nią osoby szukające niezobowiązującej rozrywki? Jeśli tak, to faktycznie mogły poczuć spory zawód, bo literatura popularna toto nie jest. Ale żeby od razu przylepić jej łatkę trudnej i nieprzystępnej?...

Naczytałam się tylu negatywnych opinii o tej książce: że nudna, że trudna, że naukowy żargon... Aż strach się bać! Tymczasem co otrzymałam? Naprawdę bardzo solidną pozycję sci-fi, w której zarówno science, jak i fiction potraktowano na poważnie.

McAuley serwuje nam świetnie skonstruowany świat, zróżnicowanych bohaterów, wciągającą akcję, misterne sieci spisków i intryg...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    206
  • Przeczytane
    88
  • Posiadam
    64
  • Fantastyka
    12
  • Science Fiction
    6
  • Chcę w prezencie
    3
  • Teraz czytam
    3
  • Science fiction
    2
  • MAG
    2
  • SF
    2

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Cicha wojna


Podobne książki

Przeczytaj także