Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

„Kołysanka“ stanowi niezwykle trafną analizę społeczeństwa paryskiego. Społeczeństwa, któremu mam szansę przyglądać się od kilku lat.

Autorka stara się być obiektywna i nie ocenia bohaterów, ale za pomocą opisów uczuć i myśli pozwala czytelnikowi na wyciągnięcie odpowiednich wniosków. Slimani ukazuje‚ że francuska radość życia, la joie de vivre, to tylko mit, a za pięknymi obrazami widzianymi w reklamach lub filmach kryje się tak naprawdę ludzkie nieszczęście, stres, może i szaleństwo? Granica między zdrowiem a szaleństwem jest niezwykle płytka w tym zwariowanym świecie.

Już na wstępie czytelnik dowiaduje się, że niania zabiła swoich dwóch podopiecznych. Książka próbuje odtworzyć wydarzenia, które doprowadziły do tego tragicznego incydentu. Czytelnik obserwuje z bliska życie małżonków, ich próby pogodzenia życia zawodowego z rodzinnym. Przypatrujemy się także Luizie, niani, jej nawykom, maniom, jej przeszłości zawodowej.

Historia trzyma czytelnika w napięciu. Chciałam wiedzieć, co doprowadziło do tego zabójstwa. Może niania miała dość dzieci i ich kapryszenia? Może czuła, że rodzice nie mają dla nich czasu i postanowiła zabrać ich ze sobą na tamten świat? Może bała się, że dorosną i nie będą już jej potrzebować, albo staną się tak samo odpychające jak jej własna córka? Czy Luiza była w pełni władz umysłowych, czy po prostu działała w jakimś amoku?

Powieść ukazuje skomplikowaną relację między pracodawcami a pracodawcami, gdzie niania powolutki zajmuje kluczowe miejsce w rodzinie, gdzie rodzice nie są w stanie poradzić sobie w obowiązkach domowych. W Paryżu kładzie się duży nacisk na sukces zawodowy, a założenie rodziny wydaje się być jego koronacją. Dzieci stają się dodatkiem, który uzupełnia piękny obrazek.
Ale presja społeczeństwa jest zbyt wielka dla Miriam, która zaczyna się wstydzić tego, że stała się mamą na pełen etat, że zamieniła się w kurę domową. Wraca więc do pracy, ale i ta nie daje jej kompletnej satysfakcji. Jest jej łatwiej pod względem finansowym, ale czuje wyrzuty sumienia, bo nie ma czasu dla swoich dzieci.

Mogłabym zarzucić autorce powielanie stereotypów. Ale ja bardzo dobrze znam ten obrazek. Czytając książkę, często miałam wrażenie, że już gdzieś to słyszałam i widziałam. Idealna książka na podróż lub na dłużące się minuty w transporcie publicznym. Nie polecam jej jednak rodzinom, które myślą o zatrudnieniu niani.

O, nie!

„Kołysanka“ stanowi niezwykle trafną analizę społeczeństwa paryskiego. Społeczeństwa, któremu mam szansę przyglądać się od kilku lat.

Autorka stara się być obiektywna i nie ocenia bohaterów, ale za pomocą opisów uczuć i myśli pozwala czytelnikowi na wyciągnięcie odpowiednich wniosków. Slimani ukazuje‚ że francuska radość życia, la joie de vivre, to tylko mit, a za pięknymi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dziwne losy Jane Eyre i dziwna książka. Niby wielki klasyk literatury brytyjskiej, a tak naprawdę to wielka kicha.

Zaczyna się całkiem nieźle. Jane, odważna i inteligentna dziewczynka, sprzeciwia się okrucieństwu swojej ciotki i kuzynów, za co trafia do prywatnej szkoły prowadzonej przez religijnego fanatyka. Waleczny charakter dziewczynki zostaje w dużej mierze utemperowany. Jane staje się małą damą i postanawia rozpocząć pracę jako guwernantka u bogatej rodziny.

Bohaterka znajduje pracę w Thornfield, którefo właścicielem jest tajemniczy Edward Rochester. No i tutaj zaczyna się cały cyrk.

Jane zakochuje się w swoim pracodawcy, który jest, na dobrą sprawę, pierwszym mężczyzną, jakiego dziewczyna w życiu widziała na oczy. To nic, że Edward jest podejrzany, że Grace Poole jest dziwna, a ze strychu wydobywają się przerażające odgłosy. Niby trzeźwo myśląca bohaterka, ale za Chiny nie pójdzie sprawdzić, co się tam czai!

Edward to beznadziejny charakter. Opowiada Jane o swoim nadchodzącym małżeństwie z panną Blanche tylko po to, by sprowokować ją do wyznania mu miłości i zaraz jej się oświadczyć. Kłamie w żywe oczy, znajduje infantylne wymówki. Jest starym pasożytem, który żeruje na młodej dziewczynie.

I wiem, że Jane Eyre to ważna powieść z feministycznego punktu widzenia, gdyż Jane stawia się na równi z bohaterami płci męskiej,znajduje (chwilowo) niezależność i nie brak jej silnej woli.

Jednakże to mężczyzna jest wygranym w tej powieści, a kobieta pozostaje ofiarą fanatyzmu religijnego i zaściankowości.

Powieść może stanowić zresztą pretekst do dyskusji o wpływie religii na życie społeczne. Ślub kościelny jest postrzegany jako niezbędny, jednakże zmusza on Edwarda do życia w samotności. Gdyby rozwód kościelny był społecznie dopuszczalny, Bertha Mason prawdopodobnie nie zostałaby zamknięta na strychu...

W książce poruszony jest także temat kolonizacji. Edward podróżuje po brytyjskich koloniach, znajduje na Jamajce młodą Berthę Mason, z którą ostatecznie się żeni. Mężczyzna czerpie korzyści ze swojego małżeństwa, ale gdy zauroczenie znika, Edward sdaje sobie sprawę, że niewiele go łączy z żoną, że się jej wstydzi i postanawia się jej pozbyć w najwygodniejszy dla niego sposób. Nie trudno jest się domyślić, że Brytyjczyk korzysta ze wdzięków rdzennej mieszkanki wyspy, że kobieta stanowi dla niego tymczasową zabawkę.

Pomimo iż Jane początkowo walczy z niesprawiedliwością i przeciwnościami losu, zdecydowanie brakuje jej konsekwencji w dążeniu do celu. Momentami bohaterka jest irytująca, wielokrotnie łapałam się za głowę nad jej naiwnością.

Nie polecam tej książki, a już napewno odradzam jej zakup. Po co tracić czas, jeśli można zobaczyć sobie adaptację? Voilà! Nie sądziłam, że kiedykolwiek to napiszę, ale jednak.

Dziwne losy Jane Eyre i dziwna książka. Niby wielki klasyk literatury brytyjskiej, a tak naprawdę to wielka kicha.

Zaczyna się całkiem nieźle. Jane, odważna i inteligentna dziewczynka, sprzeciwia się okrucieństwu swojej ciotki i kuzynów, za co trafia do prywatnej szkoły prowadzonej przez religijnego fanatyka. Waleczny charakter dziewczynki zostaje w dużej mierze...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Wojna i miłość“ nie jest jakimś tam zwykłym romansidłem, gdyż historia odgrywa w tej powieści dużą rolę. Myślę, że spokojnie można nazwać ją powieścią sienkiewiczowską lub dumasowską.

Czytelnik śledzi losy członków rodziny Jaxa-Rawecki, a osią przewodnią powieści jest miłość polskiej szlachcianki do rosyjskiego dragona. Miłość, która nie jest akceptowana przez rodziców kochanków z powodu ich dumy i licznych uprzedzeń. I przyznam, że strasznie przeżywałam nieszczęście bohaterów, zwłaszcza na początku powieści, gdzie ich romans odgrywa kluczową rolę.

W miarę rozwoju wydarzeń ich miłość ustępuje miejsca opisowi wojny i tak naprawdę trudno jest przewidzieć, jakie będzie zakończenie. Jolanta Maria Kaleta wielokrotnie wprowadza suspens, przez który trudno jest się oderwać od książki. Zastanawiasz się, czy twoi ulubieni bohaterowie przeżyli. A może nadszedł już koniec?

Czytelnik staje się także świadkiem innych historii miłosnych. Tych krótkich i nieszczęśliwych, bo przerwanych przez wojnę, ale także pełnych młodzieńczej zachłanności i pożądania.

Z dużym zainteresowaniem śledziłam wydarzenia ze frontu. W moich szkołach Pierwsza Wojna Światowa była traktowana po macoszemu, a tu proszę! Okazuje się, że stanowi ona całkiem niezły materiał na powieść.
Pomimo iż niektóre walki są opisane z sienkiewiczowską wręcz fantazją, autorka nie stara się przesadnie gloryfikować wojny. Wręcz przeciwnie. Pisarka daje nam do zrozumienia, że w walce trudno jest znaleźć chwałę czy honory, a życie żołnierza pełne jest krwi, smrodu i pcheł. Mimo że Pierwsza Wojna Światowa dała Polakom szansę na utworzenie niepodległego państwa, cena zapłacona za wolność była niezwykle wysoka. Polacy służyli za mięso armatnie w konfliktach zbrojnych obcych mocarstw. Nie wspominając już o pierwszych dniach rewolucji bolszewickiej, której opis znajdziemy także w książce. Coś okropnego!

Bardzo podobał mi się gawędziarski styl pani Kalety. Lekki i momentami zabawny. Narracja zawiera także opis myśli poszczególnych bohaterów, co pozwala stworzyć interesujące portrety psychologiczne postaci. Na szczególne wyróżnienie zasługuje tutaj bogactwo językowe powieści. Miło było przypomnieć sobie takie frazeologizmy jak ,,dostać czarną polewkę“, czy „pleść duby smalone". A czy wiecie, co oznacza słowo „zbisurmaniony“?

W tej książce znajdziemy całkiem niezłą historię miłosną, opisy polskiej przyrody zaczerpnięte rodem z powieści Stefana Żeromskiego, sceny walk opisane z sienkiewiczowską fantazją, szczyptę dobrego humoru i całkiem aktualne dzisiaj przesłanie.

Myślę, że jest to jedna z najlepszych książek, jakie ostatnio przyszło mi czytać. Wielkie brawa dla autorki!

Czekam z niecierpliwością na drugi tom.

„Wojna i miłość“ nie jest jakimś tam zwykłym romansidłem, gdyż historia odgrywa w tej powieści dużą rolę. Myślę, że spokojnie można nazwać ją powieścią sienkiewiczowską lub dumasowską.

Czytelnik śledzi losy członków rodziny Jaxa-Rawecki, a osią przewodnią powieści jest miłość polskiej szlachcianki do rosyjskiego dragona. Miłość, która nie jest akceptowana przez rodziców...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

“Loving can hurt, (...), it is the only think that makes us feel alive" (Kochanie może sprawiać ból, ale to jedyna rzecz, która sprawia, że czujemy, iż żyjemy) – śpiewa Ed Sheeran w zwiastunie do adaptacji tej powieści.

Cóż tu dużo opowiadać? Louisa Clark prowadzi spokojne życie u boku swoich rodziców. To samo miasto, ten sam chłopak od 7-miu lat, ta sama praca. Gdy niespodziewanie Lou traci posadę, jej życie zostaje wywrócone do góry nogami. Bez wykształcenia, bez kwalifikacji, Lou zostaje postawiona przed jakże trudnym wyborem: krojenie kurczaków w fabryce, praca tancerki w klubie nocnym lub opieka nad niepełnosprawnym.

Jej pacjent okazuje się być aroganckim, złośliwym przystojniakiem przykłutym do wózka inwalidzkiego. Lou ma wystarczająco dużo czasu na poznanie go i na zakochanie się. Z tym, że Will chce zakończyć swoje życie.

,,Zanim się pojawiłeś" to całkiem przyzwoita i momentami zabawna powieść obyczajowa, która zmusza czytelnika do refleksji i do zadania sobie całego mnóstwa różnych pytań, zwłaszcza tych na temat eutanazji. Co bym zrobiła, gdyby bliska mi osoba postanowiła zakończyć swoje życie? Czy potrafiłabym zaakceptować jej decyzję, czy może zareagowałabym podobnie jak Lou?

Czasami historia opowiadana jest z perspektywy rodziców Willa, jego opiekuna Nathana lub siostry Lou. Autorka nikogo nie ocenia, tylko próbuje wyobrazić sobie, co dzieje się w głowach jej bohaterów i dlaczego podejmują oni takie, a nie inne decyzje.

Powieść porusza także temat dojrzewania. Will postanawia przekonać Lou do pójścia na studia, do podróżowania, odkrywania nowych rzeczy, do opuszczenia rodzinnego miasta, w którym nic się nie dzieje. Paradoksalnie to właśnie Will uczy naszą bohaterkę, jak żyć. To właśnie miłość do niego sprawia, że Lou zaczyna kwestionować swój długoletni związek, w którym dziewczyna pełni... no właśnie. Jaką to ona właściwie pełni rolę w tym związku, gdzie partner nigdy nie ma dla niej czasu?

Jest też trochę o odpowiedzialności. Czy niepełnosprawny powinien pozostać przy życiu, bo jego rodzina tego pragnie? Czy młoda osoba powinna zostać przy boku rodziców i wspierać ich finansowo? A może ma prawo do zadbania o siebie, do wyjazdu w dalekie strony, do poszerzania własnych horyzontów.

Styl narracji jest bardzo lekki, książkę czyta się szybko i przyjemnie. Podoba mi się to, że powieść zmusza do refleksji, ukazuje trudy pracy personelu medycznego, pokazuje, iż łatwe rozwiązania nie istnieją.

Będę myśleć o tej książce jeszcze przez jakiś czas. Zachęcę do jej przeczytania. Zrobię wywiad środowiskowy. Chciałabym zobaczyć, co inni o tym myślą.

“Loving can hurt, (...), it is the only think that makes us feel alive" (Kochanie może sprawiać ból, ale to jedyna rzecz, która sprawia, że czujemy, iż żyjemy) – śpiewa Ed Sheeran w zwiastunie do adaptacji tej powieści.

Cóż tu dużo opowiadać? Louisa Clark prowadzi spokojne życie u boku swoich rodziców. To samo miasto, ten sam chłopak od 7-miu lat, ta sama praca. Gdy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie rozumiem, skąd się wzięła taka dobra ocena tej części? I ile pierwszy tom serii był zwyczajnie dobry, a dwa kolejne były pochłaniające i fantastyczne, to czwarty tom „Gry o tron“ jest zwyczajnie nudny! Akcja (albo raczej „rozbudowane opisy") ciągnie się jak flaki z olejem...

Na początku, czytelnik gubi się w tej powieści. Pojawiają się nowi bohaterowie, z punktu widzenia których wydarzenia są opowiadane: Cersei, Jaime, Brienne, Rycerz, Księżniczka z Dorne etc. Brakuje tutaj Johna Snow, humoru Tyriona, opowieści Brana...I o ile udaje nam się poznać trochę lepiej królową, to pozostałe rozdziały ciągną się w nieskończoność.

Naprawdę rozważałam odłożenie tej książki na bok. Podziwiam umiejętności narracyjne Martina, rozumiem, że chce zasłużyć na miano amerykańskiego Tolkiena i stworzyć swego rodzaju mikroświat. Ale ileż można czytać o tym, przez jakie lasy przejeżdżali, kto z nimi był, kto miał co na tarczy albo na głowie. Rozumiem, że Martin chce nam pokazać intrygi polityczne, ale wątek Brienne nie wnosi niczego w tym temacie. Moja cierpliwość ma swoje limity!

Książka, która z całą pewnością spodoba się najbardziej zagorzałym fanom twórczości Martina (albo tym najbardziej wytrwałym) lub tym, którzy lubią się rozwodzić nad skomplikowanymi spiskami. Jeżeli szukacie akcji, błyskotliwości lub humoru, to nie jest książka dla Was. Brak nuty twórczej ujawnia się już w tym tomie i szczerze mówiąc wątpię, by Martin kiedykolwiek napisał 2 ostatnie tomy serii.

Ta pozycja to nie jest absolutny "must". Obejdziecie się bez tego tomu i może nawet będziecie szczęśliwsi. Ja jakoś przemęczyłam. Katorga! Katorga!

Nie rozumiem, skąd się wzięła taka dobra ocena tej części? I ile pierwszy tom serii był zwyczajnie dobry, a dwa kolejne były pochłaniające i fantastyczne, to czwarty tom „Gry o tron“ jest zwyczajnie nudny! Akcja (albo raczej „rozbudowane opisy") ciągnie się jak flaki z olejem...

Na początku, czytelnik gubi się w tej powieści. Pojawiają się nowi bohaterowie, z punktu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Nigdy ci nie wybaczę!“‚ krzyczałam do niego tamtego wieczoru. Zrobiłam mu to samo co on mnie. Oboje staliśmy się ofiarami brutalnego pasma bólu, nieufności, zemsty.

„Bez uczuć“ to trzymająca w napięciu powieść obyczajowa o utraconej młodzieńczej miłości, zemście i dążeniu do przebaczenia.

Nie jest to takie same arcydzieło jak ,,Przeminęło z wiatrem“, książka nie jest tak samo zabawna jak „Duma i uprzedzenie“, wątek kryminalny nie dorównuje tym z powieści Anne Perry i trudno mi jeszcze odpowiedzieć na pytanie, kogo wolę czytać: Nicholasa Sparksa czy Mię Sheridan? Nie ulega jednak wątpliwości, że jest to bardzo przyjemna lektura, z która zasiedziałam się do trzeciej w nocy.

Wahałam się między oceną dobrą, a bardzo dobrą. Wybieram ocenę bardzo dobrą, bo dawno już nie spędziłam nocy na czytaniu, a tu proszę.

Główną zaletą powieści jest narracja pierwszoosobowa, która pozwala nam śledzić wydarzenia z punktu widzenia zaledwie Lydii, jak i Brogana. Dzięki niej lepiej poznajemy uczucia naszych bohaterów, osobiście bardziej się z nimi zżyłam. Czasami narracja wprowadza istny zamęt w głowie: w punkcie kulminacyjnym powieści zastanawiałam się, czy naprawdę mogę polegać na Broganie jako narratorze.

Podobał mi się także główny bohater, który z pochodzenia jest Irlandczykiem i od czasu do czasu mówił do Lydii po gaelicku. Było to cholernie urocze!

Podobały mi się także sceny erotyczne w powieści. Było ich może z cztery, czyli tyle, ile trzeba. Bez niekończońcych się porównań, bez zbędnego patosu, bez herezji jak u Pani James, bez zbędnego idealizowania bohatera, czy relacji pan-służebnica.

Znalazłam też pewne małe smaczki:
1) Lydia ma na nazwisko „de Havilland“, czyli nosi takie same nazwisko jak odtwórczyni roli Melanie w „Przeminęło z wiatrem“, Olivia de Havilland.
2) Scena, w której Fionn i siostra Brogana namawiają Lydię do wyprowadzenia Brogana z równowagi podczas kolacji przypomina scenę z powieści Judith McNaught ,,Whitney, moja miłość“, gdzie Steven Westmoreland namawia Whitney do zrobienia tego samego z jej bratem.
3) Moment, w którym Fionn i Brogan wychodzą z budynku, by się pobić przypomina mi podobną scenę z „Dziennika Bridget Jones“, gdzie Colin Firth i Hugh Grant tarzają się w śniegu.
Cóż, może się mylę, ale miło było przypomnieć sobie te chwile.

Mam też pewne małe zastrzeżenia co do tłumaczenia. Gdy bohater proponuje obejrzenie filmu w telewizji, Lydia odpowiada „Brzmi dobrze“. Wydawało mi się to trochę dziwne. Nawej jeśli w wersji angielskiej widniało „Sounds great/good/nice", myślę, że tłumacz mógł się pokusić o „Czemu nie?", albo „Z przyjemnością“.

„Nigdy ci nie wybaczę!“‚ krzyczałam do niego tamtego wieczoru. Zrobiłam mu to samo co on mnie. Oboje staliśmy się ofiarami brutalnego pasma bólu, nieufności, zemsty.

„Bez uczuć“ to trzymająca w napięciu powieść obyczajowa o utraconej młodzieńczej miłości, zemście i dążeniu do przebaczenia.

Nie jest to takie same arcydzieło jak ,,Przeminęło z wiatrem“, książka nie jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Takiego zakończenia trzeciego tomu na pewno się nie spodziewacie. Nawet jeśli zobaczyliście trzeci sezon serialu. Nie dam Wam spoilerów, ale i tak się niczego nie spodziewacie! Koniec. Kropka.

Druga część trzeciego tomu trochę przymula. U Aryi nudy (podróżuje z Psem), u Dany nudy (podbija miasta), Stannic ciągle siedzi na Smoczej Skale. Jedynie Jon Snow przygotowuje się do odparcia najazdu Dzikich na Czarną Twierdzę, Samwell wraca do domu, Sansa postanawia uciec z Królewskiej Przystani, a Tyrion czeka sobie spokojnie na śmierć.

I mimo tego, że akcja powieści zdecydowanie zwalnia, to poleje się krew i posypią się trupy. Ta część będzie kluczowa dla rozwoju dalszych wypadków. Nawet jeśli macie już dość,to nie możecie jej ominąć.

Kunszt literacki Martina pozostaje ciągle na tym samym poziomie. Nie potrafię wyjść z podziwu dla bogactwa świata przedstawionego, dla historii rodów i pięknych legend. Przez myśl przebrnęło mi nawet spostrzeżenie, że Pieśń Lodu i Ognia jest lepsza od tolkienowskiego Silmarilionu... Na dużą uwagę zasługują bohaterowie-każdy z nich jest inny i Martinowi udaje się dostosować narrację do osobowości postaci, z punktu widzenia której historia jest opowiadana. Chapeau bas, Panie Martin!
Pozostaje mi sięgnąć po czwarty tom.

Takiego zakończenia trzeciego tomu na pewno się nie spodziewacie. Nawet jeśli zobaczyliście trzeci sezon serialu. Nie dam Wam spoilerów, ale i tak się niczego nie spodziewacie! Koniec. Kropka.

Druga część trzeciego tomu trochę przymula. U Aryi nudy (podróżuje z Psem), u Dany nudy (podbija miasta), Stannic ciągle siedzi na Smoczej Skale. Jedynie Jon Snow przygotowuje się do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam wrażenie, że z każdym kolejnym tomem powieść Martina coraz bardziej się rozkręca. Po 2 tomach powinnam mieć już dość, a tu co, proszę? Nie mogę się oderwać.
W każdym kolejnym tomem czytelnik zanurza się coraz bardziej w świat fantasy. W tej części pojawiają się Inni - zmartwychwstałe trupy, Dzicy, wargowie, olbrzymi. W dodatku Melisandre próbuje pozbyć się wrogów Stannisa za pomocą czarnej magii.
Życie naszych bohaterów coraz bardziej się komplikuje. robb łamie sojusz z lordem Freyem, żeniąc się z śliczną Jeyne Westerling, Jon powoli ulega czarowi dzikiej Ygritte, Sansa zostaje zmuszona do zamążpójścia...

Nawet wątek Daenerys zaczyna się rozkręcać, gdyż młoda khaleesi podbija nowe miasta i uwalnia niewolników. Tyrion jest tak samo zabawny, trudno go nie lubić. Część wydarzeń zostaje opowiedziana z perspektywy Samwella- pokochałam tego sympatycznego grubaska.

Jedyne zastrzeżenie: wątek Aryi staje się niezwykle nudny.Dziewczyna podróżyje po traktach, natyka się na psa, planuje ucieczke i tak w kółko przez cały tom. Myślę‚że autor mógł dać tu sobie spokój.

Treść książki pokrywa się ze serialem, także nic nowego w niej nie znajdziecie.

Mam wrażenie, że z każdym kolejnym tomem powieść Martina coraz bardziej się rozkręca. Po 2 tomach powinnam mieć już dość, a tu co, proszę? Nie mogę się oderwać.
W każdym kolejnym tomem czytelnik zanurza się coraz bardziej w świat fantasy. W tej części pojawiają się Inni - zmartwychwstałe trupy, Dzicy, wargowie, olbrzymi. W dodatku Melisandre próbuje pozbyć się wrogów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

O ile pierwszy tom „Gry o tron“ opisuje fikcyjne krainy i wprowadza wielu różnych bohaterów, tak w drugim tomie nareszcie coś zaczyna się dziać! Drugi tom dostał nazwę „Starcie królów", gdyż po śmierci króla Roberta Baratheona kilku pretendentów staje do walki o żelazny tron: Joffrey Baratheon, domniemany spadkobierca Roberta, bracia Renly i Stannis, okrzyknięty królem Północy Robb Stark, zdrajca Greyjoy, któremu marzy się ekspansja oraz Daenerys Targaryen.

Prawdziwe fantasy zaczyna się dopiero teraz: dorastające smoki, zabijające cienie, niezidentyfikowane niebezpieczeństwo czające się za murem, .... po przeczytaniu tego tomu, byłam tak bardzo przejęta wydarzeniami, że od razu sięgnęłam po trzeci tom.

Doceniam kunszt literacki Martina, ale mam też kilka zastrzeżeń. Jako iż poszczególne rozdziały opisują wydarzenia z perspektywy różnych bohaterów, czytelnik czasami musi przecierpieć wątki dotyczące postaci, które w ogóle go nie interesują. W moim przypadku był to ser Davos, rycerz Stannisa, chciwy Theon Greyjoy i Daenerys. Serialowa Daenerys jest bardzo sympatyczną bohaterką, podczas gdy w książkach jej wątki są nudne jak flaki z olejem. To zarozumiała i rozpieszczona gówniara, które jedynie ględzi o tym, że jest matką smoków, że potrzebna jej armia (rzućcie wszystko i chodźcie robić za mięso armatnie, bo wielka matka smoków tego od was oczekuje!), że należy jej się tron, etc....

Ciężko było mi także przejść przez opis bitwy o królewską przystań. Nie mogłam doczekać się jej końca! Długa, nudna, nic się nie dzieje...

Tak czy inaczej, jeżeli chodzi o akcję to drugi tom „Gry o tron“ jest zdecydowanie lepszy od pierwszego.

O ile pierwszy tom „Gry o tron“ opisuje fikcyjne krainy i wprowadza wielu różnych bohaterów, tak w drugim tomie nareszcie coś zaczyna się dziać! Drugi tom dostał nazwę „Starcie królów", gdyż po śmierci króla Roberta Baratheona kilku pretendentów staje do walki o żelazny tron: Joffrey Baratheon, domniemany spadkobierca Roberta, bracia Renly i Stannis, okrzyknięty królem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„W grze o tron albo się wygrywa, albo się umiera“ powiedziała Cersei Lannister. A ja wam powiem‚ że przy czytaniu albo jest się cierpliwym, albo traci się dobrą zabawę.
Mnie tej cierpliwości zabrakło, postanowiłam wygooglować sobie pewnego bohatera (i tak był przecież martwy) i zaspoilerowałam sobie całą sagę i serię.

Moja przygoda z Grą o tron rozpoczęła się w 2013 roku, zobaczyłam 3 lub 4 sezony serialu i zrobiłam sobie przerwę. Po latach postanowiłam zabrać się za czytanie. Pierwszy sezon serialu jest wierną adaptacją powieści, tak więc ostrzegam, że jeśli dopiero co zobaczyliście pierwszy sezon, to możecie się trochę wynudzić.

Powieść jest dobrze skonstruowana. Każdy rozdział oznaczony jest imieniem osoby, z perspektywy której opowiadane są wydarzenia. Martin tworzy szeroki wachlarz interesujących postaci-każda z nich jest inna, niektóre są bardziej lub mniej zabawne.

Poznajemy Jona Snowa, który jest bękartem Neda Starka, ale przypomina ojca bardziej niż którekolwiek dziecko z prawego łoża.

Jest i Arya- mała feministka, która chce władać mieczem, podczas gdy jej ojciec planuje ją wydać w przyszłości za księcia lub króla. Arya nie znosi typowo kobiecych zajęć i lepiej czuje się w towarzystwie chłopców stajennych. Ta dziewczynka szybko zdobędzie wasze serca.

Jest i Sansa- naiwna nastolatka, która uwielbia czytać romanse i powieści o bohaterach. Sansa pragnie poślubić księcia, ale jej ukochany Jof szybko ukazuje się potworem o pięknej twarzy i złocistych lokach.

Jest i karzeł Tyrion, który bawi nas swoimi komentarzami oraz inni...byłam bardzo rozczarowana postacią Daenerys, która w książce jest dziewczynką bez charakteru. Rozkazuje wszystkim, bo w jej żyłach płynie ponoć smocza krew, ale brakuje jej tego „czegoś". Niby jej małżeństwo z khalem Drogo jest szczęśliwe, ale może to dlatego, że bariera językowa utrudnia im zaangażowanie się w jakikolwiek konflikt. Myślę, że filmowa Dany odniosła duży sukces dzięki swojej urodzie, ale książkowa bohaterka jest po prostu nudna!

Bohaterowie stanowią mocny punkt powieści Martina. Zastanawiacie się, jak potoczą się ich losy, kto zabił Jona Arryna, kto wygra tron? Może i brakuje tutaj szybkich zwrotów akcji, czy napięcia. Ale mimo wszystko chcecie wiedzieć, co będzie dalej...

„W grze o tron albo się wygrywa, albo się umiera“ powiedziała Cersei Lannister. A ja wam powiem‚ że przy czytaniu albo jest się cierpliwym, albo traci się dobrą zabawę.
Mnie tej cierpliwości zabrakło, postanowiłam wygooglować sobie pewnego bohatera (i tak był przecież martwy) i zaspoilerowałam sobie całą sagę i serię.

Moja przygoda z Grą o tron rozpoczęła się w 2013 roku,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Chcecie poznać moją opinię? „Czerwona królowa" to takie sobie połączenie Igrzysk śmierci z X-menami.

Mare Barrow żyje w świecie pełnym podziałów i konfliktów zbrojnych. Dziewczyna należy do Czerwonych, czyli do klasy robotniczej, która klepie biedę i stanowi mięso armatnie w wojnie prowadzącej przez Srebrną monarchię. Srebrni do rasa Panów, ich krew jest srebrna a członkowie poszczególnych rodów posiadają pewne zdolności, takie jak kontrola nad ogniem, stalą, przyrodą lub wodą. Rząd Srebrnych charakteryzuje się popisami siły, gdzie walki na arenie przypominają starcia gladiatorów i manipulacją.

Pewnego dnia los uśmiecha się do Mare i dostaje ona posadę służącej w królewskim pałacu. Niestety, w obliczu nagłego zagrożenia, niezwykły talent Mare postanawia się ujawnić - okazuje się, że nastolatka może władać energią elektryczną. Jako iż Mare staje się osobą publiczną, król nie może skazać jej na śmierć bez wyraźnej przyczyny. Co więcej, jej talent może okazać się pożyteczny. Dziewczyna ze zwykłej złodziejki i służącej staje się nagle narzeczoną księcia Mavena.


Przyznam, że byłam mile zaskoczona. Bohaterka to zwykła nastolatka: czasem zmienna jak chorągiewka na wietrze, czasem pyskata; myśli, że jest dorosła, a tak naprawdę pozostaje naiwnym dzieckiem. Akcja powieści jest dość wartka, co pewnie wynika poniekąd z wykształcenia autorki, która jest scenarzystką. Jest także mały cworokąt miłosny: Mare jest rozdarta pomiędzy swoimi uczuciami do następcy tronu, Cala, jego młodszego brata, Mavena oraz do swojego przyjaciela, Kilorna. Wyłania nam się także obraz głęboko zranionej bohaterki, gdyż Mare dorasta w cieniu młodszej siostry i nigdy nie spełnia oczekiwań swoich rodziców. I być może jej młodzińczy bunt jest poniekąd wynikiem zaniedbania, gdyż Mare postanawia pokazać wszystkim, że może stanąć na wysokości zadania, uratować przyjaciół i zmienić bieg rzeczy. Jej świat jest pełen kłamstw rozpowszechnianych za pomocą telewizji i radia. Życie Srebrnych jest pełne cudów, bogactwa i wygód; życie Czerwonych przypomina piekło. I to właśnie w tym piekle rodzi się podziemie, do którego dziewczyna postanowi dołączyć.

Cóż, niby nic nowego, wszystko gdzieś już tam było, ale i tak dobrze się czyta...

Chcecie poznać moją opinię? „Czerwona królowa" to takie sobie połączenie Igrzysk śmierci z X-menami.

Mare Barrow żyje w świecie pełnym podziałów i konfliktów zbrojnych. Dziewczyna należy do Czerwonych, czyli do klasy robotniczej, która klepie biedę i stanowi mięso armatnie w wojnie prowadzącej przez Srebrną monarchię. Srebrni do rasa Panów, ich krew jest srebrna a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

“Dwór mgieł i furii“ to drugi tom cyklu pt. „Dwór cierni i róż". To jedna z tych książek, które śmiało mogłabym umieścić na półce o nazwie „Tu wleci, tam wyleci“. Czyta się ją szybko i równie szybko zapomina się większość detali. Niemniej jednak jest to lektura bardzo przyjemna i trzeba przyznać, że Pani Maas doskonale wie, jak trzymać czytelnika w napięciu. Nie sposób nie przywiązać się do głównych bohaterów, a zwłaszcza do Feyry i jej sióstr. I mimo iż dialogi mogą się wydawać czasem infantylne, to wartka akcja wynagradza nam w pewnym stopniu pewne braki w powieści.

Opis treści umieszczony na okładce jest jak najbardziej prawidłowy. Jest to powieść o dojrzewaniu, o trudnych wyborach, o konstruowaniu samego siebie. Żegnając się ze światem śmiertelników, Feyra pożegnała się także z okresem dzieciństwa. Powoli dochodzi do niej, że czasami pozory mylą, że jej pierwszy ukochany wcale nie jest taki idealny, na jakiego wygląda. Jej spotkania z Rhysandem pozwalają jej odkryć, czego oczekuje ona od swojego partnera. Tamlin zawiódł ją bowiem pod wieloma względami, a jego zaborczość sprawia, iż Feyra zaczyna się czuć więźniem w swoim pałacu.

W tym tomie czytelnik dowiaduje się, że wojna z królem Hybernu jest nieunikniona. By ocalić swoją rodzinę i mieszkańców wioski, Feyra musi połączyć siły z Rhysandem i jego królewską świtą. Feyra posiada bowiem moce, które prawdopodobnie pomogą zniwelować potęgę magicznego Kotła. Misja Feyry obfituje w zaskakujące zwroty akcji, dzięki którym z całą pewnością nie będziecie się nudzić.

Czekają na nas również nowi bohaterowie-starożytna Amren, sympatyczna Mor oraz skrzydlaci wojownicy Azriel i Cassian. Do akcji wkraczają także siostry Feyry i muszę przyznać, że bardzo polubiłam zimną i pyskatą Nestę. Autorka umiejętnie kieruje losem swoich bohaterów, nie szuka łatwych i przewidywalnych rozwiązań. Książka jest jak petarda, która leży i kwiczy, potem powoli się zapala, a jej ogień tli się wesołotylko po to, by na koniec wybuchnąć i zmusić czytelnika do sięgnięcia po kolejny tom.

W książce znajdziemy także kilka scen erotycznych. Są one dobrze skonstruowane, bez zbędnego patosu, bez miliona niepotrzebnych detali. Zgodzę się, że bywa czasem zmysłowo. Maas umiejętnie dozuje erotyzm pomiędzy statecznymi dialogami a przygodami naszych bohaterów. No i momentami bywa bardzo słodko i romantycznie.

Cóż, ja tam polecam.

“Dwór mgieł i furii“ to drugi tom cyklu pt. „Dwór cierni i róż". To jedna z tych książek, które śmiało mogłabym umieścić na półce o nazwie „Tu wleci, tam wyleci“. Czyta się ją szybko i równie szybko zapomina się większość detali. Niemniej jednak jest to lektura bardzo przyjemna i trzeba przyznać, że Pani Maas doskonale wie, jak trzymać czytelnika w napięciu. Nie sposób nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Istnieją takie książki, które pozostawiają po sobie niesamowitą pustkę. Jest wam smutno, ciągle myślicie o swoich ulubionych bohaterach i ciężko jest wam sięgnąć po inną książkę. Ja właśnie tak się czuję po przeczytaniu „Ptaków ciernistych krzewów". Piękna powieść, od której ciężko jest się oderwać.

Swoją przygodę z „Ptakiami“ rozpoczęłam, gdy jako mała dziewczynka oglądałam z mamą i babcią słynną adaptację powieści z 1983 roku z Richardem Chamberlainem. Historia opowiedziana na ekranie bardzo mną wstrząsnęła, bo jak to tak? Zakochać się w księdzu?! I tak nic z tego nie będzie.
A z drugiej strony potrafiłam trochę zrozumieć biedną Meggie- ojciec Ralph był przecież taki przystojny!

Powieść opisuje losy Meggie od czasów jej dzieciństwa do okresu starości, gdy jej dzieci są już dorosłe. Z wielkim współczuciem obserwowałam pierwsze lata życia tej nieszczęśliwej dziewczynki, która cierpi cierpi z powodu tego, że urodziła się dziewczynką. Meggie jest bowiem jedyną córką państwa Cleary i czytelnik dość szybko zdaje sobie sprawę iż jej matka wolałaby by Meggie urodziła się chłopcem. Jedyną osobą, które okazuje zainteresowanie małą dziewczynką jest jej starszy brat, Frank.

Gdy rodzina przenosi się do Australii, 9-letnia Meggie spotyka ojca Ralpha de Bricassart, który dostrzega samotność Meggie. Ksiądz bardzo przywiązuje się do Meggie i muszę przyznać, że na początku bardzo często zastanawiałam się jak zdefiniować stosunki łączące tych dwoje. Zastanawiałam się, czy tak przypadkiem sławetny ksiądz nie ma tendencji pedofilskich. Z perspektywy czasu wydaje mi się jednak, że zwykła sympatia i przyjaźń pasterza ludzkich dusz dopiero z czasem przekształciły się w prawdziwe uczucie wobec nastoletniej Meggie. Bo pomimo iż trudno jest nam naszkicować w sposób jednoznaczny osobowość dziewczyny, jedno jest pewne: brakuje jej zimnego wyrachowania innych kobiet, które uganiają się za przystojnym Ralphem.

Książka jest bardzo dobrze napisana. Autorka wyróżnia się bardzo wysoką kulturą osobistą, znajomością historii i mitologii. Myślę, że historię Meggie i Ralpha z łatwością można zaliczyć do jednej z najlepszych historii miłosnych w literaturze. A wszystkie wydarzenia rozgrywają się w zielonej Nowej Zelandii, surowej Australii i monumentalnym Watykanie. Obserwujemy losy kobiety, której największym marzeniem jest dom, dzieci i mąż, wokół którego bedzie mogła się krzątać. Okazuje się, że czasami nawet takie z pozoru nieskomplikowane marzenie trudno jest spełnić. I widzimy także mężczyznę, który jest więźniem rodzinnej tradycji, która nakazuje drugiemu synowi w rodzinie pójście do zakonu. Mężczyznę, któremu ciężko jest się wyrwać ze szponów religii i dogmatów, które zostały w nim głeboko zakotwiczone.

I gwarantuję Wam, że będziecie się smucić, złościć i przeklinać celibat wśród księży. Bo czy Bóg naprawdę może wzgardzić dwojgiem zakochanych w sobie ludzi? To Bóg nakazał nam kochać naszego bliźniego, czyż nie?

Zamówiłam właśnie adaptację powieści na dvd. Przewiduję także zakupienie książki w języku angielskim, która stanie kiedyś na honorowym miejscu w mojej biblioteczce. Bo naprawdę warto!

Istnieją takie książki, które pozostawiają po sobie niesamowitą pustkę. Jest wam smutno, ciągle myślicie o swoich ulubionych bohaterach i ciężko jest wam sięgnąć po inną książkę. Ja właśnie tak się czuję po przeczytaniu „Ptaków ciernistych krzewów". Piękna powieść, od której ciężko jest się oderwać.

Swoją przygodę z „Ptakiami“ rozpoczęłam, gdy jako mała dziewczynka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nalini Singh to pisarka stosunkowo mało znana w Polsce. A szkoda, bo pomimo iż jej książki cechują się dużą powtarzalnością schematów, to naprawdę przyjemnie je się czyta.

W serii pt. „Psi i zmiennokształtni“ Singh umiejętnie kombinuje elementy fantastyki i science-fiction. Akcja powieści toczy się bowiem w latach 70-tych XX wieku. Światem rządzą trzy potężne rasy: ludzie ( nikomu chyba nie muszę tłumaczyć, kim oni są), zmiennokształtni (którzy w zasadzie przypominają ludzi, ale potrafią się przemieniać w wilki, pantery, jaguary, niedźwiedzie, etc.) i Psi (rasa „nadludzi“ obdarzona pewnymi zdolnościami, takimi jak telepatia, jasnowidzenie etc., której funkcjonowanie jest zapewnione przez istnienie sieci psychicznej o dziwnej nazwie PsiNet. Psi odłączony od PsiNetu to martwy Psi).

Psi nie odczywają emocji, które stanowią bardzo ważny element w życiu każdego zmiennokształtnego. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest istnienie protokołu Silence, który ma za zadanie niwelować wszystkie emocje tak, aby uniemożliwić rasie Psi stanie się psychopatycznymi mordercami. Psi, który odczuwa emocje, musi zostać poddany reedukacji, po której automatycznie staje się warzywem.

W tej części poznajemy Brennę, zmiennokształtną samicę wilka, która dopiero co została uwolniona ze szpon psychopatycznego Psi. Po tym tragicznym przeżyciu, dziewczyna jest dręczona przez koszmary i nie jest w stanie zmienić się w wilczycę. Dziewczyna znajduje oparcie w Juddzie, byłej żołnierzu, który po odłączeniu się od PsiNetu wraz z rodziną znalazł schronienie wśród członków watahy.

Ale Judd nie może dać Brennie tego, czego potrzebuje jej wilczyca. Judd jest zaprogramowany na zabijanie z zilną krwią, uczucia są mu całkowicie obce. Przynajmniej na początku. Psi powoli zaczyna sobie zdawać sprawę, że protokół Silence nie jest taki bez skazy, na jakiego wygląda. Juddowi zaczyna coraz bardziej zależeć na bezpieczeństwie Brenny. Niestety, im bardziej Judd zbliża się do dziewczyny, tym bardziej jego życie narażone jest na niebezpieczeństwo. Pomimo to, Psi postanawia zrobić wszystko, by ocalić Brennę przed mordercą, który grasuje w pobliżu.

W tej książce znajdziemy nieskomplikowany wątek kryminalny, trochę akcji, napięcie towarzyszące zmianom bohaterów, a także trochę miłości. Bardzo szybko przywiążecie się do bohaterów wykreowanych przez Singh. I mimo iż da się przewidzieć zakończenie książki, naprawdę warto do niej sięgnąć. To taka łatwa, odmóżdżająca lektura na koniec lata.

Nalini Singh to pisarka stosunkowo mało znana w Polsce. A szkoda, bo pomimo iż jej książki cechują się dużą powtarzalnością schematów, to naprawdę przyjemnie je się czyta.

W serii pt. „Psi i zmiennokształtni“ Singh umiejętnie kombinuje elementy fantastyki i science-fiction. Akcja powieści toczy się bowiem w latach 70-tych XX wieku. Światem rządzą trzy potężne rasy: ludzie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy wiedzieliście, że Andrzej Sapkowski zyskał we Francji miano „polskiego Tolkiena"? Jest on, bez wątpienia, jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich pisarzy na świecie.

Nie dajcie się zwieść opisowi - w „Mieczu przeznaczenia“ znajdziemy nie tylko opis polowania na smoka, ale także kilka innych opowiadań.

Między innymi, przyjrzycie się nieco bliżej romansowi Geralta z Yennefer, spotkacie niziołka, któremu przebrzydły doppler ukradł tożsamość, staniecie się pośrednikami księcia Aglovala, który usiłuje przekonać ukochaną syrenę do porzucenia rybiego ogona, a także padniecie ofiarą walecznych driad.

Ale to nie wszystko. Geralt uratuje w lesie małą Ciri i to spotkanie zmieni na zawsze jego życie. Nie chcę Wam zbytnio spoilerować, ale jeśli przeczytaliście pierwszy tom cyklu, to czeka was niemałe zaskoczenie.

Tym razem Sapkowski wrzuca na ruszt legendę o smoku Wawelskim, baśń o Małej Syrence i być może jeszcze inne podania, których pochodzenia nie udało mi się zidentyfikować. Jeśli znajdziecie coś nowego, to możecie dać mi znać! Lektura książki stanowi doskonałą zabawę, gdyż pisarz opowiada nam na nowo historie, które każdy z nas powinien znać z dzieciństwa. Książka jest pełna dobrego humoru, komizmu i niespodziewanych zwrotów akcji. Znajdziemy w niej także sporo przemyśleń dotyczących odnalezienia własnej drogi, poszukiwania sensu życia i wiary w przeznaczenie.

W książce znajdziemy także historię wielkiej miłości. Takiej, do której bohaterowie nie chcą się otwarcie przyznać. Takiej, którą trudno zdefiniować i która staje się przyczyną ciepienia Geralta i Yennefer. I pomimo iż nadal nie pałam zbytnią sympatią do Yennefer, gdzieś tam w środku współczuję czarodziejce, której przyszło drogo zapłacić za swoje moce. Chyba większość z nas lubi czytać historie z happy endem przez co nieraz zapominamy, że prawdziwe życie nie zawsze jest kolorowe. Czytając „Miecz przeznaczenia“ nie mogłam się odpędzić od myśli o „Cierpieniach młodego Wertera“ Goethego. Książka ta bardzo mnie poruszyła w liceum, gdyż wynika z niej, iż jedynie niespełniona i nieszczęśliwa miłość jest szlachetna i godna podziwu.
I jakże prawdziwe jest to stwierdzenie w kontekście Wiedźmina!

Czy wiedzieliście, że Andrzej Sapkowski zyskał we Francji miano „polskiego Tolkiena"? Jest on, bez wątpienia, jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich pisarzy na świecie.

Nie dajcie się zwieść opisowi - w „Mieczu przeznaczenia“ znajdziemy nie tylko opis polowania na smoka, ale także kilka innych opowiadań.

Między innymi, przyjrzycie się nieco bliżej romansowi Geralta...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Dwór cierni i róż“ to takie skrzyżowanie „Igrzysk śmierci“ z baśnią o Pięknej i Bestii, a wszystko to podane w postaci powieści z gatunku New Adult z elementami fantastyki. Jeśli polubiliście Katniss Everdeen, to bez wątpienia polubicie także Feyre.

Dziewiętnastoletnia Feyre podczas polowania zabija z zimną krwią wilka, który okazuje się być jednym z Nieśmiertelnych. Kilka dni później w jej chacie pojawia się nieznajomy, który w zamian za życie swojego poddanego żąda, aby Feyre udała się z nim na Dwór Wiosny. Dziewczyna zgadza się z ciężkim sercem, gdyż obiecała matce na łożu śmierci, iż będzie dbała o swoje siostry i ojca.
Początkowo Feyre planuje ucieczkę z Dworu Wiosny, ale szybko zdaje sobie sprawę, że polubiła mieszkańców pałacu, a przede wszystkim bardzo ceni sobie towarzystwo jego Pana, Tamlina. Feyre jest rozdarta między poczuciem obowiązku, a uczuciem, które powoli w niej kiełkuje. W dodatku nad przyszłością dworu zaczynają krążyć czarne chmury.

Bardzo polubiłam bohaterkę powieści, która pomimo swojego młodego wieku jest bardzo dojrzała. Dysfunkcjonalna rodzina Feyre należy do zubożałej arystokracji. Matka nigdy nie miała czasu dla dziewczynek, a ojciec nie jest w stanie zapewnić utrzymania rodzinie. Feyre nigdy nie nauczyła się czytać, ale za to musiała nauczyć się polować, by móc ocalić swoich bliskich od śmierci głodowej. Szukanie pieniędzy i pożywienia pochłania Feyre bez reszty, a jedyną rozrywką w jej życiu są sekretne spotkania z chłopakiem z jej wioski (który bynajmniej nie uczy jej czytania w ciemnej szopie). Troska jest tym, co łączy ją z Tamlinem, który za wszelką cenę usiłuje uratować swój dwór od tajemniczego niebezpieczeństwa i zdjąć klątwę, która nad nim ciąży. Albowiem wszyscy dworzanie muszą nosić maski balowe na twarzach, co akurat nie bardzo mi się podobało. Nie mam nic przeciwko owłosionym bohaterom, wilkołakom i podobnyl, ale kolorowe maski jakoś do mnie nie przemawiają.

Książka jest wciągająca, dialogi są przemyślane i starannie dopracowane. Uczucie między głównymi bohaterami rozwija się stopniowo, w sposób jak najbardziej autentyczny. Powiedzenie, że od nienawiści do miłości jest jeden krok, znajduje tutaj swoje potwierdzenie. W drugiej połowie książki czeka nas dużo niespodziewanych zwrotów akcji i przede wszystkim nowy czarny charakter pojawia się na horyzoncie. I szczerze mówiąc nie sposób go nie polubić. Autorka umiejętnie manipuluje czytelnikiem, który chce ciągle więcej...

Jest to także powieść o miłości. Romantycznej i nieśmiałej, ale też takiej, która sprawia, że jesteśmy w stanie udać się do samego piekła na spotkanie z diabłem po to, by ocalić ukochaną osobę. Opisy scen łóżkowych także są w porządku - nie jest ich zbyt wiele i są one pozbawione wulgaryzmu i zbędnego lania wody, co po cyklach takich jak „After“ jest miłą odskocznią.

„Dwór cierni i róż“ to takie skrzyżowanie „Igrzysk śmierci“ z baśnią o Pięknej i Bestii, a wszystko to podane w postaci powieści z gatunku New Adult z elementami fantastyki. Jeśli polubiliście Katniss Everdeen, to bez wątpienia polubicie także Feyre.

Dziewiętnastoletnia Feyre podczas polowania zabija z zimną krwią wilka, który okazuje się być jednym z Nieśmiertelnych....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie jestem wielką fanką Tolkiena - nigdy nie udało mi się dokończyć Hobbita ani Władcy Pierścieni. A jednak Tolkien ma na całym świecie rzesze fanów, w Nowej Zelandii można zwiedzić dom Bilba, a nawet świętować Międzynarodowy Dzień Hobbita. Dopiero teraz, po latach, postanowiłam dać drugą szansę twórczości tego pisarza.

I jestem bardzo mile zaskoczona.

Ponoć Tolkien ubolewał nad tym, że Anglicy nie mają jako takiej rodzimej mitologii. Żmudna praca nad Beowulfem mu nie wystarczała. Tak więc Tolkien postanowił stworzyć fikcyjną mitologię Śródziemia. Stworzył mapy, fikcyjnych bohaterów, fałszywe legendy. I cholernie dobrze mu to wyszło! Bo chociaż czytelnik ma świadomość, że czyta stek bzdur, to gdzieś tam w środku chce wierzyć, że te fikcyjne krainy i stworzenia istniały naprawdę.

Silmarillion nie należy to najłatwiejszych książek- trudno jest zapamiętać wszystkie imiona elfów, czy nazwy geograficzne, czy ktyo czyim był synem lub bratem. Ale gdy tylko zaakceptujemy fakt, że Silmarillion nie jest podręcznikiem do historii, czytanie staje się łatwiejsze.

Aspekt mitologiczny w książce jest zdumiewający - domyślam się, że Tolkien inspirował się Biblią i wierzeniami ludów azjatyckich. Czytelnik staje się świadkiem odwiecznej walki dobra ze złem. Obok licznych bitew, drobnych potyczek i zdrad, znajdujemy także w Silmarillionie 3 piękne historie miłosne.

Mimo iż gubiłam się we wszystkich nazwach, nie potrafiłam oderwać się od książki. Niezwykły kunszt literacki, piękny język i wyobraźnia autora podbiły moje serce (jakkolwiek banalnie to brzmi). Myślę, że Silmarillion stanowi doskonały wstęp do Hobbita i do Władcy Pierścieni, tym bardziej, że znajdujemy w nim historię powstania pierścieni, czy informacje o pochodzeniu Gandalfa. Odradzam natomiast czytanie książki w środkach komunikacji publicznej, chyba że hałas nie przeszkadza wam w koncentracji.

Nie jestem wielką fanką Tolkiena - nigdy nie udało mi się dokończyć Hobbita ani Władcy Pierścieni. A jednak Tolkien ma na całym świecie rzesze fanów, w Nowej Zelandii można zwiedzić dom Bilba, a nawet świętować Międzynarodowy Dzień Hobbita. Dopiero teraz, po latach, postanowiłam dać drugą szansę twórczości tego pisarza.

I jestem bardzo mile zaskoczona.

Ponoć Tolkien...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Ostatnie życzenie“ to tak naprawdę zbiór opowiadań o wiedźminie Geralcie z Rivii. Książka ma formę powieści szkatułkowej, gdzie główne opowiadanie pt. „Głos rozsądku“ jest przerywane pomniejszymi opowieściami z życia sławnego wiedźmina.

Szczerze mówiąc dość długo opierałam się przed przeczytaniem tej książki. Pamiętałam, że serial był nudny, efekty specjalne beznadziejne, a w ogóle to polska fantastyke jest ble... Przyznaję się do pomyłki, przepraszam Pana Sapkowskiego za ostrą krytykę i skoro daję wiedźminowi 6 gwiazdek, to tylko dlatego, że dżiny nie należą do moich ulubionych bohaterów literackich i ostatnie 2 rozdziały niesamowicie mi się dłużyły.

Geralta nikomu przedstawiać chyba już nie muszę - zakładam, że większość z Was już go znam. W książce ujęło mnie bogactwo świata przedstawionego - nieznane nam krainy, fantastyczne postacie, magia, legendy‚ które okazują się być prawdziwe. Lektura przypomina trochę zwiedzanie w Luwrze sali z obrazami z epoki romantyzmu, gdzie na obrazach doszukujemy się biblijnych i mitologicznych symboli, a w książce Sapkowskiego próbujemy rozpracować jej intertekstualność. Ba! Znajdziemy w niej nawiązanie do „Pięknej i Bestii“ oraz „Królewny Śnieżki“. Sposób, w jaki autor wykorzystuje te baśnie jest po prostu genialny.

A wszystko to podane nam zostaje z dużą dawką cynizmu i humoru. Bo świat Geralta nie różni się znowu tak bardzo od naszego: po ziemii stąpają Ci sami idioci, biurokracja jest do banii, kodeksem prawnym należało by sobie wiecie co podetrzeć, a dziewczny nie mają w życiu wielkiego wyboru - zostają mężatkami lub czarodziejkami.

W książce pojawia się także jedna z głównych postaci kobiecych z całej serii, czarodziejka Yennefer z Vengerbergu. I o ile uwielbiam Geralta i jego towarzysza, to tej kobiety szczerze nie trawię. Yennefer to silna i niestereotypowa bohaterka, która odbiega od kanonu zapłakanych panienek, ale jej zarozumiałość i władczy ton w ogóle do mnie nie przemawiają. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że w pozostałych tomach będzie jej trochę mniej.

W każdym razie polecam Wiedźmina nawet największym sceptykom. Idealna książka na wakacje - łatwa i zabawna.

„Ostatnie życzenie“ to tak naprawdę zbiór opowiadań o wiedźminie Geralcie z Rivii. Książka ma formę powieści szkatułkowej, gdzie główne opowiadanie pt. „Głos rozsądku“ jest przerywane pomniejszymi opowieściami z życia sławnego wiedźmina.

Szczerze mówiąc dość długo opierałam się przed przeczytaniem tej książki. Pamiętałam, że serial był nudny, efekty specjalne beznadziejne,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Przesilenie“ to czwarty i ostatni tom cyklu pt. „Kwiat paproci". Akcja serii toczy się w alternatywnej Polsce, w której panuje politeizm, bo Mieszko I nie przyjął chrztu. Bohaterka, Gosława Brzózka, musi odbyć roczne praktyki u szeptuchy w Bielinach, by móc dostać licencję na wykonywanie zawodu lekarza. Ta zatwardziała ateistka szybko przekonuje się, że bogowie istnieją naprawdę, a wąpierze i strzygi to nie tylko postacie dobrze jej znane z bajek na dobranoc.

W czwartym tomie Gosia usiłuje przekonać Mieszka, że jest z nim w ciąży. Nie jest to takie łatwe, gdyż mężczyzna miał ponad tysiąc lat na przekonanie się, że jest bezpłodny. W dodatku mama dziewczyny oznajmia jej, że nad kobietami z jej rodziny ciąży klątwa. Kobieta nie akceptuje pozamałżeńskiej ciąży córki, a zarazem nie chce jej wyjawić, z kim zaszła w ciążę jakieś 25 lat wcześniej. Nowi bogowie ukazują się na horyzoncie, a podły Swarożyc zdaje się coś knuć. By przeżyć Dziady i uratować swoje dziecko Gosława będzie musiała pójść na pewne ustępstwa i zawrzeć ryzykowny układ z Welesem. W dodatku Witek-Spaleniec stanowi poważne zagrożenie dla młodej szeptuchy. Jak to się skończy? Kogo będzie musiała zabić Gosia? I najważniejsze: będzie w końcu ta swaćba czy nie?

Przyznam, że bardzo polubiłam bogaterów serii i naprawdę ciężko było mi się z nimi rozstać. Nie zmienia to jednak faktu, że „Przesilenie“ to zdecydowanie najsłabszy tom z serii. Miałam wrażenie, że autorka starała się na siłę, by bohaterka była tak samo zabawna jak w pozostałych częściach. Humor naprawdę zdawał się być bardzo naciągany - tym razem udało mi się wybuchnąć śmiechem jeden jedyny raz gdzieś w połowie książki i szczerze się tym zdziwiłam.

Książka rozkręca się bardzo powoli i jakoś nie potrafiłam się w nią wciągnąć. Dopiero pod koniec zaczyna się coś dziać i czytelnik zaczyna śledzić akcję z zapartym tchem. Może autorce zabrakło pomysłów? A może to wydawnictwo dało jej za mało czasu na napisanie wybitnego zakończenia? Obstawiam, że raczej to drugie. Jak dla mnie seria mogłaby się zakończyć na trzecim tomie.

Mogło być pięknie i zabawnie, ale niestety, gdzieś w środku pozostaje niedosyt i zawód.

„Przesilenie“ to czwarty i ostatni tom cyklu pt. „Kwiat paproci". Akcja serii toczy się w alternatywnej Polsce, w której panuje politeizm, bo Mieszko I nie przyjął chrztu. Bohaterka, Gosława Brzózka, musi odbyć roczne praktyki u szeptuchy w Bielinach, by móc dostać licencję na wykonywanie zawodu lekarza. Ta zatwardziała ateistka szybko przekonuje się, że bogowie istnieją...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Stefan Zweig to austriacki pisarz, który nie jest zbytnio znany w naszym kraju. A szkoda, bo talentu literackiego niejeden mógłby mu pozazdrościć.

Po pierwsze, nie da się pisać o Zweigu bez wzmianki o jego trudnym życiu. Stefan Zweig urodził się bowiem w 1881 roku w Wiedniu, w żydowskiej rodzinie. Pisarz przeżył Pierwszą Wojnę Światową, został nawet wysłany na polski front, gdzie zajmował się archiwizacją danych. Gdy nazizm zaczął gwałtownie zdobywać popularność, Zweig udaje się do Londynu. Po zajęciu Austrii przez nazistowskie Niemcy w 1938 roku, Zweig przyjmuje obywatelstwo brytyjskie. W Londynie kończy pisać swoją powieść. Straciwszy całą nadzieję na poprawę politycznej sytuacji, nie mogąc poradzić sobie z nadchodzącą starością i złym stanem zdrowia żony, pisarz popełnia samobójstwo w Brazylii w 1942 roku.

Zweig należał do austriackiej śmietanki intelektualnej. Pisarz był wielkim fanem Zygmunta Freuda, a jego zainteresowanie psychologią znajduje odbicie w naszej powieści.

Pisarz sprawnie wykorzystuje narracje 1-osobową, by przekazać nam myśli i uczucia głównego bohatera, który, jak można się tego domyślić, ma niemały mętlik w głowie. Akcja powieści ma miejsce w przeddzień Pierwszej Wojny, w małej mieścinie położonej w Cesarstwie austro-węgierskim. Młody oficer Anton Hoffmiller zostaje zaproszony na kolację u lokalnego bogacza, Pana Kekesfalva. Po kolacji, Hoffmiller postanawia poprosić do tańca córkę właściciela domu, Edith. Porucznik nie zdaje sobie sprawy, że dziewczyna jest niepełnosprawna. Gdy Edith wybucha płaczem, Anton ucieka w pałacu. Dręczony wyrzutami sumienia, Anton postanawia wysłać dziewczynie kwiaty. I od tych kwiatów wszystko się zaczyna- Hoffmiller staje się stałym gościem w pałacu, a w nieszczęśliwej dziewczynie zaczyna kiełkować nadzieja na miłość.

I od samego początku wiadomo, że ta historia skończy się tragicznie. Tyle tylko, że szkic psychologiczny głównego bohatera jest bardzo bogaty i wiarygodny, a autor tworzy napęcie na tyle umiejętnie, że czytelnik nie może, po prostu nie może, już odrzucić tej książki w kąt. Bo w niej jest wszystko - dobro, strach, zasady moralne, miłość, żal. Z tego barwnego opisu wyłania się obraz przedwojennego społeczeństwa - pełnego uprzedzeń, stereotypów, niechęci do narodu żydowskiego. Widzily tutaj niszczycielską potęgę pieniądza, a także negatywny wpływ, jakie nasze otoczenie może na nas wywrzeć.Czasami odnosiłam tez wrażenie, że za uczuciami bohatera dotyczącymi wojny kryją się osobiste doświadczenia pisarza ze frontu.

Dawno nie czytałam tak konstruktywnej i prawdziwej książki. Prawdziwa literacka perełka!

Stefan Zweig to austriacki pisarz, który nie jest zbytnio znany w naszym kraju. A szkoda, bo talentu literackiego niejeden mógłby mu pozazdrościć.

Po pierwsze, nie da się pisać o Zweigu bez wzmianki o jego trudnym życiu. Stefan Zweig urodził się bowiem w 1881 roku w Wiedniu, w żydowskiej rodzinie. Pisarz przeżył Pierwszą Wojnę Światową, został nawet wysłany na polski...

więcej Pokaż mimo to