-
Artykuły
Plenerowa kawiarnia i czytelnia wydawnictwa W.A.B. i Lubaszki przy Centrum Nauki KopernikLubimyCzytać2 -
Artykuły
W świecie miłości i marzeń – Zuzanna Kulik i jej „Mała Charlie”LubimyCzytać4 -
Artykuły
Zaczytane wakacje, czyli książki na lato w promocyjnych cenachLubimyCzytać2 -
Artykuły
Ma 62 lata, jest bezdomnym rzymianinem, pochodzi z Polski i właśnie podbija włoską scenę literackąAnna Sierant7
Biblioteczka
To jedna z tych książek, które chce się porzucić, ale czyta się je do końca z litości dla autora - w nadziei, że przecież nie może być aż tak złe i że gdzieś dalej coś się poprawi, że nastąpi jakiś zaskakujący plot twist, albo pojawi się normalna postać, jakiś antagonista z mózgiem lub ktoś wreszcie powie coś odkrywczego.
Niestety.
Książka ma tysiąc stron, ale w pewnym momencie odkryłam, że można zaoszczędzić sporo czasu na omijaniu większości zaangażowanych monologów i dialogów, bo bohaterowie pod względem ideologicznym dzielą się tylko na dwie przeciwstawne grupy (w razie wątpliwości, tych złych można poznać po tym, że wrzeszczą i są brzydcy, dobrych zaś po beznamiętnym tonie i niezłomnym spojrzeniu), których przedstawiciele w każdej scenie powtarzają w kółko to samo i zwykle między sobą. Konfrontacji unika się tu jak ognia, jeśli już do nich dochodzi, to reprezentanci sekcji heroicznej (za wyjątkiem Francisca, który jest wybitnym trollem i daje przynajmniej jedną na całą książkę pożyteczną przemowę wśród sekcji złych - o pieniądzu), mówiąc kolokwialnie "rżną głupa" w odpowiedzi na dziwaczne tezy stawiane przez przedstawicieli sekcji kaprawej, które to tezy mógłby rozbić przeciętny licealista, który w życiu przeczytał coś więcej niż "Plastusiowy Pamiętnik" i odrobił lekcje z logiki na matmie. W dodatku kaprawych uparcie stylizuje się tutaj na ludzi, których kompetencje umysłowe są niewystarczające do zaprogramowania pralki, co jednak wcale nie przeszkadza im przez bez mała całą książkę skakać po głowach inteligentnym herosom wyklętym, nie potrafiącym wpaść (wpaść, nie wykonać, niezdolność do wykonania dałaby się jeszcze wytłumaczyć) w tej sytuacji na nic innego, poza podkuleniem ogona i ucieczka. Jak bardzo groteskowo złe są postaci, jeśli czytelnik czeka, aż wreszcie nastąpi scena, w której James Taggart topi małe kocięta (wiadomo, nie ma nic gorszego niż topienie małych kociąt)?
Książka posiada jeden zaskakujący plot twist, którego jednak mogłoby nie być (i który w sumie chyba nawet nie jest do końca plot twistem, ponieważ nie zmienia w akcji prawie niczego poza dodaniem sugestii na temat cudownego romansu), bo oto nagle powieść pisana przez dojrzałą kobietę nabiera cech opka pióra sentymentalnej nastolatki marzącej o swoim kasztanowowłosym Garym Stu. To druga - obok wrzucenia do realistycznej powieści bohaterów-kukieł - zgrzytająca niekonsekwencja. Całość jest do bólu przewidywalna, kartkuje się kolejne strony tylko w smutnej nadziei na jakieś zaskoczenie, które nie następuje, ewentualnie kibicując kolejnym antagonistom, żeby nie zrobili z siebie kretynów (nie dlatego, że się ich darzy jakąś szczególną sympatią, ale po prostu liczy się na to, że autorka obdarzyła któregoś z nich umysłem, którego poziom niejako legitymizowałby fakt, że niezłomni protagoniści nie dają sobie z nimi rady). Rozwój postaci (w wiadomym kierunku) posiada tak naprawdę tylko Hank (zajmuje mu to zresztą tyle czasu, że doprawdy nie da się nie wątpić w równowagę jego umysłu); reszta, nawet jeśli narrator sugeruje jakąś przemianę - zwłaszcza u złych - tylko się miota. Z całej tej czeredy Ludzi, Którzy Nie Mogą Istnieć najnormalniejszy jest chyba pan Thomson - bo jak na zawodnika z drużyny złych posiada niesamowite pokłady praktyczności - Francisco (przynajmniej, kiedy był trollem, potem coś się popsuło) oraz Eddie Willers - bo jest cudownie, wspaniale normalny - nawet mimo swojej lojalności (zakrawającej nieco o patologię, ale co kto lubi, dziś też mamy wszak pracoholików) - jak na postać stojącą po stronie dobra. Jest to prawdziwa pochwała wdzięcznego i życiowego szaractwa, stanowiąca ożywczy oddech w tym festiwalu niedorzecznie nieskazitelnych kukieł, jakimi są Dagny i spółka.
Najsmutniejsze w tym wszystkim zaś jest to, że pani Rand umiała pisać. Nieco rozwlekłym stylem (ja to tam lubię), ale po przyzwyczajeniu się doń, całkiem dobrym, obfitującym w zgrabne opisy, zwracającym uwagę na postaci drugo- i trzecioplanowe (choć, niestety, raczej na modłę wszystkich innych postaci...). Dlaczego tylko marnowała swój talent na tworzenie tak tępej agitki? Co gorsza, jak udało mi się ustalić, nie jest to wypadek przy pracy i ona taką agitkę z zimną krwią zaplanowała i osiągnęła swój cel. I bynajmniej nie chciała tworzyć satyry na agitki komunistyczne. Zatem po co? Dlaczego?
To jedna z tych książek, które chce się porzucić, ale czyta się je do końca z litości dla autora - w nadziei, że przecież nie może być aż tak złe i że gdzieś dalej coś się poprawi, że nastąpi jakiś zaskakujący plot twist, albo pojawi się normalna postać, jakiś antagonista z mózgiem lub ktoś wreszcie powie coś odkrywczego.
Niestety.
Książka ma tysiąc stron, ale w pewnym...
Dla początkujących, ale chyba w sumie taki też był zamysł.
Dla początkujących, ale chyba w sumie taki też był zamysł.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toCieniutka objętościowo, dobra i zrozumiała jako wprowadzenie dla kogoś, kto nie zna tematu kompletnie, ale zarazem chciałoby się nawet na takim wstępnym poziomie krzyknąć "wiyncyj!".
Cieniutka objętościowo, dobra i zrozumiała jako wprowadzenie dla kogoś, kto nie zna tematu kompletnie, ale zarazem chciałoby się nawet na takim wstępnym poziomie krzyknąć "wiyncyj!".
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Boy pisze, że „Jaszczur” to taka trochę „Komedia Ludzka” w pigułce. I być może ma rację. Z jednej strony to dobrze, z drugiej – niezbyt. Niezbyt, bo nie da się wątków takiej kobyły nawet w zarysach „upchnąć” w dziełku tej objętości i zrobić to dobrze. Dodatkowo jest tu coś, czego u Balzaca zwykle nie ma – element fantastyczny – oraz coś, co bywa, że się pojawia – romantyzm. O ile nie mam nic przeciwko temu pierwszemu, bo osobliwie miesza się z realizmem, o tyle to drugie u tego autora zawsze mnie jakoś razi. Nie wiem, w „Dwóch poetach” mogę i trzy razy pod rząd przeczytać wywód o produkcji papieru, ale tutaj niekończący się opis magazynu mnie dobija. Jak lubię nierozgarniętych, zdolnych i biednych bohaterów, ale to już jest przesada.
O właśnie, główny bohater. Jest go tu wyjątkowo dużo, przez sporą połać książki jest praktycznie narratorem. I sprawia wrażenie żałosnego idioty. Co samo w sobie nie byłoby złe, żałosny idiota może być ciekawą i wcale nie irytującą postacią, jeśli wzbudza we mnie sympatię lub przynajmniej współczucie. Taki Lucuś Chardon przecież też jest głupiutki i popełnią ciąg spektakularnych błędów, a jednak da się go lubić i pożałować – w końcu na niego naprawdę ludzie dybią (tych porównań do Lucusiem można by tutaj wymienić więcej). Rafael de Valentin zaś jest zwykłym pretensjonalnym bucem. PATRZCIE JAKI JESTEM GENIALNY. NIE ROZUMIEJĄ MNIE. STRASZNI MIESZCZANIE, KTÓRZY MAJĄ PIENIĄDZE (ale spoko, dalej będę od nich pożyczał). JESTEM TAKI NIESZCZĘŚLIWY (nawet nie napisałem żonie, gdzie jestem, ona tam się gdzieś pewnie zapłakuje, ale co tam, nawet o niej nie wspomnę podczas swojej zdrowotnej wycieczki).
Dalej (a raczej bliżej). Uganianie się za Fedorą. To jakaś tragedia okrutna. Najpierw wszyscy mu mówią, że nie podoła. Potem sama Fedora otwarcie go informuje, że nie da rady, nic z tego. Ale, nie on dalej się w to bawi. A potem nagle wielki ból duszy, OJEJ JEDNAK SIĘ NIE UDAŁO, CO ZA OKROPNA KOBIETA. Cytując Emila: „Jesteś nudny jak komentarz do paragrafu.”
Paulina. Mogła być naprawdę fajną postacią. Poznajemy ją jako bardzo rozsądną, współczującą i inteligentną. Ma dobre serce. Aż szkoda jej dla tego idioty, który tylko wzdycha, jaka ona będzie biedna, ale do łba mu nie przyjdzie, żeby jej wyjaśnić o co chodzi. A potem przychodzi ostatnia scena i następuje coś, co w niektórych kręgach nazywa się „zeszmaceniem postaci”… Niestety, Balzac chyba nie dał się biedaczce zrehabilitować, bo o ile wiem, nie pojawia się ona w innych częściach „Komedii Ludzkiej”. Podobnie zresztą jak Fedora. Boy nazywa obydwie „majakami czystej wyobraźni” – być może dlatego nie spotkamy ich już więcej? Ich miejsce zajmą o wiele bardziej „krwiste” postaci kobiece.
Z innych bohaterów (skoro już przy tym jesteśmy). Fedorze – nawet jeśli jest majakiem – życzę wszystkiego najlepszego, wspaniała, majestatyczna osoba, mimo monobrwi – traktuje tych polujących fircyków ich własną bronią, czyli tak, jak na to zasługują. Drugi plan roi się od znajomych nazwisk: Rastignac, Bixiou, Bianchon czy Finot. Oczywiście ich postaci są jeszcze w powijakach (nie tyle w sensie chronologicznym, co twórczym, autor tu się dopiero uczy ciosać).
Oczywiście, są też rzeczy, które mi się musiały spodobać (nawet jeśli bierze w nich udział ten kretyn, Rafael). Narzekałam na opis magazynu, ale na opis popijawy już mi narzekać nie wypada. Wątek wegetacji głównego bohatera – szkoda, że tak krótki – ma w sobie coś z późniejszych opisów słynnych skąpców. Wszystkie rozterki finansowe czy poświęcanie ostatnich franków zapowiadają Balzaca, którego znamy. Przyrodnicy i próby rozciągnięcia jaszczura zaiste urocze, aż żal, że nie przyszło im do głowy spróbować „zhackować” talizman i zażyczyć sobie, by sam się rozciągnął albo żeby nie spełniał każdego życzenia. Czy oni się w ogóle liczyli z możliwością zniszczenia skóry w wyniku tych wszystkich prób? Jak by się to dla Rafaela skończyło? Dlaczego zresztą nie powiedział o niczym Paulinie?
Jest to mimo wszystko lektura ciekawa. Dla mnie, bo widzę jak wyewoluował później autor. Dodatkowo można by ją nawet polecić nie-balzakistom (jeśli przebrną przez wszystkie piętra nieszczęsnego magazynu - albo to, albo produkcja papieru).
Boy pisze, że „Jaszczur” to taka trochę „Komedia Ludzka” w pigułce. I być może ma rację. Z jednej strony to dobrze, z drugiej – niezbyt. Niezbyt, bo nie da się wątków takiej kobyły nawet w zarysach „upchnąć” w dziełku tej objętości i zrobić to dobrze. Dodatkowo jest tu coś, czego u Balzaca zwykle nie ma – element fantastyczny – oraz coś, co bywa, że się pojawia – romantyzm....
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to