-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik254
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2020-11-10
Nie można odmówić autorowi pomysłu i kreatywności, wnikliwości w zwierzęcą naturę człowieka w czasach kryzysu oraz nieunikania tych trudnych tematów, pisząc o nich prosto z mostu, jakby sam Saramago mówił nam o tym przy obiedzie, wspominając zwykły dzień w pracy. Żyjąc w XXI wieku, gdzie wszystko musi być czyste i piękne, ciężko przełknąć taki widok upokorzenia i nędzy człowieka przez jedną ułomność. Sama książka ma wielowymiarowy wydźwięk, choroba może być brana przez czytelnika dosłownie, jak i symbolicznie, na co nakierowuje nas autor, a wszystko wokół choroby to ciekawa rozprawa na temat funkcjonowania naszego społeczeństwa i rządzenia nim.
Pominięcie typowych dialogów sprawia, że czytamy jednym tchem, ale dobrze rozumiemy, kto co powiedział. Jedno, szybkie tempo, przychodzi i odchodzi jak i wszystko, co dla nas dobre i wygodne oraz wręcz przeciwnie.
Saramago czerpie mądrości ze starych przysłów, które przemienia tak, by pasowały do jego historii, tworząc momentami... bełkot. Analiza psychiczna postaci i ich potencjał też do końca nie zostały wykorzystane, przewija się duża naiwność w fabule. Mimo wszystko, warte przeczytania.
Nie można odmówić autorowi pomysłu i kreatywności, wnikliwości w zwierzęcą naturę człowieka w czasach kryzysu oraz nieunikania tych trudnych tematów, pisząc o nich prosto z mostu, jakby sam Saramago mówił nam o tym przy obiedzie, wspominając zwykły dzień w pracy. Żyjąc w XXI wieku, gdzie wszystko musi być czyste i piękne, ciężko przełknąć taki widok upokorzenia i nędzy...
więcej mniej Pokaż mimo to
Współczucie i złość ogarniają mnie po przeczytaniu tej książki.
Z pozoru książka prosta, przedstawiająca opowieść o jednym plemieniu, które żyło w zgodzie i we własnym porządku, dopóki swojej stopy na nieswoim lądzie nie postawił biały chrześcijanin.
Achebe nas, Europejczyków, nie ocenia, nie wprost, ale oczywistą sprawą jest, że przez "Wszystko rozpada się" policzkuje białych ludzi, z czym ciężko się nie zgodzić. Czelność kolonizatorów, narzucanie swoich wierzeń, swoich poglądów, swojego modelu rządzenia, spostrzegania rzeczywistości, "nawracania" ludzi jest paskudna. Bo to plemię wcale tego nie potrzebowało. Radziło sobie po swojemu, uznawało to za właściwe i ta różnorodność jest piękna, i nie powinna być tknięta europejską chęcią poszerzania terytoriów. Afryka została skrzywdzona i gdyby nie książki jak ta, nie dowiedzielibyśmy się jak bardzo.
Cieszę się, że ta pozycja wpadła w moje ręce. Odwróciła mój punkt widzenia i pozostawiła mnie z rozmyślaniem, jak to by wyglądał świat, gdyby Afryka mogła rozwijać się swoim tempem, bez białej "pomocy".
Współczucie i złość ogarniają mnie po przeczytaniu tej książki.
więcej Pokaż mimo toZ pozoru książka prosta, przedstawiająca opowieść o jednym plemieniu, które żyło w zgodzie i we własnym porządku, dopóki swojej stopy na nieswoim lądzie nie postawił biały chrześcijanin.
Achebe nas, Europejczyków, nie ocenia, nie wprost, ale oczywistą sprawą jest, że przez "Wszystko rozpada się" policzkuje...