-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać455
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2023-09-01
2018-08-14
2022-12-23
„Dziwne losy Jane Eyre”, czy też sama „Jane Eyre” (bo w oryginalnym tytule nie ma żadnych „dziwnych losów”) zdecydowanie zdołała trafić do mojego serca.
Jane ogromnie zaimponowała mi swoją wewnętrzną siłą – prawdziwie wewnętrzną, bo niezależną od zewnętrznych okoliczności. Choć nie można przecież powiedzieć, że takie wydarzenia na nią nie wpływają, bo wpływają i dotykają ją jak każdego. A jednak Jane Eyre jest przy tym w stanie wykazać się odwagą, niezależnością i to już od dzieciństwa, czym ogromnie zaskoczyła mnie na pierwszych stronach powieści. Zasady, które wewnętrznie uzna za swoje, stają się dla niej kompasem, za którego wskazówkami niestrudzenie podąża. Jednocześnie jej przemyślenia, jej pragnienie niezależności nieraz wykraczają (niestety) poza realia XIX wieku. To bardzo złożona bohaterka, do której zapałałam ogromną sympatią i z serca jej kibicowałam.
Fabuła „Dziwnych losów Jane Eyre” była dla mnie całkowitą niewiadomą, dlatego kilkukrotnie zaskoczył mnie bieg wypadków. Pan Rochester ma trudny charakter i potrafi zachować się paskudnie, ale tak się składa, że wolę go od Pana Darcy’ego. A poza tym? To zdecydowanie książka, do której kiedyś wrócę i wtedy zadbam o to, by na stałe zagościła na mojej półce. Z pozaznaczanymi ulubionymi cytatami.
„Dziwne losy Jane Eyre”, czy też sama „Jane Eyre” (bo w oryginalnym tytule nie ma żadnych „dziwnych losów”) zdecydowanie zdołała trafić do mojego serca.
Jane ogromnie zaimponowała mi swoją wewnętrzną siłą – prawdziwie wewnętrzną, bo niezależną od zewnętrznych okoliczności. Choć nie można przecież powiedzieć, że takie wydarzenia na nią nie wpływają, bo wpływają i dotykają...
2023-02-28
Lazlo Strange to człowiek z prawdziwą pasją. Największym pragnieniem młodego bibliotekarza, który każdą wolną chwilę poświęca rozmarzaniom o Niewidocznym Mieście, jest zobaczenie miejsca z dawnych opowieści na własne oczy. Zdaje sobie jednak sprawę, że wydaje się to cokolwiek nierealne, jeżeli o przedmiocie jego rozmyślań nie słyszano od dwustu lat, a wszelkie dawne opowieści o nim wkłada się między bajki. Ale przecież to marzenie wybiera marzyciela, a nie odwrotnie.
Już na pierwszy rzut oka "Marzyciel" Laini Taylor urzeka: okładką, językiem i klimatem. Książka jest rewelacyjnie napisana, z wykorzystaniem bogatego słownictwa, więc w tym momencie gratuluję też tłumaczowi, bo czyta się znakomicie. Świetnie brzmią też przetłumaczone nazwy własne. Mam wrażenie, że czytając tę książkę, uświadomiłam sobie jak piękny w gruncie rzeczy może być nasz, polski język i że niektóre związki wyrazowe faktycznie brzmią - jakby to określił Lazlo - jak kaligrafia miodem.
Dobrze, że blurb z tyłu okładki nie zdradza zbyt wiele, bo o tej książce naprawdę najlepiej jest wiedzieć jak najmniej. Świat rozpościera się przed nami bardzo powoli i stopniowo odsłania swoje tajemnice, aż do samego końca. Uwielbiam, kiedy autor decyduje się zrezygnować z ekspozycji na rzecz takiego prowadzenia fabuły.
Sama historia ma w sobie dużo oryginalności. Pod pewnymi względami mogłaby przypominać "Magonię", ale tylko pozornie, bo w rzeczywistości te książki są zupełnie inne. W "Marzycielu" jest według mnie więcej głębi; od początku intrygowała mnie postać tytułowego bohatera - osoby z głową w chmurach, a nosem w książce, która jednak zdaje sobie sprawę, że nie jest to metoda pozwalająca w pełni poznać świat. Podobał mi się również wątek wewnętrznych konfliktów, targających człowiekiem oraz różnice w poglądach racjonalisty i marzyciela. Bohaterów poznajemy od różnych stron - nie są krystalicznie czyści ani też dogłębnie źli.
Trzeba zauważyć, że Laini Taylor bezczelnie wodzi czytelnika za nos. W czasie lektury podążałam wytyczoną przez nią ścieżką, nie wiedząc, że doprowadzi mnie ona do przepaści emocjonalnej. Udało jej się mnie zszokować, a zakończenie książki zdaniem "Bo nie był to koniec tej opowieści", po prostu mnie dobiło.
Co do wad, troszeczkę zirytowało mnie zbytnie rozdrabnianie się - nie mam na myśli oddziałujących na wyobraźnię opisów miejsc, lecz... kilkustronicowy opis pocałunku to dla mnie trochę za wiele. Bardziej podobała mi się też pierwsza połowa książki, bo miała w sobie więcej magicznej aury i atmosfery tajemniczości. Później więcej było typowej fantastyki, przez co trochę obawiam się o drugi tom. Jeżeli fabuła będzie dalej zmierzać w tym kierunku, "Muza Koszmarów" może niestety stracić na jakości, a to byłoby naprawdę przykre.
Z trudną do zniesienia niecierpliwością czekam na drugi tom i liczę na to, że spełni moje wymagania, choć jednocześnie jestem też pełna obaw. "Marzyciela" z całego serca polecam, szczególnie tym, którzy potrafią docenić piękno języka i których chwyta za serce nie tylko fabuła, ale też narracja.
Lazlo Strange to człowiek z prawdziwą pasją. Największym pragnieniem młodego bibliotekarza, który każdą wolną chwilę poświęca rozmarzaniom o Niewidocznym Mieście, jest zobaczenie miejsca z dawnych opowieści na własne oczy. Zdaje sobie jednak sprawę, że wydaje się to cokolwiek nierealne, jeżeli o przedmiocie jego rozmyślań nie słyszano od dwustu lat, a wszelkie dawne...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-02-13
Ruiny naszego świata, który po nieznanym kataklizmie stał się obcym miejscem. Dwie sylwetki na drodze – ojciec i syn. Wola przetrwania, którą coraz trudniej jest zachować. Miłość, poświęcenie i odwaga. Ale czy wystarczy jej, żeby zrobić to, co dla dziecka najlepsze? Skąd można w ogóle wiedzieć, co będzie najlepsze? I czy ta droga dokądś prowadzi?
Słuchałam tej książki w audiobooku, ale często otwierałam wersję tekstową, wracając do najbardziej przejmujących cytatów. „Droga” jest niestandardowo napisana – przy dialogach brak myślników, co zaciera granicę między myślą niewypowiedzianą, a tą wyszeptaną czy wyrażoną głośno. Brakuje jakichkolwiek wskazań na ton wypowiedzi, a i opisów emocji jest niewiele. Dlatego czytając, lektor w dużej mierze dokonywał własnej interpretacji. A słuchanie bolało.
Fragmentami występują tu wszystkie trzy narracje: pierwszo- i trzecioosobowa, jak i drugoosobowa (tak rzadko spotykana, że aż dziwnie brzmi). Wspomnienia bohatera dopominają się o siebie w środku akcji, a wprowadzenie retrospekcji nie jest zaznaczone nawet linijką odstępu. Tu również lektor robił pauzy, których w tekście nie ma. Zakładam, że chaos i pozorna beznamiętność dialogów (w których często odpowiedź ojca jest właściwie powtórzeniem pytania syna) jest celowa, ale jednak może być przeszkodą w pełnym zaangażowaniu się w historię.
Ja tymczasem zaangażowałam się całą sobą. Myślami wciąż byłam z bohaterami „Drogi”, nawet gdy robiłam coś zupełnie innego. Autentycznie cały czas myślałam o tej książce. Z napięciem czekałam na każde kolejne wypowiedziane słowo. Z przerażeniem obserwowałam okrucieństwo tego świata i to, co potrafi zrobić z dobrymi przecież ludźmi. Niektóre fragmenty to było dla mnie za wiele. Wreszcie, popłakałam się, a to naprawdę rzadko mi się zdarza.
Nie potrafię wartościować zakończenia jako dobrego lub złego albo zastanawiać się, czy autor domknął wszystkie wątki. Odbierałam tę historię na zupełnie innym poziomie, tak, jakby była prawdziwa. Nie potrafię ocenić decyzji bohaterów ani ich emocji. Po prostu ze ściśniętym gardłem czekałam na koniec tej wędrówki. Mając wrażenie, że nadziei już nie ma, umarła razem z odchodzącym światem.
Nie mam pojęcia w jakim stopniu oceniam audiobook, a w jakim samą książkę, ale jest to 10/10, bo po prostu nie potrafię inaczej. Dla takich historii czytam.
(Audiobook czytał Krzysztof Gosztyła.)
Ruiny naszego świata, który po nieznanym kataklizmie stał się obcym miejscem. Dwie sylwetki na drodze – ojciec i syn. Wola przetrwania, którą coraz trudniej jest zachować. Miłość, poświęcenie i odwaga. Ale czy wystarczy jej, żeby zrobić to, co dla dziecka najlepsze? Skąd można w ogóle wiedzieć, co będzie najlepsze? I czy ta droga dokądś prowadzi?
Słuchałam tej książki w...
2019-06-01
2022-05-13
"ᴛᴇɴ ɴɪᴇᴘᴏᴢᴏʀɴʏ ʀᴜᴄʜ ʙɪᴇʟɪ ɪ ᴄᴢᴇʀᴡɪᴇɴɪ ᴡʏᴅᴀᴌ ᴍᴜ sɪę ɴɪᴇᴢᴡʏᴋᴌʏ, ᴘᴏɴɪᴇᴡᴀż ɴᴀɢʟᴇ ᴢᴀᴄᴢąᴌ ᴢɴᴀᴄᴢʏć ᴄᴏś ᴢᴜᴘᴇᴌɴɪᴇ ɪɴɴᴇɢᴏ ɴɪż ᴅᴏᴛʏᴄʜᴄᴢᴀs.
ᴛᴇɴ ᴏɢɪᴇń ɴɪᴇ sᴘᴀʟᴀᴌ, ʟᴇᴄᴢ ᴏɢʀᴢᴇᴡᴀᴌ."
"451 stopni Fahrenheita" to opowieść o Montagu, który jest strażakiem. Praca strażaków przyszłości polega jednak na wzniecaniu pożarów, a nie ich gaszeniu – Montag zajmuje się paleniem książek, ponieważ ich czytanie, a nawet posiadanie, jest zakazane. Kiedy jednak na jego drodze staje pewna młoda dziewczyna, Montag zaczyna kwestionować swoją rolę w tym postliterackim świecie.
Książka Raya Bradbury’ego należy do klasyki science fiction i aż nie mogę uwierzyć, że można ją obecnie kupić tylko z drugiej ręki (halo, czy resztę egzemplarzy spalono?). W przedstawionym mieście przyszłości trwa "jakaś wojna", której nikt nie zauważa; wszyscy żyją w pędzie, nie budują prawdziwych relacji, godzinami wpatrują się w ścianowizor (a w miarę kiedy zajmuje on kolejne ściany, coraz bardziej wsiąkają w fałszywą rzeczywistość). Główny bohater doświadcza przebudzenia pod wpływem tajemniczej dziewczyny, od której bije młodzieńcza energia i ciekawość świata. Z jednej strony Clarisse jest jedyną normalną na tym świecie, z drugiej – wydaje się, jakby spadła z Księżyca i wcale do tego świata nie należała. Montag zaczyna podejmować próby wyzwolenia się z tej pustki, naprawienia relacji z żoną i nadania celu własnemu życiu. Niestety, wydają się one skazane na niepowodzenie.
"ᴀ ᴛʏ ᴄᴏ ᴅᴀᴌᴇś ᴍɪᴀsᴛᴜ, ᴍᴏɴᴛᴀɢ?
ᴘᴏᴘɪᴏᴌʏ.
ᴀ ᴄᴏ ᴘᴏᴢᴏsᴛᴀʟɪ ᴅᴀʟɪ sᴏʙɪᴇ ɴᴀᴡᴢᴀᴊᴇᴍ?
ɴɪᴄᴏść."
"451 stopni Fahrenheita" to niesamowicie dobrze napisana powieść, która jest kopalnią cytatów. Widzimy w niej społeczeństwo, które żyje, nie żyjąc i nic po sobie nie pozostawia. Społeczeństwo, które wybrało ogłupienie… w imię tego, że nie chciało nigdy czuć się głupie.
"ᴛᴇɴ ɴɪᴇᴘᴏᴢᴏʀɴʏ ʀᴜᴄʜ ʙɪᴇʟɪ ɪ ᴄᴢᴇʀᴡɪᴇɴɪ ᴡʏᴅᴀᴌ ᴍᴜ sɪę ɴɪᴇᴢᴡʏᴋᴌʏ, ᴘᴏɴɪᴇᴡᴀż ɴᴀɢʟᴇ ᴢᴀᴄᴢąᴌ ᴢɴᴀᴄᴢʏć ᴄᴏś ᴢᴜᴘᴇᴌɴɪᴇ ɪɴɴᴇɢᴏ ɴɪż ᴅᴏᴛʏᴄʜᴄᴢᴀs.
ᴛᴇɴ ᴏɢɪᴇń ɴɪᴇ sᴘᴀʟᴀᴌ, ʟᴇᴄᴢ ᴏɢʀᴢᴇᴡᴀᴌ."
"451 stopni Fahrenheita" to opowieść o Montagu, który jest strażakiem. Praca strażaków przyszłości polega jednak na wzniecaniu pożarów, a nie ich gaszeniu – Montag zajmuje się paleniem książek, ponieważ ich...
2022-09-23
Ostateczne starcie między mrokiem a światłem. Ostatni desperacki wysiłek, by ocalić bliźniacze Londyny. Ale czy w walce z nienaturalnym wrogiem, który burzy równowagę magii, moc antarich wystarczy?
„Wyczarowanie światła” powraca do znanych wątków, ale też przenosi historię w swej złożoności na wyższy poziom. Aha, i przy okazji już na dobre kradnie moje serce.
Kell to moja bratnia dusza. Razem z nim chmurzę się na myśl, że bywa jedynym racjonalnym człowiekiem wśród bandy lekkoduchów. Jego dynamika z innymi postaciami to po systemie magicznym mój ulubiony element serii. Relacja z Lilą, Rhyem, Hollandem czy Alucardem – każda z nich jest inna i każda wypada równie świetnie, co daje pretekst do kilku genialnych dialogów.
Pojawiające się retrospekcje dotyczące Hollanda pozwalają nam głębiej spojrzeć na tę od początku interesującą i niejednoznaczną postać. Kell naprawdę mógł być na jego miejscu – i jest szczęściarzem, że nie był. Kiedy spojrzymy na bieg fabuły to widzimy, że Holland robi ludziom to samo, co zrobiono jemu. Po tych wszystkich latach zniewolenia po prostu nie umie inaczej...
Jestem tą trylogią całkowicie zauroczona, ale, gwoli ścisłości, muszę wspomnieć o kilku słabych punktach. Po pierwsze, Lila bywa irytującą postacią. Jej brawura i pewność siebie sięgają monstrualnych rozmiarów i czasem zupełnie zaćmiewają u niej jakiekolwiek przejawy rozsądku. Rozumiem, że Lila ma stanowić przeciwwagę dla Kella, ale i tak czasem chciałoby się nią porządnie potrząsnąć.
Trzeba też przyznać, że fabuła wręcz kipi od dramatycznych wydarzeń, które mają utrzymać tempo akcji i zaangażowanie czytelnika. Schwab dręczy swoich bohaterów na każdej stronie. Czasami przydałoby się trochę oddechu, wtedy jeszcze bardziej przeżywalibyśmy następną niebezpieczną sytuację, w jakiej znajdą się postacie.
Jestem świadoma tych braków, ale… to niczego nie zmienia, wiecie? Zakochałam się w tych magicznych, równoległych Londynach, zżyłam się z bohaterami, zapamiętałam wszystkie rozkazy krwi (XD) i z zapałem czytałam emocjonujące i dynamiczne pojedynki rodem z anime 😉.
Dołączam do fanów serii i razem z nimi nie mówię tej historii „żegnaj”, tylko „anoshe”.
Ostateczne starcie między mrokiem a światłem. Ostatni desperacki wysiłek, by ocalić bliźniacze Londyny. Ale czy w walce z nienaturalnym wrogiem, który burzy równowagę magii, moc antarich wystarczy?
„Wyczarowanie światła” powraca do znanych wątków, ale też przenosi historię w swej złożoności na wyższy poziom. Aha, i przy okazji już na dobre kradnie moje serce.
Kell to moja...
2022-08-26
2022-07-31
Szary Londyn – XIX-wieczny i pozbawiony magii. Czerwony Londyn – w którym ludzie i magia żyją w równowadze. Biały Londyn – gdzie ludzie toczą wojnę o magię, próbując ją ujarzmić. Był jeszcze Czarny Londyn – dziś stanowi ostrzeżenie przed tym, by nie pozwolić magii sobą zawładnąć.
Kiedy niebezpieczeństwo zagrozi im wszystkim, tylko władający magią krwi Kell będzie mógł je ocalić. Pomoże mu w tym zadziorna złodziejka Lila, która marzy o byciu piratką.
Co to była za napakowana akcją historia! Zazwyczaj wolę, gdy fabuła rozgrywa się niespiesznie – tutaj akcja gnała na łeb na szyję, a jednak bawiłam się znakomicie. Już na samym początku czytania przyszło mi na myśl, że w „Mroczniejszym odcieniu magii” spełnia się to, czego oczekiwałam od „Czasu żniw”, a czego tam nie dostałam. Albo przynajmniej nie dostałam w stopniu satysfakcjonującym.
Mamy tu więc rozbudowany świat i oryginalny system magiczny – dość skomplikowany, ale jednak przejrzyście przedstawiony. Mamy wspaniałe miejsce akcji, czyli Londyn (a nawet cztery alternatywne Londyny). Oraz postacie, do których się od razu przywiązałam. Choć w sumie nie wiem dlaczego, bo ich charaktery nie są tak pogłębione jak np. w „Szóstce wron”. Liczę na to, że w kolejnych tomach poznamy ich lepiej, bo tego nieco mi zabrakło.
Warto dodać, że Kell i Lila mają 21 i 19 lat (czyli trochę więcej niż standardowe i nieco naciągane 16-17). Oraz że nie są żadnymi niezniszczalnymi superbohaterami i ciągle wpadają w kłopoty – co dodaje im wiarygodności, a akcję czyni tak emocjonującą!
PS Magowie krwi (antari) mają jedno oko całkowicie czarne – wypełnia je czysta magia. Fabuła tej książki w dużej mierze skupia się na wewnętrznej walce z mroczną magią… oraz z tą cząstką siebie, która tej magii desperacko pożąda.
Szary Londyn – XIX-wieczny i pozbawiony magii. Czerwony Londyn – w którym ludzie i magia żyją w równowadze. Biały Londyn – gdzie ludzie toczą wojnę o magię, próbując ją ujarzmić. Był jeszcze Czarny Londyn – dziś stanowi ostrzeżenie przed tym, by nie pozwolić magii sobą zawładnąć.
Kiedy niebezpieczeństwo zagrozi im wszystkim, tylko władający magią krwi Kell będzie mógł je...
2022-11-08
2021
"Jeśli ktoś kocha nas aż tak bardzo, to nawet jak odejdzie na zawsze, jego miłość będzie nas zawsze chronić."
Harry'ego Pottera zna prawie każde dziecko - zarówno w świecie magicznym, a dzisiaj nawet w tym naszym, mugolskim. Opowieść o chłopcu, który dowiaduje się, że jest czarodziejem i rozpoczyna naukę w szkole magii - Hogwarcie przyciągnęła miliony fanów na całym świecie. Niejedno dziecko (i nie tylko dziecko) skrycie (lub mniej skrycie) marzy o liście z Hogwartu. Co takiego jest w tej książce, że wszyscy tak ją uwielbiają?
Świat, który został mistrzowsko wykreowany przez J.K. Rowling jest MAGICZNY pod każdym możliwym względem. Świat pełen zaklęć i uroków, dziwnych i pięknych stworzeń, złych i dobrych czarodziejów, a raczej tych, którzy zeszli na złą drogę i tych, którzy pozostali na dobrej. Świat pełen tajemnic, czarodziejskich niespodzianek. Świat, w którym ważna jest przyjaźń, miłość, lojalność, odwaga, poświęcenie... I mnóstwo innych ważnych wartości.
W magiczny sposób przestawiona została przyjaźń, przede wszystkim ta łącząca Harry'ego, Rona i Hermionę. Czytając "Harry'ego Pottera" razem z nimi przeżywamy niesamowite, pełne wrażeń przygody. Przy tej książce z pewnością nie można się nudzić. Historia jest wciągająca i nie daje o sobie zapomnieć jeszcze długo po przeczytaniu.
Powieści J.K. Rowling zdecydowanie zasługują na rozgłos, jaki osiągnęły. Są kluczem do innego świata, w którym każdy choć przez chwilę może stać się czarodziejem i uczyć się w Hogwarcie.
Gorąco polecam!
"Jeśli ktoś kocha nas aż tak bardzo, to nawet jak odejdzie na zawsze, jego miłość będzie nas zawsze chronić."
Harry'ego Pottera zna prawie każde dziecko - zarówno w świecie magicznym, a dzisiaj nawet w tym naszym, mugolskim. Opowieść o chłopcu, który dowiaduje się, że jest czarodziejem i rozpoczyna naukę w szkole magii - Hogwarcie przyciągnęła miliony fanów na całym...
2022-03-18
Gdy ostatnio buszowałam między bibliotecznymi regałami, wpadła mi w oko charakterystyczna żółta okładka "To zdarza się tylko w filmach". I przypomniałam sobie, że kiedyś chciałam tę książkę przeczytać, chyba ze względu na motyw filmów i schematów w nich zawartych.
Powieść rzeczywiście ma w sobie przewrotność, na jaką liczyłam. Audrey, która nosi imię po światowej sławy aktorce i szczerze nienawidzi romasów, bardzo trafnie wychwytuje i nazywa filmowe schematy. Ma za sobą trudne doświadczenia, przez które straciła wiarę w miłość. Szansa na jej odzyskanie pojawia się, gdy Audrey rozpoczyna pracę w miejscowym kinie i poznaje tam Harry'ego...
"To zdarza się tylko w filmach" porusza dużo trudniejsze tematy niż można by się spodziewać. Ani w rodzinie Audrey, ani w jej relacjach z chłopakami nie jest zbyt kolorowo. Zaskoczyło mnie, że książka porusza różne aspekty zauroczenia i bycia w związku - również te niezręcznie i bynajmniej nie romantyczne.
Najbardziej zadziwiające jest to, że poczułam się przez tę książkę z r o z u m i a n a, a nie pamiętam, żeby kiedyś przydarzyło mi się coś takiego. Może to wynikać z tego, że Audrey pod względem charakteru czy doświadczeń jest do mnie podobna.
Najmocniejszym punktem książki było jej zakończenie. Nie wiem, jakie obyczajówki mlodzieżowe mieliście okazję czytać, ale te, które ja czytałam, to pozycje sprzed dobrych paru lat. Może teraz inaczej się je pisze. Pewnie istnieją inne takie młodzieżówki, które są w stanie pogodzić dwie skrajności - być nieoczywiste, a zarazem traktować o zwyczajnych, normalnych problemach. Jednak w moim osobistym rankingu "To zdarza się tylko w filmach" bardzo się wyróżnia na tle innych książek o podobnej tematyce.
Gdy ostatnio buszowałam między bibliotecznymi regałami, wpadła mi w oko charakterystyczna żółta okładka "To zdarza się tylko w filmach". I przypomniałam sobie, że kiedyś chciałam tę książkę przeczytać, chyba ze względu na motyw filmów i schematów w nich zawartych.
Powieść rzeczywiście ma w sobie przewrotność, na jaką liczyłam. Audrey, która nosi imię po światowej sławy...
2015-11-28
Wren i Cath to bliźniaczki, prezentujące zupełnie różne typy osobowości. Wren jest pewną siebie ekstrawertyczką, lubi imprezować i poznawać ludzi. Świat Cath kręci się wokół książek, a konkretnie wokół jednej serii - jest fanką nastoletniego czarodzieja Simona Snowa. Oprócz tego, że jest fanką nad fankami, ma także własnych fanów i pod nickiem Magicath publikuje w internecie fanfiction o Simonie. Życie Cath zmienia się, gdy zaczyna uczęszczać do collegu. Nie wie, że być może czekają ją naprawdę wielkie zmiany...
Zdecydowałam się sięgnąć po tę książkę, ponieważ zainteresował mnie pomysł napisania książki o...ludziach kochających książki. Niejednokrotnie podczas czytania myślałam sobie "to takie prawdziwe..." i "skąd ja to znam..." Nic dziwnego, że każdy książkoholik w mniejszym lub większym stopniu, utożsamia się z główną bohaterką.
"Fangirl" była taka...inna. Nigdy nie czytałam czegoś takiego. Była niezwykle zabawna, podczas jej czytania co chwila śmiałam się do kartek, prychałam i w ogóle wydawałam z siebie dziwne dźwięki. :) Obejmowała duży zakres tematów i nie czuło się, że są one "wepchnięte na siłę". Przedstawiono relacje na linii siostra-siostra, córka-tata, nie zabrakło wątku miłosnego, opisania trudnej sztuki pisania, tworzenia fanfiction ani oczywiście bezgranicznej miłości do książek.
Bardzo podobał mi się też pomysł umieszczania po każdym rozdziale fragmentu opowieści o Simonie Snow, co też dało ciekawy efekt.
Nie ma chyba osoby, która nie zorientowałaby się, że Simon Snow jest BARDZO WYRAŹNĄ aluzją do "Harry'ego Pottera". Czasem te podobieństwa dotyczyły nawet najdrobniejszych kwestii, ale to w pewnym stopniu także dodało książce uroku (i często było po prostu rozbrajające).
Podsumowując: "Fangirl" jest inna, ale w pozytywny sposób. Jest dobrą lekturą na poprawę humoru, którą polecam szczególnie wszystkim, należącym do fandomów.
A kim jest fangirl? "Jeśli jesteś fangirl, to wiesz. Jeśli nią nie jesteś, to nie zrozumiesz."
Wren i Cath to bliźniaczki, prezentujące zupełnie różne typy osobowości. Wren jest pewną siebie ekstrawertyczką, lubi imprezować i poznawać ludzi. Świat Cath kręci się wokół książek, a konkretnie wokół jednej serii - jest fanką nastoletniego czarodzieja Simona Snowa. Oprócz tego, że jest fanką nad fankami, ma także własnych fanów i pod nickiem Magicath publikuje w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-02-28
W czytaniu polskiej literatury bardzo podoba mi się to, że zdania, na które patrzę, autentycznie i w niezmienionej formie pochodzą z głowy autora. Rzadko jednak miałam okazję po takie książki sięgać, aż wreszcie zdecydowałam się zacząć Wiedźmiński Cykl. Idealny do czytania w oryginale, nawet bez umiejętności językowych!
Zarówno wykreowany świat, jak i styl Sapkowskiego są bardzo bogate. Zachowana została równowaga między walkami fizycznymi a potyczkami słownymi. Opisy walk są na tyle plastyczne, że naprawdę stają czytelnikowi przed oczyma. Autorowi zdarza się zaznaczać nawet poszczególne kroki Geralta (przez co czasem mamy wrażenie slow-motion), a przy innej scenie potyczka wydaje się trwać zaledwie chwilę. Podczas czytania zwracamy uwagę na ogromną różnorodność stylu, gdyż osoby pochodzące z odrębnych warstw społecznych wypowiadają się w określony sposób. W wypowiedziach wieśniaków obserwujemy wędrujące końcówki form czasownikowych ("to wy mnie życieście zratowali", "coście czynili"), a od przemawiających władców bije charyzma i siła perswazji. Gołym okiem widać, że potrafią dobierać trafne argumenty i wzbudzać respekt - mam tu na myśli szczególnie królową Calanthe.
"Ostatnie życzenie" czerpie pełnymi garściami ze starych baśni. Mamy tu brutalną i waleczną Królewnę Śnieżkę czy Bestię, usilnie poszukującego swojej Pięknej. Nie braknie także nawiązań do motywów średniowiecznych; poza tym, pojawia się humorystyczne wyjaśnienie etymologii pewnego przysłowia...
Sapkowski nie zapomina o humorze, który często wynika z sarkastycznych uwag Geralta. Zabawne wstawki rekompensują przegadane dialogi i nudniejsze fragmenty, jednak lepiej, gdyby takich fragmentów zwyczajnie nie było.
"Ostatnie życzenie" to dobre wprowadzenie w świat pełen okrucieństw i wojen, gdzie niektóre rasy koegzystują ze sobą, a inne wzajemnie się wyniszczają. W tej rzeczywistości niewielu posiada wyraźnie określoną moralność, a granica pomiędzy dobrem a złem coraz bardziej się zaciera...
W czytaniu polskiej literatury bardzo podoba mi się to, że zdania, na które patrzę, autentycznie i w niezmienionej formie pochodzą z głowy autora. Rzadko jednak miałam okazję po takie książki sięgać, aż wreszcie zdecydowałam się zacząć Wiedźmiński Cykl. Idealny do czytania w oryginale, nawet bez umiejętności językowych!
Zarówno wykreowany świat, jak i styl Sapkowskiego są...
2022-01-04
„Pod kluczem” to pierwsza i jak na razie, przez nawał zajęć, jedyna przeczytana przeze mnie książka w 2022 roku. I wiecie co? Bez wahania wystawiłam jej 10/10!
Klimat, jaki zbudowała Ruth Ware, całkowicie mnie pochłonął. Wiktoriańska rezydencja, w połowie przekształcona w supernowoczesny smart dom wywołuje niepokój zupełnie nowego rodzaju. Rowan, dziewczyna, która przyjechała do tego domu by pracować jako niania i od razu została przez pracodawców rzucona na głęboką wodę, kiedy ci wyjechali i zostawili ją z dziećmi na tydzień, powoli zdaje się popadać w paranoję. Z każdego kąta jest bacznie obserwowana przez kamery, a w nocy budzi ją dźwięk kroków na nieistniejącym strychu. Tylko czy to umysł płata jej figle czy w tym domu naprawdę dzieje się coś dziwnego?
W tej powieści każde rozwiązanie wydawało mi się możliwe. Muszę przyznać, że autorka umiejętnie rozrzuciła okruszki, które po skończonej lekturze nabrały sensu. Od pierwszych stron wiemy, że historia zakończyła się śmiercią dziecka, a jednak zaskoczeń w tej książce nie brakuje. Połączenie kryminału i thrillera, XIX-wiecznej stylistyki i nowoczesności, a także niepokoju i wręcz poruszenia (jakie wywołała we mnie końcówka) czyni na ten moment „Pod kluczem” moim ulubionym kryminałem.
„Pod kluczem” to pierwsza i jak na razie, przez nawał zajęć, jedyna przeczytana przeze mnie książka w 2022 roku. I wiecie co? Bez wahania wystawiłam jej 10/10!
Klimat, jaki zbudowała Ruth Ware, całkowicie mnie pochłonął. Wiktoriańska rezydencja, w połowie przekształcona w supernowoczesny smart dom wywołuje niepokój zupełnie nowego rodzaju. Rowan, dziewczyna, która...
2021-08-25
Chcąc uniknąć spoilerów do zakończenia części pierwszej, nie mogę tak naprawdę napisać niczego na temat głównego wątku. W tej opinii skupię się więc bardziej na moich wrażeniach z lektury.
Na początku powinnam zaznaczyć, że wątek Citry i Rowana nie do końca jest wątkiem głównym. "Kosodom" bardzo rozszerza bowiem perspektywę na ten pozornie utopijny, a w rzeczywistości zmierzający ku samozagładzie świat. Na planszy pojawia się coraz więcej figur. Mamy do czynienia z kilkoma nowymi postaciami, które otrzymują własne rozdziały i okazują się (lub dopiero okażą) ważne dla losów tego świata.
Z tła zaś zaczynają wynurzać się dwie grupy społeczne - bezmanierowców i tonistów. Szczególnie sposób wykreowania tych pierwszych jest niezwykle fascynujący, ponieważ skłania do zastanowienia się nad istotą buntu w ogóle oraz nad jego zasadnością w tym idealnym świecie. To jest właśnie interesujące u Shustermana, że zdaje się on kpić nieco z pewnych społecznych wzorców i zjawisk (a czasem na przedmiot owej kpiny wybiera tematy dość kontrowersyjne).
W powieści nietypowy jest nie tylko humor, ale i sama fabuła. Tak jak w pierwszej części, wiele pomysłów autora jest oryginalnych, czasem wręcz szalonych i niewiarygodnych. Zakończenie sprawiło, że mój mózg wylądował na ścianie. A ja cały czas zastanawiam się - co dalej? Jak wybrnąć z tej katastrofy - czy głęboki podział Kosodomu ma szansę zostać zażegnany czy może ludzkość w ogóle nie powinna była tworzyć tej instytucji, a śmierć pozostawić naturze? Pojęcia nie mam, jaką drogą pójdzie Shusterman i jaką konkluzją postanowi on zakończyć swój cykl.
Chcąc uniknąć spoilerów do zakończenia części pierwszej, nie mogę tak naprawdę napisać niczego na temat głównego wątku. W tej opinii skupię się więc bardziej na moich wrażeniach z lektury.
Na początku powinnam zaznaczyć, że wątek Citry i Rowana nie do końca jest wątkiem głównym. "Kosodom" bardzo rozszerza bowiem perspektywę na ten pozornie utopijny, a w rzeczywistości...
2021-06-17
Świat, w którym zyskaliśmy nieśmiertelność. Albo inaczej - świat, w którym śmierć nie jest nieodwracalna. Śmiertelny wypadek samochodowy? Nie ma co się martwić, za dwa dni będziesz jak nowy. Jest tylko jedno "ale", zagrażające całkowitemu poczuciu bezpieczeństwa, a mianowicie instytucja kosiarzy, powołana w celu regulowania wielkości populacji. Kiedy Citra i Rowan zostaną praktykantami kosiarza, będą musieli opanować trudną, acz konieczną (i wręcz szlachetną!) sztukę zabijania, jednocześnie próbując nie stracić przy tym własnego człowieczeństwa.
Co to była za książka! Zapewniam, że świat w niej przedstawiony jest szalenie oryginalny, choć sam koncept nieśmiertelności taki nie jest. Najbardziej w "Kosiarzach" uderzyło mnie przedstawienie kondycji tego społeczeństwa. Posiadło ono wszelką wiedzę, która jest powszechnie dostępna i przechowywana w Chmurze (zwanej Thunderheadem), jednak ludzie w większości nie czują potrzeby, by po nią sięgać. Nie mają już do czego dążyć, a jednocześnie mogące się w nich pojawić rozpacz czy poczucie beznadziei eliminowane są przez znajdujące się w ich krwi nanity. Są przerażająco wręcz beznamiętni, a ich moralność jest całkowicie zredefiniowana - jakże mogłoby być inaczej, skoro zrobienie krzywdy drugiemu człowiekowi nie czyni mu trwałej szkody?
Można by zarzucić autorowi to, że za mało skupił się na emocjach bohaterów. Uważam jednak, że tak miało być, ponieważ oni naprawdę niewiele czują. Dlatego ten świat jest bardzo oderwany od rzeczywistości, ale pewne rzeczy pozostały w nim niezmienne - na przykład lizusostwo względem wyżej postawionych (nawet jeżeli wyżej postawiony zajmuje profesję kata).
Z drugiej strony, mimo tych oszczędnych emocji, Citra i Rowan są postaciami, którym szczerze się kibicuje. A bohaterowie z dalszego planu, głównie kosiarze-weterani, niezwykle mnie intrygowali. Fascynujące było czytać o tym, jakimi metodami próbują oni zachować empatię i żyć w zgodzie z samymi sobą, wykonując ten "zawód". Do tego dodać należy jeszcze humor (czasem czarny humor, zważywszy na tematykę) i otrzymujemy naprawdę świetną książkę, która zdecydowanie trafia do moich ulubionych.
Świat, w którym zyskaliśmy nieśmiertelność. Albo inaczej - świat, w którym śmierć nie jest nieodwracalna. Śmiertelny wypadek samochodowy? Nie ma co się martwić, za dwa dni będziesz jak nowy. Jest tylko jedno "ale", zagrażające całkowitemu poczuciu bezpieczeństwa, a mianowicie instytucja kosiarzy, powołana w celu regulowania wielkości populacji. Kiedy Citra i Rowan zostaną...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-03-31
Jak to możliwe, że niektóre 200-stronicowe książki strasznie się dłużą, a tomisko, które liczy sobie blisko 1000 stron, ciekawi do końca ostatniej z nich? Cóż... Magia.
Jak to możliwe, że niektóre 200-stronicowe książki strasznie się dłużą, a tomisko, które liczy sobie blisko 1000 stron, ciekawi do końca ostatniej z nich? Cóż... Magia.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-12-06
"Coś się kończy, coś się zaczyna"
Cykl o białowłosym wiedźminie Geralcie z Rivii z pewnością zostanie ze mną na dłużej, bo to saga wyjątkowa. Gołym okiem widać, jak bardzo Sapkowski musiał zaangażować się w tworzenie swojego fantastycznego świata. Nie da się nie zauważyć, jak ogromnie zna się na tym, o czym pisze. Wprost zarzuca czytelnika terminologią z dziedziny szermierki, wiedzą geograficzną w kwestii form terenu, a także chwali się znajomością mitologii i podań kulturowych. Czerpanie z baśni jest szczególnie uwypuklone w dwóch tomach opowiadań, z kolei w dalszych częściach wkraczamy na nowe tory, takie jak znane nam legendy czy wierzenia średniowieczne. Podoba mi się też wplatanie licznych elementów z epoki romantyzmu!
Ponadto, autor ma tak bogate słownictwo, że gdyby wypisywać nieznane słowa z "Wiedźmina", można by stworzyć całkiem obszerny słownik. Proste wyrażenia zastępowane są nieraz ogromnie wyrafinowanymi lub sentencjami. Dokładnie opisane są barwy i ich odcienie. Oczywiście styl wypowiedzi pozostaje dostosowany do nadawcy, o czym już wspominałam w recenzji tomu pierwszego.
Narrator trzecioosobowy wszechwiedzący prowadzi tę historię często w bardzo nostalgiczny sposób. Opowieść teraźniejszą przeplata przyszłością, zarówno taką, w której dany bohater jest już starcem, jak i znacznie późniejszą, kiedy o owych wydarzeniach krążą jedynie legendy. Wywołuje to poczucie przemijania, czasem wydaje się, że działania postaci z perspektywy czasu były bezsensowne. Między innymi to nadaje historii autentyczność, sprawia, że staje się "życiowa".
Saga o wiedźminie jest też pełna jedynych w swoim rodzaju postaci pierwszo- i drugoplanowych. Tak wiele z nich uwielbiam! Niestety jednak mnogość postaci pobocznych powoduje, że zapomina się, kim dokładnie byli, kiedy nieoczekiwanie powracają po dwóch tomach.
Szczególnie dobrym elementem jest relacja Geralta i Yennefer. Z początku naprawdę nie lubiłam tej czarnowłosej czarodziejki. Moje uczucia w pełnym momencie uległy zmianie, ale nikt chyba nie zaprzeczy, że ona i wiedźmin są po prostu siebie warci. Sam Geralt też jest niezmiernie interesujący. Podejmuje złe decyzje i ucieka od problemów, a czasem potrafi być niezłym gburem, a mimo to naprawdę daje się lubić.
Przyznaję bez bicia, że prawie w każdym tomie pewne fragmenty wlokły się dla mnie strasznie i aż nie chciało mi się ich czytać. Jednak nie mogę chyba niczego Sapkowskiemu w tym względzie zarzucić. Rozbudował świat prawie do granic możliwości, wprowadzając całą masę postaci oraz zagłębiając się w zaawansowaną politykę i manewry wojenne. To, że nie są to moje ulubione tematy, to niestety tylko i wyłącznie mój problem... Faktem jest, że nie wszystko czytałam z zapartym tchem czy nawet ciekawością.
Jak już wspominałam, nie mam większych zarzutów do Sapkowskiego. Poza jednym, bo na pewno nie zaszkodziłoby, gdyby do swojego ogromnego i skomplikowanego uniwersum dołączył MAPĘ. Nie brakuje książek, które mapy na wklejce mają, nawet gdy są one właściwie zbędne. W tym przypadku natomiast, zaangażowanemu czytelnikowi brakuje pewnej wizualizacji. Z początku myślałam, że jest to zabieg celowy, mający pokazać nam perspektywę apolitycznego przecież Geralta. Ale z biegiem czasu, kiedy przeskakujemy z postaci na postać; wraz z rozwojem wątku Ciri; wraz z włączaniem się w fabułę coraz większej liczby państw, można się naprawdę nieźle zagmatwać. I zgubić.
Poza wspomnianą zabawą perspektywami, mamy też zabawę chronologią, a to akurat bardzo lubię. Zawirowania są czasem tak silne, że raz musiałam spisać sobie kolejność zdarzeń. Tak na marginesie - raz wyrysowałam nawet drzewo genealogiczne, co chyba potwierdza moją tezę o dużej złożoności świata?
Nie będę zagłębiać się w konkretne wątki, bo nie zamierzam przecież spoilerować. Dodam więc tylko, że autor świetnie rozplanował rolę przeznaczenia, postać Ciri budował powoli, ale konsekwentnie i według planu, a pomysł na porównanie wampiryzmu z alkoholizmem jest po prostu genialny!
Jeszcze kilka słów odnośnie do ostatniego tomu. Mimo że trochę za dużo jest w nim opisów toczonych wojen, sporo na temat racji stanu i układów między królestwami, spodobał mi się chyba najbardziej. Kilkakrotnie wywołał we mnie uczucie dogłębnego smutku; sprawił, że zadrżałam o los bohaterów; zaskoczył wieloma rozwiązaniami fabularnymi i zostawił mnie samą z tymi wszystkimi uczuciami i refleksjami krążącymi po mojej głowie. Dawno nie zżyłam się tak z bohaterami serii. Powtórzę za wieloma: pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów fantastyki.
"Coś się kończy, coś się zaczyna"
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toCykl o białowłosym wiedźminie Geralcie z Rivii z pewnością zostanie ze mną na dłużej, bo to saga wyjątkowa. Gołym okiem widać, jak bardzo Sapkowski musiał zaangażować się w tworzenie swojego fantastycznego świata. Nie da się nie zauważyć, jak ogromnie zna się na tym, o czym pisze. Wprost zarzuca czytelnika terminologią z dziedziny...