-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński26
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać402
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz2
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Biblioteczka
2021-05-30
Zdecydowanie przeszkadzała mi obszerność opisów wydarzeń na planecie, jak i książki w ogóle. Książka jako całość - to znaczy jej koncept, który rozwiązuje się gdzieś pod koniec, był dość dobry, ale ilość dialogów, przydługich opisów zbrojeń i tym podobnych, sprawia, że nie czuję wystarczającej kompensacji czasu, który włożyłem w ich czytanie. Dużo bardziej strawne byłoby dla mnie w formie opowiadania, tak naprawdę poza epilogiem strasznie męczyłem.
Zdecydowanie przeszkadzała mi obszerność opisów wydarzeń na planecie, jak i książki w ogóle. Książka jako całość - to znaczy jej koncept, który rozwiązuje się gdzieś pod koniec, był dość dobry, ale ilość dialogów, przydługich opisów zbrojeń i tym podobnych, sprawia, że nie czuję wystarczającej kompensacji czasu, który włożyłem w ich czytanie. Dużo bardziej strawne byłoby...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-03-20
Marzena Matla nakreśliła obraz budującego się państwa czeskiego w oparciu o towarzyszące mu środowisko geopolityczne - nie brakło zatem dość dokładnych wzmianek o państwie Samona, Wielkim Księstwie Morawskim, młodziutkiej Polsce, Węgrzech i Cesarstwie, a nawet o Sławnikowicach. Skąd wzięli się Czesi w Kotlinie Czeskiej i dlaczego przetrwali w obliczu niemieckiej potęgi na Zachodzie, dlaczego takie ziemie jak Śląsk i Małopolska stały się kością niezgody między naszymi narodami i czy Chrobry okupował Czechy?
W tych trzystu stronach opisujących burzliwe przemiany terenów dzisiejszych Czech w IX-XI wieku Matla porusza właściwie problematykę o wiele szerszą niż taka seryjka jak "Początki państw" mogłaby sugerować - dla osób dobrze zaznajomionych z faktologią historyczną czeską czy polską stanowi świetnie uzupełnienie o możliwe powody przymierzy i waśni, bardzo dokładnie władca po władcy wyjaśnia osobiste cechy każdego z nich i zmieniające się stosunki międzynarodowe, które w pewnych momentach wykraczają nawet poza same Czechy i pomagają zrozumieć epizody polskiej historii jak jednoroczna władza Bezpryma i kapryśność Czechów wobec więzionego Mieszka II.
Oprócz dość dokładnego i przystępnego opisywania historii Czechów i wyjaśniania jej w popularnonaukowy sposób nie brakuje tutaj obrazowej rekonstrukcji zmian granic w Europie Środkowej i nieprzeciętnie dokładnie oddanej sytuacji wewnętrznej - przy częstych odwołaniach do Kosmasa Matla opisuje rodową "post-plemienną" hierarchię, charakter władzy, wielowiekowy proces chrystianizacji pogan, budowania grodów, zbierania danin, bicia monety i handlu - czyli wszystkie kwestie polityczno-gospodarcze, które są konieczne do wyobrażenia rzeczywistego działania dawnego państwa.
Obraz ten jest bardzo kompletny, zresztą jak wspomniałem wyżej, zahacza o rzadko poruszaną tematykę metody zarządzania i rozwoju państwa wczesnośredniowiecznego oprócz spisu wydarzeń typowo historycznych i podawania ich możliwych źródeł. Trochę nogę daje korekta w związku z czym uwagę może przykuć pojednanie Kazimierza Odnowiciela z Brzetysławem w 1946 r. albo wydarzenia "w roku 900 r.", ale są to typowo estetyczne zaniedbania. Tak ogólnie dobry podręcznik-repetytorium dla studentów, a dla laików całkiem przystępna pozycja popularnonaukowa.
Marzena Matla nakreśliła obraz budującego się państwa czeskiego w oparciu o towarzyszące mu środowisko geopolityczne - nie brakło zatem dość dokładnych wzmianek o państwie Samona, Wielkim Księstwie Morawskim, młodziutkiej Polsce, Węgrzech i Cesarstwie, a nawet o Sławnikowicach. Skąd wzięli się Czesi w Kotlinie Czeskiej i dlaczego przetrwali w obliczu niemieckiej potęgi na...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-10
Nie należę do osób, które w sławnym już humorze autorki zakochały się od razu, nie jestem też wyjadaczem powierzchownych pozycji popularnonaukowych. Po książce Janiny spodziewałem się zwięźle opisanej wiedzy o statystyce, ale z nastawieniem na wysiłek intelektualny, więc wstawki humorystyczne i długie anegdoty z jej życia z początku mnie nużyły. Do „Janiny” podszedłem z odrobiną rezerwy, ale też wiarą, że dowiem się czegoś. Czego konkretnie? Jeszcze nie wiedziałem, bo statystyka wydawała mi się czymś odległym, co do tej pory wiązałem wyłącznie z wizualizacją danych i wiedząc, że jestem daleki od meritum – przybliżyć się do niej.
Szybko zmieniłem nastawienie. Janina nie tłumaczy statystyki samej w sobie, ale coś równie ważnego i ogólniejszego, co jest podstawą nie tylko statystyki, ale wszelkich nauk humanistycznych i ścisłych – tłumaczy błędy logiczne i poznawcze, techniki manipulacji, które mijamy każdego dnia oraz przede wszystkim – metodę naukową. Metodę naukową, której zrozumienie pozwala nie tylko na uniknięcie błędów w rozumowaniu statystycznym, ale ogólnie.
Czytając „Statystycznie rzecz biorąc” znajdziemy oprócz tematów okołostatystycznych również anegdoty np. psychologiczne (eksperyment stanfordzki) czy historyczne (o noblistach), które oprócz bycia świetnymi przykładami różnych kontrowersji, błędów lub nietypowych pomysłów w świecie nauki, ale też dla wielu czytelników będą ciekawym rozszerzeniem wiedzy ogólnej i ewentualnym punktem zaczepienia do rozwinięcia swojej wiedzy w innych dziedzinach nauki.
„Statystycznie rzecz biorąc” poleciłbym każdemu na początku swojej drogi naukowej. Dla wielu studentów czy absolwentów, zwłaszcza nauk społecznych, może nieść wiele powtórzeń z wiedzy własnej, ale nawet wtedy jest to całkiem zgrabnie napisany romans o nauce. Nie jest dla każdego i wiele osób z bardziej naukowym zacięciem i większymi oczekiwaniami co do wiedzy stricte statystycznej się odbije od żartów, niekończących się anegdot i punów. Za to zrozumie ją każdy, niezależnie od tego czym się interesuje, na jakim etapie edukacji jest i jaką ma cierpliwość do książek – i nie ma nikogo na świecie, komu ta wiedza nie jest potrzebna.
Nie należę do osób, które w sławnym już humorze autorki zakochały się od razu, nie jestem też wyjadaczem powierzchownych pozycji popularnonaukowych. Po książce Janiny spodziewałem się zwięźle opisanej wiedzy o statystyce, ale z nastawieniem na wysiłek intelektualny, więc wstawki humorystyczne i długie anegdoty z jej życia z początku mnie nużyły. Do „Janiny” podszedłem z...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-11-07
2018-07-01
Podręcznik do teorii przekładu z 1988 skierowany do studentów filologów. Zawiera niewiele faktów dotyczących tłumaczenia w praktyce, to głównie podstawowe klasyfikacje i (w miarę) uporządkowana terminologia, zresztą przeważnie orientująca się na tłumaczenia literackie. Koniec końców jest wystarczająco krótką i zwartą syntezą, żeby w dwa czy trzy dni uporządkować i wzbogacić notatki z wykładów.
Podręcznik do teorii przekładu z 1988 skierowany do studentów filologów. Zawiera niewiele faktów dotyczących tłumaczenia w praktyce, to głównie podstawowe klasyfikacje i (w miarę) uporządkowana terminologia, zresztą przeważnie orientująca się na tłumaczenia literackie. Koniec końców jest wystarczająco krótką i zwartą syntezą, żeby w dwa czy trzy dni uporządkować i wzbogacić...
więcej mniej Pokaż mimo to2018
2018
"Koliste jeziora Białorusi" - dosyć poetycki tytuł, próbujący chyba już od początku uchwycić białoruską lotną duszę i przywiązanie do magiczności, odnajduje odzwierciedlenie w stylu, z jakim Marczewski pisze swój reportaż. Reportaż o Białorusinach współczesnych i dawnych, wierzących we własne litewskie dziedzictwo, pragnących spokoju, pokoju, poszkodowanych i niewierzących we własne zdolności. O opozycji tutaj niewiele, autor raczej wyszukuje głosy osób dorosłych, statecznych, układających sobie życie w kraju. Z tych wszystkich głosów w krótkich rozdziałach nieustannie przewijają się te same wątki - Łukaszenka nie jest dobrym prezydentem, ale lepsze to niż mafie; nie ma potrzeby mówić po białorusku, rosyjski jest w porządku; i o wierzeniach - trochę pogańskich, trochę chrześcijańskich. O tej współczesnej Białorusi wbrew pozorom niewiele - Marczewski stawia na efekt, dużo tu przesadnej literackości, dużo powtórzeń bez pogłębienia i konkretów - często brzmi jak zaledwie wstęp do reportażu a to, co czytamy może okazać się dla osoby z choćby podstawową wiedzą o tym kraju bardzo nijakie.
Z ciekawością wgryzałem się w anegdoty historyczne o Eufrozynie, Czarnobylu, Piotrze Wielkim, czy o postrzeganiu innych nacji przez Białorusinów. Nie było ich wiele, były dosyć losowo porozrzucane w całości, ale czytało się je przyjemnie i były bardzo konkretne.
Wiele mi tu brakuje - szerszego spojrzenia, wnikania głębiej - zapewne przez fakt, że autorowi po prostu brakowało materiału. Nie ma tu większych historii pojedynczych ludzi, najczęściej są to jedynie zbierane pojedyncze głosy, opinie, w większości dotyczących Białorusi czy Białorusinów jako całość a mało osobliwych. Przez to, że wszystkie wypowiedzi mają tak globalny charakter, wszystko to wydaje się być mgliste i zbyt ogólne, żeby się w lekturze tych "jezior" zatopić.
"Koliste jeziora Białorusi" - dosyć poetycki tytuł, próbujący chyba już od początku uchwycić białoruską lotną duszę i przywiązanie do magiczności, odnajduje odzwierciedlenie w stylu, z jakim Marczewski pisze swój reportaż. Reportaż o Białorusinach współczesnych i dawnych, wierzących we własne litewskie dziedzictwo, pragnących spokoju, pokoju, poszkodowanych i niewierzących...
więcej mniej Pokaż mimo to
O rzezi przeprowadzonej w 1915 przez Turków na Ormianach, wbrew rzekomym słowom Hitlera, wie dziś całkiem sporo ludzi, jednak o Armenii o Ormianach można mówić na o wiele więcej sposobów - również o tej antycznej, wielkiej Armenii, diasporze lub najnowszym konflikcie azersko-ormiańskim, który cyklicznie daje o sobie znać światu od upadku ZSRR. O Ormianach w Azerbejdżanie, Azerach w Armenii i mieszkańcach Górskiego Karabachu, czystkach, emigracji i autorefleksji - "Karawany śmierci" bezustannie krążą wokół tych tematów.
"Armenia" ma dosyć ciekawy wstęp, który wyjaśnia najbardziej podstawowe rzeczy na temat tego kraju, które - choć nie dotyczą bezpośrednio tego, o czym autorzy chcą mówić - nakreśla mentalność Ormian i wskazuje istotne mity narodowe i punkty zwrotne w historii, które stanowią o charakterze tutejszej polityki i historiografii - nacisk został jednak położony na armeńsko-azerski konflikt o Górski Karabach, tkwiący zresztą nie tylko na spornym terytorium, ale również mieszanych społeczeństwach ormiańsko-azerskich na terenie Armenii i Azerbejdżanu. Ta sytuacja (w pewnym stopniu analogiczna do abchasko-gruzińskiej) przyczyniła się do rozlewu krwi nie tylko wśród żołnierzy na granicy karabaskiej, o czym autorzy również nie skąpią słów.
Choć w reportażu brakowało mi głosu Azerów i szerszego omówienia pewnych wątków, jak np. relacji z Rosją czy Turcją, polityki - w dużym stopniu stał się dla mnie wstępem do tej części Kaukazu i konfliktu karabaskiego, choć dla osób bardziej wtajemniczonych zapewne może się okazać zbyt pobieżny.
O rzezi przeprowadzonej w 1915 przez Turków na Ormianach, wbrew rzekomym słowom Hitlera, wie dziś całkiem sporo ludzi, jednak o Armenii o Ormianach można mówić na o wiele więcej sposobów - również o tej antycznej, wielkiej Armenii, diasporze lub najnowszym konflikcie azersko-ormiańskim, który cyklicznie daje o sobie znać światu od upadku ZSRR. O Ormianach w Azerbejdżanie,...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Wybrałem się do Abchazji, aby zrozumieć Kaukaz. Potem musiałem zjeździć Kaukaz, aby lepiej poznać Abchazję". Konflikt abchasko-gruziński trwa od początku lat '90 (ok. trzydziestu lat) a jednak wciąż traktujemy to parapaństwo bez poważania, jako efemerydę. Wojciech Górecki, wieloletni podróżnik na Kaukaz nie traktuje o potrzebie uznania Abchazji, ale zaznacza, że nieuznawanie jej nie zmieni faktu, że Abchazja jest terenem rzeczywistym i suwerennym.
Wojciech Górecki opowiada historię Abchazji od upadku ZSRR chronologicznie - razem z echem wojen czeczeńskich, dokładnym opisem zmian w relacjach Rosja-Abchazja-Gruzja i gorzkimi refleksjami na temat krwawej wojny na tak niewielkim terytorium. Bo, co należy też zauważyć, Kaukaz się stale rozszerza - jeżeli spojrzymy z bliska na Gruzję, zobaczymy pęknięcia w postaci Abchazji i Osetii Południowej. Ale jeżeli spojrzymy jeszcze bliżej zobaczymy Swannów i Megrelów - a nawet migrantów z Zachodu - w książce poprowadzono cały wątek Polaka, zresztą dość przypomnieć głównego bohatera "Mandarynek".
Reportaż Góreckiego jest bardzo osobisty - opowiada z równą uwagą o losach swoich przyjaciół, ludzi zwykłych i o wielkiej historii Kaukazu, przez co reportaż jest zarówno wartościowy jako źródło wiedzy naukowej i oryginalny jako posiadający pewne historie, których nie znajdzie się nigdzie indziej. W końcu W. Górecki pozwala sobie nawet na eseistyczne dywagacje na temat tego, jak się zmienia dziennikarstwo, reportaż i co to znaczy być reportażystą.
To wszystko, choć niesamowicie gęste, pogłębione i dokładne, - to nadal tylko zachęta - bo po "Abchazji" czuję, że jeszcze daleko mi do zrozumienia Kaukazu.
"Wybrałem się do Abchazji, aby zrozumieć Kaukaz. Potem musiałem zjeździć Kaukaz, aby lepiej poznać Abchazję". Konflikt abchasko-gruziński trwa od początku lat '90 (ok. trzydziestu lat) a jednak wciąż traktujemy to parapaństwo bez poważania, jako efemerydę. Wojciech Górecki, wieloletni podróżnik na Kaukaz nie traktuje o potrzebie uznania Abchazji, ale zaznacza, że...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-07-01
Jedna z obszerniejszych książek na temat teorii przekładu (ponad 400 stron formatu A4). W luźnym stylu dla każdego, poruszająca do głębi wszelkie tematy poczynając od historii przekładoznawstwa (czyli zaczynając od XX stulecia). Klasyfikuje tłumaczenia według różnych kryteriów i wszystkie bardzo dokładnie opisuje - skrupulatnie rozpisany spis treści pomaga w ewentualnym pominięciu niektórych rozdziałów, choć całość jest napisana na tyle ciekawie, żeby przeczytać od deski do deski. Pełne praktycznych porad i wytyczeń w jakich formach tłumaczenia jakie strategie i metody tłumaczenia są bardziej zasadne a w jakich mniej - choć Pieńkos w szczególności upodobał sobie tłumaczenia specjalistyczne (a część podrozdziałów wchodzi w głęboko w podsekcje tłumaczeń specjalistycznych). Dowiemy się zatem jakie są definicje przekładu, jego historia, poznamy parę nazwisk i często sprzecznych teorii na temat tego, jak przekład powinien wyglądać; a na koniec przejdziemy do bardziej praktycznych kwestii. Myślę, że to dobre uzupełnienie filologiczne dla przygotowujących się do pracy tłumacza we własnym zakresie, w szczególności, że większość podręczników o przekładzie zdaje się orientować na tłumaczenia literackie i brać pod uwagę tzw. komunikację międzykulturową (czego Pieńkos zresztą zupełnie nie pomija).
Jedna z obszerniejszych książek na temat teorii przekładu (ponad 400 stron formatu A4). W luźnym stylu dla każdego, poruszająca do głębi wszelkie tematy poczynając od historii przekładoznawstwa (czyli zaczynając od XX stulecia). Klasyfikuje tłumaczenia według różnych kryteriów i wszystkie bardzo dokładnie opisuje - skrupulatnie rozpisany spis treści pomaga w ewentualnym...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-01-23
Króciutkie miniaturki Stachury spisane prawdopodobne podczas nudzenia się na gramatyce opisowej na studiach, bo z tego okresu jego życia pochodzą. Wczesny, niewykształcony styl prozy pisarza stanowi zaledwie zalążek tego, co później było u niego wybitne. Tematycznie i filozoficznie wcale niedalekie jego przyszłym myślom, czyli obrazkowość świata, detale i "wszystko jest poezja". Zbiór ciekawy dla osoby, której skończyły się wszystkie inne pozycje Steda, ale ogólnie jako osobne dziełka literackie to są wprawki, kawałki nienajgorszego tekstu, w których niezwiązani z pisarzem ludzie nie odnajdą nic fenomenalnego. W przeciwieństwie do późniejszych opowiadań, które nawet przy miniaturowej formie potrafiły być pochłaniające.
Króciutkie miniaturki Stachury spisane prawdopodobne podczas nudzenia się na gramatyce opisowej na studiach, bo z tego okresu jego życia pochodzą. Wczesny, niewykształcony styl prozy pisarza stanowi zaledwie zalążek tego, co później było u niego wybitne. Tematycznie i filozoficznie wcale niedalekie jego przyszłym myślom, czyli obrazkowość świata, detale i "wszystko jest...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kwintesencja prozy Stachury i najdoskonalsza ze wszystkich jego form, dziejąca się gdzieś w ciemnym zaułku świata podróż stykająca świat poezji z rzeczywistością. Siekierezada jest mroczna, odległa, nierzeczywista, a fabuła skrywa mnóstwo przygnębiających faktów, a mimo to klimat wprawia w uczucie spokoju i przyjemności. Jest tu dużo wiary, Stachura nie pierwszy pokazuje, że poezja kryje się w każdym i wszędzie, nawet u robola na zrębie, ale robi to najlepiej. Styl tej prozy wprowadził mnie w ogóle w eksperymentalne formy językowe i chyba nadal pozostaje dla mnie niedościgniony. Cały ten szyk zdania, mieszanka gwar miejskich z PRLu, strumienia świadomości i poezji, jest bardzo złożony a przy tym bardzo zrozumiały dla czytelnika. Ta książka jest naiwna i skrajnie romantyczna, wychwala wartości najwyższe tam, gdzie brudna rzeczywistość próbuje zmusić człowieka do wulgarności, ale Jacek Pradera idzie dalej, bo ma swoją Gałązkę Jabłoni, a wszystko jest poezją.
Jedna z niewielu książek (i filmów) do których wracałem kilkakrotnie. Dosyć subiektywnie, ale nadal twierdzę, że jest to bezprecedensowa literatura, którą się lekko czyta a nie jest banalna.
Kwintesencja prozy Stachury i najdoskonalsza ze wszystkich jego form, dziejąca się gdzieś w ciemnym zaułku świata podróż stykająca świat poezji z rzeczywistością. Siekierezada jest mroczna, odległa, nierzeczywista, a fabuła skrywa mnóstwo przygnębiających faktów, a mimo to klimat wprawia w uczucie spokoju i przyjemności. Jest tu dużo wiary, Stachura nie pierwszy pokazuje,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Książka napisana w tonie zaiste wstrząsającym i szokującym - redaktorzy próbują budować wrażenie okrucieństwa na czytelniku tak mocno, że wrzucają te przymiotniki do każdej jednej anegdoty. Napisana tak, że aż nie chce się wierzyć w jej wartość merytoryczną już na starcie, tyle tu grania na emocjach i żonglowania smutkiem i gniewem w stronę Niemców - ani to dobry reportaż, ani materiał historyczny - są całe strony w których redaktorzy wymieniają, ilu to rzeczy nie wiemy jeszcze w tej sprawie, większość materiału to średnio przedstawione anegdoty a nawet domysły jak coś tam być może wyglądało (ze względu na brak badań).
Jak ktoś ma ochotę na kilkaset stron czytania o tym jaka wojna była straszna (a konkretniej ten aspekt, że dorośli umierali a ich dzieci były germanizowane) jednocześnie dowiadując się prawie nic to zapraszam do lektury.
Książka napisana w tonie zaiste wstrząsającym i szokującym - redaktorzy próbują budować wrażenie okrucieństwa na czytelniku tak mocno, że wrzucają te przymiotniki do każdej jednej anegdoty. Napisana tak, że aż nie chce się wierzyć w jej wartość merytoryczną już na starcie, tyle tu grania na emocjach i żonglowania smutkiem i gniewem w stronę Niemców - ani to dobry reportaż,...
więcej Pokaż mimo to