-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik230
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
Biblioteczka
Świetny thriller z podejrzanymi rozgrywkami politycznymi.
Adam Lang, były premier Wielkiej Brytanii, zleca napisanie swojej biografii tzw. autorowi widmo (ang. Ghostwriter). Ów autor widmo, to człowiek, który za odpowiednią opłatą pisze dla innych ludzi, a potem oddaje im prawa do tego, co stworzył.
Nad biografią Langa pracował wcześniej inny człowiek, lecz zginął on w niewyjaśnionych okolicznościach. Autor widmo w trakcie prac odkrywa sekrety, których znajomość jest niebezpieczna i może pociągnąć go na samo dno.
Kim on jest? Tego niestety Czytelnik się nie dowiaduje. Jest to człowiek, który musi działać w tajemnicy, bowiem działalność ghostwriterów jest nielegalna. Nie wiemy o nim nic, nie znamy nawet jego tożsamości.
Robert Harris znakomicie buduje napięcie, stopniowo je dawkując i wciągając Czytelnika w świat tajemnic, polityki i niebezpieczeństw. W świat, w którym bardzo dużo osób ma ciężkie grzechy na sumieniu.
"Autor widmo" to thriller przemyślany, tajemniczy, z polityką w tle, a także tajemniczym zgonem, który nie jest wykluczone, że nastąpił wskutek "pomocy" osoby lub osób trzecich. Co ważne, jest to thriller opierający się na wiarygodnych źródłach. Wszystko po to, by ukazać tyle interesującą, co bardzo niebezpieczną pracę autorów widm. Pracę tym bardziej niebezpieczną, jeśli zaczyna się grzebać tam, gdzie się nie powinno.
Powieść zekranizował Roman Polański. Bardzo polecam nie tylko książkę, ale również film.
Świetny thriller z podejrzanymi rozgrywkami politycznymi.
Adam Lang, były premier Wielkiej Brytanii, zleca napisanie swojej biografii tzw. autorowi widmo (ang. Ghostwriter). Ów autor widmo, to człowiek, który za odpowiednią opłatą pisze dla innych ludzi, a potem oddaje im prawa do tego, co stworzył.
Nad biografią Langa pracował wcześniej inny człowiek, lecz zginął on w...
Witamy we Włoszech. Tak jest, trzeci kryminał retro z cyklu z Janem Morawskim zmienia klimat. Tym razem nie polskie dworki, majątki czy zasypane śniegiem pałace. Trafiamy do słonecznej Italii razem z nową bohaterką - Konstancją Radolińską. Kobieta jest zadurzona w Janie, więc niezwykle czeka na spotkanie z nim. Spotkanie jednak się nie odbywa, a podminowana Konstancja usiłuje znaleźć jakieś zajęcie dla siebie. I znajduje.
Italia wprawdzie piękna i słoneczna, ale niepozbawiona spisków i sekretów. Radolińska wpada na trop afery anarchistycznej i podejmuje próbę wyjaśnienia tegoż spisku.
Intryga nie jest wielce skomplikowana, ale bardzo dobrze skonstruowana. Katarzyna Kwiatkowska umiejętnie myli tropy, dzięki czemu do samego końca nie możemy się połapać, o co chodzi. To znaczy wiemy o co chodzi. Zbrodnia, afera itd., ale np. co popchnęło sprawcę do jej popełnienia? Ano właśnie, tutaj możliwości jest kilka. Owy spisek, kradzież obrazów, a może awantura kochanków?
Oprócz jak zwykle wciągającego klimatu i mnogości opisów (tak, jedzenie też jest), mamy też całkiem szeroki wachlarz intrygujących bohaterów: od księcia do feministki. Pragnę zwrócić uwagę na to, w jak genialny sposób bohaterowie zostali wykreowani. Każdy ma jakieś sekrety i nie chciałby, żeby wyszły one na wierzch, a jednocześnie nie można powiedzieć, by którakolwiek z postaci była ewidentnie zła albo negatywnie nacechowana. W zasadzie wszyscy wywoływali we mnie pozytywne odczucia.
Powieść, choć zalicza się do serii z Janem Morawskim, stanowi odskocznię od niego. Konstancja nie jest wprawdzie bohaterką byle jaką, da się ją lubić i rozwiązywanie z nią śledztwa sprawia przyjemność, to jednak czuć zmianę. Oczywiście jest wszystko to, za co pokochałem pisarstwo Katarzyny Kwiatkowskiej, ale co Jan Morawski to Jan Morawski.
Mimo wszystko książkę polecam.
Witamy we Włoszech. Tak jest, trzeci kryminał retro z cyklu z Janem Morawskim zmienia klimat. Tym razem nie polskie dworki, majątki czy zasypane śniegiem pałace. Trafiamy do słonecznej Italii razem z nową bohaterką - Konstancją Radolińską. Kobieta jest zadurzona w Janie, więc niezwykle czeka na spotkanie z nim. Spotkanie jednak się nie odbywa, a podminowana Konstancja...
więcej mniej Pokaż mimo to
Książki Katarzyny Kwiatkowskiej nie służą diecie. Opisy jedzenia tak działają na zmysły, że zanim zabierzemy się za lekturę jest wysoce rekomendowane najeść się porządnie lub przygotować sobie dość sporą porcję czegoś do podjadania. No ale my tu gadu-gadu o jedzeniu, a tymczasem zbrodnia się, panie zrobiła i wypadałoby ją wyjaśnić :)
Tytuł jest nieprzypadkowy, gdyż niedaleko Gostynina ginie arystokrata, a podejrzenie pada na brata ofiary. Abel co prawda arystokratą nie był, ale zginął z ręki brata. Czy w tym przypadku jest podobnie? To właśnie trzeba wyjaśnić, choć z uwagi na nieciekawą opinię na temat denata wśród ludzi, nikt w zasadzie tego wyjaśnienia nie chce. Grunt, żeby udowodnić niewinność podejrzanego o zbrodnię brata. Sprawę przejmuje Jan Morawski, który właśnie wrócił z Igrzysk Olimpijskich w Paryżu.
Autorka nie ukrywa swojej sympatii do bohaterów. A darzy nią nie tylko Jana Morawskiego i jego kamerdynera Mateusza, ale w zasadzie wszystkich oprócz zamordowanego. Nieboszczyk bowiem ma troszkę przyprawioną gębę opinią zepsutego, zdemoralizowanego degenerata i narkomana.
W odróżnieniu od "Zbrodni w błękicie", akcja drugiej powieści nie dzieje się w zamkniętej przestrzeni. Pochwały należą się konstrukcji książki. Intryga jest tak zbudowana, że odkrycie mordercy przed ukończeniem książki stanowi wyzwanie. Autorka akcję osadziła na początku XX wieku (rok 1900, kiedy to Polski próżno szukać na mapach). Książka jest klimatyczna, zawierająca odpowiedni język. Jestem osobą o dużym poczuciu humoru i cenię humor zarówno w życiu, jak i w dziełach artystycznych. Jest on zawarty w tej książce, w szczególności jest to humor sytuacyjny. Widać jednak, i tu kolejny plus, że Katarzyna Kwiatkowska potrafi bardzo dobrze zachowywać umiar. Nic tu nie jest przesadzone, narzucające się czy niestosowne. Tyczy się to zarówno sytuacji humorystycznych, jak i na przykład szczegółów historycznych albo elementów związanych z regionalnym językiem.
Specjalnie zwracam na to uwagę. Oprócz Katarzyny Kwiatkowskiej, kryminały retro pisze także Marek Krajewski. Są to jednak diametralnie różne powieści. U pani Kwiatkowskiej wszystko jest w odpowiednich proporcjach, z wyczuciem i smakiem; pan Krajewski zaś zabiera nas w brudną, brutalną, zepsutą do szpiku kości rzeczywistość, obfitującą w paskudne mordy nadające się do odsiadki za sam wygląd. Obu Autorów oczywiście bardzo lubię i cenię, zwracam natomiast uwagę na kolosalne różnice w ich powieściach.
Mój zachwyt kryminałami Katarzyny Kwiatkowskiej jest nieustająco rosnący. "Abel i Kain" to kolejna książka, w którą dosłownie wsiąkłem i chłonąłem świat w niej przedstawiony jak gąbka wodę. Coś pięknego :)
Polecam, a tymczasem lecę coś zjeść, bo pisząc tę recenzję siłą rzeczy przypomniałem sobie te wszystkie smakowite sceny. Dobrze, że lodówka jest kawałek od biurka. Zawsze to jakiś ruch.
Książki Katarzyny Kwiatkowskiej nie służą diecie. Opisy jedzenia tak działają na zmysły, że zanim zabierzemy się za lekturę jest wysoce rekomendowane najeść się porządnie lub przygotować sobie dość sporą porcję czegoś do podjadania. No ale my tu gadu-gadu o jedzeniu, a tymczasem zbrodnia się, panie zrobiła i wypadałoby ją wyjaśnić :)
Tytuł jest nieprzypadkowy, gdyż...
Tę książkę mógłbym zrecenzować jednym słowem: uwielbiam. Powtórzonym cztery razy. Nie wypada mi jednak ograniczać się do jednego słowa, zatem rozwinę swoją opinię. Czemu uwielbiam "Zbrodnię w błękicie" po czterykroć? Już wyjaśniam.
Po pierwsze, styl pisania Autorki. Widać wyraźnie, że Katarzyna Kwiatkowska czerpie od Agathy Christie. Bardzo mnie to cieszy, ponieważ to właśnie od kryminałów angielskiej mistrzyni zaczęła się moja wciąż rosnąca miłość do tego gatunku. Po drugie, klimat powieści. Zima, mnóstwo śniegu i zasypany nim pałac. Po trzecie, fabuła. Detektyw z zamiłowania, Jan Morawski, przybywa razem z kamerdynerem Mateuszem do wcześniej wspomnianego pałacu. Podczas posiłku z gospodarzami na jaw wychodzą rozmaite przewinienia, atmosfera ogólnie jest nieprzyjemna, a wszystko kończy się śmiercią kobiety, której zwłoki następnego dnia rano znajduje pokojówka. I wreszcie po czwarte, sposób osadzenia akcji. Całość rozgrywa się w pałacu (z jednym maleńkim wyjątkiem) i wiadomo, że sprawcą jest ktoś, kto przebywa wśród osób wewnątrz niego.
"Zbrodnia w błękicie" jest kryminałem retro, ale wcale nie jest to książka nudna czy męcząca. Wprost przeciwnie. Tutaj jest najważniejsza zagadka, choć opisy obyczajowe również są.
Przechodząc do intrygi. Została ona świetnie skonstruowana i jest to kolejny element, w którym widać silną inspirację Królową Kryminału. Otóż w swoich powieściach Christie wodzi Czytelnika za nos, rzucając podejrzenia na daną osobę (lub kilka osób), by za chwilę zwrócić naszą uwagę na kogoś innego. Polska Autorka robi to samo. Robienie odbiorcę w konia dochodzi do tego stopnia, że raz gotów byłem zastosować odpowiedzialność zbiorową, a za jakiś czas byłem przekonany, że nie zabił nikt. Stara sztuczka, ale jak widać wciąż skuteczna :)
Bohaterowie są intrygujący i niejednoznaczni, jak to w kryminałach. W przeciwieństwie jednak do wielu innych dziś wydawanych książek kryminalnych, próżno szukać w debiutanckiej powieści Katarzyny Kwiatkowskiej wielce rozbudowanych opisów bohaterów, czy zaglądania w ich umysły. Moim zdaniem to dobrze, ponieważ nie przeszkadza to w skupieniu się na intrydze.
Podsumowując, świetny debiut. Genialnie się przy lekturze bawiłem. Jan Morawski i jego kamerdyner Mateusz bardzo przypadli mi do gustu. Polubiłem ich. Z wielką rozkoszą sięgnę po resztę tomów i przeżyję z tymi bohaterami kolejne przygody.
Książka jest obecnie dość ciężko dostępna w formie papierowej, zatem czytałem ją jako e-book.
Tę książkę mógłbym zrecenzować jednym słowem: uwielbiam. Powtórzonym cztery razy. Nie wypada mi jednak ograniczać się do jednego słowa, zatem rozwinę swoją opinię. Czemu uwielbiam "Zbrodnię w błękicie" po czterykroć? Już wyjaśniam.
Po pierwsze, styl pisania Autorki. Widać wyraźnie, że Katarzyna Kwiatkowska czerpie od Agathy Christie. Bardzo mnie to cieszy, ponieważ to...
To dzieło zostało napisane, kiedy Karol Wojtyła był jeszcze biskupem. Jako Papież Jan Paweł II poświęcił mnóstwo miejsca na omawianie tematów związanych z małżeństwem i rodziną. Przez pięć pierwszych lat pontyfikatu, podczas każdej środowej audiencji mówił na powyższe tematy. Jest autorem niesamowitego zdania, że "Małżeństwo powinno być komunią osób na wzór Komunii Osób Boskich". Przed Janem Pawłem II słowo "Komunia" było zarezerwowane tylko dla Sakramentu Eucharystii. Użycie tego słowa w odniesieniu do małżeństwa pokazuje, jak wielką wartość stanowi rodzina oparta na zdrowych i trwałych fundamentach.
Niniejsza książka nie jest kolejną tylko do przeczytania. Treści w niej zawarte powinny być wprowadzane w życie. "Miłość i odpowiedzialność" stanowi cenne źródło informacji na temat miłości w różnych jej wymiarach, miłości, która jest dzisiaj przez wielu błędnie pojmowana i niesamowicie spłycana. Polecam.
To dzieło zostało napisane, kiedy Karol Wojtyła był jeszcze biskupem. Jako Papież Jan Paweł II poświęcił mnóstwo miejsca na omawianie tematów związanych z małżeństwem i rodziną. Przez pięć pierwszych lat pontyfikatu, podczas każdej środowej audiencji mówił na powyższe tematy. Jest autorem niesamowitego zdania, że "Małżeństwo powinno być komunią osób na wzór Komunii Osób...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ta książka to moje pierwsze spotkanie z Tess Gerritsen. Spotkanie bardzo wciągające i trzymające w napięciu, bowiem powieść "Ostatni, który umrze" to znakomity thriller ze świetnie wymyśloną historią. W książce tej Jane Rizzoli stara się odkryć, czemu na troje dzieci: Teddy'ego, Willa i Clarie, które dwukrotnie musiały zmierzyć się ze stratą bliskich, czai się niebezpieczeństwo.
Przygodę z książkami tej autorki zaczynam można powiedzieć od końca, gdyż "Ostatni, który umrze" to dziesiąty tom serii Rizzoli/Isles. To jednak nie szkodzi, bo choć Gerritsen nawiązuje momentami delikatnie do poprzednich części, idzie się w tym spokojnie połapać.
Powieść jest znakomita. Wciągająca do tego stopnia, że nawet nie wiem, kiedy przebrnąłem przez te ponad czterysta stron. Akcja jest dynamiczna, obfitująca w zwroty akcji, zagadki i tajemnice.
Zachęcam do przeczytania tego dzieła. Na pewno nadrobię zaległości i sięgnę po poprzednie książki z Jane Rizzoli. Tymczasem biorę się za "Igrając z ogniem".
Ta książka to moje pierwsze spotkanie z Tess Gerritsen. Spotkanie bardzo wciągające i trzymające w napięciu, bowiem powieść "Ostatni, który umrze" to znakomity thriller ze świetnie wymyśloną historią. W książce tej Jane Rizzoli stara się odkryć, czemu na troje dzieci: Teddy'ego, Willa i Clarie, które dwukrotnie musiały zmierzyć się ze stratą bliskich, czai się...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Lśnienie" to horror kultowy. Bez wątpienia klasyka gatunku. Myślę, że nie znajdziemy zbyt wiele osób, które nie kojarzą tej powieści, czy jej słynnej ekranizacji. Ja, jak już kiedyś pisałem, nie należę do wielbicieli horrorów w formie filmu, ale książki to co innego.
Za "Lśnienie", które jest już cyklem za sprawą kontynuacji, czyli powieści "Doktor Sen" wziąłem się od końca. Najpierw właśnie "Doktor Sen", który jest także bardzo dobrym horrorem, choć do pierwowzoru mu daleko, potem kilka innych powieści Kinga. Za pierwszy tom chwyciłem dopiero teraz. Powiem tyle: wow, to było coś!
Stephen King opowiadał kiedyś, że czasem na jego spotkania autorskie przychodzą nastoletni czytelnicy, którzy mówią mu potem, że przy czytaniu "Lśnienia" moczyli pościel ze strachu. Z początku myślałem, że o co tyle krzyku? Jak ktoś ma 15-16 lat, to stosunkowo łatwo jest go przerazić. A już na pewno jest to łatwe dla Kinga. Myślałem tak do czasu, aż sam nie przeczytałem.
Zaczyna się spokojnie, poznajemy historię rodziny Torrance'ów: Jacka, jego żony Wendy i synka Danny'ego. Danny posiada zdolność lśnienia, czy też jasności (zależy od tłumaczenia). Polega to na tym, że jest on w stanie zobaczyć zdarzenia zarówno z przeszłości, jak i przyszłości oraz czytać ludziom w myślach. Dwie postaci są szczególnie ważne dla wydarzeń w książce. Jack i Danny. Wendy odegra istotniejszą rolę pod koniec powieści.
Jack to facet, który, zdawałoby się, przegrywa życie. Jego kariera nauczyciela się wali, a na domiar złego popada w alkoholizm. Wylatuje z pracy za pobicie ucznia w niepohamowanym napadzie gniewu. I właśnie ten gniew stanie się filarem późniejszych, krwawych i przerażających zdarzeń w hotelu Panorama. Jack Torrance stanie się bowiem maszyną do zabijania w rękach rezydujących w Panoramie duchów.
Większość paranormalnych zdarzeń obserwujemy z perspektywy małego Danny'ego. Stephen King dawkuje nam grozę stopniowo. Rozkręca się ona powoli. To żółwie tempo, w jakim Autor prowadzi akcję, skupienie na najmniejszych detalach, potęguje niesamowity klimat obłąkania i przerażenia.
"Lśnienie" to absolutny majstersztyk w dziedzinie horroru. Stephen King wspina się na wyżyny swoich umiejętności, serwując nam klasowy, przerażający teatr grozy. To po prostu trzeba przeczytać.
"Lśnienie" to horror kultowy. Bez wątpienia klasyka gatunku. Myślę, że nie znajdziemy zbyt wiele osób, które nie kojarzą tej powieści, czy jej słynnej ekranizacji. Ja, jak już kiedyś pisałem, nie należę do wielbicieli horrorów w formie filmu, ale książki to co innego.
Za "Lśnienie", które jest już cyklem za sprawą kontynuacji, czyli powieści "Doktor Sen" wziąłem się od...
"Śleboda" to kryminał z góralską duszą. Nie może być jednak inaczej, bowiem akcja dzieje się w górach i wśród górali.
Zostaje zamordowany Jan Śleboda. Człowiek, który nie cieszył się dobrą opinią, a mówiąc wprost, był znienawidzony. Dodatkowo miał pewne grzechy na sumieniu, co tylko utrudnia już i tak nielichą sprawę. Na domiar złego pojawiają się kolejne ofiary. Kiedy na drzwiach domu Ślebody pojawia się swastyka staje się jasne, że rozwiązanie tajemnicy śmierci mężczyzny leży w przeszłości. W śledztwo są zaangażowani Sebastian Strzygoń, dziennikarz z dość luzackim podejściem do etyki zawodowej oraz Anka Serafin, młoda doktor antropologii. Głównym prowadzącym dochodzenie jest podkomisarz Andrzej Chowaniec.
Śleboda to nie tylko nazwisko ofiary z książki. Jest to słowo, które w góralskiej gwarze oznacza "wolność". Los, który spotkał górala przywodzi na myśl prawdę, którą pewnie nie tylko ja często słyszę i równie często o niej zapominam: "wszystko ci wolno, ale nie wszystko jest dla ciebie dobre".
Powieść bardzo dobra, dobrze napisana. Bogata w gwarę góralską, która nigdy nie wiadomo, kiedy się może przydać, bo przecież tereny górskie są piękne i pasjonujące. To piękno gór oddaje również ta książka. Kiedy ją czytałem często czułem się tak, jakbym naprawdę był w tych miejscach i realnie uczestniczył w wydarzeniach. Bardzo lubię tak napisane dzieła.
Co zaś tyczy się słabych elementów "Ślebody", bo nie jest to kryminał pozbawiony minusów, to uważam, że podkomisarz Andrzej zbyt wolno się rozkręca. Z początku sprawia wrażenie takiego zaspanego niedorajdy, ale kiedy już wrzuci odpowiednie obroty, jest bardzo ok. Druga sprawa, to zakończenie, które jest w stylu wysokobudżetowych amerykańskich filmów. Nie twierdzę, że jest to minus dla mnie, jednak należy o tym wspomnieć, bowiem nie każdy musi lubić takie zabiegi. Warto też dodać, że uważny Czytelnik zapewne odkryje sprawcę w miarę szybko.
Kończąc, "Śleboda" to bardzo udany, klimatyczny kryminał, który polecam. Biorę się od razu za drugi tom przygód Anki i Sebastiana.
"Śleboda" to kryminał z góralską duszą. Nie może być jednak inaczej, bowiem akcja dzieje się w górach i wśród górali.
Zostaje zamordowany Jan Śleboda. Człowiek, który nie cieszył się dobrą opinią, a mówiąc wprost, był znienawidzony. Dodatkowo miał pewne grzechy na sumieniu, co tylko utrudnia już i tak nielichą sprawę. Na domiar złego pojawiają się kolejne ofiary. Kiedy na...
Macie tak, że jak spodoba Wam się twórczość jakiejś rozpoznawalnej osoby, to chcecie tego człowieka poznać również od strony prywatnej? Ja tak mam. Nie dotyczy to każdej znanej osoby, której twórczość cenię, jednak w przypadku Rafała Ziemkiewicza tak jest. Cenię go bardzo za poglądy, brutalną szczerość, błyskotliwe analizy, cięty język i przepełnione ironią poczucie humoru. "Wkurzam salon" to idealny tytuł wywiadu-rzeki z tym publicystą. Bo rzeczywiście wkurza. Doprowadza do białej gorączki wręcz. Wystarczy poczytać komentarze od środowisk przeciwnych, żeby się o tym przekonać.
Ta publikacja pozwala na poznanie Rafała Ziemkiewicza od strony prywatnej. Opowiada on o swojej rodzinie, o różnych doświadczeniach życiowych itd. Jak słusznie ktoś zauważył, ten facet jest tak barwny i wyrazisty, że nie pozostawia miejsca na mieszane odczucia. Albo się go lubi, albo się go nie lubi. Ja osobiście bardzo go lubię i szanuję.
Macie tak, że jak spodoba Wam się twórczość jakiejś rozpoznawalnej osoby, to chcecie tego człowieka poznać również od strony prywatnej? Ja tak mam. Nie dotyczy to każdej znanej osoby, której twórczość cenię, jednak w przypadku Rafała Ziemkiewicza tak jest. Cenię go bardzo za poglądy, brutalną szczerość, błyskotliwe analizy, cięty język i przepełnione ironią poczucie humoru....
więcej mniej Pokaż mimo to
Ponadczasowe dzieło. To, o czym pisał Dmowski jest aktualne po dziś dzień. Błędy, o których pisał niestety też. Publicyści endeccy z czasów Romana Dmowskiego dokonywali rozróżnienia na żywioł narodowy i naród. Żywioł narodowy jest czymś mniej niż naród. Do mnie bardzo przemawia wyjaśnienie tego zagadnienia, które często przedstawia Rafał Ziemkiewicz. On tłumaczy to w ten sposób: "Ludzie reprezentujący żywioł narodowy czują wspólnotę w chwilach podniosłych, na przykład kiedy Polscy piłkarze wygrają mecz, polski skoczek narciarski wygra zawody". To jest jednak za mało, by można było mówić o narodzie. My musimy mieć poczucie, że wszystkich nas łączy wspólny interes, że wszystkim nam tak samo jest potrzebna Polska. Krótko mówiąc, Roman Dmowski w "Myślach nowoczesnego Polaka" usiłuje przekonać nas, że nam potrzeba siły. A skąd się bierze siła narodu. Z jego zorganizowania. Wspomniany wcześniej Rafał Ziemkiewicz często powtarza, że powinniśmy, wzorem Amerykanów, poświęcać przynajmniej kilka godzin dziennie na sprawy społeczne. Na początku na szczeblu lokalnym.
Naprawdę szkoda, że książka Dmowskiego jest taka krótka. Jest to świetna analiza polskiej sytuacji, która pomimo przeszło sto lat od jej wydania jest nadal aktualna.
Po lekturze "Myśli nowoczesnego Polaka" Dmowskiego polecam sięgnąć po "Myśli nowoczesnego endeka" Rafała Ziemkiewicza. :)
Ponadczasowe dzieło. To, o czym pisał Dmowski jest aktualne po dziś dzień. Błędy, o których pisał niestety też. Publicyści endeccy z czasów Romana Dmowskiego dokonywali rozróżnienia na żywioł narodowy i naród. Żywioł narodowy jest czymś mniej niż naród. Do mnie bardzo przemawia wyjaśnienie tego zagadnienia, które często przedstawia Rafał Ziemkiewicz. On tłumaczy to w ten...
więcej mniej Pokaż mimo to
Drugi tom przygód dziennikarza śledczego, Pawła Wolskiego. Tym razem nasz bohater uda się do Małopolski, w okolice Nowego Sącza.
Wszystko zaczyna się w momencie, gdy Wolski dostaje tajemniczego maila. Nadawcą jest kobieta, która prosi Pawła o pomoc. Gdy dziennikarz dociera na miejsce, do wsi Rytro w powiecie nowosądeckim, okazuje się, że osoba, której nazwisko widnieje w wiadomości, od pewnego czasu nie żyje – została zamordowana. Wolski podejrzewa, że ktoś się podszył pod ofiarę. Dziennikarz rozpoczyna śledztwo z pomocą miejscowego policjanta. Szybko staje się jasne, że wieś i jej mieszkańcy skrywają wiele mrocznych tajemnic. Ponadto, ktoś bardzo nie chce, by Paweł grzebał w sprawie…
Przyznam, że debiutancka powieść Bartłomieja Kowalińskiego – „W zmowie z mordercą” bardzo mi się podobała, a wręcz byłem nią zachwycony. Zatem gdy tylko dowiedziałem się, że autor ten wydał kolejną książkę, z miejsca trafiła ona na moją listę do przeczytania. „Twarz bestii” to dzieło, w którym wątek kryminalny jest świetnie wymieszany z tym dotyczącym życia osobistego głównego bohatera. Intryga jest skomplikowana i nieoczywista, choć książka jest krótsza od poprzedniczki.
Akcja rozgrywa się głównie we wsi Rytro, choć Wolski a wraz z nim czytelnik przemieszcza się w kilka miejsc. Odwiedzamy m.in. Kraków oraz Warszawę. Tempo akcji określiłbym jako średnie – fabuła nie pędzi na złamanie karku, ale też nie wlecze się żółwim tempem. Powiedzieć też należy, że Kowaliński stara się unikać elementów niepotrzebnych, nic nie wnoszących do fabuły. Widać, że książka jest dobrze przemyślana. Klimat powieści jest mroczny i tajemniczy, jednak ten mrok jest przełamywany przez barwne opisy wsi. Całość jest zatem dobrze wyważona.
Życie Pawła Wolskiego uległo pewnym istotnym zmianom. Ożenił się z Pauliną, z którą mieszka w Krakowie. Nadal pracuje w warszawskiej redakcji, w której zajmuje się artykułami dotyczącymi spraw kryminalnych. Teraz jednak pracuje zdalnie. Jest bardzo cenionym pracownikiem, a jego teksty przyciągają czytelników jak magnes. W kwestii jego osobowości nic się nie zmieniło. Nadal jest to sympatyczny, budzący zaufanie człowiek o dużej inteligencji, pomysłowości. Jest przy tym nieustępliwy. Kiedy zamykają mu drzwi, próbuje oknem. Jedno jest pewne: Wolski łatwo nie odpuszcza.
Uwielbiam kryminały osadzone w małych społecznościach. Rytro jest wsią, w której każdy zna każdego, zatem grono bohaterów, jak również podejrzanych, jest dosyć wąskie. Każda z postaci jest jednak barwna i jak to zwykle bywa w kryminałach, ma coś do ukrycia. Na kartach powieści spotykamy chłopaka zamordowanej, jej przyjaciółkę, emerytowanego policjanta czy żołnierza uważanego przez mieszkańców za dziwaka. „Twarz bestii” to także powrót bohaterów znanych z tomu pierwszego. Tak więc znowu spotkamy się z dziadkami Pawła oraz komisarzem Czackim, z którym łączą Wolskiego relacje niemal jak ojca z synem.
Jednym z elementów, który zachwycał mnie w książce „W zmowie z mordercą” był bajecznie oddany krajobraz górski, który niesamowicie potęgował klimat i nastrój powieści. W drugim tomie odwiedzamy malowniczą wieś nad rzeką Poprad, w której życie zdaje się płynąć spokojnie i powoli. Można wręcz powiedzieć, że „Twarz bestii” mogłaby posłużyć za swego rodzaju mini przewodnik turystyczny. Choć sam nigdy nie byłem w tych okolicach, jestem przekonany, że autor musi dobrze znać te tereny. Niech Was jednak nie zwiedzie ta pozorna sielanka. Fabuła co i rusz przypomina nam, że w tym pięknym miejscu czai się zło...
Styl autora jest lekki i przyjemny. Powieść czyta się bardzo szybko, czytelnik jest bardzo skutecznie przyciągany do lektury.
Wypadałoby też odpowiedzieć na pytanie, czy znajomość pierwszej książki jest wymagana, by sięgnąć po najnowszą? Cóż, zawsze warto czytać od pierwszego tomu, gdyż dzięki temu czytelnik lepiej jest zorientowany w sytuacji. W przypadku cyklu z Pawłem Wolskim znajomość pierwszego tomu nie jest wymagana bezwzględnie, bo choć są nawiązania do wydarzeń z tamtej powieści, to autor unika ciężkich spoilerów. Niemniej ci, którzy do tej pory nie mieli okazji przeczytać powieści „W zmowie z mordercą”, niech nadrobią tę zaległość, gdy tylko nadarzy się okazja – zapewniam, że warto.
„Twarz bestii” to kolejny solidny kryminał spod pióra Bartłomieja Kowalińskiego. Dobrze pomyślana intryga, ciekawe śledztwo głównego bohatera w tak malowniczej, co niebezpiecznej i tajemniczej miejscowości. Do tego wszystkiego obraz życia rodzinnego głównego bohatera. Bartłomiej Kowaliński znowu mnie nie zawiódł. Książkę bardzo polecam i czekam na kolejne.
Drugi tom przygód dziennikarza śledczego, Pawła Wolskiego. Tym razem nasz bohater uda się do Małopolski, w okolice Nowego Sącza.
więcej Pokaż mimo toWszystko zaczyna się w momencie, gdy Wolski dostaje tajemniczego maila. Nadawcą jest kobieta, która prosi Pawła o pomoc. Gdy dziennikarz dociera na miejsce, do wsi Rytro w powiecie nowosądeckim, okazuje się, że osoba, której nazwisko widnieje w...