-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik230
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
Biblioteczka
2021-09-23
Już jakiś czas temu zastanawiałem się, co by było, gdyby Jo Nesbø zabrał się za opowiadania? Co by z tego wyszło? Miałem okazję się o tym przekonać, czytając najnowszą jego książkę – zbiór opowiadań pod tytułem „Zazdrość”. W książce jest siedem opowiadań. Są to historie kryminalne, których motywem przewodnim jest właśnie zazdrość.
Pierwsze opowiadanie, którego akcja rozgrywa się na pokładzie samolotu, opowiada o kobiecie chcącej popełnić samobójstwo. Wdaje się ona w rozmowę z zupełnie obcym mężczyzną i bardzo szybko rodzi się między nimi uczucie. To opowiadanie, przyznam, ciągle siedzi mi w głowie. Nie jest ono długie, ale Nesbø zdołał w nim bardzo dobrze uchwycić ludzkie emocje. A i element zaskoczenia również się znalazł.
Na kartach „Zazdrości” uczestniczymy też w śledztwie na greckiej wyspie Kalimnos, na którą przybywa śledczy z Aten, Nikos Balli. Ma za zadanie wyjaśnić sprawę zaginięcia pewnego wspinacza z Niemiec. Jest to historia, która w miarę rozwoju ujawnia mroczne oblicze. Opowieść o dawnych zranieniach, miłości i tym, do czego są w stanie posunąć się ludzie, by zdobyć to, czego pragną. Myślę, że dla żadnego fana Jo Nesbø nie jest tajemnicą, że lubi on wspinaczki. Z lektury można wynieść sporo wiedzy na jej temat i poznać nieco fachowego słownictwa. Element ten świetnie ubogaca całość, ponieważ stanowi swego rodzaju przełamanie dla tego mroku i tajemniczości tekstu, jednocześnie niczego mu nie odbierając.
Wszystkie opowiadania są opowiadaniami kryminalnymi. Jest w nich śmierć, są morderstwa, mniej lub bardziej oczywiste. I choć każde z tych opowiadań dotyczy zazdrości, to bohaterowie tych tekstów noszą w sobie mnóstwo innych emocji, które w połączeniu z zazdrością stanowią niebezpieczną kombinację. Te opowiadania pokazują różne oblicza zazdrości i to, że może ona mieć destrukcyjną siłę. Co warto jednak podkreślić, nie jest powiedziane, że zawsze jest to uczucie uzasadnione. Jo Nesbø zostawia czytelnikowi miejsce do samodzielnej interpretacji niektórych historii.
Bohaterowie są bardzo ludzcy, co jest typowe dla książek norweskiego mistrza kryminałów. Są to osoby jakich pełno w świecie realnym, z różnych warstw społecznych. Ludzi o podobnych charakterach i osobowościach z dużym prawdopodobieństwem możemy spotkać w swoim życiu. Jest detektyw z tajemnicą, kobieta sprzedająca w kiosku w metrze, użerająca się z aroganckim klientem. Do tego dokooptowany jest element rasizmu czy uprzedzeń. W opowiadaniu „Śmieć” na przykład spotykamy mężczyznę pracującego przy wywozie śmieci, który ma problemy z panowaniem nad agresją, a z kolei w opowiadaniu „Odd” - zamkniętego w sobie pisarza, uciekającego przed światem i życiem publicznym. W tym ostatnim przypadku zastanawiam się, czy może sam Nesbø nie ukrył siebie pod postacią Odda, by w ten sposób opowiedzieć czytelnikom o swoim podejściu do sławy, kariery. Opowiadania, poza tytułowym, nie są szczególnie długie, ale bohaterowie niektórych tekstów są na tyle interesujący, że wcale nie obraziłbym się na pełnoprawną powieść z udziałem któregoś z nich.
„Zazdrość” to bardzo dobry portret ludzkiej psychiki, wejście całkiem głęboko do wnętrza człowieka. Do jego emocji, uczuć, lęków i pragnień. Ten zbiór opowiadań pokazuje mroczne strony ludzkich osobowości, ale te teksty są zarazem próbą zrozumienia sytuacji, w jakich człowiek może się znaleźć. Jo zdaje się nie osądzać swoich postaci, a przynajmniej nie być dla nich zbyt surowy.
Norweg w jednym z wywiadów dotyczących najnowszej książki nazwał zazdrość „zielonym potworem”. Uważam, że są w życiu takie sytuacje, w których zazdrość może być czymś pozytywnym, na przykład gdy na kimś lub na czymś nam bardzo zależy. Wówczas może ona motywować nas do walki o daną osobę lub rzecz. Trzeba jednak uważać, by tej zazdrości nie było zbyt wiele, ponieważ ma ona także to potworne oblicze, które może prowadzić człowieka do popełnienia równie potwornych czynów, co jest bardzo dobrze widoczne na kartach tej książki.
Najnowsza książka Jo Nesbø jest bez wątpienia kryminalna. Nie wszędzie jednak jest bardzo krwawo, a czasem do wywołania efektu wow wystarczą proste sztuczki. Norweg umie opowiadać dobre, ludzkie historie i Harry Hole wcale nie jest mu niezbędny do stworzenia czegoś solidnego. Choć przecież jakże wielu z nas bardzo kocha tę postać i jesteśmy ciekawi, co u niego. Komisarz najwyraźniej dostał dłuższe wolne, a te opowiadania mogą być i mam nadzieję będą czymś, co umili oczekiwanie na jego powrót. Książkę oczywiście polecam i myślę, że nikogo specjalnie nie zaskoczę, jeśli powiem, że Jo Nesbø znowu mnie nie rozczarował.
Już jakiś czas temu zastanawiałem się, co by było, gdyby Jo Nesbø zabrał się za opowiadania? Co by z tego wyszło? Miałem okazję się o tym przekonać, czytając najnowszą jego książkę – zbiór opowiadań pod tytułem „Zazdrość”. W książce jest siedem opowiadań. Są to historie kryminalne, których motywem przewodnim jest właśnie zazdrość.
Pierwsze opowiadanie, którego akcja...
2021-02
Po czterech samodzielnych kryminałach Wojciecha Chmielarza, wreszcie zacząłem jego cykl z komisarzem Jakubem Mortką.
W Warszawie ktoś podpala dom należący do biznesmena i jego żony piosenkarki, której kariera już właściwie nie istnieje. Mężczyzna umiera, kobieta zaś w ciężkim stanie trafia do szpitala. Sprawę prowadzi komisarz Jakub Mortka razem z podkomisarzem Dariuszem Kochanem. Mortka z początku skłania się ku wersji, że pożar był spowodowany nieszczęśliwym wypadkiem. Kiedy jednak okazuje się, że to nie pierwsza tego typu sytuacja, powoli staje się jasne, że nie ma mowy o wypadku. Do tego podpalacz wybiera konkretne domy. To, co początkowo zdawało się być zwyczajną sprawą, zamienia się w skomplikowane śledztwo, które będzie mieć wpływ na życie osobiste Mortki, jak i być może na jego karierę...
Czytam kryminały już od wielu lat i nie ukrywam, że moim ulubionym typem kryminału jest ten policyjny lub detektywistyczny. Wiecie, klasyka: jest morderstwo, jest śledczy, jest morderca do złapania. Wojciech Chmielarz serwuje w "Podpalaczu" właśnie tego typu historię, z tym że oprócz morderstwa mamy także tytułowego podpalacza. Co ciekawe, nie wiadomo czy to jedna i ta sama osoba, czy może dwie. "Podpalacz" robi czytelnikowi przekrojową wycieczkę po warszawskiej społeczności: od zadłużonego po uszy studenta, przez nieszczęśliwe małżeństwa, dziwnych artystów aż po trzęsącego lokalnym półświatkiem gangstera. Pierwsza książka z Mortką to także powieść o życiu osobistym głównego bohatera i dramatach zwykłych ludzi.
Jakuba Mortkę poznajemy w trudnym momencie życia. Jest rozwiedziony, widuje się z dziećmi dwa razy w tygodniu. Musi mieszkać razem ze studentami, którzy delikatnie mówiąc, nie należą do osób, które umilają życie: głośne zachowanie, imprezy, wieczny bałagan w mieszkaniu. Powoduje to regularne spięcia pomiędzy współlokatorami. Polubiłem Jakuba bardzo szybko, pomimo iż jest to typowy policjant, jakiego znamy z kryminałów: zmęczony życiem, po przejściach, angażujący się w 100% w prowadzone śledztwo. Jego małżeństwo rozpadło się, a jakże, przez pracę. Zauważyłem jednak przynajmniej dwie różnice pomiędzy Mortką, a śledczymi z innych kryminałów. W kryminałach policyjnych często bywa tak, że główny bohater jest od czegoś uzależniony, ma jakiś nałóg. Albo jakieś hobby. Jakub Mortka odwrotnie: nie jest nałogowcem (chyba że za nałóg uznamy pracę, wtedy ok), a i szczególnych zainteresowań też się u niego nie dopatrzyłem. Główny bohater jest osobą dosyć zgorzkniałą, dużo jest w nim goryczy. Trudno się dziwić, życie nie traktuje go lekko. Tęskni za żoną, a relacje z nią są bardzo nieprzyjemne. Śledztwo w sprawie podpaleń wcale tego wszystkiego nie ułatwia. Współczułem Jakubowi. Było wiele takich momentów w książce, kiedy chciałem do niego podejść i powiedzieć: "Nie martw się, stary, jeszcze się ułoży".
Główny bohater to nie jedyna ciekawa postać w powieści. Jest ich bardzo wiele. Partner Mortki, podkomisarz Kochan, to osoba, która z początku wydaje się w porządku, jednak w miarę rozwoju fabuły poznajemy jego dużo ciemniejszą stronę. Student Paweł, jeden ze współlokatorów Mortki. Imprezowicz, hazardzista, który tonie w długach u warszawskich gangusów, jego dziewczyna Agnieszka, czy państwo Wyrwa, którzy mają bardzo ciężko chorą córkę. Na tym poprzestanę.
Styl autora jest lekki i przyjemny, choć czytając "Podpalacza" widać, że jest to debiut. Jak wspomniałem na samym początku, zanim rozpocząłem cykl z Mortką, przeczytałem cztery inne powieści Wojciecha Chmielarza, będące samodzielnymi historiami. Zauważyłem bardzo dużą różnicę w stylu. Autor rozwinął się mocno pod względem warsztatu. Zawsze chwalę Chmielarza za to, że w swoich książkach potrafi znakomicie wpleść wątki obyczajowe do kryminałów. Mimo iż "Podpalacz" to jego debiut, widać tę umiejętność bardzo wyraźnie. W powieści oprócz śledztwa, zajmujące jest nie tylko życie prywatne Mortki, ale też losy innych postaci.
Narracja książki jest trzecioosobowa, a akcja toczy się zimą. Tempo fabuły jest średnie, choć są tutaj ciekawe i dynamiczne zwroty akcji. Zakończenie zaskakuje, choć przyznam, że miałem kilka podejrzeń, z których jeden okazał się w 100% trafny. Wcale jednak nie oznacza to, że potem czytałem tę książkę dla formalności. Autor tak umiejętnie kręcił tropami, że do końca nie byłem pewny, czy mam rację.
Bardzo dobry kryminał z ciekawymi bohaterami, zaplątaną intrygą i zajmującym, lecz nienachalnym wątkiem obyczajowym. 8/10 ode mnie i niedługo biorę się za tom numer dwa. Polecam.
Po czterech samodzielnych kryminałach Wojciecha Chmielarza, wreszcie zacząłem jego cykl z komisarzem Jakubem Mortką.
W Warszawie ktoś podpala dom należący do biznesmena i jego żony piosenkarki, której kariera już właściwie nie istnieje. Mężczyzna umiera, kobieta zaś w ciężkim stanie trafia do szpitala. Sprawę prowadzi komisarz Jakub Mortka razem z podkomisarzem Dariuszem...
2020-10-12
Zaintrygowała mnie debiutancka powieść Richarda Osmana. Ponieważ zwykle czytam dość ciężkie i poważne kryminały, postanowiłem odskoczyć na moment w kierunku czegoś lżejszego.
Komedia kryminalna "Morderców tropimy w czwartki" opowiada o mieszkańcach osiedla dla emerytów Coopers Chase. Znajduje się ono na terenie dawnego klasztoru. W Coopers Chase mieszkają m.in. przyjaciele tworzący Czwartkowy Klub Zbrodni. W każdy czwartek spotykają się i usiłują rozwiązywać kryminalne sprawy sprzed lat. Takie, których policji nie udało się rozwiązać. Pewnego dnia lokalny deweloper zostaje zamordowany, a nasi detektywi-amatorzy biorą się za rozwikłanie zagadki jego śmierci. Wkrótce udaje im się nakłonić do współpracy parę miejscowych śledczych: posterunkową Donnę De Freitas oraz nadinspektora Chrisa Hudsona.
Przyjrzyjmy się nieco bliżej bohaterom. Detektywów-amatorów jest czterech: Elizabeth, Joyce, Ron, a także Ibrahim. Elizabeth jest byłym szpiegiem, Joyce - emerytowaną pielęgniarką, Ron był szefem związku, zaś Ibrahim jest emerytowanym psychiatrą, który czasami jeszcze przyjmuje ludzi, kiedy jest taka konieczność. Z innych postaci warto wspomnieć o księdzu Matthew, Ianie Venthamie, właścicielu osiedla, który delikatnie mówiąc, nie cieszy się zbytnim szacunkiem wśród mieszkańców. Mamy również polski akcent w postaci imigranta z okolic Krakowa o imieniu Bogdan. Nasi bohaterowie nie są takimi typowymi emerytami. I nie chodzi mi tylko o ich zamiłowanhie do zagadek kryminalnych. Nie orientują się, co prawda, we wszystkich współczesnych nowinkach technologicznych, ani w słownictwie, slangu, czy jakkolwiek byśmy tego nie nazwali, to zdecydowanie nie są to osoby, których należy traktować jako zacofanych dziadków, którzy mentalnie zatrzymali się kilkadziesiąt lat wstecz. Zdecydowanie nie. Warto także powiedzieć, że choć każdy z nich ma inną osobowość, charakter i temperament, całą czwórkę łączy to, że bije od nich ciepło i zwyczajnie szybko zaczyna się ich lubić. Niemal każda z postaci, którą spotykamy na kartach książki, ma swoje sekrety, często głęboko ukryte i trzymane w tajemnicy całymi latami.
Narracja powieści jest zmienna. Akcję śledzimy z perspektywy Joyce, która prowadzi dziennik. I gdy ona dochodzi do głosu, narracja jest pierwszoosobowa. Poza tym mamy narrację w trzeciej osobie. I tu od razu warto powiedzieć o stylu autora. Styl ten jest znakomity, książkę czyta się bardzo szybko. Lekkość, z jaką pisze Osman, jest zauważalna zarówno w pierwszej osobie, jak i w trzeciej. Rozdziały są krótkie, ale treściwe, co także ułatwia lekturę.
Jak wspomniałem na początku, jest to komedia kryminalna. Przyznam szczerze, że, poza paroma wyjątkami, nie przepadam za brytyjskim humorem, gdyż wydaje mi się on wymuszony. Bałem się, że to samo będzie w tej książce. Na szczęście nie. Autor nie stara się być zabawny na siłę, ani też nie próbuje nas rozśmieszać na każdej stronie. Żarty są odpowiednio dawkowane i pasują do sytuacji, dzięki czemu wiele razy zaśmiałem się na głos. Intryga jest w stylu Agathy Christie. Autor zresztą w jednym z wywiadów przyznał się do inspiracji Królową Kryminału, a w książce tu i ówdzie znajdziemy odniesienia do postaci stworzonych przez Christie. Nie ma tu epatowania krwią czy przemocą, a bohaterowie dochodzą do rozwiązania poprzez intelekt, czasem podstęp, czy znajomości. Całość w miarę postępu fabuły staje się coraz bardziej zagmatwana, tropy mylone wielokrotnie, a to wszystko prowadzi do zaskakującego finału.
Sporo w książce jest symboliki i odniesień do wiary katolickiej. Osman jednak nie śmieje się, ani nie poniża samej wiary, ani osób wierzących.
Książkę zdecydowanie polecam. Odnajdą się w niej bez problemu fani Agathy Christie. Powieść powinna się spodobać także osobom, które chcą lekkiego kryminału, przy którym można się pośmiać. Debiut Richarda Osmana to jednak nie tylko dzieło z humorem. Znajdują się tu także momenty wzruszające i dające do myślenia. Mam nadzieję, że doczekamy się kolejnej części z tymi sympatycznymi emerytami. Świat i bohaterowie, jakich wykreował Autor, mają z pewnością potencjał na coś więcej niż tylko jedną książkę.
Zdecydowanie warto po tę pozycję sięgnąć.
Powieść swoją premierę będzie miała 14 października, a ja za egzemplarz recenzencki z całego serca dziękuję Wydawnictwu Muza SA.
Zaintrygowała mnie debiutancka powieść Richarda Osmana. Ponieważ zwykle czytam dość ciężkie i poważne kryminały, postanowiłem odskoczyć na moment w kierunku czegoś lżejszego.
Komedia kryminalna "Morderców tropimy w czwartki" opowiada o mieszkańcach osiedla dla emerytów Coopers Chase. Znajduje się ono na terenie dawnego klasztoru. W Coopers Chase mieszkają m.in. przyjaciele...
2020-10-09
Sophie Hannah powraca z kolejnym już, czwartym tomem o przygodach Herkulesa Poirota. Jako że bardzo podobały mi się poprzednie książki, również i tę przeczytałem z wielkim zainteresowaniem i ciekawością.
Tym razem Poirot razem z inspektorem Edwardem Catchpoolem ze Scotland Yardu wyrusza do posiadłości Kingfisher Hill. Powodem wizyty jest list niejakiego Richarda Devonporta, który prosi Poirota o pomoc w udowodnieniu niewinności jego narzeczonej Helen, oskarżonej o zamordowanie brata Richarda, Franka Devonporta. Sprawa wydaje się być bardzo dziwna, gdyż kobieta przyznała się do winy, grozi jej szubienica. Richard zaś twierdzi, że jego narzeczona jest niewinna. Czasu na wyjaśnienie sprawy i ocalenie Helen przed egzekucją jest niewiele. Zadania nie ułatwia warunek, który został postawiony detektywowi w liście: Herkules Poirot nie może wyjawić prawdziwego powodu swojej obecności żadnej z osób przebywających w Kingfisher Hill.
Jeszcze przed rozpoczęciem podróży dochodzi do niezwykłych i trudnych do zrozumienia wydarzeń. Catchpool przed autokarem zauważa dziwnie zachowującą się i przerażoną kobietę. Ta nie chce powiedzieć, o co chodzi. W ostatniej chwili wsiada do autokaru, by po niedługim czasie rozpaczliwie żądać zamiany miejsca. Kobieta twierdzi, że jeśli tego nie zrobi, ktoś ją zamorduje. Zdaje się zatem, że Poirot ma więcej niż jedną tajemnicę do rozwikłania...
Narratorem powieści jest Edward Catchpool, który towarzyszy Poirotowi w trakcie śledztwa. Bohaterowie trafiają do Kingfisher Hill, posiadłości obrzydliwie bogatej rodziny Devonportów. Rodzina jest... delikatnie mówiąc, specyficzna. Jej głową jest Sidney Devonport, człowiek bardzo władczy, nie uznający sprzeciwu. W oczach rodziny uchodzi niemalże za tyrana. Jego żona Lilian, wobec której Sidney potrafi jednak ulec, ich dzieci Richard i Daisy. Richard czuje respekt przed ojcem, jednak bynajmniej respekt ten nie wynika z szacunku, tylko z panicznego wręcz strachu. Daisy z kolei to charakter ojca. Władcza, bezczelna i arogancka. Oliver, narzeczony Daisy. Chłopak jest pod butem swojej wybranki, choć stara się jej chwilami postawić. Są także amerykańscy przyjaciele Devonportów, małżeństwo Godfreya i Verny Laveilettów, a także służba w osobie Winnie, o której Sidney mówi, że sprawia im kłopoty. Nie powiedziałem o wszystkich bohaterach, ale na tym poprzestanę.
Bohaterowie są na ogół sympatyczni i pozwalający poczuć do nich sympatię. No może za wyjątkiem Daisy, której przyznam się bez bicia, nie cierpiałem. Jak to zwykle bywa w świecie Poirota i bogatych sfer, nie są to postaci krystaliczne i z czasem na jaw wychodzą rozmaite sekrety.
Akcja powieści rozgrywa się w roku 1931. Intrtyga jest bardzo zawiła i z biegiem fabuły pojawia się coraz więcej pytań, co i rusz mamy do czynienia z zaskakującymi obrotami spraw. W pewnym momencie nawet Poirot i Catchpool wydają się nie rozumieć, co się dzieje. Kryminał ten, jak też większość książek Agathy Christie, jest powieścią bezkrwawą. I choć mamy opisy, co stało się z ofiarą, Sophie Hannah oszczędza nam drastycznych szczegółów.
Agatha Christie często pisała powieści w stylu "locked room", czyli takie, których akcja dzieje się w obrębie jednego miejsca, a sprawcą zbrodni może się okazać każdy z bohaterów. Tu jest podobnie, choć akcja "Morderstw w Kingfisher Hill" nie dzieje się wyłącznie w obrębie majątku rodziny Devonportów.
Sophie Hannah po raz kolejny mnie nie zawiodła. To, w jaki sposób potrafi oddać klimat powieści, skroić bohaterów, czy wreszcie przedstawić Herkulesa Poirot, który jak zawsze jest uroczym, momentami wręcz zabawnym megalomanem, pokazuje doskonale, że autorka naprawdę dobrze zna świat powieści Agathy Christie, odnajduje się w nim i jest fanką twórczości Królowej Kryminału. Książkę gorąco polecam, bardzo dobra lektura. Jeśli podobały Wam się poprzednie powieści z belgijskim detektywem spod pióra Hannah, również i ta powinna przypaść Wam do gustu. Ja jestem bardzo zadowolony i mam nadzieję, że to nie ostatni tom z wąsatym geniuszem w roli głównej.
Sophie Hannah powraca z kolejnym już, czwartym tomem o przygodach Herkulesa Poirota. Jako że bardzo podobały mi się poprzednie książki, również i tę przeczytałem z wielkim zainteresowaniem i ciekawością.
Tym razem Poirot razem z inspektorem Edwardem Catchpoolem ze Scotland Yardu wyrusza do posiadłości Kingfisher Hill. Powodem wizyty jest list niejakiego Richarda Devonporta,...
2020
Swoje rozważania zaczyna Arcybiskup od zwrócenia naszej uwagi na pewne zjawsko, które, mam wrażenie, dzisiaj jest szczególnie zauważalne: ludzie, którzy nie wierzą ani w istnienie piekła, ani w istnienie diabła, bardzo chętnie wysyłają tam innych ludzi, których z różnych przyczyn nie lubią lub darzą niechęcią. Jakże często przecież słyszymy: "idź do diabła!" lub "idź do piekła!"; z drugiej zaś strony, życzenia drugiemu nieba są rzadkością.
Książka, jak sam tytuł wskazuje, jest drogowskazem. Jest ona również swego rodzaju zachętą do tego, abyśmy w ogóle wybrali się w drogę do nieba. Tematycznie jest różnorodna, czcigodny sługa Boży Fulton porusza w niej tematy stricte duchowe, jednak nie brakuje w tej książce również na przykład apologetyki. Autor posługuje się tak dobranymi przykładami, by z ich pomocą można było wyjaśnić jakieś zagadnienia, problemy.
"Idź do Nieba!" to także, a może przede wszystkim, bolesną diagnozą człowieka i społeczeństwa, bo choć pierwsze wydanie niniejszej pozycji ukazało się w roku 1949, spostrzeżenia Sheena są, uważam, przeraźliwie wręcz aktualne i pasujące do czasów obecnych. Sheenowi jednak bardzo zależy na tym, by człowiek doszedł do nieba i się zbawił, więc proponuje on lekarstwo. A przecież nie można podać lekarstwa bez uprzedniego zdiagnozowania choroby, jakkolwiek bolesna by ona nie była.
To, co charakterystyczne dla Arcybiskupa Sheena, to umiejętność dokładnego wskazania na istotę problemu w jednym zdaniu. W tej książce jest to także świetnie widoczne.
Zdarza się, że spotykam się z wątpliwościami ze strony innych osób, czy Sheen na pewno był zachwycony Bogiem. Jego często filozoficzne podejście do tematów wiary rodzi u niektórych ludzi takie pytania.
Wydaje mi się czymś zupełnie nieprawdopodobnym, by kapłan, który od początku kapłaństwa, aż do końca życia codziennie adorował Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie, który zmarł w czasie adoracji Najświętszego Sakramentu, który z olbrzymią mocą głosił Ewangelię, nie był zachwycony Bogiem.
Książka zawiera także cały rozdział poświęcony Maryi. Rozdział ten nazywa się "Rola Maryi w Kościele". Myślę, że powinien on dostarczyć argumentów do dyskusji z tymi, którzy Maryję odrzucają; są także ludzie, którzy deklarują się katolikami i choć odmawiają różaniec i nie pomijają Maryi w swoich modlitwach, to chyba jednak nie do końca rozumieją, na czym polega Jej rola i, proszę wybaczyć potoczne słownictwo, po co Ona tak właściwie jest. Mam nadzieję, że rozdział będzie pomocny dla obu grup ludzi. Powiedziałem o całym rozdziale, choć Sheen rolę Maryi podkreśla tak naprawdę w całej książce.
Oprócz wyżej omówionych przeze mnie treści, Autor wyjaśnia także kwestie nieba, czyśćca i piekła. Przekonacie się również o tym, że z monotonii można czerpać radość w życiu, jak i znajdziecie wskazówki dotyczące życia rodzinnego i małżeństwa.
Książkę gorąco i z serca polecam.
Swoje rozważania zaczyna Arcybiskup od zwrócenia naszej uwagi na pewne zjawsko, które, mam wrażenie, dzisiaj jest szczególnie zauważalne: ludzie, którzy nie wierzą ani w istnienie piekła, ani w istnienie diabła, bardzo chętnie wysyłają tam innych ludzi, których z różnych przyczyn nie lubią lub darzą niechęcią. Jakże często przecież słyszymy: "idź do diabła!" lub...
więcej mniej Pokaż mimo to
Statki wycieczkowe kryją swoje tajemnice. Przekonał się o tym bohater "Pasażera 23".
Martin Schwartz, policyjny śledczy i psycholog, stracił cel i sens życia. Jego żona i syn wybrali się statkiem na wakacje i podczas rejsu zaginęli. Martin od tego momentu podejmuje się najbardziej szaleńczych zadań, łamiąc regulaminy. Któregoś razu Schwartz dowiaduje się, że na tym statku zdarzały się zaginięcia innych osób, a także, że odnalazła się dziewczynka, która ma ze sobą misia. Takiego samego, jak ten należący do synka Martina. Kłopot w tym, że dziewczynka nic nie mówi...
Od momentu rozpoczęcia rejsu główny bohater, a wraz z nim czytelnik są świadkami wielu dziwnych, niebezpiecznych i przerażających zdarzeń. Martin ma pewną sprawę do wyrównania z jedną osobą, ale bardzo szybko przekona się, że nie to jest tak naprawdę najważniejsze pośród tortur i morderstw, do jakich dochodzi na statku. Dodajmy do tego ciemne interesy i dziwne rzeczy, które dzieją się wokół dziewczynki.
Akcja dzieje się na statku o nazwie "Sułtan Mórz". Nasz bohater dostaje się tam po tym, jak odbiera telefon od nieznajomej staruszki, która mówi mu, że jest pewien element, który nie pasuje do układanki. Statek jest wcieleniem niewyobrażalnego bogactwa i przepychu. Miejsce to jednak nie jest rajem, o czym czytelnik dobitnie przekona się w trakcie lektury.
Sebastian Fitzek bardzo dba o to, żebyśmy w miarę możliwości namacalnie poczuli atmosferę statku i tego, co się na nim dzieje. A dzieje się sporo. Recenzję napisałem zaraz po skończeniu książki, a mimo to przyznam, że z początku nie wiedziałem, jak mam ją napisać. I bynajmniej nie dlatego, że powieść mnie rozczarowała. Absolutnie nie. Tylko tyle się w niej dzieje, że ciężko to poukładać. Ta namacalność doświadczeń, o którą dba Fitzek, dotyczy nie tylko samego statku, ale także bohaterów i tego, co przeżywają. Odnośnie bohaterów. W sumie nie ma ich zbyt wielu, ale są oni bardzo dobrze stworzeni. Spotykamy przystojnego Argentyńczyka, który ma spore powodzenie u kobiet, kapitana, z którym Martin ma mocno na pieńku, wścibską, ale mimo wszystko bardzo sympatyczną staruszkę, czy też lekarkę o imieniu Elena.
Intryga jest przemyślana i wielowarstwowa. W powieści istotną rolę pełnią takie sprawy jak żal czy wręcz nienawiść do rodziców, patologiczne zachowania, nastoletnie zakochania, itd. Końcówka była dla mnie bardzo zaskakująca. Styl Fitzka, jak zwykle, znakomity. Siedziałem nad książką do rana chcąc wiedzieć, co będzie dalej i jak to wszystko się ostatecznie skończy.
Polecam. Ode mnie 9/10.
Statki wycieczkowe kryją swoje tajemnice. Przekonał się o tym bohater "Pasażera 23".
Martin Schwartz, policyjny śledczy i psycholog, stracił cel i sens życia. Jego żona i syn wybrali się statkiem na wakacje i podczas rejsu zaginęli. Martin od tego momentu podejmuje się najbardziej szaleńczych zadań, łamiąc regulaminy. Któregoś razu Schwartz dowiaduje się, że na tym statku...
"Rana" to moje kolejne, po znakomitym "Żmijowisku", spotkanie z twórczością Wojciecha Chmielarza. Te dwie powieści wystarczyły, by autor ten przekonał mnie do siebie, i żebym chciał przeczytać pozostałe jego książki oraz czekać na następne.
Główną bohaterką "Rany" jest Klementyna Jastrzębska, dojrzała wiekowo kobieta, która zaczyna pracę w szkole jako nauczycielka matematyki. Szybko okazuje się, że szkoła ta jest miejscem bardzo specyficznym. Grono pedagogiczne ma dosyć rzeczy, które tam się dzieją oraz pani dyrektor Zofii. Któregoś razu jedna z uczennic ginie pod kołami pociągu, a jej nauczycielka, która chce wyjaśnić sprawę, wkrótce także traci życie, a jej ciało znika. Odkryć tożsamość sprawcy chce Gniewomir, bardzo osobliwy uczeń, który fascynuje się morderstwami i seryjnymi zabójcami. O pomoc zwraca się do Klementyny. Kobieta, początkowo niechętna, w końcu zgadza się pomóc chłopakowi.
Z reguły, gdy myślimy o patologicznych rodzinach, w głowie siedzą nam takie, w których panuje bieda, ubóstwo, dzieci chodzą brudne, zaniedbane i głodne, a rodzice nadużywają alkoholu. Ta książka wywraca ten obraz. Nie każdy bogacz to anioł, i nie każdy biedak to diabeł. Bardzo często ludzie na stanowiskach są właśnie taką patologią, a wysokie pozycje i pieniądze są jedynie fasadą, za którą rozgrywa się dramat i tragizm życia, które w zasadzie nie ma sensu.
"Rana", podobnie jak "Żmijowisko" jest połączeniem thrillera psychologicznego i kryminału. Ponownie z naciskiem na to pierwsze. Powieść zawiera też istotne elementy dramatu i ten dramat polega na życiu bohaterów. Życiu nie do pozazdroszczenia. Są w nim zdrady, kłamstwa, ciemne interesy, podejrzane typy, romanse, wiszące na cienkim włosku małżeństwa i wreszcie tajemnice. Te ostatnie dotyczą bohaterów, ale także szkoły.
Bohaterowie to osoby, które, jak już wspomniałem, mają niełatwe życie. Często prowadzą także podwójne życie. Opowiem o kilku z nich, ale nie za dużo. Klementyna jest osobą, która miała bardzo ciężkie dzieciństwo. Niedawno zmarła jej matka, która od jakiegoś czasu chorowała na alzheimera, i którą Klementyna opiekowała się do ostatniej chwili. Jest oczywiście pani dyrektor Zofia. Kobieta z pozoru miła i ciepła. W rzeczywistości jednak jest bardzo despotyczna, z wielkim ego i uwielbia, gdy jej się schlebia. Kłótnie z mężem to codzienność. Michał, mąż Zofii, ma romans z Elą, nauczycielką. Dalej jest Karolina, na której najbardziej odbijają się kłótnie rodziców. Wspomniana Ela, kochanka Michała. Kobieta czuje się wybrakowana i niedoceniana przez męża. O Gniewomirze już wspominałem wyżej, ale jest też Sławek, jego brat. Młody mężczyzna prowadzący knajpkę. No i oczywiście ich rodzice: Joanna i Mirek. Joanna zaniedbuje dzieci, a Mirek prowadzi podejrzane interesy. Tyle niech wystarczy.
Przyznam szczerze, że życie prywatne bohaterów, ich tajemnice, rozmaite pretensje, itd., to całe tło, były dla mnie niesamowicie ciekawe, chwilami chyba nawet ciekawsze niż sam wątek kryminalny, który przecież także jest niezwykle interesujący. Mamy w końcu dwa trupy w niedługim odstępie czasu i oczywiste przekonanie, że coś tu nie gra. Autor jednak sprytnie manipuluje czytelnikiem, kieruje naszą uwagę na tropy w taki sposób, byśmy byli przekonani, że wszystko już wiemy. Robi to tak, że w czasie lektury ponownie na myśl przyszedł mi mój mistrz kryminału, czyli Jo Nesbo. Styl Wojciecha Chmielarza jest świetny, książkę czyta się bardzo szybko.
"Rana" jest powieścią, która momentami zaboli. Zmusi do refleksji. Stare grzechy rzucają długie cienie, a ludzie interesują się tragedią innych często po to, by mogli zapomnieć o swoim własnym piekle, które każdego dnia przeżywają.
W tej książce to wyraźnie widać. Polecam, ode mnie 8/10.
"Rana" to moje kolejne, po znakomitym "Żmijowisku", spotkanie z twórczością Wojciecha Chmielarza. Te dwie powieści wystarczyły, by autor ten przekonał mnie do siebie, i żebym chciał przeczytać pozostałe jego książki oraz czekać na następne.
Główną bohaterką "Rany" jest Klementyna Jastrzębska, dojrzała wiekowo kobieta, która zaczyna pracę w szkole jako nauczycielka...
2019-11-15
"Żmijowisko" jest moim pierwszym spotkaniem z twórczością Wojciecha Chmielarza. Spotkaniem bardzo udanym i na pewno nie ostatnim. Książka ta jest połączeniem kryminału i thrillera psychologicznego, z większym naciskiem na to drugie.
Grupa przyjaciół z czasów szkolnych, razem ze swoimi rodzinami, spotyka się na wspólnych wakacjach co roku. Trafiają do agroturystyki we wsi, tytułowym Żmijowisku. Bawią się, piją alkohol, do tego dochodzą też narkotyki. Atmosfera jednak nie jest sielankowa, bowiem z każdym dniem na jaw wychodzą dawne urazy, rany, pretensje i krzywdy. Na domiar złego, córka jednej z par, Ada, znika nagle bez śladu i nikt nie potrafi jej odnaleźć. Po roku, ojciec wraca do Żmijowiska, by jeszcze raz spróbować odnaleźć córkę.
Książka Wojciecha Chmielarza jest powieścią bardzo gęstą i mroczną. Intryga jest tu wielopoziomowa, pełna tajemnic. Trzeba bardzo uważnie czytać i mocno się skupić, by nie pogubić się w tym wszystkim. Każdy ma jakieś tajemnice, coś ukrywa. Akcja książki rozgrywa się latem 2017 roku, rok po zaginięciu dziewczyny. Nie jest to jednak jedyny okres, w jakim rozgrywają się wydarzenia, ani też jedyne miejsce. Mamy tu bowiem do czynienia z regularnymi przeskokami: do roku 2016, wtedy kiedy zaginęła Ada, jak również do czasu pomiędzy latem 2016, a latem 2017. Taki zabieg pozwala czytelnikowi w pełni zrozumieć, co się wydarzyło, jakie są relacje pomiędzy bohaterami. Tak jak wspomniałem jednak, trzeba być bardzo skupionym, bo choć książkę się czyta błyskawicznie (o tym nieco dalej), to intryga jest bardzo złożona i przy nieodpowiedniej ilości uwagi łatwo się we wszystkim pogubić, szczególnie na początku.
Zanim przejdę do krótkiego omówienia ważniejszych postaci, powiem, że w przypadku bohaterów, autorowi udało się we mnie wywołać nastawienie, którego nie doświadczyłem chyba przy żadnej innej książce: nie było w tej powieści bohatera, do którego żywiłbym odrazę. Z reguły, gdy czytam książkę, jakby sortuję bohaterów. Segreguję ich. Na tych pozytywnych, dobrych. Tych, których lubię; na tych złych, którym jako czytelnik życzę jak najgorzej oraz tych, których ciężko wyczuć, przynajmniej z początku. W przypadku bohaterów "Żmijowiska" do każdego czułem sympatię, w różnym sensie, oczywiście i na swój sposób.
Nie będę omawiał wszystkich postaci, bo trochę by to zeszło. Skupię się na niektórych. I tak, jset Adaoma. Kobieta z Nigerii, była modelka i gwiazda telewizji. Jej matka jest Polką, ojciec Nigeryjczykiem. Adaoma nie ma łatwo, szczególnie przez swój kolor skóry, przez który bohaterka często staje się obiektem niewybrednych żartów. Warto bowiem dodać, że społeczność w książce nie stroni od rasizmu. Adaoma jest w związku z Robertem. Robert pracuje w dużej firmie medialnej, w której zatrudniona jest także Adaoma. To cwaniaczkowaty kobieciarz, obracający się w kręgu typowych humorzastych celebrytów, którzy, za przeproszeniem, wyżej srają niż dupę mają.
Dalej są Arek i Kamila, małżeństwo przechodzące ciężki kryzys. Kłótnie to u nich niemalże codzienność. Nie chcę wchodzić w szczegóły, żeby nie spoilerować. Ograniczę się jedynie do stwierdzenia, że na ich przykładzie widoczny jest przykry obraz rodzicielstwa. Krzysztof, właściciel domków w Żmijowisku, który ma ciężkie relacje ze swoim teściem, Szuwarem. Szuwar budzi grozę w całej wsi, a na jego temat krążą dość przerażające plotki. Jest wreszcie, Kajetan Rybak. Biznesmen o podejrzanych powiązaniach i źródle majątku. Przebiegły, cwany i nieustępliwy człowiek. Bezwzględny, który jak czegoś chce, to zdobywa.
Styl autora jest godny wielkiej pochwały. Lekki i przykuwający czytelnika do książki. Powieść objętościowo nie należy do chudych. To prawie 500 stron, ale wcale tego nie czuć. Końcówka jest mistrzowska. Kiedy myślę o porządnym kryminale, mam na myśli właśnie coś takiego. Tak poprowadzoną akcję i takie zakończenie, żebym poczuł się walnięty czymś ciężkim w głowę. W tej książce Wojciechowi Chmielarzowi udało się to perfekcyjnie. Zupełnie jakbym czytał mojego mistrza, jeśli o kryminał chodzi, czyli Jo Nesbø.
Znakomite dzieło. Już nie mogę się doczekać, aż przeczytam kolejne książki.
"Żmijowisko" jest moim pierwszym spotkaniem z twórczością Wojciecha Chmielarza. Spotkaniem bardzo udanym i na pewno nie ostatnim. Książka ta jest połączeniem kryminału i thrillera psychologicznego, z większym naciskiem na to drugie.
Grupa przyjaciół z czasów szkolnych, razem ze swoimi rodzinami, spotyka się na wspólnych wakacjach co roku. Trafiają do agroturystyki we wsi,...
2019-11-10
O fabule nowego thrillera Sebastiana Fitzka po raz pierwszy usłyszałem podczas Międzynarodowego Festiwalu Kryminału 2019 we Wrocławiu, kiedy na spotkaniu z czytelnikami opowiedział nieco o książce, nad którą pracował. Pomysł na fabułę bardzo mi się spodobał i czekałem mocno na premierę.
No i cóż, Fitzek znowu mnie nie zawiódł, choć w pewnym momencie w czasie lektury nieco w niego zwątpiłem. A raczej powinienem powiedzieć: nie doceniłem go. Po kolei jednak.
Historia w książce "Prezent" opowiada o Milanie Bergu. Facet pracuje jako kelner i pewnego dnia obok jego roweru staje samochód. Milan dostrzega dziewczynkę z kartką przyłożoną do szyby. Kłopot w tym, że główny bohater... jest analfabetą i w związku z tym, nie jest w stanie odczytać tekstu na kartce. To wydarzenie staje się początkiem rzeczy dziwnych, dramatycznych i bolesnych.
Proszę Państwa, tego, co w tej książce się odwaliło, bez spoilerów chyba się powiedzieć nie da. Będę więc "jechał" ogólnikami. Intryga w tej książce to jedno wielkie kłamstwo, oszustwo i manipulacja. Nie będzie chyba przesadą, a jeśli tak, to niewielką, jeśli powiem, że w "Prezencie" wszystko jest kłamstwem. Intryga jest wielopoziomowa i dotyczy niemalże wszystkich bohaterów, jakich spotkamy na kartach tego thrillera. Unikam spoilerów, powiem tylko tyle: książka ma 320 stron, a cała zagadka wyjaśnia się na ostatnich kilkunastu. Nie powiem nic nowego. Kiedy wydaje ci się, że to koniec, Sebastian Fitzek wprowadza nagły zwrot akcji i okazuje się, że to nie koniec. Tych zwrotów akcji jest dużo. Kilkukrotnie w czasie lektury mówiłem sam do siebie pod nosem: "Co tu się dzieje?!".
Opowieść jest brutalna. Są sceny sadystycznej przemocy, także wobec dzieci. Cała intryga, w jaką daje się wciągnąć Milan, obraca się wokół wcześniej wspomnianej dziewczynki z samochodu. Akcję powieści obserwujemy z perspektywy kilku bohaterów. I tutaj, moim zdaniem, widać bardzo dużą wprawę autora w prowadzeniu historii i czytelnika. Obserwacja akcji z perspektywy wielu osób daje czytelnikowi pojęcie o tym, co dzieje się w głowach tych ludzi, do czego zmierzają i co knują. Bez obaw jednak, Fitzek zadbał, byś pomimo tego zbyt wiele się nie domyślił ;)
I tu wracam do tego, co mówiłem na początku, że nie doceniłem autora w pewnym momencie. A konkretnie nie doceniłem jego umiejętności w gmatwaniu tej układanki. Chodzi o to, że maleńki fragment tych puzzli udało mi się ułożyć w połowie książki, ale z perspektywy całości powieści i wydarzeń w fabule, jest to doprawdy bardzo niewiele. Zresztą, autor akurat tego elementu nie ukrył szczególnie dobrze, śmiem twierdzić, że celowo.
Bohaterowie. No, tu jest konkret. Każdy, dosłownie KAŻDY ma jakieś tajemnice. Odkrywamy je, oczywiście, im dalej brniemy w fabułę. Użyję tu słowa, którego często używam, gdy omawiam bohaterów kryminału, czy thrillera: niejednoznaczność. Nie wiesz, kto jest dobry, jakie ma zamiary tak naprawdę wobec Milana. Jasne, są też ci od początku źli. W tym przypadku zabawa polega jednak na tym, że jest w czytelniku utrzymywane poczucie: a jeśli ten czy inny bohater w rzeczywistości chce zrobić Milanowi coś złego? Jako ciekawostkę powiem, że Fitzek pod koniec książki wprowadza pewną postać, którą czytelnicy jego powieści rozpoznają natychmiast.
Milan to też niezwykle ciekawa postać. Wiele razy w trakcie lektury miałem wrażenie, że czystym złem jest tu właśnie on. Zwykły człowiek, który robi co może, by ukryć przed innymi swój analfabetyzm. Skrywa on jednak wiele mrocznych tajemnic, które wyjdą na jaw z czasem. Dzieciństwo do przyjemnych nie należało, Berg wychowywał się w, najdelikatniej rzecz ujmując, dziwnej rodzinie. Do tego wszystkiego wydarzyła się pewna tragedia, której echo odbija się na obecnym życiu Milana i jego relacjach z bliskimi... Całości dopełniają też psychodeliczne sny głównego bohatera, które mnie natychmiast przywiodły na myśl grę komputerową "Max Payne".
Nie tylko intryga w "Prezencie" jest złożona. Cała książka jest wielowymiarowa. "Prezent" to oczywiście thriller psychologiczny z elementami kryminału, ale też jest to powieść o trudnych relacjach rodzinnych, krzywdach i ranach z przeszłości, które odbijają się w teraźniejszości. Historia o błędach i próbach ich naprawy. Wreszcie, opowieść o miłości, ale nie tej cukierkowej jak z romansów. Miłość w nowej powieści Sebastiana Fitzka jest bardzo trudna, bolesna. W jakimś stopniu niespełniona i przeplatana kłamstwem.
Mocna rzecz, naprawdę. Nie brakuje w niej też humoru, ale jest on bardzo stonowany i wplatany gdzieniegdzie. Polecam, autor w formie. Wszystko, co się tu dzieje, ma znaczenie dla fabuły. Nie miałem ani razu wrażenia, że coś jest wepchnięte na siłę. Książka dobrze przemyślana.
O fabule nowego thrillera Sebastiana Fitzka po raz pierwszy usłyszałem podczas Międzynarodowego Festiwalu Kryminału 2019 we Wrocławiu, kiedy na spotkaniu z czytelnikami opowiedział nieco o książce, nad którą pracował. Pomysł na fabułę bardzo mi się spodobał i czekałem mocno na premierę.
No i cóż, Fitzek znowu mnie nie zawiódł, choć w pewnym momencie w czasie lektury nieco w...
2019-10-31
Uśmiałem się tak naprawdę jeszcze przed lekturą. Jeden ze sklepów umieścił "Wielkiego Ogarniacza" w kategorii "poradniki/psychologia". Jeśli patrzeć na tę pozycję jak na poradnik, to jest to raczej antyporadnik. Jak NIE robić pewnych rzeczy.
Bohaterką niniejszej książki jest Pani Bukowa. Pani Bukowa jest nieogarnięta. I to jest naprawdę delikatne określenie. Na kartach książki obserwujemy jej zmagania w różnych sytuacjach życiowych: od spędzania wolnego czasu, przez pracę, po próby pracy jako freelancer, czy Boże Narodzenie w gronie rodziny. Wszystko oczywiście z humorem. W życiu Pani Bukowej wszystko elegancko wygląda w teorii i na papierze, gdy jednak nasza bohaterka postanawia wcielić swoje plany w życie... no cóż, z reguły coś idzie nie tak.
Jak napisałem wyżej, poradnikiem bym tego nie nazwał, raczej postrzegam to w kategorii komedii. Dobrej komedii, trzeba zaznaczyć. Żarty są często grube, ale moim zdaniem nie ma tutaj jazdy po bandzie. Humor jest wyważony, autorka nie sili się na to, by być za wszelką cenę zabawna. Dowcip występuje tu we wszelakiej formie: jest żart stricte słowny, jest żart z samej autorki (niespodzianka, co? :D), dowcipy z pracy, z szefa, czy ze znajomych. Mi to akurat bardzo odpowiada, gdyż z autopsji wiem, że gdy się ma ciężki dzień w pracy, na uczelni, czy coś innego nas trapiło, dobry żart, nierzadko ocierający się o bezczelność, potrafi znakomicie rozładować napięcie.
Humor jest tu zwariowany, ale nie głupkowaty. Nie czułem przy lekturze zażenowania, konsternacji, ani niczego takiego. Książka bawi, ale i daje do myślenia momentami.
Fantastyczna odskocznia od poważnej literatury, a także dobre remedium na gorszy nastrój. Czyta się to lotem błyskawicy, dosłownie na jeden wieczór. Polecam i biorę się za następny "Ogarniacz".
Uśmiałem się tak naprawdę jeszcze przed lekturą. Jeden ze sklepów umieścił "Wielkiego Ogarniacza" w kategorii "poradniki/psychologia". Jeśli patrzeć na tę pozycję jak na poradnik, to jest to raczej antyporadnik. Jak NIE robić pewnych rzeczy.
Bohaterką niniejszej książki jest Pani Bukowa. Pani Bukowa jest nieogarnięta. I to jest naprawdę delikatne określenie. Na kartach...
Witam po długiej przerwie. Bardzo dużo pochwał słyszałem na temat tego kryminału, więc gdy nadarzyła się okazja postanowiłem zakupić i sprawdzić tę książkę. Nie zawiodłem się. Pierwszy tom kryminalnej trylogii z Hiszpanii to kawał solidnej lektury.
Dwadzieścia lat temu w malowniczej hiszpańskiej miejscowości Vittoria doszło do serii makabrycznych zbrodni, które wstrząsnęły mieszkańcami. Złapano sprawcę i aresztowano go. Dwie dekady później na Vittorię ponownie spada seria morderstw łudząco podobnych do tych sprzed lat. Morderstwa zbiegają się w czasie z planowaną przepustką z więzienia sprawcy poprzednich mordów. Do sprawy zostają przydzieleni śledczy Unai, zwany też Krakenem i jego partnerka Estibaliz. Policjanci niemal od razu zauważają rytualny charakter zbrodni. Mają ciężki przypadek do rozwiązania, gdyż morderca jest niezwykle inteligentny, wyrachowany, opanowany i przebiegły.
Kryminał Evy Garcii różni się od takiej typowej literatury tego gatunku. Nastrój grozy, niepewności i tajemnicy miesza się tu z sielankowym klimatem Vittorii.
Ta sielanka wszakże nie zaburza niczego w intrydze, która jest uknuta bardzo dobrze i sprawnie. Prym wiedzie tu zbrodnia, a także śledztwo, które pomimo starań policji, jakby stało w miejscu.
Akcja powieści dzieje się w 2015 roku, jednak co pewien czas cofamy się do lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia. Bardzo podobali mi się bohaterowie. Są wyraziści, z charakterem. Tyczy się to nie tylko bohaterów głównych, lecz również tych będących na dalszym planie. Tu wspomnę jedynie o dziadku Krakena. Na moment warto jeszcze wrócić do miejsca akcji książki. "Cisza białego miasta" może z powodzeniem robić jako swego rodzaju przewodnik turystyczny. Miasto Vittoria jest oddane w sposób malowniczy, szczegółowy. Prawdę powiedziawszy, miasto jest jednym z głównych bohaterów powieści, bo choć śledzimy przede wszystkim intrygę kryminalną i starania policji, by schwytać sprawcę, to w tle poznajemy uroki Vittorii. Krajobraz, historię, kulturę, a także religię, czy nawet zwyczaje kulinarne. Bardzo lubię tak napisane książki, gdyż wyżej wspomniane elementy nadają niesamowitego charakteru, a wręcz magii całości.
Historia w pierwszym tomie wciągnęła mnie w całości i już nie mogę się doczekać tomu drugiego. Polecam gorąco, ode mnie 9/10.
Witam po długiej przerwie. Bardzo dużo pochwał słyszałem na temat tego kryminału, więc gdy nadarzyła się okazja postanowiłem zakupić i sprawdzić tę książkę. Nie zawiodłem się. Pierwszy tom kryminalnej trylogii z Hiszpanii to kawał solidnej lektury.
Dwadzieścia lat temu w malowniczej hiszpańskiej miejscowości Vittoria doszło do serii makabrycznych zbrodni, które wstrząsnęły...
2019-06-20
W końcu ukazał się kolejny, dwunasty już tom cyklu o Harrym Hole. Mając w pamięci to, jak życie Harry'ego wyglądało w poprzedniej części, byłem zadowolony, że nasz bohater w końcu jest w życiu szczęśliwy i stara się tego nie zepsuć. Było co prawda widać, że nie do końca potrafi się w tym "nowym" życiu odnaleźć, ale naprawdę cieszyłem się z tego jak to wszystko wygląda. Harry zwyczajnie na to zasłużył. Biorąc jednak pod uwagę, co los gotował komisarzowi Hole we wcześniejszych powieściach, można było się spodziewać, że sielanka prędzej czy później się skończy.
No i się skończyła. W "Nożu" wszystko się Harry'emu posypało. I to dosłownie. Rakel wyrzuciła go z domu, nie odbiera niego telefonów. Bohater wrócił do picia, nie ma pieniędzy, by wrócić do swojego poprzedniego mieszkania, więc wynajmuje od kolegi. Ale to nie jest jedyne zmartwienie policjanta. Wkrótce bowiem zostanie zmuszony, by zmierzyć się z czymś, na co nie był przygotowany...
Zakończenie "Pragnienia" było bardzo otwarte, w związku z tym kwestią czasu było pojawienie się na rynku kolejnej części. Akcja "Noża" ma miejsce półtora roku po wydarzeniach z tomu jedenastego. Życie policjantów z Wydziału Zabójstw w Oslo, jak i paru innych osób, uległo pewnym zmianom. Po zapowiedziach przedpremierowych, informacjach, jakie na temat książki dostawałem z newslettera na skrzynkę, wywiadach z Nesbø na temat najnowszej części, spodziewałem się kryminału najbrutalniejszego z całej serii. Czy to dostałem? I tak, i nie. Już tłumaczę, co mam na myśli.
"Nóż" jest książką nieco inną niż poprzednie tomy cyklu. Autor brutalnie potraktował Harry'ego, tak, jak zapowiadał. Nie chodzi tu jednak o brutalność fizyczną, o przemoc. Choć właśnie tego się spodziewałem. Brutalność wobec Harry'ego w tej powieści opiera się przede wszystkim na tej emocjonalnej, uczuciowej, psychicznej. A nawet na namieszaniu bohaterowi w głowie. Przemoc fizyczna oczywiście też jest tu obecna, lecz została ona zepchnięta na dalszy plan. Nie jest jej aż tak dużo. Mam wrażenie, że w tomie numer dwanaście Nesbo zdecydował się pójść bardziej w stronę thrillera psychologicznego. Ostatnimi czasy bardzo często czytam thrillery psychologiczne, więc bardzo szybko zauważyłem ten zwrot w najnowszej książce Norwega. "Nóż" nie jest takim typowym policyjnym kryminałem. Czy to źle? Absolutnie nie. Już kiedyś pisałem, że nie mam nic przeciwko temu, żeby pisarz eksperymentował z gatunkiem. Książka, pomimo tego co przed chwilą napisałem, zawiera wszystko to, czego oczekuje się od serii z Harrym Hole. Powieść jest bardzo starannie i dokładnie przemyślana, zaplanowana. Nesbø doskonale wie, jak chce prowadzić czytelnika, jakie tropy mu podrzucać na poszczególnych etapach śledztwa. W trakcie lektury typowałem bardzo wiele osób. Każdej z nich starałem się przypisać jakiś pasujący motyw. W pewnym momencie podejrzewałem nawet Harry'ego. Wszystkie moje podejrzenia były błędne. Autor po raz kolejny umiejętnie zwracał moją uwagę na tropy, które skutecznie odwróciły moją uwagę od właściwego winowajcy.
O bohaterach nie powiem nic nowego ponad to, co pisałem w recenzjach poprzednich książek z cyklu. Dodam jedynie, że tym razem bohaterów nie ma zbyt wielu, a zatem krąg podejrzanych jest dosyć wąski. Na kartach książki spotykamy też pewną postać, którą uważni czytelnicy całego cyklu powinni bez trudu rozpoznać.
Cóż jeszcze mogę dodać? Końcówka najnowszej części zostawia nas w, hmm... ciekawym miejscu, jeśli można użyć tego słowa, biorąc pod uwagę to, co spotkało tym razem głównego bohatera. Ciekaw jestem, jak dalej potoczą się losy Harry'ego. Jestem mianowicie pewien, że tom trzynasty nie jest kwestią czy, tylko kiedy.
Książkę oczywiście polecam. Jo Nesbø jak zwykle mnie nie zawiódł i skutecznie przykuł mnie do lektury na długie godziny. Czekam na więcej.
W końcu ukazał się kolejny, dwunasty już tom cyklu o Harrym Hole. Mając w pamięci to, jak życie Harry'ego wyglądało w poprzedniej części, byłem zadowolony, że nasz bohater w końcu jest w życiu szczęśliwy i stara się tego nie zepsuć. Było co prawda widać, że nie do końca potrafi się w tym "nowym" życiu odnaleźć, ale naprawdę cieszyłem się z tego jak to wszystko wygląda....
więcej mniej Pokaż mimo to
Na nową powieść niemieckiego mistrza thrillera psychologicznego czekałem z dużą niecierpliwością zachwycony jego poprzednimi książkami, które czytałem. A muszę powiedzieć z zadowoleniem, że nie trafiłem jeszcze na taką, która by mnie rozczarowała.
W "Pacjencie" mamy do czynienia z porwaniami i morderstwami dzieci. Los ten dotyka Tilla Berkhoffa i jego żonę Ricardę. Ich syn, sześcioletni Maks, zostaje porwany. Wszystko wskazuje na to, że chłopiec także nie żyje, jednak rodzice nie mają co do tego stuprocentowej pewności. Wydarzenie to odbija się bardzo mocno na Tillu i jego małżeństwie. Ricarda odchodzi, zabierając ze sobą córkę. Małżeństwu grozi rozwód. Till, któremu pragnienie poznania losu syna nie daje spokoju, decyduje się na karkołomny czyn: chce przedostać się do berlińskiej kliniki psychiatrycznej, w której został umieszczony psychopata. Szwagier Tilla, policjant, pomaga mu zrealizować pomysł.
Jest to już kolejna z powieści Fitzka, którą przeczytałem. Zauważyłem, że autor odszedł od bezkrwawego stylu i budowania suspensu i grozy poprzez klimat i dziwne wydarzenia wokół głównego bohatera. Myślę tu zwłaszcza o "Terapii", od której to książki zacząłem przygodę z thrillerami psychologicznymi Sebastiana Fitzka. Tam właśnie nie było krwawych scen, a całą robotę robiły klimat, atmosfera, miejsce akcji i dziwne wydarzenia. Jest za to teraz więcej brutalności i przemocy.
Im więcej książek Fitzka czytam, tym bardziej się przekonuję, że brutalność siedząca w ludzkim umyśle bywa częstokroć o wiele gorsza od tej fizycznej. Najnowsza powieść niemieckiego autora utwierdza mnie w tym przekonaniu. I tutaj w miarę płynnie chciałbym przejść do bohaterów, bo to między innymi oni powodują, że książka przykuwa i ciężko się oderwać od lektury. Spotykamy tutaj kilka naprawdę ciekawych postaci. Akcja powieści dzieje się w klinice psychiatrycznej, zatem mamy do czynienia ze wszelkiej maści osobami zaburzonymi psychicznie. Jest facet, który ma obsesję na punkcie brutalnego, sadystycznego wręcz seksu, dyrektorka kliniki, pielęgniarz Simon o bardzo pogodnym usposobieniu. Są też lekarze, którzy jak dla mnie także powinni być leczeni na głowę. Mam tu na myśli szczególnie jednego. Skorumpowany, chytry, przebiegły człowiek, który nie powinien nawet wąchać kitla, bo stanowi zaprzeczenie wszelakiej etyce lekarskiej.
No nie powiem nic odkrywczego. Sebastian Fitzek stawia na rozwiązania, które sprawdziły się w poprzednich jego książkach. Rozdziały są krótkie, napisane świetnym stylem, akcja jest prowadzona z wyczuciem. Autor wie, kiedy przyspieszyć tempo, a kiedy je zwolnić. Wszystko jest tu dawkowane bardzo dobrze i odpowiednio, a napięcie jest budowane naprzemian scenami brutalnymi, jak i tymi, które wywołują w czytelniku poczucie, że zaraz coś się stanie.
W trakcie lektury "Pacjenta" odczuwałem przerażenie. Nie było to jednak przerażenie wskutek krwawych scen, itd., bo na to jestem, w moim przekonaniu, dość mocno odporny. Zdaję sobie jednak sprawę, że Fitzek opisuje rzeczywistość. Oczywiście tu i ówdzie przesadza i można dyskutować, czy to albo tamto wydarzenie z książki mogłoby mieć miejsce w rzeczywistości. Nie można jednak odmówić jego książkom, że opisują wydarzenia, które często gęsto mogą i faktycznie dzieją się w rzeczywistości. Świadomość, że w rzeczywistości także są osoby z tak mocno wykolejonym umysłem, dla których krzywda i cierpienie innych są źródłem radości i satysfakcji, jest po prostu przerażająca. U Fitzka podoba mi się bardzo też to, że bohaterami jego książek często są zwykli ludzie, którzy stają w obliczu sytuacji na pierwszy rzut oka ich przerastającymi. Przyznam szczerze, że łatwiej mi wtedy "wejść" w książkę i w życie postaci.
Powieść czyta się lotem błyskawicy, jak zawsze w moim przypadku, jeśli o tego autora chodzi.
Ja się nie zawiodłem i szczerze polecam. Fitzek wraca i nie zawodzi.
Na nową powieść niemieckiego mistrza thrillera psychologicznego czekałem z dużą niecierpliwością zachwycony jego poprzednimi książkami, które czytałem. A muszę powiedzieć z zadowoleniem, że nie trafiłem jeszcze na taką, która by mnie rozczarowała.
W "Pacjencie" mamy do czynienia z porwaniami i morderstwami dzieci. Los ten dotyka Tilla Berkhoffa i jego żonę Ricardę. Ich syn,...
W recenzji "Łamacza dusz" napisałem, że książka jest brutalna. "Odcięci" to bez wątpienia najbrutalniejsza z tych książek Fitzka, które dotąd przeczytałem. Niewątpliwie przyczynił się do tego stanu rzeczy fakt, że powieść pisana była razem z Michaelem Tsokosem, niemieckim ekspertem medycyny sądowej.
Profesor Paul Herzfeld ma do czynienia z trupami na co dzień. Pewnego dnia jednak przeprowadza sekcję zwłok, która wywróci jego życie do góry nogami. W głowie zmasakrowanej osoby znajduje kartkę z numerem telefonu do własnej córki. Herzfeld próbuje się z nią skontaktować, jednak słyszy tylko pocztę głosową. Dla ojca staje się jasne, że córka została porwana.
Tymczasem kobieta o imieniu Linda szuka na wyspie Helgoland ucieczki przed swoim chłopakiem. Znajduje przy brzegu zwłoki, a także telefon z nieodebranymi połączeniami. Kobieta oddzwania pod ten numer. Odbiera Herzfeld. Profesor wie, że trup na wyspie skrywa kolejną wskazówkę dla niego, jednak zbliża się potężny orkan, który uniemożliwia Herzfeldowi dotarcie na miejsce. Sekcję zwłok musi przeprowadzić Linda...
Thriller miejscami bardzo brutalny, ale też niezwykle klimatyczny i trzymający w napięciu do samego końca. Opisy szalejącej burzy potęgują i tak ponurą atmosferę całej książki. Jest ponuro, ale nie depresyjnie. "Odcięci" to opowieść o ojcu, który usiłuje wygrać grę z szaleńcem i perwersyjnym sadystą, aby ocalić życie swojej córki. Akcja powieści jest zmienna, nie brakuje momentów spokojniejszych, ani tych dynamicznych. Brutalność w tej książce jest spora i szczegółowa za sprawą opisów sekcji zwłok oraz poszczególnych czynności, które głównie Linda musi wykonywać. Tu myślę ważna przestroga dla tych bardziej wrażliwych osób: jeśli macie słabe nerwy lub żołądki, tudzież niską odporność na brutalność, niektóre sceny mogą wywołać niepożądane reakcje. Autorzy usiłują nawet sugestywnie opisać zapach rozkładających się zwłok.
Szczerze uważam, że połączenie sił tych dwóch panów było bardzo dobrym pomysłem. Fantastyczne jest to, jak obaj autorzy znaleźli wspólny język. Widać to w trakcie lektury "Odciętych". Fani znajdą w tym dziele wszystko to, do czego przyzwyczaił ich Sebastian Fitzek, a więc: lekkość pióra, wciągającą fabułę, świetny styl, trochę humoru, poczucie dezorientacji i zagubienia, mroczny klimat i nieustanne poczucie zagrożenia. A do tego wszystkiego całą dużą garść specjalistycznej wiedzy z zakresu medycyny prosto od eksperta z dziedziny ekstremalnych przypadków kryminalnych.
Książka też zmusza człowieka do refleksji natury moralnej. Bohaterowie są zmuszani do podjęcia trudnych decyzji i muszą zdecydować, co zrobić w sytuacji, w której żadna z dostępnych opcji nie jest do końca dobra.
Autorzy również bardzo dobrze zobrazowali strach i walkę z ludzkimi lękami. Herzfeld jest zaprawiony w bojach, on przyzwyczajony jest do krojenia ciał. Linda jednak nie ma o tym pojęcia, boi się, a dodatkowo ucieka przed stalkerem.
Bardzo polecam, dla mnie rewelacja.
W recenzji "Łamacza dusz" napisałem, że książka jest brutalna. "Odcięci" to bez wątpienia najbrutalniejsza z tych książek Fitzka, które dotąd przeczytałem. Niewątpliwie przyczynił się do tego stanu rzeczy fakt, że powieść pisana była razem z Michaelem Tsokosem, niemieckim ekspertem medycyny sądowej.
Profesor Paul Herzfeld ma do czynienia z trupami na co dzień. Pewnego dnia...
Chyba nigdy wcześniej nie czytałem takiej książki. Debiut Stuarta Turtona bez wątpienia jest kryminałem, ale kryminałem bardzo nietypowym. Jest to powieść, która w zasadzie od pierwszych stron przywodzi na myśl książki mistrzyni gatunku, kobiety, która rozbudziła moją wręcz dziką namiętność do gatunku, jakim jest literatura kryminalna. Mam na myśli, rzecz jasna, Agathę Christie. Stawiam ją na pierwszym miejscu listy moich ulubionych autorów kryminałów, ex aequo z Jo Nesbo. I bynajmniej nie porównuję do siebie tych autorów, bo te kryminały horrendalnie się od siebie różnią, nie wspominając już o tym, że Agatha tworzyła kilkadziesiąt lat temu. Gdyby napisała książkę taką, jakie pisze Norweg, daję sobie rękę uciąć, że cenzura by jej tego nie puściła. Już za "Zabójstwo Rogera Ackroyda" została wykluczona z klubu zrzeszającego autorów kryminałów, gdyż zarzucono jej łamanie ówczesnych standardów powieści kryminalnej. A co dopiero, gdyby napisała coś tak brutalnego i krwawego jak Nesbo zwykł pisać. No, ale dobra, bo popłynąłem w przydługawą dygresję.
"Siedem śmierci Evelyn Hardcastle" jest zabawą gatunkiem. Jest to kryminał w stylu Christie, okraszony elementami fantasy, sci-fi. Momentami powieść ociera się nawet o horror.
Aiden Bishop musi rozwiązać zagadkę śmierci tytułowej Evelyn. Sprawa wygląda tak, że ma na to osiem dni, a Evelyn będzie umierać każdego dnia dokładnie o jedenastej w nocy. Aiden każdego dnia budzi się w ciele innej osoby. Zagadka musi zostać rozwiązana, gdyż mężczyzna w przeciwnym wypadku nie opuści posiadłości Blackheath. Posiadłości iście upiornej, ale o tym później.
W książce tyle się dzieję, że muszę bardzo uważać na to, co piszę, żeby przypadkiem nie rzucić spojlerem. Aiden nic nie pamięta, nie wie nawet kim jest, co się dzieje. Ma w głowie tylko jedno imię: Anna.
Intryga jest tu niesamowicie poplątana, ale i bardzo inteligentna. Powieść od pierwszej strony rzuca nas w akcję, serwując nam mroczny, gęsty klimat wraz z nieustającym poczuciem zagrożenia i zagubienia. Czytelnik bowiem, tak jak główny bohater, z początku nie wie za bardzo, o co chodzi; wie natomiast, że wokół niego dzieje się coś złego. Wspomniałem, że "Siedem śmierci Evelyn Hardcastle" przywodzi na myśl klasyki Christie. To prawda, choć jak przeczytałem opis fabuły i dowiedziałem się, że kryminał ten zawiera elementy nadprzyrodzone, to kręciłem nosem. Raz, że nie przepadam za tymi klimatami, dwa, bałem się, że książka będzie czymś w stylu Deana Koontza, którego skądinąd bardzo szanuję i lubię jego książki, ale momentami bardzo ciężko się je czyta, przez co wlokę się przez fabułę jak przysłowiowa mucha w smole. Tu jest na szczęście inaczej. Wstawki nadnaturalne są, ale nie przysłaniają intrygi kryminalnej. To co nadprzyrodzone jest tu bardzo dobrze wyważone, dzięki czemu owe elementy absolutnie mi nie przeszkadzały. Intryga wokół morderstwa Evelyn jest świetnie zapętlona. Do tego stopnia, że można odnieść wrażenie, że ta zagadka jest nie do rozwiązania. Na końcu recenzji wrzucę pewną ciekawostkę, właśnie odnośnie tej zagadki.
Wracając do wątku Agathy Christie. Książka ta kojarzy mi się bardzo mocno z powieścią "I nie było już nikogo". Są bowiem pewne podobieństwa. Jedna i druga książka to kryminały w stylu locked room. Akcja dzieje się w obrębie jakiegoś określonego miejsca. U Christie była to odcięta od świata wyspa; Turton zabiera nas do mrocznej rezydencji, która także jest odcięta od świata. Z Blackheath nie ma ucieczki, podobnie jak z Wyspy Żołnierzyków. Przy całej zawiłości intrygi, zabieg ten jest pewnym ułatwieniem, gdyż wiadomo na pewno, że morderca znajduje się wśród gości obecnych w Blackheath.
Sama rezydencja jest miejscem rodem z horroru. Najlepiej oddają to słowa dwóch postaci w książce - Daniela i Aidena. Pierwszy mówi, że "Ta rezydencja ma tyle tajemnic, że nie wiadomo, która jest prawdą". Drugi zaś w pewnym momencie mówi: "Jeśli to nie jest piekło, to diabeł uważnie się temu przygląda i robi notatki". Atmosfera w rezydencji jest jak najdalsza od choćby przyzwoitej. Każdy coś ukrywa, rozstawia się służbę po kątach, a sama służba rezydencji jest niesamowicie plotkarska. Blackheath skrywa też pewien mroczny sekret.
Napisałem, że klimat powieści jest gęsty. Jest. Natomiast styl pisania autora jest bardzo lekki i przyjemny, co sprawia, że całość czyta się błyskawicznie.
Tempo akcji zmienia się jak pogoda w górach: jest, załóżmy, scena rozmowy dwóch bohaterów, po czym za sekundę autor mąci cały spokój nagłym wywołaniem poczucia zagrożenia, niebezpieczeństwa.
Na koniec ciekawostka. Stuart Turton zaplanował intrygę bardzo dokładnie. Do tego stopnia, że aby wszystko zagrało tak, jak sobie to obmyślił, autor musiał tworzyć tabele w excelu, które zawierały dokładny czas co do minuty, o jakiej porze dany bohater przebywa i gdzie.
Bardzo gorąco polecam. Ja jestem usatysfakcjonowany i czekam na kolejne powieści tego pisarza.
Chyba nigdy wcześniej nie czytałem takiej książki. Debiut Stuarta Turtona bez wątpienia jest kryminałem, ale kryminałem bardzo nietypowym. Jest to powieść, która w zasadzie od pierwszych stron przywodzi na myśl książki mistrzyni gatunku, kobiety, która rozbudziła moją wręcz dziką namiętność do gatunku, jakim jest literatura kryminalna. Mam na myśli, rzecz jasna, Agathę...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Powie ktoś: 'Jestem grzesznikiem, Bóg mnie nie wysłucha'. Jeżeli Bóg nie wysłuchuje ludzi grzesznych, dlaczego Jezus pochwalił celnika kryjącego się na tyłach świątyni, który bił się w piersi ze słowami: 'Boże, miej litość dla mnie, grzesznego' (Łk 18, 13)? Po obu stronach naszego Pana na Kalwarii ukrzyżowano dwóch złoczyńców. Jeden ocalał, bo poprosił o ocalenie. Czy Zbawiciel nie powiedział: 'Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście' (Mt 11, 28)? A kto jest bardziej obciążony niż grzesznik? Chrześcijaństwo, w przeciwieństwie do innych religii, przede wszystkim szuka grzesznika - w pewnym sensie zaczyna się od ludzkiej beznadziei. Religie na ogół dopuszczają do siebie tylko ludzi dobrych, chrześcijaninem natomiast zostaje się przy założeniu, że dobrym człowiekiem się nie jest". - fragment książki.
Arcybiskup Sheen regularnie mnie zaskakuje. Lektura tej książki także była zaskoczeniem.
Amerykański duchowny dokonuje tutaj czegoś, co wydaje się bardzo trudne, jeśli nie niemożliwe. Zestawia siedem słów, które Maryja wypowiedziała ZANIM Chrystus rozpoczął publiczną działalność z siedmioma słowami Jezusa z Kalwarii. Zadanie, jak już wspomniałem, wydaje się być ciężkie, no bo przecież jak można zestawić ze sobą słowa Maryi: "Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?" (Łk 1, 34) ze słowami Chrystusa: "Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią" (Łk 23, 34)? Sheen wykazuje, że można. Ta publikacja nie jest li tylko zaprezentowaniem znaczenia poszczególnych słów Jezusa i Maryi. Arcybiskup idzie głębiej i pokazuje nam wyjątkową korespondencję pomiędzy Synem i Matką. Korespondencję mającą bardzo silne i aktualne przełożenie na życie człowieka współczesnego. Książka, pomimo swej niewielkiej objętości, jest dziełem wielotematycznym. Jest to przedstawienie kondycji dzisiejszego świata i człowieka na płaszczyźnie intelektualnej, moralnej i duchowej. Czytając tę książkę dotarło do mnie, że Sheen tak naprawdę zdiagnozował także mnie. Nie będę jednak tego wątku rozwijał.
Poruszone zostały tutaj takie kwestie jak: rola Maryi, ważność odmawiania różańca, przewaga człowieka wierzącego nad tym, który tej wiary nie ma, czy chrześcijaństwo a inne religie. Wszystko to podane w zwięzłej, treściwej formie i w zrozumiałym dla każdego języku.
Dla kogo jest ta książka? Ponownie: dla każdego. Gorąco polecam.
"Powie ktoś: 'Jestem grzesznikiem, Bóg mnie nie wysłucha'. Jeżeli Bóg nie wysłuchuje ludzi grzesznych, dlaczego Jezus pochwalił celnika kryjącego się na tyłach świątyni, który bił się w piersi ze słowami: 'Boże, miej litość dla mnie, grzesznego' (Łk 18, 13)? Po obu stronach naszego Pana na Kalwarii ukrzyżowano dwóch złoczyńców. Jeden ocalał, bo poprosił o ocalenie. Czy...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Żaden człowiek dobrej woli, który spotyka Chrystusa, nigdy nie powraca tą samą drogą, którą przyszedł". - Abp. Fulton J. Sheen
Książka powstawała kilka lat. Przyznam szczerze, że w trakcie lektury zupełnie się nie dziwiłem, dlaczego napisanie tego dzieła zajęło Czcigodnemu Słudze Bożemu Fultonowi tyle czasu. Nie jest to bowiem zwykła biografia, jakich pełno na półkach. Nie jest to zwyczajne opisanie poszczególnych etapów z życia Pana Jezusa. To bardzo głęboka i z pewnością niejeden raz przemodlona analiza Jego życia. Analiza, w której Arcybiskup wykazuje, jak bardzo aktualne jest to wszystko dla współczesnego człowieka. Książka jest dość gruba, liczy bowiem 688 stron. Jednak Sheen nie traci czasu na niepotrzebne elementy i treści. Pozycja bardzo konkretna, napisana w charakterystycznym dla autora stylu. Brak wodolejstwa, chodzenia na około, pustosłowia.
Dzieło Sheen zaczyna od rozdziału, w którym porównuje Chrystusa i założycieli innych religii oraz wykazuje, dlaczego to właśnie Jezus jest Bogiem, a także dlaczego jest On wyjątkowy nie tylko na tle założycieli innych religii, ale i wobec każdego innego człowieka na ziemi. W książce tej Arcybiskup poświęca też miejsce Maryi, która przez tak wielu jest odrzucana czy wręcz nienawidzona.
"Życie Jezusa Chrystusa" stanowi połączenie filozofii, psychologii oraz religii. Z kart tej książki, jak i z każdej innej autorstwa Sheena, od razu wyłania się głębia, ale i zarazem prostota jego myśli, jak również lekkość ich wypowiadania. Język jest zrozumiały dla każdego odbiorcy.
Cytat, który umieściłem na początku, wybrałem nieprzypadkowo. Warto bowiem określić, dla kogo jest ta książka. Dla każdego. Dosłownie. Katolik znajdzie w niej argumenty pomocne w obronie wiary katolickiej, wyznawcy innych religii argumenty przemawiające za słusznością chrześcijaństwa, tak zwanym letnim katolikom książka może okazać się pomocna w odkryciu na nowo istoty katolicyzmu. Osoby niewierzące też w tej pozycji znajdą coś dla siebie. Ja oczywiście nie twierdzę, że wszyscy masowo się z Sheenem zgodzą i od razu będą nawrócenia. Jednak na pewno jest i będzie o czym myśleć po lekturze i w jej trakcie.
Gorąco polecam. Na pewno nie będzie to zmarnowany wydatek dla nikogo. Mam nadzieję, że czytający wyniosą z tej książki duchowe dobro dla siebie i innych. Nam pozostaje dziękować Bogu za życie Arcybiskupa oraz modlić się o jego rychłą beatyfikację i kanonizację.
"Żaden człowiek dobrej woli, który spotyka Chrystusa, nigdy nie powraca tą samą drogą, którą przyszedł". - Abp. Fulton J. Sheen
Książka powstawała kilka lat. Przyznam szczerze, że w trakcie lektury zupełnie się nie dziwiłem, dlaczego napisanie tego dzieła zajęło Czcigodnemu Słudze Bożemu Fultonowi tyle czasu. Nie jest to bowiem zwykła biografia, jakich pełno na półkach....
Do "Łamacza Dusz" podszedłem po raz drugi. Poprzednio bowiem przerwałem czytanie i ta przerwa była na tyle długa, że straciłem wątek i musiałem zaczynać od początku.
"Łamacz Dusz" to powieść "Klinika", tylko pod zmienionym tytułem. Uważam, że trzeba było zostawić tytuł "Klinika", bo choć thriller ten faktycznie dotyczy tytułowego łamacza, to poprzedni bardziej pasował, moim zdaniem.
Profesor na jednej z niemieckich uczelni przeprowadza eksperyment. Studenci mają przeczytać akta pacjenta, które opowiadają o przerażających wydarzeniach w jednej z berlińskich klinik. Na udział decyduje się jedynie dwoje studentów.
W klinice przebywa mężczyzna, którego nazywają Caspar. Nie jest to jego prawdziwe imię. Mężczyzna ma amnezję. Nie pamięta dosłownie niczego. Jak się nazywa, kim jest z zawodu, czy ma rodzinę. No nic. Opiekuje się nim Sophia. Caspar bardzo szybko zaczyna czuć się blisko związany z kobietą. W tym samym czasie media donoszą o zbrodniach osobnika nazywanego Łamaczem Dusz. Wszystkie ofiary to kobiety. Zbrodnie Łamacza są jednak specyficzne. Nie morduje swoich ofiar, nie gwałci ich, ani nie poddaje torturom. A jednak każda z ofiar po spotkaniu z Łamaczem jest kompletnym wrakiem psychicznym.
Tymczasem, szaleje śnieżyca, a do kliniki trafia pacjent z wypadku. Wkrótce w budynku dochodzi do niepokojących wydarzeń, zaczynają znikać ludzie. Wszystko wskazuje na to, że Łamacz przebywa na terenie kliniki. Bohaterowie wkrótce zostają zmuszeni, by przejść przez psychiczne, a także fizyczne piekło. Z kolei Caspar powoli zaczyna sobie przypominać wydarzenia ze swojej przeszłości...
Jest to thriller psychologiczny bez wątpienia. Jednak ta powieść wyróżnia się na tle innych autorstwa Sebastiana Fitzka. Jest w tej książce dość dużo brutalności. Aczkolwiek fabuła jest tutaj tak zbudowana i poprowadzona, że bez tej brutalności autor nie osiągnąłby zamierzonego efektu.
Tę książkę czyta się jak mroczny thriller akcji, bo tej akcji istotnie jest tu sporo. Jak to u Fitzka, styl i lekkość narracji, przy jednoczesnym sprawnym budowaniu napięcia i poczucia dezorientacji są tak niesamowite, że ta powieść czyta się w zasadzie sama. Nawet nie zauważałem tego, jak szybko płynął mi czas przy lekturze. A ostatnie strony to już prawdziwe zaskoczenie. To jest jedna z tych pozycji, w czasie czytania której, wydaje ci się, że wszystko wiesz po to, by na końcu zorientować się, że nic nie wiedziałeś. Polecam i w niedługim czasie biorę się za kolejne thrillery tego autora. Na szczęście nie przeczytałem jeszcze wszystkich :)
Do "Łamacza Dusz" podszedłem po raz drugi. Poprzednio bowiem przerwałem czytanie i ta przerwa była na tyle długa, że straciłem wątek i musiałem zaczynać od początku.
"Łamacz Dusz" to powieść "Klinika", tylko pod zmienionym tytułem. Uważam, że trzeba było zostawić tytuł "Klinika", bo choć thriller ten faktycznie dotyczy tytułowego łamacza, to poprzedni bardziej pasował, moim...
Drugi tom przygód dziennikarza śledczego, Pawła Wolskiego. Tym razem nasz bohater uda się do Małopolski, w okolice Nowego Sącza.
Wszystko zaczyna się w momencie, gdy Wolski dostaje tajemniczego maila. Nadawcą jest kobieta, która prosi Pawła o pomoc. Gdy dziennikarz dociera na miejsce, do wsi Rytro w powiecie nowosądeckim, okazuje się, że osoba, której nazwisko widnieje w wiadomości, od pewnego czasu nie żyje – została zamordowana. Wolski podejrzewa, że ktoś się podszył pod ofiarę. Dziennikarz rozpoczyna śledztwo z pomocą miejscowego policjanta. Szybko staje się jasne, że wieś i jej mieszkańcy skrywają wiele mrocznych tajemnic. Ponadto, ktoś bardzo nie chce, by Paweł grzebał w sprawie…
Przyznam, że debiutancka powieść Bartłomieja Kowalińskiego – „W zmowie z mordercą” bardzo mi się podobała, a wręcz byłem nią zachwycony. Zatem gdy tylko dowiedziałem się, że autor ten wydał kolejną książkę, z miejsca trafiła ona na moją listę do przeczytania. „Twarz bestii” to dzieło, w którym wątek kryminalny jest świetnie wymieszany z tym dotyczącym życia osobistego głównego bohatera. Intryga jest skomplikowana i nieoczywista, choć książka jest krótsza od poprzedniczki.
Akcja rozgrywa się głównie we wsi Rytro, choć Wolski a wraz z nim czytelnik przemieszcza się w kilka miejsc. Odwiedzamy m.in. Kraków oraz Warszawę. Tempo akcji określiłbym jako średnie – fabuła nie pędzi na złamanie karku, ale też nie wlecze się żółwim tempem. Powiedzieć też należy, że Kowaliński stara się unikać elementów niepotrzebnych, nic nie wnoszących do fabuły. Widać, że książka jest dobrze przemyślana. Klimat powieści jest mroczny i tajemniczy, jednak ten mrok jest przełamywany przez barwne opisy wsi. Całość jest zatem dobrze wyważona.
Życie Pawła Wolskiego uległo pewnym istotnym zmianom. Ożenił się z Pauliną, z którą mieszka w Krakowie. Nadal pracuje w warszawskiej redakcji, w której zajmuje się artykułami dotyczącymi spraw kryminalnych. Teraz jednak pracuje zdalnie. Jest bardzo cenionym pracownikiem, a jego teksty przyciągają czytelników jak magnes. W kwestii jego osobowości nic się nie zmieniło. Nadal jest to sympatyczny, budzący zaufanie człowiek o dużej inteligencji, pomysłowości. Jest przy tym nieustępliwy. Kiedy zamykają mu drzwi, próbuje oknem. Jedno jest pewne: Wolski łatwo nie odpuszcza.
Uwielbiam kryminały osadzone w małych społecznościach. Rytro jest wsią, w której każdy zna każdego, zatem grono bohaterów, jak również podejrzanych, jest dosyć wąskie. Każda z postaci jest jednak barwna i jak to zwykle bywa w kryminałach, ma coś do ukrycia. Na kartach powieści spotykamy chłopaka zamordowanej, jej przyjaciółkę, emerytowanego policjanta czy żołnierza uważanego przez mieszkańców za dziwaka. „Twarz bestii” to także powrót bohaterów znanych z tomu pierwszego. Tak więc znowu spotkamy się z dziadkami Pawła oraz komisarzem Czackim, z którym łączą Wolskiego relacje niemal jak ojca z synem.
Jednym z elementów, który zachwycał mnie w książce „W zmowie z mordercą” był bajecznie oddany krajobraz górski, który niesamowicie potęgował klimat i nastrój powieści. W drugim tomie odwiedzamy malowniczą wieś nad rzeką Poprad, w której życie zdaje się płynąć spokojnie i powoli. Można wręcz powiedzieć, że „Twarz bestii” mogłaby posłużyć za swego rodzaju mini przewodnik turystyczny. Choć sam nigdy nie byłem w tych okolicach, jestem przekonany, że autor musi dobrze znać te tereny. Niech Was jednak nie zwiedzie ta pozorna sielanka. Fabuła co i rusz przypomina nam, że w tym pięknym miejscu czai się zło...
Styl autora jest lekki i przyjemny. Powieść czyta się bardzo szybko, czytelnik jest bardzo skutecznie przyciągany do lektury.
Wypadałoby też odpowiedzieć na pytanie, czy znajomość pierwszej książki jest wymagana, by sięgnąć po najnowszą? Cóż, zawsze warto czytać od pierwszego tomu, gdyż dzięki temu czytelnik lepiej jest zorientowany w sytuacji. W przypadku cyklu z Pawłem Wolskim znajomość pierwszego tomu nie jest wymagana bezwzględnie, bo choć są nawiązania do wydarzeń z tamtej powieści, to autor unika ciężkich spoilerów. Niemniej ci, którzy do tej pory nie mieli okazji przeczytać powieści „W zmowie z mordercą”, niech nadrobią tę zaległość, gdy tylko nadarzy się okazja – zapewniam, że warto.
„Twarz bestii” to kolejny solidny kryminał spod pióra Bartłomieja Kowalińskiego. Dobrze pomyślana intryga, ciekawe śledztwo głównego bohatera w tak malowniczej, co niebezpiecznej i tajemniczej miejscowości. Do tego wszystkiego obraz życia rodzinnego głównego bohatera. Bartłomiej Kowaliński znowu mnie nie zawiódł. Książkę bardzo polecam i czekam na kolejne.
Drugi tom przygód dziennikarza śledczego, Pawła Wolskiego. Tym razem nasz bohater uda się do Małopolski, w okolice Nowego Sącza.
więcej Pokaż mimo toWszystko zaczyna się w momencie, gdy Wolski dostaje tajemniczego maila. Nadawcą jest kobieta, która prosi Pawła o pomoc. Gdy dziennikarz dociera na miejsce, do wsi Rytro w powiecie nowosądeckim, okazuje się, że osoba, której nazwisko widnieje w...