rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Jaka to była dziwna książka. Z jednej strony podczas czytania miałam wrażenie, że niby jest ok ale coś mnie w niej uwiera, a z drugiej z każdą kolejną kartką coraz bardziej nie nie mogłam się od niej oderwać.

"Mala" to książka o Marie Tussaud, twórczyni słynnych gabinetów figur woskowych. Historia Marie jest absolutnie fascynująca. Wraz z bohaterką przemierzamy całe jej życie, poznajemy tajniki tworzenia figur woskowych, spotykamy osoby, które miały ogromny wpływ na jej życie, przezywamy horror Rewolucji Francuskiej. Wszystko jest napisane bardzo prostym językiem, a dzięki krótkim rozdziałom prze cala historię po prostu się płynie.

Książka ma niezwykły klimat. Przez czasy i miejsca, w których się dzieje historia i przez wszechobecne figury z wosku jest mroczny, straszny, momentami makabryczny. Również postacie, przez swoją groteskowość tylko go podbijają.

Sama nie wiem co na początku nie opowiadało mi w książce. Cokolwiek to było pod koniec zniknęło zupełnie. Ostatnie kilkadziesiąt stron niesamowicie mnie uderzyły i spowodowały, że powieść podskoczyła o przynajmniej jedna gwiazdkę.

Jeśli lubicie fabularyzowane powieści biograficzne z niesamowitym klimatem to serdecznie polecam.

Jaka to była dziwna książka. Z jednej strony podczas czytania miałam wrażenie, że niby jest ok ale coś mnie w niej uwiera, a z drugiej z każdą kolejną kartką coraz bardziej nie nie mogłam się od niej oderwać.

"Mala" to książka o Marie Tussaud, twórczyni słynnych gabinetów figur woskowych. Historia Marie jest absolutnie fascynująca. Wraz z bohaterką przemierzamy całe jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Strach pasażerów przed lataniem utrzymuje samolot w powietrzu”. Tym jednym zdaniem Marianna Leky i jej nowa powieść „Smutki wszelkiej maści” mnie kupiły.

Jakiś czas temu czytałam „Sen o okapi” autorki i byłam całkowicie nim zauroczona. Zastanawiałam się czy w nowej książce autorka również stworzy ten cudowny klimat, który tak mnie zachwycił w poprzedniej książce i na szczęście moje obawy okazały się bezzasadne.

„Smutki wszelkiej maści” to powieść z pozoru wydawałaby się chaotyczna, nie spójna i tak naprawdę z ciężką do określenia fabułą. Każdy rozdział jest niby o czymś innym, opowiada o innej osobie, a łączy je tylko osoba narratorki. Jednak z każdym kolejnym rozdziałem coraz wyraźniej widzimy co autorka chciała przekazać w tych historiach. Ukazuje, że każdy człowiek ma swoje małe strachy, które w nim żyją. Jedne wydają się błahe, inne są duże, jednak dla każdej osoby, której dotyczą są ograniczeniami, z którymi muszą żyć i z którymi każdego dnia muszą sobie radzić.

Książka jest napisana absolutnie cudownym językiem. Ma tyle pięknych, mądrych i skłaniających do przemyśleń zdań, że co kilka minut musiałam przerywać czytanie i zastanawiać się nad tym jak prawdziwe jest to o czym pisze autorka.

Wydawałoby się, że książka opowiadająca o smutkach, lękach i traumach powinna być smutna i przygnębiająca. Jednak autorka stworzyła tak ciepły, otulający i ujmujący klimat, że wszystkie lęki bohaterów wydają się bardzo łatwe do pokonania. Wydaje mi się, że książka będzie idealna do czytania podczas zbliżających się jesiennych dni - pod kocykiem, z kubkiem gorącej herbatki w ręki. Chociaż sama w sobie jest tak cieplutka, że czytelnika rozgrzeje sama jej treść.

„Smutki wszelkiej maści” jest książką bardzo podnoszącą na duchu. Pokazuje, że nikt nie jest pozbawiony traum i ograniczeń ale dzięki odpowiednim osobom, które nas otaczają jesteśmy w stanie sobie z nimi poradzić.

Polecam.

„Strach pasażerów przed lataniem utrzymuje samolot w powietrzu”. Tym jednym zdaniem Marianna Leky i jej nowa powieść „Smutki wszelkiej maści” mnie kupiły.

Jakiś czas temu czytałam „Sen o okapi” autorki i byłam całkowicie nim zauroczona. Zastanawiałam się czy w nowej książce autorka również stworzy ten cudowny klimat, który tak mnie zachwycił w poprzedniej książce i na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Po przeczytaniu „Sycylijskich lwów” dowiedziałam się, że powieść jest oparta na faktach. Nigdy wcześniej nie słyszałam o rodzinie Floriów i nie miałam pojęcia jak fascynująca historia za nią stoi . Z tym większym smutkiem słuchało mi się drugiej części dylogii pt. „Zimowe lwy” . Czytanie o tym jak próżność, lekkoduszność i pycha może zniszczyć najpotężniejszą rodzinę na Sycylii i jedna z najznakomitszych we Włoszech, naprawdę było bardzo przykre.

W pierwszej części dowiadywaliśmy się jak trzy pokolenia Floriów dochodzą do swojej fortuny, jak walczą o to, żeby stać się szanowaną rodziną i spełniać swoje marzenia. W „Zimie lwów” obserwujemy całkowity upadek potęgi. Wystarczyło jedno słabe ogniwo, które myślało, że to co odziedziczyło było dane na zawsze. Momentami, aż niewiarygodne wydawało się, że można stracić tak ogromne pieniądze. Rodzina Floriów działała w najróżniejszych dziedzinach handlu i produkcji. Od wyrobu wina Marsala począwszy, poprzez wydobywanie pereł, a na budowie statków skończywszy. Wystarczyło kilka nieprzemyślanych decyzji i wiara w to, że jest się nieomylnym i samowystarczalnym żeby wszystko przepadło.

Fascynująca była dla mnie postać Franki Florio żony Ignacia, która w swoich czasach była absolutną ikoną i jest kwintesencją Belle Epoque. Wszystkie kobiety chciały być jak ona –silną, piękną, nowoczesną, bajecznie bogatą. Jednak w życiu prywatnych była nieszczęśliwa, nagminnie zdradza i przeszła kilka tragedii rodzinnych. Najbardziej przejęłam się losami tej postaci i zafascynowała mnie na tyle, że od skończenia książki łapię się na tym, że zdarza mi się o niej myśleć.

Jedynym minusem obu książek był dla mnie ogrom postaci o tych samych imionach. Momentami już naprawdę nie wiedziałam, o którym Vincenso czy Ignasio była mowa albo, której Julii czy Giusseppiny dotyczyła dana sytuacja.

Podsumowując, „Sycylijskie lwy” i „Zima lwów” to niezwykła saga rodzinna wspaniale pokazująca jak ciężka praca i wizjonerstwo mogą spełnić marzenia ale, że zawsze trzeba pamiętać jak niewiele trzeba, żeby to wszystko utracić.

Polecam.

Po przeczytaniu „Sycylijskich lwów” dowiedziałam się, że powieść jest oparta na faktach. Nigdy wcześniej nie słyszałam o rodzinie Floriów i nie miałam pojęcia jak fascynująca historia za nią stoi . Z tym większym smutkiem słuchało mi się drugiej części dylogii pt. „Zimowe lwy” . Czytanie o tym jak próżność, lekkoduszność i pycha może zniszczyć najpotężniejszą rodzinę na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Oliva Denaro" - ta niepozorna książeczka tak mnie przeorała emocjonalnie, że nie mogę przestać o niej myśleć.

Książka przedstawia historię 15letniej Olivy. Skromnej dziewczyny z ubogiej rodziny, której od dziecka wpajane wartości jakimi powinna się kierować każda przyzwoita dziewczyna i kobieta.

Dużo mnie kosztuje czytanie książek o takiej tematyce, gdyż moje ciśnienie zahacza o bardzo wysokie wartości. W głowie mi się nie mieściło to o czym czytałam. Jak chore przekonania i prawa obowiązywały na Sycylii jeszcze w latach 60tych XX wieku. Dziewczyna nie powinna się uśmiechać gdyż kusiła tym mężczyznę, nie powinna się na nich spojrzeć, nie powinna tańczyć, śpiewać, powinna być skromna, nie powinna chodzić sama po ulicach, nie powinna pracować ani chodzić szkoły bo kto będzie chciał za mądra kobietę.

Ale najbardziej porąbanym prawem było tzw. "naprawiane małżeństwo". Mężczyzna mógł legalnie porwać kobietę, zgwałcić ją ale jeśli po wszystkim chciał się z nią ożenić to nie było tematu, gdyż został przywrócony jej honor, a poza tym przecież nie można zgwałcić żony. Kobieta oczywiście nie miała nic do powiedzenia, co więcej musiała być wdzięczna, że mężczyzna po wszystkim ją chciał. To "prawo" obowiązywało do 1981!

Książka jest inspirowana historią Franki Violi, dziewczyny, której sprzeciw wobec "naprawianego małżeństwa" rozpoczął lawinę zmian w sycylijskim prawie. Tym głośniej wybrzmiewają opisywane w powieści wydarzenia.

Książka jest napisana w bardzo przystępny sposób, dzięki krótkim rozdziałom czyta się ja bardzo szybko, ale treść w niej zawarta jest przerażająco smutna i z dzisiejszej perspektywy wręcz nieprawdopodobna i szokująca.

"Oliva Denaro" - ta niepozorna książeczka tak mnie przeorała emocjonalnie, że nie mogę przestać o niej myśleć.

Książka przedstawia historię 15letniej Olivy. Skromnej dziewczyny z ubogiej rodziny, której od dziecka wpajane wartości jakimi powinna się kierować każda przyzwoita dziewczyna i kobieta.

Dużo mnie kosztuje czytanie książek o takiej tematyce, gdyż moje ciśnienie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jako osoba absolutnie zakochana we Włoszech sięgam po wszystko co dotyczy tego kraju. Z ogromnym zaciekawieniem zabrałam się za "Sycylijskie lwy" ale niestety nie urzekła mnie ta historia tak jak się spodziewałam.

Na początku próbowałam przeczytać książkę, ale od początku nie przypadł mi do gustu styl autorki ( a może to kwestia tłumaczenia?) i czytanie szło mi bardzo opornie.Był jakiś taki ciężki i toporny. Później przerzuciłam się na audiobooka, było trochę lepiej chociaż też to nie było to.

W książce jest dużo postaci z podobnymi imionami, dużo dat, przeskoków czasowych i opisów różnych przedsięwzięć. W niektórych momentach coś było opisywane zbyt dokładnie , a w innym momencie coś innego było traktowane po łebkach. Generalnie miałam wrażenie, ze w książce panuje bardzo duży chaos.

Większe zainteresowanie wzbudziła dopiero historia Ignacia i Julietty ale do zachwytów i tak było daleko. Ponadto żaden z bohaterów nie wzbudził mojej sympatii. Wszyscy byli zgorzkniali, źli wiecznie niezadowolenie i mam wrażenie, że sami nie wiedzieli czego chcą.

Książka była...ok. Oddawała klimat Sycylii, a zwłaszcza Palermo, w którym toczy się akcja książki. Autorka dobrze ukazuje panujące wtedy poglądy i konwenanse ale niestety sposób w jaki to opisuje.

Mimo wszystko na pewno sięgnę po drugi tom cyklu ale od razu odpalę go w audio, gdyż nie ma szans żebym przebrnęła przez niego w tradycyjnej formie.

Jako osoba absolutnie zakochana we Włoszech sięgam po wszystko co dotyczy tego kraju. Z ogromnym zaciekawieniem zabrałam się za "Sycylijskie lwy" ale niestety nie urzekła mnie ta historia tak jak się spodziewałam.

Na początku próbowałam przeczytać książkę, ale od początku nie przypadł mi do gustu styl autorki ( a może to kwestia tłumaczenia?) i czytanie szło mi bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Inna dusza" to moja trzecia książka Łukasza Orbitowskiego i z każdą kolejną autor wspina się coraz wyżej w rankingu moich ulubionych pisarzy.
Książka jest wstrząsająca, smutna, przejmująca i sprawia, że po jej skończeniu nie można przestać o niej myśleć. Autor świetnie oddaje klimat lat ‘90tych jednak nie są one kolorowe i beztroskie, a brudne, pełne zła, przemocy i smutku .
Pomimo tego, że główny wątek dotyczy zbrodni popełnionej przez jednego z bohaterów, to dla mnie najbardziej przejmujące były rozdziały dotyczące Krzyśka – nastolatka żyjącego z ojcem alkoholikiem. Czułam przeogromne współczucie i smutek czytając jego historię. Tym bardziej, że autor w bardzo naturalistyczny i sugestywny sposób opisywał stany upojenia alkoholowego ojca chłopaka oraz warunki w jakich żyje i wychowuje się.

Pan Orbitowski w bardzo ciekawy sposób skonstruował narrację książki. Historię Krzyśka poznajemy z jego perspektywy, natomiast wątki Jędrka przedstawiane są w trzeciej osobie. Zabieg ten sprawia, że nie wiemy co kieruje i jakie są motywy Jędrka, które popychają go do popełnienia tak brutalnych zbrodni. W ogóle Jędrek jako postać była dla mnie przerażająca. Poznając go z perspektywy czytelnika widzimy, że jest z nim coś nie tak. Jest skryty, małomówny, miewa zmienne nastroje, bywa miły ale w taki dziwny nachalny sposób. Jednak myślę, że w realnym życiu z łatwością poprzez swoje niektóre zachowania byłby w stanie zdobyć zaufanie innych i wykorzystywać to.

Wcześniej nie słyszałam o zabójstwach z Bydgoszczy, więc po skończeniu książki przeczytałam kilka artykułów na ten temat. Sprawiło to, że książka uderzyła mnie z jeszcze większą siłą i myślę, że przez długi czas o niej nie zapomnę.

Bardzo polecam.

"Inna dusza" to moja trzecia książka Łukasza Orbitowskiego i z każdą kolejną autor wspina się coraz wyżej w rankingu moich ulubionych pisarzy.
Książka jest wstrząsająca, smutna, przejmująca i sprawia, że po jej skończeniu nie można przestać o niej myśleć. Autor świetnie oddaje klimat lat ‘90tych jednak nie są one kolorowe i beztroskie, a brudne, pełne zła, przemocy i smutku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Po książkę sięgnęłam z ciekawości, bo ostatnio było o niej dość głośno. Standardowo, jak w przypadku wszystkich rozdmuchanych i nachalnie promowanych na booktubie i na bookstagramie premier, zawiodłam się. Książka nie zrobiła na mnie absolutnie żadnego wrażenia. Była mi zupełnie obojętna. Przegadana, nudna, naiwna, mało wiarygodna, a sam punkt kulminacyjny bardzo naciągany i mało realny. Do tego irytujący bohaterowie.

Po książkę sięgnęłam z ciekawości, bo ostatnio było o niej dość głośno. Standardowo, jak w przypadku wszystkich rozdmuchanych i nachalnie promowanych na booktubie i na bookstagramie premier, zawiodłam się. Książka nie zrobiła na mnie absolutnie żadnego wrażenia. Była mi zupełnie obojętna. Przegadana, nudna, naiwna, mało wiarygodna, a sam punkt kulminacyjny bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

W końcu się zmobilizowałam i przesłuchałam jeden z najgłośniejszych klasyków świata – „Lolitę” Wlodymira Nabokova. Chyba każdy w miarę ogarnięty człowiek, chociaż ze słyszenia wie o czym jest Lolita. Przy ocenie nie sugerowałam się głównym wątkiem powieści, bo gdybym nie chciała czytać o takim temacie to bym się za powieść nie brała, chociaż nie powiem, miałam kilka momentów przy, których mnie odrzucało.

O książce czytałam naprawdę skrajne opinie. Jednych zachwycała, innych oburzała. Dla mnie była na poziomie: może być, jest ok ale spodziewałam się czegoś lepszego.

Pierwszą połową książki byłam zainteresowana zdecydowanie bardziej niż drugą. Poznawałam bohaterów, coś się cały czas działo, historia była naprawdę wciągająca, nawet język był dużo przyjemniejszy. W drugiej część to wszystko siadło. Miałam wrażenie, że w kółko czytam o tym samym. Książka zamieniła się w powieść drogi, gdzie bohaterowie ciągle gdzieś jechali, zatrzymywali się w jakim miasteczku, gdzie po jakimś czasie znów ruszali w dalszą drogę. Nawet sama akcja zwieńczająca fabułę, nie zrobiło na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia. Książkę słuchałam w audiobooku, ale gdybym miała ją czytać to jestem pewna, że ciężko byłoby mi przebrnąć przez drugą część książki.

Bardzo dużym plusem powieści są bohaterowie. Tam każdy jest jakiś, każdy ma swój charakter i na żadną z postaci nie można zostać obojętnym. Ciekawą osobą był główny bohater powieści Humbert Humbert. Autor bardzo dobrze przedstawił jego rys psychologiczny. Poznajemy historię jego skłonności, widzimy jak manipuluje Lolitą ale jednocześnie gdzieś w tym wszystkim jest widoczne jego uczucie do niej. Podobnie jest z postacią Lolity, poznajemy ja jako kokieteryjną dziewczynkę i dobrą manipulatorkę, ale z czasem okazuje się, że jest to po prostu skrzywdzone dziecko szukające miłości.

Muszę przyznać jedno, książka jest napisana przepięknym językiem. Kilkukrotnie zastanawiałam się, jak można w tak cudowny i lekki sposób pisać o takim temacie. Niektóre metafory, porównania były absolutnie przepiękne.

Po zakończeniu książki doszłam do wniosku, że główną przyczyną tak dużej popularności książki jest jej kontrowersyjny temat. Mam wrażenie, że gdyby była to historia po prostu kobiety i mężczyzny i jakieś ich zakazanej relacji to nie odbiłaby się większym echem. Całą reklamę zrobił jej temat. Nie zmienia to faktu, że warto się zapoznać z „Lolitą” i wyrobić sobie własną opinię na jej temat.

W końcu się zmobilizowałam i przesłuchałam jeden z najgłośniejszych klasyków świata – „Lolitę” Wlodymira Nabokova. Chyba każdy w miarę ogarnięty człowiek, chociaż ze słyszenia wie o czym jest Lolita. Przy ocenie nie sugerowałam się głównym wątkiem powieści, bo gdybym nie chciała czytać o takim temacie to bym się za powieść nie brała, chociaż nie powiem, miałam kilka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Ukochane dziecko” Romy Hausmann – jakie to było dobre! Nie spodziewałam się, że dostanę taki thriller, że przy jego czytaniu będę miała gęsią skórkę.

Od pierwszych stron, książka wchodzi z mocnym walnięciem. A im dalej tym grubiej. Wątek „Laury” przyprawiał mnie o ciarki, a niektóre sceny sprawiały, że podczas czytania wstrzymywałam oddech. Hannah, autentycznie mnie przerażała. Była tak dziwna, że po prostu czuło się, że tam coś jest nie tak. W rozdziałam Jasmine, bardzo dobrze ukazany jest stan psychiczny i trauma jaką przeżywa ofiara porwania, a wątkach opowiadanych przez Mathiasa, widzimy to co przeżywają rodzice porwanego dziecka.

Czuję odrobinkę niedosytu po końcowych rozdziałach, bo mam wrażenie, że tempo w porównaniu z pozostałą częścią książki na nich troszkę siadło. Dodatkowo nie do końca jestem usatysfakcjonowana tym, kto okazał się głównym antagonistą. Czuję jakby ta postać pojawiła się znikąd, a autorka nie do końca miała pomysł na to kogo uczynić sprawcą całej tragedii. Mam delikatne wrażenie niedosytu i spodziewałam się czegoś odrobinkę bardziej
spektakularnego. Jednak są to takie malusieńkie uwagi, które nie wpływają na moją ogólną ocenę książki.

Książę polecam, ale jest naprawdę mocna i brutalna więc należy mieć to na uwadze. Tak czy inaczej, ja „bawiłam” się przy niej rewelacyjnie.

„Ukochane dziecko” Romy Hausmann – jakie to było dobre! Nie spodziewałam się, że dostanę taki thriller, że przy jego czytaniu będę miała gęsią skórkę.

Od pierwszych stron, książka wchodzi z mocnym walnięciem. A im dalej tym grubiej. Wątek „Laury” przyprawiał mnie o ciarki, a niektóre sceny sprawiały, że podczas czytania wstrzymywałam oddech. Hannah, autentycznie mnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Od kiedy kilka lat temu przeczytałam „Dygot” darzę twórczość Jakuba Małeckiego miłością ogromną. Na każdą jego książkę czekam z niecierpliwością, a gdy ją dostaję rzucam wszystko i idę ją czytać. Niestety, piszę to z ciężkim sercem, ale o najnowszej książce autora nie mogę powiedzieć, żeby mnie zachwyciła.

Broń Boże nie twierdzę, że była zła. Przez jakieś jej 90% byłam bardzo zaangażowana w fabułę, ale czuję ogromny niedosyt jeśli chodzi o zakończenie. Bardzo podobał mi się klimat książki. Taki mroczny, pozwalający odczuć, że gdzieś czai się coś złego. Podobała mi się unosząca się w powietrzu aura tajemniczości. Niezmiennie jestem zauroczona stylem i językiem autora, który kocham jak nikogo innego. Tylko to zakończenie sprawiło, że te wszystkie rzeczy, które tak mi się podobały straciły na ważności.

Najzwyczajniej w świecie nie wiem jak się ta książka zakończyła. Zabrakło mi klamry, jakiegoś konkretu, który zamknąłby powieść albo chociaż wskazał kierunek, w którym mogę sobie to zakończenie sama sobie dopowiedzieć. Tu tego nie dostałam. Chyba żaden wątek nie został zakończony, żadna tajemnica nie została rozwiązana. Rozwój akcji napędzał mój apetyt, ale zamiast fajerwerków dostałam niewypał. Pomimo tylu ciekawie prowadzonych wątków i wydarzeń, nie wiem jaki był tego cel, gdyż przy takim zakończeniu to wszystko nie miało żadnego sensu.

Jest mi strasznie przykro, bo jak wspomniałam na początku, kocham twórczość autora. Nie twierdzę, że książka była zła, co to to nie, po prostu czuję wielki niedosyt i lekkie rozczarowanie. Ale nie tracę wiary, i wierzę, że jeszcze dostanę od Pana Małeckiego książkę, która zrobi ze mną to co zrobił „Dygot” i „Horyzont”.

Od kiedy kilka lat temu przeczytałam „Dygot” darzę twórczość Jakuba Małeckiego miłością ogromną. Na każdą jego książkę czekam z niecierpliwością, a gdy ją dostaję rzucam wszystko i idę ją czytać. Niestety, piszę to z ciężkim sercem, ale o najnowszej książce autora nie mogę powiedzieć, żeby mnie zachwyciła.

Broń Boże nie twierdzę, że była zła. Przez jakieś jej 90% byłam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Na „Sześć grobów do Monachium” Mario Puzo kliknęła bez większego zastanowienia. Krótki audiobook autora, którego styl pisania bardzo mi odpowiada wiec pomyślałam: a co i tam, posłucham. Nie spodziewałam się, że ta krótka powieść będzie tak dobra.

Fabuła książki jest dość prosta, główny bohater Mike Rogan, po dziesięciu latach od zakończenia wojny, szuka swoich oprawców, żeby się na nich zemścić. Niby wątek w literaturze znany, ale podany w tak ciekawy sposób, że z zapartym tchem słuchałam audiobooka.

Podobało mi się to, że książka jest bardzo konkretna. Nie ma tu długich opisów, rozwlekania w nieskończoność przemyśleń i uczuć bohatera. Od początku znamy plan Mike Rogana, znamy jego motywacje i wiemy, że za wszelką cenę będzie chciał osiągnąć to co zamierza. Ale dostajemy również tło wszystkich wydarzeń, co pozwala wyrobić sobie pogląd na fabułę.

Pomimo tego, że książka jest zupełnie inna od serii mafijnej to pojawia się w nim malutki wątek mafii, a wisienkę na torcie stanowią dla mnie piękne opisy mojej ukochanej Sycylii.

„Sześć grobów do Monachium” polecam bardzo mocno! Słucha się jej (i czyta zapewne też) błyskawicznie. Brnęłam przez nią z zapartym tchem, a jeden zwrot akcji sprawił, że serce mi stanęło.

Z każdą kolejną książką coraz bardziej lubię styl Mario Puzo, który wyrasta na jednego z moich ulubionych autorów. Bardzo polecam.

Na „Sześć grobów do Monachium” Mario Puzo kliknęła bez większego zastanowienia. Krótki audiobook autora, którego styl pisania bardzo mi odpowiada wiec pomyślałam: a co i tam, posłucham. Nie spodziewałam się, że ta krótka powieść będzie tak dobra.

Fabuła książki jest dość prosta, główny bohater Mike Rogan, po dziesięciu latach od zakończenia wojny, szuka swoich oprawców,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Seria Soraya Lane pod nazwą „Utracone córki” od początku była porównywana do serii Lucindy Riley „Siedem sióstr”. Prawda jest tak, że „Córka z Włoch” do pięt nie dorasta serii o Plejadach.

Myślałam, że dostanę jakąś wciągającą opowieść z ciekawą tajemnicą z przeszłości w tle, a otrzymałam bardzo nudną, płytką, niezapadającą w pamięć historię ze sztampowym, beznamiętnym romansem. Nawet to, że akcja książki rozgrywa się w moich ukochanych Włoszech jej nie uratowało.

Skończyłam książkę jakieś dwa tygodnie temu, a z fabuły pamiętam jedynie jakieś strzępki, nawet imiona bohaterów wyleciały zupełnie z mojej głowy . Seria „Siedmiu sióstr” nie była bez wad, ale czytałam ją z ogromną przyjemnością, a w tym przypadku nie było we mnie absolutnie żadnego zaangażowania i zainteresowania. Jedynym plusem jest przepiękna okładka, która przyciąga wzrok.

Jeśli kolejne części serii będą dostępne na Legimi i nie będę miała akurat niczego ciekawszego do czytania, to może po nie sięgnę ale będzie to tylko na zasadzie czytania dla samego czytania.

Seria Soraya Lane pod nazwą „Utracone córki” od początku była porównywana do serii Lucindy Riley „Siedem sióstr”. Prawda jest tak, że „Córka z Włoch” do pięt nie dorasta serii o Plejadach.

Myślałam, że dostanę jakąś wciągającą opowieść z ciekawą tajemnicą z przeszłości w tle, a otrzymałam bardzo nudną, płytką, niezapadającą w pamięć historię ze sztampowym, beznamiętnym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Kiedy zapada mrok” to była pierwsza książka Jaume Cabre, którą przeczytałam. I jestem pod jej ogromnym wrażeniem. Nawet nie jestem w stanie powiedzieć dlaczego, ale czytanie jej było dla mnie prawdziwą przyjemnością. Otworzyłam książkę, żeby zerknąć na kilka pierwszych zdań, a po pewnym czasie zorientowałam się, że jestem w jej połowie.

„Kiedy zapada mrok” to zbiór opowiadań kryminalnych. Niektóre były samodzielnymi historiami, w niektórych powtarzali się bohaterowie, jeszcze inne lekko nawiązywały do poprzednich opowiadań. Same historie były bardzo różnorodne ale łączył je wątek zabójstw. Mamy tu opowieść o chłopcu, którego życie zostało naznaczone dzieciństwem w sierocińcu, mamy spowiedź seryjnego zabójcy, mamy historię truciciela, mordercy dziewczynek i złodzieja baranów. Większość opowiadań bardzo mi się podobała, jedynie kilka było takich, które nie do końca do mnie trafiły myślę, że dlatego, iż pojawiał się w nich watek realizmu magicznego, a ten zabieg nie jest moim ulubionym.

Ale to nie same historie mnie zachwyciły. To styl i język autora oraz pewne zdania i przemyślenia, które powodowały, że odkładałam książkę i zastanawiałam się nad tym ile prawdy jest w tym co napisał autor. Do tej pory jedynym autorem, nad którego stylem zawsze się rozpływałam był Jakub Małecki, w przypadku Jaume Cabre miałam podobne odczucia. To wszystko było takie poetyckie i podniosłe, a jednocześnie lekkie i proste. Nawet Epilog, w którym autor opisuje w jaki sposób dobierał opowiadania do zbioru, był tak napisany, że czytanie go to była czysta przyjemność.

„Kiedy zapada mrok” było dla mnie prawdziwą przyjemnością i prawdziwą ucztą, która skłoniła mnie do wielu refleksji. Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim może przypaść do gustu, ale mnie bardzo chwyciła za serce. I nie tyle samymi opowiedzianymi historiami, co pięknym stylem autora.

„Kiedy zapada mrok” to była pierwsza książka Jaume Cabre, którą przeczytałam. I jestem pod jej ogromnym wrażeniem. Nawet nie jestem w stanie powiedzieć dlaczego, ale czytanie jej było dla mnie prawdziwą przyjemnością. Otworzyłam książkę, żeby zerknąć na kilka pierwszych zdań, a po pewnym czasie zorientowałam się, że jestem w jej połowie.

„Kiedy zapada mrok” to zbiór...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Sięgnęłam po tą książkę pod wpływem zachwytów jednej z influenserek, która rozpływała się nad tym jaka to przejmująca i rozdzierająca serce powieść. Nie wiem, może nie jestem tak wrażliwa jak wspomniana wyżej dziewczyna ale na mnie ta książka nie zrobiła absolutnie żadnego wrażenia.

Nawet za bardzo nie wiem co o nie napisać bo nie było w niej nic co by mnie poruszyło. Zwykła historia o mężczyźnie, który próbuje poradzić sobie po stracie przyjaciela. Książek o podobnej tematyce powstało już dziesiątki. I to dużo lepiej napisanych i wzbudzających emocje. „Ucichło” ich we mnie nie wywołało.

Dla mnie to była płytka, prosta opowieść o przechodzeniu żałoby z zakończeniem, z którego nic nie wynikało. Jedynie, małą nutkę nostalgii odczułam czytając wspomnienia z wakacji z dzieciństwa głównych bohaterów.

Sięgnęłam po tą książkę pod wpływem zachwytów jednej z influenserek, która rozpływała się nad tym jaka to przejmująca i rozdzierająca serce powieść. Nie wiem, może nie jestem tak wrażliwa jak wspomniana wyżej dziewczyna ale na mnie ta książka nie zrobiła absolutnie żadnego wrażenia.

Nawet za bardzo nie wiem co o nie napisać bo nie było w niej nic co by mnie poruszyło....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Na początku roku przeczytałam „Życie Violette” Valerie Perrin, ale byłam jedną z niewielu osób, której ta powieść nie zachwyciła. Gdy przeczytałam opis „Cudownych lat” byłam zdecydowanie bardziej zaintrygowana powieścią i wiedziałam, ze chcę po nią sięgnąć. Co prawda książka podobała mi się bardziej niż opowieść o życiu Violette ale też nie powaliła mnie na kolana.

Historia trójki przyjaciół – Niny, Adriena i Etienne’a, rozpoczyna się na początku lat ‘90tych i z przeskokami ciągnie się do 2017 roku. Relacjonowana jest przez różnych narratorów, zarówno główną trójkę jak i bohaterów pobocznych. Z tych perspektyw poznajemy postacie, ich historie, dowiadujemy się jakie mieli plany na dorosłe życia, a jak potoczyło się ono naprawdę. W tle pojawia się wątek kryminalny, który z mniejszym lub większym natężeniem kontynuowany jest przez całą książkę.

Powieść jest bardzo powolna i bardzo przegadana. Niektóre rozdziały można byłoby sporo skrócić i nie miałoby to wpływu na fabułę, a na pewno czytałoby się ją szybciej i byłabym bardziej zaangażowana w historię. Jednak takie „lanie wody” to chyba styl autorki bo w podobnej formie była napisana jej poprzednia książka. „Cudowne lata” słuchałam w audiobooku i myślę, że tylko dlatego udało mi się przez nią przebrnąć.

W powieści niezwykle rozczulił mnie jeden wątek. Nina jest kierowniczą schroniska dla zwierząt, ja jestem częścią stowarzyszenia, które pomaga bezdomnym psom. Czytając o pracy ze zwierzętami, o uczuciach jakie towarzyszą w chwili gdy zwierzę znajduje dom, o tym ile cierpienia znoszą zwierzaki, o tym ile można poświęcić żeby ratować życie sworzeń, które niejednokrotnie przeszły przez piekło, kilkukrotnie miałam łzy w oczach bo doskonale wiem o czym pisze autorka. Za ten wątek książka dostaje ode mnie dodatkowy punkcik i serduszko.

Na początku roku przeczytałam „Życie Violette” Valerie Perrin, ale byłam jedną z niewielu osób, której ta powieść nie zachwyciła. Gdy przeczytałam opis „Cudownych lat” byłam zdecydowanie bardziej zaintrygowana powieścią i wiedziałam, ze chcę po nią sięgnąć. Co prawda książka podobała mi się bardziej niż opowieść o życiu Violette ale też nie powaliła mnie na kolana.

...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Oj, jakoś nie po drodze mi i twórczości pani Rebeccki F. Kuang. Nie jestem fanką serii o „Wojnach makowych”, pomimo powszechnych zachwytów mnie ta powieść nie urzekła. „Babel. Czyli o konieczności przemocy” została okrzyknięta powieścią wybitnej na długo przed premierą. Jednak w tym przypadku od początku zaczęło pojawiać się więcej słów krytycznych pod adresem książki. Mi „Babel” czytało się dużo lepiej niż przygody Rin i oceniłam ją wyżej od „Wojen Makowych” ale pomimo to o zachwytach i miłości nie ma mowy.

Jedno muszę przyznać, że „Babel” jest powieścią wielką pod względem objętościowym i ogromem pracy jaka została włożona w jej napisanie. Książka jest hołdem dla tłumaczy i ich pracy jaka wykonują przy tłumaczeniu tekstów. Z ciekawością czytałam o słowotwórstwie, pochodzeniu i znaczeniu niektórych wyrazów i o tym w jaki sposób zmieniał się język. Za to oddaję wielki szacunek autorce. Jednak poza tą warstwą, „Babel” nie wyróżniało się niczym wybitnym ani oryginalnym.

Mniej więcej do połowy książkę czytało mi się całkiem dobrze jednak im dalej tym bardziej byłam znużona. Wiele fragmentów było przegadanych ale jednocześnie nic z nich nie wynikało i powodowało, że traciłam zainteresowanie o tym o czym czytam. Myślę, że książka zyskałaby gdyby była troszkę krótsza i bardziej konkretna. Miałam wrażenie, że cała fabuła jest naciągana, pewne sytuacje są spowodowane tylko dla popchnięcia akcji. Problem kolonializmu i rasizmu jest przedstawiony płytko, motywacje bohaterów opierają się głównie na tym co im ktoś powiedział, a nie na własnych przekonaniach. Same postacie antypatyczne, z problemami, które same wyolbrzymiają. Rozdziały zwieńczające akcję napisane chaotycznie, na szybko, bez przemyślenia.

Do książki podchodziłam ze sceptycyzmem i przeczytałam ją bardziej z ciekawości aby sprawdzić czy spodoba mi się bardziej od trylogii „Wojen makowych”. Nieznacznie, ale tak było co nie zmienia faktu, że myślę, że szybko o niej zapomnę.

Oj, jakoś nie po drodze mi i twórczości pani Rebeccki F. Kuang. Nie jestem fanką serii o „Wojnach makowych”, pomimo powszechnych zachwytów mnie ta powieść nie urzekła. „Babel. Czyli o konieczności przemocy” została okrzyknięta powieścią wybitnej na długo przed premierą. Jednak w tym przypadku od początku zaczęło pojawiać się więcej słów krytycznych pod adresem książki. Mi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie wiedziałam za co się biorę zaczynając czytać „Rodzinę Bogriów” Mario Puzo. Od pierwszych stron poczułam, że książka mi się spodoba. Jest to druga, po „Ojcu Chrzestnym” pozycja tego autora i jego styl bardzo mi odpowiada.

Książka opisuje losy Ricardo Borgii, później znany jako Papież Aleksander VI i jego dzieci – Cezara, Juana, Jofre i Lukrecji.
Oczywiście wiedziałam, kim był Ricardo Borgia ale nie miałam pojęcia jakie miał burzliwe życie. Nie wspominając nawet o jego dzieciach. Bo i ile wątki o Papieżu były ciekawa tak od historii jego dzieci wprost nie mogłam się oderwać.

Książka jest wciągająca, szokująca i obrazoburcza. Są w niej spiski, intrygi, polityka, morderstwa, seks i związki, które nie powinny się wydarzyć. Napisana jest w lekki i przystępny sposób, a dzięki wartkiej i wciągającej fabule łatwo i szybko się płynie przez całą historię.

Polecam.

Nie wiedziałam za co się biorę zaczynając czytać „Rodzinę Bogriów” Mario Puzo. Od pierwszych stron poczułam, że książka mi się spodoba. Jest to druga, po „Ojcu Chrzestnym” pozycja tego autora i jego styl bardzo mi odpowiada.

Książka opisuje losy Ricardo Borgii, później znany jako Papież Aleksander VI i jego dzieci – Cezara, Juana, Jofre i Lukrecji.
Oczywiście wiedziałam,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W końcu, jakaś książka pozytywnie mnie zaskoczyła! Sięgnęłam po nią tylko dlatego, że w tytule miała Wenecję, a ja nadal jestem nią zafascynowana po mojej ostatniej wizycie w tym mieście.
Na ogół nie czytam romansów, ale ten czytało mi się bardzo przyjemnie. Historia nie była zbyt oryginalna i raczej przewidywalna ale mimo to czytałam ją z dużym zainteresowaniem, a w pewnym momencie naprawdę wkręciłam się w historię. Polubiłam główną bohaterkę Julię. Była trochę naiwna ale sympatyczna, odważna i bardzo fajnie się czytało jak powoli odkrywa Wenecję i poznaje życie we Włoszech.

Książka dostaje ogromny plus za cudowne opisy Wenecji. Czytając opis każdego miejsca czy zabytku miałam uśmiech na ustach bo kilka tygodni temu widziałam to wszystko na własne oczy i zachwycałam się tak samo jak bohaterka książki.

Mam nadzieję, że przeczytanie „Weneckiego szkicownika” spowoduje, że minie mój mały zastój czytelniczy, który trwa od końca stycznia. A książkę polecam wszystkim, nie tylko osobom zakochanym w Wenecji.

W końcu, jakaś książka pozytywnie mnie zaskoczyła! Sięgnęłam po nią tylko dlatego, że w tytule miała Wenecję, a ja nadal jestem nią zafascynowana po mojej ostatniej wizycie w tym mieście.
Na ogół nie czytam romansów, ale ten czytało mi się bardzo przyjemnie. Historia nie była zbyt oryginalna i raczej przewidywalna ale mimo to czytałam ją z dużym zainteresowaniem, a w pewnym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jak mnie wymęczyła ta książka. Ciągnęło się to jak flaki z olejem. Trzy razy miałam chęć ją odłożyć, ale że słuchałam jej w audiobooku to przynajmniej przy słuchaniu mogłam robić inne rzeczy. Gdybym miała ją czytać, nie przebrnęłabym przez pierwsze 100 stron.

Tak naprawdę nie wiem co wynikło z tej książki. Nie wiem jaki cel miała cała historia, jaki sens miał wątek z uratowaną dziewczynką, który był głównym motorem fabuły. Książka przegadana, właściwie bez żadnej akcji, z szarymi, nudnymi i smutnymi bohaterami, którzy w pewnym momencie zupełnie mi się pomieszali bo każdy z nich był taki sam.

„Była sobie rzeka” była drugą książką autorki, którą przeczytałam i która nie zrobiła na mnie wrażenia. Została mi jeszcze „Trzynasta opowieść” ale przestałam pokładać nadzieje, że mi się spodoba. Obym się kiedyś pozytywnie zaskoczyła…

Jak mnie wymęczyła ta książka. Ciągnęło się to jak flaki z olejem. Trzy razy miałam chęć ją odłożyć, ale że słuchałam jej w audiobooku to przynajmniej przy słuchaniu mogłam robić inne rzeczy. Gdybym miała ją czytać, nie przebrnęłabym przez pierwsze 100 stron.

Tak naprawdę nie wiem co wynikło z tej książki. Nie wiem jaki cel miała cała historia, jaki sens miał wątek z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Lekcje chemii” – książka bardzo dobra, bardzo mocna, bardzo wspierająca i dodająca siły. Zdecydowanie była to jedna z lepszych książek jakie od dłuższego czytałam.

Już dawno nie czytałam książki z tak cudowną kobiecą postacią jaką była Elizabeth Zott. Jest to kobieta, którą podziwiałam od pierwszej do ostatniej strony! Podziwiałam jej siłę, odwagę, determinację, wiarę w siebie i w swoje przekonania. Ciężko się czytało o tym ile ta kobieta musiała przejść upokorzeń, żeby udowodnić innym, zwłaszcza mężczyznom, ile jest warta.

Trudne było czytanie fragmentów o tym jak były traktowane kobiety w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Wiem, że dziś też nie jest idealne ale jednak droga, która została pokonana od tamtych czasów jest ogromna i miejmy nadzieję, że z biegiem lat będzie tylko lepiej.

„Lekcje chemii” – książka bardzo dobra, bardzo mocna, bardzo wspierająca i dodająca siły. Zdecydowanie była to jedna z lepszych książek jakie od dłuższego czytałam.

Już dawno nie czytałam książki z tak cudowną kobiecą postacią jaką była Elizabeth Zott. Jest to kobieta, którą podziwiałam od pierwszej do ostatniej strony! Podziwiałam jej siłę, odwagę, determinację, wiarę w...

więcej Pokaż mimo to