-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz1
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska1
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Matki. Sprawdź propozycje wydawnictwa Czwarta StronaLubimyCzytać1
-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-04-28
2023-12-05
„Dom sióstr marnotrawnych” to książka w której zakochałam się od pierwszej strony, co nie zdarza mi się często. Historia trzech sióstr, które zniknęły z ruchliwej ulicy, dosłownie sprzed nosa rodziców, aby odnaleźć się po miesiącu, była tajemnicza i miała niesamowity klimat.
Grey, Viviv i Iris zdają się wpływać na otoczenie i wykorzystywać swoje moce w różny sposób. Fakt, że po odnalezieniu, ich włosy zmieniły kolor na biały i aura tajemniczości otaczała dziewczynki, sprawił że stały się popularną historią, szeroko omawianą w mediach. Po latach, najstarsza siostra jest znaną modelką i projektantką mody, natomiast jej nagłe zniknięcie sprawia, że dwie młodsze dziewczyny, próbując ją odnaleźć, same popadają w niebezpieczeństwo, a przy okazji dowiadują się potencjalnych strzępków informacji, które mogą być powiązane z ich zniknięciem sprzed lat.
Bardzo malowniczy język i taka aura tajemniczości, legend i podań, a z drugiej strony klimat grozy, rozkładu i czyhającej śmierci, przyciąga zdecydowanie. Dobry pomysł, wykonanie i nie ukrywam, że nie spodziewałam się zakończenia. Serdecznie polecam :)
https://www.youtube.com/@angelic_on_point
„Dom sióstr marnotrawnych” to książka w której zakochałam się od pierwszej strony, co nie zdarza mi się często. Historia trzech sióstr, które zniknęły z ruchliwej ulicy, dosłownie sprzed nosa rodziców, aby odnaleźć się po miesiącu, była tajemnicza i miała niesamowity klimat.
Grey, Viviv i Iris zdają się wpływać na otoczenie i wykorzystywać swoje moce w różny sposób. Fakt,...
2023-11-29
„Droga Kości” to horror w klimacie Syberyjskiej zimy. Producent i operator wyruszają na Drogę Kości (Trakt Kołymski), aby zrealizować materiał o duchach, sprzedać pomysł i wyrwać się z problemów finansowych. Kiedy jednak zajeżdżają nocą do miasteczka, w którym mieli się zatrzymać, okazuje się że wszyscy mieszkańcy zniknęli, a ślady prowadzą do mrocznego lasu.
Historia ma paranormalne wątki i jest przesycona informacjami z przeszłości dwójki głównych bohaterów, a przede wszystkim naszego producenta Felixa Teiglanda. Wprawdzie kiedy już dotarliśmy do aktualnej akcji, chciałam wiedzieć o co chodzi i jak się wszystko rozwiąże, ale oprócz tej mroźnej, przytłaczającej atmosfery, książka chyba nie daje aż tak dużo możliwości do ‘przestraszenia się’. Ot, średnie czytadło.
https://www.youtube.com/@angelic_on_point
„Droga Kości” to horror w klimacie Syberyjskiej zimy. Producent i operator wyruszają na Drogę Kości (Trakt Kołymski), aby zrealizować materiał o duchach, sprzedać pomysł i wyrwać się z problemów finansowych. Kiedy jednak zajeżdżają nocą do miasteczka, w którym mieli się zatrzymać, okazuje się że wszyscy mieszkańcy zniknęli, a ślady prowadzą do mrocznego lasu.
Historia ma...
2022-12-31
„Dar krwi” chciałam czytać po angielsku, ale bardzo mnie cieszy, że jednak się na to nie zdecydowałam i poczekałam na tłumaczenie, które okazało się naprawdę satysfakcjonującą lekturą.
„Miłość z nią sprawiała, że czułam się promiennie żywa. A to prawie wystarczyło, abym zapomniała, że jestem martwa.”
Historia jest pisana z punktu widzenia Constanty, wybranej przez Draculę małżonki, która w formie pamiętnika, przedstawia swojego ukochanego i jak wypaczona stała się z czasem jego miłość, zakrawająca na chęć posiadania, kontroli i obsesji. W książce poznamy ich relację przez wieki i moment kiedy do dwójki kochanków dołączyła przebiegła szlachcianka Magdalena i w ostatnim etapie nieśmiertelnej podróży – biedny artysta – Aleksander.
„Nie byłam kobietą, byłam ledwie petentem, pielgrzymem, który natknął się na twój mroczny ołtarz i został skazany na oddawanie mu czci już na zawsze.”
Język wydaje się z jednej strony prosty, a z drugiej melodyjny, nawet nie wiem jak do końca to określić i z tego właśnie powodu bardzo dobrze czytało się całość. Historia była wciągająca i satysfakcjonująca w tym samym czasie. Fakt, że na końcu otrzymujemy epilog z punktu widzenia Aleksandra, który pierwotnie był bonusem dla subskrybentów autorki jest chyba wisienką na torcie. Polecam :)
https://www.youtube.com/@angelic_on_point
„Dar krwi” chciałam czytać po angielsku, ale bardzo mnie cieszy, że jednak się na to nie zdecydowałam i poczekałam na tłumaczenie, które okazało się naprawdę satysfakcjonującą lekturą.
„Miłość z nią sprawiała, że czułam się promiennie żywa. A to prawie wystarczyło, abym zapomniała, że jestem martwa.”
Historia jest pisana z punktu widzenia Constanty, wybranej przez...
2022-11-13
„Przebudzenie zmarłego czasu. Powrót” to pierwsza część dwutomowej historii Stefana Dardy, która określona została jako ‘Horror kryminalny roku’. Właśnie ta klasyfikacja chyba sprawiła, że całość kuleje i jest chaotyczna.
Jakub Domaradzki wychodzi z więzienia dzięki pomocy swojej dawnej miłości i jej niepełnosprawnego syna. Niestety w ten sam dzień, kiedy mężczyzna odzyskuje wolność, jego wuj, jedyny krewny, popełnia samobójstwo w tajemniczych okolicznościach, pozostawiając po sobie dziwny list i masę domysłów.
Trzon historii to próba powrotu głównego bohatera do rzeczywistości, oswojenie przeszłości i uczucia pewnego rodzaju próżni w której się znajduje. Powoli zastanawia się nad kolejnymi krokami, między innymi próbując pomóc Justynie i jej synowi, Emilowi, dzięki którym odzyskał wolność. Z drugiej strony mamy tajemniczy artefakt magiczny z Przemyśla, który jest owiany tajemnicą i do którego nawiązuje list wuja Olgierda. Jakub chce dowiedzieć się czegoś o gemmie z wizerunkiem matki boskiej po jednej stronie i meduzy po drugiej. Miałam wrażenie, że zostają czytelnikowi rzucone skrawki informacji, które do niczego nie prowadzą. Część kryminalna w tym kontekście leży, a elementy horroru są właściwie nieobecne.
Z powyższych względów bardzo trudno wciągnąć się w jakąkolwiek akcje. Najmocniejszą kwestią jest zapewne sam rys głównego bohatera, który jest nieźle nakreślony w kontekście wydarzeń, które zostały opisane. Wydawało mi się jednak, że to trochę za mało, żeby realnie zainteresować się tą historią. Przeczytam pewnie kolejny tom, jako, że nie są to zbyt grube książki, ale już teraz myślę, że dałoby się pewnie obie części skumulować w jeden, grubszy tom.
https://angeliconpoint.blogspot.com/
„Przebudzenie zmarłego czasu. Powrót” to pierwsza część dwutomowej historii Stefana Dardy, która określona została jako ‘Horror kryminalny roku’. Właśnie ta klasyfikacja chyba sprawiła, że całość kuleje i jest chaotyczna.
Jakub Domaradzki wychodzi z więzienia dzięki pomocy swojej dawnej miłości i jej niepełnosprawnego syna. Niestety w ten sam dzień, kiedy mężczyzna...
2022-10-28
Pomyślałam, że „Frankenstein” to dobra opowieść w około-halloweenowych klimatach. Niby wszędzie można zobaczyć odsłony tego tragicznego potwora, znanego pewnie na podobnym poziomie co Hrabia Dracula. Aż dziw bierze, że cała narracja zapoczątkowana została podczas beztroskich wakacji trójki przyjaciół, którzy przy ognisku wymyślali przerażające historie.
„Byłem bez winy, ale w rzeczy samej ściągnąłem straszliwe przekleństwo na swą głowę, jak gdybym był winien zbrodni.”
Książka jest pisana w formie opowieści kapitana brnącego na północ przez mróz i śniegi, pewnego dnia natrafiając na wycieńczonego mężczyznę. Uratowanym okazuje się być Wiktor Frankenstein, który z wdzięczności opowiada swoją tragiczną historię. Igranie z naturą życia w celu odkrycia nieśmiertelności, zakończyło się dla mężczyzny tragicznie. Możemy zrozumieć punkt widzenia nie tylko kreatora, ale i jego dzieła, które pragnie miłości i akceptacji, a otrzymuje jedynie wyrazy zgrozy i potępienia, co zupełnie zmienia jego uczucia i postrzeganie świata, przeradzające się w chęć zemsty. Język jest bardzo malowniczy i przystaje do tkania historii, nie skupiając się na dialogach, co niektórym nie musi przypaść do gustu. Jak na książkę wydaną w 1818 r po raz pierwszy, język jest całkiem przystępny i nie czyta się ciężko.
https://angeliconpoint.blogspot.com/
Pomyślałam, że „Frankenstein” to dobra opowieść w około-halloweenowych klimatach. Niby wszędzie można zobaczyć odsłony tego tragicznego potwora, znanego pewnie na podobnym poziomie co Hrabia Dracula. Aż dziw bierze, że cała narracja zapoczątkowana została podczas beztroskich wakacji trójki przyjaciół, którzy przy ognisku wymyślali przerażające historie.
„Byłem bez winy,...
2016-01-01
2022-05-16
Książka Victora LaValle rozpoczyna się od dedykacji ‘H. P. Lovecraftowi, ze wszystkimi mieszanymi uczuciami’ i już tutaj możemy się domyśleć, że autor może mieć mieszane uczucia co do jednego z bardziej rasistowskich opowiadań króla grozy.
Historia skupia się na dwudziestoletnim, ciemnoskórym mężczyźnie z Harlemu. Ubierając garnitur, z pokrowcem na gitarę pod pachą, porusza się po Nowym Jorku lat 20-stych, aby pokrętnymi sposobami zarobić na własne utrzymanie i wesprzeć chorego ojca. Zlecenie dotyczące odnalezienia pewnej książki dla staruszki z Queens zaprowadzi go niebezpiecznie blisko do pradawnej, mrocznej wiedzy i czających się w mroku sił.
”Kiedy wczesnym rankiem spacerował po Harlemie, czuł się jak pojedyncza kropla krwi w ogromnym ciele, które właśnie się budzi.”
Całą historię poznajemy z dwóch punktów widzenia. Jeden z nich należy do naszego tytułowego bohatera - Charlesa Thomasa Testera, natomiast w drugiej połowie opowieści, do policjanta Malone’a, który w pewnym momencie znajduje się niebezpiecznie blisko tajemniczych zdarzeń. Książka ma około stu stron, więc jest bardzo krótka. Można powiedzieć, że samo tło życia w Harlemie, stosunków imigrantów i białej społeczności bogatszych dzielnic, jest ładnie nakreślone i jest motorem napędowym mroczniejszej części opowieści, która broni się jako całość i ciekawie się czyta. Myślę, że dla fanów wątków grozy na jedno leniwe popołudnie, jak znalazł.
https://angeliconpoint.blogspot.com/
Książka Victora LaValle rozpoczyna się od dedykacji ‘H. P. Lovecraftowi, ze wszystkimi mieszanymi uczuciami’ i już tutaj możemy się domyśleć, że autor może mieć mieszane uczucia co do jednego z bardziej rasistowskich opowiadań króla grozy.
Historia skupia się na dwudziestoletnim, ciemnoskórym mężczyźnie z Harlemu. Ubierając garnitur, z pokrowcem na gitarę pod pachą,...
2021-11-02
„Mexican Gothic” to książka, która znalazła się na mojej liście ‘do przeczytania’ jeszcze w opcji anglojęzycznej, z powodu dobrych ocen i zachęcającej fabuły. Kiedy zobaczyłam, że Wydawnictwo Kobiece zaproponowało polską wersję w okolicach Halloween, natychmiast zamówiłam swój egzemplarz.
„(..) kobiety muszą być lubiane, bo inaczej mają ciężko. Nielubiana kobieta to suka, a suka raczej niczego nie osiągnie: zamykają się przed nią wszystkie drzwi.”
Noemi jest młodą, beztroską kobietą, która porzuca uroki dużego miasta na rzecz Wysokiego Dworu, będącego odizolowaną posiadłością u zbocza góry. Odwiedza kuzynkę, która niedawno wyszła za mąż i poprosiła o pomoc w bardzo dziwnym liście. Kiedy młoda kobieta dociera na miejsce, zaczynają się dziać dziwne rzeczy, a mąż Cataliny, utrzymuje, że to tylko gruźlica i nie ma powodów do niepokoju. Jakie sekrety skrywa ta odcięta od świata rodzina i czy Noemi będzie w stanie pomóc kuzynce?
„Małżeństwo nie mogło przypominać tych namiętnych romansów, o których czytywało się w książkach. Właściwie uważała je za kiepski interes. Mężczyźni byli tacy troskliwi i uprzejmi, kiedy zalecali się do kobiety, zapraszając ją na przyjęcia i przysyłając kwiaty, ale gdy ją poślubiali, kwiaty więdły.”
Całość jest prowadzona w narracji trzecioosobowej, z punktu widzenia Noemi. Język jest prosty, a zarazem barwny, który sprawia, że całość czyta się szybko. Opisy dworu, jego wnętrz czy cmentarza wyłaniającego się z mlecznej mgły, są tajemnicze, estetyczne i pomagają umiejscowić akcję i bohaterów. Z powieści przebija estetyka filmów kostiumowych, ludzi wysokourodzonych i konwenansów, skontrastowana ze swobodą bohaterki. Noemi to bardzo silna postać, która została poniekąd wrzucona do paszczy lwa. Mąż kuzynki ma decydujące zdanie, a złapana w pułapkę kobieta, nie wie jak wyrwać Catalinę ze szponów tej dziwnej rodziny. Senior rodu, starsza kobieta, dwóch młodych mężczyzn i niewidzialna służba, to jedyni mieszkańcy Dworu, a zarazem postaci, które są bardziej widoczne i istotne dla fabuły. Pozostali bohaterowie służą chwilowemu rozluźnieniu, dopowiedzeniu fragmentów historii czy neutralnej wstawki. Mąż Cataliny, Virgil, to przystojny mężczyzna, a zarazem cwany typ i jak przypuszczała rodzina Noemi, zainteresowany jedynie pieniędzmi kuzynki. Brak prądu i zniszczone, zapleśniałe wnętrza wiekowego domostwa, mogłyby popierać ten wniosek. Natomiast jego młodszy kuzyn, Francis, bardzo spokojny, nieśmiały, ale zarazem ciepły człowiek, kompletnie kontrastuje z dziwną oschłością i wyrachowaniem pozostałych domowników. Każda postać się broni, ma swoje pięć minut, spójny charakter i szczególne cechy, co zasługuje na ogromny plus.
„(..) tapeta była śliska jak naprężony mięsień, a podłoga pod stopami wilgotna i miękka. To była rana. Wielka rana, po której stąpała; ściany też były ranami. Tapeta obłaziła, odsłaniając przyprawiające o mdłości organy zamiast cegieł czy drewnianych desek. Żyły i tętnice zatkane tajemniczymi okrucieństwami.”
Sposób narracji, powolne wprowadzenie i niesamowity klimat, sprawiały, że nie mogłam oderwać się od czytania. Sama fabuła była bardzo ciekawa i w drugiej połowie książki zdecydowanie przytłaczająca i mroczna. Porównanie do Lovecrafta, który głównie pracuje stwarzaniem klimatu, w moim odczuciu jak najbardziej trafne. Spójność postaci, historii i otoczki mrocznego dworu, spaja wszystko idealnie. Zakończenie jak najbardziej satysfakcjonujące, a bardzo przemyślana szata graficzna polskiego wydania dodaje jedynie uroku. Bardzo pozytywne zaskoczenie i serdecznie polecam ;)
https://angeliconpoint.blogspot.com/
„Mexican Gothic” to książka, która znalazła się na mojej liście ‘do przeczytania’ jeszcze w opcji anglojęzycznej, z powodu dobrych ocen i zachęcającej fabuły. Kiedy zobaczyłam, że Wydawnictwo Kobiece zaproponowało polską wersję w okolicach Halloween, natychmiast zamówiłam swój egzemplarz.
„(..) kobiety muszą być lubiane, bo inaczej mają ciężko. Nielubiana kobieta to suka,...
2021-12-28
„Wiła” to drugi tom powieści grozy w odsłonie młodzieżowej od Roberta Ziębińskiego. Zabrałam się za tą dość cienką lekturę żeby lekko zakończyć rok.
Czwórka przyjaciół przegląda nagranie przedstawiające dziwną siłę demolującą szkolną szatnię. Duch o wykrzywionej twarzy wydaje się przyglądać nastolatkom poprzez zapisane na dysku wideo. Kiedy postać odnajduje bohaterów w ich domach i naznacza, wszystko zaczyna zmierzać w przerażającym kierunku.
„Może i większość dorosłych myśli, że my, dzieciaki, najchętniej nie chodzilibyśmy do szkoły, ale to jakaś dziwna fantazja, szkoła jest całkiem OK. No może poza lekcjami.”
Książka jest pisana lekko, z dużą ilością dialogów (nawet tych na messengerze)i z punktu widzenia Kamila. Jest to pozycja dość krótka i przez to czyta się ją bardzo szybko. Całkiem ważnym elementem fabuły jest postać 19-letniego kota, Pana Pullmana, który mimo postępującej choroby, wydaje się tarczą dla wpadających w kłopoty dzieciaków, tym bardziej, że świetnie wyczuwa zagrożenie i nawet w stanie bezzębnym może je odegnać.
„Babcie stają się przekaźnikami wiedzy, historycznym odpowiednikiem fejsa, z tą różnicą, że feedu nie da się scrollowac.”
Całość podobnie jak w przypadku pierwszej części nie nasiąka napięciem, mrokiem i przerażeniem. Akcja płynie szybko, ale otrzymujemy jedynie lekki dreszczyk na tle rozwijającej się przyjaźni. Przyjemna lekka i zdecydowanie młodzieżowa pozycja. Po takich książkach spodziewam się chwili relaksu i niewyszukanej akcji. Udało się, więc polecam :)
https://angeliconpoint.blogspot.com/
„Wiła” to drugi tom powieści grozy w odsłonie młodzieżowej od Roberta Ziębińskiego. Zabrałam się za tą dość cienką lekturę żeby lekko zakończyć rok.
Czwórka przyjaciół przegląda nagranie przedstawiające dziwną siłę demolującą szkolną szatnię. Duch o wykrzywionej twarzy wydaje się przyglądać nastolatkom poprzez zapisane na dysku wideo. Kiedy postać odnajduje bohaterów w ich...
2021-02-26
„Dwadzieścia lat ciszy” to powieść Przemysława Wilczyńskiego, którego osobiście nie znam z poprzedniej twórczości. Wydawniczo był to jeden kryminał i opowiadanie w niedawno wydanym zbiorku, więc można powiedzieć, że trafiliśmy na autora raczkującego. Ojć miałam zaćmienie czytając opis, bo cóż, jakoś w głowie szykowałam się na kryminał, a nie koniecznie na horror.
Raciborzem przed dwudziestu laty wstrząsnęła seria zaginięć dzieci. Sprawcy nie odnaleziono i miasto po raz drugi musi zmierzyć się z falą strachu. Po porwanych dzieciach nie pozostaje ślad, a jedyni świadkowie podają opis czarnej, złowrogiej furgonetki.
„Podobno nadzieja umiera ostatnia, to prawda, chociaż nie do końca. Ona może dokonać żywota nieco wcześniej, wtedy, kiedy pole bitwy rozbrzmiewa krzykami i jękami konających.”
Książka jest pisana w trzeciej osobie czasu przeszłego, w formie krótkich rozdziałów. Każdy z nich skupia się na jednym z czterech bohaterów, których przeznaczenie połączy wokół dziwnych, niezrozumiałych wydarzeń. Mamy chłopaka, który ma zdolność wyczuwania zła, ojciec znęca się nad nim psychicznie, a koledzy wykorzystują. Mamy matkę, której życie zawaliło się przed dwudziestu laty, kiedy straciła córkę. Mamy byłego wojskowego, który żyje jak bezdomny z powodu odsiadki w więzieniu. I na koniec, wisienka na torcie – mamy psychola, który uciekł z zakładu zamkniętego, słyszy głosy i ma misję do wykonania. Wszyscy bohaterowie zostali w moim odczuciu dobrze przedstawieni, ich życie, motywacje, działania i uczucia, miały swoisty sens i nie wywodziły się z niczego. A nasz świr, może to głupie, ale czekałam na jego rozdziały, bo miał w sobie taką pierwotną prostotę, czyste szaleństwo napędzane nieznanym celem i nierzadko potrzebami ciała. Zupełnie prymitywne, zerojedynkowe zachowanie, ciekawie opisane, za co brawo.
„- Co robimy?
- Jedź – polecił.
- Bałam się, że to powiesz.
Wzruszył ramionami.
- Mogłaś nie pytać.”
Jeśli weźmiemy pod lupę rozwój fabuły to już nie będzie aż tak kolorowo. Miałam wrażenie, że zło czające się w czarnej jak smoła ciężarówce ma większy potencjał i powinno być bardziej „teatralne” i wręcz niemożliwe do skontrowania. Chyba liczyłam na jakieś totalnie negatywne, krwawe zakończenie. Nie do końca to dostałam, ale nie było znowu tak źle, chyba po prostu za prosto i jakoś niezbyt strasznie. Okładka ładnie skomponowana i dopasowana do treści. Całość sama w sobie nie jest zła, jeśli lubicie studium charakterów i niezłą narrację, skupioną na bohaterach. Takim osobom polecam.
https://angeliconpoint.blogspot.com/
„Dwadzieścia lat ciszy” to powieść Przemysława Wilczyńskiego, którego osobiście nie znam z poprzedniej twórczości. Wydawniczo był to jeden kryminał i opowiadanie w niedawno wydanym zbiorku, więc można powiedzieć, że trafiliśmy na autora raczkującego. Ojć miałam zaćmienie czytając opis, bo cóż, jakoś w głowie szykowałam się na kryminał, a nie koniecznie na...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-08-22
„Skrzynia ofiarna” to pierwsza książka Stewarta Martina wydana w Polsce, ale co ciekawe, nie jest to pierwsza powieść autora. Tajemnicze, mroczne rytuały, zawsze mnie przyciągają, mimo że horrory w formie pisanej raczej nie są w stanie mnie przestraszyć. Cóż mogę dodać, spojrzałam na okładkę i przepadłam.
„Nigdy nie wracaj do skrzyni samotnie.
Nigdy nie otwieraj jej po zmroku.
Nigdy nie zabieraj z niej swojej ofiary.”
Osobliwa przyjaźń zawiązuje się pewnego lata pomiędzy piątką jedenastolatków. Kiedy odnajdują tajemniczą skrzynię, postanawiają złożyć ofiarę, która ma przypieczętować ich więzi. Cztery lata później, zaczynają się dziać dziwne rzeczy, zupełnie jakby dary złożone w ofierze zaczęły ich prześladować. To może oznaczać tylko jedno. Ktoś złamał złożoną przysięgę.
„(…) chciałem zamieszkać w małym miasteczku, marzyłem o małej skali, o tym, by znać sąsiadów. Dzięki temu, że tu mieszkamy , uczestniczymy nawzajem w swoim życiu, tworząc tak jakby… rodzinę rodzin.”
Książka jest pisana w trzeciej osobie czasu przeszłego i w dużej mierze skupia się na chłopaku nazwanym September Hope, który po szalonym lecie pełnym przyjaźni, wraca do szarej codzienności szkolnego odludka. To on w dziwnym półśnie, usłyszał słowa przysięgi i to o jego życiu dowiadujemy się najwięcej. Jest inteligentnym chłopakiem, z szansą na stypendium, który popołudniami pomaga w lecznicy weterynaryjnej i barze z frytkami. Jego mama pracuje w policji i całkiem niedawno udało jej się pokonać raka. Dostajemy niewiele więcej bo pozostali przyjaciele są zarysowani powierzchownymi stereotypami i nie mamy właściwie żadnego głębszego spojrzenia na ich sytuacje rodzinne czy marzenia. Szeroki w barach futbolista, fanka komiksów farbująca włosy, dziewczyna mieszkająca na farmie i jeżdżąca traktorem oraz chłopak z dużymi zębami, który lubi wszystko podpalać. Tyle w temacie, zero głębszej analizy tego, co kieruje postaciami, co mają do stracenia, jakie są ich więzi, null, nada. Była też druga linia czasowa i inna grupka przyjaciół, która złożyła kilkadziesiąt lat wcześniej dary ofiarne. I tam już było kompletnie koszmarnie, bo te imiona wrzucone bez kontekstu czy charakterystycznych opisów, sprawiły, że się męczyłam, nie potrafiąc sobie tych ludzi zwizualizować i poprawnie śledzić akcji.
„Promienie słońca jątrzyły zatęchłe powietrze, w którym wisiała rozedrgana przemoc.”
Fabuła jest bardzo dziwna i chyba dopiero w połowie książki zaczyna się dziać coś niepokojącego. Każdy z przyjaciół jest prześladowany w inny sposób, a z czasem mroczne macki oplatają całą wyspę, połykając kolejne ofiary. Niby wiem, że mamy do czynienia z czternastoletnimi dzieciakami, ale kurde, czasem ich postępowanie jest tak nielogiczne, a odporność na wszelkie rany na poziomie Rambo, mocno przesadzona, więc co chwila na takie głupotki z lekka się krzywiłam. No bo chcecie mi powiedzieć, że chłopak, któremu odcięło palec, został ugryziony w nogę, ma poranione stopy i prawdopodobnie wstrząs mózgu plus złamane żebra, pomyka po lesie na rowerze jak jakiś profesjonalny sportsmen. Adrenalina nie działa godzinami, a poza tym w ciele musisz mieć jeszcze jakąś krew, żeby mogła krążyć. Losowe rozdziały z dziwnymi wydarzeniami, niekiedy miały jedną, dwie, trzy strony i niby miały straszyć, a tylko wyprowadzały mnie z rytmu bądź wprowadzały jakąś postać, która potem dla fabuły nie miała żadnego znaczenia. Język był ładny i opisy też niczego sobie, ale momentami chyba aż nazbyt przekombinowane. No i historia z lisem, za którą daje punkty ujemne. Nie wolno mojemu biednemu serduszku takich rzeczy robić. Obawiam się, że wymęczyłam tą książkę i niestety nie polecam, a porównywanie jej do Stranger Things czy Kinga, to muszą być chyba jakieś żarty.
https://angeliconpoint.blogspot.com/
„Skrzynia ofiarna” to pierwsza książka Stewarta Martina wydana w Polsce, ale co ciekawe, nie jest to pierwsza powieść autora. Tajemnicze, mroczne rytuały, zawsze mnie przyciągają, mimo że horrory w formie pisanej raczej nie są w stanie mnie przestraszyć. Cóż mogę dodać, spojrzałam na okładkę i przepadłam.
„Nigdy nie wracaj do skrzyni samotnie.
Nigdy nie otwieraj jej po...
2020-06-14
„Czarny Staw” Roberta Ziębińskiego rzucił mi się w oczy ciekawą okładką. Kiedy po opisie zorientowałam się, że mam do czynienia z historią grozy dla młodzieży, przepadłam i czekałam na premierę, żeby dostać w swoje łapki własny, personalny egzemplarz.
Mama Kamila po rozstaniu z mężem jest zmuszona do przeprowadzki w rodzinne okolice. Czarny Staw to dziwne miasteczko, wokół którego obrasta tajemnica mrocznego lasu i dziwnego zbiornika, w którym woda jest smoliście czarna. Chłopak musi poradzić sobie z nowym otoczeniem, jednak świeżo poznani koledzy przedstawiają mu niepokojące historie, podczas gdy chłopaka zaczynają nękać złowrogie sny, związane z ciemną wodą.
„- To ponoć anomania jakaś jest – dodał Długi.
- Anomalia, kretynie. Anomanię to masz w mózgu – rzuciła Akira.”
Książka jest pisana lekko, z dużą ilością dialogów, w pierwszej osobie czasu przeszłego i z punktu widzenia Kamila. Sunie się przez nią bardzo szybko, tym bardziej, że całość to jedynie 223 strony. Paczka przyjaciół, która się tutaj zawiązuje, jest opisana dość pobieżnie, podczas gdy sytuacja rodzinna i uczucia samego Kamila, są dość dobrze nakreślone. Mama to rezolutna kobieta, która jednak często popada w melancholię i smutek, natomiast babcia to prawdziwa żyleta. Bezsprzeczna królowa domostwa, oschła i nieznosząca sprzeciwu. Jakoś to wszystko pasuje do siebie, podczas nakreślania właściwego tła akcji.
„Bałem się jak jeszcze niczego w życiu. Ale strach można oswoić. Pokonać. Można też próbować go oszukać.”
Część, która ma wskazywać na tę grozę i dreszczyk jest dość spokojna i mnie osobiście nie przeraziła, ale dodawała dynamiki całej akcji. Jest to typowe ugryzienie gatunku ze sporą dawką tkania akcji z humorystycznym zakusem. Uważam, że to taka lekka lektura na jedno popołudnie i dla starszego czytelnika, który pamięta takie hity jak „Czy boisz się ciemności?” albo pierwsze sezony starć braci Winchesterów ze złem, zupełnie odpowiednia. Polecam i czekam na kontynuację ;)
https://angeliconpoint.blogspot.com/
„Czarny Staw” Roberta Ziębińskiego rzucił mi się w oczy ciekawą okładką. Kiedy po opisie zorientowałam się, że mam do czynienia z historią grozy dla młodzieży, przepadłam i czekałam na premierę, żeby dostać w swoje łapki własny, personalny egzemplarz.
Mama Kamila po rozstaniu z mężem jest zmuszona do przeprowadzki w rodzinne okolice. Czarny Staw to dziwne miasteczko, wokół...
2020-05-22
Znane powiedzenie mówi: ’Nie oceniaj książki po okładce’, ale w przypadku powieści Aleksandry Konefał, dokładnie to zrobiłam, kiedy zdecydowałam się na lekturę. Okładka horroru, skojarzyła mi się z Edgarem Allanem Poe i sam zarys fabuły poniekąd pozwolił mi myśleć, że mamy do czynienia z podobnym klimatem.
„(…) poczuła dziwny skurcz w żołądku na myśl o dotyku tych niespodziewanie ciepłych palców. Palców, na których - jak się później okazało – była krew.”
Alicja jest młodą baronówną, zamieszkującą ogromną, gotycką posiadłość, górującą nad niewielką miejscowością – Statton. Jej matka zginęła w niewyjaśnionych okolicznościach i dziewczyna nie może pogodzić się z faktem, że jej ojciec znalazł nową wybrankę, z którą chce związać los. Do serii niewyjaśnionych zdarzeń dodać można jeszcze postać dziwnego mężczyzny z lasu, którego Alicja odwodzi od zamiaru powieszenia się. Osobliwy jegomość przedstawia się jako Lee Schubienik i wydaje się nie rozumieć zbyt wiele z otaczającego świata. Dziewczyna zaprzyjaźnia się z nim i chce mu pomóc, podczas gdy mroczna siła nawiedza miasteczko. Jak Alicja poradzi sobie z nadciągającymi problemami?
„- Nie wiesz, że taka jest rola wszystkich nauczycieli? Obrzydzić życie uczniowi do tego stopnia, żeby przestał oczekiwać od nich pomocy i skupił się wreszcie na sobie. Kto ci pomoże, jeśli nie ty sama?”
Książka jest pisana w trzeciej osobie czasu przeszłego i wydarzenia widzimy głównie z punktu widzenia Alicji. To ona ocenia związek dość młodej dziewczyny z jej owdowiałym ojcem, z jej perspektywy zadajemy pytania o tajemniczego mężczyznę w kapeluszu, który zawitał do miasta czy samego tytułowego Schubienika. Tylko raz, dosłownie na chwilę, wydarzenia poznajemy z punktu widzenia miejscowego księdza. Alicja mimo, że jako siedemnastolatka nie jest już podlotkiem, zachowuje się czasem infantylnie, niedojrzale i egoistycznie. Sama pcha się w paszcze niebezpieczeństwa, nie zdając sobie sprawy z podstawowych kwestii, wpajanych nam od wczesnego dzieciństwa, jak choćby „nie rozmawiaj z nieznajomym”. Kiedy jej ojciec nakazuje naukę w domu, razem z młodszym bratem swojej narzeczonej, dziewczyna bez powodu chodzi obrażona i niezadowolona. Chyba jej niestety nie polubiłam przez te huśtawki nastrojów i jakiś chłód wynikający z jej zachowania. Jednak wydarzenia z miasteczka i okolic to już inna sprawa i w tym miejscu robi się ciekawiej.
„Ludzi od zawsze fascynowało zło. Większość z nas tego nie przyzna, ale mając do wyboru historię o dobrotliwym władcy i opowieść o żądnym krwi tyranie, zawsze wybierze tę drugą. Zło przyciąga, kusi, mami. To, co tajemnicze i niezbadane, zagnieżdża się w naszej świadomości i niezmiennie od zarania dziejów nas hipnotyzuje.”
W sercu Statton ludzie zaczynają chorować na przedziwną chorobę krwi, a miejskie plotki wspominają o udziale wampira. Po okolicy snuje się kot grabarza, który jakby wyczuwa śmierć zanim ta ma nadejść, a dziwne postaci i niewyjaśnione wydarzenia z przeszłości, dodają grozy całej otoczce. Z kart powieści można delikatnie wynieść dreszczyk gotyckiej zagadki i trochę mroku, ale jednak więcej jest zwyczajnego codziennego życia we dworze i etykiety nakreślonych czasów. Kolejne rozdziały mnożą pytania na które niestety nie uzyskujemy odpowiedzi i mimo krwawego finału, czuję niedosyt! No cóż, trzeba chyba poczekać na kolejny tom, do którego przeczytania zostałam zmuszona aż zbyt sprytnie tym końcowym „cliffhangerem”. Jeśli boicie się horrorów, to jest to książka dla was, ani nazbyt natarczywa ani straszna. Mocno stonowana i obiecująca trochę więcej w kolejnej odsłonie.
https://angeliconpoint.blogspot.com/
Znane powiedzenie mówi: ’Nie oceniaj książki po okładce’, ale w przypadku powieści Aleksandry Konefał, dokładnie to zrobiłam, kiedy zdecydowałam się na lekturę. Okładka horroru, skojarzyła mi się z Edgarem Allanem Poe i sam zarys fabuły poniekąd pozwolił mi myśleć, że mamy do czynienia z podobnym klimatem.
„(…) poczuła dziwny skurcz w żołądku na myśl o dotyku tych...
2020-05-03
„Liczenie czarnych owiec” to zbiór opowiadań z pogranicza grozy i horroru, autorstwa Krzysztofa Grota. Z tym krótkim ebookiem, liczącym zaledwie 29 stron zapoznałam się za sprawą autora, który poprosił o trochę czasu i szczerą recenzję. Osobiście uważam, że warto pomagać osobom zaczynającym na rynku książki w odnalezieniu własnego głosu, więc z takim przesłaniem dostarczam swoją cegiełkę. Ale przejdźmy już do recenzji.
Siedem opowiadań, spośród których może jedno przekracza magiczną granicę czterech stron, to raczej niezwiązane ze sobą, krótkie historyjki, w które trudno się wgryźć, bo zanim zdążymy, już się kończą, często zupełnym niedopowiedzeniem. Z jednej strony jest to pozytywny zabieg, z drugiej jednak czasami miałabym ochotę na jakąś np. krwawą rzeźnię, ale co ja tam wiem.
Jak to robię standardowo, opowiem o dwóch utworach, czyli tym który podobał mi się najbardziej i tym najsłabszym w moim odczuciu. Najlepsze były „Sztuczki”, skupiające się na relacji między wujkiem, a bratanicą. Nie ukrywam, że w pewnym momencie wstrzymałam oddech, oczekując horroru sytuacji, który nadchodził. Jeśli zaś miałabym wybrać opowiadanie najsłabsze, to chyba wskazałabym „Srokę”, skupioną wokół dziwnego incydentu z wypadkiem samochodowym i osobliwym ptakiem. Nie zrozumiałam przesłania o ile jakieś było, wstęp był w moim odczuciu zbyt długi i do niczego nie prowadził, a zakończenie zwyczajnie dziwne i jakoś mało przekonywujące.
„— Nienawidzę pisać artykułów tak, by nie urazić chujów dumnie reprezentujących nasze miasto. Dość już tego pierdolenia. Od dzisiaj będę prawdziwy. To mój sposób, wiesz?
Stojący na schodach kolega odwrócił się do niego na chwilę.
— No dobra, niech ci będzie, zapytam. Na co to sposób?
— Na fascynujące samobójstwo — odparł i poczuł, jak wielki głaz spada z jego serca.”
Ostatnie opowiadanie bardzo znamienne i ciekawie domyka zbiorek. Jeśli macie pół godziny czasu to myślę, że warto, bo ebook jest dostępny do pobrania na stronie wydawcy. Autor ma potencjał do napisania czegoś dłuższego i bardziej treściwego i na coś takiego sobie poczekam :)
https://angeliconpoint.blogspot.com/
„Liczenie czarnych owiec” to zbiór opowiadań z pogranicza grozy i horroru, autorstwa Krzysztofa Grota. Z tym krótkim ebookiem, liczącym zaledwie 29 stron zapoznałam się za sprawą autora, który poprosił o trochę czasu i szczerą recenzję. Osobiście uważam, że warto pomagać osobom zaczynającym na rynku książki w odnalezieniu własnego głosu, więc z takim przesłaniem dostarczam...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-05-03
Autora nie znałam, ale wielu znajomych z LC pozytywnie się na jego temat wypowiadało, więc i ja postanowiłam sięgnąć po „Samotność”.
„Siedziałem więc i wciąż mieliłem to nic w głowie, przyglądałem mu się z każdej strony.”
Początek wydaje się mocno filozoficzną rozprawą o samotności jako zewnętrznym bycie, który może człowieka dogonić, a potem robi się mrocznie, niebezpiecznie i krwawo. Nie chcę zbyt wiele zdradzać, ale jeśli lubicie klimatyczne scenerie grozy to myślę, że „Samotność” może pozytywnie was zaskoczyć. Warto poświęcić chwilę na to dość krótkie opowiadanie. Polecam :)
https://angeliconpoint.blogspot.com/
Autora nie znałam, ale wielu znajomych z LC pozytywnie się na jego temat wypowiadało, więc i ja postanowiłam sięgnąć po „Samotność”.
„Siedziałem więc i wciąż mieliłem to nic w głowie, przyglądałem mu się z każdej strony.”
Początek wydaje się mocno filozoficzną rozprawą o samotności jako zewnętrznym bycie, który może człowieka dogonić, a potem robi się mrocznie,...
2017-09-03
Napisanie zwięzłej opinii o tej książce poczytuję za niesamowity wyczyn, ponieważ po zakończonej lekturze, najzwyczajniej zabrakło mi słów. Opis książki zupełnie nie wskazuje na fakt, że większość nudnej do bólu "akcji", odbędzie się w obrębie jednego mieszkania.
Książka zaklasyfikowana jako "horror" nie przestraszyła mnie kompletnie, natomiast skrzętnie próbowała udawać fantastykę, obyczajówkę czy thriller, poprzez kompletny miszmasz sytuacyjny (opowiadany w pierwszej osobie - o zgrozo :/).
Główny bohater jest tak miałki, postępuje tak głupio i niekonsekwentnie, że nie sposób go polubić. Kolejnym poważnym zarzutem są - zbyt rozległe opisy powtarzających się sytuacji, natomiast kiedy wydaje nam się, że otrzymamy coś ciekawego, dostajemy urywane dialogi i zerowe wyjaśnienie zwrotów akcji (totalnie nieprawdopodobnych w mojej opinii).
Zdecydowanie nie polecam, w tym czasie można przeczytać coś o wiele lepszego.
https://angeliconpoint.blogspot.com/
Napisanie zwięzłej opinii o tej książce poczytuję za niesamowity wyczyn, ponieważ po zakończonej lekturze, najzwyczajniej zabrakło mi słów. Opis książki zupełnie nie wskazuje na fakt, że większość nudnej do bólu "akcji", odbędzie się w obrębie jednego mieszkania.
Książka zaklasyfikowana jako "horror" nie przestraszyła mnie kompletnie, natomiast skrzętnie próbowała udawać...
2018-11-19
Po przeczytaniu książki K. C. Hiddenstorm o malowniczym tytule „Krwawy księżyc”, czuję się bardzo rozdarta i w zasadzie do końca nie wiem czy twór, który z założenia miał być horrorem, podobał mi się w takim stopniu, w jakim powinien?
Powieść zaczyna się od przeprowadzki małżeństwa pisarzy do Nowego Jorku. Thomas otrzymuje intratną propozycję napisania serii kryminałów, co wywołuje pewien niepokój w jego żonie. Sprawy komplikują się, kiedy miasto zalewa fala mordów inspirowanych wydarzeniami z fikcyjnej powieści.
Opis wydawnictwa jest bardzo oszczędny więc szczerze mówiąc liczyłam bardziej na wątek psychologiczny, osaczenie przez męża, który idzie dalej w swoich urojeniach i naśladuje bohatera, którego opisał, a żona podejrzewając straszną prawdę, sama wpada w spiralę zbrodni i przemocy. Muszę jednak uprzedzić wszystkich, którzy są chętni do czytania tej książki, że w ogóle nie o to chodzi. Nawet jeśli z początku, narrator przedstawia naszych bohaterów jako postaci ze skłonnościami do urojeń (chociażby poprzez niepokojące sny, mieszające się z jawą), to z czasem widzimy, że bardzo dużą rolę zaczynają odgrywać wątki paranormalne. I niestety nie są to tego typu wątki paranormalne, które mogłyby mnie przestraszyć. Z początku umyśliłam sobie w głowie inne ‘rozwiązanie’ i mimo, że wyjaśnienie autorki niby jakoś się broni, to nie wiem czy mogłoby to kogoś na serio wystraszyć. Jedynie sceny gwałtowności męża i jego przemyślenia uzasadniające przemoc, podobały mi się, bo były nieco ‘twisted’. Książkę czyta się szybko i jest dosyć dynamiczna, a jako, że nie jest to zbyt długa lektura, więc akcja gna do przodu w zastraszającym tempie. Mogę polecić chyba osobom, które lubią wątki paranormalne z fantazyjnym (a wręcz fantastycznym) zabarwieniem, bo prosty thriller psychologiczny to zdecydowanie nie jest.
https://angeliconpoint.blogspot.com/
Po przeczytaniu książki K. C. Hiddenstorm o malowniczym tytule „Krwawy księżyc”, czuję się bardzo rozdarta i w zasadzie do końca nie wiem czy twór, który z założenia miał być horrorem, podobał mi się w takim stopniu, w jakim powinien?
Powieść zaczyna się od przeprowadzki małżeństwa pisarzy do Nowego Jorku. Thomas otrzymuje intratną propozycję napisania serii kryminałów, co...
2019-02-24
Horror to z ręką na sercu mój ulubiony gatunek filmowy, jednak po obejrzeniu ponad stu iteracji, zaczynam czasem psioczyć, że ‘jump scary’, że przewidywalne, że znowu ktoś na koniec musi przeżyć. Z książkami grozy niestety mam bardzo podobnie. Strasznie się ich czepiam, bo zauważyłam, że autorzy w większości stawiają na dziwne wątki paranormalne, a w słowie pisanym mimo wszystko trudniej zbudować napięcie i grozę. Przecież żaden klaun, obdarzony przez naturę nadmiernym uzębieniem, nie wyskoczy na nas z ciemnego kąta pokoju, bo przeczytaliśmy jakieś niepokojące zdanie.
„Wirus” Grahama Mastertona opowiada tajemniczą historię rozgrywającą się w londyńskim Tooting. Detektyw Pardoe wraz z Dzamilą Patel, próbują rozwiązać zagadkę serii zbrodni, popełnionych przez bardzo różne osoby. Okazuje się, że części garderoby pochodzące z drugiej ręki, mają duży wpływ na zagadkę.
Co mogę powiedzieć na temat fabuły. Rozdziały często ułożone były tak, aby przedstawiać postępy w śledztwie, następnie przeskakując ku kolejnej osobie, popełniającej zbrodnie. No i tu znalazła się pierwsza rzecz, która mnie zniechęciła, bo można pewien schemat przedstawić raz, drugi, a nawet i trzeci, ale kiedy po raz czwarty, autor opisuje podobne zdarzenie, które wiem jak się zakończy, zaczyna to być po prostu nudne. Zbiegów okoliczności, w których przestępcy zostają złapani jest co nie miara. No bo przecież na co dzień policja trafia na zwłoki, a w gratisie z miejsca dostaje mordercę. Ale od czego mamy dociekliwych sąsiadów i przyjaciółki ofiar, które widzą i wiedzą o wszystkim? Ogólnie nawet para detektywów jest taka nijaka i nieprzebojowa.
„Lepiej zaryzykować poniżenie, niż tłumić w sobie uczucia. Któregoś dnia można bowiem nie znaleźć już nikogo, kto chciałby o nich posłuchać.”
Kiedy zdarzenia eskalują i wymykają się spod kontroli, być może powinno być straszniej, ja jednak uważam, że było raczej śmiesznie i dziwnie. Zakończenie, takie dosłownie z ostatniej strony, sprawiło, że dodałam jedną gwiazdkę. Jeżeli nastawiacie się na jakąś grozę, to ostrzegam że możecie się mocno rozczarować. Dużo krwi i trupów, nie świadczy wcale o dobrym horrorze. Miałam spore oczekiwania, ale ze smutkiem muszę przyznać, że nie polecam :(
https://angeliconpoint.blogspot.com/
Horror to z ręką na sercu mój ulubiony gatunek filmowy, jednak po obejrzeniu ponad stu iteracji, zaczynam czasem psioczyć, że ‘jump scary’, że przewidywalne, że znowu ktoś na koniec musi przeżyć. Z książkami grozy niestety mam bardzo podobnie. Strasznie się ich czepiam, bo zauważyłam, że autorzy w większości stawiają na dziwne wątki paranormalne, a w słowie pisanym mimo...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-07-14
Nie powiem za dużo, jeśli określę tą książkę rzadko przyznawanym słowem WOW!
Wyobraźcie sobie sytuację, w której mamy geniusza przemysłu farmaceutycznego, który wraz z grupą terrorystów wymyślił plan stworzenia przerażającego wirusa, który zamieniałby ludzi w krwiożercze, agresywne bestie i rozprzestrzeniał się w kilka minut, siejąc spustoszenie. Wszystko fajnie, bo miliardy dolarów można na tym zarobić, ale gorzej, że każdy gracz w tej stawce, wydaje się mieć zupełnie inne plany. I tu wchodzi tajemnicza organizacja WDN, która rekrutuje Joe Ledgera, bardzo dobrego policjanta, który idealnie reaguje w sytuacjach stresowych i miał pośrednie powiązanie ze sprawą. Dalej to już ataki, strzelaniny i zgroza, a trup ściele się gęsto.
Akcja mknie nieprzerwanie i zarówno od strony rządu, jak i terrorystycznych ekstremistów, wiele się dzieje. Narracja czasem jest prowadzona w pierwszej osobie czasu przeszlego, z punktu widzenia Joe, a czasem przez bezstronnego narratora. Byłam pod wrażeniem przygotowania autora i muszę przyznać, że książka ma ciekawe biotechnologiczne smaczki, które dodają pieprzu opowieści. Bohaterowie są wyraźnie zarysowani i mają silne charaktery, naprawdę można ich polubić. Jako fanka zombie, nie mogę powiedzieć, że książka jest bardzo przerażająca, ale ma swoje momenty. Powiedziałabym raczej, że na pierwszym miejscu jest akcja i suspens z elementami thrillera. Serdecznie polecam :)
https://angeliconpoint.blogspot.com/
Nie powiem za dużo, jeśli określę tą książkę rzadko przyznawanym słowem WOW!
Wyobraźcie sobie sytuację, w której mamy geniusza przemysłu farmaceutycznego, który wraz z grupą terrorystów wymyślił plan stworzenia przerażającego wirusa, który zamieniałby ludzi w krwiożercze, agresywne bestie i rozprzestrzeniał się w kilka minut, siejąc spustoszenie. Wszystko fajnie, bo...
Powoli rozwijająca się historia dwóch kobiet, będących w długoletnim małżeństwie. Mira oczekuje powrotu Leah z eksploatacji dna oceanu, która miała trwać trzy tygodnie, ale przedłużyła się aż do prawie sześciu miesięcy. Kiedy kobieta wraca, zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Mira patrzy z odrealnieniem w stronę małżonki, która ciągle pije słoną wodę, krwawi z nosa i dziąseł, przebywa w wannie kilkanaście godzin dziennie, a jej skóra przechodzi dziwną transformację.
Generalnie książka jest napisana spokojnie, powoli zaczynamy dowiadywać się co zadziało się na dnie oceanu i dlaczego Leah powoli przestaje być sobą. Otrzymujemy skrawki relacji z sześciomiesięcznego okresu ciemności i beznadziei, a z drugiej stony mamy Mirę, która czuje się odsunięta od sytuacji, zaniepokojona i nie poznaje zachowania żony. Dreszczyk i bardzo dobrze przedstawiony niepokój. Polecam :)
https://www.youtube.com/@angelic_on_point
Powoli rozwijająca się historia dwóch kobiet, będących w długoletnim małżeństwie. Mira oczekuje powrotu Leah z eksploatacji dna oceanu, która miała trwać trzy tygodnie, ale przedłużyła się aż do prawie sześciu miesięcy. Kiedy kobieta wraca, zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Mira patrzy z odrealnieniem w stronę małżonki, która ciągle pije słoną wodę, krwawi z nosa i...
więcej Pokaż mimo to