rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Bardzo dawno nie napisałam opinii o książce na tym portalu, raczej służy mi do "odhaczania" kolejnych przeczytanych pozycji, więc skoro poczułam potrzebę podzielenia się swoimi przemyśleniami to chyba znaczy, że ta książka dotknęła w moim mózgu tego czegoś, tego obszaru który łaknie przysłowiowych chleba i igrzysk, tej najbardziej pierwotnej części mnie która pozostaje w ukryciu.
Ta część to, poprawcie mnie jeśli się mylę, część mózgu u człowieka nazywana "gadzią".

Nie mniej jednak mój komentarz nie powinien być lekcją anatomii czy fizjologii. Widać ile gwiazdek dałam tej książce, więc powinien być dla niej niejako hołdem, podziękowaniem za możliwość odkrycia czegoś, czego nie do końca byłam świadoma. I nie, nie zamierzam rozsmakowywać się w ludzkim mięsie, spokojnie - szczerze mówiąc, ostatnimi czasy ograniczyłam spożywanie mięsa. Diametralnie zmieniło się natomiast moje spojrzenie na jedzenie jako na czynność którą wykonujemy codziennie bez większego zastanowienia - w pracy jemy w pośpiechu, rano jemy w pośpiechu, wieczorem jemy przy serialu czy innym rozpraszaczu, więc nie mamy okazji skupić się na tym, czym tak naprawdę jest jedzenie. Czytając "Ten głód" przekonałam się, że jedzenie jest czynnością absolutnie erotyczną - nie chodzi o sam fakt gryzienia czy lizania, ale o to, że tak naprawdę my i jedzenie stajemy się jednością, podobnie jak w trakcie stosunku. Jedzenie jest aktem miłości nas do nas.

Barwne opisy zbrodni są wyjątkowo.. piękne. Wiem jak surrealistycznie to brzmi, ale autorka ma rzadko spotykaną zdolność do pisania o anatomiczno-zbrodniczych szczegółach tak, jakby to było coś najpiękniejszego na świecie. Jakby to był wspaniały obraz, zasługujący na nic innego niż podziw. Wszystko to, co zrobiła Dorothy, odmalowało się wyraźnie przed moimi oczami. Jednocześnie miałam wrażenie, że trochę mną pogrywa, bo chce żebym ją zrozumiała i odpuściła jej winy, bo to wszystko zrobiła z miłości. Mimo wszystko, moja droga Dorothy, wiemy kim jesteś - psychopatką, a psychopaci są bardzo dobrzy w manipulowaniu swoim otoczeniem. Nie jestem pewna czy ich kochałaś, czy chodziło o miłość do siebie samej i po prostu... byłaś głodna.

Bardzo dawno nie napisałam opinii o książce na tym portalu, raczej służy mi do "odhaczania" kolejnych przeczytanych pozycji, więc skoro poczułam potrzebę podzielenia się swoimi przemyśleniami to chyba znaczy, że ta książka dotknęła w moim mózgu tego czegoś, tego obszaru który łaknie przysłowiowych chleba i igrzysk, tej najbardziej pierwotnej części mnie która pozostaje w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trochę nie wiem co mam myśleć o tej książce. Z jednej strony porusza ważny temat jakim jest przemoc domowa, polubiłam Bena i jego przyjaciół, z drugiej - nie uważam Belli za specjalnie sprytną osobę, denerwowała mnie i to nawet nie z powodu swojej "zemsty", ale po prostu przez cały swój charakter. Była straszną hipokrytką i wiem, że pewnie o to chodziło, ale nic na to nie poradzę. Tego rodzaju niespójności charakteru mnie denerwują :D

Generalnie może być. Zakończenie mocno hollywoodzkie, ale trochę na takie właśnie czekałam po tym kopaniu się z Bellą :'D

Trochę nie wiem co mam myśleć o tej książce. Z jednej strony porusza ważny temat jakim jest przemoc domowa, polubiłam Bena i jego przyjaciół, z drugiej - nie uważam Belli za specjalnie sprytną osobę, denerwowała mnie i to nawet nie z powodu swojej "zemsty", ale po prostu przez cały swój charakter. Była straszną hipokrytką i wiem, że pewnie o to chodziło, ale nic na to nie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Może i akcja trochę zagmatwana, ale z pewnością trzymająca w napięciu i poruszająca interesujący temat. Koniec? Satysfakcjonujący.. :)

Może i akcja trochę zagmatwana, ale z pewnością trzymająca w napięciu i poruszająca interesujący temat. Koniec? Satysfakcjonujący.. :)

Pokaż mimo to


Na półkach:

Miałam problem z oceną tej książki. Chciałam, żeby była świetna, żeby styl pisania był porywający i żebym mogła zgrzytać zębami i obgryzać paznokcie z emocji, ale niestety - chciałam chyba za bardzo.
To znaczy, to nie jest zła książka; sam pomysł bardzo mi się podobał, z początku trochę denerwowało mnie istnienie tysiąca różnych wątków, ale tu muszę oddać honor, bo wszystko ładnie splotło się w całość. Pod takim ogólnym względem było fajnie, było ciekawie i intrygująco, ale..
ALE!
Wiem, że styl pisania jest trochę jak nasze cztery litery i każdy ma swój. I że jednemu podchodzi coś bardziej, a drugiemu to samo mniej. Należę do tej drugiej grupy, i przykro mi, ale kiedy zespolę ze sobą świetny pomysł i ten naprawdę dziwny styl (bo nie wiem jak go nazwać) to wychodzi mi ocena raczej średnia. Nie mam pojęcia jak to się stało, ale w tej książce wyjątkowo przeszkadzała mi interpunkcja - nagromadzenie wielokropków zamiast dodawać dramatyzmu, powodowało przewracanie oczami.
Niestety, nie obyło się bez koszmarnego babola merytorycznego - halo, botoks nie jest wypełniaczem który wstrzykuje się w usta! Nie da się niczego wypełnić toksyną botulinową, ona blokuje przechodzenie impulsów nerwowych przez co nie dochodzi do powstawania zmarszczek (tak w dużym uproszczeniu). Myślę, że w momencie kiedy autor jest z wykształcenia farmaceutą, warto zwracać uwagę na takie rzeczy.
Nie mniej jednak, mam zamiar zapoznać się z pozostałą twórczością autora i przekonać się, czy pozostałe książki bardziej mi się spodobają.

Miałam problem z oceną tej książki. Chciałam, żeby była świetna, żeby styl pisania był porywający i żebym mogła zgrzytać zębami i obgryzać paznokcie z emocji, ale niestety - chciałam chyba za bardzo.
To znaczy, to nie jest zła książka; sam pomysł bardzo mi się podobał, z początku trochę denerwowało mnie istnienie tysiąca różnych wątków, ale tu muszę oddać honor, bo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Proszę państwa, proszę pomyśleć, że każde z Was jest terrorystą. Chcecie sparaliżować świat najszybciej jak się da. Jak państwo to osiągną?"
Takie pytanie zostało zadane mojej grupie podczas zajęć online z ochrony informacji niejawnych i danych osobowych. Padło kilka odpowiedzi, ale żadna nie usatysfakcjonowała prowadzącego, któremu chodziło dokładnie o to samo, o co autorowi Blackout - pozbawienie ludzkości prądu.
Bo tak naprawdę elektryczność zapanowała nad prawie wszystkimi aspektami naszego życia i bez niej nie jesteśmy w stanie przetrwać. Siedzę sobie w pokoju przy biurku, i piszę tę opinię z laptopa. Kiedy się nudzę, sięgam po smartfona i scrolluję insta czy innego fejsa. Kiedy robi się ciemno, włączam światło. Kiedy robię się głodna, idę do lodówki i rzeczy wymagające obróbki termicznej podgrzewam na kuchence (a mam indukcyjną, żaden tam gaz!) bądź w piekarniku. Wieczorami lubię obejrzeć sobie film czy serial, albo poczytać - przeważnie sięgam po papier, ale czasem po ebooka. Tak naprawdę gdzie się nie rozejrzę, wszystko działa na PRĄD. I niby wcześniej o tym wiedziałam, bo trudno zignorować rolę elektryczności w XXI wieku, ale mimo wszystko Blackout uświadomił mi wiele rzeczy. Poza samym pomysłem bardzo podobało mi się przedstawienie sytuacji z różnych punktów widzenia - oprócz przeżyć głównego bohatera miałam okazję śledzić pracę sztabów kryzysowych w różnych krajach Europy, ekip elektrowni "zwykłych" oraz atomowych jak i "centrum dowodzenia" - bo tak zostało określone miejsce przebywania osób odpowiedzialnych za cały ten bajzel. To pozwala na spojrzenie na sytuację całościowo, z absolutnie wszystkich najbardziej istotnych punktów widzenia.
A teraz chyba nie pozostaje mi nic innego, jak wykopać bunkier, zgromadzić jedzenie i wodę i skombinować agregat prądotwórczy. Bo zapas książek na wypadek katastrofy już mam.

"Proszę państwa, proszę pomyśleć, że każde z Was jest terrorystą. Chcecie sparaliżować świat najszybciej jak się da. Jak państwo to osiągną?"
Takie pytanie zostało zadane mojej grupie podczas zajęć online z ochrony informacji niejawnych i danych osobowych. Padło kilka odpowiedzi, ale żadna nie usatysfakcjonowała prowadzącego, któremu chodziło dokładnie o to samo, o co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z himalaizmem mam tyle wspólnego, co przeciętny Polak - czyli praktycznie nic. A jednak to, co działo się dwa lata temu, mocno przykuwało moją uwagę i z zapartym tchem śledziłam wszystkie wydarzenia. Daleka byłam jednak od uważania, że to, co zrobili Tomek i Eli było idiotyzmem - ale taki chyba nasz sport narodowy, że z poziomu siedzenia na kanapie oceniamy dosłownie wszystko tak, jakbyśmy byli ekspertami, bo właśnie to działo się na wielu portalach internetowych. Wiadro pomyj, które wylało się na dwójkę wspinaczy było okrutne. Dla Eli, która zmagała się z nim kiedy tylko wydostała się z piekła i doszła do siebie, oraz dla rodziny Tomka Mackiewicza, która przecież wspierała pasję mężczyzny, będącego partnerem i ojcem.
Minęły dwa lata, a jednak zapłakałam nad tą książką, gdyż wróciły wszystkie wspomnienia z maniakalnego wręcz śledzenia tego, co się dzieje. Z nadziei, że jednak akcja ratunkowa umożliwi uratowanie zarówno Eli, jak i Tomka. Myślę, że wiele osób myślało podobnie - że może w jakiś magiczny sposób uda się ściągnąć Mackiewicza z wysokości, na której się znajdował.
Tę książkę odebrałam jako rozprawienie się z traumatycznym doświadczeniem, ale i okazją do wypowiedzenia się i opowiedzenia historii taką, jakiej doświadczyła sama Revol na Nandze. Po tym, jak wielu internautów sugerowało że zostawiła Mackiewicza specjalnie (!!!) na górze, że totalnie o nim nie myślała, musiała mieć przestrzeń do opowiedzenia swojej wersji wydarzeń, której część społeczeństwa nie chciała wcześniej słyszeć i przyjąć do wiadomości. Ta sama część społeczeństwa nie chciała również słuchać Adama Bieleckiego i Denisa Urubki - a przecież to wysokiej klasy wspinacze.
Z czystym sumieniem polecam.

Z himalaizmem mam tyle wspólnego, co przeciętny Polak - czyli praktycznie nic. A jednak to, co działo się dwa lata temu, mocno przykuwało moją uwagę i z zapartym tchem śledziłam wszystkie wydarzenia. Daleka byłam jednak od uważania, że to, co zrobili Tomek i Eli było idiotyzmem - ale taki chyba nasz sport narodowy, że z poziomu siedzenia na kanapie oceniamy dosłownie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Behawiorysta" jest moją ulubioną książką Remigiusza Mroza, więc kiedy usłyszałam że ma się pojawić kontynuacja, miałam mieszane uczucia. Zwyczajnie bałam się, że jak w wielu przypadkach powieści, które miały być zamknięte, druga część będzie słaba i będę żałować, że ją przeczytałam. Teraz jednak z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jestem zadowolona - prawdopodobnie także ze względu na samo Opole, gdyż oczami wyobraźni widziałam wszystkie miejsca w których był Gerard i Gocha, doskonale wiem w którym barze się stołował w latach osiemdziesiątych. Niby nic takiego, ale jak się pochodzi z miasta w którym rzadko umieszcza się akcje książek, to się docenia takie rzeczy ;)

Co do samego Magika - przyznam, że w pewnym momencie myślałam, że to Emil. Prawdopodobnie dlatego, że kiedy okazało się że jego dziewczyna jest w to zamieszana i była mowa o jeszcze dwóch mężczyznach z czego jednego nie można było zidentyfikować, mój umysł naturalnie podsunął rozwiązanie że Anna wciągnęła w to wszystko Emila.

Zagadka w posłowiu też ciekawa, przyznam, że na początku miałam takie "Pols.. Eeee co, coś mi tu nie gra", więc uznaję że w połowie odpowiedziałam jak na fankę kryminałów przystało, a w połowie odpowiedziałam poprawnie :D

"Behawiorysta" jest moją ulubioną książką Remigiusza Mroza, więc kiedy usłyszałam że ma się pojawić kontynuacja, miałam mieszane uczucia. Zwyczajnie bałam się, że jak w wielu przypadkach powieści, które miały być zamknięte, druga część będzie słaba i będę żałować, że ją przeczytałam. Teraz jednak z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jestem zadowolona - prawdopodobnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po lekturze wcześniejszych książek pana Żulczyka mniej więcej wiedziałam, czego się spodziewać. Wiedziałam, a mimo to zostałam oględnie mówiąc zmasakrowana treścią "Czarnego słońca". Na tyle okładki można przeczytać, że książka jest antypolska - według mnie ona jest antyludzka. Akcja dzieje się w Polsce, bohaterowie są Polakami, ale tak naprawdę sam pomysł można by przekuć na realia innych krajów i tak mnożyć do momentu, aż państwa na świecie nam się skończą. Polska opisana w tej książce nie jest miejscem, w którym chciałabym żyć - jest obrzydliwa, zindoktrynowana, a na dodatek spływająca krwią. To, jak zachowuje się nasz główny bohater, Gruz, w stosunku do innych ludzi, jest dla mnie czymś niewyobrażalnym.
I drobna iskierka światła na ostatniej stronie nie była w stanie rozświetlić mroku, który spowijał całą resztę.

Po lekturze wcześniejszych książek pana Żulczyka mniej więcej wiedziałam, czego się spodziewać. Wiedziałam, a mimo to zostałam oględnie mówiąc zmasakrowana treścią "Czarnego słońca". Na tyle okładki można przeczytać, że książka jest antypolska - według mnie ona jest antyludzka. Akcja dzieje się w Polsce, bohaterowie są Polakami, ale tak naprawdę sam pomysł można by przekuć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dark net oraz ogólnie deep web zafascynował mnie lata temu, kiedy całkiem niechcący trafiłam na jakieś źródło, które stwierdziło, że bodajże George W. Bush użył sformułowania "internety" (internets) niekoniecznie na skutek pomyłki. Ja, jak to ja - zaczęłam kopać.

Tak trafiłam na całą masę artykułów i forów o tematyce TORa, zaczytywałam się w teoriach jakoby poziomów internetu było 5/7/10/pierdyliard aż do osławionego Mariana's web, do którego wstęp ma zagwarantować moc obliczeniowa występująca jedynie w komputerach kwantowych, inne źródła z kolei twierdziły, że trzeba zdjąć powłokę systemową z windowsa i wtedy również dostęp do Mariana's web będzie ułatwiony - a na nim czekają najpilniej strzeżone tajemnice świata, począwszy od archiwum Watykańskiego, poprzez położenie Atlantydy a na UFO skończywszy.

Niestety albo i stety, sieć mariańska najprawdopodobniej pozostanie w marzeniach zapaleńców i fanów teorii spiskowych, do których muszę się przyznać, troszkę należę.

Wracając do tematu samej książki, jako osoba która niczym prawdziwy freak poszukiwała informacji o dark necie nie byłam zaskoczona większością wątków poruszanych przez autorkę. O silk road słyszałam już dawno, w jaki sposób wpadł założyciel Jedwabnego Szlaku - też wiedziałam. Zadziwiła mnie za to rola VJ, który okazał się prawdziwym "master of puppets" i pociągał za sznurki z tylnego fotela. Jeśli ktoś kiedyś pokusi się o film o tej postaci, z chęcią obejrzę (jeśli już jest, proszę o link ;D).
Przyznam, że nie znałam całego wątku z besa mafią, jednakże trochę przeraził mnie fakt, że osoba odpowiedzialna za tę farsę próbowała zrzucić winę na osoby chcące upublicznić wszystko. Trochę rozumiem autorkę, do której moralnie trafiały argumenty założyciela besa mafii. Mimo wszystko zmęczyłam się czytając ten rozdział, a konkretnie wymianę wiadomości z tym człowiekiem - rozumiem, że zachowanie błędów miało na celu przedstawienie czytelnikom z kim mają do czynienia, ale dla mnie to była droga przez mękę. Drogą przez mękę było też śledzenie poczynań chłopca, tak bardzo chcącego stać się "prawdziwym gangsterem" - jak długo można dać się tak wodzić za nos?!
Trzeci rozdział był najtrudniejszy ze względu na swoją tematykę. Myślę, że jeśli ktoś z ciekawości sięgnął bądź sięgnie po tę książkę niewiele wiedząc o darknecie, albo znając jedynie sprawę Silk Road i to dość mętnie, ten temat może mu obrzydnąć na resztę życia. Całą książkę oceniam jako całkiem dobry reportaż kryminalny, gdyż wszystkie te historie mogłyby się stać niezłą podstawą do stworzenia powieści sensacyjnej.

Wracając jeszcze na chwilę do samego darknetu - spora część osób, niezdrowo podniecająca się tym co teoretycznie może tam znaleźć, zapomina że sama sieć została stworzona do bezpiecznej komunikacji rządu. Korzystają z niej również obywatele państw totalitarnych, gdyż w tych krajach inwigilacja praktycznie uniemożliwia im swobodne przeglądanie sieci. Zapominają oni również o wszystkich obrzydliwych stronach które wcale nie chowały się w darknecie - portale typu rotten były obecne w sieci zindeksowanej, czyli dostępnej dla każdego przeciętnego internauty.

Nah, jak zwykle się rozpisałam, w większości wcale nie na temat książki, ale tak już mam, wybaczcie :D

Dark net oraz ogólnie deep web zafascynował mnie lata temu, kiedy całkiem niechcący trafiłam na jakieś źródło, które stwierdziło, że bodajże George W. Bush użył sformułowania "internety" (internets) niekoniecznie na skutek pomyłki. Ja, jak to ja - zaczęłam kopać.

Tak trafiłam na całą masę artykułów i forów o tematyce TORa, zaczytywałam się w teoriach jakoby poziomów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kiedy kończę czytać jakąś książkę, wchodzę na ten portal żeby odznaczyć ją jako "przeczytane" i pojawia się konieczność przyznania danej ilości gwiazdek zastanawiam się, czy w przypadku takich książek jak "Kobiety z bloku 10" zasadne jest jakiekolwiek ocenianie w dziesięciostopniowej skali. Kim ja, zwykła młoda kobieta, urodzona na początku lat 90, rzeczywistość obozową znająca jedynie z - w mniejszej części - lekcji historii lub z - w większej części - książek i filmów dokumentalnych, jestem by w jakiś sposób oceniać tę książkę? Z punktu widzenia kogo powinnam to zrobić?

Nie jestem w stanie odnieść się do faktów historycznych, gdyż nie przeżyłam piekła obozu koncentracyjnego.
Nie jestem w stanie wyobrazić sobie strachu, w jakim żyły kobiety których losy przedstawia autor.
Nie jestem w stanie znaleźć słów na określenie osób, które wymyśliły, nadzorowały i przeprowadzały eksperymenty, a takie jak "potwór" wydają mi się niedopowiedzeniem. Jak dla mnie "potwory" są kimś/czymś nadnaturalnym, co nie należy do naszego świata; wynaturzeniem, które ma ostre zęby i długie pazury, ale pozostaje w strefie wyobraźni naszej, autorów książek i twórców filmów. Te osoby nie są "potworami" - należały do naszego świata, były jego częścią, a to pokazuje, że to właśnie ludzi należy się bać.

Po lekturze tej książki, tak jak po wielu dotykających podobnej tematyki, czuję swoisty dysonans. Z jednej strony eksperymenty na ludziach, wbrew ich woli, są czymś okropnym i w życiu nie chciałabym być ich ofiarą. Z drugiej - to właśnie podczas wojen nauka najbardziej gna do przodu, gdyby nie prowadzone w szybkim tempie badania z zakresu medycyny, balistyki i innych dziedzin nauk, wielu rzeczy być może do dzisiaj byśmy się nie dowiedzieli. Mam jednak nadzieję, że nie jestem w tym uczuciu osamotniona.

Kiedy kończę czytać jakąś książkę, wchodzę na ten portal żeby odznaczyć ją jako "przeczytane" i pojawia się konieczność przyznania danej ilości gwiazdek zastanawiam się, czy w przypadku takich książek jak "Kobiety z bloku 10" zasadne jest jakiekolwiek ocenianie w dziesięciostopniowej skali. Kim ja, zwykła młoda kobieta, urodzona na początku lat 90, rzeczywistość obozową...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Okej, to jest trzecia książka tej autorki po którą sięgnęłam, więc chyba wypada w końcu coś napisać.

Pierwszą informacją niech będzie, że przeczytałam je jedna po drugiej.
Drugą, że apetyt rósł w miarę jedzenia.

Cieszę się, że zaczęłam od "Bad Mommy" która w sumie najmniej przypadła mi do gustu - bo później było już tylko lepiej, chociaż i trudniej.

Tarryn Fisher okrzyknęłam mistrzynią "emocjonalnego rzygu". Bo tak się właśnie czułam podczas czytania jej książek - jakby ktoś na mnie wylał całe wiadro pomyj złożonych z ludzkich emocji i przeżyć, i to tych negatywnych. Po skończeniu czytania, zwłaszcza "Ciemnej strony" i "Margo", czułam się zmęczona. Po prostu zmęczona. Zmęczona w ten sposób, w jaki może być zmęczony ktoś, kto całe dnie doświadcza najmroczniejszych zakamarków ludzkiej natury. "Margo" jest lekturą fascynującą, wciągającą, i przez to niebezpieczną. Ani się obejrzałam, a wsiąknęłam w tonący w beznadziei świat głównej bohaterki - ponure miasteczko Bone, jej rodzinny dom nazywany "pożeraczem", despotyczna matka i cała reszta mieszkańców ulicy którzy mają swoje brudne sekrety tworzą cały klimat tej książki.

Nie wiem dlaczego, ale zakończenie aż się prosi o kontynuację.

Okej, to jest trzecia książka tej autorki po którą sięgnęłam, więc chyba wypada w końcu coś napisać.

Pierwszą informacją niech będzie, że przeczytałam je jedna po drugiej.
Drugą, że apetyt rósł w miarę jedzenia.

Cieszę się, że zaczęłam od "Bad Mommy" która w sumie najmniej przypadła mi do gustu - bo później było już tylko lepiej, chociaż i trudniej.

Tarryn Fisher...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Już w trakcie czytania tej książki naszła mnie refleksja, że pod pewnymi względami przypomina mi 1984 Orwella - jest antyutopijna, główna bohaterka i kobiety będące w tej samej sytuacji jest praktycznie pod stałą obserwacją, nie ma dostępu do mnogości literatury i muzyki, w ogóle sztuki szeroko pojętej, w sumie o jakimkolwiek czytaniu nie ma mowy i praktycznie wszystkie napisy zostały zastąpione obrazkami. Mamy tu więc do czynienia ze stopniowym ogłupianiem tej grupy kobiet, chęcią zrobienia z nich żywych inkubatorów, a kiedy się nie sprawdzą - cóż, stają się "niekobietami". Główna bohaterka natomiast skojarzyła mi się trochę ze starszą panią z filmu "Seksmisja", która to jako jedyna z nielicznych pamiętała czasy z przed wybuchu bomby M. Fredzie niezwykle ciężko było wyzbyć się wspomnień o mężu i córce, bo miała porównanie. Jak to powiedziała bodajże Ciotka Lidia - następnym pokoleniom będzie łatwiej, bo nie będą pamiętać.

Temat dość trudny. Mamy tu do czynienia również z innymi kobietami, nie tylko Podręcznymi - część kobiet wylądowała w Koloniach, a część w lokalu który można śmiało nazwać burdelem. Można postawić się na miejscu każdej ze wspomnianych bohaterek i zastanowić się, czy wolałybyśmy być posłuszne i żyć, czy ryzykować życie za wolność.

Już w trakcie czytania tej książki naszła mnie refleksja, że pod pewnymi względami przypomina mi 1984 Orwella - jest antyutopijna, główna bohaterka i kobiety będące w tej samej sytuacji jest praktycznie pod stałą obserwacją, nie ma dostępu do mnogości literatury i muzyki, w ogóle sztuki szeroko pojętej, w sumie o jakimkolwiek czytaniu nie ma mowy i praktycznie wszystkie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Te cztery gwiazdki są wyłącznie za pomysł na książkę; i nie jest to zbyt obiektywne, bo jak wiadomo, jednemu fabuła leży bardziej drugiemu mniej. Lecz nawet jako fanka wszelkiej maści teorii spiskowych, zwłaszcza dotyczących instytucji kościoła i nazistów, poczułam pewne przeładowanie informacjami zawartymi w tej, bądź co bądź, niezbyt grubej książce.

Nie pamiętam kiedy ostatnio główna bohaterka irytowała mnie tak bardzo jak Zoja Pietrowna. Jej nie raz histeryczne wręcz podejście do danej sytuacji przyprawiało mnie niemal o ból głowy; aczkolwiek może do nie do końca wina samej postaci, a raczej sposób w jaki autorka książki prowadziła jej wypowiedzi, zakańczane wykrzyknikami (tak, w liczbie mnogiej) albo wielokropkami, których nagromadzenie przywodziło mi na myśl średniej klasy opowiadania na blogach, które były bardzo modne kilka lat temu. I taka moim zdaniem jest ta książka - średnia. Nie ma tu praktycznie żadnej postaci z którą mogłabym się jakkolwiek utożsamić, może jedynie babka Zoi (bo taka jest poprawna odmiana tego imienia, a nie "Zoji" jak to czasem było w książce - niestety, jako posiadaczka imienia Maja doświadczyłam wielokrotnie złego zapisu nawet ze strony nauczycieli) zasługuje na dłuższe pochylenie się nad jej postacią.

Na plus jest pomysł na książkę i okładka. I chyba moment wspomnień było nazisty. Na minus jak dla mnie bezbarwne postacie albo wręcz irytująca Zoja (czasami jest tak, że jakaś postać nas denerwuje ale mimo wszystko potrafimy ją "przełknąć" i zrozumieć, ja Zoi nie potrafię), dość sporo literówek, nie raz fatalnie poprowadzone dialogi i brak spójności w akcji (w jednej ze scen opis sytuacji wskazywał na to, że Zoja siedzi w samochodzie, a za chwilę już nie, a ten przeskok był dość kluczowy dla odbioru sceny).

Zastanawiam się czy czytać kolejną część - czy treść sama w sobie jest tego warta, czy może znowu Zoja zdenerwuje mnie do tego stopnia że będę chciała rzucić książką w kąt?

Te cztery gwiazdki są wyłącznie za pomysł na książkę; i nie jest to zbyt obiektywne, bo jak wiadomo, jednemu fabuła leży bardziej drugiemu mniej. Lecz nawet jako fanka wszelkiej maści teorii spiskowych, zwłaszcza dotyczących instytucji kościoła i nazistów, poczułam pewne przeładowanie informacjami zawartymi w tej, bądź co bądź, niezbyt grubej książce.

Nie pamiętam kiedy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ta książka była... Mocna. Nie ze względu na wymyślną fabułę czy zwroty akcji. Jej moc wynika z tematu samego w sobie, o którym niby wszyscy wiedzą że jest, ale praktycznie równie wszyscy spychają go na boczny tor.

Nie ma niewinnych. Osoby, które wiedzą a nie reagują, są praktycznie w równym stopniu winne co sprawca.

Wszyscy wiemy, że przemoc wobec kobiet jest zjawiskiem powszechnym. Mówią o tym statystyki, które Autor książki przywołał w posłowiu; ale tak naprawdę suche liczby, bez opowiedzianej historii, nie robią wrażenia. Dopiero w zestawieniu z wydarzeniami o których czytamy w "Nieodnalezionej" mogą poruszyć w czytelniku coś, co można różnie nazwać - empatia, współczucie, może nawet altruizm jeśli się okaże, że ofiara jest naszym bliskim. Czy historia jest prawdopodobna? Być może tak, być może nie. Może gdzieś, kiedyś była taka kobieta, która w swojej rozpaczy posunęła się do tego, do czego bohaterka książki. Nie chcę jej oceniać. Będąc w jej sytuacji mogłabym zachować się podobnie, albo na tysiąc różnych sposobów inaczej. Dlatego nie chcę oceniać realności wydarzeń, bo to tylko jeden ze skrajnych wariantów, do których może się uciec ofiara przemocy.

Sama książka jest dość "Mrozowa", że tak się wyrażę; trochę w stylu Chyłki, ale pozbawiona tego specyficznego humoru. Mimo to, intryga i tempo akcji są na poziomie właśnie przygód Joanny i Kordiana. Można się czepiać jakichś nie do końca wyjaśnionych wątków, ale osobiście nie jestem w stanie w zetknięciu się z opowieścią poruszającą problem przemocy domowej wytykać tu jakieś fabularne niedociągnięcia.

Niedawno czytałam inną powieść poruszającą ten sam problem (za pewne większość czytelników wie, o jakiej mówię). Zakończenia trochę podobne, ale z goła inne. Te Mroza wywołało u mnie ten specyficzny objaw, gdzie wydaje nam się, że nie jesteśmy w stanie przełknąć śliny, bo coś właśnie urosło nam w gardle. I ledwo pozwala oddychać. Dla mnie to jest sygnał, że przepracowałam książkę jak należy, bo jeśli nie wyzwala ona żadnych emocji, to po co tracić na nią czas?

Jeszcze na moment wrócę do posłowia. Pozwolę sobie zacytować najbardziej istotne według mnie dwa zdania, które Autor tam zamieścił: "Uprzedmiotowanie kobiet, choćby przez mówienie o "fajnej dupie" czy infantylne ocenianie w skali od jeden do dziesięć, sieje ziarno lekceważenia w psychice młodych ludzi. A pogarda, która z tego wyrasta, jest trudna do wyplenienia". Jest to cholernie ważnie. Cholernie. Choćby z punktu widzenia społeczeństwa, które Remigiusz Mróz scharakteryzował w tych dwóch zdaniach. Pracuję w miejscu, do którego przychodzi bardzo dużo młodzieży i z przykrością twierdzę, że mamy czym się martwić.

Ta książka była... Mocna. Nie ze względu na wymyślną fabułę czy zwroty akcji. Jej moc wynika z tematu samego w sobie, o którym niby wszyscy wiedzą że jest, ale praktycznie równie wszyscy spychają go na boczny tor.

Nie ma niewinnych. Osoby, które wiedzą a nie reagują, są praktycznie w równym stopniu winne co sprawca.

Wszyscy wiemy, że przemoc wobec kobiet jest zjawiskiem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po prostu w pewnym momencie zaczęłam płakać. I to razem z Chyłką. TAK. NIE. MOŻNA. Spośród wszystkich tomów które do tej pory wyszły ten zdenerwował mnie najbardziej, a przy każdym kolejnym myślałam, że bardziej się nie da.

Po prostu w pewnym momencie zaczęłam płakać. I to razem z Chyłką. TAK. NIE. MOŻNA. Spośród wszystkich tomów które do tej pory wyszły ten zdenerwował mnie najbardziej, a przy każdym kolejnym myślałam, że bardziej się nie da.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na wstępie może zaznaczę, że nie jestem osobą w żaden sposób religijną, a przynajmniej nie w sposób uznawany za powszechny. Religia interesuje mnie z zupełnie innego powodu - mianowicie jej wpływu na społeczeństwo. "Konklawe" cierpliwie czekało na swoją kolej po - jak zwykle - spontanicznym zakupie w jednej z sieci księgarni, w której to do tej pory jest promocja, że przy zakupie dwóch oznaczonych promocją książek za drugą zapłacimy 50% mniej. Chwyciłam ją trochę z ciekawości, a trochę z powodu przyciągającej wzrok czerwonej okładki.

Powiem jedno - książka ta idealnie pokazuje, że religii jest coraz bliżej do polityki. Bliżej, niż nam wszystkim się wydaje. Kandydaci na papieża agitowali między sobą niczym zawodowi politycy, co może trochę zniesmaczyć, ale jednocześnie w którymś momencie przestaje dziwić. Należy pamiętać, że główną bolączką jest wybór tego właściwego kandydata, który będzie prowadził Kościół ku chwale; jednak czym ta chwała jest? Okazuje się, że Kościół - podzielony na różne obozy - ma kompletnie różne zdanie na ten temat.
Istotnym wątkiem okazuje się również odkrycie malwersacji finansowych, co również budzi niesmak, ale jednocześnie.. Znowu nie dziwi!
Nie należy w tym wszystkim pominąć samego końca tej powieści, który odebrałam jako swojego rodzaju prztyczek w nos tej instytucji. Z ciekawością przeczytałabym dalsze losy nowego papieża :)

Na wstępie może zaznaczę, że nie jestem osobą w żaden sposób religijną, a przynajmniej nie w sposób uznawany za powszechny. Religia interesuje mnie z zupełnie innego powodu - mianowicie jej wpływu na społeczeństwo. "Konklawe" cierpliwie czekało na swoją kolej po - jak zwykle - spontanicznym zakupie w jednej z sieci księgarni, w której to do tej pory jest promocja, że przy...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Illuminae. Illuminae Folder_01 Amie Kaufman, Jay Kristoff
Ocena 8,2
Illuminae. Ill... Amie Kaufman, Jay K...

Na półkach: ,

Illuminae. Książka, której wydanie tak naprawdę zależało od polskich czytelników, którzy wbrew wszelkim zatrważającym statystykom spisali się na medal. Myślę, że zainteresowanie tą pozycją przeszło najśmielsze oczekiwania wydawców i chyba nas, czytelników, również.

I szczerze mówiąc, ta bańka ekscytacji i determinacji którą stworzono wokół książki spowodowała, że zaczęłam się martwić, czy nie będzie to przerost formy nad treścią. Na szczęście byłam w błędzie.

Już sama forma książki która odbiega od standardowej przyciąga wzrok i zachęca do zgłębiania powieści. Zapisy z czatów, tajne dokumenty, maile, stenogramy.. To wszystko spowodowało, że czytało się niezwykle szybko. Szybko i łakomie. Sam zamysł również zachęca - atak na Kerenzę, ucieczka statkami i tajemnicza choroba, która trawi coraz więcej ocalałych. Sporo refleksji ze strony AIDANa, co z kolei może budzić pewne obawy co do naszej przyszłości jako cywilizacji. Nie wiecie kim jest AIDAN? Sięgnijcie po Illuminae! :)

Wydanie cudowne. Twarda oprawa i naprawdę porządna obwoluta, co prawda nie są zgrane ze sobą w 100% przez co zdanie, które powinno widnieć w przezroczystej luce nie jest w niej poprawnie umieszczone. Jednak ten niewielki moim zdaniem mankament nie jest w stanie sprawić, bym pożałowała dołożenia swojej cegiełki do wydania tej książki.

Illuminae. Książka, której wydanie tak naprawdę zależało od polskich czytelników, którzy wbrew wszelkim zatrważającym statystykom spisali się na medal. Myślę, że zainteresowanie tą pozycją przeszło najśmielsze oczekiwania wydawców i chyba nas, czytelników, również.

I szczerze mówiąc, ta bańka ekscytacji i determinacji którą stworzono wokół książki spowodowała, że zaczęłam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie do końca wiem, jak powinnam zacząć pisać opinię o tej książce. Czuję swojego rodzaju dysonans, bo z jednej strony była dobra (genialny research, ciekawa tematyka), a z drugiej.. Może nie słaba, ale mam wrażenie, że nie jest to tematyka w której Autor czuje się w 100% dobrze. Chyba ja sama wolę przygody Chyłki oraz Forsta :)

Jak wspomniałam wyżej, research jest świetny. Zresztą Mróz słynie z tego, więc nie jest to żadna niespodzianka - jest niczym krawiec, który wyszukuje najlepsze materiały, by potem niezwykle precyzyjnie połączyć je idealnymi szwami. A jednak coś mi nie gra. Nie grało właściwie podczas czytania całej książki. Nie mam na myśli treści samej w sobie, niedawno czytałam "Demonologów" więc na opisy tego, co się działo z ciałem Filipa byłam przygotowana. Nie obawiam się też sił piekielnych, nie wypatruję z uporem maniaka znaków na niebie i ziemi mających zwiastować apokalipsę. Co więc nie grało? Myślę, że właśnie to nie wtopienie się w tematykę Autora; ewentualnie fakt, że to jego pierwsza powieść tego typu i jestem przyzwyczajona do zupełnie innych, do tego prowadzenie narracji w pierwszej osobie również jest czymś, za czym nie przepadam. Z kolei daję plusa za wspomnienie o pewnym eksperymencie myślowym z zakresu mechaniki kwantowej :)

Intryguje mnie kilka ostatnich stron książki. Nie dlatego że spodziewam się kontynuacji (uważam, że akcja została zamknięta i nie ma potrzeby do niej wracać), ale zaczęłam się zastanawiać na ile Autor przemycił tam swoje prywatne przemyślenia, a na ile to był tylko i wyłącznie Filip.

Wiele osób zastanawia się, czy warto sięgnąć po "Czarną Madonnę". Powiem szczerze, że nie podoba mi się porównanie do Kinga - czy zawsze musimy się porównywać do zagranicznych mistrzów? Czy Wielka Brytania nie może mieć swojego Mastertona, USA swojego Kinga, a Polska po prostu Mroza? Myślę, że można potraktować tę książkę jako ciekawostkę jak Remigiusz Mróz, mistrz kryminału, poradził sobie z horrorem. A raczej thrillerem.

Nie do końca wiem, jak powinnam zacząć pisać opinię o tej książce. Czuję swojego rodzaju dysonans, bo z jednej strony była dobra (genialny research, ciekawa tematyka), a z drugiej.. Może nie słaba, ale mam wrażenie, że nie jest to tematyka w której Autor czuje się w 100% dobrze. Chyba ja sama wolę przygody Chyłki oraz Forsta :)

Jak wspomniałam wyżej, research jest świetny....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Żarna niebios były pierwszym spotkaniem z moją imienniczką. Przyznam szczerze, że kupując książkę nie miałam zielonego pojęcia o jej konstrukcji jako zbioru opowiadań. Mimo że każde z nich opowiadało inną historię i miało inną konkluzję, to w kilku pojawiał się jeden wspólny wątek - Najwyższy odszedł. Anioły knują z demonami, chcąc zataić ten mrożący krew w żyłach fakt. Nie chcą nawet zastanawiać się co by się stało, gdyby wszystko wyszło na jaw.

Niektóre opowiadania były w mojej opinii bardziej udane od innych, co w sumie jest naturalne, aczkolwiek każdy znajdzie przynajmniej kilka dla siebie. Może i część zakończeń cechował pewien patos, ale czy właśnie nie szukamy w literaturze czegoś wzniosłego, ale jednocześnie uniwersalnego? Wartości i zachowania którymi powinien się cechować zwyczajnie dobry człowiek, takie jak nieocenianie ludzi po pozorach? Teraz tak dochodzę do wniosku że nawet aniołów nie powinniśmy tak oceniać, gdyż mimo niezwykłej urody tak szczegółowo opisywanej przez panią Kossakowską (chyba zakochałabym się w kilku z nich..) i swego prawego pochodzenia potrafią zachowywać się niegodziwie! To działa też z drugiej strony. Lucyfer, z którym można się dogadać; Asmodeusz, który nie jest w stanie znieść okrutnego usposobienia swojej matki - swoją drogą opowiadanie poświęcone właśnie tej dwójce jest chyba w pierwszej dwójce moich faworytów.

Styl pisania autorki sprawił, że dość szybko i płynnie czytało mi się tę książkę. Zachęciła mnie, by zaznajomić się z innymi książkami które wyszły spod jej ręki :)

Żarna niebios były pierwszym spotkaniem z moją imienniczką. Przyznam szczerze, że kupując książkę nie miałam zielonego pojęcia o jej konstrukcji jako zbioru opowiadań. Mimo że każde z nich opowiadało inną historię i miało inną konkluzję, to w kilku pojawiał się jeden wspólny wątek - Najwyższy odszedł. Anioły knują z demonami, chcąc zataić ten mrożący krew w żyłach fakt. Nie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Od pierwszej strony polubiłam styl pisania, jakim posługuje się Michio Kaku. Opowieść o wycieczkach do parku z rodzicami, które obudziły w autorze ciekawość świata przyrody była dla mnie równie fascynująca jak rozważania na temat fizyki. Michio Kaku tłumaczy meandry fizyki w niezwykle przystępny sposób, co czyni książkę przyjemną w odbiorze nawet dla osób właściwie niezwiązanych z tą nauką. Omawia po kolei teorie i działania, które doprowadziły do obecnego stanu wiedzy.

Od pierwszej strony polubiłam styl pisania, jakim posługuje się Michio Kaku. Opowieść o wycieczkach do parku z rodzicami, które obudziły w autorze ciekawość świata przyrody była dla mnie równie fascynująca jak rozważania na temat fizyki. Michio Kaku tłumaczy meandry fizyki w niezwykle przystępny sposób, co czyni książkę przyjemną w odbiorze nawet dla osób właściwie...

więcej Pokaż mimo to