-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać12
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik1
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik7
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2022
Nieczęsto zdarza mi się zainteresować się książką ze względu na jej wydanie. Siedem minut po północy to jednak jedna z tych powieści obok, których oprawy trudno jest przejść obojętnie. W powieści tej pojawia się bowiem wiele czarno-białych ilustracji autorstwa Jima Kaya, a owe grafiki urozmaicają całą książkę, nadają jej bardziej mrocznego klimatu, pogłębiają poczucie zagubienia i smutku. Warto też zauważyć, że obrazków w tej książce jest wiele, a mimo to niemal każdy mógłby zdobić ściany w salonie czy w sypialni – tak dobrze zostały wykonane.
Słownictwo w tej powieści nie jest skomplikowane. Zdania często są krótkie, a jednak w trakcie czytania odniosłam wrażenie, że każda litera tej historii, każdy pojawiający się w niej przecinek i każda kropka, była bardzo ważna i zajmowała odpowiednie jej miejsce.
Na próżno jest szukać w opowieści o trzynastoletnim chłopcu wybitnie głębokich dialogów, lecz wypowiedzi proste, które znajdują się w tej książce, zdają się ich lepszym odpowiednikiem, ponieważ kryją w sobie równie mocne znaczenie, ukryte głębiej. Nie pojawia się tutaj również wiele opisów, niewiele rzeczy zostaje więc powiedziane wprost, narracja jest tu bowiem bardzo oszczędna, a autor nie opisuje danych emocji, lecz za pomocą różnych sytuacji je ukazuje.
Warte uwagi są również opowieści potwora, które, choć nie są długie, czy skomplikowane, to niosą ze sobą naukę, są zaskakujące, pokazują, że jedna sytuacja może być dobra lub zła, w zależności od przyjętej perspektywy. W dodatku zostały napisane zwięźle, bez zbędnego lania wody, czy rozwodzenia się, dzięki czemu czytelnik może samemu te opowieści interpretować, czy oceniać.
Największym plusem tej powieści zdaje się, więc jej wielowarstwowość. Nie jest to, bowiem wyłącznie pamiętnik zagubionego chłopca, ale opowieść o radzeniu sobie z chorobą przez dziecko, o akceptowaniu i odnajdywaniu się w obcej nam, a przez to dziwnej rzeczywistości, o potworach, które nie czają się pod łóżkiem, lecz czekają na szkolnym korytarzu.
Patrick Ness pokazuje świat oczami dziecka, przez co niemal wszystkich bohaterów można określić jednym zdaniem. Fakt ten mógłby być uznawany za ogromną wadę, przecież w książkach poszukujemy bohaterów realnych i pełnokrwistych. Brak wyraźnie zarysowanych charakterów wytłumaczyć można jednak przez punkt widzenia, z jakiego opowiadana jest ta historia, a jest opowiadana przez zagubione dziecko, które świat dzieli na biel i czerń, choć wie, że jest to iluzja.
Na ogromną pochwałę zasługuje kreacja postaci Conora, który w swoim zagubieniu, zdaje się pełen sprzecznych emocji od przygnębienia, przez złość, aż do radości połączonej z pełną dozą dziecięcej naiwności. Wszystko to sprawia, że chłopiec jest bardzo autentyczny, a u wielu odbiorców, tak jak u mnie może wzbudzać empatie.
Mimo braku rozległych, czy poruszających opisów, powieść ta wywołała u mnie niemałe wzruszenie, co zaskoczyło i mnie samą. Nie spodziewałam się, bowiem że coś niemal oczywistego przez większość książki można ująć w tak dramatyczny, łamiący serca sposób, który jest jednocześnie realistyczny i bardzo prosty. Ostatnie strony są kwintesencją całą tej historii, a czytelnika pozostawiają z poczuciem niesprawiedliwości i ogromnego smutku.
Siedem minut po północy to króciutka, bo zaledwie dwustu stronicowa książka, która w tak niewielkiej zawartości zmieściła chwytającą za serce opowieść o zagubieniu i godzeniu się ze śmiercią matki przez trzynastoletniego chłopca. Jest to również opowieść z pozoru bardzo prosta, lecz skrywająca w sobie mnóstwo symboliki, która nieraz wywołać może mętlik w głowie, a później i całe morze łez. Jeśli macie ochotę na przeczytanie historii, którą można było przeczytać już wielokrotnie, napisanej jednak w bardzo pomysłowy i ujmujący sposób, uzupełnioną przepięknymi ilustracjami, to ta książka jest dla was.
Nieczęsto zdarza mi się zainteresować się książką ze względu na jej wydanie. Siedem minut po północy to jednak jedna z tych powieści obok, których oprawy trudno jest przejść obojętnie. W powieści tej pojawia się bowiem wiele czarno-białych ilustracji autorstwa Jima Kaya, a owe grafiki urozmaicają całą książkę, nadają jej bardziej mrocznego klimatu, pogłębiają poczucie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Lubię dawać autorom wiele szans na poprawę. Może tak jak w przypadku Cassandry Clare napisali jedną słabą serię, ale już kolejna ich autorstwa będzie potrafiła mnie w sobie rozkochać. Sięgając po Panią Noc odczuwałam spory niepokój, który na moje nieszczęście okazała się uzasadniony, ale nie lubię porzucać serii, więc postanowiłam sięgnąć i po Władce Cieni, choć już z dość pesymistycznym nastawieniem. I słusznie, bo drugi tom Mrocznych Intryg to niestety książka po prostu słaba.
Największym problemem tej powieści jest chyba fakt, że pisarka nie do końca wiedziała jak wykorzystać swój pomysł na nią. Przecież opisywanie życia tak licznej rodziny, razem z jej przyjaciółmi jest zadaniem bardzo wymagający, tym bardziej że każdy z nich powinien mieć swoją historię i jakiś cel w całej książce. Niestety zbyt wielu było tu bohaterów a zbyt mało pomysłów na wątki z nimi związane, więc powstała telenowela. Jedna osoba jest zakochana w drugiej, ale jednocześnie czuje coś to tej trzeciej, a w tej drugiej zakochana jest czwarta… Za dużo. Zdecydowanie zbyt dużo jest w tej książce dylematów i trudności miłosnych, a zbyt mało akcji czy ciekawej fabuły. Niemal każda scena to bowiem opis jakieś rozmowy między dwoma zakochanym w tle której niby dzieje się coś ciekawego, ale wydaję się to czymś pobocznym. Autorka wyszła chyba z założenia, że nastolatki lubią czytać historię miłosne, więc zaserwowała nam mix trójkątów miłosnych, niemożliwych miłości i miłości udawanych. Niestety nie jest to dobra taktyka, ponieważ książka przez takie nagromadzenie różnych relacji jest po prostu męcząca, a jednocześnie żaden ze wspomnianych związków nie wydaje się warty kibicowania.
Bohaterowie, którzy byli zwykle najmocniejszą stroną książek z uniwersum Nocnych Łowców, tym razem byli niedopracowani. Wielu z nich miał zarys ciekawej przeszłości, bądź dobrego charakteru, ale ukryty w nich potencjał, zepsuło słabe wykonanie. Postaci są przez to bardzo irytujące, wielokrotnie podejmują lekkomyślne decyzje, a ich motywacja zwykle jest prosta, żeby nie powiedzieć, banalna. Zabrakło mi też rozróżnienia zachować bohaterów w zależności od ich wieku, ponieważ wszyscy w moim odczuciu mieli taki sam sposób bycia, co odejmowało im realności.
Nie podobał mi się też sposób w jaki ta historia została napisana. Opisy są zbyt długie i nudne, poczucie humoru wymuszone i u wszystkich identyczne, dialogi momentami bardzo nienaturalne. W dodatku wciąż przeskakujemy między rożnymi punktami widzenia i wydarzeniami, co sprawia że wszytki wydaje się błahe, a w dodatku cała opowieść jest bardzo chaotyczna. Dużo jest tu też niepotrzebnego patosu i sztucznie tworzonego dramatu, czy to w opisach, czy w dialogach, co w tak długiej książce jaką jest Władca Cieni jest bardzo uciążliwe.
Tym razem nie mogę nie wspomnieć o okropnym polskim tłumaczeniu, w którym imię głównego bohatera potrafiło zmieniać się co dwa zdania, a niektóre zdania nie miały żadnego sensu. W dodatku przekład tytułu po raz kolejny jest nieudany i nijak ma się do poważnego Lord of Shadow.
Władca Cieni to książka, która poza wymienionymi wadami posiada też kilka zalet: interesująco wykreowany wątek ferie, ciekawy wątek związany z rozdarciem Juliana, czy Marka oraz dobrze pokazane relacje rodzinne. Niestety elementy te nie zmniejszają wagi omówionych wcześniej mankamentów, przez co jest to powieść z gatunku tych bardzo męczących i nieangażujących. Czasem dobry zamysł może zostać zatracony przez słabe wykonanie, a dobrzy autorzy mogą tworzyć słabe książki, tylko szkoda zmarnowanego potencjału drzemiącego w owych powieściach.
Lubię dawać autorom wiele szans na poprawę. Może tak jak w przypadku Cassandry Clare napisali jedną słabą serię, ale już kolejna ich autorstwa będzie potrafiła mnie w sobie rozkochać. Sięgając po Panią Noc odczuwałam spory niepokój, który na moje nieszczęście okazała się uzasadniony, ale nie lubię porzucać serii, więc postanowiłam sięgnąć i po Władce Cieni, choć już z dość...
więcej mniej Pokaż mimo to
Cecelia Ahern jest jedną z tych autorek, które piszą zarówno książki rewelacyjne, jak i niestety te nieco nudne. Tym razem pisarka postanowiła pokazać się czytelnikom z nieco innej strony, tworząc powieść skierowaną do młodzieży, a co więcej osadzoną w przyszłości, która jak wiadomo rządzi się własnym prawami. Skaza jej autorstwa to opowieść o czasach, w których ludzie są zagubieni i dążą do bycia idealnym, choć jak wiadomo z natury nie są perfekcyjni. Społeczeństwo nie uznaje w tym świecie zasady, że na błędach powinniśmy się uczyć, ale uważa, że nie można się mylić. Wizja przyszłości, którą prezentuje Ahern jest pokazaniem jak bardzo człowiek może zgubić się w dążeniu do przesadnego perfekcjonizmu. Książka ta mówi też o tym jak łatwo jest popełnić pomyłkę, która w świecie w którym dzieję się ta powieść zmienia całe twoje życie, już na zawsze.
Tej powieści brakuje przede wszystkim dynamizmu i elementu zaskoczenia, zaś autorce doświadczenia w pisaniu brutalnych scen. Ponieważ mimo, że Skazę czyta się szybko to brakuje na jej kartach akcji. Gdy pojawiała się, bowiem trudniejsza scena, Ahern brakowało warsztatu i pojawiało się zbyt wiele opisów uczuć, a cała akcja traciła prędkość, tym samym przestając angażować czytelnika. Było tu też zbyt wiele wewnętrznych monologów głównej bohaterki, które choć pozwalały ją lepiej poznać to spowolniały samą historię. Niektóre z nich, mimo że dobrze napisane chwilami nużyły, a ja tylko czekałam aż fabuła zostanie popchnięta dalej. Czytając tą powieść miałam również wrażenie, że cały czas jestem krok przed główną bohaterką i nie miałam problemu ze zgadywaniem kolejnych wydarzeń.
Cieszę się natomiast, że tym razem pisarka odrzuciła wątek romantyczny na całkowicie boczny tor i pozwoliła czytelnikowi zapoznać się z sytuacją społeczeństwa oraz jego jednostki. Wydaję mi się, że jest to fakt warty podkreślenia w trakcie wysypu książek przepełnionych namiętnościami.
Nie zdarza się to często, jednak tym razem udało mi się obdarzyć sympatią główną bohaterkę. Celestine jest postacią pogubioną, podłamaną utratą własnej „idealności”, próbującą odnaleźć w sobie siłę by stawać czoło nowej rzeczywistości. Nie jest w żadnym wypadku bohaterką odkrywczą, czy porywającą, ale taką w której sytuację łatwo jest się wcielić. Brakuję jej może czegoś co odróżniłoby ją od innych postaci z literatury młodzieżowej, jest bowiem sympatyczna, lecz prosta, schematyczna. Nawet mimo to jednakże wciąż ją lubię, ponieważ jest po prostu bohaterką z którą łatwo jest się utożsamić, nastolatce w moim wieku.
Warto zwrócić również uwagę na rodzinę Celestine, w której to każdy jej członek przeżywa sytuację dziewczyny na własny sposób. Nie brakuje tym postacią też własnych nawyków, czy charakterów, które u niektórych wraz z rozwojem wydarzeń zaczynały się zmieniać.
Trudno jest oceniać bohaterów męskich tej powieści. Chłopak głównej bohaterki jest postacią nieźle wykreowaną, jednak nie wywołującą większych emocji (wciąż mam problem z jego żartami, czy ktoś się z nich śmiał?). Drugi z tych bohaterów jest za to z jednej strony intrygujący, a z drugiej przez większość książki nieco oddalony od akcji jak i samego czytającego przez co trudno jest go jakoś określić.
Odnoszę wrażenie, że pisarka miała świetny pomysł na tę opowieść, lecz z braku doświadczenia w gatunku jakim jest dystopia nieco go, nie tyle zaprzepaściła, o ile nie do końca go nie wykorzystała. Widać w tej książce, że autorka wcześniej pisała powieści obyczajowe, ponieważ skupiała się tutaj nie tyle na akcji, ale na emocjach, co będzie przeszkadzać osobą nastawionym na porywającą historię pełną nagłych zawirowań. Czuć tu również, że pierwszy tom jest niejako wstępem do dalszych wydarzeń, które mam nadzieję, będą już nieco bardziej angażujące.
Ta powieść Ceceline Ahern nie jest, więc niczym świeżym na rynku wydawniczym, na co po cichu liczyłam. Mimo to wciąż jest niezłym czytadłem, któremu można poświęcić leniwe popołudnie. Skaza to, bowiem powieść, którą tworzy dobry pomysł na świat, ale poza tym niestety popada w schematy powieści dla młodzieży.
http://biblioteka-wspomnien.blogspot.com/2017/02/wspoczucie-i-logika-czyli-gdy-czern-i.html
Cecelia Ahern jest jedną z tych autorek, które piszą zarówno książki rewelacyjne, jak i niestety te nieco nudne. Tym razem pisarka postanowiła pokazać się czytelnikom z nieco innej strony, tworząc powieść skierowaną do młodzieży, a co więcej osadzoną w przyszłości, która jak wiadomo rządzi się własnym prawami. Skaza jej autorstwa to opowieść o czasach, w których ludzie są...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nie jestem do końca pewna czego się spodziewałam po zobaczeniu tak urokliwej okładce. Przesłodzonego romansu? Banalnej książki młodzieżowej? Ponad wszystko kwalifikuję się po trochu do obu z przytoczonych przeze mnie kategorii. Z jednej strony jest to historia momentami wręcz do bólu przewidywalna, z kilkoma drobnymi niespodziankami. Z drugiej zaś to słodka opowieść o rodzącej się miłości pomiędzy dwójką młodych ludzi. Powieść urozmaicają jednakże pojawiające się tu kolejne problemy związane z nietypowym schorzeniem na jakie cierpi główna bohaterka oraz jej przeżycia do choroby nawiązujące. I to wszystko składa się na dobry, choć nie rewelacyjny debiut Nicoli Yoon.
Fabuła z pozoru nie wydaję się niczym szczególnym. Ot historia poważnie chorej dziewczyny, która poznaje chłopaka, co pozwala jej odkryć piękno życia. Na początku wydaję się, że historia zawarta w tej książce, faktycznie do tego prowadzi, a czytelnik zastanawia się czy doczeka się przesłodzonego, czy dramatycznego zakończenia. W pewnym momencie powieść zmienia jednak swój kierunek i tworzy się trzecia wizja końcowych kartek Ponad wszystko.
Język, jakim posługuje się autorka jest bardzo prosty, ale przyjemny w odbiorze, pomijając kilka fragmentów, gdzie wydawał mi się nieco infantylny. Z pewnością ciekawym urozmaiceniem były grafiki umieszczone w książce, czyli rysunki, które wykonał mąż autorki. Było coś czarującego w przeglądaniu różnorakich ilustracji, będących przedłużeniem treści oraz uzupełnieniem myśli Maddy. Rozdziały tej opowieści są bardzo nikłej objętości, przez co czyta się ją nie tyle szybko, co błyskawicznie.
Autorka skupiła się w tej historii bardzo mocno na zmianach jakie zachodzą w głównej bohaterce. Poznajemy ją jako nastolatkę przyzwyczajoną do życia w swojej bańce, lecz z każdą kolejną stroną możemy dostrzec zmiany w jej charakterze, wahania w postanowieniach, niepewności co do słusznych wartości. Zaskakujące jest to, że Maddy nie jest pesymistką, ale optymistyczną, niepewną, skromną dziewczyną, która zaczyna się gubić we własnym życiu. Rozwój jaki obserwujemy w tej bohaterce, zmiany jakie w niej zachodzą, są cudownym zjawiskiem do obserwowania. Jej momentami infantylne myśli, czy zachowania wywoływały uśmiech na mojej twarz.
Niestety przez świetną kreację głównej postaci ucierpieli pozostali bohaterowie. Olly był sympatycznym chłopakiem, za którym różnorakie problemy rodzinne kroczyły krok w krok. Otrzymał on jednakże zbyt mało czasu bym mogła jakkolwiek dokładniej go określić, czy zapamiętać. Chłopak był po prostu... cudowny według Maddy.
Bardzo ciekawą postacią wydaję się być matka głównej bohaterki, która chociaż jedynie miga gdzieś na drugim planie to ma ciekawy wpływ na przebieg fabuły.
Ciekawy jest też fakt, że w tej książce mamy do czynienia nie tylko z miłością cukierkową, nieśmiałą i sielanką, ale też z uczuciem mrocznym, zaborczym, pełnym lęku. Tworzy to bardzo ciekawy kontrast, pokazuję, że emocje mogą mieć zupełnie odmienne twarze.
Ponad wszystko to kolejna książka, która mogę określić jako po prostu dobrą, ale bynajmniej nie porywającą. Bohaterowie tej powieści nie pozostaną, bowiem w mojej głowie na długo, a sama historia mimo wszystko nie wydaję się mi czymś godnym zapamiętania.
Jest to albowiem pozycja, która może skłonić młodszego odbiorcę do chwili refleksji nad własnymi narzekaniami na własną sytuację, ale dla starszego czytelnika będzie po prostu dobrą pozycją w chwili odpoczynku, jednak niczym więcej. Jeśli macie więc ochotę na coś głębszego szukajcie dalej, jeśli potrzebujecie czegoś lekkiego i przyjemnego sięgnijcie po debiutancką powieść Nicole Yoon.
http://biblioteka-wspomnien.blogspot.com/2017/03/miosc-pozbawiona-brudu-swiata.html
Nie jestem do końca pewna czego się spodziewałam po zobaczeniu tak urokliwej okładce. Przesłodzonego romansu? Banalnej książki młodzieżowej? Ponad wszystko kwalifikuję się po trochu do obu z przytoczonych przeze mnie kategorii. Z jednej strony jest to historia momentami wręcz do bólu przewidywalna, z kilkoma drobnymi niespodziankami. Z drugiej zaś to słodka opowieść o...
więcej mniej Pokaż mimo to
W seriach, szczególnie tych długich, najtrudniejszą do przeskoczenie przeszkodą dla autora jest zwykle utrzymanie dobrego (bądź po prostu równego) poziomu we wszystkich tomach. Kolejnym problemem, z którym musiała sobie Stirling był fakt, że chociaż wszystkie części opisują historie z jednego świata, w dodatku ludzi pochodzących z jednej rodziny to każdy tom powinien móc istnieć samodzielnie. Każda część powinna być, więc równie ciekawa jak poprzednie i niepozbawiona pomysłu na samą siebie. W już czwartej części Sagi o braciach Benedictach autorka nie próbowała, jednak zaskoczyć odbiorcy, co zakończyło się według mnie niestety niejako powtórką z rozrywki.
Oprawę tej powieści mogę określić jednym słowem: okej. Nie uważam, żeby było to małe arcydzieło jak w przypadku dwóch pierwszych tomów serii, ale jest ładna i schludna, chociaż może ciut zbyt zwykła.
Tytułowa bohaterka Drogi do Misty jest nastolatką, podobną do wielu dziewczyn w swoim wieku. Niepewna własnej urody, swoich zdolności, uważająca się za małą porażkę świata Misty ma w sobie coś sympatycznego, chociaż miewa też momenty, kiedy jest naprawdę irytująca. Alex zaś jest według mnie postacią niedopracowaną, wypadającą nijak na tle poprzednich bohaterów męskich z serii. Autorka starała się dodać mu charakteru smutną przeszłością, jednak odniosłam wrażenie, że oddziaływało to gdzieś na czwarty plan i wpłynęło na postać chłopaka dopiero na ostatnich stronach powieści, a szkoda.
Kreacja mordercy w moim mniemaniu wyszła Sterling całkiem dobrze, lecz nie stworzyła ona bohatera, jak po chichu liczyłam, szczególnego. Ogromne brawa za to należą się pisarce za kreację rodziców Misty, która wyszła naprawdę naturalnie i ukazała trochę mroków bycia sawantem, oraz powiedziała trochę o postawie ludzi znających ich świat, ale samemu będącymi zwykłymi ludźmi.
Relacje jak to bywa w wykreowanych przez Sterling świecie rozwijają się nie tyle szybko, lecz błyskawicznie. Uczucie, które pojawia się (nie, nie rodzi to nie to uniwersum) między główną parą jest poprawne, choć przez znaczną część powieści jest między nimi tak cukierkowo, że aż bolą zęby. Miłość, która połączy nastolatków jest niemożliwa, utopijna i wydaję mi się, że w pewnym stopniu nieco niezdrowa, jeśli spojrzymy w metrykę bohaterów. Oddanie, bowiem całych siebie w tak młodym wieku, gdy nawet oni sami nie wiedzą, kim tak naprawdę są, jacy są, wydało mi się tak bardzo ryzykowane, że aż głupie. Tym, na co muszę z przykrością zwrócić uwagę jest również fakt, że mimo wszystko uczucie między Alexem i Misty wydało mi się nieco mdłe, pozbawione tej iskry, którą miały wcześniejsze stworzone przez autorkę, choć może to jedynie złudzenie?
Bardzo podoba mi się za to fakt, że autorka nie porzuciła wątków związanych z relacjami w rodzinie. Wątpliwości ojca Misty, lęk jej matki oraz ciepłe wspomnienie związane z rodzeństwem stanowią naprawdę cenny element książki.
Wątek kryminalny po raz kolejny został poprowadzony dobrze, chociaż niestety również ponownie bardzo przewidywalne. Jestem niemal pewna, że dla większości czytelników ani tor, jakim biegnie ta część historii ani winny morderstw nie będzie nawet trochę zaskakujący. Mimo to książkę wątek ten czyta się z przyjemnością, dzięki lekkiemu stylowi pisania Stirling.
Myślę, że tym czego wciąż brakuję pisarce i co bardzo wyraźnie widać także w tej powieści, jest odwaga. Chęć, jeśli już nie prowadzenia tego inaczej niż zwykle to, chociaż, zakończenia utworu inaczej niż przyzwyczaiła do tego czytelnika. W czwartej już części z cyklu odczuwam coraz większe zmęczenie schematycznością kolejnych tomów, ich wtórnością. Chciałabym skończyć książkę Sitrling i powiedzieć: wow tego się nie spodziewałam. Niestety nie zapowiada się by kolejne części, chociaż próbowały mnie zaskoczyć, co uważam za nie do końca rozważne działanie ze strony autorki. W końcu, co za dużo to nie zdrowo.
Czwarty już tom Sagi o braciach Benedictach okazał się przeciętną kontynuacją poprzednich części. Droga do Misty idealnie sprawdziłaby się, bowiem jako druga książka z cyklu, jednak jako czwarta wypada bardzo blado, a wręcz sprawia, że czuję się zmęczona i znużona wtórnością świata kreowanego przez autorkę oraz jego bohaterów. Powieść z gatunku tych, które można przeczytać, by już jutro nic o nich nie pamiętać.
http://biblioteka-wspomnien.blogspot.com/2017/03/mowiac-prawde-i-tylko-prawde.html
W seriach, szczególnie tych długich, najtrudniejszą do przeskoczenie przeszkodą dla autora jest zwykle utrzymanie dobrego (bądź po prostu równego) poziomu we wszystkich tomach. Kolejnym problemem, z którym musiała sobie Stirling był fakt, że chociaż wszystkie części opisują historie z jednego świata, w dodatku ludzi pochodzących z jednej rodziny to każdy tom powinien móc...
więcej mniej Pokaż mimo to
Niektórym książką jeszcze przed ich przeczytaniem przydzielamy jakąś łatkę – czegoś typowego, powieści z brzydką oprawą bądź kolejnej opowieści lubianego przez nas autora. Kosiarze należą do ostatniej z wymienionych przeze mnie kategorii. Gdy bowiem przeszło dwa lata temu zaczytywałam się w jego Podzielnych, byłam kompletnie zatracona w wykreowanym przez niego świecie – brutalnym, ale w tej brutalności czymś niemal realnym oraz bohaterach – zwyczajnych, choć trwających w moim sercu przez długi czas. Jak mogłabym więc nie spodziewać się czegoś równie poruszającego po kolejnej powieści tego samego autora, tym bardziej iż miała ona tak bardzo intrygującym opis, zapowiadający oryginalną przygodę? Nie mogłabym.
Shusterman udanie zabawił się w tej powieści ludzkimi słabości. W idealnym świecie — pozbawionym przestępstw, śmierci i niesprawiedliwości, przeszkadza jego najważniejszy element ludzie wbrew wszystkiemu wciąż tak samo nieidealni. Zwykli obywatele wydają się pogubieni w rzeczywistości pozbawionej objawów upływu czasu. Skoro wszystko zostało już odkryte, a pokonać udało się samą śmierć, ludzkie życie zdaje się już tylko egzystencją, której brak jakiegokolwiek celu.
Nie idealność nie ominęła także ludzi będących kosiarzami, a więc zabierającymi życie, by umożliwić wszystkim żywot na ograniczonej przestani Ziemi. Jedni z kosiarzy pragną sławy, zachowując się jak celebryci, inni w zabijaniu odnaleźli sport, podobny do pradawnych rzymskich igrzysk, a jeszcze inni starają się kierować własnym sumieniem i w skromności wykonują swoje zadanie, starając się zatrzymać swoje człowieczeństwo. Skomplikowanie całej profesji, złożoność motywów każdego z kosiarzy sprawia, że kreacja całego świata wypada niezwykle ciekawie oraz przekonująco.
Nie brakuje tej książce dynamizmu. Autor świetnie potrafi budować narastające napięcie. Nie oszczędza też czytelnikowi zaskoczeń, z których to każde kolejne wydaję się jeszcze lepsze od poprzedniego. Sprawia to, że mimo iż wiemy, do czego zmierza fabułą całej powieści, to przed jej zakończeniem, zostaję na nas rzuconych wiele niespodzianek, które sprawiają, że od lektury Kosiarzy wprost nie można się oderwać. Gdy zaś czytanie musimy przerwać, jak na szpilkach wyczekujemy ciągu dalszego, starając się odgadnąć, co jeszcze przygotował dla nas pisarz oraz jak to wszystko się zakończy. Do samego końca nie wiadomo, bowiem czego możemy się spodziewać po zakończeniu, co wpływała niesamowicie na odbiór całości oraz pobudza nas do rozmyśleń, budując w prosty sposób cudowne uczucie napięcia i oczekiwania.
Jeśli oczekujecie książki dla młodzieży, w której główną rolę odegra romans, to nie powinniście sięgać po tę konkretną powieść. Shusterman nie zaprzepaścił potencjału własnego pomysłu, lecz sprytnie go wykorzystał, tworząc wątek romantyczny jakby gdzieś za właściwą powieścią, ukryty w subtelnościach. Bohaterowie nie przeżywają tu więc rozwlekłych problemów miłosnych, ale skupiają się na najważniejszym zadaniu.
Citra jest postacią żeńską, o którą warto było walczyć. Nie oczekuje niczyjego żalu, nie czeka aż ktoś wykona jej zadania, lecz walczy, wypełniając swoje zadania najlepiej jak potrafi, choć wciąż gnębią ją ludzkie słabości oraz chwile wątpliwości. Najlepiej wykreowanym bohaterem jest jednak według mnie Rowan. Absolutnie trójwymiarowy, bardzo niejednoznaczny, trwający gdzieś na granicy światła i cienia, pełen człowieczeństwa i okrucieństwa. Tworzenia tak cudownych postaci, powinno być zakazane, ku bezpieczeństwu mojego biednego, skradzionego nieodwołalnie serca. Muszę też wspomnieć o Volcie, bez którego ta opinia nie byłaby kompletna. Nie zdradzę wam kim jest, ale z wielu względów jest on drugą postacią z tej historii, która trafi na listę moich ulubieńców.
Bohaterowie drugoplanowi nie zostali przez pisarza pominięci, każdy z nich kryje jakąś tajemnice, a ich zachowania zostały oparte na nieoczywistych, lecz ważnych motywach. Co ciekawe żadna z postaci nie zostaje w tej powieści bez winy, wszyscy kryją w sobie jakąś słabość, wątpliwość, jakiś mrok. O takich osobach warto i aż miło jest czytać.
Kosiarze to jedna z niewielu powieści, którym udało się udźwignąć własny potencjał. Lektura tej książki to czysta przyjemność, na którą składają się: kradnący serca wielowymiarowi bohaterowie, niespodziewane zwroty akcji, niesamowity pomysł na wykreowanie rzeczywistości oraz świetny styl Neala Shustermana. Jeśli macie ochotę na pomysłową i świetnie napisaną powieść, pełną przygód to ta książka jest dla Was. Ja z niecierpliwością będę oczekiwać drugiego tomu!
Niektórym książką jeszcze przed ich przeczytaniem przydzielamy jakąś łatkę – czegoś typowego, powieści z brzydką oprawą bądź kolejnej opowieści lubianego przez nas autora. Kosiarze należą do ostatniej z wymienionych przeze mnie kategorii. Gdy bowiem przeszło dwa lata temu zaczytywałam się w jego Podzielnych, byłam kompletnie zatracona w wykreowanym przez niego świecie –...
więcej Pokaż mimo to