-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński4
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać8
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2022-10-02
2022-12-29
2022-12-21
Jeśli gdzieś w tej świątecznej krzątaninie znajdziecie dosłownie chwilkę, to idealnym jej wypełnieniem będzie historia Zrzędusa, który postanowił zepsuć Święta.
Bo chociaż to opowieść prosta, i tak naprawdę może ujęta w innych słowach, ale wszystkim znana, to ma swój własny, niepowtarzalny urok. Jest lekka, momentami zabawna, ale ma też w sobie mnóstwo ciepła i serdeczności dla swoich bohaterów. Ma też przepiękne ilustracje, a kończy się w taki sposób, że pozostawia z uczuciem ciepła na sercu i uśmiechem na ustach.
Mówi o wielu kwestiach, choć dla mnie, przede wszystkim o tym jak często nie rozumiemy innych, ale też samych siebie.
Cudowna opowieść, która chociaż skierowana jest do dzieci, to, mam wrażenie, rozczuli niejednego dorosłego czytelnika.
Jeśli gdzieś w tej świątecznej krzątaninie znajdziecie dosłownie chwilkę, to idealnym jej wypełnieniem będzie historia Zrzędusa, który postanowił zepsuć Święta.
Bo chociaż to opowieść prosta, i tak naprawdę może ujęta w innych słowach, ale wszystkim znana, to ma swój własny, niepowtarzalny urok. Jest lekka, momentami zabawna, ale ma też w sobie mnóstwo ciepła i...
2022-12-21
2022-12-05
„Nie ufaj różowym okładkom” napisałam zaraz po lekturze tej książki. I trzymam się tego zdania. Nic bowiem ani opis mówiący o tym, że jest to historia trzech dziewczyn, siostrzeństwa przeciwko kulturze gwałtu, ani ta prosta, a jakże trafna okładka, nie przygotowały mnie na to, co dostałam w środku.
Spodziewałam się bowiem, mimo wszystko książki młodzieżowej, a te raczej kojarzą mi się z czymś lżejszym, co o trudnych tematach mówi raczej mimochodem. Dostałam zaś powieść, która w bardzo kompleksowy sposób mówi o kulturze gwałtu, o tym, jak wiele się na nią składa, ale też o tym, jak wiele można wobec niej przyjąć postaw. Ta mnogość perspektyw sprawia, że czasem gubiłam się nieco w imionach i od czasu do czasu czułam się przytłoczona. Ale jednocześnie to właśnie ta mnogość głosów przedstawionych autorkę, czyni tę historię tak wyjątkową, tak kompleksową.
I tak łamiącą serce. Nie ukrywam bowiem, że właśnie to zrobiła ze mną ta książka: złamała mi serce. Na niecałych pięciuset stronach udało się Amy Reed zawrzeć tak dużo trudnych historii i emocji, tak wiele bohaterek, tak wiele bólu, i gdzieś w to wszystko wpleść nadzieję, która istnieje mimo wszystko, i która dla mnie czyniła tę lekturę, w jakiś sposób jeszcze trudniejszą w odbiorze pod kątem emocjonalnym.
Nie mogę też nie wspomnieć o tym, na jak wiele spraw zwraca uwagę ta historia, jak odważnie mówi o rzeczach, o których wolimy milczeć. Nie mam tu na myśli „tylko” patriarchalnego społeczeństwa, kultury gwałtu, tak potrzebnego siostrzeństwa, ale też innych wątków, które mają tu swoje miejsce: to jak często nie chcemy zrozumieć osób w spektrum autyzmu, to jak nie widzimy własnego uprzywilejowania, chociażby ze względu na swoje miejsce urodzenia, i to jak trudne dla wielu młodych ludzi jest odnalezienie swojego miejsca, w swoim domu, w swojej rodzinie.
Łamie serce, ale otwiera umysł. Mówi głośno o tym, o czym my nawet nie chcemy myśleć. „Dziewczyny znikąd” to opowieść o dziewczynach, dla dziewczyn, ale powinni przeczytać ją absolutnie wszyscy.
„Nie ufaj różowym okładkom” napisałam zaraz po lekturze tej książki. I trzymam się tego zdania. Nic bowiem ani opis mówiący o tym, że jest to historia trzech dziewczyn, siostrzeństwa przeciwko kulturze gwałtu, ani ta prosta, a jakże trafna okładka, nie przygotowały mnie na to, co dostałam w środku.
Spodziewałam się bowiem, mimo wszystko książki młodzieżowej, a te raczej...
2022-05-01
Naprawdę się cieszę, że wśród tysięcy laurek, jakie wystawiają Bożemu Narodzeniu książki, znalazła się ta jedna krótka nowelka, która pokazuje, że dla niektórych święta to bardzo trudny czas.
Naprawdę się cieszę, że wśród tysięcy laurek, jakie wystawiają Bożemu Narodzeniu książki, znalazła się ta jedna krótka nowelka, która pokazuje, że dla niektórych święta to bardzo trudny czas.
Pokaż mimo to2022-11-01
2022-11-01
2022-10-24
2022-10-24
Riordan ma słabość do opowieści związanych z wodą, do czego z resztą sam we wstępie się przyznaje, ale ja mam słabość do jego książek, więc wszyscy są zadowoleni.
Nie ma, mam wrażenie, lepszego porównania, które odda moje uczucia względem „Córki głębin” niż kąpiel w oceanie. Początkowo czułam się niczym zanurzona w zimnej wodzie, oszołomiona natłokiem informacji, imion, zdarzeń. Potem jednak powoli zaczynałam się przyzwyczajać do tego świata i przedstawionych mi bohaterów, a pływanie w tej historii sprawiało mi c raz to więcej przyjemności. W pewnym momencie dałam się nawet tak bardzo porwać fali, że poczułam, że nie chce opuszczać tej historii, chciałam przy niej zostać, już przyzwyczajona do bohaterki, do ciepła wody i jej spokojnych fal.
Przestając się jednak bawić w porównania. Trzeba wziąć pod uwagę, że mamy tu do czynienia z jednotomową historią, więc jej fabuła będzie o wiele mniej skomplikowana niż to do czego przyzwyczaił nas autor w innych swoich seriach, a do bohaterów nie będziemy mieli szansy przywiązać się aż tak mocno. Nie znaczy to jednak, że ta książka jest zła, ba moim zdaniem jest bardzo dobra, po prostu trzeba mieć do niej nieco inne podejście. Historia jest tu bowiem prosta, ale bardzo angażująca, bohaterowie naprawdę sympatyczni, a humor, nawet jeśli jest go nieco mniej, niż bym tego chciała, jeśli już jest, to jest dokładnie w takim wydaniu jakim go lubię u Riordana: nieco absurdalny, może nawet głupowaty (aż chciałoby się zapytać jak autor wpada na takie dziwne pomysły… tak patrzę teraz na pewnego szefa kuchni, który się tu pojawia), ale absolutnie cudowny.
Najciekawszym elementem wydawały mi się zaś pewne rozterki na tematy związane z samymi wynalazkami i związane z nimi rozterki moralne.
„Córka głębin” to moim zdaniem tylko i aż dobra książka młodzieżowa. Może i mnie zaskoczyła i zapewne, niedługo o niej zapomnę, ale w trakcie lektury byłam zaangażowana w tę historię i ten świat, kibicowałam jej bohaterom i najzwyczajniej w świecie dobrze się bawiłam, a o to chyba w czytaniu książek chodzi.
Ah no i, daje ogromne serduszko Riordanowi za bo u niego pierwszy raz spotkałam się z dosłownie przedstawionym wątkiem okresu w książce
Riordan ma słabość do opowieści związanych z wodą, do czego z resztą sam we wstępie się przyznaje, ale ja mam słabość do jego książek, więc wszyscy są zadowoleni.
Nie ma, mam wrażenie, lepszego porównania, które odda moje uczucia względem „Córki głębin” niż kąpiel w oceanie. Początkowo czułam się niczym zanurzona w zimnej wodzie, oszołomiona natłokiem informacji, imion,...
2022-10-09
2022-09-07
"Pragnienie serc" rozpoczyna się jak rasowy romans: mamy dwoje bohaterów, przypadkowe spotkanie i zauroczenie. Później na scenę wkracza udawany związek, zjazd rodzinny i próby pogodzenia się głównej bohaterki z kompleksami, i problemami z przeszłości. Nagle jednak w książce pojawia się wątek kryminalny i to on ląduje na pierwszym planie, przyćmiewając wszystko inne i kończąc to co, wcześniej było ważnym problemem.
I tym sposobem otrzymujemy tak naprawdę dwie książki, zamknięte w jedną, a przez to traci zarówno jedna, jak i druga z nich. Nad poważnie przedstawionymi wcześniej problemami z akceptacją, bohaterka przechodzi szybko, a wątek miłosny w pewnym momencie po prostu uznaje, że w trudniej sytuacji, bohaterowie powinni przestać wokół siebie krążyć, więc się schodzą. Jednocześnie prowadzenie wątku kryminalnego nie było złe, ale też, nie będę ukrywać, jeśli tak jak ja lubicie od czasu do czasu przeczytać coś w tym gatunku, to nic Was tu nie zaskoczy, a może również tak jak ja, po pierwszym zaskoczeniu, że w ogóle pojawiają się tu takowe wątki, możecie się tu po prostu nudzić.
Mam wrażenie, że ta książka wypadłaby po prostu dużo lepiej, gdyby wcześniej została jasna decyzja czy ma to być romans, czy kryminał, albo gdyby ostatecznie jeden z gatunków nie przyćmił drugiego, gdyby została zachowana tu równowaga. W tej formie nie jest to bowiem moim zdaniem udana powieść ani z jednego, ani z drugiego gatunku, raczej coś co można zbyć powiedzeniem "może być".
"Pragnienie serc" rozpoczyna się jak rasowy romans: mamy dwoje bohaterów, przypadkowe spotkanie i zauroczenie. Później na scenę wkracza udawany związek, zjazd rodzinny i próby pogodzenia się głównej bohaterki z kompleksami, i problemami z przeszłości. Nagle jednak w książce pojawia się wątek kryminalny i to on ląduje na pierwszym planie, przyćmiewając wszystko inne i...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-10-02
2022-09-26
2022-09-26
2022-09-07
To takie dziwne, że po przeczytaniu książki można czuć tak dwie skrajne emocje – to dobra książka, ale też – zawiodłam się.
Liczyłam, że historia chłopca nieodczuwającego emocji, będzie emocjonalna dla mnie. Tymczasem w trakcie lektury, podobnie jak główny bohater, nie czułam niemal nic. Poza pierwszą sceną, której udało mi się mnie zaskoczyć, całość była dla mnie wręcz nieco nudnawa. Mimo że teoretycznie wiele się tu bowiem dzieje, tak dla mnie była to kompletnie nieangażujące. Nie wiem, czy to kwestia tego, kim jest i jak czuje główny bohater, czy może ta specyficzna skąpość opisów, to cecha literatury azjatyckiej, ale do mnie sposób opowiadania tej historii, po prostu nie trafił. Cały czas czułam się, jakby stała gdzieś z boku tej historii, zamiast ją przeżywać.
Jednocześnie, ta racjonalna część mnie rozumie, w czym zakochali się inni. Bo to nietypowa historia o niezwykłych bohaterów, która może zaskoczyć. To też książka stosunkowo krótka i zapisana w dość prostych słowach, dlatego można ją połknąć w jedno popołudnie.
Myślę więc sobie, że to po prostu dobra książka, ale może niekoniecznie trafiająca w moją wrażliwość.
Może to, że nie przepadam za migdałami, było jednak jakimś znakiem?
To takie dziwne, że po przeczytaniu książki można czuć tak dwie skrajne emocje – to dobra książka, ale też – zawiodłam się.
Liczyłam, że historia chłopca nieodczuwającego emocji, będzie emocjonalna dla mnie. Tymczasem w trakcie lektury, podobnie jak główny bohater, nie czułam niemal nic. Poza pierwszą sceną, której udało mi się mnie zaskoczyć, całość była dla mnie wręcz...
2022-09-13
2022-09-13
2022-09-13
Cztery dni, trzy tomy, a piątego dnia na dokładkę jeszcze przeczytałam jeszcze dwa dodatki. Tak wyglądała moja przygoda z trylogią „Okrutnego Księcia”, mimo że długo w ogóle nie interesowałam się tym tytułem.
Gdy jednak usłyszałam w podcaście „Czytu Czytu”, o czym tak naprawdę są te książki, zamiast opierać się na własnych domysłach, wiedziałam, że chcę je przeczytać. I przeczytałam, a raczej powinnam powiedzieć, że pochłonęłam. Wciągnęłam się w tę historię bowiem niesamowicie i bawiłam się przy niej tak dobrze, jakbym znowu była nastolatką i czytała pierwszą tego typu historię w życiu.
Wszystko to za sprawą tego, jak wiele jednocześnie toczy tu się wątków, jak dynamicznie zmieniają się relacje między bohaterami i jak to wszystko wpływa na samych bohaterów. Trzy siostry, z czego każda z zupełnie innym pomysłem na siebie. Ojczym, którego powinno się nienawidzić, ale jednak chce się jego dumy. Macocha ze swoimi sekretami. Walka o władze, szpiedzy i książęta z różnymi pomysłami na siebie, a gdzieś w tym wszystkim także wątek bycia człowiekiem w świecie magicznych stworzeń. Ja jestem ogromną fanką wątku sióstr, w którym nawet jeśli nie wszystkie decyzje podejmowane przez bohaterki, mi odpowiadały, tak naprawdę byłam w stanie je zrozumieć. I to łączy się z moim drugim ulubionym wątkiem, czyli próbą odnalezienia się jako człowiek.
Wątku romantycznego, co do którego widziałam najwięcej zastrzeżeń, jest tu zaś naprawdę niewiele i moim zdaniem to wychodzi na dobre tej książce, bo w tym wątku widziałam najmniej potencjału, wydawał mi się on po prostu najmniej ciekawy. Niemniej jeśli już wybija się na pierwszy plan, to robi to całkiem zgrabnie i mam poczucie, że wpisuje się w całą tą brutalną elfią rzeczywistość, którą stworzyła autorka.
Sama kreacja świata elfów też niezwykle mi się podobała, bo jawił mi się on jako niezwykły, wyciągnięty jakby z mrocznych baśni, piękny, ale też pełen często bezcelowego okrucieństwa. Co ważne, a wcale nie takie oczywiste, nie miałam też, ani przez moment, wrażenia, że autorka łamie, czy nagina ustanowione przez siebie zasady, wręcz przeciwnie miałam poczucie, że ona dokładnie wiedziała, co robi od początku i po prostu konsekwentnie się tego trzyma.
Muszę też odnieść się do samego zakończenia trylogii, które uważam po prostu za niezłe, bo samo rozwiązanie pewnych kwestii wydawało mi się w momencie lektury, nie tylko zaskakujące, ale na swój sposób, mimo wszystko nieco zabawne. Miałam gdzieś bowiem z tyłu głowy myśl o ekranizacji i pewnych scen, chyba nie chciałabym widzieć w takiej formie. Myślę. że liczyłam jednak co się innego, mocniej uderzającego w moje emocje.
Słowem podsumowania mogę powiedzieć chyba tylko, że to jak szybko przeczytałam tę trylogię, mówi samo za siebie. Naprawdę nie pamiętam, kiedy pochłonęłam ostatnio jakąś serię z takim zaangażowaniem, jak to miało miejsce w tym przypadku. Pochłonęłam, pokochałam i polecam, jeśli szukacie czegoś angażującego, z ciekawymi bohaterami i kilkoma zwrotami akcji po drodze.
Cztery dni, trzy tomy, a piątego dnia na dokładkę jeszcze przeczytałam jeszcze dwa dodatki. Tak wyglądała moja przygoda z trylogią „Okrutnego Księcia”, mimo że długo w ogóle nie interesowałam się tym tytułem.
Gdy jednak usłyszałam w podcaście „Czytu Czytu”, o czym tak naprawdę są te książki, zamiast opierać się na własnych domysłach, wiedziałam, że chcę je przeczytać. I...
Zwykle pisanie o książkach przychodzi mi łatwo. Czasami zdarza się jednak, że trafiam na książkę, która podoba mi się tak bardzo, że nie potrafię o niej opowiedzieć. Zupełnie, jakby wszystkie emocje, które odczuwałam w trakcie lektury, wyssały ze mnie wszystkie słowa i zostawiły tylko te buzujące emocje. Dokładnie tak było w przypadku "Długo i szczęśliwie" Alison Cochrun.
Ta historia dała mi bowiem dokładnie to, czego poszukuję w dobrej komedii romantycznej, ale dodała do tego czegoś więcej.
Mamy tu cudownych bohaterów, którzy, co prawda sporo zyskują, gdy są razem, ale także osobno tworzą postaci ciekawe, wielowymiarowe, walczące ze swoimi lękami, odczuwające przeróżne emocje i mierzące się z różnego typu wyzwaniami. Postaci, które skradły moje serce, tym jak bardzo są nieidealne. Muszę też docenić kreacje bohaterów drugoplanowych, którzy nie stanowili tu tylko narzędzi do pchnięcia akcji, ale byli też jacyś, co szczególnie doceniam w przypadku kobiet biorących udział w reality show.
Mamy relacje głównej pary, która rozwija się i zmienia, w trakcie całej tej opowieści, ale przez cały czas jej obserwowanie dawało mi niesamowitą satysfakcję, bo między bohaterami zdecydowanie nie brakuje chemii. Poza tym jednak są w tej relacji prawdziwe emocje, jest czułość, są rozmowy i wzajemna troska, a z tego powoli rodziło się uczucie, a tego właśnie szukam w powieściach romantycznych.
Mamy dialogi, które potrafiły mnie rozbawić i fabułę, która potrafiła mnie zaangażować całkowicie.
Ale to nie wszystko. Alison Cochrun dodała bowiem tej historii czegoś jeszcze, wpisując w nią, wątki związane ze zdrowiem psychicznym oraz odkrywaniem własnej tożsamości, na co, jak pokazuje ta historia, absolutnie nigdy nie jest za późno. I gdy dochodziłam już do tych poważniejszych rozmów między bohaterami, gdy miały miejsce sceny, w których emocje brały nad bohaterami górę, coś się we mnie zaciskało. Te problemy były bowiem przedstawione w taki sposób, że potrafiły mnie poruszyć, wzbudzić moje emocje i dotknąć mnie, przez co miałam poczucie, że czuję, to co czują bohaterowie.
Poza tym ta książka jest po prostu bardzo ładnie napisana. Podobało mi się, to jak balansowała na granicy bycia dosłowną, a nieco bardziej metaforycznym, jak pięknie przeplatała ze sobą kolejne zdania i jak czasem, bardzo prostemu dialogowi, dodawała czegoś takiego, że potrafił ująć mnie za serce.
"Długo i szczęśliwie" to jedna z tych komedii romantycznych, które pod płaszczykiem bardzo przyjemnej i satysfakcjonującej lektury, mówi o czymś więcej i robi to dobrze. Jeśli szukacie czegoś, co, da Wam nie tylko przyjemność w trakcie czytania, ale zaangażuje w historie, a może nawet tak jak i mnie, Was poruszy, to z całego serca polecam Wam powieść Alison Cochrun. To z pewnością będzie mój tegoroczny ulubieniec, a kto wie, może nie tylko tegoroczny.
Zwykle pisanie o książkach przychodzi mi łatwo. Czasami zdarza się jednak, że trafiam na książkę, która podoba mi się tak bardzo, że nie potrafię o niej opowiedzieć. Zupełnie, jakby wszystkie emocje, które odczuwałam w trakcie lektury, wyssały ze mnie wszystkie słowa i zostawiły tylko te buzujące emocje. Dokładnie tak było w przypadku "Długo i szczęśliwie" Alison...
więcej Pokaż mimo to