-
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać441 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14 -
Artykuły
Zapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2014-05-30
Całkiem niedawno przeżyłam swoje pierwsze spotkanie z twórczością Camilli Lackberg. Było to spotkanie całkiem udane, które pozostawiło po sobie same miłe wspomnienia. Z wielkim optymizmem więc wypożyczyłam kolejną z książek tej skandynawskiej autorki, czyli Zamieć śnieżną i woń migdałów.
Martin Mohlin wraz ze swoją nową dziewczyną jadą na święta na wyspę Valo, do pensjonatu, w którym mieszka rodzina młodej kobiety. Policjant poznaje tam rodzinę swojej wybranki, aczkolwiek jest to spotkanie dość... osobliwe. Bowiem przy kolacji umiera senior rodu Ruben. Od razu wychodzi na jaw, iż ktoś go otruł. Wkrótce rodziną wstrząsa kolejna tragedia, a z wyspy nie można się wydostać. Jakiego rozwiązania doczeka się ta tajemnica?
Powieścią tego nazwać nie można. Jest to raczej krótkie opowiadanie, nowela. Coś w stylu Agathy Christie, więc pod tym względem jak najbardziej przypadło mi do gustu.
Kolejnym plusem jest również fakt, iż czyta się tę historię bardzo szybko. Wystarczy praktycznie jeden wieczór.
Niestety - moim skromnym zdaniem - kryminałem tego nazwać nie można. Dla mnie to jest jakieś takie bezpłciowe.
Fabuła banalna, nasze oczy tylko ślizgają się po kartkach i nic z tego nie wynosimy. Wiele scen byłam w stanie przewidzieć, wszystko mnie nudziło. Żadnego polotu.
Aczkolwiek można to było jakoś lepiej wykorzystać. Mam wrażenie, iż autorką pisała tę historię na czas, z zegarkiem w ręku. Oby tylko zmieścić się w przedziale czasowym, a co z tego wyjdzie to już nie moja broszka. Jak wspomniałam był potencjał, ale na dłuższą powieść.
Nie sądziłam, że kiedykolwiek ocenią tak nisko jakikolwiek kryminał, a po Camilli Lackberg to naprawdę spodziewałam się czegoś więcej. Cóż, teraz się zawiodłam, ale nie mam zamiaru rezygnować z innych powieści tej autorki. Wydaje mi się, że są one zdecydowanie lepsze.
Całkiem niedawno przeżyłam swoje pierwsze spotkanie z twórczością Camilli Lackberg. Było to spotkanie całkiem udane, które pozostawiło po sobie same miłe wspomnienia. Z wielkim optymizmem więc wypożyczyłam kolejną z książek tej skandynawskiej autorki, czyli Zamieć śnieżną i woń migdałów.
Martin Mohlin wraz ze swoją nową dziewczyną jadą na święta na wyspę Valo, do...
2013-10-29
Nie wiedziałam, że jest to jakakolwiek seria. Za Fabrykantkę aniołków wzięłam się więc zupełnie w ciemno, a tu okazuje się, iż jest to ostatni tom bestsellerowej sagi Camilli Lackberg, która odniosła światowy sukces. Bo jak mówi okładka tej książki to nie tylko mroczne thrillery, ale również doskonałe powieści obyczajowe, znakomicie oddające klimat współczesnej szwedzkiej prowincji. Czy się z tym zgadzam? W zupełności. Z recenzji innych Czytelników wiedziałam, że Camilla Lackberg to bardzo dobra pisarka, która tworzy niesamowite kryminały, ale dopiero niedawno mogłam przekonać się o tym na własnej skórze. I pod wszystkimi pozytywnymi opinia o tej książce, jak i o jej autorce, podpisuję się wszystkimi kończynami, a i w zęby długopis wezmę, żeby parafkę złożyć.
W Wielką Sobotę 1974r. z z małej wyspy blisko Fjallbacki znika rodzina. Napoczęty posiłek wystygł już na stole, w domu nie ma żywego ducha... oprócz małego dziecka. Mała dziewczynka, którą znajdują policjanci zaalarmowani tajemniczym zgłoszeniem, płacze na środku pokoju sama jak palec. Z całej rodziny w domu znaleziono tylko ją.
Jakiś czas później ta mała dziewczynka wraca na wsypę i pragnie dowiedzieć się, co stało się z jej tajemniczo zaginioną rodziną.
Wraz z mężem Ebba postanawia wyremontować stary ośrodek kolonijny, w którym niegdyś mieszkała. Jednak to, co odkrywają przed sobą mury tego budynku zaskakuje i przerażą wszystkich. W dodatku ktoś czyha na życie kobiety. Czy to możliwe, by była to ta sama osoba, która jest odpowiedzialna za zniknięcie jej rodziny?
W Fabrykantce aniołków poznajemy dalsze losy policjanta Patrika Hedstrona i jego żonę Erickę. Co prawda, ich historia zaczęła się w pierwszym tomie, a ten jest już ostatnim, jednak nie przeszkadza nam to w zrozumieniu akcji.
Camilla Lackberg w swoich książkach doskonale łączy wątki kryminalne z wątkami obyczajowymi. Jest nie tylko doskonałą pisarką, ale także obserwatorką. Mało kto umie tak dobrze pogodzić te oba wątki, a Camilli wyszło to naprawdę dobrze. Świetnie poprowadzeni i wykreowani bohaterzy, o których na pewno wiedzielibyśmy więcej, gdybyśmy zaczęli czytać od tomu pierwszego, intrygująca akcja, która trzyma nas w napięciu i nie pozwala oderwać się od książki.
Nasze zainteresowanie wzbudzają także "kartki z pamiętnika", które możemy przeczytać przed każym nowym rozdziale powieści. Niby nic ważnego, z pozoru niepowiązane ze sobą historie, które jednak z czasem wiążą się we wspólną, logiczną całość.
Jeśli chodzi o zakończenie, to nieco się na nim zawiodłam... Liczyłam na coś bardziej... niewiarygodnego, a dostałam coś... Co prawda, sama nie domyśliłam się rozwiązania tej zagadki, ale kiedy już ją poznałam, nie było ono dla mnie wielkim zaskoczeniem. Właśnie dlatego szczerze Wam mówię, że lekko się zawiodłam. Ale jest to jedyny minus tej powieści, którego się dopatrzyłam.
Lektura Fabrykantki aniołków to było moje pierwsze spotkanie z prozą Camilli Lackberg i na pewno nie ostatnie. Ta książka mnie zaintrygowała i mam nadzieję, że będzie tak z kolejnymi powieściami tej autorki. Już teraz nie mogę się doczekać kolejnej książki, którą będę miała okazję przeczytać.
Serdecznie polecam Wam tę książkę i myślę, że w ciemno mogę polecić Wam także inne książki tej autorki. Choć powiem Wam, że bardzo rzadko mi się to zdarza. W tym jednak przypadku nie mam żądnych wątpliwości.
Jeśli lubicie zagadki i niewyjaśnione morderstwa i nie pogardzicie dobrym wątkiem obyczajowym, to ta książka jest dla Was.
Nie wiedziałam, że jest to jakakolwiek seria. Za Fabrykantkę aniołków wzięłam się więc zupełnie w ciemno, a tu okazuje się, iż jest to ostatni tom bestsellerowej sagi Camilli Lackberg, która odniosła światowy sukces. Bo jak mówi okładka tej książki to nie tylko mroczne thrillery, ale również doskonałe powieści obyczajowe, znakomicie oddające klimat współczesnej szwedzkiej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-07-07
Czy lubię polskie kryminały? Cóż, jakby to powiedzieć... Nie przepadam. Nie jest tak, że nasi autorzy są źli czy coś w tym stylu, ja po prostu lubię nieznane. Wolę czytać o tym, jak jest zagranicą, wolę poznawać tamtejszych morderców, jak i metody działania policjantów, którzy mają ich potem złapać. Do polskich autorów nic nie mam, ale to jednak nie to... W takim razie - zapytacie - co mnie skłoniło do sięgnięcia po ten kryminał? Pozytywne i zachęcające recenzje, które w dużej mierze zadecydowały o tym, iż postanowiłam tę książkę przeczytać. Myślę, że gdybym, nie czytając wcześniejszych recenzji, zobaczyła tę książkę na bibliotecznej półce, przeczytała opis i miała do wyboru dziesiątki, a nawet setki innych powieści, tudzież kryminałów, po książkę Kamyk nie sięgnęłabym.
Świat Daniela Kocha nagle legł w gruzach, kiedy to kobieta, z którą spędził noc zostaje postrzelona i leży w ciężkim stanie w szpitalu, a on musi zająć się jego niewidomą córką Kamilą.
Sytuacji nie poprawia fakt, iż napastnicy strzelający do Ewy Kochanowskiej - zabili oni także szefa Daniela Kocha - teraz czyhają na życie jej córki. Czy postawiony w niezręcznej sytuacji mężczyzna odnajdzie się w roli przybranego ojca i uda mu się zapewnić bezpieczeństwo Kamili?
Jest to mój debiut, jeśli chodzi o twórczość Joanny Jodełki. Czu debiut udany? Trudno mi powiedzieć, tak naprawdę. Bohaterowie niby są, akcja jest, wątek kryminalny, morderstwo, tajemnica - ciut słaba, ale jest. Wszystko to dla mnie jakieś takie nijakie.Bez wyrazu, bez koloru, jakby po prostu miało być.
Pierwsze strony książki były dla mnie niezrozumiałe, zawiłe i ciężkie. Szczerze wątpiłam w to, czy uda mi się ten kryminał dokończyć, a nawet jeśli mi się uda, to kiedy to nastąpi. Ale z drugiej strony, nie liczyłam też na zbyt wiele. Nie mam zbyt dużych oczekiwań, jeśli chodzi o naszych rodzimych autorów. W tej książce też nie pokładałam dużych nadziei, jednak żal, że Kamyk niczym mnie nie zaskoczył.
A skoro już mowa o Kamyku. Kamyk to Kamila - moja imienniczka, swoją drogą - córka Ewy Kochanowskiej, która leżąc nieprzytomna w szpitalu nie może zająć się córką. Starsza kobieta, która odwiedza Ewę i opiekuje się jej domem i córką od czasu do czasu, prosi o pomoc z dziewczynką Daniela Kocha - mężczyznę, który spędził z matką niewidomej jedną noc, jest teraz proszony o opiekę nad jej dzieckiem. W dodatku niewidomym! Mężczyzna jednak podejmuje się zadania i od teraz zaczynają się schody. Kamila jest niedostępna. Pragnie mieć matkę i dom tylko dla siebie, po tym jak straciła ojca, nie ufa żądnemu mężczyźnie, w tym Kochowi. Mające wkrótce miejsce wydarzenia diametralnie zmieniają jej opinię o mężczyźnie. Od tej pory staje się on jej bohaterem i z całego serca pragnie, żeby zajął miejsce u boku jej matki.
Fabuła nie powala na kolana, prawdę mówiąc. Podczas czytania pierwszych stron książki bardzo się nudziłam i czekałam na jakiś rozwój wydarzeń, a kiedy on już nastąpił... cóż, fajerwerków nie było.
Wspomniałam już wyżej - wszystko w tej książce jest dla mnie nijakie. Bardzo chciałabym zachwycać się tą pozycją, wychwalać pod niebiosa, ale po prostu nie mogę! Nie mam żadnego punktu zaczepienia, który uzasadniłby moją pozytywną opinię.
Język, którym napisana została powieźć, jest prosty i łatwy w odbiorze, ale czytało mi się jakoś ciężko. Nie wiem, czy to ze mną jest coś nie tak? Wszyscy się zachwycają, a ja nie widzę czym.
Na plus jedynie zasługuje fakt, iż autorka dobrze czuła się w rolę niewidomej, ale i tutaj znajdzie się jakieś "ale". Nad wyraz rozwinięty zmysł węchu Kamili wydawał mi się wręcz nieprawdopodobny! Rozpoznać kogoś po zapachu wyprysku skórnego? Co prawda, okazał się on wkrótce nowotworem, który Kamyk rozpoznała.
Możemy także przespacerować się po Poznaniu. Autorka umiejętnie opisała nam miejsca, w których mają miejsce poszczególne wydarzenia co zobrazowało i urzeczywistniło nam przebieg akcji.
Są to chyba wszystkie pozytywne aspekty, których dopatrzyłam się w tej książce...
Teraz powinnam powiedzieć czy polecam, czy też nie polecam tej książki, tak? I ja tego nie wiem. Po prostu: ktoś będzie chciał sięgnąć - sięgnie, nie będzie chciał - nie sięgnie.
Nie wiem co to miało wyjść. Thriller? Kryminał? Doprawdy nie wiem, ale wyszło raczej słabo.
Czy lubię polskie kryminały? Cóż, jakby to powiedzieć... Nie przepadam. Nie jest tak, że nasi autorzy są źli czy coś w tym stylu, ja po prostu lubię nieznane. Wolę czytać o tym, jak jest zagranicą, wolę poznawać tamtejszych morderców, jak i metody działania policjantów, którzy mają ich potem złapać. Do polskich autorów nic nie mam, ale to jednak nie to... W takim razie -...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-07-06
Nim nadejdzie mróz to już ostatnia książka z serii o komisarzu Kurcie Wallanderze. Do tej pory z jego postacią spotkałam się raz, przy okazji lektury Piątej kobiety. Cóż, gdyby tamta książka mi się nie podobała to czy sięgnęłabym po tę, kolejną? Odpowiedź jest prosta - nie. A czy to spotkanie ze szwedzkim kryminałem się udało? Zaraz Wam odpowiem.
Linda Wallander, córka dotychczasowego głównego bohatera, pragnie przejąć pałeczkę po ojcu. Niedługo zaczyna swoją pracę w policji. Jednak wcześniej ginie jej przyjaciółka Anna. Dziewczyna niepokoi się o los przyjaciółki, lecz ojciec nie traktuje tej sprawy poważnie. Przyszła policjantka bierze sprawę w swoje ręce. Zaginięciu Anny towarzyszą serie tajemniczych wydarzeń. Morderstwo przypadkowej (?) kobiety, pożary kościołów i napaść na Lindę. Czy teraz sprawa jest na tyle poważna, aby Kurt Wallander zainteresował się zaginięciem przyjaciółki córki? Dokąd zaprowadzi ich trop fanatycznej sekty, na który wpadli?
Aura tajemniczości i niesamowity klimat, które towarzyszą nam w czasie czytania książek Henninga Mankella, są niczym mgła przylegająca do naszego ciała i próbująca wedrzeć się w najgłębsze zakamarki naszego umysłu. Otula już przy pierwszych stronach książki, a odpływa dopiero przy jej zakończeniu. To właśnie sprawia, że kryminały te są tak realistyczne, wciągające i po prostu oczarowują Czytelnika.
Na uwagę zasługuje również fakt, iż autor po mistrzowsku łączy w zakończeniu wszystkie wątki, które na początku wydawały się nie mieć ze sobą nic wspólnego. Mimo iż na pierwszych stronach powieści akcja nie leci na łeb na szyję, nie nudzimy się. Jesteśmy stopniowa wprowadzani w życie bohaterów, stopniowo rozwija się właściwa akcja, która z czasem nabiera tempa.
Jak to u Henninga Mankella w książkach bywa, tutaj także autor porusza aktualne problemy społeczny. W tej powieści trafiło na sekty religijne. Jak wielką potrafią wyrządzić krzywdę? Jak są silne i do czego zdolne osoby, które ślepo wierzą w coś czy kogoś, kto wyrządza same krzywdy i nie robi nic dobrego? Najgorsze jest to, że przewodniczący takich sekt często wykorzystują dobrych i prawych ludzi i tak mieszają im w głowach, że te osoby dadzą sobie wmówić wszystko. Nawet to, że Bóg wymaga ofiar, a oni mają te ofiary złożyć. Nieważne człowiek czy zwierzę. Jedna osoba czy kilkanaście, kilkaset. Ważne, żeby w oczach swojego boga zobaczyli uznanie.
Przejdźmy teraz do bohaterów. Jest to pierwsza część z serii z Lindą Wallander, a zarazem ostatnia część z serii z Kurtem Wallanderem. Można więc się domyślić, iż w tej książce bardziej skupimy się na córce komisarza, aniżeli na nim samym. Rozstanie z głównym bohaterem poprzednich części nie jest bolesne i nagłe. Spokojnie, Kurt Wallander nie ginie w tajemniczych okolicznościach i nie zostaje postrzelony podczas żądnej akcji. Nie, on cały czas nam towarzyszy. Jest, ale w tle. I muszę Wam powiedzieć, że Lindę Wallander polubiłam tak samo jak jej ojca, a może nawet bardziej? Tak samo logiczna i konkretna jak ojciec. Może ma tylko więcej uczuć, które zneutralizują się podczas pracy w policji. Jedno co o córce komisarza mogę stwierdzić, to to, iż jest ona na pewno mniej nerwowa niż ojciec. Chociaż może i to ulegnie zmianie po tak długim stażu w policji, po zarwanych nocach i po hektolitrach kawy, które przyszła pani komisarz będzie musiała wypić, aby w miarę logicznie myśleć.
Kolejne spotkanie ze szwedzkim kryminałem Henninga Mankella wypadło nad wyraz dobrze. Jestem zadowolona i podobnie jak książki Piąta kobieta tej także na długo nie zapomnę.
Zapomniałam wspomnieć, iż tę książkę można swobodnie czytać bez zapoznania się z poprzednim tomem. Jednak zachęcam Was do przeczytania wszystkich kryminałów, w których występuje postać Kurta Wallandera.
Nim nadejdzie mróz to już ostatnia książka z serii o komisarzu Kurcie Wallanderze. Do tej pory z jego postacią spotkałam się raz, przy okazji lektury Piątej kobiety. Cóż, gdyby tamta książka mi się nie podobała to czy sięgnęłabym po tę, kolejną? Odpowiedź jest prosta - nie. A czy to spotkanie ze szwedzkim kryminałem się udało? Zaraz Wam odpowiem.
Linda Wallander, córka...
2013-02-10
Półki księgarń i bibliotek uginają się pod ciężarem książek kryminalnych, których na naszym rynku jest dużo. Od klasyków Agathy Christie po współczesnych autorów, m.in. Alex Kave.
Kryminał to jeden z moich ulubionych gatunków literacki, dlatego nie obce mi są książki wyżej wymieninych autorek. Kolekcjoner to pozycja, którą zaczynałam swoją przygodę z tym gatunkiem kilka lat temu, a teraz dzięki wygranej w konkursie, mogłam sobie tę książkę odświeżyć i zrecenzować. I, mimo że ogólny zarys fabuł znałam i wiedziałam mniej więcej jak akcja się potoczy, książka wzbudziła we mnie te same emocje co za pierwszym razem.
Agentka specjalna Maggie O'Dell widziała wiele w swojej karierze. Ścigając morderców, psychopatów i przestępców, zagłębiała się w najbardziej mroczne, najbardziej przerażające zakamarki ludzkiego umysłu. Ale kiedy na Florydzie straż przybrzeżna wyłowiła pojemnik wypełniony starannie owiniętymi częściami ciała, nawet tak doświadczona agentka jak Maggie O'Dell nie była przygotowana na to, z czym miała się zmierzyć...
Tors, stopa, trzy ręce... Kto i w jakim celu precyzyjnie odcinał części ludzkiego ciała? Czy ktoś mógł być tak szalony, by je kolekcjonować?
Maggie zaczyna niezwykle trudne śledztwo. Odkrywa, że tors należy do zaginionego w tajemniczych okolicznościach mężczyzny. Sprawę komplikuje fakt, że zaginął on ponad 600 mil od miejsca, w którym został odnaleziony fragment jego ciała...
W tym samym czasie znad Kuby nadciąga potężny huragan, który według prognoz może spustoszyć całą Florydę. Z każdą chwilą jest coraz mniej czasu na rozwiązanie makabrycznej zagadki.
Zacznijmy od postaci, które są bardzo dobrze zarysowane. Wiemy o nich tyle ile potrzeba, aby bez problemów przejść przez całą książkę, oferującą nam tak ciekawe postaci.
Maggie O'Dell jest agentką FBI, którą poznajemy w momencie, gdy wraca zmęczona - psychicznie i fizycznie - sprawą, która właśnie zakończyła się strzelaniną. O tej kobiecie można powiedzieć, że jest właściwą osobą na właściwym stanowisku, jednak wspomnienia ze spraw przez nią prowadzonych, które skrzętnie szufladkowała w swojej pamięci, nagle wyślizgują się z zakamarków jej umysłu i nie dają jej spać po nocach. Jak poradzi sobie ona z kolejną trudną sprawą? Właśnie w chwili jej kryzysu emocjonalnego nieopisaną pomocą okaże się dla niej Liz, ratowniczka ze straży przybrzeżnej, należąca do ekipy, która odkryła tajemniczą lodówkę z częściami ludzkiego ciała.W sytuacji, kiedy Maggie będzie traciła panowanie nad sobą, to właśnie ona wyciągnie do niej pomocną dłoń z różowymi pigułkami działającymi cuda. Początkowo sądziłam, iż Liz jest zbyt wrażliwą osobą jak na taką pracę, jednak moje wątpliwości szybko się rozpłynęły, kiedy "zobaczyłam" ją w akcji i wyobraziłam ją sobie wiszącą kilka metrów nad wzburzonym oceanem.
Te dwie postaci, jak i zarówno Bejaminm Platt czy Pan B., wzbudziły we mnie sympatię. A co z postaciami, których pozytywnymi uczuciami nie obdarzyłam? Cóż, zdecydowanie jest to morderca, którego nie chcę Wam to opisywać, bo łatwo domyślicie się kim on jest (co i tak jest banalnie proste do odgadnięcia). Ale jest też na przykład Scott. Właściciel zakładu pogrzebowego, moim zdaniem bardzo naiwny i podatny na obiecanki jak kilkuletnie dziecko. Miałam o nim takie samo zdanie jak ojciec Trish - małżonki Scotta - flaki z olejem, które nie potrafią zadbać o własną rodzinę.
Fabuła książki rysuje się nam równie obiecująco co i bohaterowie biorący udział w akcji.
Napięcie dawkowane jest nam stopniowo, co wzbudza w Czytelniku chęć do przewracania kolejnych stron i zagłębiania się w lekturę. Motyw huraganu i cały ten wątek, dodaje akcji nieco dramaturgii, więc już napięcie jest większe. Mimo iż mordercę znamy praktycznie od początku, to nie jesteśmy w stanie odłożyć lektury, bo na każdej kolejnej stronie dzieje się coś ciekawego, wartego uwagi.
Kryminał napisany lekkim językiem co nie przeszkadza mu byciu jednym z lepszych,z którymi miałam okazję się jak do tej pory spotkać Przydałoby się powiedzieć jak Kolekcjoner wypada w porównaniu z innymi pozycjami Alex Kavy, ale muszę sięgnąć po inne książki tej autorki, ażeby moja opinia w tej sprawie była wiarygodna. A sądząc po tej książce, na pewno będzie jeszcze wiele okazji, żeby napisała.Wam dobre słowo o wyżej wymienionej autorce.
Tymczasem zapraszam Was do lektury Kolekcjonera i nad ciepłą Zatokę Meksykańską, gdzie najlepsze hot-dogi serwuje Pan B.
Półki księgarń i bibliotek uginają się pod ciężarem książek kryminalnych, których na naszym rynku jest dużo. Od klasyków Agathy Christie po współczesnych autorów, m.in. Alex Kave.
Kryminał to jeden z moich ulubionych gatunków literacki, dlatego nie obce mi są książki wyżej wymieninych autorek. Kolekcjoner to pozycja, którą zaczynałam swoją przygodę z tym gatunkiem kilka lat...
2013-05-05
Myślę, a przynajmniej mam taką nadzieję, że każdy fan kryminałów zapoznał się już z twórczością Alex Kavy. Spod jej pióra wyszły bowiem takie powieści jak Kolekcjoner, Czarny piątek czy właśnie Śmiertelne napięcie. W każdej z wyżej wymienionych książek występuje agentka FBI Maggie O'Dell, której losy w większości spraw splatają się z pułkownikiem Benjaminem Plattem, wybitnym specjalistą od chorób zakaźnych. Właśnie ten duet rozwiązuje tajemnicze kryminalno-medyczne zagadki, z którymi mają do czynienia w każdej z książek. I w tym przypadku nie było inaczej.
A o samej treści właśnie teraz słów kilka...
Nebraska. W tutejszych lasach znaleziono ciała młodych ludzi, na których widnieją dziwne obrażenia. Jeden z nastolatków ocalał, jednak nie jest on w stanie znacząco pomóc w śledztwie.
W tym samym czasie w dwóch szkołach, w Wirginii i Waszyngtonie, dochodzi do poważnych zatruć tamtejszych uczniów. Spraw podejmują się Maggie O'Dell i Benjamin Platt. Czy uda im się rozwikłać dwie, z pozoru niezwiązane ze sobą, sprawy?
Każdy stały Czytelnik mojego bloga doskonale wie, iż kryminał jest jednym z moich ulubionych gatunków literackich. Jestem więc bardzo wybredna jeśli chodzi o książki z tego gatunku i czasem trudno mnie zadowolić. Bo nieliczni (nawet nie wiem czy ktokolwiek) potrafi dorównać Agacie Christie czy opowiadaniom A. C. Doyle'a. I Alex Kava również nie dorównała, ale byłoby nudno, gdyby każdy autor kryminałów pisał tak samo, prawda? Tak więc będę starała się nie porównywać do innych pisarzy.
Zacznijmy może od fabuły, która - jak w większości książek w/w autorki - jest dość oryginalna. Tajemnicze światła pojawiające się na niebie, po przejściu których znaleziono ciała młodych ludzi z dziwnymi obrażeniami, to jest coś, co może Czytelnika zainteresować. I warto również w tym miejscu wspomnieć, iż Alex Kava posiada zdolność, pozwalającą jej opowiadać równocześnie dwie historie na raz. Tak jest i w tym przypadku, ponieważ w tym samym czasie, kiedy Maggie O'Dell prowadzi sprawę z miejscową "szamanką", Benjamin Platt zajmuje się niepokojącymi zatruciami. Z perspektywy dwie, niezwiązane ze sobą zagadki, których zakończenie Alex Kava potrafi napisać tak, że wszystko wskoczy na właściwe miejsce i stworzy logiczną całość. I to również jest duży plus w kryminałach tej autorki, bo nie raz bywa tak, że albo autor zostawi otwarte zakończenie i niedosyt u Czytelnika, albo po prostu poskleja wszystkie wątki byle jak. Ot tak, żeby było.
Fabuła nie przestaje nas interesować ani na moment. Bo kiedy nawet akcja dotycząca intrygujących świateł i podejrzanych zatruć zwalnia, my poznajemy przeszłość głównych bohaterów i osobliwą relację, która tych dwoje łączy.
Mogę więc szczerze polecić tę książkę, nie porównując jej do klasyki kryminałów. Nie jest to książka z nie wiadomo jak zbudowanym napięciem, ale nie nuży nas, a to jest chyba ważne.
Myślę, a przynajmniej mam taką nadzieję, że każdy fan kryminałów zapoznał się już z twórczością Alex Kavy. Spod jej pióra wyszły bowiem takie powieści jak Kolekcjoner, Czarny piątek czy właśnie Śmiertelne napięcie. W każdej z wyżej wymienionych książek występuje agentka FBI Maggie O'Dell, której losy w większości spraw splatają się z pułkownikiem Benjaminem Plattem,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-05-30
Zacznę od tego, iż nie wiedziałam, że to jest część jakiejkolwiek serii. Owszem, wiedziałam, że powstały już książki o Lily Bard, ale nie byłam świadoma tego, że jest to jeden ciąg. A więc Czyste sumienie to czwarta część serii o Lily Bard, mieszkance miasteczka Shakespeare.
Główna bohaterka odnajduje w lesie auto, w którym na przednim siedzeniu siedzi martwa Deedra Dean. Kobieta, która prowadziła dość rozwiązły tryb życia, mimo to cieszyła się dobrą reputacją. Podejrzanych jest mnóstwo, zaczynając od pierwszego mężczyzny, z którym spała Deedra, przez brata szeryf Marty Schuster, po samą Lily. Sprawa zaczyna robić się coraz bardziej intrygująca i niebezpieczna, kiedy ktoś próbuje zabić Joe'go C. Czy te obie prawy mają ze sobą coś wspólnego czy to tylko zwykła chciwość, która kierowała rodziną starszego pana?
Charlaine Harris ma lekkie pióro, dzięki czemu przy jej książkach możemy się zrelaksować i odprężyć. Było to moje pierwsze spotkanie z tą autorką, więc ten aspekt miło mnie zaskoczył. Fabuła nie jest oryginalna, przynajmniej ja jej takiej nie widzę. Powielany schemat, który jednak wnosi coś nowego i świeżego.
Muszę jednak przyznać, że bohaterowie mnie zawiedli. Nie polubiłam głównej bohaterki, która wydawała mi się nudna jak flaki z olejem. Moim zdaniem jest to największy minus tej książki, która zyskała by wiele na samych bohaterach. Bo fabuła to jedno, a wykreowanie wiarygodnych i nienużących Czytelnika bohaterów, to drugie.
Skoro wspomniałam już kilkukrotnie o fabule, to dodam również, iż nie jest ona szczególnie dynamiczna. Nie trzyma w napięciu, przez co stracił też punkt kulminacyjny książki, czyli zdemaskowanie mordercy. Czytałam, czytałam, przewracałam strony z takim samym zainteresowaniem z jakim oglądałabym partię szachów. Wszystko było senne, leniwe i nużące, a nudzie w książkach mówimy stanowcze NIE !
W tych zaledwie czterech, krótkich akapitach zawarłam wszystko, co chciałam Wam przekazać na temat tej książki. Trudno mi komuś polecić tę książkę, więc zostawiam tę sprawę Wam. Jeśli chcecie - sięgajcie, jeśli nie - raczej nic nie stracicie.
Zacznę od tego, iż nie wiedziałam, że to jest część jakiejkolwiek serii. Owszem, wiedziałam, że powstały już książki o Lily Bard, ale nie byłam świadoma tego, że jest to jeden ciąg. A więc Czyste sumienie to czwarta część serii o Lily Bard, mieszkance miasteczka Shakespeare.
Główna bohaterka odnajduje w lesie auto, w którym na przednim siedzeniu siedzi martwa Deedra Dean....
2013-04-26
Pierwsze spotkanie z Tess Gerritsen i jej kryminałem zaliczam do jak najbardziej udanych. Dostałam wszystko czego chciałam i nawet trochę więcej, bo tak dobrze rozbudowanego wątku miłosnego się nie spodziewałam. Oczywiście bohaterom tego wątku gorąco kibicowałam, bo to jest niedopuszczalne, żeby oni nie byli razem!
Ale przejdźmy najpierw do głównej treści książki.
ZABIŁA.
Taki zarzut usłyszała Miranda Wood, kiedy w jej własnej sypialni znaleziono zakrwawione ciało byłego kochanka Richarda Treimana. Obok zwłok leżał nóż kuchenny, którym zadano ciosy. Podejrzanie jest również to, że ktoś anonimowo wpłaca za nią sporą kaucję. Miranda musi udowodnić swoją niewinność, mimo że wszystko świadczy przeciwko niej. Walcząc o dobre imię, odkrywa krok po kroku mroczną sieć kłamstw, szantażu i korupcji. Ale jest ktoś, kto zrobi wszystko, żeby prawda wyszła na jaw. Im bardziej Miranda zbliża się do rozwiązania zagadki, w tym większym jest niebezpieczeństwie. W końcu sama staje się
celem mordercy.
Książka przepełniony intrygami, tajemnicami, szantażem i nieoczekiwanymi zwrotami akcji. Dodać do tego nutkę uczucia pomiędzy głównymi bohaterami i wychodzi nam taka książka jak Osaczona. Żeby nie było, książka nie jest zła. Wręcz przeciwnie, to połączenie bardzo mi się podobało. Dzięki temu nie nudzimy się w trakcie czytania, rozrywkę mamy zapewnioną non stop, za co należy się tej pozycji wielki plus.
Miranda Wood jest zdeterminowana w tym, aby udowodnić swoją niewinność, lecz musi działać w pojedynkę. Odwrócili się od niej przyjaciele i znajomi, nie wiedząc nawet czy ona naprawdę popełniła zbrodnię. Między wydaniem nad nią ostatecznego wyroku waha się jedynie brat zamordowanego Richarda Treimana. Młody, przystojny, wydaje się być zupełnie inny nić cała reszta rodziny. Jest nadzieja, że przynajmniej on zaufa Mirandzie na tyle, aby pomóc jej oczyścić swoje imię.
Czy pomiędzy tym dwojgiem rozkwitnie jakieś uczucie? Czy Chase zaufa Mirandzie i obdarzy ją uczuciem? Czy oboje się temu poddadzą? I najważniejsze, kto zabił Richarda?
Osaczoną czyta się szybko, lekko i przyjemnie. Można powiedzieć, że jest to lektura na jeden wieczór. Dosłownie. Duża czcionka sprzyja szybkiemu czytaniu, tak samo jak dynamiczna akcja i brak zbędnych opisów. Kryminał, ale jeden z lżejszych. Bohaterowie ani nie są przerysowani, ani nijacy. Są tacy niby w sam raz, ale jednak czegoś mi zabrakło. Jest to jednak niewielki minus na tle całości.
Słowem podsumowania pragnę polecić tę książkę w sumie to każdemu. Nie widzę jakiejś specjalnej grupy, której ta książka szczególnie by się spodobała. Jeśli Panie nie przepadają za mocnymi kryminałami, w których trup ściele się gęsto, ale jednak chciałyby zakosztować tego gatunku, to zdecydowanie im mogę tę książkę polecić.
Pierwsze spotkanie z Tess Gerritsen i jej kryminałem zaliczam do jak najbardziej udanych. Dostałam wszystko czego chciałam i nawet trochę więcej, bo tak dobrze rozbudowanego wątku miłosnego się nie spodziewałam. Oczywiście bohaterom tego wątku gorąco kibicowałam, bo to jest niedopuszczalne, żeby oni nie byli razem!
Ale przejdźmy najpierw do głównej treści...
2013-04-07
Książki, które porównuje się do znanych i popularnych powieści rzadko na to zasługują. Nieczęsto zdarza się książka, w tym przypadku kryminał, który zasługuje na porównanie do powieści Joanny Chmielewskiej czy Agaty Christie.
W tym przypadku nie jest inaczej, ale to jedyny błąd popełniony przy pisaniu tej książki, który jest widoczny gołym okiem. W większości przeważają jednak plusy.
Żeńka, dziennikarka, i jej przyjaciółka Anfisa, autorka kryminałów, przyjeżdżają do zamku wybudowanego na wyspie na środku jeziora. Zaprosił je właściciel posiadłości, który zlecił Żeńce napisanie swojej biografii. Zaczynają jednak ginąć ludzie, a podziemia zamku kryją upiorne tajemnice...
Kolejne spotkanie z Tatianą Polakovą nie okazało się wcale gorsze od poprzedniego.
Znowu te same bohaterki, Żeńka i Anfisa, które tym razem wybierają się na wyspę, aby tam zrelaksować się (w przypadku Anfisy) i napisać biografię pewnego osobliwego, starszego pana (Żeńka).
Dom, w którym miały mieszkać przerósł ich wszelkie oczekiwanie. Był to prawdziwy zamek, w którym działy się tajemnicze rzeczy, co nie uszło uwadze przyjaciółek.
Główne bohaterki wkraczają do akcji, chcąc wyjaśnić tajemnicze zjawiska mające miejsce w domu.
Dociekliwa Żeńka dzieli swój czas pomiędzy pracę, którą jest pisanie biografii właściciela domu, Lwa Nikołajewicza, i prywatne śledztwo. W między czasie zakochuje się jeszcze w Olegu, przyjacielu pana domu. Doprawdy zapracowana dziewczyna. Żywiołowa, energiczna, spontaniczna i przede wszystkim wolna.
Zupełnym jej przeciwieństwem jest Anfisa. Ustatkowana, spokojna, nie działająca impulsywnie. Ogień i woda, a jednak tak świetnie się dogadują. Dwie przyjaciółki gotowe skoczyć za sobą w ogień. Razem rozwiązały już kilka tajemniczych spraw, które przyciągają jak magnesy.
I nie inaczej jest w tym przypadku. Ich rekreacyjny pobyt na wyspie zamienia się w serię morderstw, których nie potrafią logicznie wyjaśnić.
Fabuła Pogoni za duchami jest podobna do Niewidzialnego obiektu chodzącego, który miałam już okazję recenzować. Niezobowiązujący urlop, w czasie którego mają miejsce "nadprzyrodzone" zjawiska i dziwne zbiegi okoliczności. Ale kto, jak nie Anfisa i Żeńka, sobie z tym poradzi?
Pod względem technicznym nie mam książce nic do zarzucenia. Literówka przytrafiła mi się jedna, więc nie jest źle.
Nie zawiodłam się na szacie graficznej, które znowu przyciąga wzrok. Jak w Niezidentyfikowanym... jest ona rysunkowa, ale nie rysunkowa, jak jest w książeczkach dla dzieci. Odwołuje się do treści książki, podobnie zresztą jak tytuł, który naprowadza nas już na fabułę i przygotowuje na to, czego mamy się spodziewać.
Język lekki i prosty, zrozumiały dla każdego Czytelnika pozwala na dosłowne pochłonięcie powieści.
I tym razem nie zawiodłam się na książce Tatiany Polakovej. Mimo iż do Agaty Christie czy Joanny Chmielewskiej trochę brakuje - więcej brakuje do tej pierwszej niż do drugiej - to nie można narzekać. Lekki kryminał, przy którym miło spędzimy czas i nawet się trochę pośmiejemy, bo nie można zapomnieć o humorze zawartym w tej pozycji.
Książki, które porównuje się do znanych i popularnych powieści rzadko na to zasługują. Nieczęsto zdarza się książka, w tym przypadku kryminał, który zasługuje na porównanie do powieści Joanny Chmielewskiej czy Agaty Christie.
W tym przypadku nie jest inaczej, ale to jedyny błąd popełniony przy pisaniu tej książki, który jest widoczny gołym okiem. W większości przeważają...
2012-11-29
Nazwisko autora Dziewczyny z sąsiedztwa jest wszystkim dość dobrze znane, prawda? Tak samo jak tematyka książek, które pisze.
Jednak posiadając całą tę wiedzę, nie spodziewałam się takiej lektury.
Z wielu recenzji wiedziałam, że ta książka jest dość kontrowersyjna i szokująca, ale ostatecznie przekonałam się o tym dopiero na własnej skórze, kiedy zaczytywałam się w kolejnych stronach powieści.
Z jednej strony jest przerażająca i zaskakująca, ale jednocześnie intryguje nas i wciąga do tego stopnia, że nie jesteśmy w stanie się od niej oderwać.
O czym jest Dziewczyna z sąsiedztwa, że aż tak się o niej rozpisuję?
Tytuł jest przecież zwyczajny, nadaje się zarówno do romansu jak i dla powieścidła dla nastolatek. Jednak po lekturze tej Dziewczyny z sąsiedztwa, te słowa już nigdy nie będą dla Was obojętne, a kojarzyć się Wam będą tylko z tą jedną książką.
Do miasteczka, w którym żyje nastoletni David sprowadza się starsza od niego o kilka lat Meg. Okazuje się ona siostrzenicą Ruth Chandler, sąsiadki chłopca.
Nastolatka i jej siostra, od tej pory będą mieszkać wraz z Ruth i jej trzema synami.
Już od samego początku kobieta nie pała do siostrzenicy zbytnią sympatią, jednak wydawać by się mogło, że to z czasem minie.
Jak bardzo mylił się ten, kto tak myślał.
Siostry nie mają w domu ciotki łatwego życia. Są poniżane i źle traktowane. Jednak najgorzej ma Meg.
Jej zastępcza matka wyzywa ją od dziwek, obrzuca błotem na każdym kroku, żartuje z niej przy każdej nadarzającej się ku temu okazji.
Jak długo dziewczyna zniesie te męki? Najgorsze jest to, iż to można uznać za najlepsze, co ją w tym domu spotkało. Nie spodziewa się bowiem, przez jakie piekło trzeba jej będzie wkrótce przejść.
Nawet nie wiem jak mam opisać wszystko co chcę Wam w tej recenzji przekazać. Nie wiem od czego mam zacząć. Z góry więc przepraszam, jeśli moja recenzja wyjdzie dość chaotycznie.
Chcę Wam pokazać jak okrutna jest Ruth - ciotka Meg - znęcając się nad nią w bunkrze. Jak bezmyślni są jej synowie, którzy bez użycia mózgu, jak barany, robią wszystko co każe im matka, bo przecież wszyscy się jej boją.
Jest ona kobietą wręcz odrażającą, bezpruderyjną, aż obleśną w swoim zachowaniu. Jestem skłonna ją prędzej nazwać dziwką, aniżeli Meg.
Nawet jeśli ta kobieta była czasem miła, to jak usprawiedliwić fakt, iż tak okropnie traktowała Susan i jej starszą siostrę? Jak usprawiedliwić fakt, że kazała krzywdzić te biedne dziewczyny nawet swoim niepełnoletnim synom? Nie jestem w stanie tego zrozumieć, nawet jeśli była ona chora psychicznie czy może miała trudne dzieciństwo, czym usprawiedliwia się teraz większość psychopatów i morderców.
Jeśli zaś chodzi o Davida, to co do niego mam dość mieszane uczucia. Nie rozumiem dlaczego po prostu nie poszedł do rodziców czy innej osoby dorosłej, i nie powiedział co dzieje się w domu obok. Bezczynnie się temu wszystkiemu przyglądał, patrzył jak powoli w torturowanej dziewczynie zamiera życie. Patrzył jak płacze jej młodsza siostra. Widział to wszystko i nic z tym nie zrobił. Jednak nie był oprawcą. Nie był tym, który poniżał, bił, przypalał i gwałcił. Był kimś pomiędzy.
Polubiłam go trochę bardziej, dopiero gdy zepchnął tę psychopatkę ze schodów. Sama bym tego lepiej nie ujęła.
Ta książka nie jest zwykłą książką jakich wiele. Nie sposób jej łatwo zapomnieć. Porusza bardzo kontrowersyjny temat znęcania się nad dziećmi. Trudno mi jest uwierzyć w to, że coś takiego może mieć miejsce w domu obok. Trudno mi uwierzyć w to, że ludzie są zdolni do czegoś takiego.
To jest po prostu nie do pojęcia. Nigdy nie zrozumiem takiego zachowania, nie zaakceptuję go i nigdy nie przyjmę żadnego usprawiedliwienia, które mogłoby coś takiego wytłumaczyć.
Trudno mi jest ocenić tę książkę. Nie potrafię powiedzieć więcej niż... WOW!
Naprawdę polecam. Doskonała powieść psychologiczno-obyczajowo-kryminalna.
A wstęp samego Stephena Kinga to to, na co ta książka zasługuje.
Nazwisko autora Dziewczyny z sąsiedztwa jest wszystkim dość dobrze znane, prawda? Tak samo jak tematyka książek, które pisze.
Jednak posiadając całą tę wiedzę, nie spodziewałam się takiej lektury.
Z wielu recenzji wiedziałam, że ta książka jest dość kontrowersyjna i szokująca, ale ostatecznie przekonałam się o tym dopiero na własnej skórze, kiedy zaczytywałam się w...
2012-11-25
Do czytania skandynawskich kryminałów nie trzeba mnie długo namawiać.
Chłopiec w walizce to dość popularna książka w blogerskim światku, która odniosła dość duży sukces i zbierała pozytywne opinie na swój temat, więc kiedy nadarzyła się okazja do jej przeczytania - nie wahałam się ani chwili.Jako pierwsza książkę przeczytała moja mama, ja miałam jeszcze stosik innych lektur, spodobała jej się. Zachęcona kolejną dobrą opinią, wzięłam się do lektury.
Jakie wrażenie wywarła na mnie powieść?
O tym słów kilka za chwilę.
Nina Borg jest pielęgniarką Czerwonego Krzyża, której życiową misją jest pomagać innym.
Sama na co dzień styka się z cierpieniem wielu ludzi.
Któregoś dnia jej przyjaciółka Karin informuje ją, że Nina musi natychmiast odebrać coś z dworcowej skrzynki w przechowalni bagażu i zająć się tą sprawą. Potem Karin znika.
Kiedy Nina dociera na miejsce, znajduje w schowku walizkę, a w niej ciało 3-letniego chłopca.
Chłopiec żyje. choć jest wycieńczony i przerażony.
Nina domyśla się, że chłopiec jest ofiarą przemytu dzieci. Nie wie jednak z jakiego kraju pochodzi, a co więcej, domyśla się, że jeśli przekaże sprawę policji, chłopiec zostanie odesłany z powrotem w ręce tych, którzy go sprzedali.
Próbując uratować życie chłopca i odgadnąć jego tożsamość, Nina odkrywa prawdę jeszcze bardziej przerażającą i bolesną niż jej się mogło wydawać...
Chłopiec w walizce to nie jest zwykły kryminał, których pełno teraz jest na naszym rynku wydawniczym. Szczerze mówiąc, to kryminału jest tu cząstka, w większości jest to powieść psychologiczna.
Chociaż trupy i wartka akcja są, to nie są one tak ukazane jak w typowym kryminale
Wspomniana wyżej akcja intryguje nas na tyle, że z niecierpliwością przewracamy kolejne kartki, żeby tylko dowiedzieć się, jak toczą się dalsze losy pielęgniarki Niny i porwanego chłopczyka Mikasa.
Książka podzielona jest na rozdziały, których narratorem za każdym razem jest inna osoba. Zabieg ten, pozwala nam poznać portret psychologiczny każdego z bohaterów. Możemy lepiej ich zrozumieć, ocenić. Utożsamiamy się z nimi.
Wiemy co czuje matka Mikasa, kiedy jej synek zostaje porwany. Wiemy co myśli Nina, który ukrywa się z chłopcem, aby ten nie dostał się w ręce porywacza. I w końcu, wiemy też, jakie pobudki działają na mężczyznę, który nie zawaha się przed niczym, byleby dostać obiecane pieniądze.
Powieść jest wielowątkowa. Przedstawione początkowo wydarzenia wydają się być ze sobą nie powiązane w żaden sposób. Jednak w miarę zbliżania się do punktu kulminacyjnego, wszystko układa nam się w jedną spójną całość.
I choć na początku miałam pewien pomysł na połączenie kilku wątków, tak teraz chylę głowy przed autorkami, że tak umiejętnie połączyły te wszystkie wydarzenia, tak, aby razem utworzył dobrą książkę, która trzyma czytelnika w napięciu do ostatnich stron.
W szybkim czytaniu sprzyja nam również styl, jakim Chłopiec w walizce został napisany. Prosty język, wystarczająca ilość dialogów i zwięzłe opisy, które nie nużą czytelnika, a dają mu przynajmniej zarys sytuacji.
Dla niektórych początek książki może się wydać trochę nudnawy - tak było w moim przypadku - jednak z czasem fabuła rozwija się, a akcja zaczyna nabierać tempa.
Czy polecam tę książkę? Tak.
Znakomita powieść psychologiczna, która wzbudzi emocje w wielu czytelnikach.
Do czytania skandynawskich kryminałów nie trzeba mnie długo namawiać.
Chłopiec w walizce to dość popularna książka w blogerskim światku, która odniosła dość duży sukces i zbierała pozytywne opinie na swój temat, więc kiedy nadarzyła się okazja do jej przeczytania - nie wahałam się ani chwili.Jako pierwsza książkę przeczytała moja mama, ja miałam jeszcze stosik innych...
2012-11-13
Jak działają na nas legendy? Czy jesteśmy w stanie w pełni w nie uwierzyć? A może są to tylko opowiastki, którymi straszy się dzieci?
Coś w stylu "Jeśli nie będziesz grzeczny/grzeczna, przyjedzie Baba-Jaga i Cię zje.". Czy tylko do tego stare podania? A może dorośli też w wierzą? Czy w takich opowieściach jest choć ziarno prawdy?
Przedsiębiorczy duet ,,urodzonych detektywów'', energiczna i zwariowana Żeńka oraz rozsądna Anfisa znów stoją u progu nowe przygody - a raczej wplątują się w kolejną aferę, jak zwykle za sprawą nieocenionej Żeni.
Wydawałoby się, że w takiej głuszy, do której właśnie je zaniosło, na pewno nic się nie dzieje - a tu niespodzianka! Trzy morderstwa pod rząd w zagadkowych okolicznościach, czarne msze w porzuconym młynie, mrożące krew w żyłach wycie na bagnach i cała masa podejrzanych.
Brak tylko dowodów...
Nasze główne bohaterki - Żeńka i Anfisa - są jak ogień i woda. Diametralnie się różnią, ale świetnie dopełniają.
Żeńka to porywcza i rozrywkowa kobieta. Świadczą o tym między innymi, krótkie włosy zafarbowane na niebiesko. Miewa szalone, a czasem nawet dość ryzykowne, pomysły. Jednak jej zapały studzi Anfisa. Spokojna i zrównoważona. Zawsze gotowa wszystko wytłumaczyć w sposób racjonalny, dlatego też, kiedy jadą do Lipatowa wyjaśnić tajemnicę siły nieczystej, Anfisa nie pała zbytnim entuzjazmem. Nawet po spotkaniu z domniemanym wilkołakiem i istotą, która niejasno przypominał mężczyznę.
Wbrew pozorom owe nocne przygody nie zniechęciły przyjaciółek do zajęcia się sprawą lipatowskiego diabła, a wręcz przeciwnie, od tej pory ich chęć rozwikłania tajemnicy z bagien jeszcze się wzmogła.
Wyżej wymienionych bohaterek po prostu nie można nie lubić. Są one tak pozytywnymi, sympatycznymi i przezabawnymi postaciami, że pałamy do nich pozytywnym uczuciem już od pierwszych stron książki, która wciąga nas i intryguje do ostatnich zdań.
Tak, intryguje, bo nieszczere byłoby, gdybym napisała, że kryminał ten trzyma nas w napięci. Całe napięcie, które w nas narasta w momentach grozy tej powieści, pęka niczym bańka mydlana, kiedy tylko do głosu dochodzą Żeńka i Anfisa.
Jest to taki kryminał, który możemy poczytać dla odprężenia. Jest pełen humoru, akcja toczy się wartko, główne postacie są niezwykle barwne, a całość tę dopełnia przystępność języka, jakim Niezidentyfikowany obiekt chodzący został napisany.
Co przykuło moją uwagę w tej książce? Zdecydowanie okładka. Jest oryginalna. Niezwykle barwna i można nawet powiedzieć, że zabawna. Widzimy na niej główne wątki książki, zielony myśliwy, szkielet i gdzieś w tle nawet tajemnicze bagna, wokół których skupia się cała tajemnica.
Nie żałuję, że wybrałam tę książkę, zwracając uwagę tylko na jej szatę graficzną.
Słowem podsumowania, mogę szczerze tę książkę polecić. Jest to kryminał, ale może posłużyć jako książka relaksacyjna. Urzeknie Was zabawnymi dialogami, barwnymi postaciami i intrygującą bagienną tajemnicą.
Po inne książki tej autorki na pewno jeszcze sięgnę. Mam nadzieję, że wszystkimi będę zachwycona tak jak tą.
Jak działają na nas legendy? Czy jesteśmy w stanie w pełni w nie uwierzyć? A może są to tylko opowiastki, którymi straszy się dzieci?
Coś w stylu "Jeśli nie będziesz grzeczny/grzeczna, przyjedzie Baba-Jaga i Cię zje.". Czy tylko do tego stare podania? A może dorośli też w wierzą? Czy w takich opowieściach jest choć ziarno prawdy?
Przedsiębiorczy duet ,,urodzonych...
2012-07-19
Po wielu latach nieobecności Konrad wraca do rodzinnego miasteczka, poproszony o to przez policję, która prowadzi dochodzenie w sprawie zabójstwa jego rodziców adopcyjnych.
Po powrocie nie ma co liczyć na życzliwość swojego przybranego brata, Klasa, który uważa, że zabójstwa dokonano przez niego.
Konrad dręczony bolesnymi wspomnieniami o swojej biologicznej matce postanawia dowiedzieć się o niej jak najwięcej, tym samym jednak, rozwiązuje zagadką morderstwa starszej pary.
Jaki okaże się finał? Kto zabił staruszków? Co stało się z Agnes Stankiewicz, jego biologiczną matką?
Pokuta to debiutancka powieść Ollego Lönnaeusa, ale czy słusznie porównywalna do sukcesu Stiega Larssona? O tym słów kilka za chwilę.
Zacznijmy od tego, że zamiarami autora było napisane kryminału. I tutaj zaczynają się schody, bo kryminał to wyszedł z tego słaby. Więcej tu wątków psychologiczno - obyczajowych niż akcji kryminalnej. Tak naprawdę, właściwa akcja zaczyna się dopiero pod koniec książki.
Postać głównego bohatera, Konrada Jonssona, nie przypadła mi do gustu. Nie wiedzieć dlaczego, strasznie mnie irytował. Był strasznie nieporadny i użalał się nad sobą, a to mnie denerwowało. Nie wiem czy to uczucie było przeze mnie uzasadnione, ale gdzieś w środku mnie istniało.
Jeśli chodzi o styl pisania to miałam wrażenie, jakby pisał to jakiś młody pisarz. Wrażenie chyba dość uzasadnione, biorąc pod uwagę fakt, że był to debiut autora. W tekście sporo zjedzonych literek, które coraz częściej zaczęły się pojawiać gdzieś w połowie książki lub trochę dalej. Wydaje mi się jednak, że tego nie możemy zarzucić autorowi.
Narracja trzecioosobowa z różnych perspektyw, ale najczęściej poznajemy punkt widzenia głównego bohatera co mnie w tej książce dobijało jeszcze bardziej, bo tak jak wyżej wspomniałam, głównego bohatera nie trawiłam.
A zakończenie? Zakończenie zaskakujące, tak, zaskakujące. Mordercy nie podejrzewałam, a wątek matki Konrada też mnie bardzo zaintrygował.
Także, podsumowując. Jeśli liczycie na dobry skandynawski kryminał to możecie się sparzyć. Nie polecam na pierwsze spotkanie czytelnikom, którzy chcą dopiero zacząć swoją przygodę z tym gatunkiem. Książka, która miała być kryminałem wyszła na coś w rodzaju obyczajówki z wątkami psychologicznymi. Uważam, że porównanie tej książki do debiutu Stiega Larssona jest całkowicie nie na miejscu. I jeszcze ten dopisek, że jest lepsza...
Po wielu latach nieobecności Konrad wraca do rodzinnego miasteczka, poproszony o to przez policję, która prowadzi dochodzenie w sprawie zabójstwa jego rodziców adopcyjnych.
Po powrocie nie ma co liczyć na życzliwość swojego przybranego brata, Klasa, który uważa, że zabójstwa dokonano przez niego.
Konrad dręczony bolesnymi wspomnieniami o swojej biologicznej matce postanawia...
2012-07-16
Lisbeth Salander po roku nieobecności wraca do Szwecji.
W tym samym czasie Mikael Blomkvist podejmuje współpracę z dwójką dziennikarzy. Dagiem Svenssonem i Mią Bergman. Pracują oni nad wydaniem książki, w której zostaną zdemaskowani mężczyźni powiązani z sekshandlem.
Kiedy para pada ofiarą brutalnego morderstwa, podejrzenia padają na Lisbeth. Mikael nie wierzy w jej winę, rozpoczyna więc śledztwo na własną rękę.
Zaczyna się wyścig z czasem, a na wierzch wychodzą zadziwiające szczegóły z życia Lisbeth. Czy Mikaelowi uda się udowodnić niewinność dziewczyny? Kim jest tajemniczy Zala często przewijający się w dokumentach Daga?
Druga część trylogii Millenium zdecydowanie lepsza od pierwszej. Akcja wciąga czytelnika od pierwszych stron i nie pozwala oderwać się aż do ostatniej. Książka oznaczona jako kryminał okazała się jednak powieścią sensacyjną, ale jakże dobrą!
Książka w pełni różniąca się od pierwszej części. Zarówno jeśli chodzi o mające miejsce wydarzenia, jak i o bohaterów.
W Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet, Mikael i Lisbeth mieli do rozwiązania zagadkę tajemniczego zniknięcia szesnastolatki sprzed trzydziestu laty. W tej części fabuła dotyczy problemów samej Lisbeth.
Blomkvist zostaje zepchnięty na drugi plan, co mi dopowiada, bo bardziej przypadła mi do gustu bohaterka niż bohater.
Poznajemy więcej szczegółów z życia dziewczyny. Lepiej zgłębiamy jej psychikę i na bieżąco obserwujemy co się z nią dzieje.
Tak jak w poprzedniej książce, sytuację obserwujemy z różnych perspektyw. Ze perspektywy Mikaela, Lisbeth, Dragana Armanskiego i jeszcze kilku innych osób. Jest to ciekawe doświadczenie, dzięki któremu poznajemy punkt widzenia każdej z osób, co pozwala nam wykreować swój własny pogląd na wydarzenia mające miejsce w powieści.
Zdecydowanym plusem jest to, że w powieści Dziewczyna, która igrała z ogniem nie mamy aż tylu wtrąceń w języku angielskim. Autorowi chwała za to! Było to lekkim utrudnieniem w czytaniu poprzedniej części.
Treść bardzo przystępnie napisana. Mimo wielu wątków nie pogubimy się w fabule.
Stron więcej niż w pierwszej części Trylogii, ale nie sądzę by można było coś usunąć nie szkodząc przy tym fabule. Czyta się przyjemnie, więc te kilkadziesiąt stron w tę czy w drugą stronę nie stanowiły dla mnie żadnej różnicy.
Słowem podsumowania. Ta część o wiele lepsza niż poprzednia. Czyta się znacznie przyjemnej bez tylu angielskich zdań, a napięcie związane z wydarzeniami opisanymi w książce towarzyszyło mi do ostatniej strony.
Zakończenie jest jednak trochę niejasne. Nie zdradzę oczywiście jaki jest finał, ale zachęca do sięgnięcia po kolejną książkę co ja niewątpliwie uczynię, kiedy tylko będę miała ku temu okazję.
Przeczytanie pierwszej części nie jest koniecznym warunkiem przed sięgnięciem po drugą.
Tak więc, polecam. :)
Ocena: +5/6
Trylogia Millenium:
Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet Recenzja
Dziewczyna, która igrała z ogniem
Zamek z piasku
Lisbeth Salander po roku nieobecności wraca do Szwecji.
W tym samym czasie Mikael Blomkvist podejmuje współpracę z dwójką dziennikarzy. Dagiem Svenssonem i Mią Bergman. Pracują oni nad wydaniem książki, w której zostaną zdemaskowani mężczyźni powiązani z sekshandlem.
Kiedy para pada ofiarą brutalnego morderstwa, podejrzenia padają na Lisbeth. Mikael nie wierzy w jej winę,...
2012-07-09
Mikael Blomkvist - dziennikarz i wydawca czasopisma ,,Millenium'', który staje przed sądem za zniesławienie ważnego przedsiębiorcy, Hansa-Erika Wennerströma. Postanawia, że na jakiś czas odpocznie od swojej pracy i przyjmuje propozycję kierownika ogromnego koncernu, Henrika Vangera. Ma o za zadanie rozwiązać tajemnicę zaginionej, przed ponad trzydziestoma laty, Harriet Vanger. Do pomocy dostaje Lisbeth Salander - zamkniętą w sobie, ale jakże genialną, researcherkę. Czy uda im się rozwikłać zagadkę tej niezwykle tajemniczej rodziny?
O książce Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet słyszałam wiele dobrego. Okładkę widziałam na różnych portalach i stronach niezliczone ilości razy, ale czy treść książki była warta tak rozległej reklamy?
Postanowiłam się o tym przekonać i zachęcona opisem z okładki jak i opiniami na jej temat, postanowiłam złożyć na nią zamówienie w bibliotece. Trochę poczekałam, ale w końcu książkę dostałam razem z jej drugą częścią. Wzięłam się za nią jak najszybciej i oto co mam do powiedzenia po przeczytaniu.
Zacznę od początku książki. Pierwsze kilkadziesiąt stron było męczarnią. Zawiłe opisy sytuacji szwedzkiej giełdy i przekrętów Wennerströma zniechęciły mnie do dalszej lektury, ale przemogłam się i wytrwale brnęłam do końca. Nie pomagały mi w tym jednak nieprzetłumaczalne - dla słabo orientującego się w angielskim - zwroty. Nie, nie jakieś utarte powiedzonka, ale zwykłe zdania.
Po przydługim rozkręcaniu się akcji udało mi się dotrzeć do właściwej treści książki i muszę powiedzieć, że tutaj jest o wiele, wiele lepiej. Fabuła wciągnęła mnie całkowicie. Nie umiałam się oderwać. Akcja toczyła się szybko i była dość zaskakująca. Dużo tajemnic, ''nierozwiązywalnych' faktów, oraz zaskakujące wyniki dochodzeń głównego bohatera. To jest między innymi to, co powinno znaleźć się w dobrym kryminale. Tutaj to zdecydowanie było.
Rozdział 29 znów przyniósł rozczarowanie. Pojawiły się, znane nam z początków książki, przydługie opisy sytuacji Wennerströma, które tak naprawdę mnie w ogóle nie obchodziły. Ale uznałam, że skoro to już ostatni rozdział to nie wypada książki ot tak odłożyć na półkę. Doczytałam, więc książkę do końca i tym samym zakończyłam pierwszą część trylogii Millenium, która liczy sobie ponad sześćset stron - tak samo jak jej następna część.
A teraz trochę o samych bohaterach. Może najpierw... Mikael Blomkvist?
Mikael Blomkvist - dziennikarz i wydawca czasopisma ,,Millenium''. Pismo prowadzi razem ze swoją żonatą z innym mężczyzną! kochanką, Eriką Berger i homoseksualny grafikiem Christer’em Malm’em. Czy można sobie wyobrazić bardziej poplątane szefostwo? Byłoby chyba trudno.
Sam Mikael jest dość prostym człowiekiem. Ma córkę, która po rozwodzie rodziców mieszka z matką, a ojca widuje od czau, do czasu. Jest znanym dziennikarzem, który ma na swoim koncie trochę kasy. Na ogół sympatyczny i przyjacielski. Ma dobre stosunki z pracownikami.
Lisbeth Salander. Tajemnicza, młoda dziewczyna z dość nieciekawą przeszłością, która zapewniła jej nadzór prawnego opiekuna. Pierwszego ze swoich opiekunów jeszcze mogła znieść, ale drugi? Nowy adwokat z pewnością nie zaskarbi sobie zaufania i sympatii swojej podopiecznej. Tak samo jest w odwrotnym przypadku.
I tak pokrótce przedstawiają się nasi główni bohaterowie, z którzy towarzyszą nam przez cały czas czytania książki.
Mimo narracji trzecioosobowej to z ich punktu widzenia wszystkie wydarzenia mające miejsce w ich życiu prywatnym jak i zawodowym. Wszystkie ich wzloty i upadki. Chwile szczęścia i załamania. Poznajemy też ich życie seksualne z - niekoniecznie jednym - partnerem.
Książka pisana dość lekkim językiem. Mimo wspomnianych wyżej wstawek w języku angielskim czyta się ją dość szybko, a kiedy akcja się rozkręca, to można nawet powiedzieć, że bardzo przyjemnie.
Rozwlekłe opisy - w sumie nikomu niepotrzebnych rzeczy - na pewno zmniejszyłyby objętość powieści, ale skoro już się w znalazły to niech pozostaną. Nic nam się nie stanie, jeśli je przeczytamy. Lepiej poznamy sytuację, nic nie stracimy.
Tak więc, podsumowując. Mam mieszane uczucia. Fabuła ciekawa, bardzo, ale ciut przydługo się wszystko rozkręca. Długie rozpisywanie się na temat różnorakich sytuacji finansowych tej czy innej firmy też wcale nie pomagało mi w czytaniu. Wręcz mnie do niego zniechęcało. Jednak ciekawy pomysł, który autor niezaprzeczalnie miał wynagradza nam w jakiejś części pozostałe mankamenty. Zakończenie? Nie powiem,. że nie było zaskakujące. Sama na takie rozwiązanie zagadki bym nie wpadła, więc i to jest plusem książki.
Następna w kolejce czeka druga część trylogii, a mianowicie książka Dziewczyna, która igrała z ogniem. Zabieram się za nią już jutro i mam nadzieję, że zagadka z jaką przyjdzie spotkać się Blomkvistovi i pannie Salander będzie równie ciekawa jak ta.
Mikael Blomkvist - dziennikarz i wydawca czasopisma ,,Millenium'', który staje przed sądem za zniesławienie ważnego przedsiębiorcy, Hansa-Erika Wennerströma. Postanawia, że na jakiś czas odpocznie od swojej pracy i przyjmuje propozycję kierownika ogromnego koncernu, Henrika Vangera. Ma o za zadanie rozwiązać tajemnicę zaginionej, przed ponad trzydziestoma laty, Harriet...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Może zacznę od wyjaśnienia mojego zagadkowego podejścia co do autora tej książki. Otóż, nie jest to ani Robert Galbraith, ani jakikolwiek inny mężczyzna. Więc kto napisał tę powieść? Jakaś debiutująca pisarka, która w razie gdyby książka okazała się chłamem, nie zwróciłaby niczyjej uwagi? Owszem debiut to jest, ale gatunkowy. Jest to pierwsza powieść kryminalna tej, bijącej rekordy popularności na całym świecie, autorki. Dobrze, powiem Wam, kim ona jest. Otóż autorką Wołania kukułki jest... J. K. Rowling! Tak, tak, kobieta, która przedstawiła nam Harry'ego Pottera i sytuacje społeczno-polityczną sennego miasteczka w Trafnym wyborze, wydała kolejną powieść. Tym razem kryminał. Jak jej to wyszło?
Najpiękniejsza, jedna z najpopularniejszych modelek, nie żyje. Popełniła samobójstwo skacząc z balkonu swojego apartamentu. Wszystko przepisała bratu. Nikt nie ma wątpliwości, co do śmierci dziewczyny. To na pewno było samobójstwo, bo przecież modelka miała problemy psychiczne. Przemilczmy fakt, że w dniu śmierci była pogodna i roześmiana jak zwykle. Dlaczego więc postanowiła się zabić? Ta myśl nie daje spokoju bratu ofiary, Johnowi Bristow. Wynajmuje on więc prywatnego detektywa, Cormorana Strike'a, do rozwikłania tej zagadki. A że sam Cormoran ma problemy finansowe, a klient przedstawił kuszącą ofertę...
"Wołanie kukułki" to pierwsza książka, otwierająca cykl z detektywem Cormonarem Strikiem. Początkowo miałam wątpliwości, co do tej powieści, gdyż nie za bardzo wierzyłam w to, iż autorka historii o młodym czarodzieju podoła napisaniu kryminału. Owszem, nie czytałam "HP", ale te dwa gatunki literackie wydają mi się tak skrajne, że w sumie skreśliłam tę książkę już na starcie. W dalszej części tej recenzji dowiecie się, jak bardzo się w tej ocenie myliłam.
Cormorana Strike'a poznajemy w niezbyt szczęśliwym momencie jego życia. Właśnie rozstał się z Charlotte, swoją dziewczyną, z którą schodził się i rozchodził już niezliczoną ilość razy, jednak po każdym takim incydencie postanawiali dać sobie drugą szansę. Jednak tym razem, jest to rozstanie definitywne. Tym bardziej sytuacji nie poprawia fakt, iż agencja detektywistyczna mężczyzny nie przechodzi przez najlepszy okres. Zaległości z czynszem wcale nie poprawiają detektywowi nastroju. A bardziej dołujący jest fakt, iż w tej właśnie agencji przyjdzie mu przespać bliżej nieokreśloną liczbę nocy. Iskierka nadziei pojawia się w ów czas, gdy do biura Cormorana zostaje przysłana Robin, mając przez kilka tygodni być jego sekretarką. Wraz z jej przybyciem, pojawia się potencjalny klient. Brat dawnego znajomego mężczyzny, John Bristow. Przybywa on z prośba rozwikłania zagadki śmierci jego adoptowanej siostry, supermodelki Luly Landry. Wszyscy są pewni, że popełniła samobójstwo, jednak Cormoran Strike przyjmuje sprawę i postanawia podważyć śledztwo policji. Bo gra toczy się o wysoką stawkę.
"Wołanie kukułki" to doskonale skonstruowany kryminał, którego akcja rozgrywa się w Londynie (jak jak kocham to miasto). Moje początkowe wątpliwości, co do tej powieści odeszły w niebyt po przeczytaniu kilkunastu jej pierwszych stron. Od początku można wyczuć niesamowity klimat tej książki, który emanuje już od samej okładki. Pomimo dominującego tu wątku kryminalnego, można odnaleźć nieco z powieści społeczno-obyczajowej, co tylko dodaje uroku i dopełnia całość tej historii.
Jeśli zaś chodzi o bohaterów, to są oni naprawdę dobrze wykreowani. Szczególnie Cormoran i Robin, czyli osoby wiodące prym w tej historii.
Jeśli chodzi o samego detektywa, to jest on dla mnie intrygującą, dość tajemniczą postacią. Były wojskowy, który poniósł straty wojenne w postaci urwanej nogi. A mimo to chce uganiać się za bandytami, nie zważając na protezę zamiast prawdziwej kończyny. Niewątpliwie postać zagadkowa, o której informacje dostarczane są nam stopniowo. Nawet jeśli poznamy kilka faktów z życia Cormorana Strike'a to i tak reszta pozostaje dla nas wielką niewiadomą, która systematycznie się powiększa. Nie wiem jak Wy, ale ja już z niecierpliwością czekam na dalsze jego losy, bo bardzo tego detektywa polubiłam, bo mimo iż na początku wydawał mi się on dość obleśny, tak teraz wydaje się sympatycznym panem w średnim wieku.
Moją sympatię wzbudziła również jego asystentka Robin. Pozytywnie nastawiona do życia, młoda kobieta, której narzeczony nie do końca zgadza się z tym, aby pracowała w agencji detektywistycznej. Jednak przy takiej kobiecie nie ma za dużo do gadania, gdyż Robin od małego interesowała się pracą detektywa i ma do tego prawdziwe predyspozycje. Z całego serce kibicowałam więc jej, kiedy oszukiwała Tymczasowe Rozwiązania i starała się o swoje stanowisko.
Przejdźmy teraz do fabuły "Wołania kukułki". Tak, jak powiedziałam wcześniej, tak podtrzymuję swoje zdanie, iż jest to świetnie skonstruowany kryminał. Trzyma Czytelnika w napięciu i subtelnie stopniuje nowe informacje pozwalając, abyśmy i my mogli zabawić się w detektywów i spróbować rozwikłać zagadkę śmierci supermodelki. Zawiodłam się na sobie jedynie przy zakończeniu, które okazało się być dla mnie zaskakujące. Bowiem winnego znałam od samego początku, ale nic nie ostrzegało mnie przed tym, iż jest on mordercą. Więc czapki z głów, chylę czoła, przed J. K. Rowling, za rozwikłanie tej zagadki.
Słowem podsumowania, pragnę polecić ten kryminał każdemu. Choć szczególnie tym, którzy szukają czegoś na początek. Nie jest zbyt krwawo, zbyt przerażająco, jest w sam raz. Ja, mimo iż pierwszy raz po ten gatunek nie sięgam, dałam się zaskoczyć. Pozytywnie! I Wam polecam lekturę "Wołania kukułki" i z niecierpliwością czekam na kontynuację przygód Cormorana Strike'a.
Może zacznę od wyjaśnienia mojego zagadkowego podejścia co do autora tej książki. Otóż, nie jest to ani Robert Galbraith, ani jakikolwiek inny mężczyzna. Więc kto napisał tę powieść? Jakaś debiutująca pisarka, która w razie gdyby książka okazała się chłamem, nie zwróciłaby niczyjej uwagi? Owszem debiut to jest, ale gatunkowy. Jest to pierwsza powieść kryminalna tej, bijącej...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to