-
ArtykułyNajlepsze książki o zdrowiu psychicznym mężczyzn, które musisz przeczytaćKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułySięgnij po najlepsze książki! Laureatki i laureaci 17. Nagrody Literackiej WarszawyLubimyCzytać2
-
Artykuły„Five Broken Blades. Pięć pękniętych ostrzy”. Wygraj książkę i box z gadżetamiLubimyCzytać8
-
ArtykułySiedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać5
Biblioteczka
2021-06-17
2019-03-29
2019-03-12
2019-03-13
2020-03-29
2020-03-25
2020-04-03
2020-03-21
2020-03-18
2020-03-16
2020-03-16
2011-08-12
Była to moja pierwsza przygoda z utworem Tess Gerritsen. Dotychczas, jeśli chodzi o thrillery medyczne, miałam okazję zetknąć się z twórczością Cooka i Palmera, dlatego zanim sięgnęłam po "Infekcję", ciekawość mnie dosłownie zżerała ;). Tym bardziej, że noty i opinie nie tylko czytelników, ale też pisarzy, na temat książek Gerritsen sięgały i nadal sięgają wysokiego poziomu.
Nastawiłam się zatem na ciekawą i wciągającą powieść i taka też ona była. Spodobał mi się styl pisarski Gerritsen. Autorka bez cienia nudy zapoznaje czytelnika z tajemniczymi wydarzeniami w świecie medycyny, które później łączą się ze sobą w logiczną całość. Fabuła na wysokim poziomie cały czas trzyma w napięciu. Mimo iż jest to thriller medyczny, autorka nie przytłacza czytelnika nadmiarem informacji i terminologii medycznej, a jeśli takowe się pojawiają, są odpowiednio wyjaśnione i dzięki temu zrozumiałe. "Infekcja" to przeplatanka okrutnych eksperymentów związanych z ludzkimi mózgami i płodami oraz morderstw, wśród której pojawia się wątek typowo detektywistyczny, a także miłosny.
Świetna lektura na jedną noc, bo czyta się naprawdę szybko. Tak jak podejrzewałam, twórczość Gerritsen polubiłam bez dwóch zdań i na pewno sięgnę po jej kolejne powieści.
Była to moja pierwsza przygoda z utworem Tess Gerritsen. Dotychczas, jeśli chodzi o thrillery medyczne, miałam okazję zetknąć się z twórczością Cooka i Palmera, dlatego zanim sięgnęłam po "Infekcję", ciekawość mnie dosłownie zżerała ;). Tym bardziej, że noty i opinie nie tylko czytelników, ale też pisarzy, na temat książek Gerritsen sięgały i nadal sięgają wysokiego...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-03-14
2018-07-18
2017-10-29
2017-10-28
2017-03-09
2007-08
2013-04-05
Raczej rzadko zdarza mi się natknąć na książkę, która pochłonie mnie bez reszty, zauroczy swoją oryginalnością, a na dodatek wzruszy i zapadnie głęboko w mej pamięci. Cieszę się zatem, że "Sztuka uprawiania róż z kolcami" Margaret Dilloway jest właśnie takim utworem. Cieszę się przeogromnie. Sięgając po niego, nie wiedziałam dokładnie, czego się po nim spodziewać. Oklepanej historii o odbudowywaniu więzi rodzinnych? Nie do zniesienia, zgorzkniałej głównej bohaterki? A może jakiegoś tandetnego romansu gdzieś pomiędzy? Żeby w miarę właściwie opisać fabułę, z pierwszego pytania usuwam słowo "oklepanej", z drugiego "nie do zniesienia", a z trzeciego "tandetnego". W ten sposób powstaje opowieść o odbudowywaniu więzi rodzinnych z nutką romansu w tle, z nieco zgorzkniałą bohaterką w roli głównej. Dodam jeszcze, że całość otoczona jest pięknymi różami (nie tylko w postaci okładki), ciepłem i swoistego rodzaju mądrością. Nie pozostaje więc nic innego, jak tylko zagłębić się w jej lekturze.
Galilee Garner, w skrócie Gal, to nauczycielka biologii w prywatnej szkole katolickiej w Kalifornii. Całe życie choruje na nerki, od ośmiu lat jest dializowana i obecnie wyczekuje dawcy tych jakże cennych organów. Co jeszcze wyróżnia tę ponadtrzydziestopięcioletnią kobietę, to jej hobby - uprawa i hodowla rozmaitych i wymyślnych gatunków róż, które w przyszłości mogą przyczynić się nawet do zwycięstwa Gal w zawodach różanych hodowców. Raczej samotne i mało urozmaicone życie bohaterki zostaje nagle zaburzone, gdy na progu jej domu ląduje jej nastoletnia siostrzenica, Riley, którą matka musiała na kilka miesięcy opuścić z powodu pracy za granicą. Dla Garner, która od zawsze nie potrafi dogadać się z własną siostrą i która nie ma pojęcia o rodzicielskim wychowywaniu dzieci, musi stawić czoła nowemu doświadczeniu i spróbować dogadać się z zamkniętą w sobie, sprawiającą problemy, ale i pragnącą ciepła i miłości Riley. Tylko czy ta kobieta - na ogół mało sympatyczna, nieco zarozumiała, dla której wszyscy wokół wydają się wrogami, nawet ona sama dla siebie - będzie potrafiła wykrzesać z siebie choć odrobinę pozytywnych uczuć? Szybko okazuje się, że osoba Riley, mimo licznych niedoskonałości charakteru, ma dobry wpływ na Gal, podobnie jak nowy nauczyciel chemii, który podejmuje pracę w szkole, w której naucza główna bohaterka...
Wątek związany z różami w książce Dilloway jest bardzo rozbudowany. Nic dziwnego - te kwiaty są przecież ogromną, życiową pasją Gal. W tekście, co kilka rozdziałów, pojawiają się nawet fragmenty "Wielkiego poradnika hodowli róż" Winslowa Blythe'a, odpowiednie na dany miesiąc, w którym toczy się akcja, ale mnie one zupełnie nie drażniły, wręcz przeciwnie, wzbudzały ciekawość. Autorka skupia się na okresie od marca do listopada jednego roku. Narratorka, sama Garner, wypowiada się w czasie teraźniejszym, który ani troszeczkę nie przeszkadza w odbiorze utworu. Język jest prosty, ale ładny, płynny i grzeczny. Powieść czyta się po prostu świetnie.
Istotą "Sztuki uprawiania róż z kolcami" jest postać Galilee. Ona sama przypomina jedną z tytułowych róż, która na każdym kroku zamiast ukazywać swe wewnętrzne piękno, wystawia na wszystko i wszystkich groźne kolce. Bohaterka nie potrafi się przełamać i dopuścić do siebie ludzi, którym na niej zależy i którzy ją kochają. Wszędzie wywącha jakiś spisek, jest przekonana, że jej bliscy i znajomi albo są nastawieni przeciwko niej, albo nie przejmują się w ogóle jej losem, albo, co jest jeszcze bardziej denerwujące, współczują jej całej tej sytuacji z chorobą. Jakby tego było mało, Gal to niezwykle pewna siebie kobieta. Z jednej strony byłam pod wrażeniem jej osobowości i zachowania, ale z drugiej strony dawała się we znaki jej zarozumiałość, której już nie pochwalałam. Całe szczęście, że w ciągu tych niespełna dziewięciu miesięcy w bohaterce dokonuje się wielka przemiana - z osoby chłodnej w ciepłą, przyjacielską i odpowiedzialną. Można zauważyć wówczas, że Garner ma w sobie gdzieś głęboko schowane pokłady sympatii, miłości, konsekwencji i siły, które pod wpływem zaskakujących, zarówno zabawnych, jak i wzruszających zdarzeń, stopniowo odkrywa. To w rzeczywistości bardzo mądra i twarda kobieta.
Dilloway w ciekawy i przemyślany sposób "naprawia" charakter Gal. Jej życie z dnia na dzień przeobraża się w jeden wielki chaos, ale niepozbawiony przyjemności i radości, do których można zaliczyć chociażby wspólne wypady z Riley na wystawy i zawody dla hodowców róż czy przyjaźń z nauczycielem chemii, Georgem Mortonem. Ogromnie spodobały mi się jej relacje z buntowniczą siostrzenicą. Ich powolna, naznaczona kłopotami, cierpieniem i tęsknotą zmiana na lepsze jest po prostu piękna. Od samego początku w głębi serca wierzyłam, że ona nastąpi i wywoła we mnie łzy szczęścia i radości. Ale chyba najbardziej wzruszyła mnie znajomość Galilee z Waltersem, pozornie irytującym mężczyzną, który, chcąc nie chcąc, zajmuje kobiecie jej miejsce w kolejce po nerkę. Żeby nie przytaczać tutaj szczegółów, wspomnę tak ogólnikowo o jednym z wątków, który rozłożył mnie na łopatki, mianowicie mam na myśli sytuację, w której jest mowa o pingwinie i Antarktydzie. Myślę, że gdy natkniesz się właśnie na ten element fabuły, drogi czytelniku, zrozumiesz, dlaczego wywarł on na mnie tak ogromne wrażenie. Pamiętam, że płakałam wtedy jak małe dziecko...
Jestem niezmiernie wdzięczna Margaret Dilloway za to, że nie uczyniła ze swej książki przesłodzonej historii, lecz niebanalną, taką prawdziwą i bliską sercu powieść obyczajową, która zmusza do refleksji - czy to nad życiem w zdrowiu, czy w chorobie. "Sztuka uprawiania róż z kolcami" to fantastyczna lektura traktująca o problemach rodzinnych i miłosnych, o codziennych perypetiach nauczycieli i dorastających uczniów, ale przede wszystkim o poszukiwaniu szczęścia, ciepła oraz o wierze w siebie i własne możliwości. Nie zaniedbujmy samych siebie, a przy tym nie zapominajmy o osobach, które są dla nas ważne. Czasem trzeba dać coś od siebie, a nie tylko brać od innych. To znakomita, pouczająca, niosąca nadzieję i przesłanie opowieść. Gorąco polecam.
Recenzja napisana dla portalu IRKA (irka.com.pl), pochodzi z tajusczyta.blogspot.com.
Raczej rzadko zdarza mi się natknąć na książkę, która pochłonie mnie bez reszty, zauroczy swoją oryginalnością, a na dodatek wzruszy i zapadnie głęboko w mej pamięci. Cieszę się zatem, że "Sztuka uprawiania róż z kolcami" Margaret Dilloway jest właśnie takim utworem. Cieszę się przeogromnie. Sięgając po niego, nie wiedziałam dokładnie, czego się po nim spodziewać. Oklepanej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-04-18
Nicholas Sparks to amerykański pisarz specjalizujący się w literaturze społeczno-obyczajowej, po którą zazwyczaj sięga żeńskie grono czytelników. Zadebiutował w 1997 roku "Pamiętnikiem" i od tamtego czasu jego książki zyskują miano bestsellerów, sprzedając się w milionowych nakładach na całym świecie. Większość z nich została zekranizowana. Ich odpowiedniki filmowe również cieszą się dużą popularnością wśród fanów Sparksa.
"Na ratunek" jest czwartym utworem tego pisarza, powstałym w 2000 roku. Tematyką nie różni się od pozostałych jego powieści, opowiadając o ludziach borykających się z trudami życia codziennego, rodzinnego, trudami uczucia, jakim jest miłość. To wspaniała historia o walce z przeszłością, poprzez którą teraźniejszość może być skazana na klęskę. O przyjaźni, poświęceniu i chęci niesienia pomocy innym. Mimo że Sparks pisze raczej w sposób schematyczny, koncentrując się na doli czy niedoli poszczególnych bohaterów, ich uczuciach i radzeniu sobie z problemami, co zazwyczaj kończy się szczęśliwie, a przynajmniej pozytywnie, w książce "Na ratunek" tak czy inaczej można odnaleźć jej wyjątkowość, dzięki której powyższa schematyczność odchodzi w zapomnienie.
Denise Holton jest samotną matką. Wychowuje czteroletniego syna Kyle'a, który cierpi na zaburzenia mowy z niewyjaśnionych powodów. Oboje prowadzą raczej skromny tryb życia w małym miasteczku Edenton w Karolinie Północnej. Pewnego dnia w czasie groźnej nawałnicy Denise i jej syn ulegają wypadkowi samochodowemu, po którym kobieta traci przytomność, a chłopiec opuszcza auto i znika bez śladu. Mocno poturbowaną główną bohaterkę znajduje Taylor McAden, członek ochotniczej straży pożarnej. To także dzięki niemu udaje się odszukać Kyle'a, który schronił się przed burzą w lesie. Niebezpieczeństwo, strach i przerażenie, jakie dotyka matkę i jej dziecko, na zawsze zmienia ich losy. A wszystko to za sprawą Taylora, który zaczyna pojawiać się w ich życiu coraz częściej. Jak łatwo się domyślić, on i Denise staną się dla siebie kimś więcej aniżeli przyjaciółmi. Najważniejszy jednak fakt stanowi przyjaźń między Taylorem a Kyle'em. Wygląda na to, że wszystko układa się po myśli bohaterów, ale czy na pewno? Już wkrótce okaże się, że życie jest pełne okrutnych niespodzianek. Czy Denise i Taylor będą potrafili zmierzyć się z przeciwnościami losu? A mający problemy z mówieniem mały Kyle?
W powieści "Na ratunek" została poruszona kwestia związana z dziecięcymi zaburzeniami mowy. Jeśli ktoś czytał utwór "Trzy tygodnie z moim bratem", który jest pewnego rodzaju autobiografią pisarza, doskonale wie, że Sparks podczas pisania książek czerpie inspiracje z własnych doświadczeń życiowych. Jedna z nich znalazła swoje odzwierciedlenie właśnie w postaci kilkuletniego Kyle'a. Tworząc tę postać bowiem, autor miał na myśli jednego ze swoich synów, cierpiącego na niezdiagnozowane zaburzenia mowy. Trud, z jakim borykała się Denise Holton, wychowując i ucząc swego synka, został opisany w książce bardzo dokładnie, dosadnie, w sposób wzruszający. Nic dziwnego - wszystko to na pewno płynęło z głębi serca Sparksa, on sam przecież doświadczył tego na własnej skórze, robiąc wszystko, by pomóc własnemu dziecku. Postać Kyle'a to postać wspaniała, wywołująca na twarzy zarówno uśmiech, jak i smutek. Tak naprawdę wokół niej i dzięki niej toczy się historia matki chłopca i Taylora McAdena.
Życie Denise nigdy nie było usłane różami. Po wczesnej utracie dziadków i rodziców kobieta zachodzi w ciążę z przypadkowym mężczyzną, a na domiar złego dziecko okazuje się mieć poważną wadę rozwojową. Sprawy przybierają jednak łagodniejszy obrót i bohaterka staje się supermatką z krwi i kości, której miłość do syna nie pozwala jej się załamać w żadnej sytuacji. Przeprowadzka do Edenton jeszcze bardziej to potwierdza.
"Ludzie przychodzą i odchodzą... pojawiają się i znikają z twojego życia prawie tak jak bohaterowie ulubionej książki. Kiedy ją w końcu zamykasz, postaci opowiedziały swoją historię i zaczynasz czytać nową książkę z całkiem nowymi bohaterami, ich perypetiami. I po jakimś czasie koncentrujesz się na nich, a nie na tych z przeszłości"*. Denis na pewno nie spodziewa się tego, że bohaterem jej kolejnej książki będzie mężczyzna, w którym się zakocha. Mężczyzna, który zawróci jej w głowie swoim stylem bycia i dobrocią. "W życiu trafisz nieraz na ludzi, którzy mówią zawsze odpowiednie słowa w odpowiedniej chwili. Ale w ostatecznym rozrachunku musisz ich sądzić po czynach. Liczą się czyny, nie słowa"**. Przez jakiś czas wszystko układa się jak w pięknej bajce. Związek Denise i Taylora rozkwita, a mały Kyle wydaje się dużo bardziej szczęśliwym chłopcem. Demony z przeszłości, które ścigają McAdena nie pozwalają jednak na dalsze trwanie tej sielanki. Żadna bliska mu osoba nie jest w stanie go rozgryźć, aby dowiedzieć się, co tak naprawdę go dręczy i leży mu na sercu. Czy mężczyzna będzie potrafił dalej być człowiekiem, dla którego czyny, a nie słowa są najważniejsze?
W powieści "Na ratunek" zdarzały się takie momenty, których kompletnie się nie spodziewałam. Były też takie, które przepłukały moje oczy łzami. Do samego końca byłam ciekawa rozwoju akcji i jej finału, bo tak naprawdę wszystko mogło się zdarzyć, przez co moja wyobraźnia działała na wysokich obrotach. Utwór zachwycił mnie swoją prostotą, romantyzmem i zgrabnie skonstruowaną fabułą, choć niektórym może się ona wydać banalna i ckliwa. Wszystko tutaj się zgadza i współgra ze sobą. Nicholas Sparks po raz kolejny wzruszył mnie do głębi i sprawił, że nie mogłam oderwać się od jego książki ani na chwilę. "Na ratunek" stał się bez wątpienia jednym z moich ulubionych utworów jego twórczości - zaraz po "Ostatniej piosence", na równi ze "Szczęściarzem".
*s.135
**s.131
Recenzja pochodzi z tajusczyta.blogspot.com.
Nicholas Sparks to amerykański pisarz specjalizujący się w literaturze społeczno-obyczajowej, po którą zazwyczaj sięga żeńskie grono czytelników. Zadebiutował w 1997 roku "Pamiętnikiem" i od tamtego czasu jego książki zyskują miano bestsellerów, sprzedając się w milionowych nakładach na całym świecie. Większość z nich została zekranizowana. Ich odpowiedniki filmowe również...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Harlan Coben to jeden z najpopularniejszych współczesnych pisarzy amerykańskich, którego specjalnością są kryminały z licznymi zwrotami akcji, nierozwiązanymi sprawami i zagadkami z przeszłości bohaterów. Najbardziej znaną postacią wykreowaną przez niego jest Myron Bolitar, były koszykarz, obecnie agent sportowy, który nienawidzi swojego imienia, i który pojawia się w aż dziesięciu powieściach. Coben na ostatnim roku college'u uświadomił sobie, że chce pisać. Jego pierwsza książka, "Mistyfikacja", powstała w 1990 roku. Jako jedyny współczesny autor otrzymał trzy najbardziej prestiżowe nagrody literackie przyznawane w kategorii powieści kryminalnej, w tym najważniejszą - Edgar Allan Poe Award.
Na początku może od razu zaznaczę, że Coben jest jednym z moich ulubionych pisarzy. Ulubionym natomiast, jeśli chodzi o kryminały. Tak naprawdę to on oraz Dan Brown, w okolicach lat 2005-2006, zaszczepili we mnie miłość do thrillerów i utworów kryminalnych, oczywiście tych dla dorosłych, bo, jakby na to nie patrząc, już w dzieciństwie lubiłam zaglądać do książek pełnych zagadek i detektywistycznych przygód. Chyba wszystkie powieści Cobena, które miałam okazję poznać, przeczytałam więcej niż raz. I nadal chętnie do nich wracam, zwłaszcza wtedy, gdy zacierają mi się w pamięci poszczególne części składowe fabuł. Tak też zrobiłam ostatnio, sięgając po pierwszą książkę z cyklu opowiadającego o Myronie Bolitarze, a mianowicie "Bez skrupułów". Kilka lat wcześniej, korzystając z wersji papierowej, przeczytałam ją ze dwa, może nawet trzy razy. Teraz, w ramach umilenia sobie czasu poświęconego pracy, postanowiłam wysłuchać audiobooka czytanego przez Mirosława Uttę. Niestety, nie przypadła mi do gustu interpretacja tego lektora, który nieco zniechęcał mnie swoim monotonnym, beznamiętnym i raczej powolnym sposobem czytania. Całe szczęście, że rewelacyjna treść utworu nie pozwoliła mi na to, by jej lekturę przerwać.
Na terenie kampusu Uniwersytetu Restona w New Jersey znika studentka, Kathy Culver. Jej poplamiona krwią bielizna zostaje znaleziona w koszu na śmieci. Wygląda na to, że dziewczyna padła ofiarą gwałtu. Ale co stało się potem? Została porwana? A może zamordowana? Półtora roku później jej były narzeczony, wschodząca gwiazda futbolu, Christian Steele, otrzymuje dziwną przesyłkę, której zawartość stanowi pismo pornograficzne, a w nim, na jednej ze stron, widnieje zdjęcie zaginionej Kathy. Jej głos z kolei słyszy w słuchawce, odbierając pewnego wieczoru telefon. Czy Kathy żyje? Zaniepokojony całą tą sytuacją, chłopak prosi o przyjrzenie się jej bliżej Myrona Bolitara, swego agenta sportowego. W tym samym czasie prawie że o to samo prosi go jego dawna ukochana, Jessica Culver, starsza siostra Kathy, która po tym, jak parę dni temu ktoś zamordował ich ojca, zaczyna podejrzewać, że obie sprawy - obecna i ta sprzed osiemnastu miesięcy - są ze sobą powiązane. Czy rzeczywiście?
"Bez skrupułów" to kryminał bez wątpienia dla dorosłych czytelników. Przemoc, wulgaryzmy, seks i pornografia nie opuszczają jego stronic ani na krok, ale nie tylko te elementy składają się na całość powieści. Bardzo ważne są tutaj liczne, niepozbawione sarkastycznego humoru dialogi pomiędzy bohaterami, no i przede wszystkim sami bohaterowie, spośród których na pierwszy plan wysuwają się już wcześniej wspomniany Myron Bolitar i jego przyjaciel, Win Lockwood, bogacz o arystokratycznej urodzie, a przy tym wyrafinowany zabójca, który dosłownie nie może się doczekać chwili, w której złamie komuś choć jeden palec albo, nie oszukujmy się, najlepiej, gdy kogoś po prostu zabije. Tego duetu nie da się nie lubić. Ale pozostałe postaci występujące w utworze również zasługują na uwagę. Z prostego powodu - każda z nich ma jakiś związek z rodziną Culverów, posiada cenne informacje, odznacza się intrygująca przeszłością, a więc może wnieść do dochodzenia prowadzonego przez nieustraszonego Bolitara coś ważnego, a nawet stać się podejrzanym o to czy owo. Bo ktoś z całą pewnością za zniknięcie Kathy odpowiada. Podobnie jak za śmierć ojca dziewczyny. Dwie różne osoby? A może tylko jedna?
Kryminał Cobena wciąga niesamowicie. I trzyma w napięciu do ostatniej strony. Czytelnik bezustannie balansuje na granicy prawdy i kłamstwa, nie wiedząc, komu wierzyć i czyim tropem podążać. Obawia się tego, co jeszcze może odkryć, i z czym jeszcze będzie musiał się zmierzyć - z szokującą przeszłością Kathy czy może okrutną teraźniejszością, w której musi żyć jej najbliższa rodzina. "Bez skrupułów" to powieść, której nie da się tak po prostu odłożyć. Za dużo interesujących rzeczy się w niej dzieje. Zbyt często nas zaskakuje. Także jej zakończenie do banalnych nie należy, wręcz przeciwnie, zostało sprytnie wykombinowane, podobnie jak cały przebieg śledztwa Bolitara operującego inteligentnym pokładem metod zapobiegawczego i odkrywczego działania. Harlan Coben wykonał świetną robotę, powołując do życia ten utwór. Nie dziwię się, że otrzymał za niego Anthony Award oraz nominację do Edgar Allan Poe Award. Polecam gorąco zarówno fanom tego amerykańskiego pisarza, jak i tym, którzy nie mieli jeszcze styczności z jego prozą, a gustują w thrillerach i kryminałach. Dodam jeszcze tylko, że warto mieć na uwadze zachowanie kolejności czytania książek z cyklu z Myronem Bolitarem. Każda z nich może i opowiada o zupełnie innej sprawie, ale wątki poboczne typu perypetie miłosne Bolitara lub jego współpracownicy, Esperanzy Diaz, są kontynuowane, dlatego można się w nich pogubić, czytając poszczególne utwory "jak leci".
Recenzja pochodzi z tajusczyta.blogspot.com.
Harlan Coben to jeden z najpopularniejszych współczesnych pisarzy amerykańskich, którego specjalnością są kryminały z licznymi zwrotami akcji, nierozwiązanymi sprawami i zagadkami z przeszłości bohaterów. Najbardziej znaną postacią wykreowaną przez niego jest Myron Bolitar, były koszykarz, obecnie agent sportowy, który nienawidzi swojego imienia, i który pojawia się w aż...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to