rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Po pierwszych kilku rozdziałach myślałam, że dam książce solidną 7, mimo, że jako mieszkanka Splitu totalnie się nie zgadzam, żeby kierowcy (jacykolwiek, czy to taksówek czy "prywatni") z zagrzebskimi tablicami byli jakkolwiek zagrożeni co sugeruje w jednym fragmencie autorka. Co najmniej raz w tygodniu jeżdżę jakimś taxi na zagrzebskich blachach (i to nie tylko w sezonie!), np. mój sąsiad ma "ZG table". I zgadnijcie co? Nikt mu nic nigdy z autem nie zrobił;) Jednak po całkiem niezłym początku reportaż zaczął mnie nieco językowo nużyć, dla mnie było za dużo historii a za mało codziennej Chorwacji i kultury, która jest w tym kraju tak różnorodna. Praktycznie wszystkie opisane przez autorkę znam, bo dużo po kraju podróżuję (nawet po tych pozornie nieatrakcyjnych miejscach jak Benkovac czy Drniš) i ciężko się z wieloma obserwacjami autorki nie zgodzić, bo sama mam podobne, tylko dodatkowo już przez pryzmat mieszkanki tego kraju, bałkanistki, slawistki i kroatystki. Niestety chorwacka rzeczywistość to nie tylko sezon letni i wakacje, ale też niemożność dostania dobrej pracy bez znajomości, gospodarka zbyt uzależniona od turystyki, przez co miejscowi chcąc nie chcąc muszą dawać się poniżać turystom, turystyka masowa niszcząca Chorwację rok po roku coraz bardziej, okropna biurokracja przyprawiająca o zawrót głowy. Możnaby tu jeszcze długo wymieniać, echo wojny wciąż tutaj czuć, wystarczy pojechać do Liki, Zagory, Slawonii, turyści jednak najczęściej omijają te rejony. Części historyczne dla mnie stanowiły zbyt wiele objętościowo, mimo, że w dużej części przeczytałam je pobieżnie (z racji prac naukowych poświęciłam historii Chorwacji aż za dużo czasu) i tłamsiły nieco w większości ciekawą narrację autorki, więc w tym zakresie 'opowiadania' o kraju, jego mieszkańcach czuję po prostu niedosyt. Raziło mnie też ciągłe używanie określenia "Bośnia" w odniesieniu do całego kraju Bośnia i Hercegowina, nawet jeżeli w tekście były wyraźne przesłanki,że chodziło tylko o Hercegowinę (fragment o Međugorju np.) lub o całe państwo, może to też utrwalać w czytelnikach nieznających dobrze sytuacji na Bałkanach złe nawyki w nazewnictwie.
Przez wielu wymieniany jako nudnawy, rozdział o Hajduku, dla mnie był ciekawy - sport to w Chorwacji ogromnie ważna sprawa;) Sama w Pradze szukałam wymienionego w tekście lokalu (z zagorzałym kibicem Hajduka), to jest fantastyczny fenomen, który trzeba chyba trochę poczuć - jestem pewna, że autorka go doświadczyła na m.in. meczu.
Bardzo ciekawy i ważny rozdział o Vukovarze, w którym nic nie jest czarno-białe. Byłam w Vukovarze kilkakrotnie i za każdym razem odwiedzam nowe miejsca, poznaję nowych ludzi. To są różne narracje, od "żyjemy w symbiozie" do "lepiej nie idźcie do serbskiego kaficia jeżeli nie chcecie kłopotów". Muzeum Ovčara i pobliskie miejsce pamięci to miejsca tak przejmujące, że nie sposób ich opisać słowami. Groza śmierci, podobną jaką czuć w byłych obozach koncentracyjnych, unosi się tam w powietrzu.
Mimo, że ta książka nie wniosła w moje życie prawie nic nowego to gdzieś tam zapadnie mi w pamięć kilka ciekawostek. Aleksandra Wojtaszek ma dobre oko do obserwacji ludzi, umie interpretować często zawiłe opowieści wojenne, polityczne, które bywają trudne do słuchania a co dopiero do późniejszego "przetrawienia" i wyciągnięcia odpowiednich wniosków.
Polecam jednak tę pozycję wszystkim, którym Chorwacja kojarzy się tylko ze słońcem, morzem i plażami. To tylko mały wycinek tego kraju, a do tego dość koloryzowany. Wystarczy przyjechać raz zimą i zobaczyć jak wygląda prawdziwe życie poza sezonem, gdy mieszkańcy wybrzeża wychodzą z domu na zewnątrz żeby się ogrzać. Najlepiej wpaść do małej miejscowości, tam po sezonie czas się zatrzymuje, wszystkie sklepiki, kramiki, restauracje - tego nie ma. Cisza, spokój, surowe i wietrzne wybrzeże.

Po pierwszych kilku rozdziałach myślałam, że dam książce solidną 7, mimo, że jako mieszkanka Splitu totalnie się nie zgadzam, żeby kierowcy (jacykolwiek, czy to taksówek czy "prywatni") z zagrzebskimi tablicami byli jakkolwiek zagrożeni co sugeruje w jednym fragmencie autorka. Co najmniej raz w tygodniu jeżdżę jakimś taxi na zagrzebskich blachach (i to nie tylko w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Głównym bohaterem powieści jest Adam, ojciec dwóch dorastających chłopców oraz mąż Corinne. Pewnego dnia w życie Adama wkracza tytułowy Nieznajomy, który zdradza pewną tajemnicę – wedlug niego Corinne kilka lat wcześniej udawała, że jest w ciąży. Daje też wskazówkę jak to sprawdzić. Początkowo Adam nie wierzy mężczyźnie, kocha żonę i nie wierzy, by ta mogłaby mu coś takiego kiedykolwiek zrobić, ale wraz z biegiem czasu zaczyna w to wątpić. Idzie za radą Nieznajomego i odkrywa prawdę. Niedługo potem Corinne znika. Równolegne do wątku Adama toczą się inne wątki osób, którym Nieznajomy zdradził pewien sekret. Jaki jest cel Nieznajomego? Kim on właściwie jest? Dlaczego Corinne zniknęła? Odpowiedzi na te wszystkie pytania znajdziecie oczywiście w książce.:)
Fabuła toczy się wartko, ciągle dzieje się coś nowego, odkrywamy nowe poszlaki i razem z Adamem zaczynamy dochodzić do tego kim jest tajemniczy Nieznajomy. Postaci są typowymi przedstawicielami społeczeństwa amerykańskiego, niczym szczególnym się nie wyróżniają i Coben świetnie oddał codzienność przeciętnej rodziny. Szczególnie ubawił mnie fragment, kiedy Adam zamówił pizzę dla nastoletnich synów i nakazał im schowanie resztek do lodówki. Resztki z jednej pizzy? Dobry kontrast pomiędzy sposobem myślenia rodziców i nastolatków. Opisy w książce nie są zbyt szczegółowe i nie „dominują” nad bohaterami, którzy jednak stanowią trzon powieści.
Zakończenie jest zaskakujące i dramatyczne, stanowi doskonałe zwieńczenie książki.
Jeśli „Nieznajomy” wciągnie Was tak samo jak mnie, to gwarantuję, że nie zaznacie spokoju dopóki jej nie przeczytacie do końca. Mnie zaciekawiła na tyle, że poszłam spać kilka godzin później niż planowałam. Okładka jest dość mroczna, klimatyczna i nieco intrygująca i nie ma w niej specjalnych udziwnień. Zapewniam wszystkich fanów thrillerów, że nie rozczarujecie się tą książką.

Głównym bohaterem powieści jest Adam, ojciec dwóch dorastających chłopców oraz mąż Corinne. Pewnego dnia w życie Adama wkracza tytułowy Nieznajomy, który zdradza pewną tajemnicę – wedlug niego Corinne kilka lat wcześniej udawała, że jest w ciąży. Daje też wskazówkę jak to sprawdzić. Początkowo Adam nie wierzy mężczyźnie, kocha żonę i nie wierzy, by ta mogłaby mu coś takiego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Główną bohaterką książki jest Lou, dziewczyna ze świetnym poczuciem humoru, co stanowi świetną zaletę podczas czytania, bo momentami nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Ma dwadzieścia sześć lat, jest w stabilnym związku od kilku dobrych lat, pracuje w kawiarni i bardzo lubi swoją pracę. Brzmi nieźle, prawda? Jednak wszystko sypie się w chwili, gdy Louisa traci pracę, zdaje sobie sprawę, że jej chłopak Patrick jest zaangażowany wyłącznie w swoją działalność sportową, a ona wciąż mieszka z rodzicami. Po kilku próbach znalezienia znośnej pracy, Lou ląduje w domu Traynorów, gdzie ma za zadanie opiekować się Willem, facetem z porażeniem czterokończynowym. Tyle o fabule.
Książka jest napisana stosunkowo lekkim językiem, więc szybko się ją czyta. W dodatku niesamowicie wciąga, nie sposób się czasem od niej oderwać! Louisa rozśmieszała mnie do łez swoimi ripostami, Moyes skonstruowała świetną bohaterkę. Willowi chciałam czasem zdrowo przywalić, za tę jego gburowatość, chociaż bardzo mi go było szkoda. A o Patricku już nie wspominając, podziwiam Lou, że zdołała wytrzymać z takim idiotą siedem lat. Chociaż cała książka jest dość optymistyczna, jednak koniec po prostu poraża, nie obejdzie się bez kilku chusteczek w celu otarcia rzęsistych łez.
Zarówno postaci Lou, jak i Willa, mogą być pewnego rodzaju inspiracją, pokazują jak radzić sobie z życiem, w jakim kierunku pójść (chociaż bohaterzy czasem postępowali zupełnie odwrotnie), a co najważniejsze dają drobne wskazówki jak cieszyć się życiem. Korzystać trzeba z każdej chwili, bo nigdy nie wiadomo, co może się stać. Musimy cieszyć się nawet z drobnostek, bo one dodane do siebie sprawią, że zaznamy szczęścia i będziemy spełnieni. Marzenia się spełniają, tylko czasem trzeba trochę poczekać-to takie moje małe motto życiowe.:)
Wcale się nie dziwię, że ,,Zanim się pojawiłeś” odniosła tak duży sukces, gdyż bez wątpienia jest to powieść z przesłaniem, zawiera w sobie życiowe prawdy, a także jest bardzo ciekawa, po prostu fajnie się ją czyta. Zdecydowanie warto po nią sięgnąć.

Główną bohaterką książki jest Lou, dziewczyna ze świetnym poczuciem humoru, co stanowi świetną zaletę podczas czytania, bo momentami nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Ma dwadzieścia sześć lat, jest w stabilnym związku od kilku dobrych lat, pracuje w kawiarni i bardzo lubi swoją pracę. Brzmi nieźle, prawda? Jednak wszystko sypie się w chwili, gdy Louisa traci pracę,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jeśli ktoś czytał jakąkolwiek książkę Browna,to może się przekonać,że Inferno to kolejna książka oparta na tym samym schemacie,który wygląda mniej więcej tak:
1.Główny bohater-Robert Langdon
2.Cholernie potężny i zły wróg-Konsorcjum,Opus Dei,jak zwał tak zwał,nazwa w zasadzie nieważna.
3.Istnienie świata jest zagrożone,i tylko Robert Langdon może powstrzymać zagładę.
4.Bardzo trudna zagadka oparta na historii sztuki-książki,obrazy,rzeźby,freski itp.Robert lata od miejsca do miejsca,w celu rozszyfrowania zagdki.
5.Piękna,szalenie inteligentna kobieta,która pomaga Langdonowi.
6.Postać,którą najbardziej podejrzewasz o to,że jest zła,jest całkowicie dobra,a postać,którą podejrzewasz najmniej jest tą złą.
7.Langdon po szaleńczych akcjach,podczas których obowiązkowo ktoś go goni,strzela do niego itp. rozwiązuje zagadkę i ratuje świat,za co wszyscy są mu bardzo wdzięczni.
Tak to mniej więcej wygląda.
Akcja Inferno toczy się w kolejnym mieście pełnym zabytków,czyli we włoskiej Florencji,a później także w Wenecji.
Robert Langdon budzi się we florenckim szpitalu mocno poturbowany i nie pamięta ostatnich kilku dni.Usiłuje je sobie przypomnieć,jednak jedyną wskazówką jest sen/wizja z siwowłosą boginią w roli głównej.Do szpitala wdziera się postać ze spluwą,zabija lekarza,a Langdon musi uciekać z uroczą towarzyszką,aby ocalić swe życie.
Później reszta idzie według schematu,na plus zaliczę bardzo ciekawie pokazaną "Boską komedię" i biografię Dantego.Koniec jest nieco zaskakujący,bo troszę od schematu odbiega,ale nie za bardzo,nie martwcie się,świat nie został poddany zagładzie:)
Fenomen książek Browna tkwi w szybkiej akcji,rodem z hollywoodzkich filmów sensacyjnych i kontrowersji.Początkowa nota od autora,że wszystkie fakty podane w powieści są autentyczne to rodzaj wabika na czytelnika,który po przeczytaniu przekopuje internet w poszukiwaniu dalszych informacji.Co w pewnym sensie jest całkiem dobre,bo można się sporo dowiedzieć.Na szczęście Inferno nie jest tak kontrowersyjne jak Kod Leonarda da Vinci,to po prostu dobra książka sensacyjna,która pozwala na odprężenie się po ciężkim dniu szkoły/pracy.

Jeśli ktoś czytał jakąkolwiek książkę Browna,to może się przekonać,że Inferno to kolejna książka oparta na tym samym schemacie,który wygląda mniej więcej tak:
1.Główny bohater-Robert Langdon
2.Cholernie potężny i zły wróg-Konsorcjum,Opus Dei,jak zwał tak zwał,nazwa w zasadzie nieważna.
3.Istnienie świata jest zagrożone,i tylko Robert Langdon może powstrzymać zagładę.
...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Szczerze mówiąc część druga nie różni się od pierwszej. Poza kilkoma małymi szczegółami. Nadal jest pretensjonalnie,nadal główna bohaterka jest nieskończenie głupia i dziecinna,przegryza wargę,mówi "kurka wodna",a jej wewnętrzna bogini wywija harce z podniecenia.Christian Grey nadal jest obrzydliwie bogaty i obrzydliwie popierzony,niektórzy myślą,że to słodkie.Cóż,ja nie.Wciąż co 20 stron jest opis poruszającego przypływu namiętności między Greyem a Aną.Nuda.
Co do "fabuły",to akcja zaczyna się 5 dni po zakończeniu części pierwszej,Ana jest w rozsypce po rozstaniu z Szarym,po czym jakby nigdy nic wracają do siebie,i wyznają sobie miłość.Jak słodko,miłość kwietnie wokół nas itp...Anastasia dostaje robotę w wydawnictwie,i w ciągu tygodnia AWANSUJE na naczelną.Wyobrażacie to sobie? Istny americam dream! No dobra,w tej części było naprawdę mrocznie,bowiem życiu naszej cudnej bohaterki zagrażało prawdziwe niebezpieczeństwo...Jedna z byłych Greya jest psycholem i prześladuje Anę.Prawie jak w jakimś dreszczowcu! Ale nie martwcie się,całość kończy się niemal happy endem,bo końcówka jest bardzo niepokojąca... Ale nie na tyle bym wyczekiwała jakoś specjalnie trzeciej części:)
Styl autorki nadal cukierkowy,powtórzenia czasami co drugie zdanie,wewnętrzna bogini doprowadza mnie do histerycznego śmiechu albo skrajnej irytacji(raczej to drugie),a Christian denerwuje mnie upierdliwą zaborczością.Ana niby taka silna kobieta,a leci na każde wezwanie Greya...Ok,rozumiem,kocha faceta,no ale bez przesady,zachowuje się jak jego marionetka.
Fascynacja "Zmierzchem" pani James widoczna niemal na każdej stronie,niestety...

Szczerze mówiąc część druga nie różni się od pierwszej. Poza kilkoma małymi szczegółami. Nadal jest pretensjonalnie,nadal główna bohaterka jest nieskończenie głupia i dziecinna,przegryza wargę,mówi "kurka wodna",a jej wewnętrzna bogini wywija harce z podniecenia.Christian Grey nadal jest obrzydliwie bogaty i obrzydliwie popierzony,niektórzy myślą,że to słodkie.Cóż,ja...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Lauren,piękna lekarka,pewnego słonecznego dnia ulega wypadkowi samochodowemu.Jest o mały włos od śmierci,jednak udaje uratować się jej życie dzięki złożonej operacji,po której zapada w śpiączkę,Mija kilka miesięcy i do byłego mieszkania Lauren wprowadza się Arthur,niezwykle utalentowany architekt.Ku swojemu zdziwieniu odkrywa,że kupił lokum z duchem,postanawia pomóc kobiecie i tak zaczyna się historia o wielkiej i cudownej miłości.
Trzeba przyznać,że historia zupełnie zaskakująca,nietuzinkowa i nieschematyczna.Nie jest to długa książka,w sam raz na wieczór,może dwa.Czyta się szybko i przyjemnie.Jeśli ktoś lubi romantyczne historie w stylu Nicholasa Sparksa,to na pewno spodoba mu się "Jak w niebie".
Bardzo podobało mi się,że postaci nie były szare i nijakie,chociaż dialogi nie powalały.Ale czego się spodziewać po lekkim romansie z nutką świata metafizycznego?
Oprócz wątku miłosnego mamy także wątek osobistych przeżyć Arthura związanych ze swoją matką,która umarła,gdy bohater miał zaledwie jedenaście lat.Po wielu latach nieobecności wraca do domu dzieciństwa,gdzie odnajduje wiele wyjaśnień.
„Nie ma rzeczy niemożliwych, tylko nasz ograniczony umysł uznaje pewne zjawiska za niepojęte i nierealne. Często trzeba rozwiązać wiele równań, by przyjąć nowy sposób rozumowania. To kwestia czasu i możliwości ludzkiego mózgu.”

Lauren,piękna lekarka,pewnego słonecznego dnia ulega wypadkowi samochodowemu.Jest o mały włos od śmierci,jednak udaje uratować się jej życie dzięki złożonej operacji,po której zapada w śpiączkę,Mija kilka miesięcy i do byłego mieszkania Lauren wprowadza się Arthur,niezwykle utalentowany architekt.Ku swojemu zdziwieniu odkrywa,że kupił lokum z duchem,postanawia pomóc...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Autorka,Kathryn Stockett, stworzyła sylwetki trzech niezwykle silnych kobiet:Skeeter,Minny i Abileen.Akcja powieści toczy się w latach 60. XX. wieku w Jackson w stanie Missisipi. Skeeter,początkująca dziennikarka,wraca ze studiów i dowiaduje się,że jej wieloletnią kolorową opiekunkę,Constantine,zwolniono.Stopniowo kobieta zaczyna uświadamiać sobie,że czarni są takimi samymi ludźmi jak biali,czują dokładnie to samo,a mimo to są okrutnie dyskriminowani i wyzyskiwani.Skeeter postanawia zawalczyć o prawa czarnej społeczności przeprowadzając wywiady z kolorowymi pomocami domowymi.Poznajemy także historie służących-Abileen i Minny,opowiadane z ich perspektywy,więc także ich językiem-bardzo prostym,a jednocześnie bardzo obrazowym.Najlepsze były historie Abileen opowiadane małej Mae Mobley,o segregacji rasowej.Sama nazwa Marsjan Luter King doprowadzała mnie do ataku śmiechu:D Mimo,że te historie tak proste i krótkie miały niesamowity przekaz.
Dzięki "Służącym" mamy szansę zgłębić problem dyskriminacji i rasizmu od niecodziennej strony.
Polubiłam bardzo wszystkie trzy narratorki,za to znienawidziłam Hilly i jej toku i sposobu myślenia.I całą resztę "wielkich przyjaciółek",które wydają się nie mieć własnego zdania,boją się Hilly i tego,co powiedzą ludzie.Skeeter pokazuje,że chcieć to móc.

Autorka,Kathryn Stockett, stworzyła sylwetki trzech niezwykle silnych kobiet:Skeeter,Minny i Abileen.Akcja powieści toczy się w latach 60. XX. wieku w Jackson w stanie Missisipi. Skeeter,początkująca dziennikarka,wraca ze studiów i dowiaduje się,że jej wieloletnią kolorową opiekunkę,Constantine,zwolniono.Stopniowo kobieta zaczyna uświadamiać sobie,że czarni są takimi samymi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Mechaniczny Anioł" to pierwszy tom trylogii "Diabelskie Maszyny" i prequel "Darów Anioła".
Przyznam się,że na początku książka nudziła mnie śmiertelnie,akcja się wlokła,i wydawała mi się zbyt pretensjonalna. Skąd znamy schemat pt."piękna dziewczyna i dwóch zakochanych w niej facetów,i ona nie wie którego ma wybrać"? Bo mi się to kojarzy ze "Zmierzchem". Ale dalej było już tylko lepiej,i zanim się spostrzegłam fabuła wciągnęła mnie niesamowicie,i bardzo szybko się uporałam z dość obszerną książką.
Przede wszystkim podobają mi się świetnie wykreowane dwie postacie-Will i Jem. Trochę takie przeciwieństwa,Will czarnowłosy,niebieskooki i arogancki,natomiast Jem o srebrnych włosach i oczach,o miłym obejściu. Postać Tessy,głównej bohaterki,często mnie irytowała,wydawała mi się po prostu płytka,czasem po prostu głupia. Na plus zaliczę jej,że kocha czytać książki,podobnie jak ja;)
Akcja książki toczy się w wiktoriańskim Londynie,pełnym ciasnych uliczek,i tajemnic. Gdzieś w samym środku Londynu mieści się Instytut,siedziba Nocnych Łowców,którym kieruje energiczna Charlotte Branwell. I tutaj wkracza nasza główna bohaterka,czyli Tessa Gray,która po śmierci ciotki przenosi się na zaproszenie brata,Nathaniela,do angielskiego miasta. Miało być pięknie,sielsko i anielsko,ale Tessę porywają Mroczne Siostry,i odtąd biedna Theresa musi im służyć,i to nie w sposób zwyczajny, o nie. Bowiem Tessa posiada specjalny dar,który sprawia,że jest ona wyjątkowa.
Warto zwrócić uwagę na niebanalne opisy miejsc,w których rozgrywa się akcja,w dodatku miejsca są klimatyczne i doskonale dobrane do książki.
Już sam tytuł zaskakuje i zaciekawia,"cóż to może być,ten mechaniczny anioł?"-nasuwa się myśl. Nigdy by mi się nie skojarzyło,że to wisiorek! I to nie zwykły wisiorek.
Jedną z rzeczy,która mnie razi,oprócz średnich postaci,takich jak Tessa czy Jessie,jest polska okładka. Jest po prostu ohydna,i nie zachęca do sięgnięcia po książkę. Zupełnie inaczej wyobrażam sobie Willa,przede wszystkim,gdybym to ja miała robić okładkę,Will byłby na niej w stroju treningowym,z mieczem w dłoni,na ciele miałby narysowane runy,blask w niebieskich oczach i rozwichrzone włosy. A tutaj wygląda jak znudzony facet,który nie ma nic do roboty. Okładki angielskie są o wiele ładniejsze.Są takie bardziej tajemniczne,mistyczne i piękne. Świetnie dobrane barwy,w tle Londyn,a na samym środku powiązanie z tytułem. Oczywiście,podług powiedzenia "nie oceniaj książki po okładce",nie powinno się patrzeć tylko i wyłącznie na tę część książki,ale po przeczytaniu to co innego. Jestem zdania,że książki,szczególnie fantastyka,gdzie jest pole do popisu,powinny mieć nie tylko piękne wnętrze. A okładka często sprawia,że zwróci się uwagę na jakąś powieść.

"Mechaniczny Anioł" to pierwszy tom trylogii "Diabelskie Maszyny" i prequel "Darów Anioła".
Przyznam się,że na początku książka nudziła mnie śmiertelnie,akcja się wlokła,i wydawała mi się zbyt pretensjonalna. Skąd znamy schemat pt."piękna dziewczyna i dwóch zakochanych w niej facetów,i ona nie wie którego ma wybrać"? Bo mi się to kojarzy ze "Zmierzchem". Ale dalej było już...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

W Zafonie kocham przede wszystkim nieziemskie opisy,po pierwszej linijce książki już wiem,że dam się ponieść i porwać opowieści. Gdy czytam jakiś opis krajobrazu,widzę wszystko oczyma wyobraźni,jakbym sama była w opisywanym przezeń świecie. Ponadto w książkach Zafona cenię przesłanie,mądre przesłanie,które zawsze skłania mnie do długich refleksji.
Mimo tego wszystkiego powieści hiszpańskiego pisarza są lekkie,czyta się je szybko,w dwa-trzy wieczory,i pozostają w pamięci na długo.

„Jedyny przyzwoity obyczaj, którego należy bronić stanowczo, to obyczaj czytania, podczas gdy reszta jest kwestią sumienia każdego z osobna.”

"Więzień nieba" jest kontynuacją znakomitego "Cienia wiatru" i mówi o losach dobrze znanych nam bohaterów,ale nade wszystko poznajemy historię życia Fermina,pełną zaskakujących zwrotów akcji,i jednocześnie napełniającą smutkiem,ale także nadzieją. Oprócz samej opowieści o Ferminie oraz Danielu,można zobaczyć,jak wyglądała wojna i reżim w Hiszpanii za panowania Franco.
Po raz kolejny odwiedzamy księgarnię "Sempere i Synowie",wędrujemy ciasnymi i urokliwymi uliczkami Barcelony (przez Zafona Barcelona figuruje na liście moich podróżniczych marzeń!),przechadzamy się po placach i chłoniemy niepowtarzalny klimat Cudownego Miasta.
Świetnie wykreowane postaci-to także jest zaleta twórczości Zafona,David Martin-pisarz i Bea-żona Daniela,to osobowości,które podbiły moje serce.
W porównaniu do "Cienia wiatru",myślę,że "Więzień nieba" jest słabszy,nie czytałam go z taką ochotą,ale jednak to "stary dobry Zafon" i jest na poziomie. Oczywiście powplatane złote myśli i aforyzmy to perełkowe normy,które uprzyjemniają obcowanie z lekturą.
No i wydanie jest naprawdę piękne,po każdej części czarno-biała fotografia,a kartki są takie jak lubię.
„Wariatem jest ten, kto ma się za całkowicie normalnego, a za nienormalnych uważa całą resztę.”

W Zafonie kocham przede wszystkim nieziemskie opisy,po pierwszej linijce książki już wiem,że dam się ponieść i porwać opowieści. Gdy czytam jakiś opis krajobrazu,widzę wszystko oczyma wyobraźni,jakbym sama była w opisywanym przezeń świecie. Ponadto w książkach Zafona cenię przesłanie,mądre przesłanie,które zawsze skłania mnie do długich refleksji.
Mimo tego wszystkiego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Mechaniczny Książę" to drugi tom trylogii "Diabelskie Maszyny",która rozgrywa się w wiktoriańskim Londynie.
Tessa,główna bohaterka,na dobre zadomowiła się w Instytucie,i wydawać by się mogło,że wszystko zmierza w jak najlepszym kierunku. Jednak,jak to w życiu bywa,okazuje się,że głównodowodząca Instytutu,Charlotte Branwell może stracić swoje stanowisko,któremu poświęciła wiele energii i uwagi. A skutkiem tego wydarzenia Tessa nie miałaby gdzie się schronić,co jest jednoznaczne z pojmaniem jej przez Mistrza.
Oprócz tego problemu,akcja książki krąży wokół problemów sercowych Tessy,i głównego pytania,które ciągnie się przez całą powieść: JEM CZY WILL? Którego wybrać,gdy nie wiesz kogo kochasz? Szczerze mówiąc ten wątek wydaje się mocno przesadzony i przesłodzony. Chyba miało być dramatycznie,ale nie do końca to wyszło. Za bardzo przypomina mi to sagę "Zmierzch".Swoją drogą-ja wolę Willa,jest postacią bardziej charakterystyczną,ma bogatszą osobowość.
Kolejnym ważnym wątkiem jest tajemniczne,i zaskakujące pochodzenie Tessy. W celu rozwikłania tej zagadki cała nasza cudowna trójka udaje się do mglistego Yorkshire,gdzie okazuje się,że Will również ma swoją mroczną tajemnicę...
Jakby nie było wystarczająco problemów-ktoś z mieszkańców Instytutu zdradził,Mistrz wie o każdym poczynaniu Tessy i na każdym kroku sprawia jej mnóstwo problemów.
No,ale koniec końców czytało się miło i przyjemnie,szału nie było,ale jak ktoś planuje wieczorny relaks z lekką książką w łóżku-jak najbardziej polecam.

"Mechaniczny Książę" to drugi tom trylogii "Diabelskie Maszyny",która rozgrywa się w wiktoriańskim Londynie.
Tessa,główna bohaterka,na dobre zadomowiła się w Instytucie,i wydawać by się mogło,że wszystko zmierza w jak najlepszym kierunku. Jednak,jak to w życiu bywa,okazuje się,że głównodowodząca Instytutu,Charlotte Branwell może stracić swoje stanowisko,któremu poświęciła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jeśli chodzi o horrory,to dla mnie Masterton jest bezkonkurencyjny. No,może dorównuje mu jedynie Stephen King. W książkach Grahama kocham tematykę,nigdy nie wiadomo o czym będzie książka,i makabryczna groza,która sprawia,że po plecach przechodzą ciarki. Gdy byłam młodsza po czytaniu Mastertona często nie mogłam spać przez kilka nocy,bo byłam pewna,że zaraz zaatakuje mnie jakiś potwór. Teraz czytam jego książki z przyjemnością,uwielbiam język Grahama,szybką akcję i nieprzewidywalność.
"Szary diabeł" opowiada o serii okrutnych zabójstw,które dokonywane są przez niewidzialną osobę. No,nie całkiem niewidzialną,bo morderdcę widzi Sandra,dwunastoletnia artystka ze znamionami zespołu Downa. Mamy pełno krwi,porozrzucanych wnętrzności i zagadkę-kto zabija? Główny bohater,Decker McKenna po początkowym śledztwie,zdaje sobie sprawę,że w morderstwa zamieszane są sily pozaziemskie,a mianowicie religia sanaterii,znana także jako voodoo. Mordercy sprzyjają mroczne siły,z którymi musi walczyć Decker.
Muszę przyznać,że temat jest niecodzienny,ostatnie książki przeczytane przeze mnie,które związane były w jakiś sposób z voodoo,to książki Anne Rice.Jednak Masterton przedstawia to wszystko w zupełnie odmienny sposób.

Jeśli chodzi o horrory,to dla mnie Masterton jest bezkonkurencyjny. No,może dorównuje mu jedynie Stephen King. W książkach Grahama kocham tematykę,nigdy nie wiadomo o czym będzie książka,i makabryczna groza,która sprawia,że po plecach przechodzą ciarki. Gdy byłam młodsza po czytaniu Mastertona często nie mogłam spać przez kilka nocy,bo byłam pewna,że zaraz zaatakuje mnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Z ogromną niecierpliwością czekałam na nową powieść jednego z moich ulubionych autorów-Erica-Emmanuela Schmitta. Jego książki charakteryzują się pozorną lekkością,która jednak zawiera dużą dawkę filozoficznych rozważań na temat natury człowieka. Książki Schmitta to prawdziwe kopalnie skarbów,a po przeczytaniu jesteśmy skłonieni do zastanowienia się nad własnym życiem. Nie inaczej jest w przypadku "Intrygantek".
Tytuł książki sugeruje,że jest to jakaś historia miłosna,podobnie okładka,ale nic bardziej mylnego. Co ciekawe,książka napisana jest w formie czterech dramatów. Lubię dramaty,ale mają one do siebie to,że trzeba je czytać z uwagą,w skupieniu,by zrozumieć wszystko,i napisane są językiem dość trudnym. W "Intrygantkach" mamy do czynienia z lekkim stylem,więc czyta się szybko,ale nie bez zrozumienia. W moim przypadku była to lektura na jedno popołudnie,mimo,że książka liczy sobie około 230 stron.
"Intrygantki",jak już wcześniej wspomniałam,to cztery mini dramaty. Pierwszy z nich opowiada historię wykorzystanych przez sławnego uwodziciela kobiet,które w wyniku szantażu postanawiają osądzić amanta,i zmusić go do ożenku. Drugi dramat przenosi nas z Francji do Austrii,gdzie poznajemy losy niejakiego Freuda i jego córki. Profesor spotyka Nieznajomego,który w jednej chwili wydaje się być człowiekiem,a w drugej Bogiem. Kolejna,trzecia część to monolog Dawida, mówiący o uczuciach bohatera w obliczu śmiertelnej choroby i nastawienia w tej sytuacji jego bliskich. Ostatni dramat jest dialogiem prowadzonym w piekle przez Diabła i jego pomocników,którzy roztrząsają problem zła na świecie.
Tematy są skrajnie różne,ale mimo to Schmitt zgrabnie połączył wszystko ze sobą.
Najbardziej podobał mi się drugi dramat,raz,że był najciekawszy,a dwa,że bardzo interesuje mnie historia Żydów podczas drugiej wojny światowej.
Cóż,Schmitt jak zwykle mistrzowsko podjął tematykę uczuć i moralności ludzkiej. Jak dla mnie porównywanie Schmitta z Coelho jest obrazą dla Schmitta,który pisze DZIEŁA,a Coelho w sposób kiczowaty i pseudofilozoficzny próbuje objaśnić czytelnikom mechanizmy rządzące światem.

Z ogromną niecierpliwością czekałam na nową powieść jednego z moich ulubionych autorów-Erica-Emmanuela Schmitta. Jego książki charakteryzują się pozorną lekkością,która jednak zawiera dużą dawkę filozoficznych rozważań na temat natury człowieka. Książki Schmitta to prawdziwe kopalnie skarbów,a po przeczytaniu jesteśmy skłonieni do zastanowienia się nad własnym życiem. Nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przeczytałam.
Oczekiwałam czegoś może nie wybitnego,ale wciągającego.
I wyszło po raz kolejny-słowo "bestseller" nie oznacza,że książka jest dobra.
Ale "Pięćdziesiąt twarzy Grey'a" to totalna porażka. Dotrwałam do końca tylko dlatego,że jestem obowiązkowa i nie wybaczyłabym sobie,gdybym przerwała w połowie. No i lepiej skończyć to w kilka dni,niż odkładać w nieskończoność.
Widać wyraźnie zafascynowanie autorki powieściami Stephanie Meyer. Główna bohaterka-Anastasia Steele jest kropka w kropkę podobna do Belli,nieśmiała,niezdarna,dziewczęca. Za to Christian Grey to odpowiednik Edwarda Cullena,z tą różnicą,że Grey ma skłonności do sado-maso.
Styl pisania też niezbyt odbiega od tego 'zmierzchowego'. Dialogi są powierzchowne,płytkie. Właściwie przez większość czasu główni bohaterowie przebywają ze sobą(wpadając na siebie w 'przypadkowe' sposoby) lub też przez połowę rozdziału Anastasia rozmyśla o Grey'u i wymieniają mejle. Także jak widać arcyciekawie. Pan Grey jest obrzydliwie bogatym prezesem spółki,i próbuje rozpieszczać Anę-luksusowy samochód,laptop,komórka,książki za czternaście tysięcy. Ale oczywiście Ana nie chce się na to za zgadzać,ale pod jego wpływem ulega.
Żeby było jeszcze bardziej pretensjonalnie,to oczywiście poznają się przypadkiem. Ana w zastępstwie za swoją przyjaciółkę Kate zmuszona jest przeprowadzić wywiad z panem Grey'em. Naturalnie w sposób przypadkowy wchodząc do jego biura potyka się o własne nogi i ląduje na kolanach. I tak dalej,i tak dalej. Tajemniczymi (i najzupełniej przecież przypadkowymi) Christian pojawia się w miejscu zamieszkania Any kilkanaście razy i tak oto rozkwita ich związek,czy też raczej chora znajomość,jak zwał tak zwał.
Język to totalna porażka, "o święty Barnabo" czy te wszystkie "kurki wodne", "kuźwa do kwadratu" strasznie mnie irytowały. Ale to nie wszystko! WEWNĘTRZNA BOGINI Anastasii,tak do dzisiaj zastanawiam się,skąd autorka ją wytrzasnęła. Wewnętrzna bogini tupie nóżką,jest niczym rosyjska gimnastyczka,seksownie się pręży i klaszcze w ręce z uciechą,która zapowiada rozkoszne uniesienia.
Zdecydowanie nie polecam.No chyba,że ktoś chce się pośmiać z głupoty:)

Przeczytałam.
Oczekiwałam czegoś może nie wybitnego,ale wciągającego.
I wyszło po raz kolejny-słowo "bestseller" nie oznacza,że książka jest dobra.
Ale "Pięćdziesiąt twarzy Grey'a" to totalna porażka. Dotrwałam do końca tylko dlatego,że jestem obowiązkowa i nie wybaczyłabym sobie,gdybym przerwała w połowie. No i lepiej skończyć to w kilka dni,niż odkładać w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Głównym bohaterem książki jest zamożny biznesmen James Kier.Powieść to współczesna wersja "Opowieści wigilijnej" Dicensa,którą nawiasem mówiąc uwielbiam,czytam ją niemal co roku,zawsze przed świętami. James Kier to według otaczających go ludzi człowiek bez serca i uczuć. Rozwodzi się z umierającą na raka żoną Sarą,nie rozmawia ze swoim synem,który niedługo ma się ożenić,nie pozwala na jakiekolwiek ozdoby świąteczne w biurze,dąży do celu po przysłowiowych trupach,nie waha się skrzywdzić ludzi.
Pewnego dnia czyta w gazecie o swojej śmierci. Okazuje się,że nastąpiła pomyłka,umarł inny James Kier,ale wszyscy znajomi nie wiedzą o tej pomyłce. James dowiaduje się,co tak naprawdę myślą o nim inni. Uświadamia sobie jakim jest człowiekiem,że inni ludzie go nienawidzą,że wielu ludziom zrujnował życie. Postanawia naprawić swoje wcześniejsze błędy z pomocą Lindy,sekretarki.
Oczywiście książka napisana jest po to,by skłonić ludzi do zastanowienia się nad własnym życiem,zadania sobie pytania,czy czasem świadomie lub nieświadomie kogoś skrzywdziliśmy,i jak możemy to naprawić. Powieść ma także za zadanie uświadomić,że nigdy nie jest za późno na przebaczenie i drugą szansę.
Styl pisania jak to u Evansa,lekki,przyjemny w odbiorze,ale mający w sobie to coś,co sprawia,że czasem zatrzymujemy się na dłużej nad jednym zdaniem.
„Jeśli życie sprawia, że nie możesz ustać, uklęknij.”

Głównym bohaterem książki jest zamożny biznesmen James Kier.Powieść to współczesna wersja "Opowieści wigilijnej" Dicensa,którą nawiasem mówiąc uwielbiam,czytam ją niemal co roku,zawsze przed świętami. James Kier to według otaczających go ludzi człowiek bez serca i uczuć. Rozwodzi się z umierającą na raka żoną Sarą,nie rozmawia ze swoim synem,który niedługo ma się ożenić,nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Ciężko jest napisać coś o tej książce.
Nie czytałam bloga Chustki,o książce usłyszałam jakieś dwa miesiące temu i natychmiast zapragnęłam ją mieć. Udałam się w tym celu do księgarni i tam usłyszałam,że jeszcze nie ma. Niepocieszona wyszłam,z tomiskiem Pratchetta w dłoni,czymś trzeba było sobie osłodzić tą "porażkę". Później o "Chustce" zupełnie zapomniałam,aż do czasu,gdy kompletowalam ebooki na czas wakacyjny. Wtedy przypomniałam sobie i postanowiłam przeczytać.
"Chustka" to zebrany w formę książki blog Joanny Sałygi,która zmaga się z rakiem. Każdy kolejny dzień jest dla niej małym cudem. Pokazuje ona jak od wewnątrz wygląda życie osoby chorej na raka i umierającej. Joasia cieszy się każdą chwilą spędzoną z synkiem i Niemężem. Przybliża czytelnikom swoje codzienne życie,walkę z chorobą,która wyniszcza jej organizm.
Chustka pokazuje co znaczy życie,co jest istotne w życiu,nie traci także humoru.
Podczas czytania nierzadko się uśmiechałam. Jednak przez zdecydowaną większość czasu po mojej twarzy płynęły łzy. Nie potrafiłam ich powstrzymać. Po przeczytaniu ostatniej strony zaczęłam rozpaczliwie szlochać...
Chustka tyle rzeczy uświadamia,uczy,pokazuje. Jak odnaleźć radość w codziennych czynnościach,jak się nie poddać.
Naprawdę,bardzo podziwiam tą kobietę,za jej siłę i odwagę.
Chustka stała się dla mnie symbolem niezłomności i wiary we własne siły.

Ciężko jest napisać coś o tej książce.
Nie czytałam bloga Chustki,o książce usłyszałam jakieś dwa miesiące temu i natychmiast zapragnęłam ją mieć. Udałam się w tym celu do księgarni i tam usłyszałam,że jeszcze nie ma. Niepocieszona wyszłam,z tomiskiem Pratchetta w dłoni,czymś trzeba było sobie osłodzić tą "porażkę". Później o "Chustce" zupełnie zapomniałam,aż do czasu,gdy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Z książkami Trudi jest najczęściej tak,że jak się raz zacznie,to się nie można oderwać. Zasada "jeszcze jeden rozdział" jest w tym wypadku nieodzowna,świat wykreowany przez Canavan wciąga całkowicie i na zawsze.
"Gildia Magów" to pierwszy tom trylogii "Czarnego Maga" i opowiada o przygodach Sonei,młodej dziewczyny,która podczas corocznej Czystki(czyli wypędzania z miasta żebraków) przez przypadek odkrywa swój magiczny talent.
Sonea,jako wywodząca się ze slumsów jest zaskoczona tym odkryciem,jako że magami w Kyralii zostają ludzie wywodzący się z bogatych Domów. Szybko okazuje się,że Gildia Magów usiłuje odnaleźć dziewczynę,by poskromić moc. Jednak Sonea nie ufa magom,którzy nie są szczególnie przyjaźni bylcom,czyli mieszkańcom slumsów. W wyniku tego Sonea korzystając z pomocy przyjaciela,Cery'ego i Złodziei postanawia ukryć się,ale jednocześnie pragie korzystać ze swojego daru i doskonalić go.
Canavan pisze lekko,dzięki temu czyta się błyskawicznie,ale postacie są przecudowne! Główna bohaterka nie jest jak to często bywa naiwna i pretensjonalna,z przyjemnością się z nią utożsamiałam i przeżywałam wszelkie momenty. Ceryni-idealny przyjaciel. Rothen-jedna z moich ukochanych postaci w świecie fantasty,nie można go nie kochać! Intrygujący Akkarin,irytujący Fergun,zabawny Dannyl... Każda z postaci ma niepowtarzalny charakter,co nadaje powieści tylu smaczków.
Muszę przyznać,że po Harrym Potterze,Władcy Pierścieni,Eragonie,Grze o tron i Wiedźminie jest to moja ulubiona opowieść fantasty. Każda z tych trylogii lub sag to tak naprawdę część mojego dzieciństwa,i nie wyobrażam sobie bez nich życia.
Fantasty to był i będzie mój ukochany gatunek,nawet po kilkudziesięciu przeczytanych naprawdę świetnych horrorach,kryminałach,romansach. Zagłębianie się w nowy świat jest jak zwiedzanie nieznanego miasta,niesie za sobą pewną tajemnicę...

Z książkami Trudi jest najczęściej tak,że jak się raz zacznie,to się nie można oderwać. Zasada "jeszcze jeden rozdział" jest w tym wypadku nieodzowna,świat wykreowany przez Canavan wciąga całkowicie i na zawsze.
"Gildia Magów" to pierwszy tom trylogii "Czarnego Maga" i opowiada o przygodach Sonei,młodej dziewczyny,która podczas corocznej Czystki(czyli wypędzania z miasta...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Gra Anioła" to ostatnia część trylogii uwielbianego przeze mnie Carlosa Ruiza Zafona,mistrza opisów.
Prawdę mówiąc czytałam wcześniej wiele opinii odnośnie tego,że ta ksiażka jest najsłabsza w całej trylogii.
Ja się z tym nie zgodzę. Owszem,jest dużo slabsza od "Cienia wiatru",ale przypadła mi do gustu bardziej niż "Więzień Nieba".
O ile "Więzień Nieba" wydawał się być po części powieścią nieco odrębną,tak w "Grze Anioła" jest wiele powiązań do "Cienia Wiatru". Cmentarz Zapomnianych Książek. Księgarnia "Sempere i Synowie". Barcelona. Piękna,urzekająca i tajemnicza Barcelona. Nie powiem,stęskniłam się za opisami tego miasta.
I wreszcie mogłam przekonać się,któż to jest Isabella!
Ale od początku. "Gra Anioła" opowiada losy Davida Martina,pisarza,który po początkowych życiowych niepowodzeniach związał się umową,która nie jest zadowalająca dla Martina. Gdy David dowiaduje się,że jest śmiertelnie chory na scenę wkracza tajemniczy Andreas Corelli,który proponuje mu kontrakt na napisanie książki w zamian za pieniądze i całkowite uleczenie.Pisarz zgadza się na przedstawione warunki. Niedługo potem poznaje ekscentryczną Isabellę. Okazuje się jednak,że dom z wieżyczką,w którym mieszka skrywa tajemnicę...
To tak pokrótce. Najlepszą postacią jest niewątpliwie Isabella! Przypomina mi ona trochę mnie samą,jestem pewna,że też rządziłabym tak biednym Davidem;)
Barcelona po raz kolejny zachwyca! Ulice,uliczki,zaułki. Po tych wszystkich książkach Zafona Barcelona jest jednym z miejsc-marzeń i chcąc nie chcąc,będę musiała w przyszłości je odwiedzić. Kto wie,może odnajdę Cmentarz Zapomnianych Książek i księgarnię "Sempere i Synowie"?

"Gra Anioła" to ostatnia część trylogii uwielbianego przeze mnie Carlosa Ruiza Zafona,mistrza opisów.
Prawdę mówiąc czytałam wcześniej wiele opinii odnośnie tego,że ta ksiażka jest najsłabsza w całej trylogii.
Ja się z tym nie zgodzę. Owszem,jest dużo slabsza od "Cienia wiatru",ale przypadła mi do gustu bardziej niż "Więzień Nieba".
O ile "Więzień Nieba" wydawał się być...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Zawsze lubiłam książki mające wątek historyczny,bo oprócz wartkiej,ciekawej akcji można się dużo nauczyć i dowiedzieć praktycznie bez większego wysiłku. Warunek jest jeden-trzeba takie powieści lubić. Ja lubię,aczkolwiek była to pierwsza książka o takiej tematyce jaką czytałam. Z reguły jak czytam już powieść historyczną to albo jest to tematyka obozów koncentracyjnych,albo coś o historii religii albo ewentualnie czasy arturiańskie. "Miłość na Pacyfiku" to natomiast powieść tocząca się w czasie Drugiej Wojny Światowej,która widziana jest oczami pilota samolotu,marynarza i pielęgniarki. Każda z tych perspektyw jest nieco odmienna,co dodaje dodatkowego smaczku.
Była to moja pierwsza powieść Petera T. Deutermanna,który według notatki na tylniej okładce jest jednym z najpoczytniejszcyh pisarzy amerykańskich. Cóż,nigdy wcześniej o nim nie słyszałam. Książkę wypożyczyła moja mama,która najchętniej czyta jakieś romanse,lekką fantastykę,ogólnie książki,które czyta się szybko,łatwo i przyjemnie. Mama przeczytała w dwa dni,była zachwycona,wychwalała książkę pod niebiosa,także szybko się za nią zabrałam. Niestety przez ostatnie wyjazdy czytanie szło mi dość opornie,bo z reguły czytam godzinę,dwie,przed snem,ale podróże mnie wręcz wykańczały.W żadnych innych okolicznościach nie czytałabym tej książki aż tydzień.Trzy dni maksymalnie.
Jak to często w wielowątkowych powieściach bywa,i tym razem "ustrzeliłam" sobie ulubioną postać.Był to Mick,pilot.Nie można było go nie lubić,arogancki,pewny siebie,wysoki i silny(podejrzewam,że pewnie byłby w moim typie). Marsha jakoś specjalnie nie polubiłam,ale nie można odmówić mu odwagi i poświęcenia. Gloria była także dobrą postacią,urozmaicała trochę te "męskie" krajobrazy wojenne. Coś było pokazane z kobiecego punktu widzenia,i za to daję ogromny plus autorowi.
Kolejny plusik-świetne opisy,bardzo realistyczne! Wszystko było opisane w najdrobniejszych szczegółach,więc gdy tylko przymknęłam na moment oczy widziałam wszystko bardzo wyraźnie.
Następna rzecz,która zaskoczyła mnie pozytywnie to wątek romansu,ale był on bardzo delikatny,o naturze bardziej psychologicznej,co idealnie się wkomponowało w całość powieści.
Najbardziej jednak podobało mi się,że mogę odkryć miejsca i ówczesne sposoby walki.,o których uczyłam się w minionym roku szkolnym na historii.Jestem pewna,że jeśli za dwa lata trafię na to na maturze przypomnę sobie wszystko o wiele szybciej kojarząc właśnie tę książkę.

Zawsze lubiłam książki mające wątek historyczny,bo oprócz wartkiej,ciekawej akcji można się dużo nauczyć i dowiedzieć praktycznie bez większego wysiłku. Warunek jest jeden-trzeba takie powieści lubić. Ja lubię,aczkolwiek była to pierwsza książka o takiej tematyce jaką czytałam. Z reguły jak czytam już powieść historyczną to albo jest to tematyka obozów koncentracyjnych,albo...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Przystań wiatrów George R.R. Martin, Lisa Tuttle
Ocena 6,8
Przystań wiatrów George R.R. Martin,...

Na półkach: , , ,

"Przystań wiatrów" jest owocem współpracy George'a R.R. Martina i Lisy Tuttle.Skusiłam się na nią w bibliotece,bo nazwisko Martina jest mi znane z sagi "Gra o tron",a także ze świetnej książki "Rockowy Armagedon",więc niemal bez wahania wypoźyczyłam tę pozycję.
Główną bohaterką książki jest Maris,kobieta o wzniosłych ideach,mająca wielkie marzenia.Żyje ona na wyspie,gdzie pozycję uprzywilejowaną zajmują lotnicy,którzy mają za zadanie przekazywanie wieści między wyspami.Maris jako mała dziewczynka marzy by zostać lotniczką.Jednakże jest lądowcem,a skrzydła bowiem przechodzą z pokolenia na pokolenie w rodzinach lotników.Szczęśliwym zrządzeniem losu,lotnik Russ adoptuje dziewczynkę,z powodu braku własnego potomka i uczy Maris latać.
Książka zasadniczo dzieli się na kilka części,pierwszą z nich opisałam powyżej,kolejna to walka Maris o skrzydła dla siebie i innych lądowców,następne to opis życia w Akademii,wypadek Maris i w końcu schyłek jej życia.Przeskoki czasowe są więc dość duże,ale w żaden sposób nie wpływa to na rozumienie tekstu,bo wszystko jest połączone ze sobą dość spójnie.
Jeśli chodzi o postaci to Maris nie jest wymarzoną bohaterką,czegoś jej brakuje.Najbardziej zaintrygował mnie Val Jednoskrzydły,postać zdecydowana,charakterystyczna z pewną dozą arogancji i sarkazmu.Gdyby troszkę bohaterów poprawić,pododawać im kilka cech,to byliby idealni.
Historia zawarta w książce sama w sobie jest bardzo ciekawa,niespotykana.Gdy czytałam te wszystkie opisy sama niejednokrotnie chciałam znaleźć się w powietrzu i latać.Czuć podmuchy wiatru,promienie słońca,słyszeć cichy szelest skrzydeł.Co więcej książka ta jest bardzo wartościowa pod względem utrwalonych w niej ideii,wzorców postępowania.Maris pokazuje nam,że należy walczyć z niesprawiedliwością społeczną,nie zgadzać się na pomiatanie sobą,tylko dlatego,że według wyższej klasy jest się mniej wartościowym człowiekiem.

"Przystań wiatrów" jest owocem współpracy George'a R.R. Martina i Lisy Tuttle.Skusiłam się na nią w bibliotece,bo nazwisko Martina jest mi znane z sagi "Gra o tron",a także ze świetnej książki "Rockowy Armagedon",więc niemal bez wahania wypoźyczyłam tę pozycję.
Główną bohaterką książki jest Maris,kobieta o wzniosłych ideach,mająca wielkie marzenia.Żyje ona na wyspie,gdzie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Okładka. Zdecydowałam się wziąć tę książkę tylko ze względu na okładkę. Ot,taki impuls. Niezbyt często zagłębiam się w czuleście regałów bibliotecznych z literaturą iberyjską,za wyjątkiem gdy sprawdzam,czy jest coś nowego Zafona,ale tym razem kierując się w stronę regałów z literaturą francuską po "Nanę" porwałam "Miłość przez małe m".
Spodziewałam się lekkiej,przyjemnej historii miłosnej z kotem w tle,ale się nieco zawiodłam.
Główny bohater,Samuel,jest wykładowcą germanistyki w średnim wieku,który czuje się straszliwie samotny.Uwielbia muzykę klasyczną-czasami zastanawiam się,czy gdyby autor zdecydował się na rock postać byłaby wyrazistsza.Cóż,Samuel wydaje się zbyt przerysowany,jest jednocześnie postacią niedopracowaną.O okładkowym kocie także zbyt wielu rzeczy się nie dowiemy.Miałam nadzieję,że kotek będzie jednym z głównych bohaterów i jakimś sposobem połączy Samuela i Gabrielę w parę.Na plus zaznaczę,że kot ma świetne imię-Mishima,od razu skojarzyło mi się z Mishą Collinsem,który gra Castiela w Supernatural.Oprócz Samuela i Mishimy mamy Gabrielę,tajemniczą miłość z dzieciństwa,która także jest zupełnie bez wyrazu,Tytusa,który odgrywa ważną rolę,ale jakby go w powieści właściwie nie było,a także Valdemara,który wydaje mi się chyba najlepszą postacią,przynajmniej ma jako taki charakter.
Samuel poznaje Mishimę w Nowy Rok.Przygarnia biedactwo i jak później sam rozumuje,od tego zaczęła się jego pogoń za miłością i przyjaźnią.
Bardzo podobały mi się nawiązania do muzyki,literatury czy filozofii.Z zamiłowania jestem nieco taką germanistką,oprócz tego humanistką,więc na przykład "Cierpienia młodego Wertera" były mi doskonale znane.Inne zaś powieści autor przybliżył w sposób ciekawy i zachęcił mnie po sięgnięcie po nie.Wklejki z Buddy były ZNAKOMITE! Czysta rozkosz czytać takie mądre sentencje. Nie miałam pojęcia,że Budda był autorem tak cudownych słów. Słownik słów nieprzetłumaczalnych-kolejna perełka.Chciałabym sobie kiedyś takie dzieło sprawić.Muzyka-dzięki wpleceniu klasyków do książki sama mam ochotę posłuchać tych utworów!
Mimo wszystko była to całkiem fajna odskocznia od szarej rzeczywistości.

Okładka. Zdecydowałam się wziąć tę książkę tylko ze względu na okładkę. Ot,taki impuls. Niezbyt często zagłębiam się w czuleście regałów bibliotecznych z literaturą iberyjską,za wyjątkiem gdy sprawdzam,czy jest coś nowego Zafona,ale tym razem kierując się w stronę regałów z literaturą francuską po "Nanę" porwałam "Miłość przez małe m".
Spodziewałam się lekkiej,przyjemnej...

więcej Pokaż mimo to