Fjaka. Sezon na Chorwację Aleksandra Wojtaszek 7,2
ocenił(a) na 63 tyg. temu Fjaka to nadadriatycki rodzaj nirwany. Stan, w którym chcesz tylko siedzieć, gapić się w morze i nic nie robić, nie myśleć, nie planować, nie istnieć, stapiać się z powietrzem i ciszą. I nie mylmy tego stanu ze zwykłą wakacyjną krzątaniną, kiedy po wyładowaniu tobołów, zasiedleniu łóżka i szafy w hotelowym pokoju, wreszcie składamy członki na leżaczku z butlą Ożujska w łapie i ruszamy się tylko po uzupełnienie zapasu tegoż.
Bo Chorwacja to oczywiście nie tylko plaża i pensjonaty. To kraj przeciążony „turystyczną chorobą”, jednak świadomy tego, że bez niej byłby w o wiele gorszej sytuacji gospodarczej. Wszystko jest tu pod pewnymi względami bardzo podobne do innych krajów z byłego bloku komunistycznego. Gospodarka i duży przemysł, które padły po likwidacji socjalistycznej Jugosławii, a to co zostało, padło na życzenie innych, współczesnych decydentów. Masowe migracje za chlebem, przez co z kraju uciekają ci najzdolniejsi, najodważniejsi i najbardziej dynamiczni. Ciasnota polityki, w której nie ma miejsca na umiarkowane centrum, bo z jednej strony napiera „faszyzująca” i „nacjonalistyczna” prawica a z drugiej „serby” i „czerwone komuchy” z lewicy. Pod innymi względami wszystko tu rozgrywa się inaczej, dyskusje toną w strugach kawy i rakiji, a że obie te substancje podnoszą ciśnienie krwi, z głów się dymi. W najlepszym wypadku skutkuje to piętrowymi, kwiecistymi przekleństwami, choćby takimi jak: „dobrze cudzym kuta-sem pokrzywy młócić”, w najgorszym – wojną. Chorwacja to gorące pogranicze, dosłownie i w przenośni. Granica wody i lądu, kraj ponad 1200 wysp i wysepek, granica Europy Zachodniej i Bałkanów, religii katolickiej i prawosławia, słowiańszczyzny i Zachodu. Ziemia, o którą biły się przez stulecia wielkie potęgi – starożytni Rzymianie, Słowianie, Turcy, Włosi, Habsburgowie, Bizancjum i Watykan. Kraj, którego mieszkańcy są hardzi i twardzi, od wieków słabo dogadujący się (już nie znam większego eufemizmu) z Serbami, uważający się za zachodnich Europejczyków, bałwochwalczo uwielbiający swoją ojczyznę. Kraj naznaczony najstraszniejszą wojną współczesnej Europy, właściwie nie wiadomo w imię czego – bo jak wyraził się jeden z bohaterów reportażu – „Chorwaci i Serbowie to jedna kupa łajna przedzielona na pół kołem historii”.
Warto było wczytać się w te egzotyczne dla nas realia, chociaż to nie był reportaż moich marzeń. Zabrakło mi w tej książce jakiegoś centralnego punktu wyjścia, „kamienia węgielnego”, może postaci, wokół których można byłoby snuć poszczególne opowieści. W tym stanie każdy rozdział wydawał mi się niespójny z resztą i nie wynikający z poprzednich części. Jakby ktoś spiął ze sobą wydruki z Wikipedii - wszystkie o tym samym kraju ale żaden nie zazębia się z sąsiednim, brakuje jakiejś klamry czy ramy domykającej wszystkie te historie w jeden kompletny obraz.
Kapuściński co nazmyślał to nazmyślał, ale każda Jego książka była skończonym dziełem i pełną panoramą opisywanej rzeczywistości. Tutaj, mimo rzetelnie opisanych tak wielu aspektów życia w Chorwacji, czegoś mi za mało.