-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać441
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2019-03-04
2019-02-17
Moje wrażenia po lekturze "Begin Again" były bardzo pozytywne. Bohaterowie stworzeni przez Monę Kasten stali się bliscy mojemu sercu i z przyjemnością sięgnęłam również po drugi tom jej trylogii - "Trust Again". Czy on również przypadł mi do gustu? I jak wypada w porównaniu do poprzedniej powieści?
Burzliwa historia Allie i Kadena już za nami, choć to wcale nie oznacza, że tych bohaterów już więcej nie spotkamy. Wręcz przeciwnie, pozostają stale obecni i uczestniczą w kolejnych wydarzeniach, lecz tym razem schodzą na drugi plan. Główną bohaterką, a zarazem narratorką, zostaje Dawn, najlepsza przyjaciółka Allie. Chociaż w Woodshill całkiem dobrze sobie radzi, bolesna przeszłość przypomina o sobie raz po raz, wpływając przede wszystkim na jej relację ze Spencerem. Czy dziewczyna, która panicznie boi się zranienia, zdoła przełamać swój strach i znów komuś zaufać?
Tak jak poprzednio, także tutaj byłam przygotowana na pojawienie się pewnych schematów. Miałam przy tym obawy, że historia Dawn i Spencera może za bardzo przypominać tę, którą poznaliśmy w pierwszym tomie. Nic bardziej mylnego. Owszem, oni również mają tajemnice i przeżyli naprawdę ciężkie chwile. Dręczą ich wspomnienia, których nigdy nie będą w stanie wymazać z pamięci. Aby poradzić sobie z nimi i uwierzyć, że może ich jeszcze w życiu spotkać coś dobrego, że zasługują na szczęście pomimo popełnionych błędów, potrzeba ogromnych pokładów odwagi i wielkiej siły. Im także nie będzie łatwo, ale to wcale nie znaczy, że poddadzą się bez walki.
Dawn zyskała moją sympatię już w poprzednim tomie, jednak dopiero tutaj autorka mogła ukazać w pełni całą złożoność tej postaci. Wiedziałam już, jak lojalna i troskliwa była wobec swoich najbliższych, lecz i tak zaskoczyło mnie, do jakiego stopnia potrafiła się dla nich poświęcić. Wolała cierpieć w milczeniu, byle tylko nie przysparzać im dodatkowych zmartwień. Poza tym dała się poznać jako kochająca córka i zdolna pisarka, a fakt, że zdołała się zaprzyjaźnić nawet z Sawyer, chyba mówi sam za siebie. Również Spencer zasłużył na mój podziw, wykazując się nieludzką wręcz siłą ducha. Ten otwarty, zabawny, wiecznie uśmiechnięty chłopak doświadczył czegoś, co równie dobrze mogło go kompletnie złamać. Mimo to odnalazł w sobie dość determinacji, by mierzyć się ze wszystkim dzień po dniu. A przy tym zarażał optymizmem wszystkich wokół, jakby on sam nie miał żadnych zmartwień.
W moim odczuciu "Trust Again" wypadło jeszcze lepiej niż "Begin Again". To wszystko, co skradło moje serce w pierwszym tomie trylogii, znalazłam również tutaj. Ciekawe historie, skomplikowani bohaterowie z trudną przeszłością, która kładzie się cieniem na teraźniejszości i niemal uniemożliwia patrzenie w przyszłość z nadzieją, a przy tym wyjątkowe przyjaźnie, pomagające im stanąć na nogi i odbudować wiarę w ludzi. Idealnie wyważone jak dla mnie połączenie humoru z powagą i świetnie napisane dialogi. Poza tym autorka lepiej poradziła sobie z kreacją poszczególnych postaci. Nawet nie znając jeszcze wszystkich szczegółów, nie miałam wrażenia, że ich reakcje są przesadzone. Wręcz przeciwnie. O wiele łatwiej było mi zrozumieć Dawn i Spencera niż Allie i Kadena. Tam wszystko nabrało sensu dopiero wówczas, gdy sytuacja została wyjaśniona, tutaj miałam wrażenie większej przejrzystości i naturalności. W zasadzie jedyne, co mi przeszkadzało, to literówki. Na szczęście nie były specjalnie liczne, ale nie zdziwcie się, kiedy np. Spencer zostanie nazwany Spacerem.
Historia Allie i Kadena z "Begin Again" bardzo mi się spodobała, ale to "Trust Again" ostatecznie sprawiło, że zakochałam się w tej serii. Lekka, a zarazem pełna emocji i trudnych doświadczeń bohaterów, była dla mnie wyjątkowo udaną lekturą. Dawn i Spencer popełniają błędy, a mimo to mogą w pewnych sytuacjach służyć za wzór do naśladowania. Nie są idealni, ale właśnie dzięki temu stają się nam, czytelnikom, bardzo bliscy. Takie powieści czytam z prawdziwą przyjemnością. I nawet jeśli przebieg fabuły można bez większego problemu przewidzieć, wciąż zaskakują tymi wszystkimi szczegółami, które znajdziemy pomiędzy. Jeśli pierwszy tom przypadł Wam do gustu, drugi z pewnością również się Wam spodoba. Polecam!
ogrodksiazek.blogspot.com
Moje wrażenia po lekturze "Begin Again" były bardzo pozytywne. Bohaterowie stworzeni przez Monę Kasten stali się bliscy mojemu sercu i z przyjemnością sięgnęłam również po drugi tom jej trylogii - "Trust Again". Czy on również przypadł mi do gustu? I jak wypada w porównaniu do poprzedniej powieści?
Burzliwa historia Allie i Kadena już za nami, choć to wcale nie oznacza, że...
2019-01-03
Pięcioro nastolatków zostaje uwięzionych w pętli czasowej. Niezależnie od tego, co zrobią, ten sam dzień będzie się powtarzał, raz po raz, bez końca. Do momentu, gdy zagłosują. Wybiorą spośród siebie jedną osobę, która przeżyje. Jak jednak mają dokonać jednomyślnego wyboru, skoro żadne z nich nie chce umrzeć?
Beatrice dostaje od dawnej przyjaciółki zaproszenie na urodziny. Będzie tam cała licealna ekipa, z którą Bee od ponad roku nie utrzymywała żadnego kontaktu. Od tajemniczej śmierci jej chłopaka, Jima. Pomimo wielkich obaw i wątpliwości, dziewczyna postanawia jednak pojechać do Wincroft. Wieczór spędzony w gronie najbliższych niegdyś przyjaciół wkrótce zmienia się w koszmar. Wszyscy zostają uwięzieni pomiędzy życiem a śmiercią. W pętli czasowej obejmującej 11 godzin i 2 minuty. Cokolwiek zrobią, dokądkolwiek pójdą, wciąż budzą się w Nieświecie, w tym samym miejscu, tego samego dnia. Możliwość ucieczki jest tylko jedna - zagłosować. Wybrać ze swojej grupy jednego szczęśliwca. Tylko on może się uwolnić i żyć dalej, pozostałych zaś czeka śmierć...
"Neverworld Wake" od razu przyciągnęło moją uwagę tajemniczym, bardzo intrygującym opisem. Wiedziałam, że po tę powieść koniecznie muszę sięgnąć i nie zawiodłam się. Niewyjaśniona śmierć Jima, a później ta pętla - emocji nie brakowało już od pierwszych stron, a wraz z rozwojem akcji było ich coraz więcej. Autorka umiejętnie budowała napięcie, każąc mi cały czas zastanawiać się, co jeszcze może się wydarzyć. Wartko prowadzona akcja, pełna nieoczekiwanych zwrotów, sprawiła, że powieść Marishy Pessl przeczytałam jednym tchem. Im bardziej zagłębiałam się w opowiadaną przez nią historię, tym trudniej było mi się od niej oderwać. Choć domyślałam się, kto ostatecznie zwycięży w głosowaniu, zakończenie zaskoczyło mnie i poruszyło naprawdę mocno.
Każdego z bohaterów "Neverworld Wake" można nazwać jednym prostym słowem: piękność, geniusz, rockman, grzeczna dziewczyna... Ale z każdym kolejnym rozdziałem coraz dobitniej ukazują nam, że jest to zdecydowanie zbyt uproszczona charakterystyka. Wszyscy bez wyjątku zmagają się z jakimiś problemami, wszyscy odkrywają przed czytelnikiem najgłębsze, najmroczniejsze sekrety. Jedno szczere wyznanie wystarcza, by ukazać ich w zupełnie innym świetle. Wydaje się, że razem ze spokojną Beatrice wkraczamy do towarzystwa bogatych i zepsutych nastolatków. Whitley, Martha, Kipling, Cannon - każdy coś ukrywa. Ale okazuje się, że to wcale nie takie proste. A kiedy ich sekrety wreszcie wychodzą na jaw, nic już nie jest takie samo.
Największe wrażenie wywarło na mnie właśnie to, co autorka zrobiła z bohaterami. Z pozoru typowi, schematyczni, z czasem odkrywają coraz więcej. Na naszych oczach przeobrażają się w postaci skomplikowane, podejmujące ryzykowne decyzje, zagubione, lecz starające się odnaleźć swoje miejsce w życiu pomimo wszelkich przeciwności. Pomysł na fabułę oraz styl Pessl także przypadły mi do gustu. Powieść kipiała od emocji, a aura tajemnicy otaczała bohaterów do ostatnich stron. W miarę zbliżania się do końca, atmosfera gęstniała coraz bardziej, nie pozwalając się oderwać od czytanego tekstu.
Sięgając po powieść Marishy Pessl, dałam się zabrać w ekscytującą, tajemniczą, ale i niejednokrotnie mroczną podróż. Z zapartym tchem śledziłam losy młodych bohaterów, z każdą mijającą pętlą poznając ich coraz lepiej. Zaskakiwali mnie na każdym kroku swoimi decyzjami, refleksjami, a nade wszystko skrywanymi głęboko na dnie duszy sekretami. Każdy z nich inaczej reagował na sytuację, w jakiej się znaleźli. Uważam, że autorka świetnie się spisała, pozwalając czytelnikowi obserwować całe spektrum różnorodnych zachowań - od paniki, poprzez napady agresji aż po chłodną kalkulację. Całość zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Netflix wykupił prawa do ekranizacji, więc już się cieszę na myśl o powrocie do tej historii. Szczerze polecam!
ogrodksiazek.blogspot.com
Pięcioro nastolatków zostaje uwięzionych w pętli czasowej. Niezależnie od tego, co zrobią, ten sam dzień będzie się powtarzał, raz po raz, bez końca. Do momentu, gdy zagłosują. Wybiorą spośród siebie jedną osobę, która przeżyje. Jak jednak mają dokonać jednomyślnego wyboru, skoro żadne z nich nie chce umrzeć?
Beatrice dostaje od dawnej przyjaciółki zaproszenie na urodziny....
2018-11-04
Ostatnio wśród książek do recenzji od Wydawnictwa Jaguar trafiałam na same dobre pozycje. Miałam zatem wysokie oczekiwania także wobec "Roziskrzonych nocy". Nie przewidziałam jednak, że ta piękna błękitna okładka skrywa historię, która tak całkowicie mnie zaskoczy.
Philę i jej młodszego brata, Matteo, czeka przeprowadzka. Ich mama ponownie wychodzi za mąż i wszyscy troje mają zamieszkać u jej wybranka, hrabiego von Rabena. Chociaż nowym domem będzie dla nich przestronny, gustowny pałac, dziewczyna wcale się nie cieszy, że musi opuścić Berlin i wyjechać do jakiejś zapadłej dziury w Danii. W drodze z lotniska jedna z limuzyn potrąca sarnę, a hrabia Frederik dobija ją, strzelając do niej na oczach Phili. Gdy dziewczyna później o tym wspomina, wszyscy patrzą na nią z niedowierzaniem, twierdząc, że nic takiego nie miało miejsca. To jednak dopiero początek serii przedziwnych, trudnych do wyjaśnienia zdarzeń.
Opis i okładka sugerowały raczej opowieść skupiającą się na wątku miłosnym. Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy już pierwsze dwie strony kazały mi przygotować się na coś zupełnie innego. Okazało się, że fabuła ma w sobie więcej podobieństw do Kodu Leonarda da Vinci Dana Browna niż do romansu dla młodzieży. Muszę przyznać, że autorka świetnie poradziła sobie z budowaniem odpowiedniego klimatu. Było mega tajemniczo i do momentu wyjaśnienia przez Beatrix Gurian pewnych wątków, nie miałam zielonego pojęcia, jak to wszystko wytłumaczy. Pod tym względem powieść wywarła na mnie ogromnie pozytywne wrażenie.
Co jeszcze mi się podobało? Bohaterowie, i to niemal wszyscy. Phila, choć z początku niezadowolona i zagubiona, zdecydowanie dała się polubić. Niby zwyczajna nastolatka, choć w żadnym razie nie można by jej nazwać przeciętną. Odważna, ciekawa świata, spostrzegawcza, uparcie dążąca do poznania prawdy i gotowa zaryzykować wszystko dla osób, które są jej bliskie. Moje serce podbił także uroczy, pełen energii Matteo. Za to ich matka nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia, choć przyznaję, że i okoliczności jej nie sprzyjały. Wszystkie pozostałe postaci niezmiernie mnie intrygowały. Zwłaszcza, że przez większość czasu nie miałam pewności, kto z nich naprawdę zasługuje na miano czarnego charakteru i do jakiego stopnia jest zamieszany w tę niepokojącą sprawę.
Liczne odniesienia do mitologii nordyckiej także zaliczam do zalet powieści. Zdecydowanie dodawały jej uroku i charakteru. Podobnie jak pojawiające się na kartach runy i motywy wolnomularskie. Lekki styl sprawił, że czytało mi się szybko i nadzwyczaj przyjemnie. Akcja rozwijała się w szybkim tempie, a niebezpieczeństwo nadchodziło wielkimi krokami. Nawet literówek było tu niewiele, co również bardzo mnie cieszy. Co więcej, ta książka została naprawdę pięknie wydana (i nie chodzi mi tu tylko o okładkę, niektóre fragmenty wydrukowano na bardzo eleganckim, wyróżniającym się tle).
Rozczarowało mnie trochę zakończenie. Po całej tej misternie utkanej intrydze spodziewałam się równie oryginalnego finału. Tymczasem odniosłam wrażenie, że albo autorce ciekawe pomysły już się skończyły, albo musiała pilnie zakończyć tom i nie miała pojęcia, jak to dobrze zrobić. Dość słabo rozwinięty wydał mi się także sam wątek miłosny. Mocno uproszczony i okrojony w stosunku do reszty powieści. O ile pierwsze spotkanie bohaterów ogromnie mi się spodobało, a drugie zaintrygowało, to już następujące później westchnienia Phili i marzenie o tym, by czuwać nad snem ukochanego, trochę ten efekt popsuły. Gdyby nie ciekawie wykreowane postaci, które mocno ratowały sytuację, moje wrażenia byłyby jednak o wiele gorsze.
Sięgając po "Roziskrzone noce", nastawiałam się na ciekawą historię miłosną z nutką tajemnicy. Okazało się jednak, że zupełnie nie doceniłam autorki, bowiem to, co zaserwowała w swojej powieści, nazwałabym raczej połączeniem thrillera z młodzieżówką i romansem. Przy czym to ostatnie wyszło jej najsłabiej. Mimo to książka Beatrix Gurian oczarowała mnie całkowicie świetnym pomysłem na fabułę, wspaniałym, tajemniczym, a jednocześnie niepokojącym klimatem i bardzo dobrze wykreowanymi bohaterami. Choć zakończenie nieco mnie rozczarowało, z pewnością sięgnę także po kontynuację tej historii. A wszystkim miłośnikom sekretów i nietuzinkowej fabuły szczerze polecam.
ogrodksiazek.blogspot.com
Ostatnio wśród książek do recenzji od Wydawnictwa Jaguar trafiałam na same dobre pozycje. Miałam zatem wysokie oczekiwania także wobec "Roziskrzonych nocy". Nie przewidziałam jednak, że ta piękna błękitna okładka skrywa historię, która tak całkowicie mnie zaskoczy.
Philę i jej młodszego brata, Matteo, czeka przeprowadzka. Ich mama ponownie wychodzi za mąż i wszyscy troje...
2018-10-30
Główna bohaterka "Pocałunku zdrajcy", Sage Fowler, wywarła na mnie tak dobre wrażenie, że niecierpliwie wyczekiwałam momentu, gdy poznam dalszy ciąg jej przygód. Z przyjemnością wróciłam również myślami do intrygującego kapitana Quinna i jego oddanych przyjaciół, Gramwella i Cassecka. Jakim wyzwaniom będą musieli stawić czoła tym razem? Czy uda im się zapobiec inwazji? A może wojny nie da się już uniknąć?
Sage, która sprawdziła się już w roli swatki i szpiega, może odetchnąć po emocjonujących i dramatycznych wydarzeniach z pierwszego tomu. Znakomicie radzi sobie jako królewska guwernantka, obowiązki pomagają jej przetrwać rozłąkę z Aleksem i z większym spokojem oczekiwać na jego powrót. Tuż po przybyciu do stolicy Quinn dostaje jednak nowe rozkazy. Ma objąć dowództwo nad pewną utrzymywaną w ścisłej tajemnicy jednostką. To oznacza, że wkrótce musi znów wyjechać, nie wolno mu też niczego zdradzić Sage. Okazuje się to nadzwyczaj trudne, gdyż dziewczyna upiera się, by mu towarzyszyć. Gdy spotyka się z ostrą odmową, czuje się dotknięta i zawiedziona. Kiedy więc królowa poleca jej dowiedzieć się, co się tak naprawdę dzieje, Sage rzuca się w wir pracy. Nie wie jeszcze, że za lojalność wobec Jej Wysokości przyjdzie jej zapłacić wysoką cenę.
Drugie spotkanie z bohaterami trylogii Erin Beaty okazało się dla mnie nawet bardziej udane niż to pierwsze. Już wówczas przykuli moją uwagę i sprawili, że z wielkim zaciekawieniem śledziłam ich losy. Teraz zaś zrobiło się jeszcze ciekawiej.
Na szczęście Sage nadal pozostała tą odważną, upartą, niepokorną osóbką, jaka zyskała sobie moją sympatię w "Pocałunku zdrajcy". Wciąż chce sama podejmować decyzje zamiast ślepo poddawać się woli mężczyzn. Wcale nie jest od nich gorsza i udowadnia to na każdym kroku. Alex tym razem trochę mnie irytował. Rozumiem rozkazy i konieczność zachowania tajemnicy, ale jeśli ukochana osoba chce mu coś powiedzieć, powinien jej wysłuchać. Nawet jeśli nic więcej nie może zrobić. Zresztą szczera rozmowa i wyjaśnienie sytuacji zaoszczędziłoby im wielu kłopotów i zapobiegło nieporozumieniom.
Żadne z nich nie jest idealne. Zarówno Sage, jak i kapitan Quinn popełniają błędy. Ranią siebie nawzajem i nieraz się kłócą, ale przy tym w każdej chwili są gotowi oddać za tę drugą osobę własne życie. Uważam, że Erin Beaty należy się za kreację bohaterów wielki plus. Dlaczego? Stworzyła postaci z krwi i kości. Nie idealizowała ich i nie ułatwiała im niczego. Wręcz przeciwnie, wciąż napotykali nowe trudności, a wybory, przed jakimi ich stawiała, również do prostych nie należały. Odnosili poważne rany i wielokrotnie ryzykowali życie, a to, czy uda im się wyjść z tego wszystkiego cało, wcale nie było przesądzone.
Nie mogę narzekać również na akcję. Sporo się działo i chociaż tym razem obyło się bez jakichś spektakularnych zaskoczeń, czuję się usatysfakcjonowana. Szybkie tempo wydarzeń, ucieczki, spiski, zdrady, liczne walki, a nawet próba zamachu, zapewniły mi mnóstwo wrażeń. Śledzenie szpiegowskiej misji głównej bohaterki ogromnie mi się podobało. Nie nudziłam się ani chwili, a emocjonująca akcja niesamowicie wciągała. Tym razem autorka mniej skoncentrowała się na relacji Sage i Aleksa, co jest dobrą wiadomością dla wszystkich tych, którzy liczyli na lepsze rozwinięcie innych wątków pojawiających się w powieści.
Książka została podzielona na krótkie rozdziały, dzięki czemu czytało mi się ją naprawdę szybko. Skupiały się na zmianę na trójce bohaterów - Sage, Aleksie oraz dowódcy oddziału Kimisarów, Huzarze. Ten zabieg pozwolił obserwować rozgrywające się na kartach powieści wydarzenia z różnych punktów widzenia. Dawał również wgląd w ich obawy, przemyślenia i ukazywał prawdziwe intencje, jakie nimi kierowały, co także wzbogaciło fabułę. Korekta tekstu z kolei pozostawiała wiele do życzenia. Pod tym względem mocno się zawiodłam, podobnie jak w przypadku recenzowanego przeze mnie niedawno "Okrutnego księcia". O ile pojedyncze literówki mogę jeszcze jakoś przełknąć (choć są denerwujące), o tyle błędy ortograficzne pozostawiają u mnie głęboki niesmak.
"Pocałunek szpiega" to w moim odczuciu świetnie skonstruowana kontynuacja cyklu. Silna, wyraźnie zarysowana postać Sage jest moim zdaniem zdecydowanym atutem powieści. Fakt, że autorka nie idealizuje swoich bohaterów ani nie traktuje ich ulgowo, stawiając za to na ich drodze kolejne wyzwania i trudne decyzje, również bardzo przypadł mi do gustu. Poza tym drugi tom trylogii Erin Beaty obfituje w emocjonujące wydarzenia i trzyma w napięciu od początku do końca. Pozostaje mi już tylko mieć nadzieję, że ostatni, trzeci tom okaże się równie dobry. Polecam!
ogrodksiazek.blogspot.com
Główna bohaterka "Pocałunku zdrajcy", Sage Fowler, wywarła na mnie tak dobre wrażenie, że niecierpliwie wyczekiwałam momentu, gdy poznam dalszy ciąg jej przygód. Z przyjemnością wróciłam również myślami do intrygującego kapitana Quinna i jego oddanych przyjaciół, Gramwella i Cassecka. Jakim wyzwaniom będą musieli stawić czoła tym razem? Czy uda im się zapobiec inwazji? A...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-10-25
Kraina Elfów, pełna długowiecznych, magicznych stworzeń. Choć nie potrafią kłamać, zdolne są do niewyobrażalnych wręcz okrucieństw. Szlachetnie urodzeni nie cofną się przed niczym, by dostać to, czego pragną. Jak w tym niebezpiecznym świecie poradzą sobie dzieci porwane że świata śmiertelników?
Siedmioletniej Jude wydaje się, że razem z rodzicami i dwiema siostrami - bliźniaczką Taryn i starszą Vivienne - tworzą zwykłą rodzinę. Do czasu, gdy na progu ich domu staje mężczyzna o kocich oczach i spiczastych uszach, takich samych jak u Vivi. Jest wściekły, że jego żona, a ich matka, uciekła do świata ludzi, pozorując własną śmierć. W starciu z niebezpiecznym Madokiem rodzice Jude nie mają żadnych szans. Mężczyzna zabija ich oboje, a dziewczynki zabiera ze sobą do Elysium i otacza opieką.
Świat wykreowany przez Holly Black z miejsca mnie oczarował. Uwielbiam książki, w których wyobraźnia autora powołuje do życia nie tylko interesujących bohaterów i magiczne istoty, ale całe krainy rządzące się własnymi prawami. Poznawanie królestwa Elfhame sprawiło mi wielką frajdę, a przecież to tylko część Krainy Elfów. Mam nadzieję, że w kolejnych tomach cyklu autorka pozwoli nam na dalsze podróże, eksplorowanie pozostałych ziem i obserwowanie ich mieszkańców.
Bohaterów "Okrutnego księcia" również uważam za udanych. Odniosłam wrażenie, że każda postać pojawiająca się w powieści została dokładnie przemyślana, każda ma do odegrania jakąś rolę w tej historii. Choć na początku niektóre z nich mogą sprawiać wrażenie schematycznych, ich decyzje prędzej czy później pokazują, że wcale takie nie są. Wszyscy w pewnym momencie czymś zaskakują, a moim zdaniem to ogromna zaleta. Nikomu nie można ufać, a największy wróg wcale nie musi być tym, kogo należy się najbardziej obawiać.
Odważna, choć żyjąca w bezustannym strachu Jude od razu zyskała moją sympatię. Ta bohaterka wciąż walczy - ze swoimi słabościami, z paraliżującym lękiem, walczy o swoją godność. Toczy bezustanną walkę, by pokazać, że wcale nie jest bezwartościową istotą, za jaką niektórzy ją uważają. Jej siostra bliźniaczka, Taryn, wciąż snuje się gdzieś w tle, cicha, starająca się nie wpaść w żadne kłopoty. To jednak wcale nie znaczy, że nie ma żadnego wpływu na toczące się wydarzenia. Vivi z kolei rozpaczliwie tęskni za utraconym światem śmiertelników i ponad wszystko pragnie wrócić do poprzedniego życia. Rozmiłowany w wojnach i rozlewie krwi Madok pokazuje także swoją lepszą stronę. Traktuje dziewczynki jak własne córki i stara się, by niczego im nie brakowało, choć to przecież on sam pozbawił je rodziców. Cardan i jego świta - bezwzględni i okrutni, dla rozrywki znęcają się nad słabszymi, świadomi, że nie grozi im za to żadna kara...
Holly Black nie wybiera łatwych rozwiązań. Gdy już sobie myślałam, że w większości książek wydarzyłoby się to czy tamto... autorka całkowicie mnie zadziwiała, wybierając zupełnie inną możliwość. Nie doceniłam jej, czekając, aż w pewnym momencie podda się schematom, ale nic takiego nie nastąpiło. Nie mogę też narzekać na akcję, bo ta utrzymywała idealne tempo. Działo się dużo, a mimo że miejsc i postaci było tu całe mnóstwo, opisy nie spowalniały rozwoju wydarzeń. Mało tego, zostały tak umiejętnie wplecione w fabułę, że niemal nie odczułam ich obecności. Nawet wątek romantyczny nie przesłaniał innych, ważniejszych spraw, został zepchnięty na dalszy plan. Dzięki temu nie zdominował fabuły, a mimo to pozostał istotną i bardzo intrygującą częścią opowieści.
Zazwyczaj sceptycznie podchodzę do książek, które wszyscy wychwalają i w tym przypadku nie było inaczej. Po przeczytaniu "Okrutnego księcia" muszę jednak powiedzieć... że ta powieść jest warta każdego dobrego słowa, każdej pochwały, jaką przeczytacie czy usłyszycie. Ta oryginalna fabuła, pędząca akcja pełna zaskakujących wydarzeń, ci niesamowici bohaterowie, którzy tyle razy mnie szokowali - jestem zachwycona! Przeszkadzało mi tylko jedno - literówki, a było ich naprawdę dużo. Niemniej biorąc pod uwagę wszystko inne - i nie do końca jeszcze wierzę, że to powiem - jeśli autorka utrzyma taki poziom, jej trylogia może się okazać lepsza nawet od mojej ukochanej serii Dworów Sarah J. Maas. Miłośnikom fantastyki z całego serca polecam!
ogrodksiazek.blogspot.com
Kraina Elfów, pełna długowiecznych, magicznych stworzeń. Choć nie potrafią kłamać, zdolne są do niewyobrażalnych wręcz okrucieństw. Szlachetnie urodzeni nie cofną się przed niczym, by dostać to, czego pragną. Jak w tym niebezpiecznym świecie poradzą sobie dzieci porwane że świata śmiertelników?
Siedmioletniej Jude wydaje się, że razem z rodzicami i dwiema siostrami -...
2018-04-09
Spora nadwaga, masa kompleksów, drastycznie niska samoocena - życie nastolatki bywa naprawdę trudne. W przypadku Tessy O'Connell to jednak nie wszystko. Choć udało jej się schudnąć i etap Baryły ma już za sobą, problemów - wbrew pozorom - wcale jej nie ubywa. Wręcz przeciwnie. Ostatni rok szkoły średniej zapowiada się wprost fatalnie. Czy dziewczyna zdoła stawić czoła dręczycielom i przezwycięży własne lęki?
Tessa przyjaźniła się z Nicole od czasów przedszkola. A przynajmniej tak jej się wydawało. Przez lata zwierzała się jej ze wszystkich sekretów, w tym także ze swoich uczuć do Jaya Stone'a. Przeżyła więc ciężki szok, gdy Nicole niespodziewanie porzuciła ją na rzecz szkolnej popularności. Nastolatka pokornie usunęła się w cień, starając się pogodzić z sytuacją. Okazało się jednak, że to dopiero początek zmian. Wyzwiska, nieustanne złośliwości i zastraszanie na stałe weszły do programu dnia, ale decydujący cios, w samo serce, przyszedł później. Nicole zabrała miłość jej życia, owijając sobie Jaya wokół palca i ograniczając ich kontakty do minimum.
Tymczasem ze szkoły wojskowej wraca Cole, przyrodni brat Jaya, który gnębił Tessę przez 10 lat. Na samą myśl o nim dziewczynę ogarnia autentyczna panika. Zmuszona przez rodziców do wizyty w domu Stone'ów, przygotowuje się na najgorsze. Wprawdzie znów pada ofiarą głupiego dowcipu, jednak Cole uparcie twierdzi, że się zmienił i chce się z nią zaprzyjaźnić. Czy to w ogóle możliwe? I jak zaufać byłemu dręczycielowi?
Zabierając się za powieść "Bad Boy's Girl", znałam już mniej więcej przebieg fabuły. Skąd? Za sprawą gry o tym samym tytule, na którą natknęłam się jakiś czas temu w aplikacji Episode - Choose Your Story. Spodobała mi się, więc gdy tylko dowiedziałam się o książce, stwierdziłam, że absolutnie muszę ją przeczytać. Tym sposobem zyskałam zdecydowanie więcej akcji (a to dopiero pierwszy z trzech tomów), bardziej rozbudowany portret psychologiczny bohaterów, no i przeogromną dawkę humoru! Choć nie zawsze było wesoło, bo trudnych i przygnębiających wątków wbrew pozorom tu nie brakuje, to przy lekturze świetnie się bawiłam.
Ogromnie polubiłam Tessę i mimo że jej bierna postawa wobec Nicole i Jaya mocno mnie irytowała, to w pewnym stopniu mogłam się z nią identyfikować. Chociażby pod względem miłości do spania, czekolady i przemożnej chęci ukrycia się przed całym światem w stresujących sytuacjach. Cole również wywarł na mnie dobre wrażenie, ale w wielu sytuacjach zachowywał się zbyt idealnie. To, że w końcu czymś poważnie podpadnie, było więc tylko kwestią czasu. Co do Nicole i Jaya... wkurzali mnie oboje, jednak z nich dwojga to chyba Jay bardziej działał mi na nerwy. Żałuję trochę, że brata Tessy, Travisa, było tu tak mało. On i Beth (jedna z przyjaciółek głównej bohaterki) to moim zdaniem postaci z dużym potencjałem.
Pierwszą część cyklu Blair Holden czytało mi się szybko i nadzwyczaj przyjemnie. Poczucie humoru autorki idealnie wpasowuje się w mój gust, chyba w każdym rozdziale znalazło się coś, co mnie rozbawiło. Nie zawsze było mi jednak do śmiechu. Problemy, jakim bohaterowie tej powieści muszą stawić czoła, wcale do błahych nie należą. Zaniżona samoocena, znęcanie się, alkoholizm, rozpad rodziny czy utrata rodzica to tylko część z nich. W tych niełatwych warunkach nawiązują przyjaźnie, zakochują się, uczą się ufać sobie nawzajem, budują poczucie własnej wartości i ze wszystkich sił walczą o szczęście. Blair Holden mocno mnie zaintrygowała i czekam na więcej. Kolejne tomy "Bad Boy's Girl" mają już zarezerwowane miejsce na mojej półce. Jeśli gustujecie w dobrych i tryskających humorem młodzieżówkach - polecam!
Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar!
ogrodksiazek.blogspot.com
Spora nadwaga, masa kompleksów, drastycznie niska samoocena - życie nastolatki bywa naprawdę trudne. W przypadku Tessy O'Connell to jednak nie wszystko. Choć udało jej się schudnąć i etap Baryły ma już za sobą, problemów - wbrew pozorom - wcale jej nie ubywa. Wręcz przeciwnie. Ostatni rok szkoły średniej zapowiada się wprost fatalnie. Czy dziewczyna zdoła stawić czoła...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-10-28
Fotografia. Ulotna chwila utrwalona w pojedynczym kadrze. Choćby zawierała mnóstwo szczegółów, nigdy nie opowie całej historii, nie ukaże kontekstu. Zaledwie ułamek sekundy z rzeczywistości, czas zatrzymany na mgnienie oka. Podobnie jest z ludźmi. Każdy z nas pokazuje światu jakąś niewielką część siebie, cała reszta pozostaje ukryta. Nikt nie wie o nas wszystkiego, nie pozna naszych myśli. Jedynie ułamek całości, którym postanowimy się podzielić. To sprawia jednak, że bardzo łatwo oceniać innych, osądzać na podstawie tego małego fragmentu, który dane nam było przypadkiem dostrzec...
Juliet Young niedawno straciła matkę. Fotografka, korespondentka wojenna zginęła w wypadku samochodowym, wracając do domu. Dziewczyna głęboko przeżywa stratę, ciągle odwiedza cmentarz, pisząc listy, które zostawia później na jej grobie. Pewnego dnia przeżywa szok, gdy dostrzega, że ktoś na jeden z nich odpisał. Początkowo wpada we wściekłość. Ktoś naruszył jej prywatność, przeczytał coś, co nie było skierowane do niego. W dodatku ośmielił się napisać też coś od siebie! Wytrąca ją to z równowagi do tego stopnia, że rezygnuje z pisania do matki. Zamiast tego postanawia zostawić parę słów do nieznajomego, który tak ją zdenerwował. Wkrótce zaczynają prowadzić regularną korespondencję, zostawiając sobie w tym miejscu kolejne wiadomości.
"Listy do utraconej" to przede wszystkim opowieść o stracie, wielkiej tęsknocie, przemożnym smutku i cierpieniu tak dojmującym, że nie pozwala normalnie żyć. O wyrzutach sumienia, odrzuceniu, rodzinnych dramatach, przełamywaniu stereotypów, o przeznaczeniu i wyznaczaniu swojej życiowej ścieżki. Mamy tu też powoli zawiązującą się powoli nić porozumienia pomiędzy dwojgiem bohaterów przeżywających utratę najbliższych. Piszą do siebie o życiu i śmierci, dzieląc się najbardziej intymnymi przemyśleniami. Każde z nich boi się jednak poznać tożsamość tego drugiego, bo mogłoby to zniszczyć łączącą ich więź. Co jeśli autorką listów jest ta dziewczyna, która uważa go za niebezpiecznego kryminalistę? A jeśli ten chłopak to Declan - mroczny typ z kartoteką policyjną, który sprawia wrażenie, jakby każdego chciał pobić?
Powieść Brigid Kemmerer aż kipi od emocji. Głównie tych negatywnych - rozpaczy, bezsilności, smutku, wściekłości... Jednocześnie jednak niesie za sobą nadzieję. Gdy bohaterowie dostają szansę rozmowy z kimś, ktoś rzeczywiście rozumie, co czują, ponieważ dzieli ten sam ból... Chwytają się jej jak ostatniej deski ratunku. Nie znają nawet swoich imion, zaczynają posługiwać się pseudonimami - Mrok i Cmentarna Dziewczyna. I chociaż każde z nich ma swojego najlepszego przyjaciela/przyjaciółkę, wkrótce odkrywają, że całkowicie szczerze mogą rozmawiać tylko między sobą. Nikt inny nie jest w stanie pojąć ogromu cierpienia, które w sobie noszą. Wraz z rozwojem tej nietypowej relacji, historia wciąga coraz bardziej. Przeczytałam ją w dwa dni, przeżywając wszystko razem z bohaterami. Nie żałuję ani jednej chwili i mam wielką nadzieję, że będę miała okazję poznać również pozostałe powieści tej autorki. Polecam!
Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu YA!
ogrodksiazek.blogspot.com
Fotografia. Ulotna chwila utrwalona w pojedynczym kadrze. Choćby zawierała mnóstwo szczegółów, nigdy nie opowie całej historii, nie ukaże kontekstu. Zaledwie ułamek sekundy z rzeczywistości, czas zatrzymany na mgnienie oka. Podobnie jest z ludźmi. Każdy z nas pokazuje światu jakąś niewielką część siebie, cała reszta pozostaje ukryta. Nikt nie wie o nas wszystkiego, nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-10-06
Podróże w czasie i uczucie, które nie ma prawa istnieć, z góry skazane na porażkę - czy to brzmi jak recepta na sukces? Ona - nastolatka z dwudziestego pierwszego wieku, obiecująca skrzypaczka. On - ciemnoskóry osiemnastowieczny pirat na usługach znienawidzonego manipulatora. Nigdy nie powinni byli się spotkać, a gdy ich misja dobiegnie końca, każde wróci do swojego czasu naturalnego i więcej się nie zobaczą. Czy ta świadomość cokolwiek zmieni, gdy przewrotny los mimo wszystko skrzyżuje ich drogi?
Etta Spencer dla gry na skrzypcach poświęciła wszystko. Nie ma przyjaciół, rozstała się też z chłopakiem, by mieć więcej czasu na ćwiczenia. Wielkimi krokami zbliża się jej debiut - wydarzenie, któremu podporządkowała całe dotychczasowe życie. Przedtem ma jeszcze wystąpić na prywatnym koncercie w Metropolitan Museum of Art. Zdarzenia przybierają jednak niespodziewany obrót i... dziewczyna jakimś cudem przenosi się w czasie, do roku 1776. Odzyskuje świadomość na pokładzie statku przejmowanego właśnie przez piratów. Ale to dopiero początek. Aby móc wrócić do domu, Etta musi wypełnić pewną misję. Czy uda jej się na czas odnaleźć zagadkowy artefakt i uratować swoją matkę?
Możliwość podróżowania przez epoki i kontynenty to interesujący motyw sam w sobie. Gdy bohaterowie muszą się przy tym sporo natrudzić, szukając właściwych przejść, a na każdym kroku czyha na nich niebezpieczeństwo, robi się jeszcze ciekawiej. Oś czasu kontroluje bezwzględny Cyrus Ironwood, trzymając żelazną ręką wszystkie rodziny podróżników (a raczej to, co z nich zostało). Ettę czeka naprawdę trudne zadanie, lecz jest gotowa zaryzykować własne życie w obronie tych, których kocha. Dysponuje tak wielką odwagą i wolą walki, że praktycznie nie ma dla niej rzeczy niemożliwych. Dobra, troskliwa, pełna wiary w ludzi, ale przy tym zadziorna i nieustraszona - z miejsca zdobyła moją sympatię. Polubiłam również Nicholasa, choć nie od razu przypadł mi do gustu. Ale kto oprze się urokowi takiego czarującego i przystojnego pirata? Z pozoru obojętny, skupiony na swoim kontrakcie i obiecanej zapłacie, nosi w sobie ogromne pokłady bólu. Nie chce pozwolić sobie uwierzyć, że to czego pragnie, może być na wyciągnięcie ręki. Najbardziej nieprzewidywalną postacią jest jednak Sophia. W tej ambitnej i gotowej na wszystko dziewczynie tkwi duży potencjał i mam wielką nadzieję, że w kolejnych tomach serii zostanie w pełni rozwinięty.
"Pasażerkę" przeczytałam niemal jednym tchem. Nie mogłam się od niej oderwać i to pomimo bardzo niewygodnego i irytującego formatu - 3/4 książki przebrnęłam w wersji elektronicznej, po czym przerzuciłam się na papierową i mogłam wreszcie odetchnąć z ulgą. Co dziwne w moim przypadku, w lekturze nie przeszkadzały mi zbytnio nawet literówki, a było ich niestety całkiem sporo. Historia opowiedziana przez Alexandrę Bracken przywodzi mi na myśl "Poszukiwaczkę" Arwen Elys Dayton, lecz choć łączy je parę podobieństw, "Pasażerka" zdecydowanie mocniej mnie wciągnęła. Poza tym wątek miłosny wydał mi się bardziej przekonujący, naturalny i przyprawiał o szybsze bicie serca. Wyjątkowe, zapadające w pamięć postaci oraz porywająca i pełna niespodziewanych zwrotów akcji fabuła sprawiły, że czas spędzony z powieścią Bracken minął mi naprawdę szybko. Zafascynowana śledziłam losy bohaterów, a zakończenie mną wstrząsnęło i pozostawiło z silną potrzebą poznania dalszego ciągu historii. Nie zamierzam jeszcze żegnać się z Ettą i Nicholasem, przeciwnie - bardzo się cieszę, że to dopiero początek. Czekam na kolejne tomy, a jeśli lubicie dobre fantasy z ciekawym wątkiem miłosnym (i nie będziecie walić głową w ścianę przy każdej napotkanej literówce), polecam "Pasażerkę" i Wam :)
ogrodksiazek.blogspot.com
Podróże w czasie i uczucie, które nie ma prawa istnieć, z góry skazane na porażkę - czy to brzmi jak recepta na sukces? Ona - nastolatka z dwudziestego pierwszego wieku, obiecująca skrzypaczka. On - ciemnoskóry osiemnastowieczny pirat na usługach znienawidzonego manipulatora. Nigdy nie powinni byli się spotkać, a gdy ich misja dobiegnie końca, każde wróci do swojego czasu...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-09-29
Człowiek, który nie zna swoich korzeni, czuje się niekompletny, zagubiony. Utrata najbliższej rodziny jeszcze potęguje to wrażenie, zwłaszcza gdy to jedyna rodzina, jaką miał. Sądząc, że został na świecie zupełnie sam, zaczyna się zastanawiać - czy na pewno nie ma już nikogo więcej? A kiedy pojawi się nadzieja, czy można winić tę samotną istotę, że chwyta się jej kurczowo, pragnąc odkryć swoją historię, poznać odpowiedzi, dowiedzieć się prawdy?
Lexy Shaw dotknęła wielka tragedia - straciła dwie najbliższe osoby, jedyną rodzinę, jaką przez całe życie znała. W wypadku spowodowanym przez pijanego kierowcę zginęła jej matka, Isobel. W wyniku upadku ze schodów zmarła również Ursula, kobieta, która ją wychowała, a dla Lexy była jak babcia, choć od lat nie miały ze sobą kontaktu. Do tego dziewczyna niedawno rozstała się z narzeczonym. Gdy otrzymuje po staruszce spadek, sprawy zaczynają komplikować się coraz bardziej. W jej mieszkaniu znajduje przypadkiem tajemniczą teczkę, a u prawnika okazuje się, że Ursula miała syna! Lexy pragnie poznać "wuja", lecz z jakiegoś niewyjaśnionego powodu jego tożsamość utrzymywana jest w sekrecie. Nie zraża jej to jednak i - wyposażona w stare listy, wpisy z dzienników oraz albumy pełne fotografii - wyrusza na poszukiwania. Trop prowadzi ją do Malawi, gdzie Ursula niegdyś mieszkała i pracowała jako pielęgniarka. Co odkryje podczas pobytu w Afryce? Czy zdecyduje się kontynuować swoje śledztwo mimo czyhającego niebezpieczeństwa? A może próby zastraszenia się powiodą i ostatecznie pozwoli przeszłości odejść w zapomnienie?
"List z przeszłości" zrobił na mnie przeogromne wrażenie. Spodziewałam się paru podróży, rozwikłania rodzinnej tajemnicy i typowego happy-endu. Jakie było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że tak naprawdę to dopiero początek! Jeden wyjaśniony sekret wywołał lawinę kolejnych pytań i wątpliwości. Tam, gdzie dopatrywałam się końca przygody, ona dopiero się zaczynała, nabierając rozpędu z każdym kolejnym rozdziałem. Dzięki temu książkę czytało mi się bardzo szybko, pomimo jej całkiem sporej objętości. Wplatanie do narracji wspomnień, treści listów i wpisów z dzienników sprzed lat zdecydowanie wzbogaciło opowieść, nie spowalniając przy tym tempa akcji. Ogromnie polubiłam także główną bohaterkę - odważną, silną, zdeterminowaną, by dowiedzieć się prawdy i odnaleźć swoje korzenie. Z wielkim uporem dążyła do celu, pragnąc poznać i zrozumieć przy tym także samą siebie.
Powieść Mairi Wilson oczarowała mnie, ale też przyprawiła o dreszcze. To nie jest ckliwa historia, w której zagubieni krewni odnajdują się i rzucają sobie z radością w objęcia, o nie! To pełna dramatycznych, czasem wręcz drastycznych wydarzeń opowieść o sekretach, trudnych wyborach podejmowanych w imię przyjaźni oraz o szantażach, manipulacjach i aktach przemocy, do których owe wybory doprowadziły. O cenie, jaką przyszło zapłacić bohaterom za skrywane przez lata tajemnice. O porzuconych dzieciach i zrozpaczonych matkach. O lojalności i poszukiwaniu tożsamości. O zemście i wybaczeniu. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Z całego serca polecam!
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu :)
ogrodksiazek.blogspot.com
Człowiek, który nie zna swoich korzeni, czuje się niekompletny, zagubiony. Utrata najbliższej rodziny jeszcze potęguje to wrażenie, zwłaszcza gdy to jedyna rodzina, jaką miał. Sądząc, że został na świecie zupełnie sam, zaczyna się zastanawiać - czy na pewno nie ma już nikogo więcej? A kiedy pojawi się nadzieja, czy można winić tę samotną istotę, że chwyta się jej kurczowo,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-06-22
Jak wyglądałoby teraz życie w naszym kraju, gdyby historia przybrała inny obrót i Mieszko jednak nie przyjął chrztu? Oddawalibyśmy cześć Świętowitowi, Welesowi, Swarożycowi, bogini Mokosz... Mimo rozwoju i postępu technologicznego wciąż pozostałaby żywa wiara w wąpierze, strzygi, rusałki, utopce, płanetników, ubożęta i inne nadprzyrodzone istoty, a zawody takie jak szeptucha czy żerca nadal by istniały. Katarzyna Berenika Miszczuk oferuje podróż do alternatywnej wersji Polski XXI wieku - ja dałam się skusić, a Wy?
Gosia właśnie skończyła studia medyczne. Zanim ostatecznie wkroczy w dorosłe życie i podejmie pierwszą pracę, musi jeszcze odbyć roczny staż u szeptuchy. Dziewczynie jest to bardzo nie w smak, w końcu nie po to pilnie się uczyła przez ostatnie lata, by trafić do jakiejś zapadłej wsi, gdzie będzie zbierać ziółka i udawać, że wierzy w bogów i śmieszne zabobony. Gdy matka umawia ją na praktyki w Bielinach, swojej rodzinnej miejscowości, nie ma jednak wyboru. Jakoś to przetrwa, a potem wreszcie zostanie prawdziwym lekarzem. Gdy wszystko wydaje się iść nie tak, spotyka wyjątkowo przystojnego mężczyznę, który podwozi ją do domu szeptuchy. Mieszko przygotowuje się do zawodu kapłana u miejscowego żercy. Może pobyt na wsi, wbrew pozorom, wcale nie okaże się taki zły? Gosię czeka jednak sporo niespodzianek i niezwykle trudny wybór. To, komu zaufa, zadecyduje o jej życiu... lub śmierci.
Długo zwlekałam z lekturą "Szeptuchy", przekonana, że to nie jest książka dla mnie. Tymczasem powieść niesamowicie mnie wciągnęła. Słowiańscy bogowie i wierzenia ludowe, które tak długo trzymały mnie z dala, okazały się jej największą zaletą. Tworzyły unikalną, mityczną atmosferę pełną magii, tajemnic i niebezpieczeństw. Główna bohaterka - panicznie bojąca się kleszczy hipochondryczka marząca o znalezieniu sobie faceta - była źródłem wielu zabawnych sytuacji. Wielkie wrażenie wywarła na mnie również jej mentorka, Jaga, z miejsca zaskarbiając sobie moją sympatię. Ta niesamowita lektura zupełnie mnie pochłonęła - aż żałuję, że nie sięgnęłam po nią wcześniej. Teraz, kiedy już przeszłam na dobrą stronę mocy, czas nadrobić zaległości i przeczytać kolejne tomy tego cyklu (mam wielką nadzieję, że równie dobre)!
ogrodksiazek.blogspot.com
Jak wyglądałoby teraz życie w naszym kraju, gdyby historia przybrała inny obrót i Mieszko jednak nie przyjął chrztu? Oddawalibyśmy cześć Świętowitowi, Welesowi, Swarożycowi, bogini Mokosz... Mimo rozwoju i postępu technologicznego wciąż pozostałaby żywa wiara w wąpierze, strzygi, rusałki, utopce, płanetników, ubożęta i inne nadprzyrodzone istoty, a zawody takie jak...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-06-13
Nastolatkę o indiańskich korzeniach odwiedzają nocą Inni. Najczęściej widzi pomarszczoną staruszkę, która pojawia się u niej w pokoju, siada w fotelu bujanym i snuje opowieści o początku świata. Twierdzi, że każda z nich ma znaczenie i kryje w sobie ważną prawdę. Ale czy dziewczyna zdoła odkryć ją na czas? Kim tak naprawdę jest kobieta nazywana przez nią Babcią - Bogiem, aniołem, duchem... czy może jeszcze czymś innym?
Po traumie z dzieciństwa Natalie przez lata doświadczała halucynacji. Gdy w końcu ustały, wydawało się, że terapia EMDR przyniosła rezultaty. Dziewczyna lada moment kończy liceum, a po wakacjach ma wyjechać na Uniwersytet Browna. Tymczasem zaczynają się dziać dziwne rzeczy - stojąc na boisku pełnym ludzi, Natalie czuje szarpnięcie i nagle wszyscy znikają, na murawie pojawia się za to samotny chłopak, którego nigdy wcześniej nie widziała. Babcia znów ją odwiedza, mówiąc "masz tylko trzy miesiące, aby go uratować". Kogo ma ocalić nastolatka i w jaki sposób może tego dokonać? Skąd biorą się jej halucynacje i czy na pewno są właśnie tym, czy się wydają?
Natalie to zdecydowanie wyjątkowa osóbka, nie tylko ze względu na to, co ją spotyka. Adoptowana, gdy miała zaledwie 11 dni, bardzo starała się wtopić w otoczenie. Taniec w zespole czy związek z popularnym i ogólnie lubianym futbolistą pomagały jej tłumić dojmujące poczucie inności. W momencie, gdy Babcia znika z jej życia, coś się jednak zmienia. Próbując na nowo odnaleźć swoje miejsce, dziewczyna odchodzi z grupy i zrywa z chłopakiem, choć wciąż jej na nim zależy. Stara się odkryć, kim tak naprawdę jest i czego pragnie. Nie będzie to łatwe, gdy halucynacje powracają, a wraz z nimi pojawia się tajemniczy Beau...
Emily Henry oczarowała mnie tą wyjątkową opowieścią o poszukiwaniu własnej tożsamości, o przyjaźni i poświęceniu, ale przede wszystkim o uczuciu tak silnym, że potrafi zmienić świat. Dzięki oryginalnej fabule i ciekawym bohaterom przygoda z tą książką okazała się dla mnie naprawdę udana. Historia Natalie nie tylko zaintrygowała mnie i wciągnęła już od pierwszych stron, ale również zapewniła sporo wzruszeń i humoru. Opowieści snute przez Babcię dodawały jej tajemniczości i tworzyły niemal baśniową aurę. Ta ciepła i skłaniająca do refleksji, a jednocześnie lekka i przyjemna, książka zdecydowanie mnie urzekła. Z pewnością sięgnę również po następne powieści tej autorki, a tymczasem polecam Wam gorąco "Miłość, która przełamała świat" - naprawdę warto!
Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu YA!
ogrodksiazek.blogspot.com
Nastolatkę o indiańskich korzeniach odwiedzają nocą Inni. Najczęściej widzi pomarszczoną staruszkę, która pojawia się u niej w pokoju, siada w fotelu bujanym i snuje opowieści o początku świata. Twierdzi, że każda z nich ma znaczenie i kryje w sobie ważną prawdę. Ale czy dziewczyna zdoła odkryć ją na czas? Kim tak naprawdę jest kobieta nazywana przez nią Babcią - Bogiem,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-02-07
Po lekturze ostatniego thrillera musiałam zafundować sobie dla równowagi coś zupełnie innego. Książkę, po lekturze której nie będę się bała wyjść z domu. Wybór padł na "Biuro przesyłek niedoręczonych" i moje oczekiwania zostały w stu procentach spełnione. Już przy pierwszych stronach cały ten niepokój, jaki we mnie pozostał po "Czarnej samicy kruka", całkowicie się ulotnił.
Dwudziestotrzyletnia Zuzanna przeprowadza się razem ze swoim zwierzakiem - lotopałanką karłowatą - do Miasteczka, gdzie podejmuje pracę w Biurze Przesyłek Niedoręczonych. Początkowo to miejsce napawa ją smutkiem. Jako osoba doceniająca magię tradycyjnej korespondencji, bardzo przejmuje się losem listów, które z różnych powodów nie dotarły do swoich adresatów. Wszystko się jednak zmienia, kiedy poznaje koleżankę z pracy, Milenę. Obie kobiety łączy przekonanie, że to nie są tylko jakieś słowa zapisane na kartce papieru, ale o wiele więcej. Niektóre listy mogą odmienić życie. Ich uwagę przykuwają niebieskie i lawendowe koperty, trafiające do Biura raz w roku, w grudniu, już od 38 lat. Teoretycznie mogą otwierać takie rzeczy tylko w wyjątkowych przypadkach, ale... Skąd mają wiedzieć, czy to właśnie nie jest jeden z nich?
Mieszanka tajemnicy, niespełnionej miłości i tęsknoty, przyprawiona szczyptą humoru i odrobiną magii, to przepis na bardzo przyjemnie spędzony zimowy wieczór. Ciekawi bohaterowie tworzą wyjątkowy klimat tej ciepłej, skutecznie rozgrzewającej serce opowieści. Chociaż, w przeciwieństwie do Mileny i Zuzanny, pan Stanisław jest początkowo niezwykle zgryźliwy i odpychający, to jednak odgrywa w tej historii ważną rolę. Zresztą bez niego zrobiłoby się zbyt słodko, jego cynizm niezwykle się więc przydaje. Muszę przyznać, że potyczki słowne sąsiadów śledziłam ze szczególnym zaciekawieniem. I choć próbowałam kilka razy oderwać się od lektury, kompletnie poległam. Ciągle powtarzałam sobie, że jeszcze tylko ten jeden rozdział... aż dotarłam do końca książki. Dlatego jeśli szukacie czegoś lekkiego, wzruszającego, przesiąkniętego magią Świąt, możecie śmiało sięgnąć po "Biuro przesyłek niedoręczonych".
https://ogrodksiazek.blogspot.com
Po lekturze ostatniego thrillera musiałam zafundować sobie dla równowagi coś zupełnie innego. Książkę, po lekturze której nie będę się bała wyjść z domu. Wybór padł na "Biuro przesyłek niedoręczonych" i moje oczekiwania zostały w stu procentach spełnione. Już przy pierwszych stronach cały ten niepokój, jaki we mnie pozostał po "Czarnej samicy kruka", całkowicie się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-01-31
Zastanawialiście się kiedykolwiek, jak wygląda świat z punktu widzenia psa? Jakie myśli kłębią się w jego głowie? Co mógłby nam powiedzieć, gdyby potrafił wyrazić swoje uczucia słowami? Jako miłośniczka tych czworonożnych istot i właścicielka dwóch całkiem pokaźnych psiaków często łapię się na tym, że próbuję odgadnąć, co kryje się za ich spojrzeniami. Zwłaszcza gdy lekko przechylają łeb i patrzą w skupieniu, jakby intensywnie nad czymś rozmyślały. One także zainteresowały się książką W. Bruce'a Camerona (co uwieczniłam na zdjęciach), choć obawiam się, że ich uwagę przyciągnęła raczej jako potencjalna przekąska (gust kulinarny moich psów już dawno przestał mnie zadziwiać - regularnie konsumują np. gazetkę z Kauflandu).
Główny bohater powieści to wyjątkowy pies, który odradza się w kilku wcieleniach. Poznajemy go jako malutkiego szczeniaczka, spędzającego czas ze swoją mamą i rodzeństwem - Prędkim, Głodkiem i Siostrą. Wkrótce nadchodzi kres ich beztroskich zabaw, muszą nauczyć się, jak przetrwać, co w przypadku bezpańskich psów wcale nie jest proste. Toby, jak zostanie później nazwany przez sympatyczną Seniorę, trafia do Zagrody, gdzie wiedzie całkiem szczęśliwe - choć krótkie - życie. Zdobyte doświadczenia pomagają mu jednak w następnym wcieleniu, gdy jako Bailey znajduje wreszcie kochający dom i chłopca, Ethana, którego obdarza bezwarunkową miłością i przywiązaniem. Jakie jest jego zdziwienie, gdy odradza się po raz drugi! Przeżywa szok - przecież czuł, że spełnił swoją misję, a tu nie dość, że wszystko zaczyna się od nowa, to w dodatku tym razem jest dziewczyną... Ale za to jaką! Jako Ellie zostaje psem policyjnym, szkolonym w poszukiwaniu i ratowaniu ludzi. A jakby wrażeń jeszcze było mało... powraca znów - jako Miś/Koleżka. Jak skończy się ta zagmatwana historia?
W. Bruce Cameron stworzył przepiękną powieść, która każdemu miłośnikowi psów (i nie tylko!) przypadnie do gustu. Ciepła, pełna humoru, a zarazem mądra historia poruszy niejedno serce, skłaniając do refleksji nad życiem i nad tym, co w nim najcenniejsze. Świat przedstawiony z punktu widzenia naszego psiego bohatera jest wyjątkowy i zapada głęboko w pamięć. Czyniąc z niego narratora, autor dał nam możliwość patrzenia oczami tego uroczego czworonoga choć przez chwilę oraz zrozumienia wielu jego zachowań. Towarzyszenie Baileyowi w poszukiwaniu sensu (psiego) życia to coś, czego po prostu nie można przegapić. Od tego wspaniałego psa niejeden człowiek mógłby się wiele nauczyć. Polecam z całego serca!
Za egzemplarz recenzencki ogromnie dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu!
https://ogrodksiazek.blogspot.com
Zastanawialiście się kiedykolwiek, jak wygląda świat z punktu widzenia psa? Jakie myśli kłębią się w jego głowie? Co mógłby nam powiedzieć, gdyby potrafił wyrazić swoje uczucia słowami? Jako miłośniczka tych czworonożnych istot i właścicielka dwóch całkiem pokaźnych psiaków często łapię się na tym, że próbuję odgadnąć, co kryje się za ich spojrzeniami. Zwłaszcza gdy lekko...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-01-14
Tyle miesięcy niecierpliwego czekania na tę książkę - od chwili, gdy przeczytałam ostatnie zdanie "Dworu cierni i róż" - wypatrywanie z utęsknieniem informacji o premierze, odliczanie miesięcy, dni, aż wreszcie wezmę ją do ręki i ponownie zanurzę się w świecie wykreowanym przez Maas. Kiedy dostałam odpowiedź od wydawnictwa, dosłownie skakałam z radości. Potem było długie wyczekiwanie na listonosza i... W końcu dostałam upragnioną przesyłkę i mogłam rozpocząć tę czytelniczą ucztę!
Po wydarzeniach, jakie rozegrały się pod Górą, Feyra nie jest już tą samą osobą. Wciąż dręczą ją koszmary i wspomnienia traumatycznych wydarzeń, których nigdy nie uda jej się wymazać z pamięci. Musi więc nauczyć się z nimi żyć. Jest to jednak niezmiernie trudne, zwłaszcza gdy ukochany zdaje się nie zważać na jej lęki (choć sam jeszcze nie uporał się z własnymi). Tłumacząc się troską o bezpieczeństwo dziewczyny, próbuje zamknąć ją w złotej klatce i odizolować od wszelkich spraw świata zewnętrznego. Pozostaje jej jedynie błąkanie się po wielkim domu i organizacja przyjęć, w tym zbliżającego się wielkimi krokami ślubu... Nie znajdując w tych zajęciach żadnej przyjemności, o każdym szczególe pozwala decydować Iancie, przyjaciółce Tamlina i wysokiej kapłance. Członkowie Dworu Wiosny żyją w ciągłym napięciu - mijają już trzy miesiące bez żadnych wieści od księcia Dworu Nocy. Czy to możliwe, że Rhysand zapomniał o zawartym z Feyrą układzie?
Przygoda z "Dworem mgieł i furii" była jak spotkanie z dobrymi przyjaciółmi, których dawno nie widziałam. Niby ci sami, a jednak zupełnie inni. Żal ściskał mi serce, gdy miałam przed oczyma wyobraźni tę nową Feyrę - złamaną, zgaszoną, nie odczuwającą radości z życia. Stłamszona przez duet Iantha - Tamlin i pozostawiona sama sobie, gasła z dnia na dzień, a jej najbliższe otoczenie nic z tym nie robiło... Miałam ochotę potrząsnąć nimi wszystkimi i krzyknąć: "co wy wyprawiacie?!". Tamlin z księcia, którego darzyłam wielką sympatią, stał się... kimś, kogo nie poznawałam. I ciężko mi było pogodzić się z myślą, że aż tak się zmienił (albo może tak mało dał się poznać w pierwszej części). Lucien - bohater tylu zabawnych utarczek słownych z Feyrą - całkowicie stracił swój urok. Wszystkie te rozczarowania skutecznie zrekompensowała jednak postać Rhysanda, w tym tomie wykreowana wprost genialnie. Nie chcę nikomu psuć przyjemności odkrywania jego prawdziwego oblicza na własną rękę, krok po kroku, więc nic więcej na jego temat nie zdradzę. Pojawiają się też oczywiście bohaterowie dotąd nam nie znani. Jednak nieważne, czy spotykamy daną postać pierwszy czy kolejny raz - wszystkich musimy poznawać na nowo i muszę przyznać, że jest to fascynujące.
"Dwór cierni i róż" skradł moje serce i nie spodziewałam się, że Sarah J. Maas zdoła stworzyć coś jeszcze lepszego, ale "Dwór mgieł i furii"... wprawił mnie w zachwyt. To dla mnie powieść doskonała. Cudowny, rozbudowany, magiczny świat (choć nadal pozostaje w nim wiele do odkrycia). Porywająca, trzymająca w napięciu fabuła, pełna niespodziewanych zwrotów akcji, pobudzająca ciekawość do granic możliwości. Do tego wyraziste, a zarazem złożone i tajemnicze postaci, które co rusz czymś zaskakują. Dość powiedzieć, że wśród tych mgieł nic już nie jest oczywiste. Każdy przyjaciel może okazać się wrogiem, a każdy wróg przyjacielem. Maas zafundowała nam historię, która pochłania bez reszty, wciąga niczym wir, by na koniec wreszcie wyrzucić czytelnika na brzeg. Oszołomionego i błagającego o więcej. To jak, jesteście gotowi?
Za egzemplarz z całego serca dziękuję Wydawnictwu Uroboros!
https://ogrodksiazek.blogspot.com
Tyle miesięcy niecierpliwego czekania na tę książkę - od chwili, gdy przeczytałam ostatnie zdanie "Dworu cierni i róż" - wypatrywanie z utęsknieniem informacji o premierze, odliczanie miesięcy, dni, aż wreszcie wezmę ją do ręki i ponownie zanurzę się w świecie wykreowanym przez Maas. Kiedy dostałam odpowiedź od wydawnictwa, dosłownie skakałam z radości. Potem było długie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-10-23
"Zanim się pojawiłeś" zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Przez kilka dni nie mogłam się otrząsnąć po lekturze tej książki. Dlatego mając pod ręką kontynuację, od razu po nią sięgnęłam, aby jak najszybciej dowiedzieć się, co było dalej... Jeśli przygoda z Willem i Lou jeszcze przed Wami, a nie lubicie spoilerów - odradzam dalsze czytanie!
18 miesięcy po wydarzeniach z pierwszej części znów spotykamy Louisę. Pracuje na londyńskim lotnisku, w pubie Pod Koniczynką. Po scenie w Paryżu spodziewałam się raczej, że faktycznie stosuje się do rad Willa i żyje pełnią życia. Tymczasem wydaje się, że stoi w miejscu. Utknęła w pracy bez perspektyw, z dala od rodziny, a choć ma własne mieszkanie - wcale nie czuje się tam jak w domu. Pogrążona w głębokiej żałobie, żyje właściwie z dnia na dzień i nie znajduje w sobie siły, by cokolwiek zmienić. Jakby mało jej było nieszczęść, któregoś razu spada z dachu - i chociaż ma ogromne szczęście, wychodząc z tego cało - wszyscy myślą, że zrobiła to specjalnie. Rodzice wymuszają na niej udział w spotkaniach grupy wsparcia dla osób w żałobie. Czy wysłuchiwanie zwierzeń obcych ludzi przy kiepskich ciasteczkach może jej w czymkolwiek pomóc? Albo chociaż randka z "Kompulsywnym Bzykaczem"? No cóż, najlepiej przekonajcie się sami, bo czeka Was niejedna niespodzianka.
Lou bardzo się zmieniła, to już nie jest ta sama osoba, którą poznaliśmy w "Zanim się pojawiłeś". I trudno się temu dziwić. Zupełnie nie rozumiem narzekań i krytykowania książki za to, że niby jest zbyt dołująca (jakby pierwsza część wcale nie była...). Odejście Willa odcisnęło piętno na wszystkich... Ale Lou... straciła przecież człowieka, którego pokochała ponad wszystko. W dodatku wcale nie musiało się tak stać. Wciąż dręczą ją wyrzuty sumienia, że mogła zrobić więcej, by zmienić jego zdanie. Czego można się spodziewać w takiej sytuacji? Że popłacze sobie kilka dni i dziarsko ruszy na podbój świata, bo dostała w testamencie trochę kasy? Dziewczyna utraciła MIŁOŚĆ SWOJEGO ŻYCIA i to jeszcze w TAKI sposób. To oczywiste i naturalne, że coś takiego ją złamało, kompletnie rozbiło, zmieniło. Że czuje pustkę, której nic nigdy nie wypełni i nie potrafi sama sobie z tym poradzić.
Towarzyszenie Lou w jej bólu jeszcze bardziej spotęgowało żal, jaki czułam do Willa po lekturze pierwszej części... Ona ofiarowała mu bezwarunkową miłość, a w zamian on zafundował jej traumę, jakiej nie zapomni do końca swoich dni. Co gorsza, najpierw utwierdzał ją w przekonaniu, że jest wyjątkowa, aby później stwierdzić, że ona i jej uczucie mu nie wystarczy. Owszem, ewidentnie polubił ją i podobała mu się, ale nie znaczyła dla niego aż tyle, by dać jej - im - choć cień szansy. By odsunąć swoją decyzję w czasie, by przynajmniej spróbować. Zachował się jak człowiek, który wszystko już wie, wszystko przeżył i wszystkiego doświadczył. A tymczasem wiedział tak niewiele... Myślę, że on Lou nie kochał. Może nawet nie wierzył w taką miłość, jaką ona go obdarzyła. Ale swoim wyborem wyrządził krzywdę wszystkim, którym na nim zależało. Może i miał do tego prawo, ale szkoda, że nie wziął pod uwagę tych, którzy mieli żyć dalej... (wybaczcie, ale musiałam się z kimś podzielić swoimi przemyśleniami, a nie chciałam spoilerować przy poprzedniej recenzji).
"Kiedy odszedłeś" to przede wszystkim opowieść o przeżywaniu żałoby i próbach uporządkowania sobie życia na nowo po utracie ukochanej osoby. Nie jest to jednak książka całkowicie przesiąknięta smutkiem i rezygnacją, nie brak w niej również momentów humorystycznych. Szczerze się uśmiałam, czytając o zabawie Thomasa po obejrzeniu "Avatara" czy scenę, gdy ojciec Louisy przychodzi na przyjęcie ze swoim "przesłaniem". Podczas gdy pierwsza część była zdominowana przez Willa i wszystko skupiało się wokół niego, tutaj o wiele więcej się dzieje. Pokazując konsekwencje jego decyzji, zwłaszcza te, których w żaden sposób nie był w stanie przewidzieć, kontynuacja książki Jojo Moyes prowokuje jeszcze więcej głębokich przemyśleń o życiu. Gdybym miała wybierać, to większe wrażenie wywarło na mnie "Kiedy odszedłeś" - jako powieść głębsza, pełniejsza, ukazująca wszystko w szerszej perspektywie... Po prostu świetne uzupełnienie "Zanim się pojawiłeś".
Polecam!
https://ogrodksiazek.blogspot.com
"Zanim się pojawiłeś" zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Przez kilka dni nie mogłam się otrząsnąć po lekturze tej książki. Dlatego mając pod ręką kontynuację, od razu po nią sięgnęłam, aby jak najszybciej dowiedzieć się, co było dalej... Jeśli przygoda z Willem i Lou jeszcze przed Wami, a nie lubicie spoilerów - odradzam dalsze czytanie!
18 miesięcy po wydarzeniach z...
2016-08-28
Czy połączenie "Pięknej i Bestii" z legendami o czarodziejskich istotach (jak to ładnie ujął wydawca) może się nie sprawdzić? Z pewnością nie. Przynajmniej dla mnie. Nie ma w ogóle takiej opcji. Disneyowska wersja to moja ukochana bajka z dzieciństwa i do dziś mam do niej ogromny sentyment (dlatego też wciągnęłam się w oglądanie serialu "Beauty and the Beast"). Opowieść o uczuciu, które pokonuje wszelkie bariery, to zdecydowanie coś, po co chętnie sięgnę. I tym razem absolutnie tego nie żałowałam.
Od pierwszych stron polubiłam główną bohaterkę i na każdym kroku szczerze jej kibicowałam. Feyra to 19-letnia dziewczyna postawiona przez los w bardzo ciężkiej sytuacji. Gdy była mała, straciła matkę. Wkrótce jej ojciec utracił również cały ich majątek. Wraz z nim i dwiema starszymi siostrami, Nestą i Elainą, zamieszkała w skromnej chatce. Jednak po kilku latach ostatnie pieniądze się skończyły i dziewczyna uświadomiła sobie, że jeśli nie zdobędzie pożywienia, jej rodzinę czeka śmierć głodowa. Wiedziona troską o najbliższych zaczyna polować. Mimo że żadne z nich nawet nie ruszy palcem, by jej pomóc, za każdym razem zapuszcza się głębiej w pełny niebezpieczeństw las, pamiętając o przysiędze złożonej umierającej matce, że zaopiekuje się ojcem i siostrami. Pewnego dnia zabija ogromnego wilka i to wydarzenie na zawsze odmienia jej życie. W chatce zjawia się przerażająca bestia - fae wysokiego rodu, jedna z czarodziejskich istot zamieszkujących ziemie Prythianu - i domaga się życia Feyry w zamian za to, które odebrała. Choć okazuje jej litość, musi udać się wraz z nim za mur oddzielający ludzi od świata wypełnionego magią i pozostać tam do końca swoich dni.
Razem z główną bohaterką poznajemy stopniowo wykreowaną przez Maas rzeczywistość. Pełną magii, tajemnic, niesamowitych stworzeń. To nie tylko fae wysokiego rodu i zwykli fae, ale również suriele, bogge, attory, nagi, puki czy inne budzące grozę istoty. Zamieszkują krainę oddzieloną murem od ziem śmiertelników i jest to kraina bardzo różnorodna. Obejmuje siedem różnych dworów: Dwór Wiosny, Dwór Lata, Dwór Jesieni, Dwór Zimy, Dwór Świtu, Dwór Dnia i Dwór Nocy, a ponadto ziemie Pod Górą oraz królestwo Hybernii. Każdy z nich jest inny i ma swoje charakterystyczne cechy. W porównaniu z historiami, gdzie do zwyczajnego świata wprowadzono tylko wampiry czy wilkołaki, tak rozbudowana czarodziejska przestrzeń robi duże wrażenie. Początkowo straszna i pełna okrucieństw, odsłania z biegiem czasu swoje drugie oblicze. Odkrywamy w niej dobro, przyjaźń, troskę o innych, a wreszcie także miłość. Odnalezienie jej to jednak nie koniec historii, a początek śmiertelnie niebezpiecznej walki.
Opowieść Maas pochłonęła mnie bez reszty. Śledziłam losy Feyry z zapartym tchem, ale nie ona jedna zyskała moją sympatię. Jej sprzeczki z Lucienem i ich wzajemne przekomarzanie się niezmiennie mnie bawiły. Tamlin bez swego towarzysza zdecydowanie straciłby na uroku. Do tego służąca Alis - dość małomówna, ale za to z charakterem. Nawet Rhys był intrygujący. Odrobinę irytowało ciągłe nazywanie Feyry głupią człeczyną (jakby nie można było powiedzieć jej zamiast tego czegoś przydatnego), ale fabuła i kreacja świata przedstawionego pozwalają puścić to w niepamięć. W tej książkowej rzeczywistości zostałabym chętnie na dłużej, aż żal mi było kończyć te ostatnie strony... Na szczęście jest to pierwszy tom cyklu, więc baaaardzo niecierpliwie czekam na kolejny :)
http://ogrodksiazek.blogspot.com
Czy połączenie "Pięknej i Bestii" z legendami o czarodziejskich istotach (jak to ładnie ujął wydawca) może się nie sprawdzić? Z pewnością nie. Przynajmniej dla mnie. Nie ma w ogóle takiej opcji. Disneyowska wersja to moja ukochana bajka z dzieciństwa i do dziś mam do niej ogromny sentyment (dlatego też wciągnęłam się w oglądanie serialu "Beauty and the Beast")....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-07-19
"Idealna" - kolejna książka, która mnie zaskoczyła. I to bardzo pozytywnie. Nie spodziewałam się tak wciągającej lektury, ale okazało się, że wydawca w tym wypadku ma rację - nie można się od niej oderwać. Do tej pory sięgałam głównie po autorów zagranicznych, ta powieść przekonała mnie jednak, że najwyższa pora na zmiany.
Narratorów w "Idealnej" mamy aż czterech: Anitę, Adama, Martę i Eryka. Główna oś wydarzeń koncentruje się na Anicie i Adamie, małżeństwie starającym się o dziecko. Ona, coraz bardziej przygnębiona bezskutecznością ich wysiłków, podejmuje leczenie w prywatnej klinice. Jednak każdy kolejny miesiąc pogłębia jej depresję. Nawet nie zauważa, kiedy z radosnej, pełnej energii kobiety przeistacza się w apatyczną neurotyczkę. Zamyka się w czterech ścianach, a jej główną rozrywką staje się oglądanie miejskiego monitoringu. On z trudem znosi tę sytuację. Nie rozumie dramatu żony i jej wręcz desperackiego pragnienia posiadania dziecka. Coraz bardziej oddalają się od siebie, z jego strony romans to jedynie kwestia czasu. Zwłaszcza kiedy na jego drodze staje Marta. Nieświadomemu jej prawdziwych pobudek mężczyźnie wydaje się kochanką idealną, ale to tylko pozory... Poznajemy też Eryka, artystę z czeskiej Pragi, który nieoczekiwanie dostaje podejrzane zlecenie - ma wykonać wierne kopie dwóch obrazów Rubensa. Z pozostałymi bohaterami nie ma nic wspólnego. Do czasu. Losy tej czwórki splotą się w najbardziej nieoczekiwanych okolicznościach.
Powieść Stachuli bardzo trudno odłożyć na półkę. Za każdym razem mówiłam sobie "jeszcze tylko ten jeden fragment..." i przerwę w lekturze robiłam po trzech kolejnych. Wobec tak wciągającej książki byłam bezsilna. Zaskakująca fabuła i świetnie dawkowane napięcie zrobiły swoje - jeszcze długo o niej nie zapomnę. W "Idealnej" mamy idealną kobietę - Anitę, idealną kochankę - Martę, idealny plan zemsty... i sama "Idealna" też jest idealna. Jednym słowem - polecam!
"Idealna" - kolejna książka, która mnie zaskoczyła. I to bardzo pozytywnie. Nie spodziewałam się tak wciągającej lektury, ale okazało się, że wydawca w tym wypadku ma rację - nie można się od niej oderwać. Do tej pory sięgałam głównie po autorów zagranicznych, ta powieść przekonała mnie jednak, że najwyższa pora na zmiany.
Narratorów w "Idealnej" mamy aż czterech: Anitę,...
Przedwojenna wrocławska willa, a w niej trzy identyczne staruszki. 85-letnie siostry Bolesne mieszkają z Royem Keane'em - barwną papugą ze słabością do śmietankowych wafelków i Warcrafta. Wszyscy w okolicy uważają je za czarownice, nic więc dziwnego, że omijają ich dom z daleka. Kiedy na Lipową pięć trafia Salomea Przygoda, a w ślad za nią także Niedaś, nuda to ostatnie, co może im grozić.
25-letnia Salka ma już dość życia ze swoją pokręconą rodziną. Matka w kółko gada o uwalnianiu "rozbuchanego erotyzmu" córki, a ojciec jest tak zafascynowany wiekiem XIX, że teraźniejszość niewiele go interesuje. Oboje niezmiennie zachwycają się swoim synem, fajtłapowatym Niedasiem. Choć trybiki w jego mózgu zdają się pracować w zwolnionym tempie, oni uparcie wierzą w jego geniusz i czekają z utęsknieniem, aż zrobi doktorat. Młoda kobieta postanawia więc spakować się i wyjechać do Wrocławia. Wynajmuje pokój na Lipowej, u sióstr Bolesnych. Jej spokój nie trwa jednak długo. W radiu i przedpotopowym telefonie słychać dziwne głosy, a właścicielki przyjmują tajemniczych gości. Niespodziewanie pojawia się tam również Niedaś, a gdy próbuje utopić Salkę w Odrze, okazuje się, że to dopiero początek kłopotów.
Duża, dość niezgrabna Salka, którą bezustannie prześladuje pech, z miejsca zdobyła moją sympatię. Powierzenie roli głównej bohaterki postaci dalekiej od ideału było strzałem w dziesiątkę. Dzięki temu zabawnych sytuacji nie brakowało, a przy tym w każdej chwili mogło się wydarzyć coś niespodziewanego. Trochę dłużej zajęło mi przekonanie się do Niedasia, ale rozśmieszył mnie tak wiele razy, że na koniec aż żal mi było odkładać książkę i żegnać się z tą postacią. Tajemnicze siostry Bolesne zapamiętam na długo, a samo wspomnienie papugi krzyczącej "killnij gada!" wywołuje szeroki uśmiech na mojej twarzy.
Wszechobecny humor, ujawniający się chyba na każdej stronie tej powieści, jak zwykle mnie urzekł. Śledząc perypetie Salki, co chwila wybuchałam śmiechem. Bawiły mnie jej pechowe przygody, nietypowe teksty Niedasia i okrzyki Roya Keane'a. Podobały mi się także pełne emocji sceny gry w Warcrafta, choć do tej pory nie mam pojęcia, co oznaczała większość pojawiających się wówczas określeń. Marta Kisiel to dla mnie mistrzyni w operowaniu humorem. Nawet sytuacje, które w zwykłych okolicznościach mroziłyby krew w żyłach, potrafi przedstawić tak, że nie mam innego wyboru, jak tylko zwijać się ze śmiechu.
Ogromnie spodobała mi się również okładka tego wydania. Te wijące się czerwienie kontrastujące z bladą twarzą przyciągają wzrok i intrygują. Uroku powieści dodają również ilustracje, które kryją się wewnątrz książki. Czarno-białe, ale niezwykle klimatyczne. Na końcu znajdziemy nawet mapki Wrocławia z zaznaczeniem wszystkich istotnych dla rozwoju akcji miejsc.
"Nomen Omen" to moje kolejne spotkanie z twórczością Marty Kisiel i z pewnością nie będzie ostatnim. Poczucie humoru autorki, które przebija się w każdej opisanej sytuacji i każdym dialogu, sprawia, że czytając jej książki, nie sposób powstrzymać się od śmiechu. Gdy dodamy do tego jeszcze interesującą fabułę, odrobinę magii i całą gamę wyjątkowych bohaterów, dostajemy porcję świetnej rozrywki, od której nie można się oderwać. Jeśli więc "Nomen Omen" nie trafił jeszcze w Wasze ręce, koniecznie naprawcie ten błąd!
ogrodksiazek.blogspot.com
Przedwojenna wrocławska willa, a w niej trzy identyczne staruszki. 85-letnie siostry Bolesne mieszkają z Royem Keane'em - barwną papugą ze słabością do śmietankowych wafelków i Warcrafta. Wszyscy w okolicy uważają je za czarownice, nic więc dziwnego, że omijają ich dom z daleka. Kiedy na Lipową pięć trafia Salomea Przygoda, a w ślad za nią także Niedaś, nuda to ostatnie, co...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to