-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać1
-
ArtykułyPortret toksycznego związku w ostatnich dniach NRD. Międzynarodowy Booker dla niemieckiej pisarkiKonrad Wrzesiński6
-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać6
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
Biblioteczka
2021-08-17
2021-02-02
Kiedy synowa i teściowa, do tej pory zupełnie niekompatybilne, nagle zaczynają się świetnie dogadywać, możecie być pewni, że coś jest na rzeczy. Wspólne bieganie, nocne spacery, tajemnicze rozmowy... Dzieci szybko to zauważą. Ale czy to możliwe, żeby mama z babunią planowały pozbyć się ich ojca?
Z lodówki w mieszkaniu Trawnych zaczynają dobiegać niedwuznaczne odgłosy wydawane przez jedną z sąsiadek. Nie chcąc, by słyszały je dzieci, Tereska i Andrzej postanawiają przeprowadzić remont kuchni, który niespodziewanie kończy się... zakupem domu na wsi. Wkrótce z wizytą przybywa również teściowa, wielbicielka wszelkiej aktywności fizycznej. Wydawać by się mogło, że wspólny jogging to nic strasznego. Ale kiedy Tereska przypadkiem znajduje w lesie trupa wrednego sąsiada, trudno oczekiwać, żeby bieganie dobrze się jej kojarzyło. Kobiety niezwłocznie rozpoczynają własne śledztwo. Kto z mieszkańców ulicy Leśnej miał motyw, sposobność i warunki, by pozbyć się denata? I dlaczego zrobił z niego sajgonkę, zawijając w ten okropny buraczkowy dywan z ich garażu?
Bohaterowie, a właściwie bohaterki, bo to one wiodą prym w tej powieści, całkowicie podbiły moje serce. Marta Kisiel jak zwykle stworzyła postaci barwne, wyraziste i... po prostu takie, przy których od razu lepiej się robi w człowieka. Wyjątkowe i niezapomniane. Wybuchowa Tereska, która uwielbia spać i rozliczać podatki, a do tego wręcz nałogowo zjada kasztanki. Mira - nad wyraz aktywna teściowa, miłośniczka biegania i wyginania się w precel (czyt. joga) oraz zarośniętych męskich klat. Jest jeszcze Zoja, nowoczesna feministka i wielbicielka ekologii, konsekwentnie pilnująca, by jej brat, Maciejka, przejawiał jeszcze jakieś funkcje życiowe oprócz spania i grania w Minecrafta. Dodajmy do tego Andrzeja o usposobieniu labradora i suczkę Piña Coladę, zwaną też Pindzią, i mamy rodzinkę Trawnych w komplecie.
Akcja rozwijała się bardzo dynamicznie. Już od pierwszych stron było intrygująco, a przeprowadzka Trawnych do nowego domu dała początek całemu zatrzęsieniu niespodziewanych, zabawnych, a nawet mrożących krew w żyłach wydarzeń. Czołganie się w zaroślach i infiltracja sąsiadów to w zaistniałych okolicznościach niezbędne minimum. A próby ustalenia tożsamości "zbrodzienia" przy uporczywym akompaniamencie szpakowatego najeźdźcy wypadły po prostu genialnie.
"Dywan z wkładką" to przezabawna komedia kryminalna, która zapewniła mi wiele godzin świetnej rozrywki. Było intrygująco, zaskakująco i z dreszczykiem emocji, a do tego w towarzystwie mistrzowsko wykreowanych bohaterów. Mój wewnętrzny miłośnik krwawych zbrodni i poczucia humoru Marty Kisiel czuje się w pełni usatysfakcjonowany. Polecam z całego serca!
ogrodksiazek.blogspot.com
Kiedy synowa i teściowa, do tej pory zupełnie niekompatybilne, nagle zaczynają się świetnie dogadywać, możecie być pewni, że coś jest na rzeczy. Wspólne bieganie, nocne spacery, tajemnicze rozmowy... Dzieci szybko to zauważą. Ale czy to możliwe, żeby mama z babunią planowały pozbyć się ich ojca?
Z lodówki w mieszkaniu Trawnych zaczynają dobiegać niedwuznaczne odgłosy...
2020-08-23
Od czasu, gdy w moje ręce wpadł "Konkurs na żonę" Beaty Majewskiej, darzę jej książki szczerym uwielbieniem. Dlatego też, widząc informację o nowej premierze, nie zastanawiałam się ani chwili. Wątpliwości pojawiły się dopiero później...
Rafał Snarski to człowiek ciężko doświadczony przez życie. Odkąd w wypadku samochodowym stracił żonę i 3-letniego synka, czuł się tak, jakby i on sam umarł wraz z nimi. Kupując stary dom w małej miejscowości, nawet się nie spodziewa, co jeszcze go czeka. Wbrew pozorom o świętym spokoju będzie musiał zapomnieć, głównie za sprawą młodej pani sołtys.
Chociaż wiedziałam mniej więcej, czego się spodziewać, przez większą część powieści zastanawiałam się, w co ja się wpakowałam. O ile Luiza okazała się całkiem interesującą bohaterką i z czasem udało mi się ją polubić, o tyle Snarski zupełnie nie przypadł mi do gustu. Owszem, współczułam mu, ale własne nieszczęścia nie dają nikomu prawa do unieszczęśliwiania innych i traktowania ich w taki sposób. Był przystojny i umięśniony, ale na tym kończyła się lista jego zalet. Bo chamstwo, grubiaństwo i brak wychowania z całą pewnością do nich nie należały.
A zaczęło się tak dobrze. To właśnie prolog wywarł na mnie największe wrażenie. Autorka wlała w tę część tyle emocji, że dosłownie wyciskały łzy z oczu. Po tak mocnym początku spodziewałam się kontynuacji w podobnym tonie. I chociaż tak się nie stało, na brak wrażeń też nie mogę narzekać. Postać Luizy ciekawie się rozwijała i z każdym kolejnym rozdziałem moja sympatia do niej rosła. A zakończenie... Przeżyłam taki szok, że praktycznie musiałam zbierać szczękę z podłogi, co ostatecznie przechyliło szalę na korzyść tej powieści.
"Zapomnij, że istniałem" czytałam z mieszanymi odczuciami. Świetny początek mocno mnie poruszył, ale też ustawił poprzeczkę naprawdę wysoko. I choć działo się całkiem sporo, a Luizę szczerze polubiłam, nie mogę niestety tego samego powiedzieć o Snarskim. Czekałam cierpliwie, aż zmieni się jego sposób bycia lub pojawi się ktoś nowy na horyzoncie, bo ten typ faceta sama omijałabym szerokim łukiem. Przyznam, że trochę się zawiodłam. Niemniej zakończenie okazało się tak intrygujące, że przekonało mnie do sięgnięcia po dalszy ciąg tej historii.
ogrodksiazek.blogspot.com
Od czasu, gdy w moje ręce wpadł "Konkurs na żonę" Beaty Majewskiej, darzę jej książki szczerym uwielbieniem. Dlatego też, widząc informację o nowej premierze, nie zastanawiałam się ani chwili. Wątpliwości pojawiły się dopiero później...
Rafał Snarski to człowiek ciężko doświadczony przez życie. Odkąd w wypadku samochodowym stracił żonę i 3-letniego synka, czuł się tak,...
2020-06-02
Allie i Kaden, Everly i Nolan, Dawn i Spencer, Sawyer i Isaac. Tych bohaterów Mony Kasten mieliśmy już okazję poznać. Co czeka nas w kolejnej odsłonie serii Again? Zmagający się z kontuzją Blake i Jude, która w pogoni za marzeniem straciła wszystko.
Jude od dziecka marzyła o karierze aktorskiej. Kiedy jednak producenci podejmują decyzję o zakończeniu serialu, w którym grała, jej świat się wali. Załamana i spłukana przyjeżdża do Woodshill, by zatrzymać się na pewien czas u starszego brata. Niestety oznacza to zamieszkanie pod jednym dachem również z Blakiem, byłym chłopakiem, który wciąż nie wybaczył jej rozstania.
Mona Kasten po raz kolejny zabiera nas do Woodshill, tym razem w towarzystwie nowej bohaterki. Ambitna i zdolna Jude próbuje zacząć od nowa, odcinając się od przeszłości. Okazuje się to jednak niezwykle trudne. W małym miasteczku nikt nie chce zatrudnić dziewczyny, która nie ma nawet matury, a jej doświadczenie zawodowe ogranicza się do planu filmowego. Obecność Blake'a dodatkowo pogarsza sytuację, zwłaszcza że kontuzja zniszczyła również jego marzenia o karierze. Choć oboje czują się przytłoczeni i zrezygnowani, a szanse na sukces mają niewielkie, mimo wszystko nie poddają się, lecz walczą dalej, dzień po dniu. Zbyt często irytowali mnie swoim zachowaniem, bym jakoś szczególnie ich polubiła, ale tym jednym ujmowali mnie za każdym razem.
Jak zawsze w przypadku tej autorki, na brak emocji nie mogłam narzekać. Mona Kasten potrafi przelewać je na papier tak zręcznie, że nie da się pozostać wobec nich obojętnym, przeżywa się wszystko wraz z bohaterami. Czytając jej powieści, przyłapuję się czasem na tym, że przejmuję się nawet tymi postaciami, których nie darzę zbytnią sympatią. Do tej pory było tak, że gdy już autorka spuściła tę swoją bombę, ujawniając, z jak poważnymi problemami zmagali się jej bohaterowie, to całkowicie zmieniało sytuację. Nagle elementy układanki trafiały na swoje miejsce i wszystko stawało się jasne. Czasem moje podejście zmieniało się w tym momencie o 180 stopni. Ale nie tym razem. Domyślałam się, co takiego spotkało Jude w Los Angeles, więc nie było to dla mnie żadnym zaskoczeniem. Spodziewałam się czegoś więcej i niestety tym razem się rozczarowałam.
Jeżeli poznaliście już i polubiliście poprzednie tomy serii Again, najnowsza powieść Mony Kasten pewnie również przypadnie Wam do gustu. Ja liczyłam na nieco mniej oczywistą historię i czuję pewien niedosyt. Tym razem moment, który miał wszystko zmienić, przeszedł właściwie bez echa, nie robiąc na mnie większego wrażenia. Chociaż "Dream Again" okazało się całkiem przyjemną, lekką i budzącą wiele emocji lekturą, poprzednie części serii były zdecydowanie lepsze, a moim faworytem nadal pozostaje "Feel again".
ogrodksiazek.blogspot.com
Allie i Kaden, Everly i Nolan, Dawn i Spencer, Sawyer i Isaac. Tych bohaterów Mony Kasten mieliśmy już okazję poznać. Co czeka nas w kolejnej odsłonie serii Again? Zmagający się z kontuzją Blake i Jude, która w pogoni za marzeniem straciła wszystko.
Jude od dziecka marzyła o karierze aktorskiej. Kiedy jednak producenci podejmują decyzję o zakończeniu serialu, w którym...
2019-11-26
Wojskowy pragnący wyjaśnić okoliczności śmierci przyjaciela, choć ich drogi rozeszły się wiele lat temu. Kryminalna zagadka, która z każdym nowym elementem komplikuje się coraz bardziej. I fala zła przetaczająca się przez Kraków wraz z prawdziwą powodzią.
Kris przyjeżdża do Krakowa na wieść o samobójstwie dawnego przyjaciela. Choć od wielu lat nie utrzymywali ze sobą kontaktu, mężczyzna pragnie dowiedzieć się, co pchnęło go do tej decyzji. Nietypowy list pożegnalny ze zdjęciem nieznajomej pięknej dziewczyny jeszcze wzmaga jego ciekawość. Tym bardziej, że wszystkie próby jej odnalezienia kończą się fiaskiem. Na horyzoncie pojawiają się kolejne wskazówki, a Kris zyskuje niespodziewanych sprzymierzeńców - zbuntowaną nastolatkę i jej znajomego hakera.
W "Powodzi" Pawła Fleszara nic nie jest oczywiste i chyba właśnie to najbardziej mnie w niej urzekło. Wydawałoby się, że im więcej wiemy, tym bliżej rozwiązania zagadki jesteśmy. Tymczasem tutaj kolejne elementy z początku w ogóle do siebie nie pasują i zamiast rozjaśniać sytuację, jeszcze bardziej ją komplikują. Pojawiają się coraz to nowe wątpliwości, główny bohater zaczyna się poważnie zastanawiać, kim tak właściwie był jego przyjaciel i czy kiedykolwiek naprawdę go znał. Znajduje dowody, które każą mu wątpić we wszystko, a jednocześnie utwierdzają w przekonaniu, że tylko on jest w stanie dotrzeć do sedna tej pokręconej i śmiertelnie niebezpiecznej historii.
Prosty, lekki styl pomaga skupić całą uwagę czytelnika na fabule i jej licznych zawiłościach. Każdy dzień stanowi odrębną, wydzieloną część. Rozpoczyna się kartką z kalendarza i wyborem kilku artykułów, głównie tych związanych z powodzią, ale nie tylko. Znajdziemy tam również teksty dotyczące m.in. samobójstw, darknetu czy handlu ludźmi. Autor prowadzi narrację sprawnie, bez zbędnych opisów czy przydługich przemyśleń bohaterów, które spowalniałyby akcję. Trzyma w napięciu aż do końca i chociaż pozwala domyślić się paru rzeczy, skrzętnie pilnuje, by rozwiązanie zagadki było jedną wielką niespodzianką.
Jeśli lubicie dobrze napisane kryminały, w których nie domyślicie się wszystkiego w połowie książki, "Powódź" Pawła Fleszara przypadnie do gustu i Wam. Z początku sądziłam, że jestem w stanie przewidzieć, co się wydarzy, ale z każdym kolejnym rozdziałem byłam coraz mniej pewna, co tak naprawdę zaszło i czego się jeszcze spodziewać. Dałam się bardzo pozytywnie zaskoczyć już po raz drugi (najpierw była "Wyśniona jedenastka") i z pewnością nie ostatni. Szczerze polecam!
ogrodksiazek.blogspot.com
Wojskowy pragnący wyjaśnić okoliczności śmierci przyjaciela, choć ich drogi rozeszły się wiele lat temu. Kryminalna zagadka, która z każdym nowym elementem komplikuje się coraz bardziej. I fala zła przetaczająca się przez Kraków wraz z prawdziwą powodzią.
Kris przyjeżdża do Krakowa na wieść o samobójstwie dawnego przyjaciela. Choć od wielu lat nie utrzymywali ze sobą...
2019-10-31
W "Hope Again", podobnie jak w poprzednich tomach serii Mony Kasten, trudnej historii miłosnej zabraknąć nie mogło. Ale studentka i jej wykładowca? Choć mają wiele wspólnego, rozumieją się jak nikt i uwielbiają prowadzić nocne rozmowy, taka relacja może oznaczać tylko poważne kłopoty...
Everly Penn studiuje literaturę na Uniwersytecie Woodshill i przyjaźni się z Dawn, znaną nam już z poprzednich części serii. Mama Everly i ojciec Dawn już od pewnego czasu są razem, ale mimo że sprawiają wrażenie szczęśliwych, dziewczyna podchodzi do ich związku bardzo sceptycznie. Zbyt wiele razy widziała swoją rodzicielkę ze złamanym sercem, by uwierzyć, że tym razem może być inaczej. Ona sama stara się nie angażować, choć nie może przestać myśleć o pewnym wykładowcy...
Główna bohaterka ma za sobą niezwykle trudne dzieciństwo. Choć zdawałoby się, że trwający od lat koszmar wreszcie się skończył, demony przeszłości nadal nie dają o sobie zapomnieć. Dziewczyna trzyma wszystkich na dystans, pilnując się, by nie zdradzić zbyt wiele na swój temat. W rezultacie nawet najbliżsi przyjaciele mało o niej wiedzą. Jest tylko jedna osoba, której Everly mogłaby zwierzyć się ze wszystkiego - prowadzący warsztaty kreatywnego pisania Nolan Gates. Ponieważ oboje mają problemy ze snem, często prowadzą nocne rozmowy. Ale gdy granica pomiędzy wykładowcą a studentką zaczyna się zacierać, kłopoty są nieuniknione.
Mona Kasten po raz kolejny ujęła mnie swoim stylem i łatwością, z jaką odmalowuje wszelkie targające bohaterami emocje. A tych znajdziecie w jej powieściach naprawdę dużo. To właśnie za ich sprawą dałam się wciągnąć kolejnej historii, choć w gruncie rzeczy nie zdarzyło się w niej nic, czego bym się nie spodziewała. Kiedy jednak tak umiejętnie ukazane przeżycia poszczególnych postaci wysuwają się na pierwszy plan, schematyczność fabuły już tak bardzo nie razi.
Sięgając po "Hope Again", liczyłam na kolejną dawkę tego, co spodobało mi się już w poprzednich tomach serii, a więc przede wszystkim mnóstwo silnych emocji i bohaterów z problemami, których życie dotąd nie rozpieszczało. I tym razem się nie zawiodłam, choć przyznam, że zakończenie wydało mi się mało realistyczne. Miłośnikom pełnych emocji powieści i fanom twórczości autorki historia Everly i Nolana z pewnością przypadnie do gustu. Polecam. Zwłaszcza że w przyszłym roku ma się ukazać kolejna część serii, "Dream Again".
W "Hope Again", podobnie jak w poprzednich tomach serii Mony Kasten, trudnej historii miłosnej zabraknąć nie mogło. Ale studentka i jej wykładowca? Choć mają wiele wspólnego, rozumieją się jak nikt i uwielbiają prowadzić nocne rozmowy, taka relacja może oznaczać tylko poważne kłopoty...
Everly Penn studiuje literaturę na Uniwersytecie Woodshill i przyjaźni się z Dawn,...
2019-10-15
Anioł i czort pod jednym dachem? U Marty Kisiel wszystko jest możliwe. Nawet Tsadkiel (zwany też Zadkielem lub Pupkielem) może nieźle zaskoczyć. A jeśli stęskniliście się za Bazylem i ciekawi Was, jak sobie poradzi w roli czorta stróża, "Małe Licho i anioł z kamienia" koniecznie musi się znaleźć na Waszej czytelniczej liście.
Zbliżają się ferie zimowe, a Bożek ma mnóstwo pomysłów, jak spędzić ten wolny od szkoły czas. Niestety plany trzeba zmienić, gdy u Licha pojawiają się pierwsze czerwone bąble... Ospa nie oszczędza nawet Krakersa, więc chłopca trzeba czym prędzej ewakuować. Wraz z Guciem i Tsadkielem trafia do położonego w środku lasu domu cioci Ody. Zatem bez czortów, demonów i niebezpiecznych przygód się nie obejdzie!
Pierwsza część przygód Małego Licha i Bożka całkowicie podbiła moje serce. Nic więc dziwnego, że na samą wieść o kontynuacji cieszyłam się jak dziecko. Bo chociaż teoretycznie ta seria skierowana jest do młodszych czytelników, z całą pewnością można czerpać z niej przyjemność w każdym wieku. Kiedy już poznacie przeurocze Licho, pflompającego Gucia, sepleniącego Bazylka i Tsadkiela, który naprawdę, ale to naprawdę nie umie w nastrój, nie będziecie chcieli się już z nimi żegnać.
Największą zaletą tej powieści jest wszechobecny humor, który atakuje czytelnika niczym Gucio miotający śnieżkami. Nie sposób przed nim umknąć. Zwłaszcza że chyba tylko Krakers wycinający pierniczki może szybkością działania rywalizować z Ałtorką raczącą nas zabawnymi tekstami. Co chwila wybuchałam śmiechem, aż mój zaintrygowany 4-latek zaczął się domagać wspólnego czytania.
Małe Licho nie tylko bawi, ale też uczy. Przede wszystkim empatii, szacunku do innych i do ich uczuć. Bardzo łatwo jest kogoś zranić, sprawić, by czuł się odrzucony i niechciany, ale naprawienie takiej sytuacji to już o wiele trudniejsza sprawa. Marta Kisiel pokazuje też, że pozory często mylą i każdy zasługuje na to, by dać mu szansę.
"Małe Licho i anioł z kamienia" to opowieść, która nie tylko zapewni Wam wybuchy niekontrolowanego śmiechu, ale także uświadomi młodszym czytelnikom, jak ważną rolę odgrywa empatia w kontaktach międzyludzkich. Każdy znajdzie tutaj coś dla siebie, niezależnie od wieku. A Bazyl w roli czorta stróża to coś, czego po prostu nie można przegapić. Szczerze polecam!
ogrodksiazek.blogspot.com
Anioł i czort pod jednym dachem? U Marty Kisiel wszystko jest możliwe. Nawet Tsadkiel (zwany też Zadkielem lub Pupkielem) może nieźle zaskoczyć. A jeśli stęskniliście się za Bazylem i ciekawi Was, jak sobie poradzi w roli czorta stróża, "Małe Licho i anioł z kamienia" koniecznie musi się znaleźć na Waszej czytelniczej liście.
Zbliżają się ferie zimowe, a Bożek ma mnóstwo...
2019-10-04
W Królestwie Jeraru sytuacja jest wyjątkowo napięta. Kolejne ataki na północy sprawiają, że rychła wojna z bogatym Caltothem wydaje się nieunikniona. Jednak bez wsparcia ze strony Pythusa i Wysp Borea Korona nie ma żadnych szans. Do tego wciąż osłabiają ją akcje rebeliantów. Czy król Lucius i jego synowie zdążą zawrzeć sojusz zanim będzie za późno?
Ryiah, choć szczęśliwa, z trudem odnajduje się w nowej sytuacji. Niecierpliwie czeka na chwilę, gdy będzie mogła udać się do twierdzy Ferren's Keep. Ma pełnić tam służbę do czasu ślubu księcia Blayne'a. Wkrótce wyrusza w drogę razem z przydzieloną jej rycerką Paige. Podróż przebiega bez problemów, choć wszelkie próby nawiązania przyjaźni są przez strażniczkę niezmiennie odrzucane. Na miejscu Ryiah spotyka wiele znajomych twarzy, ale niechęć ze strony większości członków jej nowego pułku daje się odczuć na każdym kroku. Dziewczyna sądzi, że gdy udowodni swoją wartość, zyska sympatię i szacunek towarzyszy broni. Z pewnością nie będzie to łatwe, zwłaszcza gdy wielkimi krokami zbliża się nabór kandydatów.
Chociaż poprzedni tom serii dość mocno mnie zawiódł, byłam bardzo ciekawa, jak dalej potoczą się losy Ryiah. Odetchnęłam z ulgą, gdy okazało się, że tym razem autorka zrezygnowała z przedstawiania nam skróconej wersji wydarzeń i pozwoliła akcji rozwijać się w normalnym tempie. Dla mnie to ogromny plus i cieszyła mnie możliwość śledzenia poczynań bohaterów i obserwowania ich zachowań w różnych sytuacjach, nawet tych z pozoru najmniej istotnych. Dzięki temu już od pierwszych stron mogłam wczuć się w klimat powieści i dać się jej porwać. Nawet nie zauważyłam, kiedy pochłonęłam te wszystkie rozdziały, tak bardzo wciągnęła mnie ta opowieść. Siadłam z nią wieczorem i nim się obejrzałam, była północ, a ja połowę lektury miałam już za sobą.
Nowy status głównej bohaterki zmienia bardzo wiele. Staje się obiektem zainteresowania, ale także tematem plotek, co zupełnie się jej nie podoba. Zagubiona wśród dworzan i arystokracji, nie może znaleźć swojego miejsca nawet podczas służby w twierdzy. Skupia się więc na morderczych treningach, obsesyjnie wręcz pragnąc udowodnić wszystkim swoją wartość. Zamyka się w sobie, odrzucając dobre rady przyjaciół i towarzystwo wszystkich z wyjątkiem najbliższych jej osób. Przekonana o własnej wyższości, staje się arogancka. Zapomina o innych, całą uwagę poświęcając przygotowaniom do naboru kandydatów. Ma tylko jeden cel: pokonać Darrena.
Trzeci tom serii Czarny Mag ogromnie przypadł mi do gustu. Autorka snuła swoją opowieść tak barwnie i przekonująco, że dałam się jej całkowicie porwać. Liczne intrygi, zbliżający się nabór kandydatów, a do tego widmo rychłej wojny nie pozwoliły mi nudzić się ani przez chwilę. Chociaż Ryiah przez swoją postawę wiele straciła w moich oczach, świetnie poprowadzona akcja wynagrodziła mi większość związanych z nią rozczarowań. Wprowadzenie motywu rebeliantów sprawiło, że cała historia stała się jeszcze bardziej tajemnicza, intrygująca i krwawa. Szczerze polecam!
ogrodksiazek.blogspot.com
W Królestwie Jeraru sytuacja jest wyjątkowo napięta. Kolejne ataki na północy sprawiają, że rychła wojna z bogatym Caltothem wydaje się nieunikniona. Jednak bez wsparcia ze strony Pythusa i Wysp Borea Korona nie ma żadnych szans. Do tego wciąż osłabiają ją akcje rebeliantów. Czy król Lucius i jego synowie zdążą zawrzeć sojusz zanim będzie za późno?
Ryiah, choć szczęśliwa,...
2019-09-23
Która fanka nie marzy skrycie o tym, by zostać zauważoną przez swojego idola? Takie szczęście spotyka Tessę Hart, nastolatkę, która z powodu agorafobii nie opuszcza własnego pokoju. Twitterowa korespondencja z gwiazdą pociąga jednak za sobą szereg nieoczekiwanych i śmiertelnie niebezpiecznych zdarzeń. Krew, zniszczony telefon i zaginiony celebryta to dopiero początek...
Co tak naprawdę wydarzyło się w Midland tamtej pamiętnej nocy? Czy wszyscy wyszli cało z tego spotkania? Ślady na śniegu, nóż rzeźnicki i liczne ślady krwi sugerują, że nie. Tessa zniknęła bez śladu. Eric Thorn również. A ostatni tweet wysłany z jego konta brzmiał: "Jeśli prześpisz się z pijawką, może cię wyssać do sucha".
Choć wiedziałam już mniej więcej, czego się spodziewać, druga część historii Tessy znów mnie zaskoczyła. Chociaż pierwszy tom, "Ktoś mnie obserwuje", wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie, w głębi ducha nie spodziewałam się, że kontynuacja okaże się równie dobra. Tymczasem A. V. Geiger przeszła samą siebie i stworzyła powieść jeszcze lepszą niż poprzednia.
Tym razem tweetów i zapisów rozmów z mediów społecznościowych było znacznie mniej, co uważam za ogromny plus tej części. Klimat generacji online pozostał, ale dzięki temu, że większość interakcji między bohaterami odbywała się jednak twarzą w twarz, towarzyszące im emocje były jeszcze silniejsze, a akcja rozwijała się szybciej. Nie było przestojów, długich wymian wiadomości, które mogłyby wszystko spowalniać. Z zapartym tchem śledziłam losy Tessy, co chwila zaskakiwana kolejnym niespodziewanym zwrotem wydarzeń.
Czym najbardziej urzekła mnie ta opowieść? Bohaterami, którzy wcale nie sprawiają wrażenia odległych i nierealnych. Wręcz przeciwnie. Autorka świetnie pokazała, że każdy z nas toczy jakąś walkę. Nieważne, kim jest i czym się w życiu zajmuje. Każdy ma swoje słabości i problemy, z którymi musi się zmierzyć.
Poza tym autorka świetnie poradziła sobie z budowaniem odpowiedniego klimatu. Nastrój grozy, poczucie bycia stale obserwowanym, świadomość realnego zagrożenia, gotowego ujawnić się w każdej chwili - to bardzo mocny atut tej powieści. Przeplatanie akcji stenogramami z przesłuchań policyjnych jeszcze potęgowało ciekawość, bardzo oszczędnie dawkując nowe informacje. Natomiast jeśli chodzi o zakończenie... było dla mnie sporym szokiem, zupełnie nie obstawiałam takiego obrotu wydarzeń.
Dwutomowa opowieść A. V. Geiger - "Ktoś mnie obserwuje" i "Ktoś mnie okłamuje" - to moim zdaniem bardzo dobrze napisany thriller, skierowany głównie do młodzieży. Współczesny, przejmujący i trzymający w napięciu od początku do samego końca, wciąż zaskakuje zwrotami akcji, dzięki czemu nic nie jest tu oczywiste. Interesujący bohaterowie, ciekawy pomysł na fabułę i klimat przyprawiający o ciarki to dla mnie mieszanka idealna. Jeśli media społecznościowe nie są Wam obce, polecam!
ogrodksiazek.blogspot.com
Która fanka nie marzy skrycie o tym, by zostać zauważoną przez swojego idola? Takie szczęście spotyka Tessę Hart, nastolatkę, która z powodu agorafobii nie opuszcza własnego pokoju. Twitterowa korespondencja z gwiazdą pociąga jednak za sobą szereg nieoczekiwanych i śmiertelnie niebezpiecznych zdarzeń. Krew, zniszczony telefon i zaginiony celebryta to dopiero początek...
Co...
2019-09-17
Czajniczek to planeta wyjątkowa, gdzie magię spotyka się na każdym kroku. Czarodzieje, czarowładcy, wiedźmy, Strażnicy Świętej Równowagi, Hufroni, krasnale, demony, banshee, a nawet smoki - znajdziecie tam prawie każde magiczne stworzenie, jakie tylko przyjdzie Wam do głowy. Do tego przedziwnego świata, wbrew swojej woli, trafia Iris. Jak się w nim odnajdzie? Czy zdoła przetrwać w miejscu, gdzie czyha na nią tyle niebezpieczeństw?
12-letnia Iris mieszka w małym miasteczku na południu Irlandii razem z ojcem i siostrą. Przeżywają prawdziwy najazd zalotników, każdy w okolicy pragnie zdobyć serce starszej z sióstr, Oliwii. Przynoszą jej piękne bukiety, gotują, wykonują przeróżne naprawy i remontują dom. Ona jednak wciąż czeka na kogoś wyjątkowego. Pewnego dnia dziewczyna otrzymuje niezwykły kwiat, który pochłania wszystko, co tylko się do niego wrzuci, wyrzucając w zamian bryłki złota. Oliwia wpatruje się w niego jak zafascynowana, a następnego ranka znika bez śladu. Szukając jej, Iris trafia do wnętrza rośliny, a magiczny wir przenosi ją do nieznanej krainy.
Zapowiadało się całkiem dobrze. W początkowych rozdziałach Iris zrobiła na mnie wrażenie bardzo rozsądnej i dojrzałej, w przeciwieństwie do jej starszej siostry. Choć to przecież Oliwia była pełnoletnia, zachowywała się jak rozkapryszone dziecko. Niestety niezbyt długo cieszyłam się myślą, że trafiłam na tak fajną główną bohaterkę. Moja sympatia do niej wraz z rozwojem wydarzeń malała coraz bardziej. Iris irytowała mnie chociażby tym, jak traktowała innych. Często mówiła rzeczy, które miały chyba być zabawne, ale w sytuacji, gdy kierowała swoje uwagi do istot udzielających jej pomocy, było to po prostu złośliwe i nie na miejscu. Ważne decyzje podejmowała impulsywnie, nie zastanawiając się nad konsekwencjami. Może nie powinnam liczyć na bardziej dorosłe zachowania z jej strony, ale po takim dobrym wstępie ta mentalność 12-latki jednak mi przeszkadzała.
Podobało mi się nagromadzenie różnorakich magicznych istot, ponieważ nie pozwalało się nudzić, ciągle coś się działo, wciąż pojawiał się ktoś nowy. Najbardziej polubiłam Ariego i Maestra, wyjątkowo sympatycznych, ale i intrygujących. Chociaż autorowi świetnie udała się także postać Jemiołuszki i jej niezwykła chatka, Grzebula. Michał Bergel bardzo ciekawie przedstawił również Hufronów, ich historię i zwyczaje, fragmenty o nich czytałam z prawdziwą przyjemnością. Jednak w pewnym momencie tych magicznych istot było już dla mnie zbyt wiele. Czarodziejskie kwiaty, czarodzieje, czarowładcy, Strażnicy Świętej Równowagi, smoki, Hufroni, chata na kurzych nogach - wszystko fajnie. Nawet podróże pocztą kwiatową i kucharz zamieniony w nocnik były w porządku. Ale kiedy krasnale ogrodowe zaczęły się naparzać z jakimiś marynowanymi droolami, stwierdziłam, że co za dużo, to niezdrowo.
Podsumowując, pierwszy tom przygód Iris McBlack pozostawił mnie z mieszanymi odczuciami. Z jednej strony ta opowieść mnie wciągnęła i wywołała wiele emocji. Urzekł mnie cały ten baśniowy klimat i chętnie poznawałam kolejne magiczne stworzenia, ale do czasu. W pewnym momencie zaczęło mnie dręczyć wrażenie, że autor upchnął ich tam zbyt wiele. Osobiście wolałabym nieco mniej postaci, by mieć szansę dokładniej poznać każdą z nich. W powieści pojawiają się motywy, które dla młodszego czytelnika mogą być zbyt mroczne (demony i składanie im ofiar z żywych istot), dlatego dzieciom w wieku lat 12 lub mniej raczej bym tej książki nie poleciła. Natomiast starszej młodzieży i dorosłym miłośnikom fantasy jak najbardziej (choć dla tych drugich główna bohaterka może się okazać nieco zbyt dziecinna).
ogrodksiazek.blogspot.com
Czajniczek to planeta wyjątkowa, gdzie magię spotyka się na każdym kroku. Czarodzieje, czarowładcy, wiedźmy, Strażnicy Świętej Równowagi, Hufroni, krasnale, demony, banshee, a nawet smoki - znajdziecie tam prawie każde magiczne stworzenie, jakie tylko przyjdzie Wam do głowy. Do tego przedziwnego świata, wbrew swojej woli, trafia Iris. Jak się w nim odnajdzie? Czy zdoła...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-07-10
Już pierwszy tom dylogii Beatrix Gurian - "Roziskrzone noce" - kompletnie mnie zaskoczył. Sprawiała wrażenie lekkiej powieści młodzieżowej, ale wewnątrz ukryto taką dawkę tajemnic, mroku i niebezpieczeństw, że nie mogłam się od niej oderwać. Sądziłam, że w "Blasku nocy letniej" czeka mnie dalszy ciąg tamtej historii, ale i tym razem autorka zaserwowała coś, czego zupełnie się nie spodziewałam.
Po wypadku samochodowym twarz Kati szpeci duża czerwona blizna. Dziewczyna postanawia wyjechać z Niemiec do Los Angeles i zacząć wszystko od nowa. Podejmuje pracę jako au pair, ale wkrótce do jej oczywistych obowiązków dołącza kolejny - pracodawczyni wysyła ją do baru o nazwie Lived, by wybadała, na czym polega sekret ich sukcesu. Lokal mieści się w budynku meksykańskiego kościoła, gdzie serwuje się objęte ścisłą tajemnicą, spersonalizowane drinki bezalkoholowe. Gdy Kati przyciąga uwagę właścicieli - Jeffa i Lucy - wszystko zaczyna zmieniać się w jej życiu na lepsze. Wielka kariera, pieniądze, miłość - to wszystko zdaje się być w zasięgu jej ręki. Ale czy na pewno może w pełni zaufać swoim nowym znajomym?
Nauczona doświadczeniem z lektury pierwszego tomu wiedziałam, że w tej z pozoru idealnie układającej się historii coś musi być nie tak. I rzeczywiście wkrótce zaczęłam dostrzegać aluzje, na początku subtelne, wraz z rozwojem akcji coraz wyraźniejsze. Tajemnice, dręczące wrażenie niepokoju i niedające się do końca wytłumaczyć zjawiska budowały niepowtarzalny klimat tej opowieści. Choć mogłoby się wydawać, że to typowa młodzieżówka, te właśnie elementy zmieniły ją w coś wyjątkowego. Koncepcja autorki ogromnie mi się spodobała, choć zakończenie okazało się dla mnie odrobinę rozczarowujące. Liczyłam na trochę ciekawsze, bardziej rozwinięte zamknięcie pewnych wątków, ale ogólne wrażenie mimo wszystko pozostało pozytywne.
Główna bohaterka zrobiła na mnie dobre wrażenie i mocno ją polubiłam. To wrażliwa, oryginalna, lojalna, a jednocześnie wyjątkowo samotna dziewczyna. Zakochana w swoim najlepszym przyjacielu, ukrywa przed nim uczucia, by go nie stracić. Nie ma co liczyć na wsparcie mamy, którą zajmują chyba wyłącznie jej kolejne romanse i związane z nimi dramaty. Ojca nie zna, ale decyduje się na wyjazd do Los Angeles przede wszystkim po to, by w końcu go odnaleźć. Do jej przyjaciela Luke'a bardzo długo nie mogłam się przekonać, gdyż wydawał mi się strasznie dziecinny i skupiony głównie na samym sobie. Wprawdzie później zdołał się zrehabilitować za wcześniejsze wpadki, ale mimo wszystko nie należał do moich ulubieńców. Gdyby nie to, że do Jeffa i Lucy od początku podeszłam bardzo sceptycznie, z całą pewnością tych dwoje zdobyłoby moje serce. Ale postacią, która intrygowała mnie najmocniej, był Ezra - przyjaciel Jeffa przesiadujący w barze w stroju Kosiarza. Zagadkowy i trochę dziwaczny, miał jednak swój urok i - szczerze mówiąc - to właśnie tego bohatera będzie mi brakowało najbardziej.
Beatrix Gurian udało się stworzyć naprawdę interesującą, oryginalną dylogię. Chociaż "Roziskrzone noce" i "Blask nocy letniej" to dwie zupełnie odrębne historie, łączy je niepowtarzalny, magiczny wręcz nastrój pełen tajemnic, niedopowiedzeń i trudnych do wyjaśnienia zdarzeń. Zaczyna się niepozornie, lecz z czasem mrok zakrada się coraz bliżej, aż w końcu staje się niemożliwy do przeoczenia. Jeśli macie już za sobą lekturę pierwszego tomu i przypadł on Wam do gustu, sięgnijcie także po drugi. Choć moim zdaniem wypada on odrobinę słabiej i nie trzyma w napięciu aż tak jak "Roziskrzone noce", dla tego unikalnego klimatu zdecydowanie warto. Polecam!
ogrodksiazek.blogspot.com
Już pierwszy tom dylogii Beatrix Gurian - "Roziskrzone noce" - kompletnie mnie zaskoczył. Sprawiała wrażenie lekkiej powieści młodzieżowej, ale wewnątrz ukryto taką dawkę tajemnic, mroku i niebezpieczeństw, że nie mogłam się od niej oderwać. Sądziłam, że w "Blasku nocy letniej" czeka mnie dalszy ciąg tamtej historii, ale i tym razem autorka zaserwowała coś, czego zupełnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-06-09
Gdy zabieram się za czytanie jakiejś serii książkowej, cieszę się już na samą myśl, że jeśli mi się spodoba, czeka mnie kontynuacja fajnej rozrywki. Z drugiej strony jednak zawsze istnieje ryzyko, że następne tomy okażą się mniej interesujące. Co wtedy robić? Brnąć dalej w taką historię z nadzieją, że autor w pewnym momencie pozytywnie mnie zaskoczy czy po prostu dać sobie spokój? Po przeczytaniu trzeciego tomu Bad Boy's Girl czuję, że przyjdzie mi stanąć przed takim właśnie dylematem.
Jeśli zapoznaliście się z poprzednimi częściami serii, wiecie już, że Cole postanowił wprowadzić w życie pewien plan. Plan oczywiście bardzo głupi. Z gatunku tych, co to w teorii mają rozwiązać wszelkie problemy, a w praktyce tylko komplikują sytuację jeszcze bardziej. Wiecie, jak to się kończy. Tessa też to wie. Ale Cole'owi przecież nie wytłumaczysz. W każdym razie nie wtedy, gdy przełącza się na tryb rycerza z misją ratowania damy swego serca. Tak więc przygotujcie się na świeżą dawkę dramatów, poważnych kłótni i morze łez. A w międzyczasie będą Wam towarzyszyć także tony kitkatów i litry alkoholu.
Tak jak poprzednio, tym razem również spędziłam miło czas przy lekturze powieści z serii Bad Boy's Girl Blair Holden. Humor autorki znów zapewnił mi sporą dawkę dobrej zabawy, z przyjemnością wróciłam też do znanych mi już dobrze bohaterów. Lekki styl i porządna porcja emocji sprawiły, że ten trzeci już tom serii czytało mi się naprawdę przyjemnie. Ale mimo wszystko czegoś mi w nim brakowało.
W dwóch pierwszych tomach serii Tessę i Cole'a poznałam już dość dobrze. Ale mimo że bardzo polubiłam tych dwoje bohaterów, z czasem ich reakcje zaczęły być dla mnie coraz bardziej przewidywalne. Z jednej strony niby fajnie, że to nadal te same postaci i nie ulegają jakimś drastycznym przemianom, ale z drugiej... brakowało mi tej świeżości, jaką czułam, śledząc początki ich historii. Gdy wtedy stawali przed jakimś problemem czy rozterką, szczerze im kibicowałam i byłam ciekawa, w jaki sposób sobie z tym poradzą. Ale powtarzające się wciąż schematy zachowań zaczęły mnie z czasem irytować. Ośli upór Cole'a działał mi na nerwy, a wieczna niepewność i obwinianie się przez Tessę o niemal całe zło tego świata również nie działało na jej korzyść.
Sięgając po trzeci tom serii Bad Boy's Girl, wiedziałam już, czego się spodziewać. Z jednej strony mogłam być pewna lekkiego, nasyconego humorem stylu, dzięki któremu mogłam się w pełni zrelaksować i cieszyć lekturą. Z drugiej jednak liczyłam też na coś, co by mnie choć trochę zaskoczyło, jakiegoś powiewu świeżości, którego w tej części serii niestety nie poczułam. Jeśli historia Tessy i Cole'a skradła Wasze serca, możecie śmiało sięgać po następne tomy. Dostaniecie kolejną porcję tego wszystkiego, co już dobrze znacie, choć na fajerwerki akurat w tym przypadku nie ma co liczyć.
ogrodksiazek.blogspot.com
Gdy zabieram się za czytanie jakiejś serii książkowej, cieszę się już na samą myśl, że jeśli mi się spodoba, czeka mnie kontynuacja fajnej rozrywki. Z drugiej strony jednak zawsze istnieje ryzyko, że następne tomy okażą się mniej interesujące. Co wtedy robić? Brnąć dalej w taką historię z nadzieją, że autor w pewnym momencie pozytywnie mnie zaskoczy czy po prostu dać sobie...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-05-14
Pierwszy tom "Bad Boy's Girl" czytało mi się bardzo przyjemnie. Ciekawa, co jeszcze czeka Tessę i Cole'a, postanowiłam sięgnąć również po kolejne części serii. Lekka lektura obfitująca w humor i emocje to właśnie to, czego mi było trzeba w tę smętną, deszczową pogodę.
Tessa nikomu nie opowiada, co dokładnie wydarzyło się podczas ostatniego wyjazdu, ale nie da się nie zauważyć, jak mocno cierpi. Gdy wreszcie decyduje się opuścić łóżko i wrócić do żywych, zamiast snuć się po domu niczym zombie, przyjaciele i rodzina wspierają ją ze wszystkich sił. O złamanym sercu jednak niełatwo zapomnieć, a widok równie nieszczęśliwego Cole'a jeszcze pogarsza sytuację. Czy Tessa zdoła mu wybaczyć i zacząć wszystko od nowa? Wyjazd do wymarzonego college'u może się okazać świetną okazją na wprowadzenie życiowych zmian, ale czy dziewczyna na pewno jest na to gotowa?
Główną bohaterkę ogromnie polubiłam już przy lekturze pierwszego tomu, ale wraz z rozwojem akcji darzyłam ją coraz większą sympatią. Zapoczątkowana tam przemiana ma tutaj swój dalszy ciąg. Tessa przestała być tą cichą, zakompleksioną i dającą się łatwo zastraszyć nastolatką. A raczej bardzo stara się już nią nie być. Ale to wcale nie takie proste, choć większość potknięć wypada naprawdę zabawnie. College to dla niej szansa, by zacząć od nowa, ale nie wszystko idzie zgodnie z planem.
Cole... jak to Cole. W zasadzie niewiele się zmienia. Stara się ze wszystkich sił być troskliwym chłopakiem i bronić swej ukochanej Muffinki przed całym światem, w czym oczywiście wciąż przesadza. Ale nie martwcie się, jego mroczniejsza strona wcale nie odchodzi w zapomnienie. W końcu Cole nie byłby sobą, gdyby nie dał komuś w mordę. Przynajmniej raz na jakiś czas.
Brakowało mi trochę Beth i Megan. Tych kilka spotkań i rozmów telefonicznych to zdecydowanie za mało. Na szczęście Tessa nawiązuje na uczelni nowe przyjaźnie, ale choć Sarah nieszczególnie zwróciła moją uwagę, to Cami zrobiła na mnie wrażenie niezwykle ciepłej, entuzjastycznej i barwnej postaci.
Powieść Blair Holden to przede wszystkim świetna rozrywka, nie ogranicza się tylko do tego. Za licznymi humorystycznymi sytuacjami i emocjonalną historią miłosną autorka przemyca coś bardzo ważnego. Głównej bohaterce daleko do ideału, a kompleksów ma pod dostatkiem. Przy wsparciu i pomocy najbliższych postanawia zmienić swoje życie. Stopniowo zaczyna budować poczucie własnej wartości, akceptować samą siebie i walczyć o to, czego pragnie. Może powiecie, że to nic takiego, ale radzenie sobie z kompleksami nigdy nie jest proste, zwłaszcza gdy ktoś ma ich tak wiele jak Tessa. To trudny i długotrwały proces, a ja jako czytelnik szczerze doceniam, że autorka podeszła do tematu realistycznie. Sama decyzja o zmianie nie wystarczy. Nikt nie staje się z dnia na dzień zupełnie innym człowiekiem. Wszystko wymaga czasu, a do tego naprawdę wiele pracy i samozaparcia.
Drugi tom serii Bad Boy's Girl był dla mnie udanym powrotem do pełnej emocji historii i ukochanych bohaterów. Także tym razem dobrego humoru miałam pod dostatkiem, ale to nie wszystko. Powieść okazała się również cenną lekcją o walce ze słabościami, o samoakceptacji, budowaniu wiary w siebie i we własne możliwości. Jeśli lubicie lekkie i zabawne (ale nie głupie) historie miłosne, polecam.
ogrodksiazek.blogspot.com
Pierwszy tom "Bad Boy's Girl" czytało mi się bardzo przyjemnie. Ciekawa, co jeszcze czeka Tessę i Cole'a, postanowiłam sięgnąć również po kolejne części serii. Lekka lektura obfitująca w humor i emocje to właśnie to, czego mi było trzeba w tę smętną, deszczową pogodę.
Tessa nikomu nie opowiada, co dokładnie wydarzyło się podczas ostatniego wyjazdu, ale nie da się nie...
2019-05-06
Na trzeci tom Ognistego oczyszczenia Franceski Haig czekałam bardzo długo. O większości wydarzeń z poprzednich części zdążyłam już zapomnieć, ale nie lubię zostawiać niedokończonych serii. Skoro więc 2/3 historii Cass miałam już za sobą, chciałam poznać również jej zakończenie. Czy uda się powstrzymać powtórny wybuch? Jaki los czeka Zamorze i jego mieszkańców? Czy możliwe jest zbudowanie świata, w którym Alfy i Omegi żyją razem w zgodzie?
Cass, Kobziarz, Zoe i Paloma zmierzają do Nowego Hobartu. Miasto przygotowuje się na nieuchronny atak wojsk Rady. Gdy oddziały Pani Generał zajmują Przełęcz Kaprów, uniemożliwiając przejazd konwojów z dostawami żywności, wydaje się, że połączona armia Alf i Omeg zostanie starta w pył. Cierpią wszyscy. Nie tylko mieszkańcy, ale także oddziały Prowodyra. Niedożywieni żołnierze słabną, a szanse na odparcie ataku maleją z każdym dniem. Tymczasem u bram miasta pojawia się ktoś, kogo Cass i pozostali nigdy by się tam nie spodziewali.
Lektura "Wiecznego okrętu" z początku szła mi bardzo opornie. Może dlatego, że czekałam na tę część ponad 2 lata, a może ze względu na fakt, że została wydana tylko w formie ebooka (zawsze gorzej mi się je czyta). Na szczęście pojawiła się też opcja druku na życzenie, co ogromnie mnie ucieszyło. Niemniej wrażenie znacznego spowolnienia akcji pozostało. Działo się niewiele, przez co nie potrafiłam z powrotem wciągnąć się w tę opowieść. Sytuacja zaczęła ulegać zmianie, gdy przebrnęłam przez mniej więcej 1/3 tekstu. Akcja stopniowo nabierała tempa, coraz wyraźniej zbliżając się do mrocznego, emocjonującego klimatu poprzednich tomów. Drastycznych scen nie zabrakło i tutaj, a końcowe rozdziały naprawdę trzymały w napięciu. Do ostatniej chwili nie wiedziałam, czego się spodziewać w finale tej historii.
Mimo że część bohaterów spotykałam na kartach tej książki już po raz kolejny, wciąż dowiadywałam się o nich czegoś nowego. Każda nowa sytuacja ukazywała ich w trochę innym świetle, odsłaniała nieznane dotąd cechy. Nawet gdy wydawało mi się, że już ich znam, udowadniali, jak mało tak naprawdę o nich wiem. Dramatyczne wydarzenia zmuszały ich do podejmowania decyzji, jakich w innych warunkach prawdopodobnie nigdy by nie podjęli. Dzięki temu wciąż pozostawali interesujący i nieprzewidywalni, a ja czułam się, jakbym poznawała ich za każdym razem od nowa.
Początkowe rozdziały "Wiecznego okrętu" wyjątkowo mnie wymęczyły. Nie mogłam się na nich skupić, przez co lektura zajęła mi strasznie dużo czasu (świąteczne porządki i przygotowania bezapelacyjnie wygrywały w tym starciu). Na szczęście z czasem akcja przyspieszyła i znów mogłam cieszyć się tą ciekawą i oryginalną historią. Bohaterowie pokazywali na każdym kroku, że wciąż pozostaje w nich wiele do odkrycia, a dramatyczne wydarzenia zmieniały ich, kształtowały, przesuwały granice wytrzymałości. Do ostatnich chwil nie byłam pewna, jaki koniec ich czeka. Śledziłam tę nierówną walkę z zapartym tchem i wreszcie mogłam powiedzieć, że od tego oderwać się nie sposób. Pomimo rozczarowania, jakie przyniósł mi dość słaby początek tej powieści, nie żałuję, że po nią sięgnęłam. Dalsze rozdziały wynagrodziły mi to wartką akcją i emocjonującym finałem. Choć ten ostatni tom sam w sobie nie zachwyca tak jak pozostałe, to jednak w moim odczuciu całkiem dobrze sprawdza się jako zakończenie trylogii. Jeśli czytaliście już "Ogniste oczyszczenie" i "Mapę kości", a okrutny świat bliźniąt zapadł Wam w pamięci, polecam.
ogrodksiazek.blogspot.com
Na trzeci tom Ognistego oczyszczenia Franceski Haig czekałam bardzo długo. O większości wydarzeń z poprzednich części zdążyłam już zapomnieć, ale nie lubię zostawiać niedokończonych serii. Skoro więc 2/3 historii Cass miałam już za sobą, chciałam poznać również jej zakończenie. Czy uda się powstrzymać powtórny wybuch? Jaki los czeka Zamorze i jego mieszkańców? Czy możliwe...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-03-30
Królestwo Rime od lat jest podzielone. Oprócz zwykłych obywateli żyją tu również osoby posługujące się magią. Jednak tylko zrzeszeni w zakonach magiści mogą z niej otwarcie korzystać, za sam fakt bycia dzikunem grozi aresztowanie i kara śmierci. Sytuacja staje się coraz bardziej napięta, a wśród poddanych zaczynają krążyć pogłoski o tajemniczym Powstaniu.
Życie Kate Brighton jest wyjątkowo skomplikowane i nic nie wskazuje na to, by coś miało się w tej kwestii zmienić. Nie dość, że jest dzikunką, czyli włada niedozwoloną magią, to jeszcze jej własny ojciec został stracony za próbę zamordowania arcykróla. Ciesząca się dotąd względami księcia Corwina dziewczyna, opuszcza Norgard i zatrudnia się w charakterze kurierki pocztowej, lecz przydomek Zdrajczyni Kate towarzyszy jej wszędzie, dokądkolwiek się uda. Choć jej praca jest trudna i ogromnie niebezpieczna, przynajmniej daje jej okazję do korzystania ze swojego daru. Tymczasem inkwizycja rośnie w siłę, a aresztowania stają się coraz częstsze. Podobnie jak ataki nocnych gadźców - śmiertelnie niebezpiecznych istot polujących po zmroku na każdego, kto nie zdąży schronić się za murami miasta. Gdy Kate ratuje arcyksięcia z urządzonej przez nie krwawej rzezi, wkracza na ścieżkę, która odmieni nie tylko jej życie, ale także losy całego kraju.
W tego typu opowieściach często trafiam na niedopracowanych bohaterów, którzy mnie irytują. Na szczęście "Onyx & Ivory" okazało się pod tym względem wyjątkiem. Dzielna Kate, pragnąca nade wszystko poznać prawdę o swoim ojcu i ochronić przyjaciół, od razu mi się spodobała. Cokolwiek robiła, czytałam o tym z przyjemnością, cały czas mając nadzieję, że wszystko skończy się dla niej pomyślnie. Podobnie było z Bonnerem i Signe, choć ta druga postać intrygowała mnie chyba najbardziej. Odważna, zabawna i tajemnicza, a do tego całkowicie nieprzewidywalna. Ogromnie polubiłam także Dala z jego poczuciem humoru, a Corwin ostatecznie także zyskał moją sympatię (choć akurat w tym przypadku miałam kilka chwil zwątpienia).
Historia opowiedziana przez Mindee Arnett zupełnie mnie oczarowała. Z zapartym tchem śledziłam losy bohaterów, starając się wraz z nimi rozwikłać wszystkie zagadki. Autorka wprowadziła wiele naprawdę interesujących wątków, jak choćby magistów starających się wyeliminować magię dzikunów, tajemnicze ataki dokonywane przez gadźce, motyw uroru i walki o władzę czy coraz bardziej realne zagrożenie wojną. Wątek romantyczny został zręcznie wpleciony w całą tę opowieść, dzięki czemu intrygował podobnie jak pozostałe, a jednocześnie nie był nachalny, pozwalając bez przeszkód skupić się także na innych elementach fabuły.
Prosty, lekki język sprawił, że historię Zdrajczyni Kate i Zbłąkanego Księcia czytało mi się bardzo szybko. Zdarzały się momenty, gdy akcja zwalniała, ale teorie i domysły bohaterów wcale nie były dla mnie mniej interesujące. Poza tym autorka wplotła w tę opowieść tyle wątków i tajemnic do rozwikłania, że nie sposób było się nudzić. Momentów zaskoczenia nie brakowało, a zakończenie tak trzymało w napięciu, że nie byłam w stanie odłożyć książki (zrezygnowałam nawet z wieczornego oglądania seriali na rzecz tych kilku ostatnich rozdziałów). Ogromnie wciągnęłam się w tę historię i nawet po tych niemal 500 stronach ciągle mi mało. Po takim wprowadzeniu seria Rime Chronicles zapowiada się naprawdę ekscytująco. Miłośnikom młodzieżowego fantasy polecam z całego serca.
https://ogrodksiazek.blogspot.com
Królestwo Rime od lat jest podzielone. Oprócz zwykłych obywateli żyją tu również osoby posługujące się magią. Jednak tylko zrzeszeni w zakonach magiści mogą z niej otwarcie korzystać, za sam fakt bycia dzikunem grozi aresztowanie i kara śmierci. Sytuacja staje się coraz bardziej napięta, a wśród poddanych zaczynają krążyć pogłoski o tajemniczym Powstaniu.
Życie Kate...
2019-03-08
Kontynuacja opowiadania "Szaławiła" nadciąga! Kiedy samotna kobieta po czterdziestce pod wpływem impulsu kupuje działkę gdzieś w lesie, na kompletnym odludziu, wiele może się wydarzyć. Zwłaszcza że wymarzony dom znajduje sobie na Allegro i chce go postawić w tym samym miejscu, gdzie stał poprzedni (z wieżyczką!), doszczętnie strawiony przez pożar. Wkrótce dowiaduje się też, że gratis dostała w piwnicy przejście dla istot z innego świata. Niekoniecznie przyjaźnie nastawionych.
Oda Kręciszewska zatrudnia się w przychodni w pobliskim miasteczku. Szef jest nią zachwycony, bo choć to niezwykle ciepły i sympatyczny człowiek, zupełnie nie radzi sobie ze stresem. Szczególnie dają mu się we znaki szczepienia najmłodszych pacjentów, które przeżywa jeszcze bardziej od nich. Na szczęście pani Gienia pilnuje, aby zawsze miał pod ręką mnóstwo słodyczy. Tymczasem powoli zbliżają się święta Bożego Narodzenia, a wraz z nimi czas przesilenia zimowego. Roch instruuje Odę, jakich obrzędów powinna dopełnić, by uchronić się przed nadciągającym złem. Kobieta jednak wcale się tym nie przejmuje, w końcu ona wszystko wie lepiej...
Ach, jak strasznie ta główna bohaterka działała mi na nerwy! Na początku jeszcze było dobrze - sympatyczna, cierpliwa, niosąca pomoc wszystkim wokół, ciepła i serdeczna, a cięty język wręcz dodawał jej uroku. Ale to, co się z nią działo później... Masakra. Wybujałe ego, głębokie przekonanie o własnej nieomylności i złość na cały świat. Nie dość, że stała się złośliwa i momentami nawet agresywna, to zachowywała się, jakby pozjadała wszystkie rozumy, brakowało jej pokory i szacunku do innych. Zamiast jej kibicować, współczułam wszystkim, którzy mieli tego pecha, by stanąć na jej drodze. O wiele bardziej spodobała mi się postać Rocha. Nawet mimo tego, że prawie nic nie mówił i szybko od Ody uciekał (akurat tutaj mu się nie dziwię). Za to Bazyl całkowicie skradł moje serce. Szybko przyzwyczaiłam się do jego seplenienia i rozszyfrowywanie wypowiedzi małego czorta przychodziło mi z coraz większą łatwością. A trzeba mu przyznać, że pomysły miał naprawdę ciekawe. Rozbawił mnie niejeden raz.
Poza charakterystycznym dla twórczości tej autorki humorem, było też sporo tajemnic i niebezpieczeństw czających się w mroku. Zaintrygowały mnie nie tylko losy samej Ody, ale także wszelkie informacje dotyczące mitycznych stworzeń przewijających się przez karty powieści. Las otaczający samotną chatkę niezmiernie mnie intrygował. Gdy tylko akcja przenosiła się właśnie tam, czytałam z zapartym tchem, czekając na ujawnienie się tej budzącej grozę istoty atakującej bezbronnych ludzi. Nie mogłam się doczekać, aż w końcu zobaczę, z czym tak naprawdę przyjdzie się zmierzyć naszym bohaterom. Takiego rozwoju sytuacji oczywiście wcale się nie spodziewałam, a w kulminacyjnym momencie nie mogłam oderwać się od książki, musiałam koniecznie poznać wszystkie odpowiedzi.
Sięgając najpierw po opowiadanie "Szaławiła", byłam ogromnie ciekawa, w jakim kierunku rozwinie się historia Ody, Rocha i małego drewnianego domku z dala od cywilizacji. Na takim odludziu, w miejscu, gdzie nie ma prądu ani bieżącej wody, a komórki gubią zasięg, można się spodziewać scen niczym z horroru. Odzie zdawało się to jednak nie przeszkadzać. O ile na to, co zdarzyło się w opowiadaniu, nie mogła być przygotowana, o tyle później powinna już była pójść po rozum do głowy i odpowiednio się dokształcić. Szczególnie że pewne informacje mogły ocalić życie nie tylko jej, ale także okolicznych mieszkańców. Ale oczywiście grzmiąc i oburzając się na braki w wiedzy innych ludzi, nie potrafiła dostrzec, że ona również takowe ma. Choć wraz z rozwojem akcji irytowała mnie coraz bardziej, postać Bazyla i jego dziwaczne pomysły skutecznie rozluźniały atmosferę. "Oczy uroczne" przeczytałam z przyjemnością, napawając się aurą mrocznej tajemnicy i śmiertelnego niebezpieczeństwa kryjącego się w cieniu drzew. Jeśli ciemne lasy i demony bardziej Was przyciągają niż odpychają, a do tego - tak jak ja - uwielbiacie poczucie humoru Marty Kisiel, będziecie zadowoleni. Polecam!
ogrodksiazek.blogspot.com
Kontynuacja opowiadania "Szaławiła" nadciąga! Kiedy samotna kobieta po czterdziestce pod wpływem impulsu kupuje działkę gdzieś w lesie, na kompletnym odludziu, wiele może się wydarzyć. Zwłaszcza że wymarzony dom znajduje sobie na Allegro i chce go postawić w tym samym miejscu, gdzie stał poprzedni (z wieżyczką!), doszczętnie strawiony przez pożar. Wkrótce dowiaduje się też,...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-03-04
Przedwojenna wrocławska willa, a w niej trzy identyczne staruszki. 85-letnie siostry Bolesne mieszkają z Royem Keane'em - barwną papugą ze słabością do śmietankowych wafelków i Warcrafta. Wszyscy w okolicy uważają je za czarownice, nic więc dziwnego, że omijają ich dom z daleka. Kiedy na Lipową pięć trafia Salomea Przygoda, a w ślad za nią także Niedaś, nuda to ostatnie, co może im grozić.
25-letnia Salka ma już dość życia ze swoją pokręconą rodziną. Matka w kółko gada o uwalnianiu "rozbuchanego erotyzmu" córki, a ojciec jest tak zafascynowany wiekiem XIX, że teraźniejszość niewiele go interesuje. Oboje niezmiennie zachwycają się swoim synem, fajtłapowatym Niedasiem. Choć trybiki w jego mózgu zdają się pracować w zwolnionym tempie, oni uparcie wierzą w jego geniusz i czekają z utęsknieniem, aż zrobi doktorat. Młoda kobieta postanawia więc spakować się i wyjechać do Wrocławia. Wynajmuje pokój na Lipowej, u sióstr Bolesnych. Jej spokój nie trwa jednak długo. W radiu i przedpotopowym telefonie słychać dziwne głosy, a właścicielki przyjmują tajemniczych gości. Niespodziewanie pojawia się tam również Niedaś, a gdy próbuje utopić Salkę w Odrze, okazuje się, że to dopiero początek kłopotów.
Duża, dość niezgrabna Salka, którą bezustannie prześladuje pech, z miejsca zdobyła moją sympatię. Powierzenie roli głównej bohaterki postaci dalekiej od ideału było strzałem w dziesiątkę. Dzięki temu zabawnych sytuacji nie brakowało, a przy tym w każdej chwili mogło się wydarzyć coś niespodziewanego. Trochę dłużej zajęło mi przekonanie się do Niedasia, ale rozśmieszył mnie tak wiele razy, że na koniec aż żal mi było odkładać książkę i żegnać się z tą postacią. Tajemnicze siostry Bolesne zapamiętam na długo, a samo wspomnienie papugi krzyczącej "killnij gada!" wywołuje szeroki uśmiech na mojej twarzy.
Wszechobecny humor, ujawniający się chyba na każdej stronie tej powieści, jak zwykle mnie urzekł. Śledząc perypetie Salki, co chwila wybuchałam śmiechem. Bawiły mnie jej pechowe przygody, nietypowe teksty Niedasia i okrzyki Roya Keane'a. Podobały mi się także pełne emocji sceny gry w Warcrafta, choć do tej pory nie mam pojęcia, co oznaczała większość pojawiających się wówczas określeń. Marta Kisiel to dla mnie mistrzyni w operowaniu humorem. Nawet sytuacje, które w zwykłych okolicznościach mroziłyby krew w żyłach, potrafi przedstawić tak, że nie mam innego wyboru, jak tylko zwijać się ze śmiechu.
Ogromnie spodobała mi się również okładka tego wydania. Te wijące się czerwienie kontrastujące z bladą twarzą przyciągają wzrok i intrygują. Uroku powieści dodają również ilustracje, które kryją się wewnątrz książki. Czarno-białe, ale niezwykle klimatyczne. Na końcu znajdziemy nawet mapki Wrocławia z zaznaczeniem wszystkich istotnych dla rozwoju akcji miejsc.
"Nomen Omen" to moje kolejne spotkanie z twórczością Marty Kisiel i z pewnością nie będzie ostatnim. Poczucie humoru autorki, które przebija się w każdej opisanej sytuacji i każdym dialogu, sprawia, że czytając jej książki, nie sposób powstrzymać się od śmiechu. Gdy dodamy do tego jeszcze interesującą fabułę, odrobinę magii i całą gamę wyjątkowych bohaterów, dostajemy porcję świetnej rozrywki, od której nie można się oderwać. Jeśli więc "Nomen Omen" nie trafił jeszcze w Wasze ręce, koniecznie naprawcie ten błąd!
ogrodksiazek.blogspot.com
Przedwojenna wrocławska willa, a w niej trzy identyczne staruszki. 85-letnie siostry Bolesne mieszkają z Royem Keane'em - barwną papugą ze słabością do śmietankowych wafelków i Warcrafta. Wszyscy w okolicy uważają je za czarownice, nic więc dziwnego, że omijają ich dom z daleka. Kiedy na Lipową pięć trafia Salomea Przygoda, a w ślad za nią także Niedaś, nuda to ostatnie, co...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-02-26
Każdy, kto kiedykolwiek został zraniony, ma swoje własne reakcje obronne. Coś, co pomaga mu nie czuć zbyt mocno, nie pamiętać za wiele, nie ufać nikomu do końca... Dla Sawyer tym właśnie są imprezy, alkohol i przygody na jedną noc oraz jej największa pasja - fotografia. Jednak prędzej czy później to się musi zmienić. A przebudzenie z takiego stanu zawieszenia zwykle okazuje się bardzo bolesne.
Sawyer Dixon uchodzi za osobę gardzącą uczuciami, którą nic tak naprawdę nie obchodzi. Ona sama dokłada wszelkich starań, by odciąć się od koszmarnej przeszłości i nie dopuścić nikogo zbyt blisko. Przekonana, że nigdy nie będzie wystarczająco dobra dla ludzi, których spotyka na swojej drodze, zamyka się w sobie. Jej starsza siostra, Riley, to jedyna rodzina, jaką ma (nie licząc okrutnej ciotki, która zrujnowała im dzieciństwo). Świętując sukces Dawn na imprezie, Sawyer poznaje Isaaca. Gdy dowiaduje się, w jaki sposób traktują go koleżanki ze studiów, postanawia mu pomóc. Zawiera z nim nietypową umowę - pomoże mu zyskać pewność siebie i nauczy, jak podrywać dziewczyny, a w zamian on zgadza się zostać jej projektem dyplomowym.
Jak możecie się domyślić, wyniknie z tego wiele zabawnych sytuacji, choć nie zabraknie też zadumy, wzruszeń, chwil zwątpienia, a także scen rozdzierających serce. Ja na brak emocji nie narzekałam. Wręcz przeciwnie, "Feel Again" to tom, który z całej trylogii poruszył mnie najmocniej. Nie mogę powiedzieć, żebym miała podobne doświadczenia co główna bohaterka, a mimo to ta postać była mi szczególnie bliska, zwłaszcza w tych najbardziej bolesnych momentach. Autorka opisała je tak realistycznie i przejmująco, że autentycznie miałam łzy oczach, a to przy czytaniu nieczęsto mi się zdarza.
Chociaż po lekturze poprzednich tomów Sawyer pozostawała wciąż jedną z najmniej przeze mnie lubianych postaci, tutaj wreszcie się to zmieniło. Gdy Mona Kasten zdecydowała się w końcu przedstawić jej trudną historię, pozwoliła zajrzeć w jej myśli i zrozumieć ją, kompletnie odmieniła moje spojrzenie na tę bohaterkę. Z zimnej, wrednej jędzy stała się nagle najsilniejszą dziewczyną w całej tej trylogii. Nieszczęśliwe dzieciństwo, a co za tym idzie, mocno zaniżone poczucie własnej wartości, sprawiły, że starała się do wszystkiego i wszystkich podchodzić ostrożnie, z wielkim dystansem. Mimo że nie pozwalała nikomu zbytnio się do siebie zbliżyć, by uniknąć kolejnego zranienia, pozostała dzielną, lojalną i odważną osobą o dobrym sercu, gotową poświęcić naprawdę wiele dla osób, które są dla niej ważne.
Wydawało mi się, że ta część okaże się najmniej ciekawa, a najbardziej interesujące historie opowiedziane przez Monę Kasten mam już za sobą. Tymczasem powieść "Feel Again" zrobiła na mnie wrażenie najbardziej realistycznej i wywołała u mnie najwięcej emocji. Żadna inna nie poruszyła mnie do tego stopnia, a pozostałe bohaterki zdają się blaknąć w porównaniu do Sawyer. Moim zdaniem zakończenie trylogii wypada najlepiej również pod względem edytorskim. Nie rzuciły mi się w oczy literówki ani inne dziwne błędy (pomijając powtarzanie trzy razy "że" w jednym zdaniu). Jeśli macie już za sobą lekturę dwóch poprzednich tomów, sięgnijcie również po ten, a nie pożałujecie. Polecam z całego serca.
ogrodksiazek.blogspot.com
Każdy, kto kiedykolwiek został zraniony, ma swoje własne reakcje obronne. Coś, co pomaga mu nie czuć zbyt mocno, nie pamiętać za wiele, nie ufać nikomu do końca... Dla Sawyer tym właśnie są imprezy, alkohol i przygody na jedną noc oraz jej największa pasja - fotografia. Jednak prędzej czy później to się musi zmienić. A przebudzenie z takiego stanu zawieszenia zwykle okazuje...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-02-21
Agatha Christie to od lat moja ulubiona autorka kryminałów, swego czasu przeczytałam ich całe mnóstwo. Rozwiązania jej zagadek niezmiennie mnie zaskakiwały, właściwie tylko raz udało mi się trafnie odgadnąć, kim był morderca. Kiedy otrzymałam książkę Sophie Hannah, której powierzono kontynuowanie przygód słynnego Herkulesa Poirot, musiałam się przekonać, czy okaże się równie dobra.
Do belgijskiego detektywa przychodzi zdenerwowana kobieta. Twierdzi, że otrzymała od niego list oskarżający ją o zamordowanie niejakiego Barnaby Pandy'ego. Problem w tym, że Poirot niczego takiego nie wysłał, a o tajemniczym mężczyźnie nigdy wcześniej nie słyszał. Oburzona dama nie daje mu jednak dojść do słowa. Sytuacja powtarza się jeszcze trzykrotnie. Cztery osoby - wnuczka Pandy'ego oraz troje ludzi z pozoru niemających z nim żadnych powiązań - zostają oskarżone o morderstwo przez kogoś, kto podaje się za Herkulesa Poirot. Chociaż śmierć mężczyzny została oficjalnie uznana przez policję za tragiczny wypadek, zaintrygowany detektyw postanawia przyjrzeć się tej dziwnej sprawie.
Początek powieści zrobił na mnie naprawdę dobre wrażenie. Dostajemy czworo podejrzanych. Wydaje się, że nic ich nie łączy, a trzy osoby utrzymują nawet, że w ogóle nie znają ofiary. Co więcej, nikt oprócz tajemniczego autora listów zdaje się nie wierzyć w inną wersję wydarzeń niż nieszczęśliwy wypadek. Sprawa 94-latka, który zasnął w wannie i utonął, raczej nie wzbudza podejrzeń. Z czasem jednak sytuacja coraz bardziej się komplikuje. Pytań i niejasności wciąż przybywa, a każde alibi da się podważyć. Gdy w grę wchodzą tak silne emocje, jak miłość i nienawiść, każdy scenariusz staje się możliwy. Poirot rozpoczyna nierówny wyścig z czasem. Rozwiąże zagadkę na czas czy może tym razem trafi na godnego siebie przeciwnika?
Samą postać Poirota odebrałam jako w miarę zgodną z oryginałem stworzonym przez Agathę Christie, choć w kilku przypadkach miałam wątpliwości, czy rzeczywiście zachowałby się on w sposób opisany przez Sophie Hannah. Wydaje mi się, że jako postać żywiąca tak głębokie przekonanie o swojej wyjątkowości i nieomylności, nie zastanawiałby się ani chwili nad zaangażowaniem się w tę sprawę. Fakt, iż ktokolwiek ośmielił się podszywać pod niego i przypisywać mu treść listu tak niestarannie i nieumiejętnie sformułowanego, odebrałby raczej jako osobisty afront. Od samego początku dołożyłby wszelkich starań, by odnaleźć człowieka, ze strony którego spotkała go tak wielka zniewaga. Nie sądzę również, żeby dał się przekonać do spróbowania ciasta przyniesionego w czyjejkolwiek kieszeni. Choć to drobny, niewiele znaczący szczegół, niezbyt pasuje do słynnego belgijskiego detektywa.
Wyznacznikiem dobrze skonstruowanej powieści kryminalnej jest dla mnie przede wszystkim poprowadzenie fabuły w taki sposób, żeby rozwiązanie zagadki było nie tylko przekonujące i logicznie umotywowane, ale także zaskakujące. W przypadku książek Agathy Christie winna okazywała się zawsze osoba, którą podejrzewałam najmniej, a mimo to motywy jej działania za każdym razem wyjaśniane były tak drobiazgowo, że rozwiewały wszelkie wątpliwości. Ogromnie mi się to w jej powieściach podobało. Czy Sophie Hannah również udało się osiągnąć taki spektakularny efekt? Niestety nie. Gdy najwięcej podejrzeń kieruje się w stronę dwóch osób, a wina jednej z nich wydaje się tak oczywista, że aż razi w oczy, dość łatwo trafnie wytypować przestępcę.
"Zagadka trzech czwartych" to ciekawie napisana powieść kryminalna w stylu Agathy Christie, z wykorzystaniem stworzonej przez nią postaci słynnego belgijskiego detektywa. Jest intrygująco, tajemniczo, a akcja płynnie posuwa się do przodu. W miarę jak na światło dzienne wychodzą kolejne rewelacje dotyczące zamieszanych w sprawę osób, pytania się mnożą, a odpowiedzi wciąż brakuje. Chociaż przez większość czasu nie odczuwałam zbytnio, że czytam coś, co nie wyszło spod pióra królowej kryminału, Poirota w Poirocie było jakby trochę mniej, a i zakończenie nie do końca mnie usatysfakcjonowało. Powieść Sophie Hannah okazała się całkiem dobra, ale moim zdaniem do pierwowzoru jeszcze sporo jej brakuje.
ogrodksiazek.blogspot.com
Agatha Christie to od lat moja ulubiona autorka kryminałów, swego czasu przeczytałam ich całe mnóstwo. Rozwiązania jej zagadek niezmiennie mnie zaskakiwały, właściwie tylko raz udało mi się trafnie odgadnąć, kim był morderca. Kiedy otrzymałam książkę Sophie Hannah, której powierzono kontynuowanie przygód słynnego Herkulesa Poirot, musiałam się przekonać, czy okaże się...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-02-17
Moje wrażenia po lekturze "Begin Again" były bardzo pozytywne. Bohaterowie stworzeni przez Monę Kasten stali się bliscy mojemu sercu i z przyjemnością sięgnęłam również po drugi tom jej trylogii - "Trust Again". Czy on również przypadł mi do gustu? I jak wypada w porównaniu do poprzedniej powieści?
Burzliwa historia Allie i Kadena już za nami, choć to wcale nie oznacza, że tych bohaterów już więcej nie spotkamy. Wręcz przeciwnie, pozostają stale obecni i uczestniczą w kolejnych wydarzeniach, lecz tym razem schodzą na drugi plan. Główną bohaterką, a zarazem narratorką, zostaje Dawn, najlepsza przyjaciółka Allie. Chociaż w Woodshill całkiem dobrze sobie radzi, bolesna przeszłość przypomina o sobie raz po raz, wpływając przede wszystkim na jej relację ze Spencerem. Czy dziewczyna, która panicznie boi się zranienia, zdoła przełamać swój strach i znów komuś zaufać?
Tak jak poprzednio, także tutaj byłam przygotowana na pojawienie się pewnych schematów. Miałam przy tym obawy, że historia Dawn i Spencera może za bardzo przypominać tę, którą poznaliśmy w pierwszym tomie. Nic bardziej mylnego. Owszem, oni również mają tajemnice i przeżyli naprawdę ciężkie chwile. Dręczą ich wspomnienia, których nigdy nie będą w stanie wymazać z pamięci. Aby poradzić sobie z nimi i uwierzyć, że może ich jeszcze w życiu spotkać coś dobrego, że zasługują na szczęście pomimo popełnionych błędów, potrzeba ogromnych pokładów odwagi i wielkiej siły. Im także nie będzie łatwo, ale to wcale nie znaczy, że poddadzą się bez walki.
Dawn zyskała moją sympatię już w poprzednim tomie, jednak dopiero tutaj autorka mogła ukazać w pełni całą złożoność tej postaci. Wiedziałam już, jak lojalna i troskliwa była wobec swoich najbliższych, lecz i tak zaskoczyło mnie, do jakiego stopnia potrafiła się dla nich poświęcić. Wolała cierpieć w milczeniu, byle tylko nie przysparzać im dodatkowych zmartwień. Poza tym dała się poznać jako kochająca córka i zdolna pisarka, a fakt, że zdołała się zaprzyjaźnić nawet z Sawyer, chyba mówi sam za siebie. Również Spencer zasłużył na mój podziw, wykazując się nieludzką wręcz siłą ducha. Ten otwarty, zabawny, wiecznie uśmiechnięty chłopak doświadczył czegoś, co równie dobrze mogło go kompletnie złamać. Mimo to odnalazł w sobie dość determinacji, by mierzyć się ze wszystkim dzień po dniu. A przy tym zarażał optymizmem wszystkich wokół, jakby on sam nie miał żadnych zmartwień.
W moim odczuciu "Trust Again" wypadło jeszcze lepiej niż "Begin Again". To wszystko, co skradło moje serce w pierwszym tomie trylogii, znalazłam również tutaj. Ciekawe historie, skomplikowani bohaterowie z trudną przeszłością, która kładzie się cieniem na teraźniejszości i niemal uniemożliwia patrzenie w przyszłość z nadzieją, a przy tym wyjątkowe przyjaźnie, pomagające im stanąć na nogi i odbudować wiarę w ludzi. Idealnie wyważone jak dla mnie połączenie humoru z powagą i świetnie napisane dialogi. Poza tym autorka lepiej poradziła sobie z kreacją poszczególnych postaci. Nawet nie znając jeszcze wszystkich szczegółów, nie miałam wrażenia, że ich reakcje są przesadzone. Wręcz przeciwnie. O wiele łatwiej było mi zrozumieć Dawn i Spencera niż Allie i Kadena. Tam wszystko nabrało sensu dopiero wówczas, gdy sytuacja została wyjaśniona, tutaj miałam wrażenie większej przejrzystości i naturalności. W zasadzie jedyne, co mi przeszkadzało, to literówki. Na szczęście nie były specjalnie liczne, ale nie zdziwcie się, kiedy np. Spencer zostanie nazwany Spacerem.
Historia Allie i Kadena z "Begin Again" bardzo mi się spodobała, ale to "Trust Again" ostatecznie sprawiło, że zakochałam się w tej serii. Lekka, a zarazem pełna emocji i trudnych doświadczeń bohaterów, była dla mnie wyjątkowo udaną lekturą. Dawn i Spencer popełniają błędy, a mimo to mogą w pewnych sytuacjach służyć za wzór do naśladowania. Nie są idealni, ale właśnie dzięki temu stają się nam, czytelnikom, bardzo bliscy. Takie powieści czytam z prawdziwą przyjemnością. I nawet jeśli przebieg fabuły można bez większego problemu przewidzieć, wciąż zaskakują tymi wszystkimi szczegółami, które znajdziemy pomiędzy. Jeśli pierwszy tom przypadł Wam do gustu, drugi z pewnością również się Wam spodoba. Polecam!
ogrodksiazek.blogspot.com
Moje wrażenia po lekturze "Begin Again" były bardzo pozytywne. Bohaterowie stworzeni przez Monę Kasten stali się bliscy mojemu sercu i z przyjemnością sięgnęłam również po drugi tom jej trylogii - "Trust Again". Czy on również przypadł mi do gustu? I jak wypada w porównaniu do poprzedniej powieści?
Burzliwa historia Allie i Kadena już za nami, choć to wcale nie oznacza, że...
"Ktoś spróbuje cię zabić na morzu (...). Jednak to w mieście czeka śmierć". Taka przepowiednia nie wróży niczego dobrego, ale to tylko jeden z wielu złych znaków, jakie dostrzega Aletha. Już wkrótce ulice jej miasta spłyną krwią, a ona sama będzie musiała podjąć trudną decyzję – ratowanie księstwa czy własne bezpieczeństwo. Jej los jest jednak nierozerwalnie związany z losem kogoś innego. Czy dokona słusznych wyborów?
Książę Sieldige zostaje otruty. Ginie Złoty Rycerz – jeden z trzech najbliższych mu ludzi, a na drugiego z nich, Leto Drakina, także zostaje zorganizowany zamach. Księstwo pogrąża się w coraz większym chaosie, aż wreszcie staje na skraju wojny. Czy tajemnicza alchemiczka z Dzielnicy Luster zdoła ocalić władcę? Czas płynie nieubłaganie, a ją czeka wyprawa na pełną magii wyspę, z której wracają tylko nieliczni.
Powieść Magdaleny Kubasiewicz była dla mnie jednym wielkim zaskoczeniem. I nie chodzi mi wyłącznie o zwroty akcji, bo autorka potrafi zadziwić na wiele różnych sposobów. Przede wszystkim para głównych bohaterów i ich relacja, Leto i Aletha – Błękitny Rycerz i alchemiczka. Obdarzeni szczególnymi zdolnościami, połączeni wyjątkową więzią, którą utrzymują w tajemnicy przed wszystkimi. Choć kobieta stara się nie zwracać na siebie uwagi, okazuje się, że tylko ona jest w stanie ocalić Księcia od nieuchronnej śmierci. Czy jednak zdecyduje się na to, mając w pamięci przepowiednię Zyuli?
Szereg wyborów dokonywanych przez tych dwoje prowadzi do coraz bardziej zaskakujących wydarzeń. Intrygi, zdrady, niespodziewani sojusznicy i rodzinne tajemnice – w połączeniu z magią tworzą opowieść, od której trudno się oderwać. Dzieje się naprawdę dużo, a misternie tkana sieć zdarzeń prowadzi do emocjonującego finału. Takiego rozwoju sytuacji zupełnie się nie spodziewałam. Nic nie było tutaj dla mnie oczywiste, a autorka na każdym kroku pokazywała, że potrafi budować napięcie i zadziwiać kolejnymi pomysłami.
Niestety bez nieprzyjemnych niespodzianek się nie obyło. Czytanie pierwszego rozdziału było niczym chodzenie po polu minowym – gdzie nie stanąć, tam pojawiało się imię Leto. Później jakoś mógł być nazywany Błękitnym Rycerzem czy Drakinem i nawet objawiło się komuś istnienie zaimków osobowych, ale początek książki to pod tym względem istny dramat. Na szczęście im dalej, tym lepiej. Tak przynajmniej sądziłam. I kiedy już pełna nadziei zmierzałam ku końcowi lektury, okazało się, że moja radość była przedwczesna. Niczym ninja z ukrycia zaatakowało mnie jeszcze „podepszeć”, psując nieco ostateczny efekt.
„Wszystko pochłonie morze” to pełna magii opowieść o poświęceniu, przyjaźni, wyjątkowej relacji między rodzeństwem. Autorka ukazała także bezwzględną walkę o władzę i ludzi gotowych na wszystko, byle tylko ją zdobyć, nawet kosztem swoich najbliższych. Jej bohaterowie poświęcają się dla dobra władcy i swojej społeczności, lecz sami cierpią z tego powodu. Nawet zemsta nie przynosi im ukojenia. Wręcz przeciwnie, okazuje się wielkim ciężarem. Jeśli lubicie zaskakujące historie z gatunku fantastyki, jest to z pewnością pozycja, po którą warto sięgnąć. Polecam.
ogrodksiazek.blogspot.com
"Ktoś spróbuje cię zabić na morzu (...). Jednak to w mieście czeka śmierć". Taka przepowiednia nie wróży niczego dobrego, ale to tylko jeden z wielu złych znaków, jakie dostrzega Aletha. Już wkrótce ulice jej miasta spłyną krwią, a ona sama będzie musiała podjąć trudną decyzję – ratowanie księstwa czy własne bezpieczeństwo. Jej los jest jednak nierozerwalnie związany z...
więcej Pokaż mimo to