-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2024-02-02
2014-06-23
2017-10-10
Dawno tak bardzo nie żałowałam zmarnowanego potencjału powieści. "Pragnienie" teoretycznie miało wszystko: utalentowanego autora, fascynujący pomysł na fabułę i ciekawy "problem badawczy". Cóż z tego, skoro okazuje się powieścią po prostu źle przemyślaną. A rekomendacja z okładki o treści: "Pięknie skomponowana" szybko zaczyna brzmieć całkowicie ironicznie.
Ciąg dalszy na:
https://miedzysklejonymikartkami.blogspot.com/2017/11/309-richard-flanagan-pragnienie.html
Dawno tak bardzo nie żałowałam zmarnowanego potencjału powieści. "Pragnienie" teoretycznie miało wszystko: utalentowanego autora, fascynujący pomysł na fabułę i ciekawy "problem badawczy". Cóż z tego, skoro okazuje się powieścią po prostu źle przemyślaną. A rekomendacja z okładki o treści: "Pięknie skomponowana" szybko zaczyna brzmieć całkowicie ironicznie.
Ciąg dalszy...
2017-11-02
2013-10-07
2013-06-12
2013-06-04
Druga przetłumaczona na polski seria Trudi Canavan. Dużo lepsza od pierwszej w mojej ocenie. Niebanalny pomysł. Gdyby tylko autorka zechciała kiedyś trochę przyspieszyć akcję...
Druga przetłumaczona na polski seria Trudi Canavan. Dużo lepsza od pierwszej w mojej ocenie. Niebanalny pomysł. Gdyby tylko autorka zechciała kiedyś trochę przyspieszyć akcję...
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toNie podobało mi się, ale czytałam to gdzieś w piątej klasie, więc może byłam już zwyczajnie za stara ;)
Nie podobało mi się, ale czytałam to gdzieś w piątej klasie, więc może byłam już zwyczajnie za stara ;)
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-04-30
Długo zastanawiałam się, czy napisać Wam o Księdze ryb Williama Goulda. Powód jest prosty: mam bardzo ambiwalentny stosunek do realizmu magicznego. Z powieści na powieść reaguje na niego coraz lepiej, ale wciąż nie ufam skurczybykowi. I ten mój ogólny stosunek do nurtu miał spory wpływ na odbiór tej powieści. Dlatego muszę na niego sporą poprawkę. Zresztą sami przeczytajcie.
Ciąg dalszy na:
http://miedzysklejonymikartkami.blogspot.com/2017/07/281-richard-flanagan-ksiega-ryb.html
Długo zastanawiałam się, czy napisać Wam o Księdze ryb Williama Goulda. Powód jest prosty: mam bardzo ambiwalentny stosunek do realizmu magicznego. Z powieści na powieść reaguje na niego coraz lepiej, ale wciąż nie ufam skurczybykowi. I ten mój ogólny stosunek do nurtu miał spory wpływ na odbiór tej powieści. Dlatego muszę na niego sporą poprawkę. Zresztą sami...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-06-18
W świecie, w którym magia napędza rewolucję przemysłową, student archeologii, Tyen, odkopuje księgę zwaną Vella, która posiada zdolność odczuwania. Vella – niegdyś młoda czarodziejka zajmująca się introligatorstwem – została zmieniona w pożyteczne narzędzie przez jednego z najpotężniejszych czarnoksiężników wszechczasów. Od tamtej chwili zbiera informacje, między innymi kluczowe wskazówki na temat katastrofy czekającej świat Tyena.
Tymczasem w krainie rządzonej przez kapłanów Rielle, córkę farbiarza, nauczono, że posługiwanie się magią oznacza okradanie aniołów. Wie jednak, że ma do tego talent, i że w mieście przebywa pewien zdeprawowany człowiek, który chętnie nauczy ją, jak się nią posługiwać – jeżeli tylko odważy się zaryzykować gniew aniołów.
Nie wszystko jednak jest zgodne z przekonaniami, w jakich wychowano Tyena i Rielle. Ani natura magii, ani prawa ich krajów.
A nawet ludzie, którym ufają.
[źródło: okładka]
Uuu, nie tego spodziewałam się po Trudi Canavan. Czytałam wszystkie jej dotychczasowe powieści i nie wydawała mi się specjalistką w kreowaniu nowych światów. Ten z "Trylogii Czarnego Maga" był mocno przeciętny, a z "Ery Pięciorga" tylko nieco lepszy. Tu natomiast mamy dwa, których najkrótszym opisem jest tytuł. Rządzą nimi jednak te same magiczne "prawa".
Trudi jako kolejna sięgnęła po wątek podróży między wymiarami. O ile w SF lubię to nawet, to w fantasy często wychodzi średnio. A tu wyszło nijako. Ogólnie autorka stworzyła kolejną nijaką książkę. Nie mówię, że jest zła. Mówię, że jest nijaka.
Już wyjaśniam. Jak wspomniałam, przeczytałam wszystkie jej dotychczasowe powieści. Łącznie z tą jest ich 11 (nie liczę zbiorów opowiadań), tworzą 4 serie (a właściwie 3, bo dwie są ze sobą związane), a tematycznie nie różnią się właściwie niczym. We wszystkich są światy oparte na magii, są magowie, nie ma magicznych stworzeń (nawet jeśli tak się wydaje w "Erze Pięciorga"), jest powszechna dyskryminacja. No i to mnie zaczyna denerwować. Bo o ile początkowo Trudi pozwalała "odetchnąć" po paradzie stworków i potworków, to teraz mam ochotę na coś innego. To samo tyczy się dyskryminacji. W każdej serii jest mnóstwo o tej złej tradycji, religii i jej fanatycznych wyznawcach, no i o pochwale społeczeństw matriarchalnych. Aha no i o homoseksualistach. Ale uwaga: tutaj nie pojawił się żaden gej! Konsternacja. Autorka chyba zauważyła, że w "Trylogii Czarnego Maga" przesadziła.
No dobra, skoro wylałam już swoje wszystkie żale co do autorki, to przejdę do samej książki. Ma dwóch głównych bohaterów: Tyena oraz Rielle. Oboje nie wyróżniają się niczym. Są dosyć przeciętni. O ile Tyena nawet polubiłam dzięki jego pomocy Velli, to wszystkie działania Rielle wydawały mi się bezsensowne. Nie potrzebnie lazła wszędzie, gdzie nie powinna i przez to napędzała spadającą na nią lawinę kłopotów. Ech.
Czy to oznacza, że książka była kiepska? Nie, jest przeciętna. Czyta się całkiem przyjemnie, ale czy sprawiła, że moje życie stało się lepsze? Na pewno nie. Fanów fantasy na pewno nie zaspokoi, ale fanów autorki na pewno. Polecam również tym, którzy dopiero chcieliby zacząć swoją przygodę z fantastyką - będzie dla nich idealne. No i z pewnością okaże się niezłym czytadłem na podróż pociągiem lub gorący dzień spędzony na balkonie.
W świecie, w którym magia napędza rewolucję przemysłową, student archeologii, Tyen, odkopuje księgę zwaną Vella, która posiada zdolność odczuwania. Vella – niegdyś młoda czarodziejka zajmująca się introligatorstwem – została zmieniona w pożyteczne narzędzie przez jednego z najpotężniejszych czarnoksiężników wszechczasów. Od tamtej chwili zbiera informacje, między innymi...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-09-11
2015-11-10
Zapraszam do dyskusji:
http://miedzysklejonymikartkami.blogspot.com/2015/11/181-greg-egan-diaspora.html
Jest trzydziesty wiek. „Świat” przerodził się w szeroką sieć sond, satelitów i serwerów, łączących cały Układ Słoneczny w jedno środowisko. Ludzkość również się przekształciła. Większość ludzi wybrała nieśmiertelność, stała się świadomym oprogramowaniem zamieszkującym rozmaite polis. Inni wybrali wymienne ciała robotów, pragnąc zachować kontakt ze światem fizycznym. Nieliczni uparcie trzymają się ciała, wiodąc anachroniczną egzystencję w błocie i dżunglach Ziemi.
Jest też Sierota - bezpłciowe, cyfrowe stworzenie wyhodowane z ziarna umysłu.
Gdy na cielesnych ludzi spada nieoczekiwana katastrofa, mieszkańcy polis uświadamiają sobie, że im również mogą zagrozić dziwaczne astrofizyczne procesy z pozoru łamiące fundamentalne prawa natury. Sierota z garstką uchodźców wyruszają na poszukiwania wiedzy, która ocali wszystkich. Ta droga zaprowadzi ich do wyższych wymiarów, położonych poza makrokosmosem…
[źródło opisu: okładka]
Przez większą część tej recenzji będę się starała obalić pewną opinię, którą znalazłam w kilku recenzjach: że jest to książka przeintelektualizowana, nastawiona na to, że czytelnik porzuci ją w trakcie, uzna siebie za idiotę i wystawi wysoką notę ze względu na "wyrafinowanie" owej prozy. Fakt, mogłoby się tak zdarzyć. Ale nie w tym przypadku.
Zacząć jest bardzo trudno, gdyż na wstępie autor zapragnął uraczyć czytelnika Psychogenezą sieroty, jak głosi tytuł pierwszego rozdziału. Greg Egan stara się nam przedstawić proces budowanie świadomego programowania. No dobra, nie od razu świadomego. Wyskoczę kawałek w przód, bowiem stopniowe zyskiwanie samoświadomości przez Sierotę/Yatimę pomyślane zostało w sposób tak genialny, że ciężki do opisania. Uczucie to towarzyszyło mi jeszcze w kilku fragmentach. Ale wracajmy do początku, gdzie zostajemy zasypani masą naukowego słownictwa. Na nasze szczęście autor wyjaśnia każdy termin. Aczkolwiek łatwo po nocy zapomnieć jakieś pojedyncze słówko. Akurat to kluczowe w danym fragmencie. I w tym momencie z pomocą przychodzi słowniczek. Znaczy nie przychodzi. Bo słowniczki mają to do siebie, że pomijają te najpotrzebniejsze czytelnikowi hasła. I to jest pierwszy z kilku małych minusów, które akumulując się, mocno zaniżają ocenę końcową.
Jeśli chodzi o sam wstęp, to odniosłam wrażenie, że miał on za zadanie odsiać ziarna od plew, tj. powiedzieć czytelnikowi: Tak będzie wyglądała ta powieść, więc jeśli już nie możesz, to se daruj. Taka jest również moja opinia. Nie jest to książka dla każdego. Pewne fragmenty mogą zabić zagubionego stereotypowego "humana". Ale jeśli zagłębimy się w ścisły, naukowy sposób patrzenia na świat mieszkańców polis, to znajdziemy tu zaskakujący... poetyzm. I nie jest to jedyna niespodzianka czekająca na uważnego czytelnika.
Wspomniałam o zabijaniu "humanów". Ale to tylko tych najbardziej stereotypowych. Bo choć książka wymaga mnóstwa uwagi i wielokrotnie musiałam powtórzyć kilka razy dany fragment, to dla upartego człowieka nie będzie stanowić wielkiej przeszkody. Greg Egan tłumaczy wszystkie zawarte w powieści teorie naukowe i opatruje je obszernymi przykładami. Spójrzcie na mnie: lubię fizykę i matematykę [a tej jest tutaj najwięcej], ale do doktoratu mi daleko. A przy liczbie wymiarów większej niż cztery zaczynam czuć się źle. I choć musiałam książce poświęcić półtora tygodnia, to kończyłam ją z nieskończonym [samo]zadowoleniem i dumą. Oraz głową pełną pomysłów.
Bowiem Greg Egan stworzył jeden z lepszych światów, jakie udało mi się napotkać w literaturze. Kurde, kto tworzy niesamowitą, trzymającą się kupy teorię fizyczną wyłącznie na potrzeby książki i pozwala bohaterom ingerować w nią i rozwijać jej założenia!? Kurde, gdzie pojawia się nowa jednostka czasu?! Kurde, w której powieści znajdziecie bibliografię?! Kurde, od kiedy akcja toczy się przez kilka tysięcy lat?! W czasach założenia u niego ten pomysł się sprzedał, więc dlaczego by go nie wykorzystać? nie przestaję się zachłystywać zachwytem. Zbyt często zapominamy, że największą sztuką jest puścić wodze wyobraźni w obrębie praw fizyki.
Z powyższymi achami i ochami koliduje nieco ocena warstwy fabularnej. Zamysł był wspaniały. Aczkolwiek poziom wykonania przypomina nieco sinusoidę. Zazwyczaj zaczynało się od bum, które sprawiało, że nie mogłam się oderwać, później akcja zwalniała i/lub przyzwyczajałam się do nowego odkrycia i pojawiała się nuda. I od nowa, autor dowalał coś niesamowitego. W trakcie lektury nie przeszkadzało mi to specjalnie. Ale! Całość zakończyła się niestety w dołku. Bohaterowie starają się podsumować wszystkie konsekwencje decyzji zbadania katastrofy, która zniszczyła życie na Ziemi. I w zasadzie na tym koniec. Jednakże ja, tylekroć zaskakiwana, czuję teraz straszliwy niedosyt. Zabrakło kropki nad i.
Odniosłam również wrażenie, że autor, tak drobiazgowo podchodzący do Diaspory od strony naukowej, zaniedbał nieco zwyczajną psychologię. Niby ciekawie przedstawił podziały pomiędzy różnymi polis wynikające ze stosunku do porzucenia ciał, ale jednocześnie sami bohaterowie różnili się od siebie bardzo niewiele. Od początku zastanawiało mnie, jakim cudem wszyscy mieszkańcy polis to jacyś... geniusze. Mogą różnić się przekonaniami, ale czytelnik jest zawsze krok za nimi. Czyżby istoty z natury głupie i wkurzające nie wzięły udziału w exodusie? A to pytanie jest wyłącznie szczytem góry lodowej.
Aha. I Sierota/Yatima wcale nie jest głównym bohaterem, jak sugerowałaby okładka. Mogę kochać wydawnictwo MAG za wiele rzeczy, ale blurby nigdy nie były ich dobrą stroną. Yatima staje się wyłącznie pretekstem do rozpoczęcia tej opowieści. Później pojawiają się inni, ale nikt nie wychodzi na pierwszy plan. Przychodzą, odchodzą. Mało komu udał się ten zabieg uwolnienia od jednostki/grupy jednostek. I Greg Egan należy do tej grupy.
Podsumowując. Diaspora zachwyci wszystkich fanów science fiction. Inni powinni jednak podejść do niej ostrożnie. Nie każdy zrozumie. Ale kto zrozumie, nie pozostanie obojętny. Polecam.
Zapraszam do dyskusji:
http://miedzysklejonymikartkami.blogspot.com/2015/11/181-greg-egan-diaspora.html
Jest trzydziesty wiek. „Świat” przerodził się w szeroką sieć sond, satelitów i serwerów, łączących cały Układ Słoneczny w jedno środowisko. Ludzkość również się przekształciła. Większość ludzi wybrała nieśmiertelność, stała się świadomym oprogramowaniem zamieszkującym...
2013-05-16
2013-04-27
Liesel Meminger swoją pierwszą książkę kradnie podczas pogrzebu młodszego brata. To dzięki „Podręcznikowi grabarza” uczy się czytać i odkrywa moc słów. Później przyjdzie czas na kolejne książki: płonące na stosach nazistów, ukryte w biblioteczce żony burmistrza i wreszcie te własnoręcznie napisane… Ale Liesel żyje w niebezpiecznych czasach. Kiedy jej przybrana rodzina udziela schronienia Żydowi, świat dziewczynki zmienia się na zawsze…
[źródło: okładka]
Tak, wiem, teraz wszyscy piszą o tej książce. I w 99% przypadków dobrze. Ja również nie zamierzam się wyłamywać z tego schematu, bo książka ta jest naprawdę genialna.
"Zabił się, bo kochał życie."
Zacznę od narracji, bo to chyba jej, niestety, poświęcałam najwięcej uwagi. Z początku szalenie mnie irytowała. Rozumiecie, dla mnie narracja musi być albo pierwszoosobowa, albo niewidoczna. A tutaj narrator, Śmierć, co i rusz wtrącał(a) swoje trzy grosze. W dodatku, jak to Śmierć, był(a) okropnie lakoniczna w opisie najbardziej wzruszających momentów. Z biegiem kartek przyzwyczajałam się jednak do tego, by w końcu zrozumieć, ile dodaje to uroku całej historii. A ona posiada go mnóstwo.
Cała historia składa się z masy całkiem nieważnych wydarzonek, kojarzących mi się z książkami dla dzieci. Z czasem jednak obrastają one wydarzeniami całkiem poważnymi, wojną, nazizmem. I taka też pozostaje ta książka: lekka i optymistyczna. Jednocześnie czytamy o zbrodniach hitlerowskich i opisach szczęśliwego dzieciństwa. To nieco przerażające i jednocześnie piękne.
"Myślę, że się bał. Rudy Steiner bał się pocałować złodziejkę książek. Tak długo o tym marzył. Tak niewiarygodnie mocno ją kochał. Kochał ją tak bardzo, że już nigdy jej o to nie poprosił i zszedł do grobu, nie zaznawszy smaku jej ust."
Choć historia jest w pełni fikcyjna, to moim zdaniem mogłaby się wydarzyć naprawdę. Oszczędzono w niej oczywiście drastycznych opisów wszelkich wojennych okropności, ale w pełni oddaje atmosferę tamtych lat młodszemu czytelnikowi. Scena, w której śmierć siedzi sobie na dachu komór gazowych i zbiera dusze zmarłych mówi chyba sama za siebie.
Postacie też są bardzo realistyczne i nie sposób ich nie pokochać. Według mnie, to okrucieństwo ze strony autora. Największą dawką miłości obdarzyłam chyba Rosę, która na stałe zajęła miejsce w moim serduchu (razem z wszystkimi przekleństwami, wyzwiskami i znaczną duszą). Po zakończeniu byłam tak zmaltretowana psychicznie, że poszłam przytulić się do mamy (czego na co dzień zbyt często nie robię).
"Śmierć nie czeka na nikogo, a jeśli czeka, to niezbyt długo."
Nie potrafię napisać o tej książce nic więcej, niż napisali inni. To TRZEBA przeczytać. Polecam absolutnie wszystkim, i starszym, i młodszym.
miedzysklejonymikartkami.blogspot.com
Liesel Meminger swoją pierwszą książkę kradnie podczas pogrzebu młodszego brata. To dzięki „Podręcznikowi grabarza” uczy się czytać i odkrywa moc słów. Później przyjdzie czas na kolejne książki: płonące na stosach nazistów, ukryte w biblioteczce żony burmistrza i wreszcie te własnoręcznie napisane… Ale Liesel żyje w niebezpiecznych czasach. Kiedy jej przybrana rodzina...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to