-
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać441 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14 -
Artykuły
Zapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2020-04
2020-04
2019-11-12
2019-11-05
2019-08-23
2019-08-01
2019-05-04
2019-04-23
2019-03-14
2019-02-22
2018-08-17
Infantylna, przewidywalna, czasami niemal groteskowa powieść.
Namęczyłam się. Szczerze, odpływałam w szeroko pojęty świat fantazji za każdym razem, gdy powracałam do jej lektury. Nie mogłam sobie również odmówić choćby krótkiej notki na ten temat, więc oto i ona. Książka słaba, napisana bardzo płaskim, nudnym językiem, od którego momentami nie mogłam powstrzymać od się westchnięcia, czy choćby lekkiego uśmiechu. Samo ponowne rozmyślanie o tej oto powieści po odłożeniu jej na półkę przyprawia mnie o gęsią skórę, więc to co teraz robię to poświęcenie:)
Przewidywalna i bezpłciowa historia... summa summarum nie wiadomo na jaki temat. Autorka z jednej strony przedstawia codzienność w lokalnej szwedzkiej społeczności ze strony kilku bohaterów, po czym zabiera w podróż do przeszłości zdradzając ukryte fakty z życia podczas wojny czterech młodych przyjaciół, którzy zmuszeni są uczestniczyć w hitlerowskiej zagładzie. Dla czytelników książka przedstawiona jest w formie śledztwa nawiązującego głównie do teraźniejszości, co po pewnym czasie zauważamy ma też swoje pięć minut w okresie II wojny światowej. Przynajmniej taką wersję próbują przedstawić wydawcy. Dla mnie osobiście miało się to nijak do rzeczywistości, w której przez kilkadziesiąt stron relacjonowano mi szczegółowe fakty z życia zupełnie nieważnych w fabule postaci, krążyłam wokół głównej bohaterki, która w żaden sposób nie mogła wzbudzić we mnie empatii. Być może spowodowane to było przykrym dla uszu, cukierkowatym językiem, którym porozumiewali się w rzeczywistości dorośli ludzie. Czuję się niecodziennie zołzowato, lecz wspomnę o jeszcze jednym aspekcie, który szczególnie przyprawiał mnie o ciarki i autentyczny głośny śmiech. Jest nim mianowicie sposób wykonywania swojej pracy przez funkcjonariuszy tamtejszej, opisywanej jako dość duża i ważna komendy policji. Czytelnicy, oglądaliście kiedyś ,,W-11''? Albo nie wiem... ,,Kryminalnych''? Cholera, nawet w tych naszych skromnych telewizyjnych produkcjach codzienność służb specjalnych wydawała mi się prawdziwsza niż w opisywanej historii. Czasami naprawdę miałam ochotę potrząsnąć tymi ludźmi prowadzącymi sprawę. Jak na powieść kryminalną o ilości 500 stron oczekuje się zwykle barwnych i rozpisanych wątków. Tym czasem przez kilkadziesiąt albo nawet i więcej stron czekałam, aż specjaliści pobiorą DNA, odciski palców itd. Najśmieszniejszymi faktami wydawały mi się te szczególne, które dochodziły podczas śledztwa, które spokojnie czekały kilka dni, może tydzień by powolutku wykonać w ich sprawie jeden telefon, czy podczas przerwy obiadowej się nimi pokrótce zająć.
Bardzo męcząca, przewidywalna i zniechęcająca książka. Tym razem kompletnie nie do polecenia.
Infantylna, przewidywalna, czasami niemal groteskowa powieść.
Namęczyłam się. Szczerze, odpływałam w szeroko pojęty świat fantazji za każdym razem, gdy powracałam do jej lektury. Nie mogłam sobie również odmówić choćby krótkiej notki na ten temat, więc oto i ona. Książka słaba, napisana bardzo płaskim, nudnym językiem, od którego momentami nie mogłam powstrzymać od się...
2018-02-27
Czuję, że było to okropne wrażenie pierwszego największego zaskoczenia i zażenowania od początku tego roku...
Twierdzę również, że jako jedna z nielicznych tu będę musiała zepsuć niektórym oczekiwania związane z tą książką. Po ,,Skazanych na ból'' sięgnęłam tylko ze względu na opis, który był w tym wszystkim tak wartki i opisujący, że aż lepszy niż sama książka w 100%. Nic innego nie wpadło mi w ręce, więc wzięłam się za tę oto powieść.
Po polskich autorów sięgam niezwykle rzadko, a po tej historii zorganizowałam sobie fobie na najbliższy czas.
Książka stworzona przez Lingas-Łoniewską, oparta na prywatnych przeżyciach córki autorki to nic innego, jak opowieść o zakazanej miłości 2 osób z 2 różnych światów. Taki motyw zupełnie mi nie przeszkadza; w dobrym piśmie może powstać z niego bardzo dobry egzemplarz, ale w tym przypadku autorka pomyliła się totalnie. Nie patrząc na to, że zdołałam dojść do 50 którejś strony, to nawet po nich kilkudziesięciu byłam całkowicie najedzona! Styl pisania pani Agnieszki był bardzo oczywisty, po właściwie kilku samych wypowiedziach bohaterów, czy narratora- od raz widać było, co zdarzy się w następnej scenie i w jaki sposób.
I tak wyglądała cała fabuła. Amelia, lat 18, z dobrego domu, porządnie wychowana. W takim razie kogo musi spotkać na drodze? No oczywiście swoje kompletne przeciwieństwo, czyli skina Aleksa. Ich drogi pierwszy raz krzyżują się ze sobą, gdy młoda dama zostaje na ulicy zaczepiona przez mężczyzn, a co w tej chwili może zrobić jej przyszła miłość? Jakże by inaczej ratuje swoją księżniczkę, jako rycerz na białym koniu SAMOTNIE przeganiając od niej dużą ilość osób. Tak oto zaczyna się motyw miłosny tejże opowieści, a że wiem o niej jeszcze tylko troszeczkę...
Bardzo słabe opisy, nie mogłam w żaden sposób utożsamić się z bohaterami, wyobrazić sobie ich normalne zachowania, ponieważ w książce prawie wszystko było przerysowane i przynajmniej w pierwszych 50 stronach niezbyt realne. Do tego wypowiedzi na poziomie 0 i mało zażyłości między sobą.
Trudno zwykle oceniać tytuł, którego się nie skończyło, lecz tym razem poszło mi łatwo. Nie jestem w stanie wstawić za tę powieść więcej niż te 2 gwiazdki. Przykro mi, ale serdecznie nie polecam tym, którzy mimo wszystko czekają na dobrą literaturę współczesną, tak jak ja.
Czuję, że było to okropne wrażenie pierwszego największego zaskoczenia i zażenowania od początku tego roku...
Twierdzę również, że jako jedna z nielicznych tu będę musiała zepsuć niektórym oczekiwania związane z tą książką. Po ,,Skazanych na ból'' sięgnęłam tylko ze względu na opis, który był w tym wszystkim tak wartki i opisujący, że aż lepszy niż sama książka w 100%. Nic...
2018-04-22
2018-07-19
Jako że ostatnimi czasy niefortunnie sięgam po tytuły, które nie do końca przypadają mi do gustu, czas, by krótko podsumować czas spędzony w obu tomach z Bridget Jones.
Po przeczytaniu drugiej książki z serii o specyficznej Brytyjce wiem, iż nie podejmę się więcej tego wyzwania i następnego tomu na pewno już nie spróbuję. Tak jak skończywszy ,,Dziennik Bridget Jones'', który pomimo swojej infantylności, prostoty i małych głupstewek, mimo wszystko uznałam po prostu za przyjemny zapychacz czasu, tak odłożywszy drugi tom, który swoją drogą już od jakiegoś czasu mam za sobą- jestem zlasowana.
Trudno mi przyznać poczucie zawiedzenia. Myślę, że to określenie bardziej pasowałoby do momentu, w którym na kontynuację książki bardzo czekam i ciekawa jestem dalszych losów konkretnych jej bohaterów. W tym przypadku, niestety muszę powiedzieć, iż dawno już nie czułam od postaci, o których czytam, takiej płaskości i dosłownie poczucia pustki. Mam nawet spory problem ze wskazaniem rzeczy, która w drugim tomie mi się spodobała. Posiadałam pojawiające się dosyć często przykre wrażenie o tym, że kolejna część przygód Bridget, była tu absolutnie niepotrzebna. Nie zdarzyło się w niej nic, co nie mogłoby pojawić się w końcówcę tomu pierwszego, czy być może w prologu trzeciej części. Mocno rzucał się w oczy przede wszystkim brak pomysłu na kontynuowanie wątków, które poznaliśmy poprzednio- perypetie miłosne ciągną się sztucznie i stererotypowo, jest za to dużo dramaturgii z pozoru mało ważnych zdarzeń. Zabrakło mi też bujnych opisów relacji z rodziną, które w porównaniu do tomu pierwszego stanowią jedynie maleńką część tego, co w ,,Dzienniku'' było według mnie najprzyjemniejszą jego częścią; szczególnie zależało mi na skupieniu uwagi na ojcu, który po raz kolejny jest przez autorkę postacią krótko mówiąc pominiętą i blednącą wokół przebojowej matki. Dialogi między główną bohaterką, a postaciami drugoplanowymi, a także sporo monologów, które w większości wydawały mi się przesadzone, dziecinne i po prostu głupkowate- nieraz sprawiały, że traciłam chęć do przewijania kolejnej strony (co zdarza mi się naprawdę rzadko i nigdy nie zostawiam czytanej lektury w połowie zdania:) Jak w przypadku ,,Dziennika'', z samą osobą Bridget Jones, która przedstawiona w sposób, który miał zwyczajnie śmieszyć i wprawiać czytelnika w całkiem leniwy nastrój nie miałam problemu, bo wiedziałam, iż o wykreowanie właśnie takiej postaci autorce chodzi. Tak tutaj- niestety czułam Bridget w Bridget trochę za dużo.
Bardzo krótkie omówienie serii, o której mam nadzieję szybko zapomnieć. W sytuacji, kiedy nic lepszego na horyzoncie się nie pojawia- polecam w ostateczności tom pierwszy, którego nawet filmowa adaptacja, co wiem ze sprawdzonych źródeł, jest podobno również lepsza od ,,W pogoni za rozumem''.
Nudny, przewidywalny, przede wszystkim przekoloryzowany dziennik. Czytacie szybko- niosąc ogromne brzemię.
Jako że ostatnimi czasy niefortunnie sięgam po tytuły, które nie do końca przypadają mi do gustu, czas, by krótko podsumować czas spędzony w obu tomach z Bridget Jones.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPo przeczytaniu drugiej książki z serii o specyficznej Brytyjce wiem, iż nie podejmę się więcej tego wyzwania i następnego tomu na pewno już nie spróbuję. Tak jak skończywszy ,,Dziennik Bridget Jones'',...