Ted Bundy. Rozmowy z mordercą Hugh Aynesworth 6,8
ocenił(a) na 101 rok temu Odkąd tylko obejrzałam na Netflixie "Taśmy Teda Bundy'ego", chciałam przeczytać pełniejszą wersję jego wypowiedzi. Więc kiedy dowiedziałam się o tej książce, zdobyłam ją przy najbliższej możliwej okazji.
Umysł Teda jest bardzo poplątanym miejscem, pełnym zagadek, których nigdy już nie rozwiążemy. Tak naprawdę nie mamy pojęcia, ile z tego, co mówił, było prawdą, ile prawdą częściową, a ile totalną bzdurą. Na pewno podawane przez niego wersje morderstw są złagodzone, bo Bundy nie wspominał chociażby o tym, jak niektórym dziewczynom odcinał głowy. Nie ma tam też wzmianki o nekrofilii, do której Ted przyznał się niemal przed samą egzekucją.
Czytając pierwszą część książki, nie potrafiłam się nie śmiać z opowieści Teda na temat tego, jak kradł. Jednak już tutaj można zobaczyć koloryzowanie sytuacji - nie wierzę, że za każdym razem Bundy po prostu wchodził do sklepu i wynosił, co chciał, zwłaszcza jeśli mówimy o telewizorze czy dywanie.
Mimo wszystko w opowieściach o kradzieży należy zwrócić uwagę, że już tutaj Ted wspominał o chęci posiadania. To go w tym kręciło. Chciał coś mieć na własność. To samo potem popchnęło go do krzywdzenia kobiet.
Po przejściu tej części książki, którą czyta się bardzo przyjemnie i lekko, robi się o wiele mniej zabawnie. Wystarczająco już obrzydziła mnie opowieść Teda o dwóch nastolatkach, które trafiły do aresztu. Co więcej, Bundy nie widział problemu w tym, że jako 30-letni mężczyzna skłaniał do rozbierania się dziewczyn 15-18-letnich. W tej historii słychać totalnie co innego, a mianowicie dumę, jakby co najmniej wygrał dom na Hawajach. Straszne i odtrącające.
I ten człowiek naprawdę ma fanki?
Później wchodzimy w mroczną historię dotyczącą samych morderstw. I tu robi się o wiele gorzej. Bundy mówił niejednokrotnie tak trudnym językiem, używając tak poplątanych nazw, że musiałam zatrzymywać się i czytać te fragmenty nawet kilka razy, by zrozumieć. Oczywiście jest to forma wywiadu, a autorzy oddali ją słowo w słowo, więc często zdania Teda są niespójne, a sam Bundy mieszał się we własnych słowach. To również czasem utrudniało czytanie, ale wydaje mi się, że udało mi się zrozumieć to, co chciał przekazać Ted.
Myślę, że trzeba pochwalić pracę autorów, którzy jeździli przez kawał dobrego czasu do więzienia, by rozmawiać z Tedem. Zwłaszcza że nie było to najłatwiejsze zadanie, gdyż Bundy nieustannie kombinował, manipulował i próbował wykorzystać dziennikarzy do własnych celów. Książka została stworzona bezbłędnie, bardzo mi się podobało, że autorzy zachowali pierwotną formę wypowiedzi Teda, łącznie ze wszystkimi yyyy, westchnięciami, przerwami i tym podobnymi. Czasem to było przeszkodą, ale dzięki temu wywiad zachował charakter.
Jedyne, czego mi brakowało w tej książce, to "gdybania" Teda nad sprawą Melissy Smith. Jej morderstwo ciekawiło mnie najbardziej, gdyż podobno dziewczyna żyła jeszcze pięć dni po zaginięciu. Jeśli to prawda, to co się wtedy działo?