Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Bardzo długo wzbraniałam się przed sięgnięciem po "Igrzyska Śmierci". Książki o ogromnej popularności rozczarowały mnie w przeszłości tak wiele razy, że kiedy w końcu poddałam się i zabrałam za dzieło Suzanne Collins, moja czujność była na najwyższym możliwym poziomie. Na szczęście tym razem wszelkie obawy okazały się zupełnie zbędne- zrozumiałam to praktycznie od razu po rozpoczęciu czytania. Świetni bohaterowie, wciągająca fabuła, trudny do skrytykowania styl. Mówiąc najogólniej- książka, która przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Autorka miała moje pełne zainteresowanie od pierwszej do ostatniej strony, nic nie było w stanie oderwać mnie od treści, z którą się zapoznawałam. Chociaż niektóre z zachodzących w powieści wydarzeń można ze sporym wyprzedzeniem przewidzieć, mimo wszystko opisana historia sprawia, że owa schematyczność nie jest niczym rażącym. W moim odczuciu: wspaniała książka. Po jej przeczytaniu wręcz nie sposób nie sięgnąć po kontynuację.

Bardzo długo wzbraniałam się przed sięgnięciem po "Igrzyska Śmierci". Książki o ogromnej popularności rozczarowały mnie w przeszłości tak wiele razy, że kiedy w końcu poddałam się i zabrałam za dzieło Suzanne Collins, moja czujność była na najwyższym możliwym poziomie. Na szczęście tym razem wszelkie obawy okazały się zupełnie zbędne- zrozumiałam to praktycznie od razu po...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki W śnieżną noc John Green, Maureen Johnson, Lauren Myracle
Ocena 7,1
W śnieżną noc John Green, Maureen...

Na półkach: ,

"W śnieżną noc"- książka, składająca się z trzech oddzielnych, pozornie niezależnych od siebie historii, w ciekawy sposób tworzących jednak spójną całość. Dzieło bardzo przyjemne, podczas którego czytania uśmiech gości na ustach niezwykle często. Mimo wspomnianych pozytywów, nie sposób nie zwrócić uwagi na rażącą wręcz prostotę książki- nieskomplikowana fabuła, niewymagająca narracja, niezbyt atrakcyjni bohaterowie. Cechy te sprawiają, że "W śnieżną noc" o wiele bardziej przypomina amatorski zbiór opowiadań grupy licealistów, aniżeli dzieło doświadczonych autorów. W skrócie, książka z pewnością stanowić będzie idealną formę relaksu (zwłaszcza w okresie świątecznym, oczywiście), może być także czynnikiem poprawiającym humor, nie warto jednak wiązać z nią wielkich oczekiwań, gdyż prawdopodobnie wtedy okaże się niezwykle rozczarowująca.

"W śnieżną noc"- książka, składająca się z trzech oddzielnych, pozornie niezależnych od siebie historii, w ciekawy sposób tworzących jednak spójną całość. Dzieło bardzo przyjemne, podczas którego czytania uśmiech gości na ustach niezwykle często. Mimo wspomnianych pozytywów, nie sposób nie zwrócić uwagi na rażącą wręcz prostotę książki- nieskomplikowana fabuła,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jedna z najprzyjemniejszych do czytania książek. Niesamowicie oryginalna kompozycja. Świetna historia, potrafiąca zarówno wzruszyć, jak i rozśmieszyć. Sympatyczni, łatwi do polubienia bohaterowie, nie tylko ci główni, ale także drugoplanowi.
Piszę to wszystko jako osoba, która na ogół nie przepada za romansidłami, co pokazuje, że lektura przyjemność sprawić może każdemu, bez względu na czytelnicze upodobania. Dla mnie "Love, Rosie" jest jednym z absolutnych książkowych ulubieńców. Historia wciąga niemożliwie, sprawia, że chce się ją czytać od pierwszej do ostatniej strony, nie przestając nawet na chwilę. Podsumowując, wspaniała lektura, warta polecenia i w pełni zasługująca na najwyższą notę.

Jedna z najprzyjemniejszych do czytania książek. Niesamowicie oryginalna kompozycja. Świetna historia, potrafiąca zarówno wzruszyć, jak i rozśmieszyć. Sympatyczni, łatwi do polubienia bohaterowie, nie tylko ci główni, ale także drugoplanowi.
Piszę to wszystko jako osoba, która na ogół nie przepada za romansidłami, co pokazuje, że lektura przyjemność sprawić może każdemu,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Po przeczytaniu powieści, przez długi czas miałam problem z tak zwanym "otrząśnięciem się". Niełatwo jest przestać myśleć o "Złodziejce Książek". Dzieło wywarło na mnie ogromne wrażenie i okazało się dokładnie tym, czego potrzebowałam po długotrwałym okresie czytania rozczarowujących, słabych książek.
Chociaż powieść zdecydowanie nie przedstawia autentycznej prawdy historycznej i na pewno nie jest najlepszym wyborem dla osoby posiadającej znikomą wiedzę na temat drugiej wojny światowej, nie potrafię przyznać jej oceny innej niż najwyższej z możliwych. Książka pod względem literackim jest idealna- nienaganny styl autora, świetni bohaterowie, ogromny wydźwięk emocjonalny. Dzieło przedstawia wojnę z innej, oryginalnej perspektywy, a historia Liesel pozostaje w pamięci na długo, jeżeli nie na zawsze.

Po przeczytaniu powieści, przez długi czas miałam problem z tak zwanym "otrząśnięciem się". Niełatwo jest przestać myśleć o "Złodziejce Książek". Dzieło wywarło na mnie ogromne wrażenie i okazało się dokładnie tym, czego potrzebowałam po długotrwałym okresie czytania rozczarowujących, słabych książek.
Chociaż powieść zdecydowanie nie przedstawia autentycznej prawdy...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wszechobecna magia. Trolle, od stuleci uwięzione pod ruinami góry. Dziewczyna, będąca jedyną nadzieją na zdjęcie klątwy... Z taką historią, ta książka mogłaby być naprawdę niesamowita. Niestety, nie okazała się taka.
Zacznę od tego, że główne bohaterki większości książek można podzielić na trzy kategorie: najpierw mamy słodziutkie księżniczki, naiwnie czekające na księcia z bajki, potem dziewczyny niezależne i samowystarczalne, a na końcu zołzy, które zdają się nienawidzić wszystkich dookoła. Jeżeli chodzi o główną postać "Porwanej pieśniarki", miałam wielki problem z zakwalifikowaniem jej do którejkolwiek z tych grup. Odnosiłam bardzo silne wrażenie, że autorka opisywanej powieści próbowała połączyć wszystkie wspomniane typy, tworząc w ten sposób Cecile de Troyes. Czy udała jej się ta operacja? Nie powiedziałabym. Zamiast stworzyć postać idealną, pisarka sprawiła wrażenie, jakby sama do końca nie potrafiła się zdecydować jaką główną bohaterkę tak właściwie próbuje wykreować. W efekcie, potencjał Cecile został zmarnowany. Jej mocny charakter, bardzo wyraźnie widoczny na początku książki, niestety szybko zaczął zanikać, kiedy to dziewczyna poczęła podejmować działania kompletnie sprzeczne ze swoim, jak by się mogło wydawać, sposobem bycia. Początkowa determinacja Cecile stopniowo obumierała, zniknął także cięty język dziewczyny, który uwielbiałam. Jednak tym, co irytowało mnie najbardziej w postaci rudowłosej, było to, że sama nie wiedziała ona, czego chce. W tym momencie objawiło się nie tyle niezdecydowanie Cecile, co bardziej autorki książki, o czym już wspomniałam. Ten sam błąd Danielle L. Jensen popełniła przy tworzeniu postaci Tristana. Jego sposób zachowania także był niezwykle zmienny, co nie pozwalało stwierdzić, jakim typem bohatera w zamyśle autorki ma on być. Natomiast w przypadku Anais, tutaj z kolei miałam wrażenie, że Pani Jensen próbowała stworzyć kopię Isabelle Lightwood z "Darów Anioła", co oczywiście jej się nie udało. Kolejną negatywną cechą powieści jest fakt, iż pisarka niezwykle często przeczyła zasadom, które sama ustaliła. Podczas czytania bardzo drażniła mnie kompletna niedbałość o szczegóły, będąca kolejnym na liście zaniedbaniem ze strony autorki. Podsumowując, dotarcie do końca książki było dla mnie męczarnią, a fakt, że sięgnęłam po kontynuację, podkreśla chyba jedynie moje skłonności masochistyczne.

Wszechobecna magia. Trolle, od stuleci uwięzione pod ruinami góry. Dziewczyna, będąca jedyną nadzieją na zdjęcie klątwy... Z taką historią, ta książka mogłaby być naprawdę niesamowita. Niestety, nie okazała się taka.
Zacznę od tego, że główne bohaterki większości książek można podzielić na trzy kategorie: najpierw mamy słodziutkie księżniczki, naiwnie czekające na księcia...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niestety, książka utwierdziła mnie w przekonaniu, że wysokie oczekiwania w większości przypadków nie prowadzą do niczego dobrego. "Eleonora i Park" to kolejna powieść, którą zaliczyć mogę do kategorii ogromnych rozczarowań, czego powodem w dużej mierze jest dwójka tytułowych bohaterów. Jeżeli chodzi o postać Parka, miał on swoje lepsze i gorsze momenty, ale przynajmniej czasami byłam w stanie odczuwać w stosunku do niego sympatię. W przypadku Eleonory- to już zupełnie inna historia. Dziewczyna irytowała mnie niemiłosiernie, a ponieważ była obecna w niemal każdym rozdziale, niestety nieźle się namęczyłam podczas czytania. Zdecydowanym plusem książki jest natomiast oryginalna, nieoczywista historia miłosna- co prawda coraz częściej mamy okazję czytać o romansach osób pochodzących z dwóch kompletnie różnych światów, stosunkowo rzadko jednak główną zainteresowaną jest wizualnie nieatrakcyjna dziewczyna, o życiu tak osobliwym jak Eleonora. Pozytywny aspekt stanowią również w bardzo dobry sposób przedstawione rodzinne problemy obojga bohaterów, o których stopniowo mogliśmy dowiedzieć się coraz więcej i jednocześnie dzięki temu lepiej zrozumieć postępowanie tytułowych postaci. Powracając do minusów, zakończenie książki określiłabym jako ogromnie niesatysfakcjonujące. Podsumowując, chociaż potrafię zrozumieć dlaczego "Eleonora i Park" zachwyciła wielu czytelników, ja do grona takich osób nie należę, co łatwo zauważyć, patrząc na ocenę, jaką przyznałam tej powieści.

Niestety, książka utwierdziła mnie w przekonaniu, że wysokie oczekiwania w większości przypadków nie prowadzą do niczego dobrego. "Eleonora i Park" to kolejna powieść, którą zaliczyć mogę do kategorii ogromnych rozczarowań, czego powodem w dużej mierze jest dwójka tytułowych bohaterów. Jeżeli chodzi o postać Parka, miał on swoje lepsze i gorsze momenty, ale przynajmniej...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zacznę od tego, że pisanie recenzji pierwszej części serii jest dla mnie naprawdę dziwnym uczuciem, ponieważ właśnie skończyłam czytanie finałowego tomu. Przechodząc dalej, "Czerwona Królowa" to przede wszystkim początek niesamowitej przygody, którą miałam okazję przeżyć dzięki Victorii Aveyard, za co jestem jej ogromnie wdzięczna. Spoglądając na całą serię, muszę stwierdzić, że pierwsza część, o której mowa teraz, jest najsłabsza, ponieważ w przeciwieństwie do pozostałych książek nie zachwyciła mnie, co jedynie pokazuje na jak wysokim poziome są utrzymane późniejsze tomy. "Czerwona Królowa" w średnim stopniu zachęciła mnie do dalszego zapoznawania się z historią opisaną przez Panią Aveyard. Po następny tom sięgnęłam głównie z dwóch powodów: pierwszym z nich była Mare Barrow, drugim- Maven Calore. Obie te postacie pokochałam całym swoim sercem. Jestem niezmiernie szczęśliwa, że zaważyły one na moim postanowieniu o kontynuowaniu czytania, ponieważ niewątpliwie ominęłoby mnie coś wspaniałego, gdybym podjęła inną decyzję. Mare, powszechnie znienawidzona w społeczności czytelników "Czerwonej Królowej" szybko stała się jedną z moich absolutnie ukochanych głównych bohaterek, po raz kolejny udowadniając jak bardzo osobliwe bywają moje upodobania. Zaś w późniejszych tomach serii na szczęście polubiłam również postacie, których na początku nie doceniałam, na przykład Evangeline, Juliana, Kilorna czy Farley. Wracając do "Czerwonej Królowej", pomijając odrobinę nudny, przeciągający się początek, książka jest niezwykle wciągająca i bardzo interesująca. Ponadto świetny styl autorki, którego jestem wielką fanką, także jak najbardziej pozytywnie wpłynął na ogólną ocenę powieści. Również klimat, w jakim utrzymana została opisana historia idealnie wręcz trafił w moje gusta, ponieważ rodziny królewskie, walki o koronę i pałacowe intrygi to rzeczy, o których czytać uwielbiam. Kolejnym aspektem "Czerwonej Królowej", bardzo przeze mnie cenionym, jest to, że zawarty w niej romans stanowi wątek poboczny, drugoplanowy i nie obraca się wokół niego cała fabuła. Należy również wspomnieć o niesamowitym końcowym zwrocie akcji, którego określenie "szokującym" byłoby ogromnym niedopowiedzeniem. Autorce naprawdę udało się mnie wielce zaskoczyć, co bardzo doceniam, ponieważ niestety nie zdarza się to często. Podsumowując, książkę, jak i całą serię ogromnie polecam. "Czerwona Królowa" to jedynie początek, później jest już tylko lepiej. Osobiście, bardzo cieszy mnie to, że miałam okazję przeczytać historię opisaną przez Victorię Aveyard. Ta seria niewątpliwie podarowała mi coś niezwykle cennego, coś więcej niż jedynie miło spędzony czas. Każdemu czytelnikowi polecam przeczytanie "Czerwonej Królowej", mając przy tym nadzieję, że zakocha się, tak, jak ja to zrobiłam.

Zacznę od tego, że pisanie recenzji pierwszej części serii jest dla mnie naprawdę dziwnym uczuciem, ponieważ właśnie skończyłam czytanie finałowego tomu. Przechodząc dalej, "Czerwona Królowa" to przede wszystkim początek niesamowitej przygody, którą miałam okazję przeżyć dzięki Victorii Aveyard, za co jestem jej ogromnie wdzięczna. Spoglądając na całą serię, muszę...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Moja opinia na temat "Powiedz wilkom, że jestem w domu" niestety skrajnie odbiega od zdania większości czytelników. Przede wszystkim, książkę uważam za potwornie nudną, delikatnie mówiąc. Właściwie, było to jedno z najmniej interesujących dzieł, jakie miałam do tej pory okazję przeczytać, a do ostatniej strony udało mi się dotrzeć z naprawdę wielkim trudem.
Główną bohaterkę dzieła, June, określić mogę jedynie jako postać bardzo dziwaczną, co wcale nie byłoby negatywem, gdyby nie to, że dziewczyna jednocześnie jest niesamowicie wręcz irytująca i odpychająca. Zdecydowanie bardziej od pierwszoplanowej persony zaintrygowała mnie jest siostra, Greta, stanowiąca główny powód, dla którego nie odłożyłam książki, lecz kontynuowałam czytanie. Niestety, w późniejszej części dzieła nawet ona okazała się dla mnie postacią ogromnie rozczarowującą, niespełniającą moich oczekiwań oraz pokładanych w niej nadziei. Żadnego z pozostałych bohaterów utworu również nie obdarzyłam sympatią, nawet w najmniejszym stopniu, nad czym bardzo ubolewam.
"Powiedz wilkom, że jestem w domu" to kolejna książka, która wielce mnie rozczarowała. Miałam wobec niej naprawdę duże oczekiwania, głównie ze względu na masę pozytywnych opinii, przeczytanych przeze mnie przed sięgnięciem po opisywaną lekturę. Szybko zrozumiałam jednak, że powieść nie jest tym, na co liczyłam. Książka kompletnie mi się nie spodobała. Jedynym pozytywem, jaki potrafię odnaleźć, tworząc recenzję, jest naprawdę niezły pomysł. Opisana historia mogłaby być dobra i ciekawa, ale żeby tak się stało, niestety trzeba by zmienić bardzo wiele rzeczy. Końcowa ocena w moim przypadku jest niska z wiadomych powodów. Poza samym pomysłem i postacią Grety, wszystkie inne aspekty książki określam jako negatywy.

Moja opinia na temat "Powiedz wilkom, że jestem w domu" niestety skrajnie odbiega od zdania większości czytelników. Przede wszystkim, książkę uważam za potwornie nudną, delikatnie mówiąc. Właściwie, było to jedno z najmniej interesujących dzieł, jakie miałam do tej pory okazję przeczytać, a do ostatniej strony udało mi się dotrzeć z naprawdę wielkim trudem.
Główną...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Ciężko jest mi słowami wyrazić ogromną miłość, jaką darzę tą książkę, aczkolwiek spróbuję to zrobić. Od razu po przeczytaniu opisu wiedziałam, że "Pojedynek" mi się spodoba, ponieważ uwielbiam tego typu powieści. Nigdy nie sądziłam jednak, iż oczaruje mnie aż tak bardzo. W książce pokochałam wszystko, bez żadnych wyjątków. Zarówno jej genialni główni bohaterowie, jak i ich fascynująca, skomplikowana, piękna historia pozostaną ze mną na zawsze. Zapamiętam zwłaszcza Kestrel, którą mogę śmiało określić jako najlepszą postać spośród bohaterów wszystkich przeczytanych przeze mnie do tej pory utworów. Poza tym, Marie Rutkoski stworzyła także świetny, niezwykle dopracowany pod każdym względem świat, będący miejscem biegu opisanych wydarzeń. Należą się jej za to ogromne brawa. Kolejnym aspektem książki, który absolutnie skradł moje serce, jest fenomenalny styl autorki. Zakochałam się w nim kompletnie, już na samym początku powieści. Ogromnie podziwiam również pisarkę za niezwykłą, nienaganną wręcz dbałość o nawet najmniejsze szczegóły, zwłaszcza jeżeli chodzi o historię stworzonych przez nią państw. Także zastosowana przez Marie Rutkoski narracja trzecioosobowa okazała się być dodatkowym plusem dla książki. Powieść kocham również za jej nieprzewidywalność, czyli za coś, co bardzo cenię i czego zawsze szukam w czytanych pozycjach. Podsumowując- "Pojedynek" to książka niemal idealna, której przeczytanie było jedną z moich lepszych decyzji.

Ciężko jest mi słowami wyrazić ogromną miłość, jaką darzę tą książkę, aczkolwiek spróbuję to zrobić. Od razu po przeczytaniu opisu wiedziałam, że "Pojedynek" mi się spodoba, ponieważ uwielbiam tego typu powieści. Nigdy nie sądziłam jednak, iż oczaruje mnie aż tak bardzo. W książce pokochałam wszystko, bez żadnych wyjątków. Zarówno jej genialni główni bohaterowie, jak i ich...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Świetna książka, będąca dodatkowo początkiem mojej przygody z twórczością Colleen Hoover. Muszę powiedzieć, że "Maybe someday" zdecydowanie zachęciło mnie do sięgnięcia po pozostałe dzieła autorki. Chociaż opisywana powieść raczej nie należy do mojego ulubionego typu książek, wywołała we mnie uczucia jak najbardziej pozytywne. Przesadziłabym mówiąc, że mnie zachwyciła, jednak "spodobała mi się" z pewnością będzie dobrym określeniem. Przede wszystkim, dosłownie zakochałam się w stylu, jakim posłużyła się autorka. Stworzyła wściekle wciągającą książkę. Przepiękna historia, opisana przez Colleen Hoover pochłonęła mnie tak bardzo, że nie potrafiłam się od niej oderwać i przebrnęłam przez nią w niewiarygodnym wręcz tempie. Jeżeli chodzi o bohaterów powieści, polubiłam ich, ale niestety nie pokochałam. Wbrew temu na co liczyłam, z żadną postacią nie połączyła mnie jakiegokolwiek rodzaju emocjonalna więź, co niestety stanowi minus dla końcowej oceny. Ogromnie spodobał mi się jednak najważniejszy wątek powieści, czyli nietypowa historia miłosna Sydney i Ridge'a. Autorka z pewnością wykazała się wielką oryginalnością, czyniąc w ten sposób swoją książkę niezwykle interesującą. Dodatkowo, jestem także absolutną fanką poczucia humoru, zastosowanego przez Colleen Hoover w tejże powieści. Ogólnie rzecz biorąc, "Maybe someday" jak najbardziej stanowi dzieło godne polecenia. Czas spędzony na czytaniu książki wspominam naprawdę bardzo miło.

Świetna książka, będąca dodatkowo początkiem mojej przygody z twórczością Colleen Hoover. Muszę powiedzieć, że "Maybe someday" zdecydowanie zachęciło mnie do sięgnięcia po pozostałe dzieła autorki. Chociaż opisywana powieść raczej nie należy do mojego ulubionego typu książek, wywołała we mnie uczucia jak najbardziej pozytywne. Przesadziłabym mówiąc, że mnie zachwyciła,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Powieść lekka oraz przyjemna, ale niestety nic poza tym. Brak efektu "wow" i właściwie czegokolwiek, co czyniłoby ją wyjątkową, wyróżniającą się na tle innych bądź zapadającą w pamięć. Dla mnie niestety okazała się być ogromnym rozczarowaniem, a to zaskakujące, bo z reguły uwielbiam tego typu książki. Jednak zaczynając od pozytywów, naprawdę spodobał mi się pomysł tytułowej listy "najładniejszych i najbrzydszych", od lat tworzonej w szkole Mount Washington High. Natomiast jeżeli chodzi o bohaterki dzieła Siobhan Vivian, miałam co do nich bardzo mieszane uczucia. Na wspomnianej wcześniej liście widzimy osiem dziewczyn- połowa z nich została uznana za piękne, połowa za brzydkie. Czwórkę z nich polubiłam. Abby, Candace, Bridget i Margo naprawdę zdołały zdobyć moją sympatię, a ich historie mnie zaciekawiły. Co do pozostałej czwórki... od pewnego momentu za każdym razem, gdy trafiałam na rozdział skupiający się na Danielle, Lauren, Sarze albo Jennifer, miałam ochotę odłożyć książkę. Każda z nich posiadała w sobie coś niesamowicie irytującego, sprawiającego, że polubienie ich dla mnie przynajmniej było rzeczą niemożliwą. Jednak najgorszą częścią "Fatalnej listy", ogromnie wpływającą na niską ocenę ogólną jest beznadziejne zakończenie, które nie wyjaśnia na dobrą sprawę niczego. Po przeczytaniu ostatniej strony powieści nadal miałam w głowie ogrom pytań, pozostawionych przez autorkę bez odpowiedzi. Niedopowiedzenia w książkach to jedno z najbardziej przeze mnie znienawidzonych zjawisk, nietrudno więc chyba wyobrazić sobie moje rozczarowanie, gdy w "Fatalnej liście" zastałam ich tak wiele. Kolejny negatyw stanowi styl autorki, który co prawda jest przyjemny i sprzyja szybkiemu czytaniu, ale mimo to nie powala. Większość rozdziałów Siobhan Vivian tworzy według identycznego schematu, chociaż każdy z nich skupia się na innej bohaterce. Na koniec warto wspomnieć o jednej rzeczy, którą oceniam zdecydowanie na plus, a mianowicie o zwrotach akcji, którymi pisarce naprawdę udało się mnie zaskoczyć. Podsumowując, mi osobiście książka się nie podobała, nie mogę jednak zaprzeczyć temu, że da się przy niej doskonale zrelaksować.

Powieść lekka oraz przyjemna, ale niestety nic poza tym. Brak efektu "wow" i właściwie czegokolwiek, co czyniłoby ją wyjątkową, wyróżniającą się na tle innych bądź zapadającą w pamięć. Dla mnie niestety okazała się być ogromnym rozczarowaniem, a to zaskakujące, bo z reguły uwielbiam tego typu książki. Jednak zaczynając od pozytywów, naprawdę spodobał mi się pomysł ...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki W ramionach gwiazd Amie Kaufman, Meagan Spooner
Ocena 7,4
W ramionach gw... Amie Kaufman, Meaga...

Na półkach: , ,

Książka najpierw rozbiła moje serce na milion kawałeczków, a potem ponownie je poskładała. To, co się ze mną działo podczas czytania "W ramionach gwiazd", było magiczne, niemożliwe do opisania, a przede wszystkim- absolutnie niesamowite. Zabierając się za powieść Amie Kaufman i Meagan Spooner, nie oczekiwałam wiele. Usłyszałam tyle opinii, określających książkę jako "Titanica w kosmosie", że w jakimś stopniu sama zaczęłam ją w ten sposób postrzegać, jeszcze zanim przeczytałam chociażby pierwszą stronę. Na szczęście, nie mogłam się bardziej mylić. Powieść pozytywnie mnie zaskoczyła. Co najważniejsze, "W ramionach gwiazd" to nie jedynie kolejna, typowa historia miłosna, chociaż faktem jest, że kilka pierwszych rozdziałów to właśnie mogłoby sugerować. Autorkom dzieła należą się ogromne brawa. Zdołały one stworzyć książkę, wręcz niewiarygodnie wciągającą, mimo tego, że przez jej kolosalną większość obserwowaliśmy tylko dwójkę bohaterów i nikogo poza nimi. To spore wyzwanie, ale dla pisarek ogromnie ograniczona liczba postaci nie stanowiła żadnego problemu. Trudnym do zrozumienia jest dla mnie to, jakim cudem autorki były w stanie tak bardzo pogrywać z moimi emocjami, używając wyłącznie historii opowiadanej przez dwójkę osób- Lilac i Tarvera, których pokochałam całym swoim sercem. Wiele razy "opadła mi szczęka", a niektóre sytuacje opisane w powieści zaszokowały mnie w sposób zdecydowanie pozytywny. Podsumowując: przepiękna, genialna książka, w dodatku ze świetnymi, niemożliwymi do zapomnienia bohaterami. Właściwie średnio satysfakcjonujące zakończenie historii jest jedynym aspektem, niestety niepozwalającym mi na stuprocentowy zachwyt.

Książka najpierw rozbiła moje serce na milion kawałeczków, a potem ponownie je poskładała. To, co się ze mną działo podczas czytania "W ramionach gwiazd", było magiczne, niemożliwe do opisania, a przede wszystkim- absolutnie niesamowite. Zabierając się za powieść Amie Kaufman i Meagan Spooner, nie oczekiwałam wiele. Usłyszałam tyle opinii, określających książkę jako...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka może nie jest arcydziełem, ale z pewnością ma coś w sobie. Świadczy o tym fakt, że dosłownie nie byłam w stanie się od niej oderwać. Ze względu na ogromny sentyment, jaki posiadam nie tylko do pierwszej części, ale do całej serii, bardzo boli mnie określenie książki jako banalnej, irytująco przewidywalnej i może wręcz niemądrej, lecz niestety taka właśnie jest prawda. Jednak co ważniejsze, mimo tych wad, "Rywalki" należą do nielicznego grona powieści, które zdołały tak bardzo mnie oczarować, zaciekawić oraz można by niemal powiedzieć- przenieść do innego świata. Wbrew popularnej opinii, pokochałam główną bohaterkę. Zachwycił mnie także świat przedstawiony, niestety jednak nie do końca dopracowany i prawidłowo obmyślony przez autorkę. Księżniczki, piękne suknie, walka o koronę, pałacowe intrygi - to zdecydowanie moje klimaty, urzekła mnie więc magiczna atmosfera, towarzysząca mi podczas czytania. Moim zdaniem "Rywalki" to najlepszy tom całej serii, co wynika prawdopodobnie z tego, że jest on jedynie wprowadzeniem do historii, w związku z czym nie zawiera zbyt wiele akcji. Dzięki temu autorka, Kiera Cass, nie miała okazji, by "zgubić się" w stworzonym przez siebie świecie, co niestety dość często czyniła w późniejszych częściach. Podsumowując, chociaż opisywana książka z całą pewnością nie odmieni niczyjego sposobu myślenia ani być może nawet nie pozostawi po sobie żadnego śladu w umyśle czytelnika, mimo wszystko stanowi lekturę, po którą warto sięgnąć, chociażby dla samej przyjemności. Jeżeli chodzi o mnie, przy "Rywalkach" uśmiech gościł na moich ustach niemal przez cały czas.

Książka może nie jest arcydziełem, ale z pewnością ma coś w sobie. Świadczy o tym fakt, że dosłownie nie byłam w stanie się od niej oderwać. Ze względu na ogromny sentyment, jaki posiadam nie tylko do pierwszej części, ale do całej serii, bardzo boli mnie określenie książki jako banalnej, irytująco przewidywalnej i może wręcz niemądrej, lecz niestety taka właśnie jest...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zabierając się za napisanie recenzji "Wyśnionych miejsc", przypomniałam sobie jak wielkim rozczarowaniem była dla mnie ta książka. Dlaczego? Bo historia rozpoczęła się naprawdę dobrze i do pewnego momentu bardzo mi się podobała. Niestety, jak to często bywa, w końcu wszystko zaczęło się kompletnie psuć. Jeżeli chodzi o dwójkę pierwszoplanowych postaci, Wavery polubiłam już w pierwszym rozdziale, jednak po przeczytaniu kilkudziesięciu stron, kiedy zagłębiałam się w dalszą część lektury, dziewczyna coraz bardziej mnie irytowała. Natomiast Marshall, do którego od samego początku nie pałałam miłością, jakimś cudem wraz z rozwojem akcji zdołał stać się w moich oczach jeszcze gorszym bohaterem, niż za jakiego go wcześniej uważałam. Przede wszystkim jednak "Wyśnione miejsca" to zbiór wielu niepotrzebnych wątków, jak na przykład historii Autumn, mającej służyć nie wiadomo czemu. Samo wprowadzenie do fabuły postaci dziewczyny, często podejmującej niemożliwe do zrozumienia działania i uczynienie z niej dość ważnej persony również było błędnym posunięciem ze strony autorki. Poza tym, podczas czytania odnosiłam wrażenie, że Brenna Yovanoof dosłownie gubi się w stworzonym przez siebie świecie, przez co w pewnym momencie dość mocno zaniknął nawet tytułowy, przewodni motyw snów. Warto także wspomnieć o postaci Maribeth, niestety będącej bohaterką z ogromnie zmarnowanym potencjałem. Również "dwie twarze" zarówno Wavery, jak i Marshalla, które mogliśmy ujrzeć wraz z biegiem historii, w mojej opinii okazały się być niezwykle rozczarowujące. Naprawdę oczekiwałam czegoś o wiele lepszego niż to, co otrzymałam. Jestem tym bardziej zawiedziona, ponieważ książka zapowiadała się świetnie. Mówiąc krótko, "Wyśnione miejsca" podsumować mogę, ograniczając się do użycia tylko dwóch słów: niewykorzystany potencjał. Właściwie jedynym co naprawdę spodobało mi się w książce, była "przyjaźń" Wavery oraz Maribeth, będąca ogromnie skomplikowaną relacją i jednocześnie najlepszym wątkiem lektury. Również okładka powieści jest przepiękna, ale ona akurat nie wlicza się w końcową ocenę.

Zabierając się za napisanie recenzji "Wyśnionych miejsc", przypomniałam sobie jak wielkim rozczarowaniem była dla mnie ta książka. Dlaczego? Bo historia rozpoczęła się naprawdę dobrze i do pewnego momentu bardzo mi się podobała. Niestety, jak to często bywa, w końcu wszystko zaczęło się kompletnie psuć. Jeżeli chodzi o dwójkę pierwszoplanowych postaci, Wavery polubiłam już...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka cudowna pod każdym względem. Inaczej nie potrafię jej opisać. Zachwyciło mnie w niej dosłownie wszystko. Pokochałam postacie, zwłaszcza te drugoplanowe, które urzekły mnie i zaintrygowały swoją oryginalnością- Tristana, Kristen, Hannah oraz Natalie. Przede wszystkim jednak moje serce skradła May. Chociaż nie była ona główną bohaterką książki, dotyczyła jej większość opisanych wydarzeń. To w dużej mierze dzięki niej "Kochani, dlaczego się poddaliście?" na zawsze pozostanie w mojej pamięci. May należy do typu postaci, który najbardziej uwielbiam, wyróżniała się jednak na tle podobnych do siebie bohaterek. Z jakiegoś powodu zafascynowała mnie o wiele bardziej niż przypominające ją, bo stworzone na podobnym schemacie, postacie z innych książek. Przechodząc dalej, oczarowała mnie również historia Laurel, pierwszoplanowej postaci, piszącej listy do przedwcześnie zmarłych osób, które za życia zmieniały świat. Fantastyczny wątek. Autorka zastosowała także niesamowitą narrację, która sprawiła, że zaprzestanie czytania w moim przypadku graniczyło z cudem. Właściwie jedynym, do czego mogę się przyczepić jest dwójka najważniejszych bohaterów. Niestety nie polubiłam Laurel i Sky'a tak bardzo, jak bym chciała. W przeciwieństwie do pozostałych postaci, nie byli oni równie intrygujący, a momentami uznawałam ich wręcz za nudnych. Jednak nawet mój brak sympatii dla tej dwójki nie sprawił, bym wystawiła opisywanej lekturze ocenę inną niż 10/10. Wielokrotnie przekonałam się o tym jak bardzo moje opinie różnią się od zdania innych ludzi, zwłaszcza w przypadku książek. Tym razem też tak było, ponieważ w przeciwieństwie do wielu czytelników lekturę "Kochani, dlaczego się poddaliście?" uważam za bliską ideału. Nie potrafię nawet słowami opisać tego, co zrobiła ona z moimi emocjami. Jestem niezmiernie wdzięczna autorce za to, czego mogłam doświadczyć podczas czytania. "Kochani, dlaczego się poddaliście?"- kocham całym swoim sercem i polecam każdemu.

Książka cudowna pod każdym względem. Inaczej nie potrafię jej opisać. Zachwyciło mnie w niej dosłownie wszystko. Pokochałam postacie, zwłaszcza te drugoplanowe, które urzekły mnie i zaintrygowały swoją oryginalnością- Tristana, Kristen, Hannah oraz Natalie. Przede wszystkim jednak moje serce skradła May. Chociaż nie była ona główną bohaterką książki, dotyczyła jej większość...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Spośród wszystkich książek Johna Greena, które do tej pory miałam okazję przeczytać, ta zdecydowanie była najlepsza. Krótko mówiąc- zachwyciła mnie. Świetni bohaterowie, ciekawa historia oraz cudowny styl autora złączone w całość stworzyły naprawdę niesamowitą książkę, którą pochłonęłam nawet nie wiem kiedy, w zawrotnym tempie, ponieważ tak bardzo mnie wciągnęła i oczarowała. Alaska Young- dziewczyna z wielkimi problemami, które stara się ukryć przed wszystkimi i jednocześnie jedna z moich absolutnie ukochanych postaci literackich. Pokochałam w niej dosłownie wszystko, pozorną pewność siebie, poczucie humoru, skłonność do przemyśleń, każde z jej licznych oblicz, które stopniowo mogłam ujrzeć podczas czytania powieści oraz przede wszystkim jej tajemnice, składające się w jedną całość wraz z rozwojem akcji. Chociaż Alaska to niezaprzeczalnie najlepsza bohaterka opisywanej książki, pozostałe postacie nie pozostają w tyle, dzięki czemu między nimi a tytułową personą nie wytwarza się żadnego rodzaju przepaść, jak to często bywa w innych utworach. Ale skoro powieść tak bardzo mnie zachwyciła, co powstrzymuje mnie przed przyznaniem jej oceny 10/10? Moim zdaniem książka byłaby jeszcze lepsza, gdyby John Green zdecydował się na dodanie chociażby jednego rozdziału napisanego z perspektywy Alaski. Ujrzenie przedstawionych wydarzeń jej oczami, a nie z punktu widzenia Milesa, głównego bohatera, z pewnością pomogłoby w lepszym zrozumieniu postępowania dziewczyny. Nie podobało mi się także to, że właściwie sporo aspektów historii pozostało niewyjaśnionych, co oczywiście wprowadziło zagadkowy, tajemniczy nastrój, ale pozostawiło mnie również z pewnego rodzaju niedosytem. Nie zmienia to jednak faktu, że "Szukając Alaski" to bez wątpienia jedna z najlepszych książek jakie czytałam do tej pory. Na pewno w najbliższym czasie sięgnę po tę powieść po raz kolejny, aby powrócić do historii Milesa i Alaski, która tak bardzo mnie oczarowała oraz spróbować ponownie poczuć to, co czułam za pierwszym razem.

Spośród wszystkich książek Johna Greena, które do tej pory miałam okazję przeczytać, ta zdecydowanie była najlepsza. Krótko mówiąc- zachwyciła mnie. Świetni bohaterowie, ciekawa historia oraz cudowny styl autora złączone w całość stworzyły naprawdę niesamowitą książkę, którą pochłonęłam nawet nie wiem kiedy, w zawrotnym tempie, ponieważ tak bardzo mnie wciągnęła i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie potrafię opisać tej książki inaczej niż jako nieudaną kopię "Rywalek". Podczas czytania "Królestwa ze szkła" miałam okazję ujrzeć niemal identyczny co w powieści Kiery Cass przebieg konkursu, w którym główną nagrodą jest małżeństwo z następcą tronu. Jednak żeby nie było dokładnie tak samo jak w "Rywalkach", w tym przypadku mamy nie jednego księcia, lecz aż czterech młodzieńców i nie wiemy, który z nich jest prawdziwym królewskim potomkiem. Uważam, że to ciekawy, oryginalny pomysł- niestety jeden z niewielu jakie przedstawiła nam autorka "Królestwa ze szkła". Valentinie Fast należą się także brawa za wymyślenie interesującego sposobu, w jaki Tatiana, główna bohaterka książki, zakwalifikowała się do pierwszego etapu konkursu. Do zalet powieści należy także to, że jest wciągająca i bardzo szybko się ją czyta. Niestety na tym kończą się pozytywy. Nie dość, że bohaterowie "Królestwa ze szkła" są banalnymi i irytującymi chodzącymi stereotypami, stanowią dodatkowo nieudolne kopie postaci, które poznaliśmy w "Rywalkach". Poza tym książka jest kompletnie pozbawiona akcji, prawie nic się w niej nie dzieje. Być może spodobałaby mi się odrobinę bardziej, gdybym przeczytała ją przed "Rywalkami". Z ogromnym zaskoczeniem stwierdzam jednak, że chociaż "Królestwo ze szkła" jest przede wszystkim niesamowicie banalną oraz przewidywalną książką, mimo tego jakimś cudem zdołało zachęcić mnie do przeczytania kolejnej części serii, pozostawiając mnie z przyjemnym niedosytem i myślą "Chcę wiedzieć co wydarzy się dalej", przecząc tym samym wszystkim moim zasadom.

Nie potrafię opisać tej książki inaczej niż jako nieudaną kopię "Rywalek". Podczas czytania "Królestwa ze szkła" miałam okazję ujrzeć niemal identyczny co w powieści Kiery Cass przebieg konkursu, w którym główną nagrodą jest małżeństwo z następcą tronu. Jednak żeby nie było dokładnie tak samo jak w "Rywalkach", w tym przypadku mamy nie jednego księcia, lecz aż czterech...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niestety chyba nigdy nie będę w stanie zrozumieć fenomenu tej książki. Sięgnęłam po nią po obejrzeniu serialu, stworzonego na jej podstawie. Szybko przez nią przebrnęłam, jednak poczułam ogromny niedosyt po przeczytaniu ostatniej strony. Rzadko zdarza się, żeby ekranizacja danej powieści podobała mi się bardziej niż jej oryginalna, papierowa wersja, jednak "13 powodów" bez wątpienia jest jednym z takich przypadków. Wszystko, co najbardziej przypadło mi do gustu w serialu, okazało się pomysłami reżysera, ponieważ w książce nie było tego w ogóle, bądź zostało przez pana Ashera przedstawione w okropny sposób. Co tak bardzo nie podoba mi się w powieści "13 powodów"? Przede wszystkim, przyczyny swojego samobójstwa, które przedstawia Hannah, są beznadziejne. W serialu historia tej dziewczyny może specjalnie nie porusza, ale przynajmniej sprawia, że osoba oglądająca zaczyna jej współczuć i ją rozumieć. Ja przynajmniej w ten sposób się czułam, podczas zapoznawania się z ekranizacją. Natomiast kiedy czytałam książkę, nie potrafiłam odnaleźć w sobie tych emocji, które towarzyszyły mi przy serialu. Co więcej, odnosiłam bardzo silne wrażenie, że Hannah z powieści na siłę szuka powodów do popełnienia samobójstwa. Nie potrafię zrozumieć jej sposobu myślenia. Książka, co można wywnioskować na podstawie nazwy, w założeniu ma nam przedstawić trzynaście przyczyn, tłumaczących dlaczego nastolatka postanowiła odebrać sobie życie, co skłoniło ją do podjęcia takiej decyzji. Niestety, zamiast sprawić, bym poczuła współczucie w stosunku do Hannah, autor jedynie utwierdził mnie w przekonaniu, że dziewczyna najwyraźniej była po prostu osobą niestabilną psychicznie, niepotrafiącą poradzić sobie z sytuacjami, które zapewne nie doprowadziłyby nikogo do samobójstwa. Nie sugeruję, że żaden z problemów Hannah nie był poważny, bo to oczywiście nieprawda, jednak większość z powodów, o których dziewczyna mówi na taśmach to zwykłe błahostki. Zdaję sobie sprawę, że samobójstwa wśród nastolatków stanowią w dzisiejszych czasach bardzo poważny problem i wiem, że autor "13 powodów" za pośrednictwem swojej książki próbował zwrócić na to uwagę odbiorców, pragnąc, by nauczyli się oni czegoś niezwykle ważnego. Niestety niezbyt mu to wyszło, gdyż przekaz musiałby być znacznie mocniejszy, by nieść lekcję na przyszłość dla czytelników. Moim zdaniem, do o wiele większej grupy ludzi byłby w stanie dotrzeć serial na podstawie książki Ashera, ponieważ tam historia Hannah została przedstawiona w sposób dużo lepszy niż na papierze.

Niestety chyba nigdy nie będę w stanie zrozumieć fenomenu tej książki. Sięgnęłam po nią po obejrzeniu serialu, stworzonego na jej podstawie. Szybko przez nią przebrnęłam, jednak poczułam ogromny niedosyt po przeczytaniu ostatniej strony. Rzadko zdarza się, żeby ekranizacja danej powieści podobała mi się bardziej niż jej oryginalna, papierowa wersja, jednak "13...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie do końca wiem, czego się spodziewałam sięgając po "Urok Grace'ów", z pewnością jednak sądziłam, że tę historię ocenię znacznie wyżej. Książkę chciałam przeczytać jeszcze na długi czas przed tym, zanim się ona ukazała w Polsce. Kiedy zobaczyłam na stronie wydawnictwa informację o tym, że "Urok Grace'ów" już niedługo będzie dla nas dostępny, z niecierpliwością czekałam, aż jeden jego egzemplarz dołączy do mojej kolekcji.
Mówi się, żeby nie oceniać książki po okładce. Moim zdaniem, jeżeli chodzi o "Urok Grace'ów", powiedzenie to jak najbardziej się sprawdza, ponieważ pierwszą rzeczą, jaka zachęciła mnie do przeczytania tej lektury była właśnie jej cudowna okładka. Niestety, w przeciwieństwie do zewnętrznego wyglądu, treść w ogóle mnie nie zachwyciła. Było zupełnie odwrotnie.
Kiedy wypowiadam się na temat konkretnej książki, nie lubię mówić, że mnie ona rozczarowała, ale w tym przypadku faktycznie tak było. Ciężko mi w jakikolwiek inny sposób określić "Urok Grace'ów". Żywiłam w stosunku do tej książki duże, liczne oczekiwania, których autorce nie udało się spełnić.
Próbowałam znaleźć jakiekolwiek pozytywne aspekty w opisanej przez Laure Eve historii Grace'ów i udało mi się to zrobić. Zaletą książki są na pewno bohaterowie, z którymi ma związek większość wydarzeń, a mianowicie słynne rodzeństwo, rządzące wśród uczniów miejscowego liceum. Szkoda tylko, że Summer, Thalia i Fenrin to jedyne postacie z książki, które "da się lubić". Kolejnym aspektem, pozytywnie wpływającym na moją ocenę jest sprzyjający łatwemu, szybkiemu czytaniu sposób pisania, jakim posłużyła się autorka dzieła podczas jego tworzenia. Niestety, są to jedyne zalety, jakie udało mi się dostrzec. Główna bohaterka dzieła, River, od samego początku niemiłosiernie mnie irytowała, natomiast opisana w książce historia moim zdaniem była po prostu potwornie nudna i pozbawiona jakiejkolwiek akcji. Podczas czytania myślałam o tym, ile stron zostało jeszcze do końca, co zdecydowanie nie było dobrym znakiem. Już teraz wiem, że nie sięgnę po drugą część serii, gdy takowa się ukaże.

Nie do końca wiem, czego się spodziewałam sięgając po "Urok Grace'ów", z pewnością jednak sądziłam, że tę historię ocenię znacznie wyżej. Książkę chciałam przeczytać jeszcze na długi czas przed tym, zanim się ona ukazała w Polsce. Kiedy zobaczyłam na stronie wydawnictwa informację o tym, że "Urok Grace'ów" już niedługo będzie dla nas dostępny, z niecierpliwością czekałam,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to