-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik253
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2020-11-19
Mistrz Follett jak zwykle nie zawiódł - i to nawet pomimo pewnej schematyczności, jaka wkradła się do sposobu tworzenia bohaterów jego powieści. Wartka akcja, piękne nakreślenie tła historycznego - książka wciągnęła tak, że mimo zmęczenia czytałem kilka dni z rzędu do 2 w nocy i niemal 800 stron wciągnąłem w niecały tydzień.
Mistrz Follett jak zwykle nie zawiódł - i to nawet pomimo pewnej schematyczności, jaka wkradła się do sposobu tworzenia bohaterów jego powieści. Wartka akcja, piękne nakreślenie tła historycznego - książka wciągnęła tak, że mimo zmęczenia czytałem kilka dni z rzędu do 2 w nocy i niemal 800 stron wciągnąłem w niecały tydzień.
Pokaż mimo to2020-05-03
Choć świat muzyki pełen jest wyjątkowych postaci, mało która z nich pod względem nietuzinkowości może równać się z Eltonem Johnem. Nie dość, że prowadził żywot nawet bardziej szalony, niż wielu z jego kolegów, to jeszcze w przeciwieństwie do większości z nich nigdy nie wzbraniał się przed szczerym mówieniem o sobie i swoich problemach. Nic zatem dziwnego, że opowiadający o Eltonie film „Rocketman”, którego zresztą on sam był producentem wykonawczym, zebrał wiele pozytywnych recenzji również właśnie za rzetelne ukazanie wielu wątków z jego życia, włącznie z uzależnieniem od narkotyków i seksu z niezliczonymi partnerami.
Chociaż jednak „Rocketman” w barwny i dość wierny sposób oddaje postać Eltona Johna, to jednak trudno uznać go za biografię w ścisłym rozumieniu tego słowa. To raczej fantastyczny musical, którego celem było w większym stopniu oddanie emocjonalnej prawdy o tym wyjątkowym artyście, niż przedstawienie jego kariery z kronikarską drobiazgowością. Tym, którzy obejrzawszy film nabrali ochoty na to, by bardziej wgłębić się w tę historię, z pomocą przyszedł sam Elton, wydając napisaną z pomocą brytyjskiego dziennikarza Alexisa Petridisa autobiografię zatytułowaną po prostu „Ja”.
Na niemal 400 stronach książki, w Polsce opublikowanej nakładem Wydawnictwa Otwartego, John otwiera się przed czytelnikami, kreśląc swoje dzieje w opowieści, którą można umownie podzielić na trzy części. W pierwszej poznajemy zahukanego, nierozumiejącego swej seksualności chłopca, Reggiego Dwighta, który na przekór surowemu ojcu decyduje się spróbować swych sił w muzyce i mimo początkowych niepowodzeń, nie poddaje się – aż w końcu los wynagradza go, stawiając na jego drodze równie niepozornego tekściarza Berniego Taupina, do spółki z którym – już jako Elton John – odnosi pierwsze wielkie sukcesy. Następnie Elton opisuje czasy, gdy był u szczytu popularności, rysując obraz samego siebie jako genialnego twórcy piosenek, wiernego kibica Watford FC i generalnie wrażliwego faceta – ale jednocześnie także niepoprawnego alkoholika i narkomana, nie potrafiącego powstrzymać się przed szastaniem pieniędzmi, pomiataniem współpracownikami i wysuwaniem najbardziej nawet zdumiewających żądań, włącznie ze „zrobieniem czegoś z wiatrem na dworze”. Wreszcie dociera do okresu, w którym – poddawszy się leczeniu w klinice odwykowej – przewartościował swe postępowanie, znajdując wreszcie miłość swojego życia w osobie Davida Furnisha i odnajdując przyjemność w życiu rodzinnym.
Wszystko to Elton do spółki z Petridisem opisuje w tak niesamowicie plastyczny, pełen humoru (co warto podkreślić – mocno brytyjskiego humoru!) sposób, że od pierwszych stron książka wciąga czytelnika i nie pozwala mu się oderwać od lektury. Nie ma tu miejsca na nudę – może dzięki temu, że rozliczając się z przeszłością, John nie owija w bawełnę, opisując wprost, jak fatalnie potrafił się zachowywać w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Omawiając kwestie swojego alkoholizmu, narkomanii i katastrofalnych relacji z innymi ludźmi, Elton jest bardzo otwarty, szczery i czasami zabawny, nigdy nie unikając autorefleksji, która ostatecznie dociera do sedna omawianego problemu. Chwilami czujemy się jak uczestnicy jednego z tych spotkań grup wsparcia, na które, jak sam wyznaje, po wyleczeniu się z nałogów na początku lat dziewięćdziesiątych zaczął uczęszczać wręcz… nałogowo – można odnieść wrażenie, że siedzimy w kręgu wraz z autorem opowieści, słuchając jego wynurzeń, okraszonych licznymi mrugnięciami okiem, chichotami i odrobiną melancholii.
Co ciekawe, mimo że mamy do czynienia z biografią muzyka, tak naprawdę nie jest to książka o muzyce. Owszem, sporo miejsca zajmują wspomnienia tego, jak wyglądała współpraca Eltona z Berniem i innymi artystami czy wynurzenia o twórczych inspiracjach – jednak nie ma tu (na całe szczęście!) rozpisywania się na kilka stron o tym, jak zmieniała się treść poszczególnych piosenek, rozkładania kompozycji na czynniki pierwsze czy rozważań na temat najlepszego sprzętu (co wcale nie zdarza się rzadko w podobnych publikacjach…). Można odnieść wrażenie, że muzyka – niczym dobry soundtrack – jest tak naprawdę tłem całej tej opowieści, której głównym tematem są ludzie i relacje między nimi. „Ja” to zbiór anegdot o obecnych w życiu Eltona celebrytach, wśród których znajdziemy Roda Stewarta robiącego głównemu bohaterowi tej historii głupie żarty, Freddiego Mercury’ego wysyłającego mu świąteczny prezent po swej śmierci, Eminema witającego się z nim za każdym razem słowami „Elo, pizdo”, a nawet królową Elżbietę, dla żartu policzkującą swego siostrzeńca w obecności Johna. To także – być może przede wszystkim! – opowieść o chłopcu, który potrafił przezwyciężyć własne słabości i dzięki niepospolitemu talentowi, ciężkiej pracy oraz sporej dozie szczęścia („A gdybym był tak przygnębiony nieudanym przesłuchaniem, że w drodze na dworzec wyrzuciłbym kopertę [z tekstami Berniego – przyp. red.] do kosza?”, jak sam zastanawia się w epilogu książki) doszedł na sam szczyt. Jak podkreśla z przekąsem Elton, „wspaniałe w rock’n’rollu jest to, że ktoś taki jak ja może zostać gwiazdą”.
Nie mam wątpliwości, że dla każdego oddanego fana Eltona Johna, „Ja” jest lekturą obowiązkową. Zachęcam do sięgnięcia po tę książkę również tych pasjonatów muzyki, których znajomość twórczości tego szalonego Anglika ogranicza się do „I'm Still Standing”, „Your Song”, „Crocodile Rock” i kilku innych wielkich hitów – może zainspiruje Was do wgłębienia się w jego dyskografię i odkryjecie cudowne utwory, o których istnieniu dotąd nie mieliście pojęcia? Zresztą, nawet jeśli zbyt mocno nie „siedzicie w muzyce”, to myślę, że także powinniście się z nią zapoznać – traktując ją jako studium natury ludzkiej i odkrywania samego siebie przez pryzmat przemyśleń jednej z najbardziej barwnych postaci ostatniego półwiecza. „Ja” to po prostu jedna z najśmieszniejszych, najbardziej wzruszających i szczerych autobiografii, które miałem w rękach od dłuższego czasu i nie mam wątpliwości, że przypadnie do gustu niejednemu czytelnikowi.
[recenzja opublikowana przeze mnie pierwotnie na portalu wyspa.fm: http://wyspa.fm/ksiazki/181775/ja-pierwsza-i-jedyna-autobiografia-eltona-johna]
Choć świat muzyki pełen jest wyjątkowych postaci, mało która z nich pod względem nietuzinkowości może równać się z Eltonem Johnem. Nie dość, że prowadził żywot nawet bardziej szalony, niż wielu z jego kolegów, to jeszcze w przeciwieństwie do większości z nich nigdy nie wzbraniał się przed szczerym mówieniem o sobie i swoich problemach. Nic zatem dziwnego, że opowiadający o...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-06-10
Momentami było trochę dłużyzn (rozdział rozdziałowi nierówny), ale w gruncie rzeczy to rzetelnie napisane i pełne ciekawostek obszerne tomiszcze.
Momentami było trochę dłużyzn (rozdział rozdziałowi nierówny), ale w gruncie rzeczy to rzetelnie napisane i pełne ciekawostek obszerne tomiszcze.
Pokaż mimo to2020-06-18
Liczyłem, szczerze mówiąc, na trochę więcej informacji o dinozaurach - ale i tak książka świetna. Lekko prowadzona, gawędziarska narracja sprawia, że lektura upływa naprawdę szybko.
Liczyłem, szczerze mówiąc, na trochę więcej informacji o dinozaurach - ale i tak książka świetna. Lekko prowadzona, gawędziarska narracja sprawia, że lektura upływa naprawdę szybko.
Pokaż mimo to2019
2019
2019-11-27
2019-04-25
2020-01-17
2018
2018
2019
2018-12-10
Powieść dość wolno się rozkręca, początek może być trochę męczący, przez co wciągnięcie się w fabułę chwilę zajmuje. Ale mniej więcej od połowy akcja nabiera takiego rozpędu, że resztę książki "łyka się" jednym tchem. Choć głównym bohaterem powieści jest Konrad, to jednak całą sympatię kradnie Hans Jorgensen i to po to, by poznać jego dalsze losy, sięgnę po kontynuację.
Powieść dość wolno się rozkręca, początek może być trochę męczący, przez co wciągnięcie się w fabułę chwilę zajmuje. Ale mniej więcej od połowy akcja nabiera takiego rozpędu, że resztę książki "łyka się" jednym tchem. Choć głównym bohaterem powieści jest Konrad, to jednak całą sympatię kradnie Hans Jorgensen i to po to, by poznać jego dalsze losy, sięgnę po...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-03-28
Fascynująca, ale i przerażająca wizja przyszłości. Jeśli tak ma wyglądać droga, którą podąży ludzkość - to ja chyba nie chcę w niej uczestniczyć...
Fascynująca, ale i przerażająca wizja przyszłości. Jeśli tak ma wyglądać droga, którą podąży ludzkość - to ja chyba nie chcę w niej uczestniczyć...
Pokaż mimo to2018-03-23
2018-03-02
Opowieść o "Parszywej dwunastce" (czy raczej szóstce) w spódnicach. Jak zwykle u Folletta - wartka, wciągająca akcja wpisana w historyczne wydarzenia. Dla fanów powieści osadzonych w realiach II wojny światowej - absolutny must read!
Opowieść o "Parszywej dwunastce" (czy raczej szóstce) w spódnicach. Jak zwykle u Folletta - wartka, wciągająca akcja wpisana w historyczne wydarzenia. Dla fanów powieści osadzonych w realiach II wojny światowej - absolutny must read!
Pokaż mimo to2017-11-19
Jakoś tak wyszło, że "Legion", choć nabyty tuż po premierze, przeczytałem dopiero po czterech latach. Nie wiem w sumie, dlaczego - bo tematykę II wojny światowej bardzo lubię, a twórczość Elżbiety Cherezińskiej - jeszcze bardziej. Być może jednak instynktownie czułem, że nie znajdę tutaj tego, co tak w książkach Pani Eli uwielbiam - zapierających dech w piersiach opisów, barwnych postaci i wątków, które czyta się z wypiekami na twarzy. To znaczy, niby to wszystko tu jest, ale... jakieś takie inne, niepełne, w porównaniu do tego, co znamy z "Północnej drogi", "Odrodzonego Królestwa" czy książek o Świętosławie. Do tego "Legion" jest napisany w dość specyficzny sposób - akcja jest chaotyczna, a dodatkowo jeszcze zaburzają ją opisy postaci w formie wtrąceń przypominających podpisy z seriali. Długo trwało, zanim się do tego przyzwyczaiłem. Mam wrażenie, że Autorka powinna jednak się skupić na historiach rozgrywających się w dawniejszych czasach - tam się czuje zdecydowanie bardziej "u siebie", niż w czasach nam bliższym. Co nie zmienia faktu, że książka o losach Brygady Świętokrzyskiej też była potrzebna - ci ludzie po prostu zasługiwali na to, by opowiedzieć ich historię.
Jakoś tak wyszło, że "Legion", choć nabyty tuż po premierze, przeczytałem dopiero po czterech latach. Nie wiem w sumie, dlaczego - bo tematykę II wojny światowej bardzo lubię, a twórczość Elżbiety Cherezińskiej - jeszcze bardziej. Być może jednak instynktownie czułem, że nie znajdę tutaj tego, co tak w książkach Pani Eli uwielbiam - zapierających dech w piersiach opisów,...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-10-24
Mam tę książkę w oryginalnym, angielskim wydaniu i być może dlatego książka mi się trochę dłużyła - co o tyle zadziwiające, że zawierała naprawdę mnóstwo informacji ukazujących Romanowów jako arcyciekawą rodzinę.
Mam tę książkę w oryginalnym, angielskim wydaniu i być może dlatego książka mi się trochę dłużyła - co o tyle zadziwiające, że zawierała naprawdę mnóstwo informacji ukazujących Romanowów jako arcyciekawą rodzinę.
Pokaż mimo to