-
Artykuły
Sięgnij po najlepsze książki! Laureatki i laureaci 17. Nagrody Literackiej WarszawyLubimyCzytać1 -
Artykuły
„Five Broken Blades. Pięć pękniętych ostrzy”. Wygraj książkę i box z gadżetamiLubimyCzytać4 -
Artykuły
Siedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać4 -
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
Biblioteczka
2022-08-01
2022-02-10
2017-10
2017-07
2017-02
Nie ma co czarować, seria na której wielu z nas się praktycznie wychowało. Chociaż sama do książki zasiadłam dopiero po obejrzeniu filmu to muszę przyznać, że obudziła we mnie miłość do książek, jak i samej fantastyki, a po 3 latach czytelniczego zastoju potrafiła od nowa zakochać mnie w książkach.
Jedna z ulubionych i chyba najbardziej sentymentalna pozycja zarówno 10 jak i 22 letniej mnie.
Nie ma co czarować, seria na której wielu z nas się praktycznie wychowało. Chociaż sama do książki zasiadłam dopiero po obejrzeniu filmu to muszę przyznać, że obudziła we mnie miłość do książek, jak i samej fantastyki, a po 3 latach czytelniczego zastoju potrafiła od nowa zakochać mnie w książkach.
Jedna z ulubionych i chyba najbardziej sentymentalna pozycja zarówno 10 jak...
2017-02
Nie znam fana Harrego Pottera, który na wieść o możliwości powrotu w ten magiczny świat nie skakała z radości...do czasu otwarcia książki.
Nie zrozumcie mnie źle, książka nie jest znowu jakaś tragiczna, ale jest po prostu pomieszaniem z poplątanym i nie tym czego się spodziewałam, a nie chodzi wcale o to, że jest scenariuszem. Po prostu..główne trio straciło cały urok, nie pasują mi nawet zawody w jakich zostali umieszczeni jako dorośli ludzie. Postać Harrego bardzo mnie zawiodła, natomiast sam Draco wypada w bardzo pozytywnym świetle.
Czytając ten scenariusz miałam wrażenie, że pisany był przez osoby, które były słabo zaznajomione z materiałem, z którego czerpały :<
Książka ma jednak dwa ogromne plusy - postać Scorpiusa, którego polubiłam praktycznie od pierwszych stron oraz...fakt, że opisany w niej Turniej Trójmagiczny (z "Panie smoku nie zjadaj naszego Cedrika, prosimy!" na czele) oraz same charaktery postaci (pomijając główną trójkę np. McGonagall mówiąca uczniowi żeby wyluzował, kiedy przypomina o zasadach panujących w szkole, wtf) sprawiły że zwątpiłam w canoniczną serię i...postanowiłam przeczytać ją od nowa! :)
Nie znam fana Harrego Pottera, który na wieść o możliwości powrotu w ten magiczny świat nie skakała z radości...do czasu otwarcia książki.
Nie zrozumcie mnie źle, książka nie jest znowu jakaś tragiczna, ale jest po prostu pomieszaniem z poplątanym i nie tym czego się spodziewałam, a nie chodzi wcale o to, że jest scenariuszem. Po prostu..główne trio straciło cały urok, nie...
2017-09
Szczerze mówiąc mam co do tej książki mieszane uczucia. Nie będę czarować, że ucieszyłam się, widząc ją na półce w Empiku - moje zainteresowanie mitologią nordycką znacznie wzrosło dzięki, zapewne znanemu większości czytających tą opinię, serialowi "Wikingowie", w którym bohaterowie czasem wtrącali wzmianki na ten temat. Z racji, że z reguły mam na półce sporo nie przeczytanych książek to nie próbowałam jakoś specjalnie dotrzeć do opowieści o Thorze, Odynie, Loki i reszcie ferajny, ale skoro los podstawił mi ją pod nos nie mogłam się powstrzymać.
Z racji, że jak wspomniałam, było to praktycznie pierwsze moje zderzenie z mitologią nordycką byłam oczarowana przedstawionymi przez autora historiami, książeczkę czyta się bardzo szybko, a sami bogowie wydają się bardzo ludzcy i przypadli mi do gusty dużo bardziej niż bogowie greccy, których miałam okazję poznać na etapie nauki w gimnazjum.
Niestety, pojawił się pewien zgrzyt. Może to kwestia tego, że książka szuka odbiorców bardziej wśród młodzieży niż wśród wczesnych 20-latków (chociaż całe życie zarzekam się umysłem na poziomie 16-latki), czasami autor wkładał takie..głupkowate teksty w ust bogów, nie jestem w stanie sobie przypomnieć jednego konkretnego przy którym wywróciłam oczami.
Oprócz tego książka mi się podobała, wybrane przez autora mity były ciekawe i uważam je za świetne wprowadzenie w temat dla osoby, która nie jest jakoś szczególnie zaznajomiona z tematem.
Szczerze mówiąc mam co do tej książki mieszane uczucia. Nie będę czarować, że ucieszyłam się, widząc ją na półce w Empiku - moje zainteresowanie mitologią nordycką znacznie wzrosło dzięki, zapewne znanemu większości czytających tą opinię, serialowi "Wikingowie", w którym bohaterowie czasem wtrącali wzmianki na ten temat. Z racji, że z reguły mam na półce sporo nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-03
2017-03
2017-04
2017-04
2017-05
2017-05
2017-06
Dopiero w tym roku udało mi się położyć łapki na pierwszej części gry z serii Assaisns Creed i mimo większego sukcesu części opowiadającej o Ezio, dużo bardziej polubiłam Altaira i całą otoczkę zakonu zabójców.
Nic dziwnego zatem, że widząc książkę o jego losach nie potrafiłam się powstrzymać. Niestety, zawiodłam się. Pomijając fakt, że jak historia Altaira zarówno przed jak i po fabule gry były dla mnie ciekawym smaczkiem to bardziej dopełniły mi doznania zaczerpnięte właśnie z gry.
Pomijając fakt, że książka napisana jest po prostu słabo, bardzo skrótowo i fabuła pokrywająca się z grą nie jest nawet opisaniem tego co sie działo, a bardziej uproszczeniem i streszczeniem gry. Całość idzie bardzo schematycznie, a sposób w jaki wszystko jest napisane nie wzbudza praktycznie żadnych emocji. Może wymagałam zbyt dużo, bo to moje pierwsze...doznanie z powieścią na podstawie gry, ale spodziewałam się więcej wewnętrznych rozterek bohatera, a okazuje się, że ja sama kierując losami bohatera w grze miałam więcej przemyśleń na temat fabuły niż Altair przedstawiony przez autora tej książki.
Dużo bardziej podobały mi się również rozmowy z ofiarami zabójcy w grze. Przez specyficzną otoczkę wyglądały bardziej jak sen czy jakieś nadnaturalne sytuacje. Wersja przedstawiona w książce wygląda dość blado - ofiara z poderżniętym gardłem radośnie prowadząca dialog, podczas gdy, jak nauczyła nas gra, dookoła jest ogromne zamieszanie! Wszystkie zadania Altaira naprawdę bardzo słabo, jedynym plusem jest, jak już wspomniałam wcześniej, poznanie rozszerzonej historii naszego pierwszego zabójcy, która mimo iż stylistycznie napisana jak słaby fanfiction, fabularnie była dla mnie satysfakcjonująca
Dopiero w tym roku udało mi się położyć łapki na pierwszej części gry z serii Assaisns Creed i mimo większego sukcesu części opowiadającej o Ezio, dużo bardziej polubiłam Altaira i całą otoczkę zakonu zabójców.
Nic dziwnego zatem, że widząc książkę o jego losach nie potrafiłam się powstrzymać. Niestety, zawiodłam się. Pomijając fakt, że jak historia Altaira zarówno przed...
2017-09
Moja przygoda z "Grą o tron" zaczęła się od serialu i muszę przyznać, że dość długo zabierałam się za książkę, bo przeszkadzała mi znajomość fabuły i poszczególnych wątków. Teraz, kiedy wydarzenia ze starszych sezonów spowite mgiełką zapomnienia z przyjemnością pochłonęłam kolejne strony powieści.
Na samym początku przeszkadzał mi troszkę sposób pisania autora, ale to tylko moje osobiste odczucie, podejrzewam, że spowodowane przez fakt, że książka, którą przeczytałam przed Grą o tron napisana była bardzo delikatnym językiem, na tyle delikatnym, że płynęłam ze strony na stronę, co w zderzeniu ze sposobem pisania pana Martina ściągnęło mnie na ziemię (szczególnie rzucały mi się w oczy dość ostre teksty ze strony niektórych bohaterów, czego nie mam za złe, ba, wręcz przeciwnie - pomogły one autorowi wykreować brutalny i ciekawy świat).
Świat Martina to świat szarości, ciężko jest którąkolwiek z postaci nazwać jednoznacznie złą bądź jednoznacznie dobrą. Niestety znajomość serialu zabrała mi w pewnym stopniu radość i zaskoczenie jakie wywołują niektóre momenty, muszę jednak przyznać, że mimo iż serial nie robił dużych zmian i wiernie oddawał oryginał, książka dostarczyła mi więcej emocji i podobała mi się bardziej niż serial.
Dużym plusem była dla mnie również symbolika pojawiająca się przez całą serię, być może zwróciłam na nią uwagę tak bardzo, bo wiedziałam czego spodziewać się na kolejnych stronach powieści i wilkor z gardłem przebity jelenim rogiem był dla mnie swoistym puszczeniem oczka przez autora.
Pomijając małe wybijanie mnie z lektury niektórymi tekstami, głównie związanymi z seksualnością, lektura była bardzo przyjemna. Zdecydowanie jedna z moich ulubionych powieści
Moja przygoda z "Grą o tron" zaczęła się od serialu i muszę przyznać, że dość długo zabierałam się za książkę, bo przeszkadzała mi znajomość fabuły i poszczególnych wątków. Teraz, kiedy wydarzenia ze starszych sezonów spowite mgiełką zapomnienia z przyjemnością pochłonęłam kolejne strony powieści.
Na samym początku przeszkadzał mi troszkę sposób pisania autora, ale to...
2017-11
Chyba moja, do tej pory, ulubiona część cyklu. Ogromny plus to brak rozdziałów z perspektywy Theona (serio, przeszkadzały mi chyba najbardziej w poprzednich tomach), a w zamian dostajemy kilka rozdziałów z perspektywy Jaime'go, które są świetne i co tu dużo czarować, sprawiły, że polubiłam tego bohatera. Akcja dzieje się wartko, książka nie zanudza, nie miałam chyba ani razu momentu kiedy odłożyłam ją poirytowana czy po prostu znudzona, jak to niestety miało miejsce przy tomie 2. Wręcz przeciwnie, wciąga strasznie i zostawia nas z pytaniami (na które nawet taka parówa jak ja, która obejrzała obejrzała najpierw serial, czego żałuje) nie zna odpowiedzi i męczą te pytania, oj męczą. Jest to też tom, w którym albo zaczynam widzieć powoli pojawiające się różnice z serialem, albo po prostu wydarzeń z serialu nie pamiętam już tak dobrze jak mi się wydawało, więc nawet ktoś kto zaliczył już seans może się bawić przy tej książce wybornie :)
Jedynym minusem jaki mi się rzucił w oczy czy raczej po prostu mi przeszkadzał było to, że niektóre rozdziały ucinały się w momencie jakiejś akcji czy ciekawym momentem fabularnym, a kolejny rozdział zaczynał się od opisu krajobrazu, celi czy czegokolwiek innego i akcja budowana była powolutku. Musiałam troszkę ze sobą walczyć, żeby nie przerzucić kilku rozdziałów i znowu czytać z perspektywy bohatera, u którego przed chwilką "coś się działo" :)
Chyba moja, do tej pory, ulubiona część cyklu. Ogromny plus to brak rozdziałów z perspektywy Theona (serio, przeszkadzały mi chyba najbardziej w poprzednich tomach), a w zamian dostajemy kilka rozdziałów z perspektywy Jaime'go, które są świetne i co tu dużo czarować, sprawiły, że polubiłam tego bohatera. Akcja dzieje się wartko, książka nie zanudza, nie miałam chyba ani...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-11-10
2017-12-28
"Nawałnica mieczy: Krew i złoto" to jak do tej pory mój ulubiony tom całej serii. Nie wiem jak to się dzieje, ale o ile przy "Grze o tron" czy "Starciu królów" czułam, ze czytam bardzo dobre książki, ale...nie do końca mnie porwały, bywały momenty, w których na dość długo odkładałam je na półkę czy robiłam sobie przerwy przez czytanie książki nie związanej z cyklem. Muszę jednak przyznać, że im bardziej zaczytuję się w twórczość Martina tym bardziej mnie ona pochłania i dosłownie z tomu na tom seria podoba mi się co raz bardziej! Tom dosłownie pełen wrażeń, trzymający w napięciu, dzieje się mnóstwo ważnych dla fabuły wydarzeń, co raz bardziej lubię postacie, do ktorych początkowo zapałałam niechęcią, niektóre rozczarowują, ale mimo to nadal chce się śledzić ich losy (do tego mimowolnie zaczyna się łączyć niektórych w pary, mam na myśli konkretnie Pięknego i Bestię xD). Zaczynam się panicznie bać, że zbyt szybko uporam się z wydanymi tomami i spędzę długie smętne miesiące w oczekiwaniu na "Wichry zimy" i nie znane nikomu, oprócz autora, losy ulubionych bohaterów <3
"Nawałnica mieczy: Krew i złoto" to jak do tej pory mój ulubiony tom całej serii. Nie wiem jak to się dzieje, ale o ile przy "Grze o tron" czy "Starciu królów" czułam, ze czytam bardzo dobre książki, ale...nie do końca mnie porwały, bywały momenty, w których na dość długo odkładałam je na półkę czy robiłam sobie przerwy przez czytanie książki nie związanej z cyklem. Muszę...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
O "Panie lodowego ogrodu" usłyszałam po raz pierwszy kilka lat temu i przestrzegano mnie przed "przebrnięciem przez pierwsze 100 stron" bo są ciężkie. Oczami wyobraźni widziałam opasłe bydle, które uraczyłoby mnie 100 stronami w klimacie science fiction.
Kiedy kilka miesięcy temu znajomi polecali mi tą książkę zdecydowałam, ze faktycznie musi być warta uwagi. Nabiegałam się po pobliskich księgarniach w poszukiwaniu pierwszego tomu (o dziwo wszystkie inne radośnie stały sobie obok siebie na półkach każdej z księgarni w jakich byłam), w końcu zdecydowałam się zamówić ją przez internet i samą paczkę rozpakowywałam praktycznie w momencie jej odebrania z paczkomatu. Nie mogłam się doczekać aż w koncu wezmę ją w swoje łapki. Pierwsze co zwróciło moją uwagę to to, że moje opasłe tomiszcze wcale nie jest takie opasłe, drugim spostrzeżeniem było to, że pierwsze 100 stron wcale nie jest mordęgą - wręcz przeciwnie, czyta się je bardzo przyjemnie.
Książka wciąga, czyta się ją dość szybko (pomijając może dwa momenty, w których mnie lekko znudziła - nie mogłam się od niej oderwać). Sam główny bohater wydawał mi się bardzo ciekawy....do momentu poznania historii o książętach i ich zwierzątkach! Nie mogłam (i z resztą dalej nie mogę, bo mam przed sobą jeszcze 3 tomy) się doczekać aby lepiej poznać historię jednego z nich! Minusem było to, że sam Vuko stracił lekko w moich oczach i troszkę mniej poruszyły mnie jego wątki (do czasu oczywiście, bo zakończenie pierwszego tomu sprawiło, że dosłownie...zdrewniałam (badumtss), choć muszę przyznać, że geneza zwierzątek ludzi węży czy sam motyw z mgłą pewnych potworów były świetne!
Jedyne co mi przeszkadzało to dwa dość mocno hollywoodzkie motywy jakie się w książce pojawiły. Wiecie, takie jakie widujemy w niektórych nie koniecznie najlepszych filmach ;) Chodzi mi oczywiście o motyw bohatera wykonującego atak i potwora rozpadającego się na dwie połówki dopiero po kilku sekundach czy słaby moment z kroplą potu spływającą z czoła w nie odpowiednim momencie. I może nie zwróciłabym na nie uwagi gdyby nie to, że reszta książki pozbawiona jest takich głupotek i prezentuje wysoki poziom :)
Aktualnie przytuliłam już drugi tom i nie mogę się doczekać co jeszcze zaserwuje mi bujna wyobraźnia pana Grzędowicza!
O "Panie lodowego ogrodu" usłyszałam po raz pierwszy kilka lat temu i przestrzegano mnie przed "przebrnięciem przez pierwsze 100 stron" bo są ciężkie. Oczami wyobraźni widziałam opasłe bydle, które uraczyłoby mnie 100 stronami w klimacie science fiction.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toKiedy kilka miesięcy temu znajomi polecali mi tą książkę zdecydowałam, ze faktycznie musi być warta uwagi. Nabiegałam...