-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać246
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2021-02-07
2020-10-11
Leszek Szarepka, autor powieści "Ukraiński gambit" to ciekawa i kolorowa postać. Z wykształcenia jest historykiem, z zawodu politykiem, dyplomatą i pracownikiem naukowym, a z zamiłowania pisarzem. To najnowsze hobby odkrył stosunkowo niedawno a wydana w zeszłym miesiącu książka jest jego debiutem literackim jeśli chodzi o beletrystykę. Szarepka zna kraj pomarańczowej rewolucji od podszewki. W latach 2007–2010 pełnił funkcje radcy-ministra i zastępcy ambasadora w ambasadzie RP w Kijowie. Obserwował scenę polityczną naszych wschodnich sąsiadów w newralgicznych latach odzyskanej na nowo "wolności". Muszę przyznać, że nie jestem zaskoczona tym, że postanowił napisać książkę. Ludzie wybierani na dyplomatów czy ambasadorów muszą być wszechstronni, bowiem do ich obowiązków nie zalicza się tylko "politykowanie". Zajmują się kulturą, polską społecznością i realiami w której żyje. Ukraina jest tak kolorowym, historycznie interesującym krajem, że aż się prosi o osadzenie w niej fabuły powieści.
Akcja powieści obejmuje okres między listopadem 2013 r. a lutym 2014 r. i w znacznej części rozgrywa się na kijowskim Majdanie Niezależności. Zręcznie poprowadzona intryga ujawnia kulisy gry, której stawką jest europejska przyszłość Ukrainy. Książka stara się pokazać zróżnicowanie tego kraju, jego tragiczną historię, która wpływa na losy i kształtuje postawy jego mieszkańców. Dla głównego bohatera, Stasa Sycza, młodego studenta z Kołomyi, który trochę przypadkowo znalazł się w centrum wydarzeń, Majdan jest nie tylko doświadczeniem pokoleniowym, ale także szkołą życia. Stas przekonuje się, że cena zwycięstwa często potrafi odebrać jego smak.
Thrillery political fiction to gatunek, który do tej pory nie doczekał się sławy oraz uznania. Mogę się założyć, że większość komentarzy pod tym postem, ograniczy się do stwierdzenia "to nie moja bajka". Sytuacja troszkę się polepszyła dzięki znakomitej produkcji "House of Cards" , jednak kolejne sezony przyciągają coraz mniejszą liczbę widzów. Powodem tego może być przestarzała formuła i powtarzalność albo fakt usunięcia z obsady Kevina Spaceya, który grał jedną z głównych, i uwielbianych przez widzów, ról. Niemniej jednak Leszek Szarepka postanowił spróbować swoich sił w tym gatunku. I było to znakomite posunięcie, nic bowiem tak nie pociąga jak czytanie fikcji literackiej i jednoczesne poszukiwanie podobieństw do wydarzeń historycznych. Autorzy powieści mają szerokie pole do popisu. Mogą wymyślać i kreować, czerpać z rzeczywistości, naciągać, koloryzować, i nikt nie może im nic zarzucić. Szarepka w swojej książce, wylewa wiadro pomyj na głowę Putina, oczernia Janukowycza, przedstawia ich obu jak tyranów i dyktatorów. Jednak czy ktoś może obrazić się o to, co jest napisane w książce, której głównym celem jest dostarczenie rozrywki? Oczywiście każdy z zaangażowanych, oczytanych i orientujących się w polityce czytelników, będzie widział, że ta książka to dużo więcej niż fikcja literacka. Wydarzenia tutaj opisywane, kijowski Majdan Wolności, manifestacje i strajki brutalnie tłumione przez wojsko, ofiary śmiertelne, wybory prezydenckie, zaangażowanie Moskwy, ustąpienie Janukowycza i wybór Juszczenki na prezydenta, wszystko to wydarzyło się naprawdę. "Ukraiński gambit" to jedna z tych książek, które da się czytać jednocześnie jako komentarz do sytuacji politycznej, czy wręcz reportaż i jako ciekawy, dynamiczny thriller polityczny.
Autor książki zna i kocha Ukrainę, co znajduje odbicie w jego powieści. Z pewnością fakt, że z wykształcenia jest historykiem, pomógł mu w tworzeniu tej książki. Ludzi interesujących się wydarzeniami z przeszłości, cechuje zwykle ciekawość, nie ustają w poszukiwaniach przyczyn, lubią odkrywać. I zazwyczaj mają bardzo dobrą pamięć. Choć książka ta należy do beletrystyki, tak sporo się z niej możemy dowiedzieć na temat historii Ukrainy, jej przeszłości i tego dlaczego nadal jest traktowana jako rosyjska strefa wpływów. Opisana jest jako kraj gdzie rządzi nepotyzm i korupcja, elita polityczna jest blisko związana z Kremlem, a niepodległość i niezależność są złudne i na pokaz. Choć autor nie znajdował się za kulisami, tam gdzie rozgrywa się prawdziwa walka o władzę, z łatwością możemy sobie wyobrazić, że to co opisał, mogło się wydarzyć naprawdę.
Autor w swojej książce pokazuje nam dwa światy, ten za zamkniętymi drzwiami, gdzie przedstawiciele rosyjskich służb specjalnych wraz ze skorumpowanymi ukraińskimi politykami dzielą kraj na strefy wpływów, świat pałacowych intryg, gróźb i terroru oraz świat młodych, optymistycznie nastawionych, proeuropejskich obywateli zgromadzonych na Majdanie. Te dwa światy są od siebie diametralnie różne. Jeden zepsuty, zdesperowany i brudny drugi niewinny, naiwny i dotąd niezbrukany. Gdzieś w tym wszystkim znajduje się nasz główny bohater, który jeszcze wierzy, ale już zaczyna wstępować na drogę zwątpienia i metamorfozy. Czy magiel, który ma miejsca na ukraińskim placu wolności, może aż tak bardzo zmienić człowieka? Czy Ci patrzący w lufy czołgów i karabinów, odważą się śpiewać pieśni o wolności? Pomiędzy wierszami tej powieści udało mi się znaleźć odpowiedź na to pytanie. Ukraiński Majdan mógł spłynąć krwią, ofiar mogło być o niebo więcej. Europejscy obserwatorzy nie zdają sobie sprawy z tego jaką siłą dysponuje Rosja, myślą że to dzięki nim Ukraina odzyskała wolność. Prawda jest jednak zgoła inna. To Putin poluzował pasa, pozwolił kolejnej swojej "republice" na trochę wolności. Jednak nie da się ukryć, że gospodarczo nadal pozostała tylko "satelitą". Ludność Kijowa, i obywatele całej Ukrainy, powinni się cieszyć, że udało im się uniknąć wojny.
Czytając o tych młodych ludziach, zgromadzonych na Majdanie, czułam wielkie emocje. Ich i moje. Wraz z głównych bohaterem analizowałam czym jest nacjonalizm i jego poglądy na temat tej doktryny zmieniały się z pokolenia na pokolenie. Z książki tej dowiedziałam się co to znaczy kochać własną ojczyznę, walczyć o jej wolność. Ci zgromadzeni na placu, nie zdawali sobie sprawy, że są jedynie marionetkami w rękach innych, że nie mają dostępu do świata wielkiej polityki. Karty zostały już rozdane, a zwycięzca może być tylko jeden. Choć duża część tej książki, dzieje się "na salonach" i za kulisami, choć jesteśmy uczestnikami tajnych zgromadzeń i planowanych intryg, to właśnie Majdan podbił moje serce. Reszta była przyzwoitym thrillerem political fiction, może nawet za dobrym jak na debiutanta, dlatego że prawdziwym.
Leszek Szarepka, jak na wykształconego i obytego w świecie człowieka przystało, wie jak przekazać czytelnikowi swoje spostrzeżenia i doświadczenia. Niestety forma reportażu, pamiętników czy dzienników, nie jest zbyt atrakcyjna. Ludzie poszukują powieści prostych, łatwych i przyjemnych. Rozrywki w czystej postaci. Autor zgrabnie i inteligentnie odpowiedział na to zapotrzebowanie. W ręce czytelników trafiła fikcyjna powieść, której tło jest istną kopią wydarzeń historycznych. Jest to pozycja, która uczy, skłania do myślenia i odsłania mechanizmy rządzące światem wielkiej polityki. Choć jedna jaskółka wiosny nie czyni, tak mam nadzieję, że "Ukraiński gambit" sprawi, że czytelnicy zwrócą się w stronę thrillerów politycznych. Naprawdę warto.
Leszek Szarepka, autor powieści "Ukraiński gambit" to ciekawa i kolorowa postać. Z wykształcenia jest historykiem, z zawodu politykiem, dyplomatą i pracownikiem naukowym, a z zamiłowania pisarzem. To najnowsze hobby odkrył stosunkowo niedawno a wydana w zeszłym miesiącu książka jest jego debiutem literackim jeśli chodzi o beletrystykę. Szarepka zna kraj pomarańczowej...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-05-30
Lech Grabowski podjął się tematu aktualnego i często poruszanego w literaturze oraz mediach. Poruszany jest m. in. terroryzm i więzienie CIA na terenie Polski.
Autor zaczyna od przedstawienia nam teraźniejszości, następnie cofa się do momentu, w którym znaleźli się bohaterowie. Nie od razu wszystko nam wyjawia, stopniowo wprowadza nas w historię, a kończy w momencie, od którego rozpoczęliśmy lekturę.
Redaktora jednego z warszawskich wydawnictw Andrzej Więckowski, który postanowił na własną rękę poprowadzić śledztwo. Po drugiej stronie barykady jest młody terrorysta Abdul Alim, który ma misę samobójczą (atak na lotnisku w Atlancie, w którym mają zginąć wszyscy, którzy się tam znajdą). Niezwykle ciekawą postacią okazał się również Jan Kowalski, który jest informatorem Andrzeja - (niegdyś był zamieszany w liczne spiski, natomiast teraz się nawrócił i postanawia ujawnić światu teorie spiskowe). Kowalski z Więckowskim pakują się w niebezpieczeństwo. Ale jak to dla nich się skończy? Czy coś ich powstrzyma? Czy rzekome teorie spiskowe okażą się słuszne?
Bohaterowie zostali ciekawie wykreowani. Momentami nie mogłam zrozumieć tego, że niekiedy nie było w nich empatii, zwykłych ludzkich odruchów. Kiedy wyznaczyli sobie cel, uparcie do niego dążyli. Ale dzięki tym wadom, słabościom, wydają się bardziej ludzcy. W pewnym momencie stają przed koniecznością dokonania wielu wyborów. Ale czy wszystkie będą słuszne?
"Obecnie świat znajduje się w stanie rozkładu i funduje nam podwójne przekleństwo.(...) Być może wybiera najpierw tych wrażliwych, podatnych na ludzką niegodziwość i tych, którzy mają z nim bezpośrednią styczność. Natomiast pozostałych oszczędza, choć tylko na pewien czas. Dlatego nie wpadajmy w euforię, jeżeli jesteśmy chwilowo szczęśliwi i pewni, że wszeteczeństwa i łajdactwa tego świata są od nas odległe, gdyż z czasem będą się do nas zbliżać (...)"
Autor co chwila podrzuca nam informacje na temat islamskich terrorystów, polityki rządzących czy struktury państwa, jednakże robi to w sposób, który nie nudzi. Nie lubię przydługich opisów, a tu jest wszystko w sam raz. Bardzo interesujące było to, jak autor ośmiesza wszelkie "wymiary sprawiedliwości" w tym np. Trybunał Stanu, o którym ostatnio w naszym kraju tak głośno. Ale najbardziej zaskoczył mnie tym, iż uważa, że najlepszą formą rządów jest dyktatura, ale taka, w której sprawujący władzę służy państwu w jego interesie. Dialogi zaś czasami trąciły lekkim patosem, ale nie na tyle, żeby odebrały mi przyjemność z czytania.
Dużym atutem powieści jest bogactwo słowne, co przekłada się na ciekawe dialogi, a i reszta fabuły nie zostaje w tyle. Pełno tu interesujących spostrzeżeń, sentencji, przysłów czy nawiązania do rzeczywistych autorów i źródeł. Widać, że autor dobrze przygotował się do strony informacyjnej podejmowanych tematów, zwłaszcza tych dotyczących Islamu, dzięki czemu wszystko wydaje się być prawdziwe, nie naciągane.
Terroryści, Państwo Islamskie, więzienia CIA, migracja uchodźców z krajów arabskich, tortury, zagadki, intryga, wartka akcja, napięcie - to wszystko znajduje się w tej książce. Nie zabrakło także wątku romansowego, co było sporym zaskoczeniem, bo nie spodziewałam w takiego wątku w takiej literaturze. Poszczególne wątki świetnie łączą się w całość.
W moim odczuciu książka Lecha Grabowskiego to kawał dobrej i mocnej sensacji, która już od pierwszych stron mnie urzekła. Uważam, że powieść spodoba się nie tylko mężczyznom, ale i kobietom. A przede wszystkim zachęcam osoby, które interesują się tą tematyką.
Lech Grabowski podjął się tematu aktualnego i często poruszanego w literaturze oraz mediach. Poruszany jest m. in. terroryzm i więzienie CIA na terenie Polski.
Autor zaczyna od przedstawienia nam teraźniejszości, następnie cofa się do momentu, w którym znaleźli się bohaterowie. Nie od razu wszystko nam wyjawia, stopniowo wprowadza nas w historię, a kończy w momencie, od...
2020-05-17
Niekiedy wydaje się, że tajemnice na zawsze pozostaną nimi i nigdy nie zostanie odkryta prawda. Jednak nie wszystko może potoczyć się zgodnie z planem, zdanie się na wiarę w zbrodnię doskonałą i naturę przynosi nieoczekiwane skutki. Jeśli do tego wszystkiego przypadkowo zostanie wplątany ktoś kto lubi wiedzieć co dzieje się wokół niego rozpoczyna się dochodzenie, które nie zostanie zakończone dopóki karty nie zostaną odkryte.
Kiedy rzeka wyrzuca na brzeg ciało tuż obok kasztelu Jaksy Gryfity nie pozostaje mu nic innego jak zwrócić się o pomoc do brata Gotfryda, zakonnika i doświadczonego inkwizytora. Denat nie jest niczym dziwnym dla tego rycerza, ale wprawne oko dostrzega znamiona zbrodni, a to zastanawia i każe zasięgnąć porady. Lambert z Myślenic przez przypadek dołącza do śledczej kompanii i jak się okazuje jego pomoc przydaje się w nieoficjalnym dochodzeniu. Ofiara miała dość niejasne powiązania, lecz sięgające w niebezpieczne rejony, podążając po jej domniemanych śladach Gotfryd wraz z towarzyszami odkrywa niepokojące fakty, kolejna śmierć zdaje się rzucać nowe światło na wcześniejsze wydarzenia. Jednak łatwo można podążyć złą ścieżką, prowadzącą na manowce, ale zakonnik już nieraz musiał zmagać się z sprytnym przeciwnikiem i tym razem także rozważnie planuje kolejne kroki. Jaksa i Lambert zaprawieni w rycerskim rzemiośle wykorzystują swoją wiedzę by wspomóc Gotfryda, lecz to co odkrywają komplikuje śledztwo. Wydaje się, że coś nieczystego wmieszało się w ziemskie sprawy, czy nie jest to jakaś sztuczka, mająca zmylić tropiące trio? Sprytna rozgrywka zaczyna zataczać coraz szersze kręgi, a jej wynik zaskoczy wszystkich …
Awanturnicza opowieść osadzona w średniowiecznej Polsce? Czy taka opowieść jest ciekawa? Kim są jej pierwszoplanowe postacie? Jeszcze zanim czytelnik rozpocznie czytanie „Pękniętej korony” już kilka pytań nasuwa się i bardzo szybko okazuje, że jak najbardziej takie literackie przedsięwzięcie ma szansę powiedzenia, a im bardziej zagłębiamy się lekturę tym więcej intrygujących szczegółów nas zaskakuje i wciąga.
Grzegorz Wielgus dołożył wszelkich starań by oddać trzynastowieczny klimat nie tylko krakowskich uliczek i jego okolic, ale i rycerskich siedzib oraz rozpościerających się, na małopolskiej ziemi, wiejskich osad. Czytający wraz z pierwszą stroną wchodzą do świata, który istnieje już jedynie na pożółkłych pergaminach, tak od strony opisów jak i języka. Jednak najważniejsza jest sama historia w jakiej nie brakuje intryg, spisków, zbrodni, a zwłaszcza wyrazistych postaci, czasem skrywających swoje prawdziwe oblicze za zręcznymi maskami lub wprost przeciwnie nie mający nic do ukrycia przed otoczeniem. Cień sekretów towarzyszy wszystkim cały czas podobnie jak starodawne zabobony i wierzenia, wciąż jeszcze obecne oraz wydające się czaić nie tylko w ciemnościach. W takich okolicznościach zbrodnia zaczyna nabierać całkiem innego znaczenia, tajemnice zakamuflowane w śladach mogą kryć coś więcej niż to co jest dostrzegane na pierwszy rzut oka. Trzeba przyznać autorowi, iż zręcznie poprowadził fabułę tak by czytelnicy w napięciu przemierzali małopolskie trakty, kamienne ruiny i ciemne katakumby w poszukiwaniu rozwiązania morderczej zagadki. Niecodzienni „detektywi” są równie interesujący co i fabuła oraz stanowią jej integralną część.
„Pęknięta korona” jest mistrzowskim połączeniem faktów historycznych z fikcją oraz kryminalnym motywem w średniowiecznym klimacie, będącym nie ozdobnikiem, lecz dopełnieniem wątków i jednocześnie wspaniałym tłem.
Niekiedy wydaje się, że tajemnice na zawsze pozostaną nimi i nigdy nie zostanie odkryta prawda. Jednak nie wszystko może potoczyć się zgodnie z planem, zdanie się na wiarę w zbrodnię doskonałą i naturę przynosi nieoczekiwane skutki. Jeśli do tego wszystkiego przypadkowo zostanie wplątany ktoś kto lubi wiedzieć co dzieje się wokół niego rozpoczyna się dochodzenie, które nie...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-02-17
Grzegorz Wielgus i jego debiutancka powieść pt. „Krzyżowiec” to ciężka lektura. Używając określenia „ciężka” mam tu na myśli, że książka porusza czułe struny definiujące człowieczeństwo, a także nie unika naprawdę ostrych scen.
Fabularnie jest to powieść drogi. Główny bohater, tknięty jakimś impulsem wyrusza w podróż do Ziemi Świętej. Na jego drodze stają różne osady, ludzie i przeszkody. W niektórych miejscach nietypowy podróżny jest przyjmowany, jak przystało w stosunku do rycerza, gdzie indziej spotyka się z wrogim nastawieniem. Przygody, jakie napotykają bohatera, stanowią bardzo bogaty repertuar.
Najistotniejszą rzeczą, jaką można powiedzieć o „Krzyżowcu” to, że jest bardzo oryginalny. Autor stworzył narrację z bardzo niewielką ilością dialogów i… niemym bohaterem! Powtórzę: bohater jest niemy. Można mu również przypisać kilka innych, istotnych cech, jednak nie zrobię tego, by zupełnie nie pozbawiać Was niespodzianek. Opisowy charakter książki jest jej zarówno bardzo mocnym, jak i bardzo słabym punktem. Po pierwsze, większość informacji uzyskujemy z perspektywy bohatera, który obserwuje otoczenie, reakcje i wydarzenia. To interesujący punkt widzenia, ponieważ większość książek prezentuje nam styl narratora wszechwiedzącego, który zna odpowiedź na każde pytanie i wie, co kryje się z rogiem. Tutaj postrzeganie jest ograniczone, chociaż również są elementy wskazujące na wszechwiedzącego narratora. Z drugiej strony, słabość książki przejawia się w niektórych opisach. W pewnym momencie stają się one powtarzalne, wtórne.
Na uwagę zasługuje klimat powieści. No, tutaj to autor puścił wodze fantazji i wykreował realia tak przesiąknięte śmiercią, krwią i beznadzieją, że momentami ciarki chodziły po plecach. Jak wskazuje tytuł, wraz z bohaterem przenosimy się do średniowiecza i czasów krucjat. Chronologia jest tutaj potraktowana dość swobodnie, ale ogólnie powieść jest osadzona w odległych czasach. Odniosłam wrażenie, że autor uległ stereotypowi brudnego średniowiecza, bo wszędzie pełno jest błota, pyłu i wszechobecnego ciężkiego, mrocznego klimatu. Autor stworzył coś na kształt historii alternatywnej, w której panuje dość specyficzne podejście do życia, śmierci i ludzkiego ciała, a po polach bitew i ruinach biegają demoniczne stwory. W tym momencie, na podsumowanie przychodzi mi do głowy skojarzenie z motywem „danse macabre” – i to jest chyba najlepszy opis dla świata, w jakim osadzona jest opowieść. Co dokładnie mam na myśli, to możecie się przekonać, czytając tę książkę.
Pod względem stylu, powieść jest napisana dobrze. Mała ilość dialogów czy raczej monologów, bo postaci często tylko mówią coś do bohatera, sprawia, że lektura nie postępuje szybko. Czytelnik ma prawo odczuć znużenie opisami wędrówki, ludzkich zachowań i krajobrazów. Akcja przyspiesza za to, kiedy dochodzi do opisów walk. Jest ostro i dosadnie, przez co kolejne strony przerzucane są szybko. Jeśli chodzi o całokształt, to trzeba oddać autorowi, że zgrabnie poradził sobie ze specyficzną formą pisania. Co więcej, w bardzo udany sposób użyte zostały naprawdę makabryczne i groteskowe opisy oraz postaci. Nieco miejsca zajmują również przemyślenia bohatera na temat różnego rodzaju przewinień, których dopuszczał się zarówno on, jak i krzyżowcy w ogóle.
Dużej liczby błędów nie dostrzegłam. Coś się przewinęło, chociaż bardziej zwróciłam uwagę na kilka słów użytych, w nie do końca zasadny sposób. W większej ilości pojawiło się stosowanie szyku przestawnego, kiedy wyrazy w nienaturalny sposób składały się w jakieś zdanie. Literówki umknęły mojej spostrzegawczości, więc można założyć, że na tym polu autor i korekta zrobili, co trzeba.
Na początku zastanawiałam się nad wymową okładki, która jest dość minimalistyczna, jeśli chodzi o treść ilustracji. W trakcie lektury zrozumiałam, że ciężko wyobrazić sobie lepiej dobraną grafikę. Na duży plus zasługuje to, że okładka jest prosta i świetnie łączy się, nie tyle z fabułą, ile właśnie z makabrycznym światem.
„Krzyżowca” chętnie polecę każdemu czytelnikowi otwartemu na eksperymenty. Trzeba mieć nie lada odwagę, żeby bohaterem uczynić postać, która jest niema. W ten sposób traci się dość istotny element narracji, jakim jest dialog. Napisanie dobrej książki bez dialogów wymaga zarówno pomysłu, jak i umiejętności. W tym wypadku autorowi nie zabrakło ani jednego, ani drugiego. Oczywiście ostrzegam osoby delikatne, wszechobecna groteskowość i makabra mogą odrzucić od lektury. Kto się nie wzdraga, powinien być zadowolony.
Grzegorz Wielgus i jego debiutancka powieść pt. „Krzyżowiec” to ciężka lektura. Używając określenia „ciężka” mam tu na myśli, że książka porusza czułe struny definiujące człowieczeństwo, a także nie unika naprawdę ostrych scen.
Fabularnie jest to powieść drogi. Główny bohater, tknięty jakimś impulsem wyrusza w podróż do Ziemi Świętej. Na jego drodze stają różne osady,...
2020-05-05
Bardzo bliska przyszłość – osłabiona Unia Europejska przeżywa kryzys, prezydent Stanów Zjednoczonych to nuworysz i biznesmen, z czym nie może pogodzić się wielu polityków, także w jego najbliższym kręgu. Jednym z największych zagrożeń są ataki terrorystyczne, można się ich spodziewać w każdym miejscu i o każdej porze.
Szkoleniowcy islamistycznych terrorystów werbują młodych polskich Tatarów, których celem jest "Ścięcie głowy Wielkiego Szatana" (zabić prezydenta USA). Wywiady takie jak rosyjski, amerykański, polski, niemiecki i izraelski prowadzą nie do końca uczciwą grę, wymieniają się pojedynczymi informacjami, które prowadzą do dezinformacji. Każdy z wywiadów myśli o sobie i liczy na osiągnięcie swoich celów. Do gry wkracza emerytowany agent wywiadu, który wraz z członkami antyterrorystycznej jednostki likwidującej Mossadu będzie próbował powstrzymać terrorystów przed atakiem, który ma spowodować śmierć prezydenta USA. Czy mu się uda?
Książka „Egzekucja. Odrąbać łeb Wielkiego Szatana” daje dający wiele spostrzeżeń i przemyśleń o aktualnym kryzysie Unii Europejskiej przeżywającej okres wielu wewnętrznych napięć i tendencji ośrodkowych, które powodują że to ugrupowanie polityczno-gospodarcze odgrywa w światowym układzie sił rolę znacznie mniejszą, niż mogłoby odgrywać.
Serdecznie polecam osobą, które interesują się daną tematyką :)
Bardzo bliska przyszłość – osłabiona Unia Europejska przeżywa kryzys, prezydent Stanów Zjednoczonych to nuworysz i biznesmen, z czym nie może pogodzić się wielu polityków, także w jego najbliższym kręgu. Jednym z największych zagrożeń są ataki terrorystyczne, można się ich spodziewać w każdym miejscu i o każdej porze.
Szkoleniowcy islamistycznych terrorystów werbują...
2020-04-30
Literatura sensacyjna, poruszająca fikcyjne, choć wielce prawdopodobne watki polityczne, jest dziś modna. Nie da się ukryć, że coraz częściej możemy na księgarskich półkach znaleźć pozycje, które nawiązują do aktualnych wydarzeń, sytuacji geopolitycznej Polski czy całego świata. Co więcej, znamienne jest, że autorzy takich pozycji to ludzie, którzy doskonale wiedza, o czym piszą. To osoby, które mają za sobą wojskową przeszłość lub na co dzień pracują jako korespondenci czy dziennikarze i przez to dysponują dużo lepszym dostępem do różnego typu informacji niż przeciętny członek społeczeństwa. Z taką sytuacją mamy do czynienia w przypadku powieści „Dezinformacja” Marcina Ogodowskiego.
Autor jest specjalistą. Wieloletnia praktyka dziennikarska i reporterska sprawiła, że nie tylko potrafi docierać do kluczowych, często ukrytych przed przysłowiowym kowalskim informacji, ale także ze strzępków tych informacji potrafi zbudować pewien całościowy obraz. Co więcej Ogodowski potrafi też doskonale operować słowem, dzięki czemu powieść przez niego napisaną czyta się szybko. Jest to zresztą historia wciągająca i wywołująca mnóstwo emocji, przede wszystkim zaś niepokój. Wszystko dlatego, że choć opisane w powieści wydarzenia są fikcyjne, wydają się wielce prawdopodobne. Czytając mamy świadomość, że scenariusz wymyślony przez Ogodowskiego mógłby zostać zrealizowany. Autor obnaża też pewne mechanizmy prowadzenia polityki czy wręcz działań wojennych, które w dzisiejszym świecie nie ograniczają się jedynie do działań stricte militarnych, ale właśnie do tytułowej dezinformacji, nie tylko rozważanej w kontekście działań wywiadu wojskowego, ale także tej, która za pośrednictwem wciąż rozwijających się nowych mediów dociera do całego społeczeństwa.
Dziennikarska praktyka Ogodowskiego pozwoliła mu także wspaniale skonstruować postaci głównych bohaterów, z których jeden, Michał Bera , jest właśnie dziennikarzem śledczym. Wraz z prokurator wojskową Justyną Konieczną został uwikłany w pewna sensacyjno-kryminalną intrygę, która rozgrywa się na tle bardzo realnej groźby wybuchu konfliktu zbrojnego z Rosją. Autor umiejętnie kieruje akcją, dozując napięcie i konsekwentnie prowadząc czytelnika do zaskakującego, mocnego finału. To wszystko sprawia, że od powieści po prostu trudno jest się oderwać.
Bohaterowie to zresztą ogromna zaleta tej książki. Nie są to postaci niezniszczalne, idealne, niepozbawione wad. Wręcz przeciwnie, zarówno Bera jak i Konieczna, mają swoje problemy, są prawdziwymi ludźmi, którzy mają na swoim koncie także upadki. Warto jednak zwrócić uwagę na bohaterów drugoplanowych, w których można odnaleźć znane postacie współczesnej polskiej polityki. Oczywiście autor nie nazywa ich wprost, jednak uważny czytelnik, który choć trochę interesuje się współczesną polityką naszego kraju, nie będzie miał problemu z identyfikacja tych osób. W ten sposób powieść „Dezinformacja” staje się też bardzo mocną krytyką współczesnych Polityków oraz polskiego społeczeństwa. Obraz Polski, jaki w swojej książce przedstawił Ogodowski nie jest optymistyczny. Tu znów mamy do czynienia z wypracowaną w trakcie dziennikarskiej praktyki autora umiejętnością obserwowania i zauważania licznych niuansów. „Dezinformacja” w tym kontekście staje się więc także bardzo trafnym i dość ostrym komentarzem współczesnej polskiej rzeczywistości.
Polecam książkę wszystkim, którzy szukają dobrej literatury sensacyjnej, która jednocześnie zmusza do przemyśleń. Ogodowskiemu udało się połączyć dobry warsztat literacki z umiejętnością obserwowania i trafnego komentowania. To, moim zdaniem, decyduje o ogromnej wartości powieści „Dezinformacja”. Nie jest to książka łatwa, jej lektura może być dla niektórych wręcz nieprzyjemna. To jednak tylko sprawia, że tym bardziej warto sięgnąć po powieść Marcina Ogodowskiego.
Literatura sensacyjna, poruszająca fikcyjne, choć wielce prawdopodobne watki polityczne, jest dziś modna. Nie da się ukryć, że coraz częściej możemy na księgarskich półkach znaleźć pozycje, które nawiązują do aktualnych wydarzeń, sytuacji geopolitycznej Polski czy całego świata. Co więcej, znamienne jest, że autorzy takich pozycji to ludzie, którzy doskonale wiedza, o czym...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-12-04
Wyczekiwany finał znakomitej serii ”Kwiat Paproci” już za mną! Było burzliwie, tajemniczo i zabawne!
Jeśli nie znacie tej serii, a jesteście miłośnikami fantastyki i kultury ludowej, to jest to właśnie książka dla Was. Gosława trafia do Bielin, gdzie zostaję uczennicą Szeptuchy, czyli dawnej lekarki, która leczy zaklęciami, ziołami oraz nalewkami. Autorka stworzyła świat, który w całości mnie zachwycił. Teraźniejsza Polska, lecz znacznie różni się od tej, którą znamy, bo Mieszko I nie przyjął chrztu! Jak do tego doszło i dlaczego Mieszko nadal żyje, długo by opowiadać. Kto czytał ten wie, a reszta powinna szybko nadrobić zaległości, bo seria wciąga i zachwyca oryginalnością.
Ta seria jest prawdziwą perełką! Jeszcze nie spotkałam książki, która tak bardzo jest przesiąknięta słowiańską mitologią! Autorka czerpię garściami z owej mitologii i prezentuje bogów oraz podległe im sługi. Wapirze, boginki, spaleńce i jeszcze wiele inny. Wszystkie potrafią nieźle namieszać. Jestem oczarowana klimatem, który pisarka roztoczyła nad tą historią i dosłownie czułam, jakbym to ja biegała po lesie i szukała demonów.
Gosia ze strachliwej dziewuchy z miasta zmieniła się w, nadal strachliwą, kobietę! Nabrała doświadczenie i nieco odwagi, lecz chwilami denerwuje swoją ignorancją. Tak naprawdę zatęskniłam za Gosławą okutaną po czubek głowy w kombinezon przeciwkleszczowy. Niemniej jednak uwielbiam ją. Jest naturalna i lubi dużo mówić, a jej słowotoki wielokrotnie mnie bawiły. Tak naprawdę każdy z bohaterów jest godny uwagi i wywołuje sprzeczne uczucia. Mieszko jest tego świetnym przykładem, bo choć wzdycham do niego rozmarzona, to potrafił mnie wkurzyć i nawet nie wiem dlaczego. Choć nie ma to sensu, to jakoś tak mnie wyprowadzał z równowagi, że chciałam go zdzielić w ten jego królewski łeb! Szeptucha Jaga, jako jedyna jest idealna. Straszna oraz złośliwa! I właśnie to w niej lubię. Jej przeszłość jest, co najmniej kontrowersyjna, i budzi pytania.
W „Przesileniu” zabrakło mi mieszkańców Bielin i typowo szeptuchowych prac. Autorka skupiła się na zadaniu powierzonemu Gosi. Jest dużo bogów i wiele też zostało wyjaśnione, jednak wątek zamordowania „kogoś” przez Gosie, całkowicie dominuje.
Od pierwszej strony czuć zbliżający się koniec tej serii i autorka powoli odkrywała karty. Czytałam jak zahipnotyzowana, delektując się każdym słowem. Pokochałam bohaterów i ten magiczny świat, tak bardzo podobny do naszego. Sam finał nieco cukierkowe, ale mi to nie przeszkadza. Gdybym chciała nieszczęśliwe zakończenia, to czytałabym dramaty, a nie książki o przygodach Gosi. Autorka ma fajne poczucie humoru i twarzy komiczne sytuacje, które wyciskają łzy rozbawienia.
Mam mieszane uczucia, jeśli chodzi o ten tom, ale i tak uważam go za petardę! Po prostu zżyłam się z bohaterami, a za niektórymi już zdążyłam zatęsknić. Finałowa rozgrywa niestety była pozbawiona napięcia i grozy. Takie stwierdzenia jak „jego łogienka” oraz „A ty go stylecikiem” pozbawiły całą sytuację powagi i choć cenie sobie „Kwiat Paproci” za humor, to jednak ta jedna scena powinna mnie wzruszyć. Hmmm…. Jak sami widzicie, książka wywołuje sprzeczne emocje. Po skończonej lekturze, czuję wielki niedosyt, ale autorce udało się wszystko zgrabnie rozwiązać.
„Przesilenie” tu burzliwy finał jednej z najlepszych serii fantasty, jakie miałam przyjemność przeczytać. Polska wieś, mitologia słowiańska i niebezpieczni bogowie! Nuda nikomu nie grozi, za to bezsenna noc jak najbardziej! Polecam z czystym sumieniem i żałuję, że przygoda Mieszka i Gosi dobiegła końca.
Wyczekiwany finał znakomitej serii ”Kwiat Paproci” już za mną! Było burzliwie, tajemniczo i zabawne!
Jeśli nie znacie tej serii, a jesteście miłośnikami fantastyki i kultury ludowej, to jest to właśnie książka dla Was. Gosława trafia do Bielin, gdzie zostaję uczennicą Szeptuchy, czyli dawnej lekarki, która leczy zaklęciami, ziołami oraz nalewkami. Autorka stworzyła świat,...
2019-09-18
Minął rok od premiery cyklu thrillerów political fiction, czyli powieści "Radykalni. Terror" autorstwa Przemysława Piotrowskiego. W pierwszej części mieliśmy możliwość spojrzeć na problem radykalnego islamu w wizji, którą stworzył nasz rodzimy pisarz. Trzeba przyznać, że była to jedna z mocniejszych wizji przyszłej Europy i świata, z jaką zetknął się niejeden czytelnik. Pamiętam swoje emocje towarzyszące lekturze pierwszego tomu nowej serii o przyszłości Europy, spośród których strach był chyba najmniej dokuczliwym uczuciem. Rzeczywistość przynosi nam kolejne scenariusze rozwoju współczesnej cywilizacji opartej na wartościach chrześcijańskich i demokratycznych. Jeszcze nie są tożsame z apokaliptyczną wizją autora, ale czy na pewno? Czy zauważamy pewne prawidłowości, które już wiele razy w historii świadczyły o zbliżających się zmianach? Przemysław Piotrowski postanowił przypomnieć nam, że europejskie filary pokoju zostały poważnie nadwątlone, niespodziewany konflikt może wymknąć się spod kontroli, tym bardziej że idea otwartych granic nie sprawdziła się, przyczyniając się do zradykalizowania nastrojów wśród mieszkańców wielu europejskich stolic.
Zamieszki, akty terroru, demonstracje stają się powoli dominującymi obrazkami w przekazach medialnych. Jeszcze nie przypominają tych z kart najnowszej powieści Przemysława Piotrowskiego, czyli "Radykalni. Rebelia", ale przecież są gdzieś tam obecne, może w większym oddaleniu, ale wiemy o nich, choć staramy się odrzucać je jako niemożliwe do spełnienia na "naszym podwórku". Autor powieści nie pozwala nam na taki krok, zmusza do zastanowienia się nad naszą przyszłością, która może przestać być tak bezpieczna, jak sobie wymarzyliśmy.
"Radykalni. Rebelia" to bezpośrednia kontynuacja pierwszego tomu serii Przemysława Piotrowskiego. Bez znajomości jego treści może być trudno zrozumieć wszystkie niuanse fabuły i motywacje, którymi kierują się bohaterowie nowej powieści. Odbiór będzie niepełny, w przypadku tej serii warto więc zapoznać się z całością wizji starego kontynentu jaką proponuje nam autor książek z gatunku politycznej fikcji, która bliska jest rzeczywistości. Warto jednak dodać, że temat poruszany w powieściach z serii "Radykalni" nie jest czymś wyjątkowym w literaturze współczesnej. Dość wspomnieć reportaż skandynawskiej autorki Åsne Seierstad "Dwie siostry" czy głośną "Uległość", którą napisał Michel Houellebecq. Gdy dodamy do tego reportaże, czy opracowania naukowe zyskamy w miarę pełny obraz problemów, z jakimi musi borykać się współczesny świat. Nie znaczy to jednak, że powieść Przemysława Piotrowskiego nie wnosi czegoś nowego do narracji dotyczącej problematyki zradykalizowanego islamu. Przede wszystkim pisze w sposób dosadny, nie obawiając się wprowadzenia kliku rys w wizji stworzonej przez polityków hołdujących idei poprawności politycznej. Jego powieść szokuje, zaskakuje, ale daje też wiele do myślenia.
Jaka to wizja? Na pewno wciąż jeszcze daleka od naszej europejskiej rzeczywistości, w której, owszem, politycy i publicyści zauważają zagrożenie i ostrzegają nas przed daleko posuniętą otwartością wobec ludzi, których zamiary nie są w pełni jasne, ale zawierająca również swoiste ostrzeżenie przed tym, że historia naprawdę lubi się powtarzać.
Fabuła powieści nawiązuje do wypadków opisanych w poprzednim tomie cyklu. Bohaterowie znani z kart książki "Radykalni. Terror" umykają z Francji ogarniętej chaosem, poprzez Niemcy, by wrócić do Polski z bagażem złych wspomnień i groźbą zemsty ze strony zradykalizowanego i bezwzględnego bohatera powieści, którym jest Muhammad Chalil Abi Rabi’a.
Wydarzenia rozgrywają się nadal w nieodległej przyszłości, czyli w 2023 roku, kiedy układ sił w Europie uległ zdecydowanej zmianie. Na oczach społeczności przyzwyczajonych do bezpiecznego, ale złudnego spokoju, budowanego przez lata integracji europejskiej, Europa ulega destrukcji. W Niemczech dochodzi do zmiany władzy. Do głosu dochodzą siły islamskie, zamieniając państwo niemieckie w Niemiecką Republikę Islamską, poprzez sąsiedztwo bezpośrednio zagrażającą Polsce, z której wywodzi się grupa bohaterów, próbujących poradzić sobie z zemstą rodziny zhańbionego Araba. Wątek sensacyjny poprowadzony został zgodnie z regułami gatunku, akcja toczy się szybko, występują jej nagłe zwroty, które powodują przyśpieszony rytm serca i budzą strach. Przemysław Piotrowski nie bawi się w niedopowiedzenia. Opisy tortur są soczyście brutalne i dramatyczne, zwyrodniałe hordy muzułmańskich fundamentalistów uganiają się po ulicach europejskiej metropolii, siejąc zniszczenie i budząc niemoc wśród zwykłych obywateli. Wśród nich grupka bohaterów, mających w swoich szeregach dobrze przygotowanych żołnierzy GROM- u i Legii Cudzoziemskiej, próbująca odbić przyjaciela z rąk groźnych radykałów.
W tej nieludzko okrutnej rzeczywistości mamy też możliwość przyjrzeć się zwyczajom islamskiej rodziny, która hołduje tradycji i prawu, a zmuszona została do kontaktu z kafirem. Przemysław Piotrowski przygotował się rzetelnie do napisania obu swoich powieści, należących do cyklu "Radykalni". Dzięki temu, że miał okazję mieszkać i pracować z wyznawcami islamu w Anglii, Hiszpanii czy Francji, mógł toczyć z nimi rozmowy na temat religii, polityki i kultury. Autor zdobył nowe doświadczenia, pozwoliło mu to zrozumieć zachowania, nawyki i sposób myślenia zarówno bardzo religijnych, jak i mocno zradykalizowanych muzułmanów. Islamska rebelia, którą opisuje ma więc dobrą podbudowę, która nie jest wyssana z palca.
Podobnie jak poprzednio w powieści występują fragmenty zapisków wziętych z jeszcze dalszej przyszłości, z roku 2033, z których dowiadujemy się, że Europę spotkała zagłada. To swoista zapowiedź tego, czego możemy spodziewać się w kolejnych tomach serii, gdy Europa będzie funkcjonowała po wybuchach atomowych. Jaką jeszcze wizję zaserwuje nam autor powieści o Radykalnych? Z pewnością nie będzie to opowieść z oczekiwanym happy endem. "Radykalni. Rebelia" wskazują na to, że nie należy oczekiwać nadmiernych cudów, choć zdarzają się niewiarygodne ocalenia bohaterów. Z drugiej strony, nie mnie oceniać nadludzkie możliwości osób, które musiały walczyć o przetrwanie. Nie od dziś wiadomo, że pod wpływem stresu, strachu i adrenaliny, człowiek potrafi wznieść się na wyżyny swoich możliwości w walce o życie za wszelką cenę. Obym nigdy nie musiała przekonać się, jakie są moje możliwości w tej kwestii.
"Radykalni. Rebelia" to godna kontynuacja historii opisanej przez Przemysława Piotrowskiego w powieści "Radykalni. Terror". Emanuje klimatem grozy i strachu, który tworzą ludzie, nie wyimaginowane potwory. Odnosi się do współczesnych problemów, z jakimi musi zmagać się Europa i świat. Nadal pozostaje fikcją, ale potrafi wzbudzić zaniepokojenie i zmusić do myślenia.
W 1914 roku niemal nikt nie spodziewał się, że zamach na austriackiego arcyksięcia w Sarajewie przerodzi się w konflikt na skalę światową, który przyniesie śmierć wielu milionów ludzi. W okresie międzywojennym ludzie uwierzyli w zapewnienia polityków, że pokój jest bezpieczny. A jednak tak nie było. Nie wiemy, jakie jeszcze niespodzianki i czarne scenariusze czekają nas teraz i w kolejnych stuleciach, ale warto być przygotowanym na różne okoliczności. Powieść "Radykalni. Rebelia" może być takim przygotowaniem, choć lepiej by było, żebyśmy nie musieli korzystać z jej wskazówek.
Minął rok od premiery cyklu thrillerów political fiction, czyli powieści "Radykalni. Terror" autorstwa Przemysława Piotrowskiego. W pierwszej części mieliśmy możliwość spojrzeć na problem radykalnego islamu w wizji, którą stworzył nasz rodzimy pisarz. Trzeba przyznać, że była to jedna z mocniejszych wizji przyszłej Europy i świata, z jaką zetknął się niejeden czytelnik....
więcej mniej Pokaż mimo to2019-09-05
Do niedawna mogliśmy powiedzieć, że żyjemy w spokojnych czasach, ostatnie wydarzenia w Europie i na Świecie trochę zmieniły nasze poglądy. Nadal staramy się żyć, jakby nic się nie działo, jednak rodzinom ofiar, które zginęły w zamachach organizowanych przez tak zwane Państwo Islamskie, raczej trudno udawać, że nic się nie stało. Nie zastanawiacie się czasami, do czego to wszystko może doprowadzić? Przemysław Piotrowski w książce „Radykalni. Terror” maluje własną wizję najbliższej przyszłości i niestety nie jest ona optymistyczna.
„Gruz, pył i zgnilizna. Zgnilizna na polach, na farmach, na ulicach miast. Zgnilizna, która wypełnia nasze serca i dusze. Wszyscy brodzimy w niej po pas, wyrwać się nie sposób. Jest wszędzie, otacza nas cuchnącym pierścieniem, żywi się resztkami naszej energii, wysysa ostatnie ludzkie odruchy.
To jest mój świat. Mroczny, plugawy i zły do szpiku kości. Ponury jak ściernisko przed burzą, surowy jak ostrze samurajskiego miecza, podły jak ojciec gwałcący swoje dzieci”.
Tak zaczyna się ta opowieść. Przedstawia wizję Europy w 2033 roku, czyli niezbyt nam odległą. Jednak fabuła książki zabiera nas do jeszcze bliższej nam rzeczywistości. Do roku 2023, gdy to wszystko się zaczęło.
Kuba jest uczestnikiem wymiany studenckiej. Przebywa w Hiszpanii, gdzie uczy się, pracuje i dobrze się bawi. Jest zakochany w piękne ciemnoskórej Nawal. Szaleje na jej punkcie i właśnie dowiedział się, że zostanie ojcem. Najpierw świętują to we dwójkę, by kolejnego dnia wyruszyć na miasto w towarzystwie przyjaciół – Moniki i Michała. Po świetnej zabawie wracają do domu i wtedy sielanka się kończy...
Obok nich zatrzymuje się furgonetka, z której wyskakuje kilku mężczyzn. Atakują dziewczyny. Kuba i Michał ruszają im z odsieczą, ale nie mają szans w starciu z uzbrojonymi zbirami. Zmasakrowana i nieprzytomna młodzież zostaje porwana. Budzą się obskurnym miejscu, związani i przerażani. Jednak to dopiero początek kłopotów. Okazuje się, że zostali porwani przez ojca Nawal, który jest radykalnym islamistą i fakt, że córka uciekła z jego domu, był plamą na jego honorze. Aby zmazać tę skazę, wylewa kwas na twarz młodej dziewczyny, a ta umiera w męczarniach. Los drugiej z dziewczyn nie przedstawia się dużo lepiej. Monika wcześniej została brutalnie pobita, wielokrotnie zgwałcona, a teraz oprawcy gdzieś ją zabierają. W oddali słychać syreny, więc zbiry próbują szybko rozprawić się z pozostałą dwójką. Młody chłopak podrzyna gardło Kubie...
„Radykalni. Terror” to jedna z najbardziej przerażających książek, jakie miałam okazję czytać. W tej powieści znajdziecie mnóstwo scen przemocy, nie oszczędza się tu nikogo. Nikt nie może czuć się bezpieczny. Jednak nie to jest w tym wszystkim najokropniejsze. Przeraża fakt, że opisana wizja przedstawia rzeczywistość niezbyt nam odległa i niestety nie możemy powiedzieć, żeby była wyssana od początku do końca z palca. Autor opowiada o współczesnych nam wydarzeniach, o tym co następuje później, jak Muzułmanie stają się coraz bardziej liczni w Europie, domagają się coraz większych praw, ich żądania są coraz bardziej śmiałe, a rdzenni Europejczycy albo nie dostrzegają problemu, albo mają związane ręce i niewiele mogą zrobić.
Jestem osobą tolerancyjną, nie lubię generalizować i daleko mi do radykalnych poglądów, jednak już kilka lat temu, gdy w moje ręce trafiło kilka książek Oriany Fallaci, uświadomiłam sobie, że nasza bierność w stosunku do arabskich imigrantów nie jest dobrą postawą. Pisarka twierdziła, że Muzułmanie chcą zdominować Europę. Przybywają tu tłumnie, żyją wśród nas, żenią się również z Europejkami, płodzą mnóstwo dzieci, stopniowo zwiększają swoje wpływy. Jest ich coraz więcej, a nas coraz mniej... Pewnie nie wszyscy mają złe zamiary, jednak bez wątpienia nie można Oriannie Fallaci odmówić racji. Wizja Przemysława Piotrowskiego idzie w podobnym kierunku jak przemyślenia Orianny.
Książkę czytałam z zapartym tchem, ogromnym przerażeniem i niepokojem. Trudno się oderwać od tej powieści, ale bywają momenty, że trzeba to zrobić, bo ogrom opisanego tu zła staje się nie do zniesienia. Myślę, że tej opowieści nie da się też łatwo zapomnieć. Ta lektura skłania do refleksji, do zastanowienia się nad otaczającą nas rzeczywistością i najbliższą przyszłością. To lektura ciężka i nie dla każdego.
Poznajemy tu wydarzenia z kilku perspektyw. Czytamy o Europie z 2023 roku widzianej oczami Kuby, Krzyśka, Mondragona, Michała, Lecu, a także pamiętnik Moniki oraz przemyślenia Niewiernego, jednak zabierające nas do innej rzeczywistości. Dziesięć lat później świat wygląda zupełnie inaczej, spokój zostaje zburzony i wszędzie panuje chaos. Autorowi udało się oddać realia, ale też odczucia bohaterów, to jak twardnieją ich charaktery pod wpływem kolejnych dramatów. Nie brakuje tu emocji, widzimy jak szerzy się nienawiść i do czego ona doprowadza.
Bez wątpienie warto sięgnąć po „Radykalni. Terror”. To naprawdę świetna książka, wstrząsająca i bardzo ciekawa. Być może nie każdy odnajdzie się w tej okrutnej rzeczywistości, więc też nie każdemu ją polecam. Szczególnie, że chyba nie da się przejść obojętnie obok opisanych tu wydarzeń. Z niecierpliwością czekam na kolejną część tej opowieści, jednocześnie mam nadzieję, że opisane tu zdarzenia pozostaną tylko na kartach powieści i nigdy nie wydarzą się naprawdę.
Do niedawna mogliśmy powiedzieć, że żyjemy w spokojnych czasach, ostatnie wydarzenia w Europie i na Świecie trochę zmieniły nasze poglądy. Nadal staramy się żyć, jakby nic się nie działo, jednak rodzinom ofiar, które zginęły w zamachach organizowanych przez tak zwane Państwo Islamskie, raczej trudno udawać, że nic się nie stało. Nie zastanawiacie się czasami, do czego to...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-08-30
Zabawa w historię alternatywną bywa złudna. Wymaga bowiem od pisarza sprawnego lawirowania na cienkiej linii między historyzmem, a wróżbiarstwem, doskonałej znajomości przeszłości, a jednocześnie zwinnego poruszania się w świecie futurologii. Łakomym kąskiem dla pisarzy gatunku bez dwóch zdań jest burzliwa historia naszej ukochanej Rzeczpospolitej. I tak powstały wizje Drugiej Rzeczpospolitej Obojga Narodów (Polsko-Chińskiej!) Lewandowskiego, mrocznej, przegranej wojny polsko-bolszewickiej w „Xavrasie Wyżrnie”, Polski jako ostoi chrześcijaństwa w Europie zdominowanej przez Arabów („Krzyżacki poker”). Była też „Zadra” Piskorskiego i etheryczne gdybania na temat roli naszego kraju w Nowej Europie. Teraz czas na Inglota i jego wersje (liczba mnoga nieprzypadkowo!) przyszłości Polski.
Jest rok 2037. Jacek Inglot prezentuje dwie wizje Polski, dzieląc swoją powieść na odrębne części, luźno związane ze sobą przeszłością oraz kilkoma bohaterami, jednak odbywające się w dwóch, zupełnie różnych alternatywnych rzeczywistościach. W obu przypadkach Polska doświadczona zostaje przez populistyczne rządy Partii Przyjaciół Ludu. Kraj spustoszony ekonomicznie przez nierealne do spełnienia świadczenia socjalne poprzedniej (obecnej) władzy, podzielony ideologicznie i fatalnie odbierany na arenie międzynarodowej popada w ogromny kryzys. Przejęcie władzy przez PPL tylko pogarsza sprawę. W pierwszej części wychodzi jej to na dobre, scenariusz zaś jest do granic możliwości optymistyczny, w drugiej zaś mamy do czynienia z opcją bardzo mroczną, mocno skoncentrowaną w stronę science-fiction.
W pierwszej części "Wojna dronów" - Władysław Sidorski, były minister, polityczny emeryt (nie trudno się domyślić, kim byli protoplaści jego postaci) zirytowany rządami PPL-u postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i wzorem Piłsudskiego dokonuje zamachu stanu. Inglot przyklaskuje tutaj tezie, że Polacy lubują się w zamordyzmie i mimo początkowej fali oburzenia, dobrze odnajdują się w nowej, totalitarnej rzeczywistości. Zwłaszcza gdy zaczynamy dawać w kość Rosjanom i rozdawać karty w środkowej Europie.
Impulsem do puczu Sidorskiego było wyciągnięcie z niebytu publikacji Adama Tarkowskiego – nieznanego powszechnie nauczyciela historii z Nowego Sącza. Kapitalnym zabiegiem Inglota było stworzenie książki w książce, rozprawy o przyszłości Rzeczpospolitej pt. „Jagiellonia 2.0”, geostrategicznej koncepcji Tarkowskiego, którą Sidorski za wszelką postanowił wcielić w życie. Jej fragmenty przeplatają komentarze narratora i główny wątek fabularny. „Jagiellonia 2.0” została wprowadzona do szkół średnich przez osobisty rozkaz Sidorskiego. Niewiele osób mogło zrozumieć, dlaczego książka nieznanego nikomu historyka, napisana trzydzieści lat wcześniej ma być czytana przez wszystkich. Z czasem, gdy Polska odzyskuje dawną świetność, ludzie tracą wątpliwości czemu to właśnie ta lektura motywowała Sidorskiego do działania.
W pierwszej części śledzimy losy ciemnoskórego żołnierza polskiej armii M’Bekiego. Jego obecność w wojsku wiążę się z falą niewybrednych żartów, zdziwieniem i dyskryminacją. Nie trudno domyślić się, że z czasem stanie się bohaterem, a wszelkie uprzedzenia jego dowódców pójdą w zapomnienie. To właśnie w ręce M’Bekiego trafia egzemplarz „Jagielloni 2.0” i wraz z nim odkrywamy koncepcję powrotu wielkiej Polski, nawiązującej do czasów świetności królestwa Jagiellonów.
Inglot zdecydowanie nie radzi sobie z budowaniem fabuły, lepiej czyta się fragmenty, w których analizuje, interpretuje i przewiduje losy naszego kraju. Autor opisuje historię Polski od jej początków po lata trzydzieste XXI wieku. Dogłębne rozważania Tarkowskiego (Inglota) to wciągająca powtórka z historii i ciekawe spojrzenie na najbliższą przyszłość, kryzysy ekonomiczne, problemy społeczne i polityczne. Ważne żeby zagryźć zęby, przebrnąć przez nudny wątek rodzinny M’Bekiego, tonę nieśmiesznych żartów, urywkowe relacje z potyczek polskiej armii i chaotyczne przeskakiwanie z akcji do akcji, a lektura okaże się czystą przyjemnością.
W drugiej części "Burza planetarna" - Inglot poszedł krok dalej, wymyślając koncepcje bardzo futurologiczne. Przedstawia wizję kraju, który znalazł się w totalnej ruinie, brak żywności, pieniędzy i warunków do życia doprowadza do sytuacji, w której władza posuwa się do mechanizmów znanych z III Rzeszy. W Polsce dochodzi do pozbywania się w tajemniczych okolicznościach starych ludzi, dostępne są tylko jednostronne media, w miastach panuje wszechobecny chaos, kraj podzielony jest na dystrykty, rządzone przez lokalnych oligarchów i gangsterów. W przeciwieństwie do pierwszej części nie udaje się przeprowadzić zamachu stanu, większość jego dowódców trafia do więzienia, jednak (o dziwo!) Sidorskiemu udaje się uciec. Dzięki pieniądzom Tarkowskiego, który w drugiej części jest miliarderem, na dnie Pacyfiku powstaje Polska 2.0. Poznajemy jej tajniki dzięki dziennikarzowi Grodeckiemu, wysłanemu przez reżimowe media do stworzenia reportażu o rozrastającej się metropolii.
Najnowsza książka Jacka Inglota jest bardzo aktualna, odważna, nawiązująca do kontrowersji związanych z obecną władzą. Zbieżność programowo-ideowa Prawa i Sprawiedliwości i Partii Przyjaciół Ludu, mimo aluzji, że PPL przejął władzę właśnie po PiSie, jest oczywista. Rozdawnictwo, głoszenie populistycznych haseł, narodowo-katolicki światopogląd, agresywne przejmowanie mediów, nienawiść do sąsiadów, zrzucanie winy na poprzednich rządzących, („zdrajców i obcych”), od razu rzucają się w oczy. Inglot zestawia dwa skutki fatalnych rządów PPL-u – w pierwszej odsłonie to „zimny prysznic”, dzięki któremu Polska odzyskuje dawny blask, wstęp łechtający nasze narodowe ego, w drugiej nie jest już tak kolorowo.
„Polska 2.0” jest bardzo nierówna, pierwsza część zdecydowanie lepiej wypada na tle drugiej. Przeplatanie dyskursu teoretycznego z fabularnym wychodzi Inglotowi doskonale, a odkrywanie wraz z jego bohaterami związków przyczynowo-skutkowych, prowadzących do zawirowań w historii naszego kraju, to czysta przyjemność.
Mimo dwóch różnych zakończeń, rozwiązań mniej lub bardziej realistycznych, „Polska 2.0” to książka ważna, smutna, do bólu aktualna, alarm ostrzegawczy przed tym, do czego mogą doprowadzić nierealne do spełnienia obietnice wyborcze, ksenofobia i brak szacunku dla własnego kraju. Wbrew niezbyt interesującym wątkom fabularnym Jackowi Inglotowi nie można odmówić ogromnej wiedzy historycznej, odwagi i pomysłowości, a przede wszystkim ironii.
Zabawa w historię alternatywną bywa złudna. Wymaga bowiem od pisarza sprawnego lawirowania na cienkiej linii między historyzmem, a wróżbiarstwem, doskonałej znajomości przeszłości, a jednocześnie zwinnego poruszania się w świecie futurologii. Łakomym kąskiem dla pisarzy gatunku bez dwóch zdań jest burzliwa historia naszej ukochanej Rzeczpospolitej. I tak powstały wizje...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-08-29
Człowiek znikąd to drugi tom cyklu Orphan X autorstwa Gregga Hurwitza. Pierwszy tom wprowadził czytelników do świata Evana Smoaka. Człowieka, który jako chłopiec został zabrany z domu dziecka, wychowany i wyszkolony w ramach tajnej inicjatywy rządowej, pochowany tak głęboko, że praktycznie nikt nie wie, że istnieje. Zbuntował się jednak i zamiast wykonywać tajne zlecenia, wykorzystuje swoje potężne umiejętności, aby pomagać tym, którzy nie są w stanie się ochronić.
Człowiek znikąd wypada odrobinę słabiej niż pierwsza część. Jest tu wiele nierówności, szczególnie jeżeli chodzi o napięcie. Autor momentami bardzo zwalnia tempo akcji. Nadrabia oczywiście samą historią, pokazując, że powieść rozrywkowa może również posiadać intrygującą fabułę, która wciąga bez reszty.
Jest to książka, która dowodzi, że główni bohaterowie mogą się zmienić i z czarnego charakteru stają obrońcami słabszych. Najczęściej przechodzą wewnętrzną przemianę, dzięki której inaczej postrzegają Świat.
I tak było w przypadku Evana Smoaka. Mimo, że jest najsłynniejszym i jednym z lepszych agentów, to wciąż postanowił zapaść się pod ziemię aby anonimowo pomagać ofiarom różnych przestępstw. Ale to nie jedyny powód dla którego się ukrywał. Agencja dla której pracował, zmieniła swój charakter i zaczęła likwidować Orphanów, którzy mogli posiadać wiedzę niekoniecznie bezpieczną.
Tym razem Evan Smoak odbiera zlecenie od pewnej dziewczyny, która wpadła w oko handlarzom żywym towarem. Uświadamiając sobie skalę procederu, bohater postanawia ruszyć śladem porwanych. Ma na to tylko szesnaście dni. Niestety w tym momencie sam staje się ofiarą porwania. Zamknięty na mroźnym pustkowiu, faszerowany narkotykami, szybko traci wolę życia. Wystarczy jednak jedna iskra, aby ponownie stanął do walki. Niestety przyjdzie mu się zmierzyć z ludźmi, którzy są również bardzo skuteczni w tym co robią. Na szczęście Smoak ma ogromne doświadczenie w takich sytuacjach.
Trzeba od razu zaznaczyć, że Człowiek znikąd zawiera kilka mocnych zwrotów akcji. Autor umiejętnie je rozkłada, aby zaskoczyć czytelnika. Poza tym sama postać Evana Smoaka jest bardzo świetnie wykreowana. Podobać się może przede wszystkim zaradność Evana i umiejętność radzenia sobie w różnego rodzaju sytuacjach bez wyjścia. Jest kilka dynamicznych scen akcji, ale również mnóstwo retrospekcji, które z jednej strony mocno zwalniają tempo, ale wprowadzają wiele nowych informacji i dają odpowiedzi, nadając zarazem głębi bohaterom.
Nie pozostaje więc nic innego jak zapiąć pasy i ruszyć w tę niebezpieczną podróż do świata handlarzy żywym towarem, nieuczciwych agentów rządowych i różnej maści socjopatów i zwyrodnialców. Możemy dzięki temu oderwać się od rzeczywistości i przeżyć pełną napięcia i niebezpieczeństw przygodę z dreszczykiem emocji. Oczywiście na koniec autor serwuje cliffhanger, który jest zapowiedzią tomu trzeciego. Czekamy więc z niecierpliwością.
Człowiek znikąd to drugi tom cyklu Orphan X autorstwa Gregga Hurwitza. Pierwszy tom wprowadził czytelników do świata Evana Smoaka. Człowieka, który jako chłopiec został zabrany z domu dziecka, wychowany i wyszkolony w ramach tajnej inicjatywy rządowej, pochowany tak głęboko, że praktycznie nikt nie wie, że istnieje. Zbuntował się jednak i zamiast wykonywać tajne zlecenia,...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-03-25
Przyznaję się – nie czytuję erotyków, jednak ta książka zachęciła mnie do spróbowania nieco innego rodzaju literatury niż zazwyczaj. I choć seksu tu sporo, jest tu również całkiem ciekawa fabuła i dużo uczuć. A także wiele krwi i jeszcze więcej mroku.
XIX wiek. Armagnac Jardineux ma przyszłość zaplanowaną bardzo starannie. Jako potomek plantatora przejmie rodzinne winnice, by kontynuować dzieło swojego ojca. W celu zdobycia stosownego wykształcenia, wyrusza z rodzinnej Luizjany do Europy, jednak podczas jego pobytu na kontynencie wojna secesyjna pustoszy Amerykę i z rodzinnego majątku na Południu nie pozostaje nic. Armagnac zamieszkuje u jedynej żyjącej krewnej w Londynie, bez grosza przy duszy, za to z umiejętnością gry na fortepianie. Dzięki tej zdolności poznaje skrzypka Lothara i jego mecenasa, lorda Huntingtona, a oni pomagają mu powrócić na salony. Jednak lektura starego pamiętnika babki i jej opowieść o pewnym lordzie zasiewa ziarno niepewności w Armagnacu. Tamten mężczyzna niebezpiecznie przypomina mecenasa, któremu obecnie zawdzięcza tak wiele. Czy to możliwe, że Huntington jest tą samą osobą, z którą niegdyś los złączył jego krewną?
Powieść nie dla każdego
„Woła mnie ciemność” to opowieść, która opatrzona jest informacją, że sceny w niej zawarte mogą urazić dorosłych czytelników. Tematyka poruszana przez autorkę jest kontrowersyjna, niektóre sceny mogą wprawiać w zdumienie czy nawet przerażać. Choć ja nie poczułam się zgorszona, zgodzę się, że nie jest to historia dla każdego.
Wszystko dzieje się w Londynie w XIX wieku. Suchocka doskonale oddała atmosferę tego miasta, gdzie bogaci żyją obok biedoty, a socjeta wcale nie jest tak pruderyjna, jak mogłoby się wydawać. Ludzie poszukują przyjemności i znajdują ją często w rozrywkach cielesnych, jednak równie ważne jest dla nich obcowanie ze sztuką. Z kart tej powieści wylewa się wręcz muzyka, czuć jej moc i ogrom emocji, jakie wzbudza w słuchaczach, a także w tych, którzy ją wykonują.
Powieść napisana jest z perspektywy mężczyzny, jednak odniosłam wrażenie, że myśli on w dość mało męski sposób. Tak jakby przeświecał przez niego kobiecy punkt widzenia. Dotyczy to szczególnie rozmyślań o uczuciach i emocjach, które mają w sobie znamiona kobiecej delikatności i miłosnych rozterek.
Sceny erotyczne – odważne, ale nie wulgarne
W powieści wiele jest scen erotycznych, szczególnie w pierwszej części fabuła kręci się głównie wokół seksu. I to nie byle jakiego, bo specyficznego i wyuzdanego. Wkradają się także mocno wątki homoseksualne czy nawet orgie. Wokół tego wszystkiego osnuty jest wątek fantastyczny, który dodaje mroku i pikanterii wszystkiemu, co dzieje się na kartach powieści. Sprawia to, że historia jest specyficzna i jej lektura wymaga sporej dozy tolerancji, zapewnia przy tym jednak przyjemność, a także wzbudza emocje. Sceny erotyczne, mimo że niekiedy odważne, nie są jednak opisane wulgarnie, a w sposób dość subtelny, taki, by chciało się czytać dalej.
Bohaterowie i ich droga ku ciemności
Agata Suchocka wiele pracy włożyła w stworzenie historii postaci, a szczególnie głównego bohatera. Doskonale wiemy, jak to się stało, że znalazł się na rozstaju dróg. Możemy mu współczuć, możemy go lubić bądź nie. Podobnie jak resztę bohaterów, choć początkowo są ogromnie tajemniczy i dość niepokojący. Wszyscy są jednak barwni i pełnokrwiści.
Śledzimy drogę bohaterów ku upadkowi moralnemu, towarzyszymy im w lepszych i gorszych momentach, jednak koniec końców kibicujemy im. Suchocka stworzyła ciekawe postaci, które da się polubić, a także wciągającą i specyficzną historię. Mężczyźni, których losy śledzimy, nie są jednak idealni, w pewnych momentach można uznać ich za zepsutych i określić mianem „czarnych charakterów”, obserwujemy ich w momencie upadku, a także wtedy, gdy się z niego podnoszą. Koniec końców mają w sobie coś, co sprawia, że zaczyna się pałać do nich sympatią.
Agata Suchocka wiele pracy włożyła w stworzenie historii postaci, a szczególnie głównego bohatera. Doskonale wiemy, jak to się stało, że znalazł się na rozstaju dróg. Możemy mu współczuć, możemy go lubić bądź nie. Podobnie jak resztę bohaterów, choć początkowo są ogromnie tajemniczy i dość niepokojący. Wszyscy są jednak barwni i pełnokrwiści, a podczas lektury śledzimy ich przemianę, ich podróż ku upadkowi.
Dobra rozrywka w gotyckim klimacie… Choć nie dla każdego
„Woła mnie ciemność” to książka, która pozwala na przyjemne spędzenie czasu przy dobrze napisanej historii w gotyckim, mrocznym klimacie. Wiele erotyzmu, nuta romansu, garść mroku i wyuzdania, a do tego całkiem ciekawy wątek fantastyczny, który jednak jest raczej dodatkiem do całości, niż osią powieści – oto, jak można w skrócie opisać tę lekturę. A wszystko to w otoczeniu sztuki, cudownej muzyki i pięknych obrazów, co dodaje eklektyzmu klimatowi powieści.
Podsumowując…
To książka mocna i mroczna. Nie jest typowym erotykiem ani lekką miłosną historią. Ta powieść łamie wiele tematów tabu i z pewnością nie jest odpowiednia dla wszystkich czytelników. Wymaga tolerancji i otwartości na trudne tematy, w zamian jednak zapewnia świetną rozrywkę w gotyckim klimacie. Polecam tym, którzy są otwarci i szukają nowych książkowych doznań.
Przyznaję się – nie czytuję erotyków, jednak ta książka zachęciła mnie do spróbowania nieco innego rodzaju literatury niż zazwyczaj. I choć seksu tu sporo, jest tu również całkiem ciekawa fabuła i dużo uczuć. A także wiele krwi i jeszcze więcej mroku.
XIX wiek. Armagnac Jardineux ma przyszłość zaplanowaną bardzo starannie. Jako potomek plantatora przejmie rodzinne winnice,...
2018-10-10
Nowe technologie i innowacyjne rozwiązania niewątpliwie ułatwiają człowiekowi życie. Otwierają nowe możliwości i pozwalają przekraczać granice, o których nasze babcie czy prababcie nawet nie śniły. Dziś nikt nie wyobraża sobie funkcjonowania bez internetu, telefonii komórkowej czy aplikacji społecznościowych. A pomyśleć, że od momentu, w którym Polacy po raz pierwszy mogli obejrzeć program telewizyjny minęły zaledwie 63 lata. Świat idzie do przodu, a my coraz chętniej płyniemy na fali postępu. I choć żyje się nam lepiej, wygodniej i mamy więcej perspektyw, to trudno oprzeć się wrażeniu, że popadamy w pewien rodzaj uzależnienia. Ale czy zastanawialiście się kiedyś nad zagrożeniami związanymi z postępem technologicznym? W powieści „Aplikacja” Lauren Miller zabiera czytelnika w lata trzydzieste XXI wieku. Do przyszłości, w której następca firm Apple i Google - koncern Gnosis, wprowadził na rynek aplikację mobilną o nazwie Lux. Oprogramowanie pomagające optymalizować użytkownikom podejmowanie decyzji. Dla 16-letniej Rory Lux stanowi klucz do zdrowego i szczęśliwego życia. Gdy zostaje przyjęta do elitarnej Akademii Theden mającej zapewnić jej świetlaną przyszłość, zaczyna słyszeć w głowie „Zwątpienie” - wewnętrzny głos mogący świadczyć o poważnym zaburzeniu psychicznym określanym jako AZP. Jednak z czasem okazuje się, że to nie wszystkie niespodzianki, jakie los przygotował dla nastolatki Za murami szkoły kryje się wiele tajemnic, a niektóre nauki budzą w dziewczynie skrajne odczucia. Rory szybko wpada w wir wydarzeń, które prowadzą ją do przeszłości i zmuszają do trudnych wyborów w teraźniejszości. Musi podjąć ryzyko i zaufać, ale kiedy prawda nie jest czarno – biała, trudno podjąć właściwe decyzje i odróżnić wroga od przyjaciela. Okazuje się, że temu nowoczesnemu i wygodnemu światu daleko do ideału i tylko nieliczni mają wiedzę o rzeczywistości. „Aplikacja” to dystopiczna wizja przyszłości, w której większość ludzkości za bezgraniczne zaufanie nowym technologiom płaci bardzo wysoką cenę. Okazuje się, że nie trzeba wiele, aby posunąć się bardzo daleko. Wystarczy kilka przemyślanych posunięć, odpowiednia strategia i można rządzić światem nie dzierżąc oficjalnie władzy. Wystarczy wiedzieć, gdzie umieścić szczebelki klatki, by osiągnąć zamierzone cele, jednocześnie dając ludziom pozory wolności i niezależności. Fabuła powieści została oparta na ciekawym pomyśle, a autorka zadbała by na każdym etapie lektury nie zabrakło czytelnikowi wrażeń i emocji. Dzieje się dużo, a z każdą kolejną stroną napięcie i liczba pytań bez odpowiedzi rośnie. Lauren Miller stworzyła równanie wielu zmiennych i nasyciła je niewiadomymi sprawiając, że wynik mógł mieć więcej niż jedno rozwiązanie. Do tego wykreowała ciekawych bohaterów i obdarzyła ich charakterem, bagażem doświadczeń, przeszłością i zmusiła do określonych zachowań, jednak nie wszystkim pozwoliła od razu wyłożyć przysłowiowe karty na stół. A dzięki temu szybko wciągnęła odbiorcę w swoją grę, mamiła pozorami, by na koniec zaskoczyć i zmotywować do refleksji i przemyśleń. Okazuje się, że książki dla młodzieży nie muszą być przesycone słodyczą i naiwnością, a mogą podejmować zagadnienia trudne, zwracające uwagę na zagrożenia i pułapki, które trudno dostrzec gołym okiem. Autorka podjęła temat bardzo aktualny i nakreśliła go w niezwykle plastyczny i obrazowy sposób, który niewątpliwie trafi do każdego młodego człowieka. W tej książce jest wszystko, co niezbędne do przeżycia fascynującej i pouczającej literackiej przygody – interesująca historia z sekretami i tajemnicami w tle, bohaterowie, którzy dobrze sprawdzili się w swoich rolach oraz ważne przesłanie. To jedna z tych książek, przez którą zarywa się noce, gdyż trudno się z nią rozstać zanim wszystkie elementy układanki trafią na właściwe miejsce.
„Aplikacja” to książka idealna na jesienne wieczory. Odkrywając tajemnice możemy zapomnieć o otaczającym nas świecie, czy choćby deszczu padającym za oknem. Lauren Miller stworzyła powieść inną niż do tej pory, stworzyła powieść, która niesie za sobą prawdę o świecie technologii, który zbliża się do nas wielkimi krokami.
Gorąco polecam.
Nowe technologie i innowacyjne rozwiązania niewątpliwie ułatwiają człowiekowi życie. Otwierają nowe możliwości i pozwalają przekraczać granice, o których nasze babcie czy prababcie nawet nie śniły. Dziś nikt nie wyobraża sobie funkcjonowania bez internetu, telefonii komórkowej czy aplikacji społecznościowych. A pomyśleć, że od momentu, w którym Polacy po raz pierwszy mogli...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-08-02
Znany nam już dobrze z pierwszego tomu (Złodziej pioruna) Percy Jackson kończy właśnie siódmą klasę. Niecierpliwie czeka na upragnione wakacje i zaplanowany od dawna letni wyjazd do Obozu Herosów. Ostatnie dni szkoły przynoszą mu jednak coś więcej niż zwykłą ulgę, że koszmar kolejnego roku nauki właśnie się kończy.
„Mam ADHD i jestem dyslektykiem, podobnie jak większość dzieci półkrwi, więc słabo mi szło w zwykłych szkołach, z których zresztą w końcu mnie wywalano.”
Szkoła Meriwether, do której uczęszcza, to „postępowa” szkoła w centrum Manhattanu. Miejsce, do którego trafiają przeróżne słabo społecznie przystosowane jednostki, a nauczyciele niezmiernie cieszą się z wszelkich form aktywności swoich wychowanków - no, może poza dewastacją budynku szkoły. A to właśnie przydarza się pechowemu Percy'emu, kiedy staje w obronie swojego klasowego kolegi, Tysona - dwumetrowego cieniasa i płaczliwego wrażliwca wykazującego się różnymi, dość zaskakującymi cechami. Cóż, jak się jest cyklopem, o czym szybko dowiaduje się Percy, takie połączenie cech psychicznych i fizycznych nikogo nie powinno dziwić. Odjazdowy mecz koszykówki z groźnymi demonami kończy rok nauki szkolnej pożarem i zdemolowaniem pomieszczeń szkoły, w przewrotny sposób jak zwykle przypisanych Percy'emu. Rusza on zatem w towarzystwie Annabeth i Tysona na Wzgórze Herosów. Miejsce gwałtownie atakowane przez potwory i coraz mocniej osłabione. Po raz kolejny Percy musi postawić wszystko na jedną kartę. Znienawidzony przez jednych bogów, a wspomagany przez innych, musi podjąć próbę ratowania Obozu Herosów, chociaż niektórzy chcą mu w tym przeszkodzić. Próbę, która wiedzie naszego bohatera na mityczne, najeżone śmiertelnymi pułapkami Morze Potworów.
Ten tom jest lepszy niż poprzedni. Pisarz bardzo pomysłowo wykorzystuje motywy znane nam z mitologii greckiej, racząc czytelników pełnymi fantazji przygodami okraszonymi sporą dawką humoru (choć nie jest to humor dla każdego). Ironia zapewnia nam zdrowy dystans wobec wydarzeń oraz solidną porcję rozrywki. Akcja jest dynamiczna jak sportowiec na płynach bogatych w sole fizjologiczne. Autor wyciska z motywów mitologicznych co tylko się da, tworząc z kilku oklepanych tematów kilkaset stron świeżej, wciągającej przygody. Mnie, osobę jakby nie było dorosłą, bawi naturalna młodzieńcza naiwność bohatera, która jest zarazem jego słabością i siłą. Zbytnio zaś nie irytuje lekka przesada i przerysowanie czy spora schematyczność wydarzeń - wszystko zostaje tu podane tak zgrabnie, że nie wywołuje zniecierpliwienia i zgryzów. Klimat powieści jest świetny.
Nie jest to tylko, wbrew pozorom, kawałek czystej, pozbawionej dodatkowych walorów rozrywki. Mamy tu poruszone istotne, ważne dla każdego tematy: problem przyjaźni, jej znaczenia i wartości dla każdego człowieka, problem odpowiedzialności za siebie i innych, panowania nad sobą, nad instynktami czy nawykami. Jest pokazana zdrada i konsekwencje, jakie ta ze sobą niesie. Jest poruszony temat pokus, pragnień i marzeń, które są siłą napędową człowieka, ale mogą też prowadzić do jego samozniszczenia - nierealne marzenia realnie szkodzą, a pycha potrafi śmiertelnie ugodzić nawet herosa. Autor poważniejsze sprawy wplata umiejętnie w ciekawą fabułę tak, że stykamy się z nimi w sposób naturalny, bez bezpośredniego, dosłownego moralizatorstwa.
W tej książce (prawie) wszystko może się zdarzyć. Zwykła logika i prawa fizyki obowiązują w dość ograniczonym zakresie. Wiele pomysłów autora jest po prostu świetnych, a wszystko, co dobre sprawia, że powieść się dosłownie pochłania.
Znany nam już dobrze z pierwszego tomu (Złodziej pioruna) Percy Jackson kończy właśnie siódmą klasę. Niecierpliwie czeka na upragnione wakacje i zaplanowany od dawna letni wyjazd do Obozu Herosów. Ostatnie dni szkoły przynoszą mu jednak coś więcej niż zwykłą ulgę, że koszmar kolejnego roku nauki właśnie się kończy.
„Mam ADHD i jestem dyslektykiem, podobnie jak większość...
2018-07-28
Starożytne cywilizacje mają w sobie coś takiego, co nas współczesnych pożeraczy kultury przyciąga jak magnes. Pierwotną czystość, schematy, mechanizmy i tropy nieskalane jeszcze tysiącem lat przemian, politycznych zawirowań, czy milionów nadinterpretacji. Starożytność jest taka jaka jest – skrywa podstawową wiedzę, to, co najważniejsze dla obeznanych w kulturowych światach odbiorców i trafia dokładnie tam, gdzie powinna trafić. Ma także swoje tajemnice, nieodgadnione sekrety, które sprawiają, że jest jeszcze bardziej zachwycająca. A od czego zazwyczaj zaczyna się czytelnicza fascynacja starożytnością? Od opowieści, od mitów, od bogów, herosów, od tytanów i wielkich, epickich wojen.
Na pierwsze spotkanie ze Starożytną Grecją, na połknięcie bakcyla mitologii lub na obudzenie na nowo swoich młodzieńczych pasji idealnie nadaje się młodzieżowy cykl Ricka Riordana, czyli Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy, którego pierwszy tom nosi tytuł „Złodziej Pioruna”.
Percy Jackson nie ma łatwego życia. Każdego roku nowa szkoła i nowi znajomi, problemy w nauce, syndrom ADHD i nieco dziwne doświadczenia, których bywa świadkiem od najmłodszych lat. Jego mama, kobieta, która wychowaniu syna poświęciła wszystko, a która wie jaki jest wyjątkowy, skrywa tajemnicę sprzed lat i to właśnie ta tajemnica jest kluczem do niezwykłości Percy’ego. Miarka przebiera się w dniu wycieczki do nowojorskiego muzeum, gdy jedna z nauczycielek przemienia się w… harpię, a Percy’emu jakimś cudem udaje się zamienić ją w proch. Jednak to nie koniec niesamowitych zdarzeń, bo wkrótce, zrządzeniem losu, Percy trafi do Obozu Herosów, gdzie okaże się kim tak naprawdę jest – synem jednego z bogów greckiego panteonu. Przyjdzie mu zmierzyć się ze swoim przeznaczeniem, poznać swoją tożsamość i przyjąć dziedzictwo, którego nigdy by się nie spodziewał. Ożywają bóstwa mniejsze i większe, rozbudza się Olimp, ogary Hadesu biegają po ziemi, a Percy i jego nowi przyjaciele staną do walki na śmierć i życie.
Według podstawowej koncepcji Ricka Riordana, z którą trudno się nie zgodzić, mitologia grecka nie zniknęła wraz upadkiem cywilizacji greckiej, ale wciąż żyje, istnieje i rozwija się, podążając tropem cywilizacji Zachodu, której stanowi podwaliny. Mit utrwalił się w zbiorowej świadomości, zamienił się w archetyp i może powielać się w nieskończoność w wyobraźni ludzkości tak długo, jak długo przyjdzie istnieć ideom Zachodu. To śmiała koncepcja, jednak biorąc pod uwagę podstawy cywilizacyjne, na których wciąż opieramy nasza kulturę, politykę, zasady współistnienia, to wywodzą się one właśnie z Grecji, kolebki tego co uniwersalne i co przetrwało niemal trzy tysiące lat historycznych przemian. Tym samym mitologia grecka pozostaje nieśmiertelna i Rick Riordan serią Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy udowadnia, że wciąż może być tematem niezwykle inspirującym, intrygującym i jak najbardziej pasującym do naszej współczesnej rzeczywistości, bo nigdy tak naprawdę nie zniknęła.
„Złodziej Pioruna” ma w sobie ponadczasowy urok opowieści o bohaterach i herosach, czerpiący pomysły z najbardziej podstawowych tropów literackich. Rick Riordan postarał się, by najważniejsza mitologiczna baza została przystępnie zaoferowana młodszym czytelnikom i tak wpleciona w pełną akcji i humoru fabułę, by nie znużyć, a nawet, by popchnąć młodego czytelnika do poszukiwań korzeni na własną rękę. Sam Percy Jackson jest uroczą mieszanką młodocianych zawadiaków, niesfornych chłopaków, którzy stworzeni są do epickich czynów i do ratowania świata przed niszczącą siłą podziemia, w jakiejkolwiek postaci, po części także za sprawą swojego uroku osobistego i poczucia humoru.
Oczytani dorośli, którzy sięgną po lekturę Percy’ego Jacksona i Bogów Olimpijskich z pewnością odnajdą mnóstwo analogii do klasyki w samej postaci głównego bohatera, jak i w całej koncepcji Ricka Riordana. Przygody herosów gwarantują świetną zabawę, powrót do przeszłości, do szkolnej ławy i do młodzieńczych fascynacji. Natomiast młodsi czytelnicy, którzy dopiero poznają mitologię, zaznajamiają się z podstawami zachodniej cywilizacji, w Percym mogą odnaleźć kogoś, z kim być może nie za bardzo mogą się identyfikować, ale z pewnością kogoś, kim z chęcią pragnęliby być, którego przygody mogą śledzić i cieszyć się z przyswajanej tym samym wiedzy. I tak jak Harry Potter zaraził miliony bakcylem magii, tak i Percy Jackson na nowo obudzi w nas zew pradawnych opowieści, które wykreowały naszą cywilizację.
Starożytne cywilizacje mają w sobie coś takiego, co nas współczesnych pożeraczy kultury przyciąga jak magnes. Pierwotną czystość, schematy, mechanizmy i tropy nieskalane jeszcze tysiącem lat przemian, politycznych zawirowań, czy milionów nadinterpretacji. Starożytność jest taka jaka jest – skrywa podstawową wiedzę, to, co najważniejsze dla obeznanych w kulturowych światach...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-11
Świat jaki znamy kończy się - giną zwierzęta, rośliny, z upływem czasu również ludzie. Nie poznajemy tła tej historii - nie wiemy co przyczyniło się do katastrofy, ale wiemy, że nastąpiła nagle. Nie wiemy niczego więcej niż dwaj bohaterowie książki - syn i ojciec, którzy wszystkie siły swoje skupiają na próbach przeżycia, nie na próbach zrozumienia.
Wędrują z północy na południe, nie wiedzą czy cokolwiek czeka na końcu drogi, wiedzą jedynie, że na północy przeżyją. Mężczyzna i chłopiec. Walczący o przeżycie i człowieczeństwo. Świat, który ich otacza to już nic więcej niż pogorzelisko, ludzie których spotykają na swojej drodze budzą strach. Śmiertelny. Chłopiec nie zna innego świata, nigdy nie widział ptaków, nie jadł innego jedzenia niż z puszki, nigdy nie zaznał ciepła, bezpieczeństwa, czy beztroski. Mówi o sobie i swoim tacie - "dobrzy ludzie" i stara się w te słowa wierzyć.
Droga, którą bohaterowie przebywają jest mordercza. Monotonna, męcząca i niepewna. I od początku wiemy, że to droga donikąd. Każda kolejna strona pogrąża w mroku - chłopca, mężczyznę i czytelnika. "Droga" to niezwykle przejmujące świadectwo, wywołujące wręcz fizyczny ból. Czytając stajemy się świadkami rozpaczliwej walki o siebie samego, o człowieczeństwo, wszystko to w co się wierzy, godność i w końcu o życie. Jednak nie to uderza najbardziej. Najbardziej boli to, że w tej walce jest się na przegranej pozycji. Koniec, śmierć - przynosi ulgę.
Umieszczenie dziecka podkreśla wymowę każdego zdania, beznadziejność każdego działania i mękę, jaką jest droga i samo życie. Dziecko nie zaznało niczego dobrego, zna tylko opowieści, historie opowiadane przez ojca - o świecie, zwierzętach, ludziach, wartościach. Ale nie znajduje żadnego potwierdzenia tych opowieści w rzeczywistości. W "Drodze" McCarthy zawarł kilka metaforycznych dróg, już sama droga mężczyzny jest diametralnie różna, niż droga dziecka. Z kolei samą książkę można odczytywać jako traktat filozoficzny. Porusza wiele uniwersalnych tematów, zadaje pytania, na które nie ma odpowiedzi, które gdy się pojawią w umyśle- zostają już na zawsze, są dręczące. Szukanie odpowiedzi na te pytania staje się sensem.
Nie będę tutaj wymieniać wszystkiego co książka porusza, o czym myślałam w trakcie lektury. Były to tematy, które pojawiają się u czytelnika, ale nigdy nie są sformułowane wprost, w tekście. Myślę, że właśnie to świadczy o sile książki McCarthey'ego- każdy znajdzie w niej coś innego, inne pytania, inne problemy, będzie udzielał innych odpowiedzi, będzie liczył na coś innego.
Chciałabym polecić tę książkę, ale sama tak naprawdę nie wiem komu. Ta książka jest uniwersalna, literatura piękna w czystej postaci. Bardzo poetycka, napisana pięknym językiem, zaskakująca dosadnością, emocjonalna. Na pewno nie jest ona skierowana tylko do fanów samego gatunku fantastyki postapokaliptycznej, choć oczywiście do nich również. Fantastyki nie ma tu tak naprawdę w ogóle, jest po prostu ekstremalna sytuacja i wpisani w nią bohaterowie. Także niech nikogo tematyka nie odstrasza, to tylko tło. Najważniejsze jest odczytanie, to co książka wywołuje.
I z tego powodu ją polecam!
Świat jaki znamy kończy się - giną zwierzęta, rośliny, z upływem czasu również ludzie. Nie poznajemy tła tej historii - nie wiemy co przyczyniło się do katastrofy, ale wiemy, że nastąpiła nagle. Nie wiemy niczego więcej niż dwaj bohaterowie książki - syn i ojciec, którzy wszystkie siły swoje skupiają na próbach przeżycia, nie na próbach zrozumienia.
Wędrują z północy na...
Rozsądni redaktorzy książki, Henry Jacoby i William Irwin, prawie na samym początku umieszczają ostrzeżenie o „spoilerach”, które mają ustrzec mniej zaawansowanych w czytaniu „Pieśni Lodu i Ognia” miłośników George’a Martina przed sytuacją, w której przeczytają coś, co zdradzi im fabułę i pozbawi przyjemności czytania. Mowa w niej bowiem o zdarzeniach, które mają miejsce na przestrzeni całego cyklu, nie tylko w pierwszych, zekranizowanych częściach. „Gra o Tron i filozofia” to zbiór dwudziestu esejów na różne tematy związane z filozofią i etyką, który trafił do rąk czytelników dzięki wydawnictwu Helion.
Powszechne na Zachodzie, coraz częstsze w Polsce zjawisko zestawiania ze sobą kultury popularnej oraz filozofii ma w sobie pewien potencjał, zarazem piękny, jak i użyteczny. Tym większa szkoda, że jego realizacja przebiega w sposób mierny, a skutki są zniechęcające.
"Gra o tron i filozofia" zdradza w tytule zawartość zbioru pod redakcją Henry'ego Jacoby'ego i Williama Irwina. To dwadzieścia esejów, których twórcy starają się wykazać filozoficzne elementy w stworzonej przez George'a R. R. Martina sadze Pieśń Lodu i Ognia. Podzielony jest na pięć części zapewniających spójność tematyczną. Część pierwsza, W grze o tron zwycięża się albo umiera, dotyczy władzy, sposobów jej zdobywania i utrzymywania. Część druga, Czego się nie robi z miłości, skupia się na zagadnieniu moralności i idei w ujęciu prywatnym, w przeciwieństwie do części czwartej (Kto wydaje wyrok, sam powinien go wykonać), która również dotyczy moralności, lecz moralności w ujęciu społecznym, o odpowiedzialności wobec zbiorowości, nie wobec siebie samego. Dzieląca je część trzecia, Nadchodzi zima, obejmuje eseje poświęcone metafizyce i epistemologii. Ostatnia, piąta część, nosząca podtytuł Zadajesz cios ostrym końcem, posiada najbardziej luźne związki tematyczne. Znajdują się w niej eseje dotyczące zarówno miłości, jak i władzy, lecz intelektualny środek ciężkości przeniesiony jest bardziej na nowoczesną (czy raczej ponowoczesną) filozofię, obejmując teorię gier czy zależność wiedzy i władzy w ujęciu Foucaulta, więc wyraźnie odróżnia się od dość tradycjonalistycznych ujęć poprzednich części.
Założenie zbioru: by w Pieśni Lodu i Ognia odnaleźć tropy filozoficzne, stało się niestety jego przekleństwem. Większość autorów podeszła do tego projektu w schematyczny sposób – wybrali odpowiadającą im koncepcję filozoficzną, a następnie dobrali takie elementy świata literackiego Martina, by mogły stanowić swoistą ilustrację wcześniej podjętych założeń. W ten sposób Gra o tron i filozofia staje się serią intelektualnej ekwilibrystyki, lecz poprzez swoją stanowczość nie zyskuje na ciekawości ani na wiarygodności, bo analogicznie dałoby się zapewne dorobić do sagi każdą interpretację filozoficzną. Zresztą zwykle teksty nie stanowią filozoficznych interpretacji całości, lecz składają się na mozaikę możliwości filozoficznego problematyzowania pojedynczych lub archipelagicznych problemów, bez pretensji do całościowego odczytania, co może być postrzegane zarówno jako wada, jak i zaleta – w zależności od przekonań czytelnika.
Od strony filozoficznej zbiór nie jest zaskakujący. Przywołany już Foucault jest najpewniej najbardziej oryginalnym myślicielem, do którego odnieśli się twórcy (a konkretnie Chad William Tim) Gry o tron i filozofii. Pozostałe nazwiska należą do podstawowego kanonu zachodniej filozofii, od starożytności (Platon, Arystoteles), przez renesans i oświecenie (Machiavelli, Kartezjusz, Hobbes), po modernizm (Nietzsche). Brakuje jednak bardziej współczesnych nurtów filozoficznych: postkolonializmu, gender/queer studies, psychoanalizy czy marksizmu. Wydaje się, że wybór został dokonany i przedstawiony w ten sposób, by mógł trafić do możliwie najszerszego grona czytelników, nie wymagając od nich żadnej wiedzy filozoficznej.
Głównym minusem "Gry o tron i filozofii" jest jednostronne postrzeganie tytułowej relacji. Biorąc dzieło mocno zakorzenione w kulturze popularnej, autorzy naginają je tak, by móc wskazać w nim egzemplifikację filozoficznych teorii. Natomiast nie działa to w drugą stronę. Gra o tron (czy szerzej: Pieśń Lodu i Ognia) jest przecież zarówno literackim uniwersum, jak i zjawiskiem kulturowym. Jako takie samo wykształca pewną filozofię, samo oddziałuje na świat wobec siebie zewnętrzny. O tym jednak zbiór konsekwentnie milczy.
Rozsądni redaktorzy książki, Henry Jacoby i William Irwin, prawie na samym początku umieszczają ostrzeżenie o „spoilerach”, które mają ustrzec mniej zaawansowanych w czytaniu „Pieśni Lodu i Ognia” miłośników George’a Martina przed sytuacją, w której przeczytają coś, co zdradzi im fabułę i pozbawi przyjemności czytania. Mowa w niej bowiem o zdarzeniach, które mają miejsce na...
więcej Pokaż mimo to