-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1147
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać395
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński22
Biblioteczka
2020-10-11
2020-08-23
Ivan Isajenko od 17 lat jest pensjonariuszem szpitala dla ciężko chorych dzieci w Mozyrzu. Po katastrofie w Czernobylu na terenie Ukrainy i przyległych państw rodziło się coraz więcej dzieci z różnego rodzaju mutacjami. Ivan urodził się z jedną kończyną i trzema kikutami w miejscu nóg i jednej ręki. Na domiar złego w jedynej kończynie miał tylko trzy palce. Ivan prowadzi monotonne życie. Oprócz opiekujących się nim pielęgniarek i lekarzy praktycznie nie ma kontaktu z innymi ludźmi, dlatego że jest inny. I to nie tylko pod względem fizycznym. Jako jedyny pacjent szpitala potrafi mówić, czuje i myśli jak w pełni sprawny psychicznie człowiek. Sytuacja się zmienia kiedy do szpitala trafia chora na białaczkę dziewczynka. Ivan musi pokonać swoje bariery by się do niej zbliżyć i zostać przyjacielem.
Zupełnie nie wiem dlaczego książka ta porównywana jest do "Gwiazd naszych wina". Czy tylko i wyłącznie ze względu na smutny finał? Tylko i wyłącznie dlatego , że jeden z naszych bohaterów umrze? Uwaga, nie spojleruję, jest to fakt nam znany od początku książki. W momencie kiedy w przypadku bohaterów powieści Greena mamy do czynienia z młodymi w pełni sprawnymi ludźmi tak tutaj otaczamy się panteonem bohaterów, którzy nie mają żadnego pojęcia o otaczającym ich świecie. Hazel i Augustus poznali życie , mieli rodzinę i znajomych, chodzili do szkoły i do kina. Bohaterowie naszej powieści w większości przypadków nie opuścili murów szpitala przez kilkanaście lat, jedni z powodu kalectwa drudzy z powodu katatonii w której egzystowali. W powieści Greena mieliśmy do czynienia z miłością, a tutaj? Nie oszukujmy się. Czy młoda dziewczyna byłaby w stanie pokochać chłopaka bez nóg i z jedną ręką? Czy jak by nie byłą zmuszona na przebywanie z nim w jednym miejscu, czy jak by nie wiedziała, że tutaj umrze, to by ją obszedł jego los? NIE. Dlatego uważam, że książka to nie powinna być porównywana to wyżej wymienionej powieści. Jedyny punkt styczny to właśnie humor : rzecz , którą większość autorów recenzji pisarzowi wypomina.
W książce poznajemy kilkoro pacjentów szpitala. Autor nie nazywa chorób po imieniu, jedna z opisów łatwo jest nam się domyślić z kim mamy do czynienia. Dzieciaki chorujące, na autyzm i wodogłowie, dzieciaki z ubytkami przegrody międzykomorowej czekające na operację oraz kaleki. Czasem może nam się wydawać, że autor obszedł się z nimi bezdusznie . Odebrał im osobowość. Czasem miałam wrażenie , że znajduję się w gabinecie osobliwości, gdzie nasz główny bohater pokazuje nam ostatnio zgromadzone okazy. Jednak tak by było w przypadku kiedy Ivan byłby zdrową osobą, powiedzmy funkcjonariuszem szpitala, naśmiewającym się z ułomności innych. Jednak nasz bohater sam jest kaleką, osobą która nigdy nie wyszła na dwór, osobą która potrzebuje pomocy w życiu bo inaczej umrze na pierwszym lepszym chodniku. Ja uważam , że humor czy nawet satyra z jaką autor przedstawia przebieg wydarzeń jest bronią Ivana, jego sposobem na oswojenie się z rzeczywistością. Gdyby nie przebłyski humoru czułby się jak w sarkofagu. Żartowanie z innych pensjonariuszy było jego sposobem na przeżycie, sposobem by nie zwariować. Ale jednocześnie widać, że chłopak miał wielkie serce . Zobaczywszy kalekiego chłopca, praktycznie roślinę, postanowił się nim zaopiekować... sam się nauczył trzema palcami zmieniać pieluchę.
Moim zdaniem relacja między Ivanem, a dziewczynką chorą na białaczkę, Poliną, jest czymś powierzchownym i nie ma nic wspólnego z miłością. A czy z przyjaźnią? Moim zdaniem oboje znaleźli się na takim etapie swojego życia, że niemożliwością było by sobie wzajemnie nie pomogli. Coś za coś, jak to w życiu bywa, i nie doszukujmy się tutaj czegoś głębszego. Czy będąc kaleką nie uważalibyście za anioła innego człowieka, który by się wami zainteresował? Czy będąc umierającym chcielibyście umrzeć w samotności? Moim zdaniem, choć to może jest okrutne był to handel wymienny.
Zło się dokonało. Promieniowanie zabiło tysiące ludzi i na długie lata okaleczyło miliony. Mamy koty ze skrzydłami, mamy ludzi bez kończyn. Jak by katastrofa się wydarzyła w bogatym kraju powiedzmy w Ameryce, pewnie standardy życia ofiar byłby zupełnie inne. Ale na Ukrainie, do tego kilkanaście lat temu? Ówcześni lekarze nie mieli wiedzy ani środków by pomóc. Pewnie w Chinach, ofiary promieniowania nawet i dziś byłby zostawione samym sobie. Tutaj stworzono dla nich namiastkę życia. To minimum wymagane by przetrwać. Był szpital (gdzie jak wszędzie dyrektor chciał mieć jak największe zyski), były pielęgniarki, które wykonywały swoją robotę. Umieralność? A czy Ci ludzie by nie umarli w szpitalu w Kalifornii?
Ivan jest fascynującą postacią, został jednym z moich ulubionych bohaterów z książek. Na samym początku sobie go wyobrażałam, jako wyszczekanego, wiecznie uśmiechniętego nastolatka. Jakie było moje zdziwienie jak dowiedziałam, się że się nigdy nie uśmiechał? Naprawdę wielkie. Ivan symbolizuje wszystko to czego oczekuję się po swoich dzieciach a czego pewnie nigdy nie będą mieć, z tego względu, że żyjąc w tych czasach jest łatwy dostęp do wszystkiego. Podziwiam Ivana za jego łaknienie wiedzy, za jego pogoń za poznawaniem czegoś nowego. Jego inteligencja jest wprost fenomenalna, a to że potrafi się sam z siebie śmiać? Cóż to jest po prostu ludzkie.
Książka jest po prostu piękna. Opowiada o tych typach osobowości, o które w dzisiejszych czasach trudno. Z jednej strony mamy do czynienia z chłopcem , który pogodził się z własnymi ułomnościami, z drugiej strony mamy szereg osób o wielkim sercu, jak na przykład siostra Natalia. Koniec powieści był dokładnie taki jak oczekiwałam. I dobrze. Wiem, że był na swój sposób przewidywalny jednak w tej prostocie było piękno.
Zamiast czytać artykuły i oglądać smutne zdjęcia w prasie apropo katastrofy w Czernobylu, to każdy powinien zapoznał się z tą książką. Uczy ona dobroci i pokory, i pozwala spojrzeć w przyszłość a nie tylko zajmować się przeszłością.
Ivan Isajenko od 17 lat jest pensjonariuszem szpitala dla ciężko chorych dzieci w Mozyrzu. Po katastrofie w Czernobylu na terenie Ukrainy i przyległych państw rodziło się coraz więcej dzieci z różnego rodzaju mutacjami. Ivan urodził się z jedną kończyną i trzema kikutami w miejscu nóg i jednej ręki. Na domiar złego w jedynej kończynie miał tylko trzy palce. Ivan prowadzi...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-08-01
Ks. Mariusz Rosik wybrał się na Północ, żeby skonfrontować z rzeczywistym życiem swoje chłopięce wyobrażenia o dalekiej Północy. Grenlandia, Islandia, Spitzbergen, Wyspy Owcze, Szetlandy, Lofoty i Wyspy Westmana to docelowe punkty podróży opisane przez autora w książce.
Północ budzi lęk, ale również zachwyca pięknem natury, jej dzikością i dziewiczym wdziękiem. Straszy hukiem oceanów, wyciem wiatrów i wybuchami wulkanów. Jednym słowem Północ fascynuje od zawsze, ze względu na swą tajemniczość.
Polecam tym, którzy interesują się Północą oraz krajami Skandynawskimi.
Ks. Mariusz Rosik wybrał się na Północ, żeby skonfrontować z rzeczywistym życiem swoje chłopięce wyobrażenia o dalekiej Północy. Grenlandia, Islandia, Spitzbergen, Wyspy Owcze, Szetlandy, Lofoty i Wyspy Westmana to docelowe punkty podróży opisane przez autora w książce.
Północ budzi lęk, ale również zachwyca pięknem natury, jej dzikością i dziewiczym wdziękiem. Straszy...
2020-05-26
Królowa Sigrida Storrada, nasza swojska Świętosława
Europa, koniec X wieku. Burzliwa epoka, kształtowanie się państw, ekspansja chrześcijaństwa, niezliczone bitwy i intrygi polityczne. Powstanie państwa polskiego, początki silnej Rusi Kijowskiej, Czechy miotające się między Wieletami a cesarstwem. Na północy walki o władzę w Danii, Szwecji i Norwegii, wyprawy wikingów, którzy stopniowo zmieniają się z pogańskich łupieżców w chrześcijańskich władców (co wprawdzie nie przeszkadza dalszemu łupieniu). Jak mówi Elżbieta Cherezińska, autorka powieści „Harda”: to moje wymarzone terytorium łowieckie - Piastowie i wikingowie w jednej opowieści, i do tego bohaterka - kobieta. Wierzcie mi, dzień w którym postanowiłam, że piszę, był świętem!
Ja sama bardzo lubię powieści historyczne, i mogę przyznać tak jak autorka, że Piastowie i wikingowie to także moje „wymarzone terytorium łowieckie”. Wczesne dzieje naszego państwa, jak i potężni wikingowie, nieustannie pobudzają moją wyobraźnię i chętnie czytam o przedchrześcijańskim, wczesnym średniowieczu. Tutaj co prawda akcja zaczyna się mniej więcej od chrztu Polski i ekspansji chrześcijaństwa we wschodniej i północnej Europie, ale wciąż istnieje konflikt między starymi, a nowymi wierzeniami. W ówczesnym państwie polskim już trochę mniejszy, ale w nieochrzczonych (a nawet później i ochrzczonych) państwach skandynawskich bardzo dający się we znaki. Krwawe ofiary, obrzędy ku czci Odyna, kapłani, miejsca kultu, a przede wszystkim waleczni wojowie, którzy pragną trafić do Walhalli. Świat pogan i chrześcijan przenikają się wzajemnie. Władcy zmieniają wiarę, ale niektórym wydaje się, że wciąż jeszcze mają wybór. Świat jednak na nich nie czeka i okazuje się, że już wyboru nie mają.
W tym politycznym, religijnym i wojennym tyglu dość dobrze odnajduje się tytułowa Harda, księżniczka, potem królowa – Świętosława, zwana Sigridą Storradą i Gunhildą. Córka Mieszka I i Dobrawy, siostra Bolesława Chrobrego, żona Eryka Zwycięskiego, króla Szwecji, a później Swena Widłobrodego, króla Danii, Norwegii i Anglii. Podobno kochanka Olava Tryggvassona, pierwszego chrześcijańskiego króla Norwegii. Matka wspaniałego króla, Knuta Wielkiego. Potężna, dumna, piękna, niebywale inteligentna kobieta. Co prawda w historii jest sporne, czy na pół legendarna postać Świętosławy była jedną i tą samą osobą oraz czy nie jest "połączeniem" kilku innych kobiet, na co wskazują niektóre źródła. Trafić do sag skandynawskich i kronik historycznych to dla ówczesnej kobiety musiał być niezwykły wyczyn, świadczący o jej niemałym wpływie na rzeczywistość, więc ktoś jej podobny pewnie istniał – ale kto dokładnie? Po prostu – niezłe zamieszanie. Chociaż żaden z kronikarzy nie nazwał jej po imieniu, to w historii Polski uznaje się, że miała na imię Świętosława. Dlaczego? Jak podaje Cherezińska, imię wzięło się z angielskiego Liber vitae z New Minster w Winchesterze (1031 rok), gdzie jedna z dobrodziejek kościoła była siostrą króla Knuta – „Santslaue”. Uznano, że córka mogła odziedziczyć imię po matce i zrekonstruowano je jako "Świętosława".
W tradycji skandynawskiej natomiast, za pośrednictwem sag islandzkich, została utrwalona jako Sigrida Storrada (Dumna), a w duńskiej występuje jako Gunhilda. Zmiana imienia po ślubie była w owym czasie dość poweszechna. O wiele istotniejsza jest kwestia, czy słynna i kontrowersyjna Sigrida Storrada, to rzeczywiście nasza swojska Świętosława. A w historii namieszała niemało. Doprowadziła do wielkiego konfliktu zbrojnego, który przebudował skandynawską scenę polityczną, spiskowała, paliła zalotników, podejmowała ważne decyzje. Cherezińska odsyła do wnikliwej analizy źródeł przeprowadzonej przez Rafała T. Prinke, który doszedł do wniosku, iż Świętosława córka Mieszka i Sigrida Dumna to dwie różne kobiety, ale jak sama mówi: Przegadałam z Rafałem godziny i oboje z szacunkiem odeszliśmy do własnych narożników, ale każdemu, kto chce poszerzać wiedzę o Piastównie polecam jego tekst.
Autorka zdała się na Thietmara z Merseburga, który jasno podaje, że Knuta i Haralda, synów Svena, króla Danii, urodziła córka Mieszka i siostra Bolesława. Kronika Thietmara stanowi najbogatsze źródło do czasów Chrobrego. Adam z Bremy informuje, iż Erik król Szwecji podbił Danię i wypędził z niej Svena, a po śmierci Erika, Sven powrócił i "poślubił wdowę po Eriku, matkę Olofa, a ona urodziła mu Knuta". Tak czy owak, coś w tym musi być, a to, że życie dumnej i słynnej królowej opisywano tu i ówdzie sprawia, iż można ją uznać za realną, fascynującą historyczną postać, co też Cherezińska czyni.
Dość zatem tego przydługiego historycznego wstępu, bo w końcu mam ocenić książkę, a nie wdawać się w historyczny dyskurs. Jako że powieść historyczna nie jest kroniką, podręcznikiem do historii czy historyczną książką popularnonaukową, to pozostawia autorowi pole do popisu fabularnego - i to trzeba mieć koniecznie na uwadze, czasem przymykać oko i nie brać za pewnik wszystkiego, co na kartach książki jest podane. Z innym nastawieniem czytanie „Hardej” i wielu innych podobnych powieści nie ma za bardzo racji bytu. Czytałam trochę opinii, że i to, i tamto to „bzdury”, że jakieś fakty przeinaczone… Ale już samo uczynienie niepewnej historycznie postaci główną bohaterką jest już przecież autorską fantazją. Zatem nie zważając na te względy, bardzo sprawnie przebrnęłam przez „Hardą”, czerpiąc z czytania dużo przyjemności, a przy okazji dowiadując się wielu rzeczy. Faktografia bowiem tak czy siak jest dość bogata, wprowadza czytelnika w najważniejsze wydarzenia historyczne ówczesnych lat i gładko tę wiedzę się przyswaja, co jest dużym plusem. Jednocześnie, przy chęci przedstawienia jak najdokładniej pewnych zagadnień, koligacji rodzinnych, sporów terytorialnych, czasami występuje chaos i niejednokrotnie trochę się pogubiłam w natłoku faktów, postaci, a przede wszystkim ich imion. Po przefiltrowaniu tych kwestii na ważniejsze i mniej ważne w danym momencie czy po wgłębieniu się w lekturę, problem zaniknął.
Narracja powieści jest trzecioosobowa, z perspektywy kilku osób. Osią wydarzeń jest oczywiście Świętosława i wokół niej głównie zawija się fabuła, ale występuje też kilka innych znaczących postaci, których odrębne wątki budują całą kompozycję „Hardej”. Zatem, prócz Sigridy Storrady, swoje karty dostają Mieszko, Bolesław, Olav Tryggvasson, Sven Widłobrody, jarl Jomsborga Sigvald, przyrodnie siostry Świętosławy i inni. Może powoduje to trochę „rozpłynięcie się” powieści, ale jest to interesujący zabieg, według mnie dobrze przedstawiający panoramiczny obraz wydarzeń. Nie tylko jednak wydarzeń, ale też relacji międzyludzkich – wszak wymienione wyżej osoby były ludźmi z krwi i kości, ze swoimi słabościami, smutkami, zmartwieniami, celami, ambicjami. Myślę, że wszystkie postacie zostały dobrze poprowadzone, chociaż niektórym brakowało trochę „pełnokrwistości”. Przy tylu bohaterach chyba nie da się tego uniknąć. Tytułowej Hardej nie obdarzyłam uwielbieniem; oczywiście - jest wyrazista, dumna, inteligentna, władcza, ma cięty język, wszyscy ją szanują, mężczyźni jej pragną, jest nieziemsko piękna… Ale to dla mnie za dużo jak na jedną osobę. Wydaje mi się, że jest zbyt wyidealizowana. Jak ktoś lubi takie dominujące bohaterki, to się nie zawiedzie. W końcu kobieta jej pokroju musiała mieć przynajmniej niektóre takie cechy. Mnie natomiast najbardziej przypadły do gustu niejednoznaczne kreacje jarla Jomsborga, Sigvalda oraz Swena Widłobrodego.
„Harda” nie jest powieścią wybitną, ale i tak jest to kawał dobrej literatury. Nie brakuje wartkiej akcji, ciekawych bohaterów, skomplikowanych relacji między nimi. Czasem bywa gorąco – jest miłość, pożądanie, śmiałe sceny erotyczne. Królowie, królowe, książęta, jarlowie i inne znaczące postacie z kart historii po prostu ożywają w naszej wyobraźni. Atmosfera epoki, ówczesne obyczaje zostały starannie oddane, można zatonąć w tym klimacie i nie chcieć wracać do codzienności. Oj, sama chciałabym wsiąść na którąś z długich łodzi wikingów i płynąć, płynąć… :)
Czy lubi się styl pisania Cherezińskiej to już kwestia gustu, mnie gdzieniegdzie irytował i czasem bywał zbyt, „współczesny”. Trudno jednak oczekiwać od autorki aż takiego wczucia się w specyfikę bardzo dawnych dziejów i w sposób myślenia ludzi żyjących ponad tysiąc lat temu. O książce można by pisać i pisać, gdyż pod względem ilości stron jest bardzo konkretna, a przede wszystkim treść jest wielowymiarowa. Łączy dzieje historyczne, legendy, obyczaje, wierzenia, intrygi, politykę, strategię, sceny batalistyczne, a do tego jeszcze wątki psychologiczne, relacje międzyludzkie... Jeśli kogoś nie przeraża grubość książki, poplątane wątki, wielość bohaterów, imion, nazw, i jeżeli ktoś lubi czytać o historii podanej w taki sposób – to serdecznie polecam. Wiadomo, że w stu procentach historycznie nie jest, w końcu jest to historia sfabularyzowana, ale takie są prawa powieści i twórczej fantazji. Mnie „Harda” bardzo wciągnęła, spędziłam z tą książka parę przyjemnych wieczorów i mimo paru niedociągnięć, uważam ją za kawał solidnej literatury.
Gotowi do podróży w burzliwe średniowiecze? Ja z kolei nie mogę się doczekać drugiego tomu powieści, o tytule „Królowa”, który będzie opowiadał o dalszych dziejach Sigridy Storrady.
Królowa Sigrida Storrada, nasza swojska Świętosława
Europa, koniec X wieku. Burzliwa epoka, kształtowanie się państw, ekspansja chrześcijaństwa, niezliczone bitwy i intrygi polityczne. Powstanie państwa polskiego, początki silnej Rusi Kijowskiej, Czechy miotające się między Wieletami a cesarstwem. Na północy walki o władzę w Danii, Szwecji i Norwegii, wyprawy wikingów,...
2020-04-25
W roku 1823 trzydziestosześcioletni Hugh Glass zaciąga się do oddziału formowanego przez Kompanię Futrzarską Gór Skalistych, który wyrusza na niebezpieczną wyprawę przez niezbadane terytoria. Pewnego dnia zostaje straszliwie poturbowany przez niedźwiedzia grizzly, wiadomo, że wkrótce umrze, zostaje więc w obozowisku nad rzeką, pod opieką dwóch ochotników, Johna Fitzgeralda, bezwzględnego najemnika oraz młodego Jima Bridgera, przyszłego „Króla ludzi gór”. Reszta oddziału rusza w dalszą drogę. Gdy do obozowiska z umierającym traperem zbliżają się Indianie, Fitzgerald i Bridger zostawiają Glassa na pastwę losu i odjeżdżają. Co gorsza, zabierają rannemu broń i całe wyposażenie - wszystko to, co dawałoby mu jakąś szansę na przeżycie w pojedynkę. Opuszczony, bezbronny i wściekły, Glass poprzysięga sobie, że przetrwa. I że dokona zemsty.
Debiutancka powieść Michaela Punkego to kronikarskie przedstawienie historii traktującej o niewyobrażalnej wręcz wytrzymałości, o żelaznej wytrwałości, z jaką człowiek potrafi walczyć z przeciwnościami losu, dziką naturą i wrogami.
W roku 1823 trzydziestosześcioletni Hugh Glass zaciąga się do oddziału formowanego przez Kompanię Futrzarską Gór Skalistych, który wyrusza na niebezpieczną wyprawę przez niezbadane terytoria. Pewnego dnia zostaje straszliwie poturbowany przez niedźwiedzia grizzly, wiadomo, że wkrótce umrze, zostaje więc w obozowisku nad rzeką, pod opieką dwóch ochotników, Johna Fitzgeralda,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-04-02
Lynsey Addario - amerykańska fotoreporterka, pracuje dla The New York Times, National Geographic i Time Magazine. Pracę rozpoczęła w 1991 roku dla Buenos Aires Herald w Argentynie bez wcześniejszego szkolenia fotograficznego. Związana była również z Associated News, dla którego pracowała nieprzerwanie przez 3 lata w New Delhi. Od 2000 roku zaczęła dokumentować konflikty zbrojne w Afganistanie i Iraku, ludobójstwo w Darfurze, obalenie reżimu Kaddafiego w Libii czy w końcu - wojny domowe w Demokratycznej Republice Konga i Syrii. W swoich relacjach zwraca szczególną uwagę na kwestie dotyczące praw człowieka, w szczególności kobiet. Dzięki swojemu zaangażowaniu jej działalność została uhonorowana m.in Nagrodą Pultizera czy MacArthura.
Książki pisane przez reporterów wojennych są moją słabością. Czytam je z nutką ekscytacji, podziwu, że są w stanie tyle poświęcić dla realizowania swoich pasji, że znajdują w sobie tyle siły, by zostawić spokojne życie, rodzinę i wyjechać do krajów objętych wojną, bez gwarancji powrotu... Czytając staram się zrozumieć ich motywacje, siłę napędową do realizacji kolejnych dokumentów. W końcu jadą w miejsca, z których każdy się ewakuuje, zamiast uciekać przed ostrzałem - oni idą w przeciwnym kierunku. Przeczytałam kilka reportaży wojennych, ale nadal nie mogę wyjść z podziwu dla ich odwagi, jaka nimi wtedy kieruje. Czy w takich sytuacjach działa adrenalina? Na pewno. Może też rywalizacja, chęć osiągnięcia sławy, zrobienia jak najlepszego zdjęcia?
Książka "To właśnie robię" pozwala poznać pracę fotoreportera wojennego z punktu widzenia kobiety. Addario jest jedną z niewielu kobiet relacjonujących konflikty zbrojne. Opowiada w niej o swoich wyborach i motywacjach, które sprawiły, że zdecydowała się na podjęcie takiej pracy, ukazuje jej specyfikę oraz kulisy zawodu z perspektywy jej własnych doświadczeń. Jest ona idealnym przykładem ambitnej kobiety, której udaje się pogodzić swoją miłość do fotografii, podróżowania z chęcią uświadomienia świata o ludzkich krzywdach, cierpienia oraz niesprawiedliwości, jaka jest ciągle obecna. Pokazuje, że praca może być pasją, poczuciem spełnienia oraz sensem, pewnego rodzaju misją wymagającej wielu poświęceń. Przez to, że decyduje się na wyjazd do niebezpiecznych rejonów, ryzykuje nie tylko utratę życia, ale również możliwość wystąpienia zespołu stresu pourazowego, wypalenie zawodowe, problemy z utrzymaniem kontaktów międzyludzkich, popadnięcie w uzależnienia spowodowane życiem w ciągłym stresie...
Autorka podkreśla, że posiadanie rodziny i jednoczesne realizowanie się jako fotoreporter wojenny jest wręcz niemożliwe - jej przykład idealnie pokazuje, że nie każdy mężczyzna będzie w stanie zaakceptować taki tryb życia u swojej kobiety. Ona sama po nieudanych związkach poznała wyrozumiałego partnera, który zaakceptował jej pracę, wspierał, dodawał siły podczas najcięższych chwil. Pozwalał jej na realizowanie się, pomógł jej w utrzymaniu jako takiej normalności oraz równowagi między byciem matką a żoną.
Addario nieraz ryzykowała życiem podczas dokumentowania ulicznych demonstracji w Iraku, obozów szkoleniowych rebeliantów w Darfurze, spotkań talibskich przywódców czy opisując historie kobiet będących ofiarami wojny domowej w Kongo. Niejednokrotnie patrzyła na śmierć swoich przyjaciół, współpracowników. Przeżyła porwanie przez zwolenników Kaddafiego oraz przeszła wewnętrzne rozterki spowodowane tym, że skazuje swoich najbliższych na ciągły stres i niepewność. Stara się pokazać, co tak naprawdę jest siłą napędową w jej pracy. Oglądając jej zdjęcia, czytając książkę, możemy zobaczyć, że chce ona pokazywać prawdę o ludzkim cierpieniu, chce ujawniać to, co niekoniecznie jest nagłaśniane przez media - bo w końcu wojna nie jest tylko walką o zasoby, liczbami strat i ofiar, ale przede wszystkim tragedią wielu tysięcy ludzi, zwykłych cywilów, których życie przez pewien czas wyglądało tak jak moje czy Twoje - zupełnie normalnie. Mieli rodziny, plany, marzenia - a wojna to wszystko im odebrała. Autorka właśnie to stara się robić - uwrażliwić świat na ludzką krzywdę, uświadomić, że w innych częściach globu rzeczywistość jest zupełnie inna od standardów w krajach, w których panuje pokój.
Ponadto w "To właśnie robię" poruszyła temat estetyzacji śmierci. Jej zdjęcia są dowodem na to, że dobra fotografia wojenna nie zawsze musi być brutalna - zdjęcia Addario są estetyczne, nieodrzucające; odnosi się wrażenie, że przy każdym zdjęciu stara się zachować pewne standardy. Widoczne jest to, że nie chce robić kariery na zdjęciach przepełnionych krwią i przemocą.
Podsumowując książka Lisney Addario jest przerażającym dowodem obojętności świata na okrucieństwa, które dotykają ludzi w różnych zakątkach. Jest krzykiem o zwrócenie uwagi, upomnienie się za ofiarami i konieczną pomoc. Styl, w jakim jest napisana sprawia, że znajdujemy się w centrum wydarzeń, wcześniej tylko oglądanych w mediach, przeżywamy strach, ból, niemoc.
Lynsey Addario - amerykańska fotoreporterka, pracuje dla The New York Times, National Geographic i Time Magazine. Pracę rozpoczęła w 1991 roku dla Buenos Aires Herald w Argentynie bez wcześniejszego szkolenia fotograficznego. Związana była również z Associated News, dla którego pracowała nieprzerwanie przez 3 lata w New Delhi. Od 2000 roku zaczęła dokumentować konflikty...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-01-30
Byłam mile zaskoczona egzemplarzem książki Danuty Awolusi "Odchudzanie zaczyna się w głowie…", chociaż faktem jest, że dla mnie treść tej książki nie jest ani odkrywcza, ani pouczająca, ale autorce, udało jej się „to wszystko” tak fajnie, z głową napisać.
Nie wiem, czy nad treścią poradników powinno się kontemplować, rozmyślać, analizować, bo tak wypadam. Chyba szkopuł tkwi w tym, by treść zawarta w takiej publikacji samoistnie pobudzała szare komórki czytelnika. W moim wypadku nie pobudziła, no jak wspomniałam, z mojej perspektywy nie ma w niej nic, czego bym nie wiedziała, a mimo to nie żałuję czasu spędzonego nad tą książką. Przede wszystkim podziwiam autorkę i gratuluję, że udało jej się schudnąć i, co wynika z tej książki, utrzymać wagę. Podziwiam wytrwałość, choć cała ta droga była i jest trudna, ale wracając do meritum.
Po "Odchudzanie zaczyna się w głowie…" (jak i po Odważoną) powinien sięgnąć każdy niedowiarek, któremu wydaje się, że nie da się schudnąć 30, 40, czy 70 kg. Danuta Awolusi udowadnia, że można. Niemniej droga ta wcale nie jest usłana różami, a kłody rzucane przez życie potrafią człowiekowi napsuć krwi, nerwów i koniec końców zdrowia.
Najistotniejsza w tym procesie (chudnięcia) jest chyba motywacja. Jedni odchudzają się, by lepiej wyglądać, dla innych jest to walka o być albo nie być na tym łez padole. Jak wiadomo nadwaga i otyłość to początek do lawinowej utraty zdrowia, bo miażdżyca, zawał, wylew itd., nie mówiąc już o komforcie życia. Nie od dziś wiadomo, że osobom szczupłym, żywot upływa lżej i mam tu na myśli nasze kilogramy, nie ekonomię. 😉
Jednak samo schudniecie to pryszcz (niedosłownie oczywiście) w porównaniu z tym, co dzieje się potem. Znaczna utrata wagi wiąże się m.in. z luźną skórą, głównie na brzuchu, która wygląda mało estetycznie. Pozostaje więc pytanie, co dalej? W książce autorka zdradza swój punkt widzenia na to i wszystko to, co wiąże się z odchudzaniem, łącznie z zasięgnięciem pomocy u specjalisty i nie mam tu na myśli tylko dietetyka, czy aktywnością fizyczną.
Autorka ma lekkie piórko, dlatego też książkę czyta się szybko.
Całość urozmaicają wypowiedzi Modelek Plus Size, psycholożki oraz czytelniczek Danuty Awolusi. Wszystko to tworzy ciekawą opowieść, jak najbardziej wiarygodną, o tym, że odchudzanie to nie tylko utrata zbędnych kilogramów, to coś, coś więcej, co cały ten proces musi być przemyślany i „zrobiony” z głową, inaczej… efekty nigdy nie będą zadowalające i trwałe.
Podsumowując: Odchudzanie to proces złożony, o czym otwarcie pisze Danuta Awolusi w swojej publikacji, a nie rygorystyczna dieta i katowanie się ćwiczeniami. Do wszystkiego trzeba podejść z głową, rozplanować i mieć na uwadze, że efekty nie pojawią się po tygodniu, czy dwóch… a gdy już uda się osiągnąć wymarzoną wagę, staje się przed kolejnymi wyzwaniami, które trzeba pokonać… a sposoby na nie? Cóż, ilu ludzi, tyle sposobów, choć mianownik jest taki sam – głowa!
Byłam mile zaskoczona egzemplarzem książki Danuty Awolusi "Odchudzanie zaczyna się w głowie…", chociaż faktem jest, że dla mnie treść tej książki nie jest ani odkrywcza, ani pouczająca, ale autorce, udało jej się „to wszystko” tak fajnie, z głową napisać.
Nie wiem, czy nad treścią poradników powinno się kontemplować, rozmyślać, analizować, bo tak wypadam. Chyba szkopuł...
2020-01-26
Każda z nas chce schudnąć kilka, a czasami kilkadziesiąt kilogramów. Czy jest to możliwe? Jeśli tak, to co trzeba zrobić?
Przy takim trybie życia, jaki w tych czasach prowadzą kobiety nie jest łatwo schudnąć, a co najgorsze nie podjadać. Łatwo wpaść w kompleksy, a nawet w depresję słuchając niewybrednych komentarzy na temat swojej tuszy czy kiedy porównujemy się do swoich szczuplejszych koleżanek. XXI wiek to czas, w którym ideałem kobiecości jest zasuszony „wieszak” na wybiegu, czytaj modelka. Jak sobie pomóc, a przede wszystkim jak zadbać o swoje zdrowie i swoją sylwetkę? Na te pytania znajdziemy odpowiedź w książce Danuty Awolusi „Odważona. Dziewczyna minus 70 kg”. To nie jest zwykła książka o odchudzaniu ani nie jest w żadnym razie żadnym poradnikiem dla osób otyłych. „Odważona” to opowieść o odważnej kobiecie, która pragnęła schudnąć i jej się to udało. Odchudzanie to nie taka łatwa sprawa jak nam się wydaje, w tej książce znajdziemy kilka przepisów i porad jak sobie z tym poradzić, ale przede wszystkim dzięki tej młodej dziewczynie możemy się dowiedzieć jak się czuje osoba gruba, nawet bardzo gruba, która jest uważana za zjawisko wśród innych szczuplutkich kobietek. Rozmiar 34 czy 36 jest uważany teraz za normę, za ideał kobiecości. Przez to kobiety mające więcej ciałka niż ten ideał są ciągłym przedmiotem szyderstw, śmiechów i kpin. Ale dlaczego tak się dzieje? Czy spadek wagi zmienia człowieka? Oczywiście, że tak, o tym mówi bohaterka książki, człowiek wraz ze swoim ciałem zmienia również swój sposób myślenia.
Mi osobiście podoba się taka książka, sama kiedyś schudłam i wiem, że to nie jest takie łatwe jak się każdemu wydaje. Dieta i siłownia to ciągła walka z samym sobą. Takie książki jak „Odważona. Dziewczyna minus 70 kg” to książka, która nie zasypie cię bezmyślnymi przepisami, których zwykły przeciętny człowiek nie może zrobić, bo go najzwyklej w świecie nie stać na produkty zawarte w przepisie. Łatwo mówi się, co ktoś ma zrobić, łatwo wykonuje się polecenia, ale, po co to robisz? Pani Danuta opisując swoją przygodę z odchudzaniem, pozwala nam zrozumieć i pokazuje jak ciężki jest proces odchudzania, że to wszystko zaczyna się od tego, co mamy w głowie, a dopiero przechodzi się przez dietę, siłownię, bieganie czy inną aktywność fizyczną. Jeżeli masz ten sam problem co Danka i chcesz coś zmienić w swoim życiu, a nie chcesz czytać już setny raz poradnika o dietach, sięgnij po tą książkę, ona pomoże ci zrozumieć swój problem i pokaże na czym stoisz i co możesz zrobić, aby to zmienić.
Każda z nas chce schudnąć kilka, a czasami kilkadziesiąt kilogramów. Czy jest to możliwe? Jeśli tak, to co trzeba zrobić?
Przy takim trybie życia, jaki w tych czasach prowadzą kobiety nie jest łatwo schudnąć, a co najgorsze nie podjadać. Łatwo wpaść w kompleksy, a nawet w depresję słuchając niewybrednych komentarzy na temat swojej tuszy czy kiedy porównujemy się do swoich...
2019-11-10
Fascynująca opowieść o życiu sześciu kobiet, które pozostawiły głęboki ślad w historii. Legendarne królowe: Krystyna szwedzka, Maria Antonina, cesarzowa Sissi, Eugenia de Montijo, królowa Wiktoria i jej wnuczka Aleksandra Romanow pokazane od bardziej ludzkiej strony – tej, o której czasem milczy oficjalna historia.
Tak naprawdę kobiety rządzą światem. Nawet jeśli same oficjalnie nie są "królami", stoją za sukcesem wielkich wodzów. Mężczyźni nie mieli i nigdy nie będą mieć równej władzy nad ludźmi, co udowodniła między innymi autorka "Królowych przeklętych".
Cristina Morato przedstawiła w tej niepozornej książce dzieje potężnych, kontrowersyjnych i bardzo interesujących dam, które wstrząsnęły historią. Opisała bez cenzury życie jakże znanych Marii Antoniny, Elżbiety Bawarskiej, królowej Wiktorii, a także Krystyny szwedzkiej czy Eugenii de Montijo. Wydawałoby się, że o tych tragicznych bohaterkach powiedziano już wszystko. Czy na pewno? "Królowe przeklęte" udowadniają, że niektóre fakty nie są jednak tak powszechnie znane.
Postaci królowych zostały odmalowane bardzo realistycznie. Autorka nie tylko podaje fakty, ale i analizuje ich skutki oraz przyczyny. Wybrała szczególne bohaterki, które wyróżniły się spośród tłumu. Można się zastanawiać, czy te kobiety były gotowe odegrać swoją rolę, jednak zrobiły to koncertowo. Mimo wszystkich swych zalet, autorka pokazuje również wielkie wady wielkich dam. Przedstawia ich fanaberie, pasje i sekrety, które nie pasują z pozoru do wizerunku królowej, jednak to one przyniosły im sławę. Słabość Marii Antoniny do mody haute couture, zafascynowanie Sissi końmi i jej wyścig szczurów ze starzeniem się, biseksualizm Krystyny Wazówny. Morato przeprowadza czytelnika przez proces przemiany wewnętrznej każdej z postaci, którą przeszły pod wpływem obarczenia ich odpowiedzialnością w większości zdecydowanie zbyt młodo.
Jeśli nie jesteście wielbicielami historii... ta książka i tak powinna Was zainteresować. Kto lubi czytać nudne podręczniki szkolne, w których rozmiar czcionki to 10 jednostek times'a, a o interlinii w ogóle nie słyszano? W tej książce fakty serwuje się czytelnikowi w prosty, bardzo interesujący sposób. Nie zostajemy zanudzeni tysiącami nudnych zdarzeń, które nie mają wpływu na opowiadaną historię, za to możemy liczyć na ciekawostki, a nawet cytaty z autobiograficznych dzienników bohaterek. Mimo że "Królowe przeklęte" nie należą do beletrystyki, czyta się je niczym najbardziej intrygujący thriller, bo przecież życie przedstawianych postaci jest świetnym materiałem na powieść.
Cristina Morato pozytywnie inspiruje. Pokazuje, z jaką odwagą i pewnością królowe stawiały czoła wyzwaniom, przerastającym zazwyczaj ich możliwości. Jaką godnością wykazywały się kobiety w obliczu zdrady, jak ich cierpienie podziwiały tłumy. Jak łatwo zdobywały miłość ludu i jak łatwo ją traciły. Świat bardzo się zmienił i ludzie również. Gdzieś uciekła ta godność i heroizm. Warto jednak sięgnąć po "Królowe przeklęte", aby chociaż poczytać o tym na kartach książki.
Fascynująca opowieść o życiu sześciu kobiet, które pozostawiły głęboki ślad w historii. Legendarne królowe: Krystyna szwedzka, Maria Antonina, cesarzowa Sissi, Eugenia de Montijo, królowa Wiktoria i jej wnuczka Aleksandra Romanow pokazane od bardziej ludzkiej strony – tej, o której czasem milczy oficjalna historia.
Tak naprawdę kobiety rządzą światem. Nawet jeśli same...
2019-09-28
Sylvia Rafael zmarła w wieku 68 lat 9 lutego 2005 r. Jej ciało pochowano w Izraelu, w grobie, którego płytę zdobi inskrypcja wykonana przez jej kolegów z Mosadu: „Kochałam swój kraj ze wszystkich sił. Teraz, gdy nadszedł mój czas niech przyjmie mnie jego ziemia…”
To krótkie epitafium stanowi kwintesencję treści książki Rama Orena i Moti Kfira. „Sylwia Agentka Mosadu” nie jest bowiem zwykłą książką o brawurowych wyczynach agentów sił specjalnych.
Kolejnych kart historii życia i służby Sylvii niewypełniają sceny rodem z kolejnej odsłony Jamesa Bonda – Agenta Jej Królewskiej Mości. Być może, każdy kto zasugeruje się nazwą jednej z najskuteczniejszych organizacji wywiadowczych świata będzie rozczarowany. Zamysł autorów - choć sugerowany od początku książki - uwidacznia się w pełni wraz z jej zakończeniem.
Odwaga, patriotyzm, odpowiedzialność, poczucie obowiązku i przede wszystkim samotność – tak właśnie ukazuje się czytelnikowi świat bojowników – izraelskich pracowników wywiadu. Agent, to po prostu „szpieg, który działa na szkodę własnego narodu, zazwyczaj dla pieniędzy. Kiedy zostaje złapany, nieuchronnie uznaje się go za zdrajcę”.
Bojownik zaś, wbrew powszechnemu mniemaniu, ma inny cel. Jak wskazuje Moti Kfir "główne zadanie Mossadu i innych służb wywiadowczych nie polega na prowadzeniu specjalnych operacji, na ściganiu i zabijaniu wrogów państwa. Takie misje należą do rzadkości, choć oczywiście są bardzo ważne. Jednak codzienna praca agentów, stanowiąca nie lada wyzwanie, polega przede wszystkim na żmudnym gromadzeniu informacji, zależnie od aktualnych priorytetów państwa.”
„Sylvia Agentka Mossadu”, prowadząc czytelnika przez kolejne dni życia agentki, opisuje codzienność związaną z wyczekiwaniem na umówione hasło do podjęcia działania. Przedstawia też czytelnikowi meandry samotnego umysłu człowieka, który nie może pozwolić sobie na chwilę dekoncentracji. Wszystko podporządkowane jest służbie i powierzonym zadaniom, zaś w chwilach pomiędzy nimi nie ma miejsca na normalne życie, prozaiczną miłość, sympatię czy antypatię lub beztroskie spędzanie wolnego czasu.
Równolegle z „codziennością” Sylvii można poznać również świat terroryzmu z drugiej strony barykady. Świetnie poprowadzony wątek działacza i przywódcy „Czarnego września” Ali Hassaba Salameha, nadaje książce szczególnego kolorytu i zamyka świat bojowników i terrorystów w monochromatycznych barwach dobra i zła. Nie widać jednak wyraźniej linii, któa dzieli świat na dobry i zły. Dobro i zło ustępuje bowiem licznym odcieniom szarości - nawet najlepsi popełniają błędy i podejmują złe decyzje.
Służbę Sylvii Rafael w Mossadzie zakończyła afera w Lillehammer, która była również wielka plamą na nieskazitelnym obliczu agencji. Rozczarowanie, jakie przeżyła agentka - zwłaszcza wobec jej poczucia obowiązku obrony wszystkich Żydów - spycha ją dosłownie na margines życia. Długie dni spędzone najpierw w areszcie śledczym, a następnie w norweskim więzieniu dla kobiet, prowadzą do gruntownej przemiany bohaterki, wywołują poczucie zawodu względem swojej „firmy”.
Książka nie jest jednak bezkrytyczną pochwałą działań Mossadu. Stanowi raczej uzasadnienie drastycznych metod działania i bezpardonowej walki ze złem czyhającym na Żydów. Miarodajna relacja, która wyszła spod pióra naocznego świadka wydarzeń jest głosem pokoleń bojowników Mossadu, którzy stanowili o bezpieczeństwie nie tylko mieszkańców, ale i państwa Izrael.
Każdy, kto sięgnie po tę lekturę powinien zdobyć się na chwilę refleksji i zauważyć, że postrzeganie świata oczami Żyda nie jest takie samo, jak innych ludzi. Pamięć o Holocauście przetrwała w tym narodzie o wiele mocniej i głębiej wniknęła w świadomość wielu Żydów. Ta bolesna historia narodu popychała tak wielu ludzi na ścieżkę tajnych służb.
W świetle tej lektury inaczej jawią się tak częste w Polsce wydarzenia upamiętniające żydowską tragedię w trakcie II wojny światowej. Inaczej postrzegane są kolejne doniesienia o walkach w strefie Gazy, działaniach odwetowych wymierzonych w Palestynę, bombardowaniach, ostrzałach rakietowych i rajdach jednostek pancernych. Książka Rama Orena i Moti Kfira – „Sylwia Agentka Mossadu” – rzuca na powyższe kwestie więcej światła i pozwala poznać odmienny punkt widzenia.
Sylvia Rafael zmarła w wieku 68 lat 9 lutego 2005 r. Jej ciało pochowano w Izraelu, w grobie, którego płytę zdobi inskrypcja wykonana przez jej kolegów z Mosadu: „Kochałam swój kraj ze wszystkich sił. Teraz, gdy nadszedł mój czas niech przyjmie mnie jego ziemia…”
To krótkie epitafium stanowi kwintesencję treści książki Rama Orena i Moti Kfira. „Sylwia Agentka Mosadu” nie...
2019-08-06
„Łzy mojej duszy” to autobiografia agentki północnokoreańskiego wywiadu współodpowiedzialnej za zamach bombowy, w którym zginęło 115 osób. Skazana na karę śmierci Hyon Hui Kim została jednak ułaskawiona. W tym miejscu niejeden czytelnik miałby wątpliwości – jak można ułaskawić sprawczynię takiego zamachu?
Lektura „Łez mojej duszy” pozwala tę decyzję zrozumieć. Autorka dość dokładnie opisuje bowiem drogę, jaką przebyła od zwykłej zdolnej uczennicy do wykwalifikowanej agentki północnokoreańskiego wywiadu. Proces indoktrynacji, jakiemu była poddawana już od najmłodszych lat zrobił swoje, dlatego nawet podczas zagranicznych podróży Hyon Hui Kim nigdy nie kwestionowała wytycznych partii. Dopiero po aresztowaniu, długich rozmowach z policjantami i kilku „wycieczkach” po „zepsutym” Seulu zaczęła uświadamiać sobie, że wszystko, co dotychczas wiedziała o świecie było tylko wyuczonym kłamstwem, a powierzone jej zadanie nie miało na celu doprowadzić do połączenia obu Korei, lecz było zwykłym atakiem terrorystycznym. Wraz z tą wiedzą przyszły wątpliwości moralne i poczucie winy. Na szczęście autorka nie popada wtedy w sentymentalny ton, tylko rzeczowo kontynuuje swoją opowieść.
Książkę czyta się bardzo szybko, bo tematyka jest niezwykle interesująca. Z pierwszej ręki dowiadujemy się nie tylko o codziennym życiu w Północnej Korei, ale także o wielu szczegółach dotyczących szkolenia agentów czy działalności wywiadu, a to już wiedza raczej trudno dostępna dla przeciętnego czytelnika.
Autorka pisze prosto i szczerze, nie chowa się za eufemizmami, dlatego podczas czytania łatwo przyjąć jej punkt widzenia. Mimo posiadania świadomości tego co zrobiła, trudno ją jednoznacznie potępiać. Kiedy od dziecka zamiast infantylnych rymowanek śpiewa się pieśni na cześć władcy, a edukacja obejmuje przede wszystkim pisma wybrane Kim Ir Sena, ciężko o samodzielne i krytyczne myślenie…
Reasumując, dla osób interesujących się Koreą Północną pozycja obowiązkowa. Dla wszystkich innych pozycja godna polecenia ze względu na dramatyczną historię autorki. Z pewnością żadnego czytelnika nie pozostawi obojętnym.
„Łzy mojej duszy” to autobiografia agentki północnokoreańskiego wywiadu współodpowiedzialnej za zamach bombowy, w którym zginęło 115 osób. Skazana na karę śmierci Hyon Hui Kim została jednak ułaskawiona. W tym miejscu niejeden czytelnik miałby wątpliwości – jak można ułaskawić sprawczynię takiego zamachu?
Lektura „Łez mojej duszy” pozwala tę decyzję zrozumieć. Autorka dość...
2019-05-08
Jest rok 1939, wakacje. Żądny przygód Piotr, dziewiętnastoletni student architektury, przyjeżdża na wakacje w rodzinne strony swojej świętej pamięci mamy, do Bedryczan, na terenach Wołyńskich. Tam przyjmuje go pani Maria, przyjaciółka zmarłej, jeszcze z czasów młodości. Przystojny młodzieniec od razu zwraca uwagę szesnastoletniej Marty, uroczej i zadziornej córki pani Marii. Młodzieniec nie mogąc wysiedzieć w miejscu urządza sobie długie spacery, podczas których wyłapuje najpiękniejsze widoki do swojego szkicownika.
Pewnego dnia Marta towarzyszy mu w przechadzce po ogrodzie, w pobliżu którego znajduje się prawosławna cerkiew. Kiedy podchodzą do płotu otaczającego świątynie dociera do nich śpiew, który urzeka Piotra. Chłopak nie mogąc zapomnieć właścicielki głosu, doprowadza do ich spotkania. Swieta, trochę starsza od chłopaka, również zaczyna się nim interesować. Córka OUNowca, obiecana młodemu, porywczemu Jegorowi, stara się zrobić wszystko, żeby choć na chwilę poczuć się wolną i prawdziwie kochaną. Po wielu dniach skrytego darzenia się uczuciami, Swieta decyduje się spędzić z Piotrem ostatnią noc przed jego powrotem do Warszawy. Doprowadza to do furii Jegora, który ma zamiar za wszelką cenę szukać zemsty. Widmo wojny i nieobliczalność młodego Ukraińca doprowadzają do tego, że Marta wraz z Ukrainką zmuszone są opuścić Bedryczany i udać się w bezpieczniejsze miejsce.
Podczas wojny dziewczyny nie chcą pozostać bierne, dlatego starają się jak najlepiej pomagać gospodarzom. Swieta uczy Martę pierwszej pomocy, a Polka odwdzięcza się jej nauką języka.
W tym czasie Piotr trafia do wojska, gdzie musi szybko dorosnąć i nauczyć się walczyć. Podczas kilkuletniej drogi młodzi wystawiani są na niełatwe próby. Wspierające się wzajemnie dziewczyny doznają wszystkiego czego mogła się spodziewać kobieta w tamtych czasach, a oprócz tego zmuszone są doświadczać okrucieństwa Rzezi Wołyńskiej. Piotr jak prawdziwy mężczyzna przyjmuje to co niesie wojna, trafiając dzięki swojej waleczności w szeregi Cichociemnych. Ale czy w obliczu wojny, ta miłość ma szansę na przetrwanie?
Adrian Grzegorzewski na motyw przewodni swojej debiutanckiej książki wybiera romans Ukrainki i Polaka na tle konfliktu pomiędzy ich narodami. Miłość cały czas przewija się przez książkę, akcentując się mocniej w jej kluczowych momentach, jednak całą historię zbudowało to, co działo się obok tego wątku. Muszę przyznać że na początku nie byłam przekonana czy uda mi się ją przeczytać.
Nie zawiodła mnie intuicja i kilka stron później byłam już całkowicie wciągnięta w historię Swiety i Piotra. Przypadło mi do gustu to w jaki sposób Grzegorzewski opisuje realia wojny. Robi to tak umiejętnie, że przeżywamy wszystko wraz z bohaterami, śmiejemy się, smucimy, boimy i zyskujemy nadzieję razem z nimi. Podoba mi się że prawdziwe postacie historyczne, stykają się z tymi fikcyjnymi, uwierzytelniając je w jakiś sposób.
Warto podkreślić też te głębsze refleksje jakie z tej historii niewątpliwie wyciągnie każdy. Autor buduje sytuacje, które same pchają czytelnika do refleksji nad swoim życiem, a już na pewno nad losem tych, którzy polegli w czasie wojny.
Polecam „Czas Tęsknoty” pasjonatom historii, którzy chcą o niej poczytać w trochę inny sposób.
Wszystkich panów proszę o niezrażanie się do książki przez określenie „romans” ponieważ szkoda tracić przez to dobrą lekturę, a poza tym nie jest to historia miłosna poziomu tzw. kuchennych romansów tylko przyjemna ballada wpisana w niesprzyjające miłości okoliczności, nadająca jej przez to charakter romantyczny w zupełnie innym stylu.
Jest rok 1939, wakacje. Żądny przygód Piotr, dziewiętnastoletni student architektury, przyjeżdża na wakacje w rodzinne strony swojej świętej pamięci mamy, do Bedryczan, na terenach Wołyńskich. Tam przyjmuje go pani Maria, przyjaciółka zmarłej, jeszcze z czasów młodości. Przystojny młodzieniec od razu zwraca uwagę szesnastoletniej Marty, uroczej i zadziornej córki pani...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-01-25
Książka jest swoistego rodzaju pamiętnikiem kobiety Yehonali, która dzięki urodzie, przebiegłości i inteligencji dostała się na sam szczyt chińskiego dworu cesarskiego. Uciekając przed biedą i małżeństwem z uzależnionym od opium kuzynem trafia na konkurs, w trakcie którego wybierane są kobiety dla cesarza. Kandydatek jest tysiące, a miejsce cesarzowej - jedno. Po morderczej konkurencji Yehonala staje się jedną z siedmiu oficjalnych żon cesarza. Jej szczęście zdawało się ogromne jednak szybko życie odarło ją ze złudzeń. Już po kilku miesiącach zrozumiała, że jeżeli nie zacznie brać udziału w dworskich intrygach na śmierć i życie, to Jej rola ograniczy się jedynie do czekania w łożu na przybycie małżonka. Co więcej - prawdopodobnie na czekaniu upłynie jej młodość, a mąż i tak nie przybędzie. Działając przy pomocy oddanego eunucha osiąga sukces. Staje się najważniejszą kobietą w życiu cesarza. Na dodatek daje mu jedynego syna, co stanowczo wzmacnia jej pozycje na dworze. Książka mnie oczarowała. Stanowi barwny opis tamtej epoki, ludzi, ubioru, konwenansów i ... dziwactw jakie panowały w Zakazanym Mieście. Wiele opisanych zdarzeń zupełnie normalnych dla ówczesnych Chińczyków mi nie mieściło się w głowie. Ilość ciągłych uroczystości, odwiecznych tradycji, których nie wolno było złamać porażała mnie. A już opis tradycyjnych kąpieli dla nowonarodzonego cesarza, którego moczono w złotej wannie przez trzy godziny pod gołym niebem... nie dziwę się, że cesarskie dzieci były wątłego zdrowia i często w dzieciństwie umierały. Książka fenomenalnie łączy beletrystykę z historią. Trudno wyłapać co jest prawdą a co fikcją. Dlatego przewertowałam internet w poszukiwaniu wiedzy o Cixi. Po kilku artykułach doszłam do wniosku, że autorka książki tak ujęła osobę cesarzowej, aby budziła sympatię czytelnika, podczas gdy w rzeczywistości nie bardzo na nią zasługiwała. Książka ma jedną wadę, na szczęście niedużą. W pewnym momencie lektury zaczęłam odczuwać, że coś się z powieścią dzieje niedobrego. Dopiero po chwili doszłam do tego, że przekładu na język polski dokonywały dwie osoby i własnie zakończyłam pierwszą - w moim odczuciu lepszą część. Na szczęście różnica naprawdę nie jest powalająca.
Książka jest swoistego rodzaju pamiętnikiem kobiety Yehonali, która dzięki urodzie, przebiegłości i inteligencji dostała się na sam szczyt chińskiego dworu cesarskiego. Uciekając przed biedą i małżeństwem z uzależnionym od opium kuzynem trafia na konkurs, w trakcie którego wybierane są kobiety dla cesarza. Kandydatek jest tysiące, a miejsce cesarzowej - jedno. Po morderczej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-06
Corinne Hoffman, właścicielka butiku z używanymi rzeczami, przyjeżdża wraz ze swoim przyjacielem Markiem do Kenii, gdzie zamierzają spędzić cudowne wakacje. Wsiadając do samolotu żadne z nich nawet nie przypuszcza, że ich drogi w jednej chwili się rozejdą, a życie Corinne zostanie odwrócone do góry nogami. Cała przygoda rozpoczyna się na promie płynącym do Mombasy, gdzie Corinne dostrzega w tłumie ludzi pięknego, ubranego w tradycyjny strój masajskiego wojownika, który przyciąga ją jak magnes, doprowadzając niemal do emocjonalnej ekstazy. W jednej chwili dziewczyna podejmuje decyzję, że nie wraca do Europy, tylko zostaje ze "swoim Masajem". Wielkie, odurzające uczucie prowadzi Corinne do dzikiego buszu i skłania do zamieszkania w masajskiej wiosce u boku swego ukochanego wojownika Samburu-Lketingi, co wiąże się również z całkowitą zmianą stylu życia i zerwaniem z dotychczasowym sposobem myślenia.
Książka jest relacją z ponad czteroletniego życia w kenijskim buszu, gdzie "Biała Masajka" Corinne doświadczyła wielkiego szczęścia, ale i posmakowała goryczy porażki, bezsilności i rozczarowania. Niemal każdego dnia musiała zmagać się z afrykańską biurokracją posuniętą nierzadko do granic absurdu, dzikimi i niehumanitarnymi praktykami obyczajowo-religijnymi z obrzezaniem młodych dziewcząt na czele, a także z budowaniem trudnej małżeńskiej relacji ze swoim mężem. Początkowo wszystko było dla Corinne inne, dziwne, a codzienne zajęcia znacznie cięższe niż w jej rodzinnej Szwajcarii. Dzielnie jednak znosiła w imię miłości do Lketingi niewygody oraz brak wystarczającej ilości jedzenia i wody pitnej. Wiele też zrobiła dla lokalnej społeczności, której przedstawiciele widzieli w mzungu (biały) kogoś, kto jest w stanie ich nakarmić i sprawić, aby życie było lżejsze. Z czasem jednak problemy i nieporozumienia z mężem brały górę, a nasiliły się jeszcze bardziej po narodzeniu córki Napirai, co ostatecznie skłoniło Corinne do opuszczenia Kenii... na zawsze.
Czytając książkę, odnosi się wrażenie, że jest ona przestrogą. Historia Corrine i Lketingi pokazała, że w zderzeniu tak skrajnie różnych kultur, prezentujących odmienne spojrzenie na praktycznie wszystkie dziedziny życia, małżeństwo nie ma prawa bytu. Ani Corinne, ani Lketinga nie potrafili do końca wyzbyć się swojego tradycyjnego myślenia i całkowicie otworzyć na kulturę małżonka. Pomimo, że Corinne radziła sobie z wieloma przeciwnościami to jednak Lketinga, zbyt mocno przywiązany do tradycji i obyczajowości Samburu, nie był w stanie zmienić swojego patrzenia na świat.
Tłem tej burzliwej miłości jest Afryka. Nie Afryka podziwiana przez pryzmat pięciogwiazdkowych hoteli i wycieczek na Safari, lecz Afryka dzika, tajemnicza i przede wszystkim - niebezpieczna, ale jednocześnie piękna, pociągająca oraz kusząca wachlarzem barw i zapachów. Dzięki autorce czytelnik ma szansę doświadczyć, przynajmniej w niewielkim stopniu, jej atmosfery i klimatu. Czytając opisy wschodów słońca ma się wrażenie, że stoi się tuż obok Corinne i widzi dokładnie to samo co ona, a zwyczaje, które słowem naszkicowała w książce, stają przed oczami jak żywe. Książka zatem jest bardzo realistyczna, nie pozbawiona humoru, ale i pełna dramatyzmu, wynikającego z nieumiejętności całkowitego wtopienia się w masajską kulturę i obyczajowość. To, co raziło Coranne z humanitarnego punktu widzenia, dla Lketingi i jego najbliższych było najzupełniej normalne, co więcej - nieprzestrzeganie surowych zasad prowadziło do śmieszności i wykluczenia społecznego. Nawet jednostki światłe i wykształcone, których przedstawicielem jest James - brat Lketingi, nie mają szans, aby porządek rzeczy, uznany w mentalności samburskiej za święty, zmienić lub przynajmniej ograniczyć. Bez wątpienia książka zainteresuje każdego, kto chociaż skrycie marzy o poznaniu Afryki i jej kultury, a świetna, lekka narracja sprawi, iż czytelnik poczuje się towarzyszem Corinne w jej czteroletnim zmaganiu z kenijską rzeczywistością.
Warto sięgnąć po „Białą Masajkę” aby poczuć prawdziwą Afrykę otoczoną aurą dzikości, tajemniczości, ale nade wszystko - piękna i majestatu.
Corinne Hoffman, właścicielka butiku z używanymi rzeczami, przyjeżdża wraz ze swoim przyjacielem Markiem do Kenii, gdzie zamierzają spędzić cudowne wakacje. Wsiadając do samolotu żadne z nich nawet nie przypuszcza, że ich drogi w jednej chwili się rozejdą, a życie Corinne zostanie odwrócone do góry nogami. Cała przygoda rozpoczyna się na promie płynącym do Mombasy, gdzie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-11
Clayton Anthony Fountain był uznawany za najbardziej niebezpiecznego przestępcę,z jakim kiedykolwiek musiał się zmierzyć system federalny Stanów Zjednoczonych. Skazany za morderstwo, za więziennymi murami dokonał czterech następnych. Specjalnie dla niego została zbudowana cela wyposażona w system zabezpieczeń, który miały zapobiec atakowi ze strony osadzonego. Fountain nigdy już jej nie opuścił. Przeszedł jednak głęboką duchową przemianę, która zaowocowała przyjęciem go do zakonu trapistów.W Celi ojciec W. Paul Jones, który przez sześć lat był duchowym przewodnikiem Fountaina- aż do chwili jego nagłej śmierci w 2004 roku - ze szczerością i współczuciem dzieli się zdumiewającą opowieścią o tym niezwykłym nawróceniu.
Historia przemiany duchowej Claytona Fountaina jest wręcz niewyobrażalna. Sposób, w jaki o niej opowiada ojciec W. Paul Jones, bardzo mnie poruszył. Wielokrotny morderca, który zostaje zakonnikiem – to wydaje się tak nieprawdopodobne, a jednak wydarzyło się naprawdę. To była bardzo inspirująca lektura, o której trudno przestać myśleć. Słowa o. Jonesa zmuszają do zastanowienia się nad tym, do czego zdolny jest człowiek, co nim kieruje, co może stać się punktem zwrotnym w jego życiu.
Polecam.
Clayton Anthony Fountain był uznawany za najbardziej niebezpiecznego przestępcę,z jakim kiedykolwiek musiał się zmierzyć system federalny Stanów Zjednoczonych. Skazany za morderstwo, za więziennymi murami dokonał czterech następnych. Specjalnie dla niego została zbudowana cela wyposażona w system zabezpieczeń, który miały zapobiec atakowi ze strony osadzonego. Fountain...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-12-29
W podróż do przeszłości zaprasza Tom Reiss – amerykański pisarz, dziennikarz i historyk. Droga wiedzie przez Saint Domingue, Paryż i Villers–Cotterets (miejsce narodzin słynnego pisarza), Alpy, cieszącą się niechlubną sławą Wandeę, Italię, Egipt i neapolitańskie więzienie. Reiss nie omija także mniej uczęszczanych szlaków – tych prowadzących do bibliotek, archiwów, muzeów (w jednym organizuje nawet włamanie do sejfu). To w nich znajduje korespondencję, akta policyjne i sądowe oraz nieliczne wycinki prasowe, które to materiały pozwalają mu odnaleźć człowieka, utopionego w morzu Wielkiej Historii.
Genialna biografia Tomasza Aleksandra Dumasa, którego życiorys dostarczył inspiracji do stworzenia postaci Hrabiego Monte Christo i trzech muszkieterów. Generała armii francuskiej, syn markiza de Pailleterie i czarnoskórej niewolnicy Cessette Dumas, ojciec pisarza Aleksandra Dumasa.
W podparyskiej miejscowości, w której urodził się Aleksander Dumas, zmarła nagle kustoszka lokalnego muzeum, pozostawiając po sobie zamknięty sejf z niedokończoną powieścią – pierwszą powieścią słynnego pisarza. To do niej dociera Tom Reiss, aby ukazać czytelnikom historię zapomnianego bohatera – prawdziwego hrabiego Monte Christo, ojca pisarza.
Aleksander Tomasz Dumas, sławny w swoich czasach generał republikańskiej i napoleońskiej Francji, nieustraszony żołnierz zdolny do bezprzykładnych pokazów dzielności, a jednak napiętnowany z powodu czarnego koloru skóry, w jesieni życia pozbawiony złudzeń przez imperium francuskie, któremu służył.
Tom Reiss ma dar ożywiania historycznego dramatu, co czyni tym razem z pomocą fragmentów nieukończonej powieści Alaksandra Dumasa. Wraz z nim śledzimy burzliwe życie bohatera, od kolonialnego Haiti, na którym się wychował, przez młodość w Paryżu, wybuch rewolucji francuskiej, walki nad Renem, bój o szwajcarski "szczyt świata”, heroiczne popisy podczas kampanii w Italii, wyprawę z Napoleonem do Egiptu, w końcu niewolę w Królestwie Neapolu - w której doświadczył dramatu podobnego do powieściowego hrabiego Monte Christo.
W podróż do przeszłości zaprasza Tom Reiss – amerykański pisarz, dziennikarz i historyk. Droga wiedzie przez Saint Domingue, Paryż i Villers–Cotterets (miejsce narodzin słynnego pisarza), Alpy, cieszącą się niechlubną sławą Wandeę, Italię, Egipt i neapolitańskie więzienie. Reiss nie omija także mniej uczęszczanych szlaków – tych prowadzących do bibliotek, archiwów, muzeów...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-02-12
Sfabularyzowane dzieje ostatniej chińskiej cesarzowej Cixi (1835-1908), za młodu znanej jako Orchidea, później jako pani Yehonala, bohaterki wcześniejszej powieści Min - „Cesarzowa Orchidea”. Choć współcześni uważają Cixi za despotę, Min sportretowała ją jako pełną wdzięku i uczuć kobietę, głęboko kochającą kraj i męża, ale nieumiejącą odnaleźć się w świecie coraz bardziej podatnym na wpływy obcych kultur. Po śmierci cesarza Xianfenga jego żona Yehonala pełni funkcję regentki u boku małoletniego syna Tongzhiego. Gdy chłopak kończy siedemnaście lat poślubia mongolską piękność imieniem Alute, która zostaje nową cesarzową. Niestety, Tongzhi nie jest w stanie spełnić oczekiwań o silnym i rozsądnym władcy, zdolnym odbudować potęgę Państwa Środka.
Historia napisana w formie pamiętnika Cesarzowej Chin Cixi, znanej w młodości jako Orchidea, dziewczyna o niezwykłej urodzie która uwiodła cesarza Xianfenga i urodziła mu jedynego syna i następcę tronu, a po jego śmierci panowała do końca swoich dni (1908 roku).
Książka bardzo ciekawie napisana ,bardzo miło się ją czyta,wciąga oraz jest pełna akcji. POLECAM
Sfabularyzowane dzieje ostatniej chińskiej cesarzowej Cixi (1835-1908), za młodu znanej jako Orchidea, później jako pani Yehonala, bohaterki wcześniejszej powieści Min - „Cesarzowa Orchidea”. Choć współcześni uważają Cixi za despotę, Min sportretowała ją jako pełną wdzięku i uczuć kobietę, głęboko kochającą kraj i męża, ale nieumiejącą odnaleźć się w świecie coraz bardziej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-04-29
Co siedzi w głowie terrorysty?
Serwisy informacyjne regularnie donoszą o wybuchach bomb, zamachach
samobójczych i ciężarówkach taranujących przechodniów na ulicach. Prezenterzy wyjaśniają, kto stoi za kolejnymi atakami, podając niewiele mówiące nazwy: Al-Kaida, Hamas, Boko Haram, ISIS... Kim są terroryści dokonujący kolejnych aktów barbarzyństwa? Czym się kierują? Skąd bierze się islamski ekstremizm?
Tass Saada wie z własnego doświadczenia, co prowadzi człowieka do tak drastycznych działań. Urodził się w Strefie Gazy, dorastał w Arabii Saudyjskiej i w Katarze. Już jako nastolatek został bojownikiem organizacji Fatah, a następnie snajperem - zamachowcem na usługach Jasera Arafata.
Od pewnego momentu jego życie potoczyło się jednak w zupełnie innym kierunku. Po radykalnym zrewidowaniu poglądów założył organizację charytatywną Hope for Ishmael, zabiegającą o pojednanie między Arabami i Żydami. Prowadzi też fundację Seeds of Hope, której celem jest wychowanie palestyńskich i żydowskich dzieci w atmosferze pokoju i pojednania.
W swojej najnowszej książce Tass Saada dociera do korzeni islamskiego ekstremizmu i odsłania sposób myślenia terrorystów. A jednocześnie pokazuje, jak przeciwdziałać terroryzmowi, aby z jednej strony przemienić Bliski Wschód, a z drugiej - chronić nasze własne, coraz bardziej zróżnicowane etnicznie, otoczenie. Przesłanie tej książki doskonale ilustruje biblijne wezwanie do tego, by kochać nieprzyjaciół i nie dać się zwyciężyć złu, lecz zło zwyciężać dobrem. W obliczu najgroźniejszego konfliktu kulturowego i cywilizacyjnego naszych czasów przynosi nadzieję na pojednanie przez kształtowanie alternatywnego sposobu myślenia - "umysłu człowieka pokoju".
W tej książce Tass, rzeczowo tłumaczy jakie są przyczyny stawania się terrorystą. Ale co dużo ważniejsze, pokazuje że jedynym rozwiązaniem dla pokoju jest zmiana serc, która może wydarzyć w Jezusie Chrystusie. Ani polityczne negocjacje ani przemoc nie przyniesie tak wytęsknionego ukojenia.
Czymś co dla mnie było niezwykle cenne, to rady jak rozmawiać z muzułmanami i jak im okazywać miłość. Tass przeżył fakt, że jego rodzina chciała go zabić za porzucenie Islamu i teraz stara się dotrzeć z Dobrą Nowiną do muzułmanów!
Polecam!
Co siedzi w głowie terrorysty?
Serwisy informacyjne regularnie donoszą o wybuchach bomb, zamachach
samobójczych i ciężarówkach taranujących przechodniów na ulicach. Prezenterzy wyjaśniają, kto stoi za kolejnymi atakami, podając niewiele mówiące nazwy: Al-Kaida, Hamas, Boko Haram, ISIS... Kim są terroryści dokonujący kolejnych aktów barbarzyństwa? Czym się kierują? Skąd...
Leszek Szarepka, autor powieści "Ukraiński gambit" to ciekawa i kolorowa postać. Z wykształcenia jest historykiem, z zawodu politykiem, dyplomatą i pracownikiem naukowym, a z zamiłowania pisarzem. To najnowsze hobby odkrył stosunkowo niedawno a wydana w zeszłym miesiącu książka jest jego debiutem literackim jeśli chodzi o beletrystykę. Szarepka zna kraj pomarańczowej rewolucji od podszewki. W latach 2007–2010 pełnił funkcje radcy-ministra i zastępcy ambasadora w ambasadzie RP w Kijowie. Obserwował scenę polityczną naszych wschodnich sąsiadów w newralgicznych latach odzyskanej na nowo "wolności". Muszę przyznać, że nie jestem zaskoczona tym, że postanowił napisać książkę. Ludzie wybierani na dyplomatów czy ambasadorów muszą być wszechstronni, bowiem do ich obowiązków nie zalicza się tylko "politykowanie". Zajmują się kulturą, polską społecznością i realiami w której żyje. Ukraina jest tak kolorowym, historycznie interesującym krajem, że aż się prosi o osadzenie w niej fabuły powieści.
Akcja powieści obejmuje okres między listopadem 2013 r. a lutym 2014 r. i w znacznej części rozgrywa się na kijowskim Majdanie Niezależności. Zręcznie poprowadzona intryga ujawnia kulisy gry, której stawką jest europejska przyszłość Ukrainy. Książka stara się pokazać zróżnicowanie tego kraju, jego tragiczną historię, która wpływa na losy i kształtuje postawy jego mieszkańców. Dla głównego bohatera, Stasa Sycza, młodego studenta z Kołomyi, który trochę przypadkowo znalazł się w centrum wydarzeń, Majdan jest nie tylko doświadczeniem pokoleniowym, ale także szkołą życia. Stas przekonuje się, że cena zwycięstwa często potrafi odebrać jego smak.
Thrillery political fiction to gatunek, który do tej pory nie doczekał się sławy oraz uznania. Mogę się założyć, że większość komentarzy pod tym postem, ograniczy się do stwierdzenia "to nie moja bajka". Sytuacja troszkę się polepszyła dzięki znakomitej produkcji "House of Cards" , jednak kolejne sezony przyciągają coraz mniejszą liczbę widzów. Powodem tego może być przestarzała formuła i powtarzalność albo fakt usunięcia z obsady Kevina Spaceya, który grał jedną z głównych, i uwielbianych przez widzów, ról. Niemniej jednak Leszek Szarepka postanowił spróbować swoich sił w tym gatunku. I było to znakomite posunięcie, nic bowiem tak nie pociąga jak czytanie fikcji literackiej i jednoczesne poszukiwanie podobieństw do wydarzeń historycznych. Autorzy powieści mają szerokie pole do popisu. Mogą wymyślać i kreować, czerpać z rzeczywistości, naciągać, koloryzować, i nikt nie może im nic zarzucić. Szarepka w swojej książce, wylewa wiadro pomyj na głowę Putina, oczernia Janukowycza, przedstawia ich obu jak tyranów i dyktatorów. Jednak czy ktoś może obrazić się o to, co jest napisane w książce, której głównym celem jest dostarczenie rozrywki? Oczywiście każdy z zaangażowanych, oczytanych i orientujących się w polityce czytelników, będzie widział, że ta książka to dużo więcej niż fikcja literacka. Wydarzenia tutaj opisywane, kijowski Majdan Wolności, manifestacje i strajki brutalnie tłumione przez wojsko, ofiary śmiertelne, wybory prezydenckie, zaangażowanie Moskwy, ustąpienie Janukowycza i wybór Juszczenki na prezydenta, wszystko to wydarzyło się naprawdę. "Ukraiński gambit" to jedna z tych książek, które da się czytać jednocześnie jako komentarz do sytuacji politycznej, czy wręcz reportaż i jako ciekawy, dynamiczny thriller polityczny.
Autor książki zna i kocha Ukrainę, co znajduje odbicie w jego powieści. Z pewnością fakt, że z wykształcenia jest historykiem, pomógł mu w tworzeniu tej książki. Ludzi interesujących się wydarzeniami z przeszłości, cechuje zwykle ciekawość, nie ustają w poszukiwaniach przyczyn, lubią odkrywać. I zazwyczaj mają bardzo dobrą pamięć. Choć książka ta należy do beletrystyki, tak sporo się z niej możemy dowiedzieć na temat historii Ukrainy, jej przeszłości i tego dlaczego nadal jest traktowana jako rosyjska strefa wpływów. Opisana jest jako kraj gdzie rządzi nepotyzm i korupcja, elita polityczna jest blisko związana z Kremlem, a niepodległość i niezależność są złudne i na pokaz. Choć autor nie znajdował się za kulisami, tam gdzie rozgrywa się prawdziwa walka o władzę, z łatwością możemy sobie wyobrazić, że to co opisał, mogło się wydarzyć naprawdę.
Autor w swojej książce pokazuje nam dwa światy, ten za zamkniętymi drzwiami, gdzie przedstawiciele rosyjskich służb specjalnych wraz ze skorumpowanymi ukraińskimi politykami dzielą kraj na strefy wpływów, świat pałacowych intryg, gróźb i terroru oraz świat młodych, optymistycznie nastawionych, proeuropejskich obywateli zgromadzonych na Majdanie. Te dwa światy są od siebie diametralnie różne. Jeden zepsuty, zdesperowany i brudny drugi niewinny, naiwny i dotąd niezbrukany. Gdzieś w tym wszystkim znajduje się nasz główny bohater, który jeszcze wierzy, ale już zaczyna wstępować na drogę zwątpienia i metamorfozy. Czy magiel, który ma miejsca na ukraińskim placu wolności, może aż tak bardzo zmienić człowieka? Czy Ci patrzący w lufy czołgów i karabinów, odważą się śpiewać pieśni o wolności? Pomiędzy wierszami tej powieści udało mi się znaleźć odpowiedź na to pytanie. Ukraiński Majdan mógł spłynąć krwią, ofiar mogło być o niebo więcej. Europejscy obserwatorzy nie zdają sobie sprawy z tego jaką siłą dysponuje Rosja, myślą że to dzięki nim Ukraina odzyskała wolność. Prawda jest jednak zgoła inna. To Putin poluzował pasa, pozwolił kolejnej swojej "republice" na trochę wolności. Jednak nie da się ukryć, że gospodarczo nadal pozostała tylko "satelitą". Ludność Kijowa, i obywatele całej Ukrainy, powinni się cieszyć, że udało im się uniknąć wojny.
Czytając o tych młodych ludziach, zgromadzonych na Majdanie, czułam wielkie emocje. Ich i moje. Wraz z głównych bohaterem analizowałam czym jest nacjonalizm i jego poglądy na temat tej doktryny zmieniały się z pokolenia na pokolenie. Z książki tej dowiedziałam się co to znaczy kochać własną ojczyznę, walczyć o jej wolność. Ci zgromadzeni na placu, nie zdawali sobie sprawy, że są jedynie marionetkami w rękach innych, że nie mają dostępu do świata wielkiej polityki. Karty zostały już rozdane, a zwycięzca może być tylko jeden. Choć duża część tej książki, dzieje się "na salonach" i za kulisami, choć jesteśmy uczestnikami tajnych zgromadzeń i planowanych intryg, to właśnie Majdan podbił moje serce. Reszta była przyzwoitym thrillerem political fiction, może nawet za dobrym jak na debiutanta, dlatego że prawdziwym.
Leszek Szarepka, jak na wykształconego i obytego w świecie człowieka przystało, wie jak przekazać czytelnikowi swoje spostrzeżenia i doświadczenia. Niestety forma reportażu, pamiętników czy dzienników, nie jest zbyt atrakcyjna. Ludzie poszukują powieści prostych, łatwych i przyjemnych. Rozrywki w czystej postaci. Autor zgrabnie i inteligentnie odpowiedział na to zapotrzebowanie. W ręce czytelników trafiła fikcyjna powieść, której tło jest istną kopią wydarzeń historycznych. Jest to pozycja, która uczy, skłania do myślenia i odsłania mechanizmy rządzące światem wielkiej polityki. Choć jedna jaskółka wiosny nie czyni, tak mam nadzieję, że "Ukraiński gambit" sprawi, że czytelnicy zwrócą się w stronę thrillerów politycznych. Naprawdę warto.
Leszek Szarepka, autor powieści "Ukraiński gambit" to ciekawa i kolorowa postać. Z wykształcenia jest historykiem, z zawodu politykiem, dyplomatą i pracownikiem naukowym, a z zamiłowania pisarzem. To najnowsze hobby odkrył stosunkowo niedawno a wydana w zeszłym miesiącu książka jest jego debiutem literackim jeśli chodzi o beletrystykę. Szarepka zna kraj pomarańczowej...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to