-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać467
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2020-10-11
2020-08-23
Ivan Isajenko od 17 lat jest pensjonariuszem szpitala dla ciężko chorych dzieci w Mozyrzu. Po katastrofie w Czernobylu na terenie Ukrainy i przyległych państw rodziło się coraz więcej dzieci z różnego rodzaju mutacjami. Ivan urodził się z jedną kończyną i trzema kikutami w miejscu nóg i jednej ręki. Na domiar złego w jedynej kończynie miał tylko trzy palce. Ivan prowadzi monotonne życie. Oprócz opiekujących się nim pielęgniarek i lekarzy praktycznie nie ma kontaktu z innymi ludźmi, dlatego że jest inny. I to nie tylko pod względem fizycznym. Jako jedyny pacjent szpitala potrafi mówić, czuje i myśli jak w pełni sprawny psychicznie człowiek. Sytuacja się zmienia kiedy do szpitala trafia chora na białaczkę dziewczynka. Ivan musi pokonać swoje bariery by się do niej zbliżyć i zostać przyjacielem.
Zupełnie nie wiem dlaczego książka ta porównywana jest do "Gwiazd naszych wina". Czy tylko i wyłącznie ze względu na smutny finał? Tylko i wyłącznie dlatego , że jeden z naszych bohaterów umrze? Uwaga, nie spojleruję, jest to fakt nam znany od początku książki. W momencie kiedy w przypadku bohaterów powieści Greena mamy do czynienia z młodymi w pełni sprawnymi ludźmi tak tutaj otaczamy się panteonem bohaterów, którzy nie mają żadnego pojęcia o otaczającym ich świecie. Hazel i Augustus poznali życie , mieli rodzinę i znajomych, chodzili do szkoły i do kina. Bohaterowie naszej powieści w większości przypadków nie opuścili murów szpitala przez kilkanaście lat, jedni z powodu kalectwa drudzy z powodu katatonii w której egzystowali. W powieści Greena mieliśmy do czynienia z miłością, a tutaj? Nie oszukujmy się. Czy młoda dziewczyna byłaby w stanie pokochać chłopaka bez nóg i z jedną ręką? Czy jak by nie byłą zmuszona na przebywanie z nim w jednym miejscu, czy jak by nie wiedziała, że tutaj umrze, to by ją obszedł jego los? NIE. Dlatego uważam, że książka to nie powinna być porównywana to wyżej wymienionej powieści. Jedyny punkt styczny to właśnie humor : rzecz , którą większość autorów recenzji pisarzowi wypomina.
W książce poznajemy kilkoro pacjentów szpitala. Autor nie nazywa chorób po imieniu, jedna z opisów łatwo jest nam się domyślić z kim mamy do czynienia. Dzieciaki chorujące, na autyzm i wodogłowie, dzieciaki z ubytkami przegrody międzykomorowej czekające na operację oraz kaleki. Czasem może nam się wydawać, że autor obszedł się z nimi bezdusznie . Odebrał im osobowość. Czasem miałam wrażenie , że znajduję się w gabinecie osobliwości, gdzie nasz główny bohater pokazuje nam ostatnio zgromadzone okazy. Jednak tak by było w przypadku kiedy Ivan byłby zdrową osobą, powiedzmy funkcjonariuszem szpitala, naśmiewającym się z ułomności innych. Jednak nasz bohater sam jest kaleką, osobą która nigdy nie wyszła na dwór, osobą która potrzebuje pomocy w życiu bo inaczej umrze na pierwszym lepszym chodniku. Ja uważam , że humor czy nawet satyra z jaką autor przedstawia przebieg wydarzeń jest bronią Ivana, jego sposobem na oswojenie się z rzeczywistością. Gdyby nie przebłyski humoru czułby się jak w sarkofagu. Żartowanie z innych pensjonariuszy było jego sposobem na przeżycie, sposobem by nie zwariować. Ale jednocześnie widać, że chłopak miał wielkie serce . Zobaczywszy kalekiego chłopca, praktycznie roślinę, postanowił się nim zaopiekować... sam się nauczył trzema palcami zmieniać pieluchę.
Moim zdaniem relacja między Ivanem, a dziewczynką chorą na białaczkę, Poliną, jest czymś powierzchownym i nie ma nic wspólnego z miłością. A czy z przyjaźnią? Moim zdaniem oboje znaleźli się na takim etapie swojego życia, że niemożliwością było by sobie wzajemnie nie pomogli. Coś za coś, jak to w życiu bywa, i nie doszukujmy się tutaj czegoś głębszego. Czy będąc kaleką nie uważalibyście za anioła innego człowieka, który by się wami zainteresował? Czy będąc umierającym chcielibyście umrzeć w samotności? Moim zdaniem, choć to może jest okrutne był to handel wymienny.
Zło się dokonało. Promieniowanie zabiło tysiące ludzi i na długie lata okaleczyło miliony. Mamy koty ze skrzydłami, mamy ludzi bez kończyn. Jak by katastrofa się wydarzyła w bogatym kraju powiedzmy w Ameryce, pewnie standardy życia ofiar byłby zupełnie inne. Ale na Ukrainie, do tego kilkanaście lat temu? Ówcześni lekarze nie mieli wiedzy ani środków by pomóc. Pewnie w Chinach, ofiary promieniowania nawet i dziś byłby zostawione samym sobie. Tutaj stworzono dla nich namiastkę życia. To minimum wymagane by przetrwać. Był szpital (gdzie jak wszędzie dyrektor chciał mieć jak największe zyski), były pielęgniarki, które wykonywały swoją robotę. Umieralność? A czy Ci ludzie by nie umarli w szpitalu w Kalifornii?
Ivan jest fascynującą postacią, został jednym z moich ulubionych bohaterów z książek. Na samym początku sobie go wyobrażałam, jako wyszczekanego, wiecznie uśmiechniętego nastolatka. Jakie było moje zdziwienie jak dowiedziałam, się że się nigdy nie uśmiechał? Naprawdę wielkie. Ivan symbolizuje wszystko to czego oczekuję się po swoich dzieciach a czego pewnie nigdy nie będą mieć, z tego względu, że żyjąc w tych czasach jest łatwy dostęp do wszystkiego. Podziwiam Ivana za jego łaknienie wiedzy, za jego pogoń za poznawaniem czegoś nowego. Jego inteligencja jest wprost fenomenalna, a to że potrafi się sam z siebie śmiać? Cóż to jest po prostu ludzkie.
Książka jest po prostu piękna. Opowiada o tych typach osobowości, o które w dzisiejszych czasach trudno. Z jednej strony mamy do czynienia z chłopcem , który pogodził się z własnymi ułomnościami, z drugiej strony mamy szereg osób o wielkim sercu, jak na przykład siostra Natalia. Koniec powieści był dokładnie taki jak oczekiwałam. I dobrze. Wiem, że był na swój sposób przewidywalny jednak w tej prostocie było piękno.
Zamiast czytać artykuły i oglądać smutne zdjęcia w prasie apropo katastrofy w Czernobylu, to każdy powinien zapoznał się z tą książką. Uczy ona dobroci i pokory, i pozwala spojrzeć w przyszłość a nie tylko zajmować się przeszłością.
Ivan Isajenko od 17 lat jest pensjonariuszem szpitala dla ciężko chorych dzieci w Mozyrzu. Po katastrofie w Czernobylu na terenie Ukrainy i przyległych państw rodziło się coraz więcej dzieci z różnego rodzaju mutacjami. Ivan urodził się z jedną kończyną i trzema kikutami w miejscu nóg i jednej ręki. Na domiar złego w jedynej kończynie miał tylko trzy palce. Ivan prowadzi...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-07-22
Miała dość słuchania, że jest szmatą i kurwą, więc założyła starannie pętlę wisielczą. Nie widziała sensu życia u boku konkubenta dla którego była nikim, więc wyskoczyła z okna mieszczącego się na siódmym piętrze. Nie chciał odchodzić w samotności, zalogował się na forum dla samobójców i złożył nietypową propozycję, by odjeść razem. Bo razem zawsze raźniej. Nie widzieli dla siebie przyszłości, popełnili samobójstwo. Pozostał po nich tylko list z prośbą, by uszanować ich ciała i nie przeprowadzać sekcji zwłok.
Za każdą z tych dramatycznych w skutkach decyzji kryje się cierpienie i samotność ludzka. Samobójstwo. Słowo które dla wielu z nas nie istnieje, nauczyliśmy się że takie problemy nas nie dotyczą. Jesteśmy silni, pokonamy wszelkie przeciwności losu. Nasze dzieci będą miały udane, szczęśliwe życie. Kto jak kto, ale to nie one odbiorą sobie życie transmitując ostatnie sekundy życia on-line. To nie ich charkot i zsinienie będą podziwiać tysiące odbiorców zajadających pizzę przed ekranami swoich laptopów. To nie oni usłyszą komendę „no skacz”, to nie oni wracając pijani z imprezy zawisną na kablu w łazience. Wszystkie te nieszczęścia są daleko, daleko od nas. Czy aby na pewno? Czy mamy stuprocentową pewność, że nikt nigdy nie wpadnie na pomysł by namówić kogoś z waszych bliskich na odebranie sobie życia? A może pojawi się nawet ktoś, kto im w tym pomoże?
Wszystkim tym, którzy mają odwagę spojrzeć śmierci w oczy polecam książkę Andrzeja Gawlińskiego „Namowa lub pomoc w samobójstwie. Aspekty kryminalistyczne i kryminologiczne.” Dzięki tej lekturze dowiecie się dlaczego w ciągu ostatnich lat tysiące ludzi w Polsce postanowiło umrzeć. Co wydarzyło się feralnego 2014 roku. Jak najczęściej odchodzą, jakie po sobie pozostawiają pożegnalne listy i co tak naprawdę z tych listów możemy wyczytać. W jaki sposób rozwój technologii wpływa na ponurą statystykę dotyczącą liczby zgonów samobójczych. Czy anonimowe namawianie w sieci do samobójstwa jest czynem karalnym, a jeśli tak, to jaka kara grozi sprawcy. Czy oprawcy znęcający się psychicznie i fizycznie nad ofiarą zawsze ponoszą odpowiedzialność? Czy namowę do samobójstwa można skrzętnie ukryć, czy ofiara po śmierci może coś powiedzieć na stole sekcyjnym? Dowiecie się dlaczego mówimy o nieszczęśliwych w skutkach wypadkach samochodowych, choć niektóre z nich powinny brzmieć „samobójstwo”. Jaką tajemnicę zabierają do grobu samobójcy dla których życie było męczarnią, gehenną? Czy organy ścigania dostrzegają problematykę samobójstw będących skutkiem namowy lub pomocy ze strony osób trzecich? Z drugiej strony skoro sprawcy niosą pomoc cierpiącemu, to czy nie zasługują na nasz szacunek? Czy pomoc w uśmierceniu jest czymś złym?
Czytając książkę będziecie mieli okazję przekonać się jak niebezpiecznym zjawiskiem stają się cybersamobójstwa. Skąd biorą się cybersprawcy tak chętnie doradzający sprawdzone, skuteczne metody odebrania sobie życia. A skoro są takie skuteczne, to dlaczego im samym wciąż nie udaje się odejść z tego świata? Gdzie tkwi prawda, a gdzie zakiełkował fałsz odnośnie zachowań suicydalnych? Idąc dalej będziecie się zastanawiać nad przypadkowością śmierci. Czy samobójcy zawsze chcą odjeść? A może o ich gwałtownej śmierci decyduje dzieło przypadku?
Autor doskonale przybliży społeczno-kulturowe aspekty samobójstw, dowiecie się również jak zawiązywane są pakty samobójcze, i dlaczego „dobra śmierć” wciąż wzbudza w społeczeństwie tak dużo gorących emocji. Pytań o samobójstwo i intencje samobójcze będziecie stawiać zapewne wiele. Czy namowa do samobójstwa może doprowadzić do zabójstwa? Kiedy mówimy o kierowaniu samobójstwem? W jaki sposób inne kraje spenalizowały samobójstwa? Dlaczego problem zgonów samobójczych tak często dotyka żołnierzy? Wreszcie kim tak naprawdę są samobójcy? Poznacie profil psychologiczny ofiar, dowiecie się w jakim wieku jest najwięcej targnięć na własne życie. W jakich miejscach najczęściej realizują swój plan samobójcy oraz co o tych desperackich krokach mówi wybór miejsca i sposobu uśmiercenia. I pytanie kluczowe: dlaczego się zabijają, jakie są przyczyny, motywacje, „argumenty za śmiercią”.
Autor dokonał wszelkiej staranności, aby przybliżyć również mechanizmy zgonu. Dzięki temu oprócz aspektów prawnych otrzymacie swoiste kompendium wiedzy z zakresu medycyny sądowej. Dowiecie się na czym polegają oględziny zwłok i miejsca ich znalezienia w przypadku podejrzenia śmierci samobójczej. Co się kryje pod pojęciem „overkill”. Poznacie przypadek nietypowego zadzierzgnięcia się oraz fatalną skuteczność trucizn. Czy wiecie po jakim czasie następuje zgon w wyniku utonięcia, jakie zmiany zachodzą w ludzkim organizmie, jak długo trwa walka o życie? Kiedy zwłoki ludzkie przyjmują pozycję embrionalną i po czym poznać czy ktoś sam wskoczył do wody, czy też został do niej wrzucony? Kiedy śledczy stwierdzą że mamy do czynienia z samobójstwem poagresyjnym, zbiorowym, kombinowanym, a nawet demonstracyjnym? Czy samobójcy są w stanie upozorować własną śmierć, do czego służą im pętle przepuszczające? Choć tytuł książki wyraźnie wskazuje na problematykę samobójstw, niech to Was nie zwiedzie… W istocie w publikacji znajduje się mnóstwo ciekawostek dotyczących także zabójstw. Przekonacie się, że samobójstwo można sprowokować, że samobójstwem można się naprawdę zarazić. Odkryjecie prawdę o ludzkiej naturze, dzięki czemu staniecie się bardziej uważnymi obserwatorami życia codziennego. Być może w porę zareagujecie na symptomy samobójcze kogoś z Waszego otoczenia, być może w ostatniej chwili dostrzeżecie że komuś naprawdę trzeba pomóc. Być może uda Wam się ocalić czyjeś życie. A jeśli nie miałoby wcale dojść do tak spektakularnych wydarzeń? To nic, i tak po lekturze tej książki staniecie się bogatsi w wiedzę, którą nosić będziecie jak podręczny bagaż.
Lekturę polecam Wszystkim zafascynowanym kryminalnymi aspektami życia, ludziom którzy mają odwagę rozmawiać na tematy trudne, mroczne, ale jakże przyziemne.
Miała dość słuchania, że jest szmatą i kurwą, więc założyła starannie pętlę wisielczą. Nie widziała sensu życia u boku konkubenta dla którego była nikim, więc wyskoczyła z okna mieszczącego się na siódmym piętrze. Nie chciał odchodzić w samotności, zalogował się na forum dla samobójców i złożył nietypową propozycję, by odjeść razem. Bo razem zawsze raźniej. Nie widzieli dla...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-04-02
Lynsey Addario - amerykańska fotoreporterka, pracuje dla The New York Times, National Geographic i Time Magazine. Pracę rozpoczęła w 1991 roku dla Buenos Aires Herald w Argentynie bez wcześniejszego szkolenia fotograficznego. Związana była również z Associated News, dla którego pracowała nieprzerwanie przez 3 lata w New Delhi. Od 2000 roku zaczęła dokumentować konflikty zbrojne w Afganistanie i Iraku, ludobójstwo w Darfurze, obalenie reżimu Kaddafiego w Libii czy w końcu - wojny domowe w Demokratycznej Republice Konga i Syrii. W swoich relacjach zwraca szczególną uwagę na kwestie dotyczące praw człowieka, w szczególności kobiet. Dzięki swojemu zaangażowaniu jej działalność została uhonorowana m.in Nagrodą Pultizera czy MacArthura.
Książki pisane przez reporterów wojennych są moją słabością. Czytam je z nutką ekscytacji, podziwu, że są w stanie tyle poświęcić dla realizowania swoich pasji, że znajdują w sobie tyle siły, by zostawić spokojne życie, rodzinę i wyjechać do krajów objętych wojną, bez gwarancji powrotu... Czytając staram się zrozumieć ich motywacje, siłę napędową do realizacji kolejnych dokumentów. W końcu jadą w miejsca, z których każdy się ewakuuje, zamiast uciekać przed ostrzałem - oni idą w przeciwnym kierunku. Przeczytałam kilka reportaży wojennych, ale nadal nie mogę wyjść z podziwu dla ich odwagi, jaka nimi wtedy kieruje. Czy w takich sytuacjach działa adrenalina? Na pewno. Może też rywalizacja, chęć osiągnięcia sławy, zrobienia jak najlepszego zdjęcia?
Książka "To właśnie robię" pozwala poznać pracę fotoreportera wojennego z punktu widzenia kobiety. Addario jest jedną z niewielu kobiet relacjonujących konflikty zbrojne. Opowiada w niej o swoich wyborach i motywacjach, które sprawiły, że zdecydowała się na podjęcie takiej pracy, ukazuje jej specyfikę oraz kulisy zawodu z perspektywy jej własnych doświadczeń. Jest ona idealnym przykładem ambitnej kobiety, której udaje się pogodzić swoją miłość do fotografii, podróżowania z chęcią uświadomienia świata o ludzkich krzywdach, cierpienia oraz niesprawiedliwości, jaka jest ciągle obecna. Pokazuje, że praca może być pasją, poczuciem spełnienia oraz sensem, pewnego rodzaju misją wymagającej wielu poświęceń. Przez to, że decyduje się na wyjazd do niebezpiecznych rejonów, ryzykuje nie tylko utratę życia, ale również możliwość wystąpienia zespołu stresu pourazowego, wypalenie zawodowe, problemy z utrzymaniem kontaktów międzyludzkich, popadnięcie w uzależnienia spowodowane życiem w ciągłym stresie...
Autorka podkreśla, że posiadanie rodziny i jednoczesne realizowanie się jako fotoreporter wojenny jest wręcz niemożliwe - jej przykład idealnie pokazuje, że nie każdy mężczyzna będzie w stanie zaakceptować taki tryb życia u swojej kobiety. Ona sama po nieudanych związkach poznała wyrozumiałego partnera, który zaakceptował jej pracę, wspierał, dodawał siły podczas najcięższych chwil. Pozwalał jej na realizowanie się, pomógł jej w utrzymaniu jako takiej normalności oraz równowagi między byciem matką a żoną.
Addario nieraz ryzykowała życiem podczas dokumentowania ulicznych demonstracji w Iraku, obozów szkoleniowych rebeliantów w Darfurze, spotkań talibskich przywódców czy opisując historie kobiet będących ofiarami wojny domowej w Kongo. Niejednokrotnie patrzyła na śmierć swoich przyjaciół, współpracowników. Przeżyła porwanie przez zwolenników Kaddafiego oraz przeszła wewnętrzne rozterki spowodowane tym, że skazuje swoich najbliższych na ciągły stres i niepewność. Stara się pokazać, co tak naprawdę jest siłą napędową w jej pracy. Oglądając jej zdjęcia, czytając książkę, możemy zobaczyć, że chce ona pokazywać prawdę o ludzkim cierpieniu, chce ujawniać to, co niekoniecznie jest nagłaśniane przez media - bo w końcu wojna nie jest tylko walką o zasoby, liczbami strat i ofiar, ale przede wszystkim tragedią wielu tysięcy ludzi, zwykłych cywilów, których życie przez pewien czas wyglądało tak jak moje czy Twoje - zupełnie normalnie. Mieli rodziny, plany, marzenia - a wojna to wszystko im odebrała. Autorka właśnie to stara się robić - uwrażliwić świat na ludzką krzywdę, uświadomić, że w innych częściach globu rzeczywistość jest zupełnie inna od standardów w krajach, w których panuje pokój.
Ponadto w "To właśnie robię" poruszyła temat estetyzacji śmierci. Jej zdjęcia są dowodem na to, że dobra fotografia wojenna nie zawsze musi być brutalna - zdjęcia Addario są estetyczne, nieodrzucające; odnosi się wrażenie, że przy każdym zdjęciu stara się zachować pewne standardy. Widoczne jest to, że nie chce robić kariery na zdjęciach przepełnionych krwią i przemocą.
Podsumowując książka Lisney Addario jest przerażającym dowodem obojętności świata na okrucieństwa, które dotykają ludzi w różnych zakątkach. Jest krzykiem o zwrócenie uwagi, upomnienie się za ofiarami i konieczną pomoc. Styl, w jakim jest napisana sprawia, że znajdujemy się w centrum wydarzeń, wcześniej tylko oglądanych w mediach, przeżywamy strach, ból, niemoc.
Lynsey Addario - amerykańska fotoreporterka, pracuje dla The New York Times, National Geographic i Time Magazine. Pracę rozpoczęła w 1991 roku dla Buenos Aires Herald w Argentynie bez wcześniejszego szkolenia fotograficznego. Związana była również z Associated News, dla którego pracowała nieprzerwanie przez 3 lata w New Delhi. Od 2000 roku zaczęła dokumentować konflikty...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-04-02
"Łza przeszłości" to opowieść oparta na prawdziwych wydarzeniach, która opowiada historię dziewczyny Anny, która chce się wyrwać z prowincji do wielkiego miasta, żeby spełnić się w karierze artystycznej i spotkać wielką miłość. Wyrusza w podróż do Londynu, do kasyn Las Vegas, by tam spróbować spełnić swoje marzenia. Niestety, szukając księcia z bajki, swoje uczucia lokuje w niewłaściwych mężczyznach. Wśród nich znajduje się również nałogowy hazardzista, który zmienia, życie dziewczyny.
Choć fabuła książki mogłaby stać się scenariuszem świetnego i bardzo wciągającego filmu to jednak napisało ją samo życie i właśnie dlatego ta powieść tak bardzo chwyta za serce. Trudno szukać winy i powodów koszmaru, który spotkał Annę, jednak bohaterka bardzo szybko wzbudza współczucie. Jeśli ktoś lubi powieści obyczajowo-biograficzne, które przy okazji wyciskają trochę łez.
Polecam.
"Łza przeszłości" to opowieść oparta na prawdziwych wydarzeniach, która opowiada historię dziewczyny Anny, która chce się wyrwać z prowincji do wielkiego miasta, żeby spełnić się w karierze artystycznej i spotkać wielką miłość. Wyrusza w podróż do Londynu, do kasyn Las Vegas, by tam spróbować spełnić swoje marzenia. Niestety, szukając księcia z bajki, swoje uczucia lokuje w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-03-17
Autorką książki jest dziennikarka śledcza i pisarka, Sonia Shah. Chociaż urodziła się i wychowała w Nowym Jorku w USA, to jej rodzina pochodzi z Indii. Dzięki temu zdecydowanie łatwiej potrafi przyjąć perspektywę inną, niż tę typową dla względnie bogatych obywateli USA, UE czy Australii. Jest to w książce „Epidemia. Od dżumy, przez HIV, po Ebolę” nie bez znaczenia – Shah opowiada o warunkach sanitarnych zwykłych ludzi żyjących w Indiach, z którymi sama mieszkała i przebywała. Opisuje też na przykład chińskie targi dzikich zwierząt – niby po epidemii SARS wycofanych, a jednak wciąż prężnie działających w szarej strefie, będących nie tylko piekłem dla zwierząt, ale także wylęgarnią groźnych dla ludzi zarazków.
W książce „Epidemia. Od dżumy, przez HIV, po Ebolę” autorka pisze o epidemiach, ich przyczynach, historiach przebiegu. Opowiada z jakich zwierząt poszczególne patogeny przeniosły się na człowieka (np. odra i gruźlica z krów, krztusiec ze świń, a grypa z kaczek). Przytacza zarówno dane z szerszej, statystycznej perspektywy, jak i konkretne opisy świadków wydarzeń. Czasem są to cytaty z XIX-wiecznego Paryża nękanego cholerą, innym razem Sonia Shah mówi o tym, co sama widziała i czego doświadczyła, na przykład podczas epidemii cholery na Haiti po 2010 roku. We wstępie warto jeszcze dodać, że choć w Polsce książka ukazała się teraz, to oryginał pochodzi z 2016 roku, przez co nie obejmuje niektórych nowszych wydarzeń, jak choćby epidemia odry w Europie.
Znaczna część książki dotyczy cholery. Chociaż autorka opowiada o epidemii tej choroby z Haiti z bieżącego wieku, to wraca też do przeszłości, na przykład do XIX-wiecznego Paryża, racząc czytelnika porażającymi opisami – „Miejscowe władze zabroniły publicznych zgromadzeń i handlu na rynkach w centrum miasta. Oznaczały domy ofiar, poddając kwarantannie ich bliskich. Mimo to pogrzebowym pochodom nie było końca. Kościoły tonęły w czerni. Szpitale były przepełnione nieruchomymi pacjentami na skraju śmierci, o skórze upiornie sinej wskutek niszczycielskiej działalności cholery. Wciąż żywi pacjenci znieczulali się za pomocą alkoholowego ponczu podawanego jako lek” – to tylko krótki fragment. Cholera w tamtych czasach nie oszczędzała nawet najbogatszych – „W 1836 roku zabiła króla Karola X Burbona we Włoszech”.
Bardzo ciekawa jest historia tego, skąd cholera w ogóle się wzięła, czemu Sonia Shah poświęca w swojej książce sporo miejsca. Otóż przecinkowiec cholery występował tam gdzie drobne widłonogi (podgromada skorupiaków), na przykład na podmokłych Sundarbanach, rozkładając ich pancerzyki. „Po 1760 roku Kompania Wschodnioindyjska przejęła kontrolę nad Bengalem, a wraz z nim nad Sundarbanami. Angielscy osadnicy, łowcy tygrysów i kolonizatorzy rzucili się na te podmokłe tereny. Zwerbowali tysiące miejscowych do wycięcia lasów namorzynowych, budowy wałów i sadzenia ryżu. W ciągu zaledwie 50 lat ponad 2 tysiące kilometrów kwadratowych lasów w Sundarbanach zrównano z ziemią. W XIX wieku siedliska ludzkie zajęły niemal 90 procent Sundarbanów, terenów niegdyś nieskalanych, nieprzeniknionych i bogatych w widłonogi (…) Kontakt między ludźmi a roznoszącymi przecinkowce widłonogami chyba nigdy nie był równie intensywny, jak w czasie podboju tych tropikalnych mokradeł (…) W taki właśnie sposób przecinkowiec cholery zdołał ostatecznie „przelać się” czy też „przeskoczyć” na organizmy ludzkie” – opisuje we fragmencie książki autorka.
Sonia Shah napisała w swojej książce o wielu różnych patogenach, nie tylko wirusach czy bakteriach, ale także pierwotniakach. W tym tekście chciałbym jednak wspomnieć jeszcze o SARSie, czyli wirusie wywołującym ciężki ostry zespół oddechowy. Epidemia wybuchła w Chinach pod koniec 2002 roku (choć informacja ta szerzej na jaw wyszła dopiero w 2003, gdyż chińskie władze zakazywały mediom informowania o sprawie, przez co reakcja m.in. Światowej Organizacji Zdrowia była opóźniona). Pamiętam, jak podczas paniki medialnej, jako uczeń podstawówki, byłem na szkolnej wycieczce. Jedna z babć kolegów, będąca tam z nami w ramach pełnienia dodatkowej opieki, pytała nas czy boimy się SARS i straszyła, że wirus przyjdzie też do Polski.
Później nie interesowałem się już tym tematem i dopiero podczas lektury „Epidemia. Od dżumy, przez HIV, po Ebolę” dowiedziałem się, że SARS to wirus pochodzący od nietoperzy, który wyewoluował na targach dzikich zwierząt w Chinach, gdzie panują koszmarne warunki nie tylko w kontekście dobrostanu zwierząt, ale także sanitarnym. „W przyrodzie nietoperze podkowiaste, które żyją na co dzień w jaskiniach, nigdy nie mają styczności z łaskunami, czyli drapieżnymi ssakami żyjącymi na drzewach. Żadne z nich w normalnych okolicznościach nigdy nie pojawiłyby się zresztą w bliskim sąsiedztwie ludzi. Możliwe jest to tylko na targu zwierzęcym. Przeniesienie się wirusa z nietoperzy na łaskuny było przełomowe dla wywołania epidemii SARS” – podaje autorka w książce, w której znajdują się też zdjęcia. Po epidemii tego rodzaju miejsca oficjalnie pozamykano, ale tak naprawdę istnieją do dzisiaj i mają się dobrze. Sonia Shah opowiadając historię SARS zwraca uwagę na to, jak szkodliwa jest tradycyjna medycyna chińska, która nie tylko nie leczy, ale wręcz promuje rozwój nowych patogenów i przyczynia się do niszczenia przyrody i środowiska oraz niepotrzebnego cierpienia zwierząt. Wkrada się tutaj także wątek ekonomiczny. Do lat 90. problem nie był tak wielki, jednak wzbogacenie się Chin i Chińczyków spowodowało, że ludzie których wcześniej nie było stać na egzotyczne „cuda” mające zapewniać zdrowie, młodość i urodę, teraz mogą je masowo kupować, nakręcając popyt.
Do tej pory bliższą była nam epidemia gorączki krwotocznej Ebola wywoływanej przez wirus Ebola. „W ciągu lat 90. oraz na początku XXI wieku wirus Ebola zdołał zabić jedną trzecią goryli na świecie i niemal identyczny odsetek szympansów. Dopóki epidemia w Gwinei, Sierra Leone i Liberii nie zaczęła wreszcie ustępować na początku 2015 roku, w wyniku zachorowania zmarło ponad 10 tysięcy osób”. Jeszcze kilka lat temu bano się, że choroba rozprzestrzeni się szerzej w Europie. Sonia Shah omawiając ją i opowiadając jej historię pozwala sobie na ważne komentarze, dotyczące na przykład początkowego braku solidarności międzynarodowej czy tego, że do powstania epidemii przyczynił się konflikt zbrojny.
W książce są też wątki historyczne, z czego ciekawszym jest przykład wpływu rozprzestrzenienia się chrześcijaństwa na występowanie epidemii. Tak jak dzisiaj mamy kulturę skrajnego konsumpcjonizmu, hedonizmu, materializmu oraz egoizmu i indywidualizmu, tak wieki temu chrześcijaństwo promowało skrajną skromność, skrajny antykonsumpcjonizm, antyhedonizm czy antymaterializm, gdzie nawet dbanie o higienę było postrzegane jako coś próżnego, a co wpłynęło na stan sanitarny chrześcijańskich miast. Z drugiej strony Sonia Shah przytacza korzystne rytuały religijne dotyczące np. mycia ciała, które chroniły ludzi przed zarazkami nawet wtedy, kiedy nie wiedziano czym są mikroorganizmy i że w ogóle istnieją.
„Epidemia. Od dżumy, przez HIV, po Ebolę” pokazuje nam coś, z czym dziś mimo wszystko stosunkowo rzadko mamy do czynienia dzięki wysokiemu poziomowi medycyny, zdrowia publicznego, szczepieniom, sanepidom itd. Kolejna zaleta książki to brak populistycznego straszenia czytelników. Kiedy mowa o syndromie zapaści kolonii pszczelej autorka nie obwinia na ślepo pestycydów, jak mają to w zwyczaju niektórzy aktywiści, lecz tłumaczy że jest to problem związany głównie z infekcjami. W treść dobrze wkomponowują się też osobiste wątki Soni Shah. Na przykład opis wizyty na wspomnianych targach zwierzęcych w Chinach czy zakażenie gronkowcem odpornym na metycylinę (MRSA) jej syna. Pisarka tłumaczy też dlaczego cywilne loty samolotem są niezwykle groźne z punktu widzenia zdrowia publicznego. Opowiada o turystyce medycznej i o związanych z nią zagrożeniach albo o tym jak utrata bioróżnorodności wśród ptaków w USA przyczyniła się do pojawienia się tam wirusa Zachodniego Nilu.
Odnotuję, że pisarka przestrzega w książce przed błędami poznawczymi. Mówi na przykład, że choć trzeba mieć czujność co do patogenów, to choćby same wypadki samochodowe czy alkohol i tak zabijają znacznie więcej ludzi. Shah cytuje relacje – często historyczne, np. z XIX wieku – a także naukowców i innych specjalistów. Przytacza też źródła z jakich korzystała, co choć jest w książkach popularnonaukowych standardem, uważam że i tak warto doceniać taką dodatkową pracę. Sama „Epidemia. Od dżumy, przez HIV, po Ebolę” jest napisana jasno, a czytanie jej pomimo ciężkości i powagi tematu, jest stosunkowo lekkie, przyjemne i – przede wszystkim – bardzo wciągające.
Autorką książki jest dziennikarka śledcza i pisarka, Sonia Shah. Chociaż urodziła się i wychowała w Nowym Jorku w USA, to jej rodzina pochodzi z Indii. Dzięki temu zdecydowanie łatwiej potrafi przyjąć perspektywę inną, niż tę typową dla względnie bogatych obywateli USA, UE czy Australii. Jest to w książce „Epidemia. Od dżumy, przez HIV, po Ebolę” nie bez znaczenia – Shah...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-02-25
"Hello darkness, my old friend, I've come to talk with you again" tak rozpoczyna się The Sound of Silence - jeden z najbardziej znanych hitów amerykańskiego duetu Simon & Garfunkel. Ciemność. Gdy zapada zmrok… walczymy sami ze sobą, by nie zwariować, by się nie bać. Dlaczego? Czy ciemności należy się bać?
Ciemność to negatywne słowo. Ciężkie i smutne. Ludzie od zawsze walczyli z ciemnością. Zarówno tą wewnętrzną jak i zewnętrzną. Od wieków uważana za wroga – zagrożenie, zło, a nawet śmierć. Kojarzona w popkulturze w wampirami, duchami i mordercami. Niegdyś trudna do pokonania, dziś coraz rzadziej spotykana.
Aż 60% Europejczyków nie ma szansy na to, aby zobaczyć Drogę Mleczną. Światło otacza nas przez całą dobę, zacierając granicę między nocą a dniem. Coraz bardziej rozpraszamy mrok dzięki żarówkom ledowym, ekranom smartfonów i tabletów, ulicznym światłom, diodom i neonom.
Sigri Sandberg szukając odpowiedzi na tematy ciemności wyrusza w podróż na daleką Północ.Walcząc z własnym lękiem, przekonuje się, że ciemność jest sprzymierzeńcem człowieka. W swojej powieści autorka zwraca również uwagę na narastający problem zanieczyszczenia świetlnego i związane z nim zagrożenia.
Czy spoglądając w niebo tęsknicie za gwiazdami?
W swojej niezwykłej opowieści o mroku Sigri Sandberg udowadnia, że bardziej przerażający od ciemności okazuje się jej brak.
"Jednakże ciemne moce i powiązanie ciemności ze złem są nadal żywe - w religii, w pieśniach, w literaturze i języku, w komiksach, filmie, telewizji, grach i naszej wyobraźni."
Strach przed ciemnością powoduje, że organizm w krótkim czasie jest przygotowany do ataku lub ucieczki. Problem polega na tym, że w ciemnościach nie potrafimy ocenić czy coś nam zagraża, dlatego przeceniamy niebezpieczeństwo i boimy się "na wyrost". Nasze zmysły nie są przystosowane do nocnego życia, więc spodziewamy się najgorszego i czujemy się niepewnie. Czy słusznie?0
Książka Sigri Sanberg stanowi zapis pięciu dni spędzonych samotnie w małym domku w Finse, wśród ciszy, mroku i dzikiej przyrody. Autorka w swojej książce dzieli się czytelnikiem swoimi przemyśleniami, uczuciami, a także wiedzą i doświadczeniem. Dodatkowo uzupełnia tekst o ciekawostki, badania i informację dotyczące ciemności.
Lektura ta dodatkowo wchodzi w nurt ekologiczny, gdyż poruszane są w niej tematy nadmiernego zanieczyszczenia światłem i skutków do jakich to prowadzi.
Gwarantuję Wam, że po jej przeczytaniu zupełnie inaczej będzie patrzeć na ciemność i mrok. Nawet pomimo lęku wyłączycie część niepotrzebnych świateł w waszym domu.
"Ciemność. W obronie mroku" to oryginalna na rynku wydawniczym lektura. To takie kompendium wiedzy o ciemności napisane w przystępny i lekki sposób.
"Hello darkness, my old friend, I've come to talk with you again" tak rozpoczyna się The Sound of Silence - jeden z najbardziej znanych hitów amerykańskiego duetu Simon & Garfunkel. Ciemność. Gdy zapada zmrok… walczymy sami ze sobą, by nie zwariować, by się nie bać. Dlaczego? Czy ciemności należy się bać?
Ciemność to negatywne słowo. Ciężkie i smutne. Ludzie od zawsze...
2020-01-30
Byłam mile zaskoczona egzemplarzem książki Danuty Awolusi "Odchudzanie zaczyna się w głowie…", chociaż faktem jest, że dla mnie treść tej książki nie jest ani odkrywcza, ani pouczająca, ale autorce, udało jej się „to wszystko” tak fajnie, z głową napisać.
Nie wiem, czy nad treścią poradników powinno się kontemplować, rozmyślać, analizować, bo tak wypadam. Chyba szkopuł tkwi w tym, by treść zawarta w takiej publikacji samoistnie pobudzała szare komórki czytelnika. W moim wypadku nie pobudziła, no jak wspomniałam, z mojej perspektywy nie ma w niej nic, czego bym nie wiedziała, a mimo to nie żałuję czasu spędzonego nad tą książką. Przede wszystkim podziwiam autorkę i gratuluję, że udało jej się schudnąć i, co wynika z tej książki, utrzymać wagę. Podziwiam wytrwałość, choć cała ta droga była i jest trudna, ale wracając do meritum.
Po "Odchudzanie zaczyna się w głowie…" (jak i po Odważoną) powinien sięgnąć każdy niedowiarek, któremu wydaje się, że nie da się schudnąć 30, 40, czy 70 kg. Danuta Awolusi udowadnia, że można. Niemniej droga ta wcale nie jest usłana różami, a kłody rzucane przez życie potrafią człowiekowi napsuć krwi, nerwów i koniec końców zdrowia.
Najistotniejsza w tym procesie (chudnięcia) jest chyba motywacja. Jedni odchudzają się, by lepiej wyglądać, dla innych jest to walka o być albo nie być na tym łez padole. Jak wiadomo nadwaga i otyłość to początek do lawinowej utraty zdrowia, bo miażdżyca, zawał, wylew itd., nie mówiąc już o komforcie życia. Nie od dziś wiadomo, że osobom szczupłym, żywot upływa lżej i mam tu na myśli nasze kilogramy, nie ekonomię. 😉
Jednak samo schudniecie to pryszcz (niedosłownie oczywiście) w porównaniu z tym, co dzieje się potem. Znaczna utrata wagi wiąże się m.in. z luźną skórą, głównie na brzuchu, która wygląda mało estetycznie. Pozostaje więc pytanie, co dalej? W książce autorka zdradza swój punkt widzenia na to i wszystko to, co wiąże się z odchudzaniem, łącznie z zasięgnięciem pomocy u specjalisty i nie mam tu na myśli tylko dietetyka, czy aktywnością fizyczną.
Autorka ma lekkie piórko, dlatego też książkę czyta się szybko.
Całość urozmaicają wypowiedzi Modelek Plus Size, psycholożki oraz czytelniczek Danuty Awolusi. Wszystko to tworzy ciekawą opowieść, jak najbardziej wiarygodną, o tym, że odchudzanie to nie tylko utrata zbędnych kilogramów, to coś, coś więcej, co cały ten proces musi być przemyślany i „zrobiony” z głową, inaczej… efekty nigdy nie będą zadowalające i trwałe.
Podsumowując: Odchudzanie to proces złożony, o czym otwarcie pisze Danuta Awolusi w swojej publikacji, a nie rygorystyczna dieta i katowanie się ćwiczeniami. Do wszystkiego trzeba podejść z głową, rozplanować i mieć na uwadze, że efekty nie pojawią się po tygodniu, czy dwóch… a gdy już uda się osiągnąć wymarzoną wagę, staje się przed kolejnymi wyzwaniami, które trzeba pokonać… a sposoby na nie? Cóż, ilu ludzi, tyle sposobów, choć mianownik jest taki sam – głowa!
Byłam mile zaskoczona egzemplarzem książki Danuty Awolusi "Odchudzanie zaczyna się w głowie…", chociaż faktem jest, że dla mnie treść tej książki nie jest ani odkrywcza, ani pouczająca, ale autorce, udało jej się „to wszystko” tak fajnie, z głową napisać.
Nie wiem, czy nad treścią poradników powinno się kontemplować, rozmyślać, analizować, bo tak wypadam. Chyba szkopuł...
2020-01-26
Każda z nas chce schudnąć kilka, a czasami kilkadziesiąt kilogramów. Czy jest to możliwe? Jeśli tak, to co trzeba zrobić?
Przy takim trybie życia, jaki w tych czasach prowadzą kobiety nie jest łatwo schudnąć, a co najgorsze nie podjadać. Łatwo wpaść w kompleksy, a nawet w depresję słuchając niewybrednych komentarzy na temat swojej tuszy czy kiedy porównujemy się do swoich szczuplejszych koleżanek. XXI wiek to czas, w którym ideałem kobiecości jest zasuszony „wieszak” na wybiegu, czytaj modelka. Jak sobie pomóc, a przede wszystkim jak zadbać o swoje zdrowie i swoją sylwetkę? Na te pytania znajdziemy odpowiedź w książce Danuty Awolusi „Odważona. Dziewczyna minus 70 kg”. To nie jest zwykła książka o odchudzaniu ani nie jest w żadnym razie żadnym poradnikiem dla osób otyłych. „Odważona” to opowieść o odważnej kobiecie, która pragnęła schudnąć i jej się to udało. Odchudzanie to nie taka łatwa sprawa jak nam się wydaje, w tej książce znajdziemy kilka przepisów i porad jak sobie z tym poradzić, ale przede wszystkim dzięki tej młodej dziewczynie możemy się dowiedzieć jak się czuje osoba gruba, nawet bardzo gruba, która jest uważana za zjawisko wśród innych szczuplutkich kobietek. Rozmiar 34 czy 36 jest uważany teraz za normę, za ideał kobiecości. Przez to kobiety mające więcej ciałka niż ten ideał są ciągłym przedmiotem szyderstw, śmiechów i kpin. Ale dlaczego tak się dzieje? Czy spadek wagi zmienia człowieka? Oczywiście, że tak, o tym mówi bohaterka książki, człowiek wraz ze swoim ciałem zmienia również swój sposób myślenia.
Mi osobiście podoba się taka książka, sama kiedyś schudłam i wiem, że to nie jest takie łatwe jak się każdemu wydaje. Dieta i siłownia to ciągła walka z samym sobą. Takie książki jak „Odważona. Dziewczyna minus 70 kg” to książka, która nie zasypie cię bezmyślnymi przepisami, których zwykły przeciętny człowiek nie może zrobić, bo go najzwyklej w świecie nie stać na produkty zawarte w przepisie. Łatwo mówi się, co ktoś ma zrobić, łatwo wykonuje się polecenia, ale, po co to robisz? Pani Danuta opisując swoją przygodę z odchudzaniem, pozwala nam zrozumieć i pokazuje jak ciężki jest proces odchudzania, że to wszystko zaczyna się od tego, co mamy w głowie, a dopiero przechodzi się przez dietę, siłownię, bieganie czy inną aktywność fizyczną. Jeżeli masz ten sam problem co Danka i chcesz coś zmienić w swoim życiu, a nie chcesz czytać już setny raz poradnika o dietach, sięgnij po tą książkę, ona pomoże ci zrozumieć swój problem i pokaże na czym stoisz i co możesz zrobić, aby to zmienić.
Każda z nas chce schudnąć kilka, a czasami kilkadziesiąt kilogramów. Czy jest to możliwe? Jeśli tak, to co trzeba zrobić?
Przy takim trybie życia, jaki w tych czasach prowadzą kobiety nie jest łatwo schudnąć, a co najgorsze nie podjadać. Łatwo wpaść w kompleksy, a nawet w depresję słuchając niewybrednych komentarzy na temat swojej tuszy czy kiedy porównujemy się do swoich...
2020-01-22
Książka została przygotowana w oparciu o założenia wybranych teorii badawczych stosowanych w stosunkach międzynarodowych, a także w politologii i naukach prawnych. Autor w pracy skupił się na wyjaśnieniu pojęcia bezpieczeństwa i cyberbezpieczeństwa, a także starał się wskazać, na ile teorie i metody badawcze stosowane w naukach społecznych mają zastosowanie do badania cyberbezpieczeństwa, a zatem na ile nauki społeczne mogą wpłynąć na badanie zasad informatyki humanistycznej. Autor dokonał eksploracji ta międzynarodowych, jak i krajowych regulacji prawnych w zakresie ochrony cyberprzestrzeni. Wskazał na braki w spójności przepisów międzynarodowych oraz ponadnarodowych z polskim systemem prawnym obejmującym bardzo rozproszone ustawodawstwo regulujące sprawy bezpieczeństwa informacji.
Książkę polecam osobą interesującym się tematyką bezpieczeństwa informacji.
Książka została przygotowana w oparciu o założenia wybranych teorii badawczych stosowanych w stosunkach międzynarodowych, a także w politologii i naukach prawnych. Autor w pracy skupił się na wyjaśnieniu pojęcia bezpieczeństwa i cyberbezpieczeństwa, a także starał się wskazać, na ile teorie i metody badawcze stosowane w naukach społecznych mają zastosowanie do badania...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-01-13
Wstępując w szeregi Metropolitan Police, Chris Plowman marzył o byciu tajnym agentem. Wytrwale piął się po szczeblach kariery, aż ostatecznie dołączył do grona najbardziej elitarnych oficerów policji. Gdy osiągnął to, o czym od zawsze marzył, jego życie niemal natychmiast zamieniło się w koszmar.
Za pełne oddanie swojej pracy zapłacił niezwykle wysoką cenę - wpadł w depresję, był o krok od samobójstwa. wtedy postanowił odejść ze służby.
Praca policjanta z tajnego wywiadu może kojarzyć nam się z wielką ekscytacją, dużymi możliwościami a także szybkimi samochodami, pościgami za przestępcami. Praca tajnego agenta zazwyczaj owiana jest nutą tajemniczości. Nigdy nie wiemy co taka osoba naprawdę robi ani czym się zajmuje. Zdradzanie takich informacji nie jest dobrze widziane wśród policjantów, a w niektórych wypadkach jest nawet zabronione. Na tej postawie możemy sądzić, iż praca twardego gliny jest niezwykle ciekawa i pasjonująca, ale czy aby na pewno?
Christian Plowman obala mity na temat pracy agentów specjalnych i przestawia wszystko ze swojego punktu widzenia. Niekoniecznie tak kolorowego jak byśmy chcieli.
"O krok za daleko" jest książką, którą możemy zaliczyć do literatury faktu. Autor opisuje prawdziwe zdarzenia ze swojego życia, co prawda zmienia dane postaci ich imiona i nazwiska oraz nie zdradza wszystkich informacji. To chyba oczywiste skoro mamy do czynienia z prawdziwymi sprawami, operacjami i realnymi przestępcami.
Christian Plowman na początku swojej kariery traktował pracę policjanta jako niegdyś nie spełnione marzenie. W nie długim czasie wspiął się na szczyt kariery zawodowej. Podczas pracy w policji często zmieniał wydziały i rolę, szukał odpowiedniego miejsca dla siebie. Swoją pracę traktował niezwykle poważnie i poświęcał jej cały wolny czas. Policja była dla niego wszystkim, całym światem, dla którego rezygnował nieraz ze swojej rodziny.
Już na tym etapie widzimy jak bardzo Chris był przywiązany do swojej pracy. W pewnym momencie stał się nawet fanatykiem policji.
Dzięki książce "O krok za daleko" poznałam pracę tajnego agenta od podszewki. Przyznaję, że była to bardzo ciekawa i wciągająca lektura, z której naprawdę dużo można dowiedzieć się o tajnych operacjach oraz o przygotowaniach do nich. Wbrew pozorom praca "tajniaka" to nie szybkie auta i piękne kobiety. Plowman opisuje nam, że praca w policji to przede wszystkim wielka odpowiedzialność a także ogromy ciężar psychiczny i emocjonalny.
Książkę polecam osobom, które chcą poznać rzeczywiste realia rządzące światem tajnych służb. W "O krok za daleko" nie znajdziemy super wykreowanych bohaterów i pięknie opisanych naciąganych akcji. Chris Plowman pokazuje swoją pracę w szczery i bezkompromisowy sposób.
Wstępując w szeregi Metropolitan Police, Chris Plowman marzył o byciu tajnym agentem. Wytrwale piął się po szczeblach kariery, aż ostatecznie dołączył do grona najbardziej elitarnych oficerów policji. Gdy osiągnął to, o czym od zawsze marzył, jego życie niemal natychmiast zamieniło się w koszmar.
Za pełne oddanie swojej pracy zapłacił niezwykle wysoką cenę - wpadł w...
2019-12-28
Ta książka, to zbiór 43 reportaży powstałych w ciągu ostatnich 24 lat. Ich tematyka krąży wokół zbrodni i wszystkiego, co z nią związane: wokół ofiar, przestępców, policjantów i motywów. Dużo w tych historiach bólu, rozpaczy, ale i nadziei, bo ona zawsze towarzyszy matkom szukającym zaginionych dzieci, czy rodzinom ofiar czekających na sprawiedliwy wyrok.
Dużo tu pytań. Niektóre z nich wciąż zostają bez odpowiedzi.
Czy zawodowy zabójca, który z zimną krwią zabił niewinnych, nieznanych sobie ludzi urodził się zły, czy to życie zrobiło z niego mordercę?
Historiami, prezentowanymi w tej książce, żyła kiedyś Polska, niektóre wciąż rozpalają masową wyobraźnię, ale są też opowieści o zwykłych ludziach, którzy prowadzą zwyczajne, wydawałoby się nudne życie.
Polecam książkę osobą które lubią czytać literaturę faktu.
Ta książka, to zbiór 43 reportaży powstałych w ciągu ostatnich 24 lat. Ich tematyka krąży wokół zbrodni i wszystkiego, co z nią związane: wokół ofiar, przestępców, policjantów i motywów. Dużo w tych historiach bólu, rozpaczy, ale i nadziei, bo ona zawsze towarzyszy matkom szukającym zaginionych dzieci, czy rodzinom ofiar czekających na sprawiedliwy wyrok.
Dużo tu pytań....
2019-11-10
Fascynująca opowieść o życiu sześciu kobiet, które pozostawiły głęboki ślad w historii. Legendarne królowe: Krystyna szwedzka, Maria Antonina, cesarzowa Sissi, Eugenia de Montijo, królowa Wiktoria i jej wnuczka Aleksandra Romanow pokazane od bardziej ludzkiej strony – tej, o której czasem milczy oficjalna historia.
Tak naprawdę kobiety rządzą światem. Nawet jeśli same oficjalnie nie są "królami", stoją za sukcesem wielkich wodzów. Mężczyźni nie mieli i nigdy nie będą mieć równej władzy nad ludźmi, co udowodniła między innymi autorka "Królowych przeklętych".
Cristina Morato przedstawiła w tej niepozornej książce dzieje potężnych, kontrowersyjnych i bardzo interesujących dam, które wstrząsnęły historią. Opisała bez cenzury życie jakże znanych Marii Antoniny, Elżbiety Bawarskiej, królowej Wiktorii, a także Krystyny szwedzkiej czy Eugenii de Montijo. Wydawałoby się, że o tych tragicznych bohaterkach powiedziano już wszystko. Czy na pewno? "Królowe przeklęte" udowadniają, że niektóre fakty nie są jednak tak powszechnie znane.
Postaci królowych zostały odmalowane bardzo realistycznie. Autorka nie tylko podaje fakty, ale i analizuje ich skutki oraz przyczyny. Wybrała szczególne bohaterki, które wyróżniły się spośród tłumu. Można się zastanawiać, czy te kobiety były gotowe odegrać swoją rolę, jednak zrobiły to koncertowo. Mimo wszystkich swych zalet, autorka pokazuje również wielkie wady wielkich dam. Przedstawia ich fanaberie, pasje i sekrety, które nie pasują z pozoru do wizerunku królowej, jednak to one przyniosły im sławę. Słabość Marii Antoniny do mody haute couture, zafascynowanie Sissi końmi i jej wyścig szczurów ze starzeniem się, biseksualizm Krystyny Wazówny. Morato przeprowadza czytelnika przez proces przemiany wewnętrznej każdej z postaci, którą przeszły pod wpływem obarczenia ich odpowiedzialnością w większości zdecydowanie zbyt młodo.
Jeśli nie jesteście wielbicielami historii... ta książka i tak powinna Was zainteresować. Kto lubi czytać nudne podręczniki szkolne, w których rozmiar czcionki to 10 jednostek times'a, a o interlinii w ogóle nie słyszano? W tej książce fakty serwuje się czytelnikowi w prosty, bardzo interesujący sposób. Nie zostajemy zanudzeni tysiącami nudnych zdarzeń, które nie mają wpływu na opowiadaną historię, za to możemy liczyć na ciekawostki, a nawet cytaty z autobiograficznych dzienników bohaterek. Mimo że "Królowe przeklęte" nie należą do beletrystyki, czyta się je niczym najbardziej intrygujący thriller, bo przecież życie przedstawianych postaci jest świetnym materiałem na powieść.
Cristina Morato pozytywnie inspiruje. Pokazuje, z jaką odwagą i pewnością królowe stawiały czoła wyzwaniom, przerastającym zazwyczaj ich możliwości. Jaką godnością wykazywały się kobiety w obliczu zdrady, jak ich cierpienie podziwiały tłumy. Jak łatwo zdobywały miłość ludu i jak łatwo ją traciły. Świat bardzo się zmienił i ludzie również. Gdzieś uciekła ta godność i heroizm. Warto jednak sięgnąć po "Królowe przeklęte", aby chociaż poczytać o tym na kartach książki.
Fascynująca opowieść o życiu sześciu kobiet, które pozostawiły głęboki ślad w historii. Legendarne królowe: Krystyna szwedzka, Maria Antonina, cesarzowa Sissi, Eugenia de Montijo, królowa Wiktoria i jej wnuczka Aleksandra Romanow pokazane od bardziej ludzkiej strony – tej, o której czasem milczy oficjalna historia.
Tak naprawdę kobiety rządzą światem. Nawet jeśli same...
2019-09-28
Sylvia Rafael zmarła w wieku 68 lat 9 lutego 2005 r. Jej ciało pochowano w Izraelu, w grobie, którego płytę zdobi inskrypcja wykonana przez jej kolegów z Mosadu: „Kochałam swój kraj ze wszystkich sił. Teraz, gdy nadszedł mój czas niech przyjmie mnie jego ziemia…”
To krótkie epitafium stanowi kwintesencję treści książki Rama Orena i Moti Kfira. „Sylwia Agentka Mosadu” nie jest bowiem zwykłą książką o brawurowych wyczynach agentów sił specjalnych.
Kolejnych kart historii życia i służby Sylvii niewypełniają sceny rodem z kolejnej odsłony Jamesa Bonda – Agenta Jej Królewskiej Mości. Być może, każdy kto zasugeruje się nazwą jednej z najskuteczniejszych organizacji wywiadowczych świata będzie rozczarowany. Zamysł autorów - choć sugerowany od początku książki - uwidacznia się w pełni wraz z jej zakończeniem.
Odwaga, patriotyzm, odpowiedzialność, poczucie obowiązku i przede wszystkim samotność – tak właśnie ukazuje się czytelnikowi świat bojowników – izraelskich pracowników wywiadu. Agent, to po prostu „szpieg, który działa na szkodę własnego narodu, zazwyczaj dla pieniędzy. Kiedy zostaje złapany, nieuchronnie uznaje się go za zdrajcę”.
Bojownik zaś, wbrew powszechnemu mniemaniu, ma inny cel. Jak wskazuje Moti Kfir "główne zadanie Mossadu i innych służb wywiadowczych nie polega na prowadzeniu specjalnych operacji, na ściganiu i zabijaniu wrogów państwa. Takie misje należą do rzadkości, choć oczywiście są bardzo ważne. Jednak codzienna praca agentów, stanowiąca nie lada wyzwanie, polega przede wszystkim na żmudnym gromadzeniu informacji, zależnie od aktualnych priorytetów państwa.”
„Sylvia Agentka Mossadu”, prowadząc czytelnika przez kolejne dni życia agentki, opisuje codzienność związaną z wyczekiwaniem na umówione hasło do podjęcia działania. Przedstawia też czytelnikowi meandry samotnego umysłu człowieka, który nie może pozwolić sobie na chwilę dekoncentracji. Wszystko podporządkowane jest służbie i powierzonym zadaniom, zaś w chwilach pomiędzy nimi nie ma miejsca na normalne życie, prozaiczną miłość, sympatię czy antypatię lub beztroskie spędzanie wolnego czasu.
Równolegle z „codziennością” Sylvii można poznać również świat terroryzmu z drugiej strony barykady. Świetnie poprowadzony wątek działacza i przywódcy „Czarnego września” Ali Hassaba Salameha, nadaje książce szczególnego kolorytu i zamyka świat bojowników i terrorystów w monochromatycznych barwach dobra i zła. Nie widać jednak wyraźniej linii, któa dzieli świat na dobry i zły. Dobro i zło ustępuje bowiem licznym odcieniom szarości - nawet najlepsi popełniają błędy i podejmują złe decyzje.
Służbę Sylvii Rafael w Mossadzie zakończyła afera w Lillehammer, która była również wielka plamą na nieskazitelnym obliczu agencji. Rozczarowanie, jakie przeżyła agentka - zwłaszcza wobec jej poczucia obowiązku obrony wszystkich Żydów - spycha ją dosłownie na margines życia. Długie dni spędzone najpierw w areszcie śledczym, a następnie w norweskim więzieniu dla kobiet, prowadzą do gruntownej przemiany bohaterki, wywołują poczucie zawodu względem swojej „firmy”.
Książka nie jest jednak bezkrytyczną pochwałą działań Mossadu. Stanowi raczej uzasadnienie drastycznych metod działania i bezpardonowej walki ze złem czyhającym na Żydów. Miarodajna relacja, która wyszła spod pióra naocznego świadka wydarzeń jest głosem pokoleń bojowników Mossadu, którzy stanowili o bezpieczeństwie nie tylko mieszkańców, ale i państwa Izrael.
Każdy, kto sięgnie po tę lekturę powinien zdobyć się na chwilę refleksji i zauważyć, że postrzeganie świata oczami Żyda nie jest takie samo, jak innych ludzi. Pamięć o Holocauście przetrwała w tym narodzie o wiele mocniej i głębiej wniknęła w świadomość wielu Żydów. Ta bolesna historia narodu popychała tak wielu ludzi na ścieżkę tajnych służb.
W świetle tej lektury inaczej jawią się tak częste w Polsce wydarzenia upamiętniające żydowską tragedię w trakcie II wojny światowej. Inaczej postrzegane są kolejne doniesienia o walkach w strefie Gazy, działaniach odwetowych wymierzonych w Palestynę, bombardowaniach, ostrzałach rakietowych i rajdach jednostek pancernych. Książka Rama Orena i Moti Kfira – „Sylwia Agentka Mossadu” – rzuca na powyższe kwestie więcej światła i pozwala poznać odmienny punkt widzenia.
Sylvia Rafael zmarła w wieku 68 lat 9 lutego 2005 r. Jej ciało pochowano w Izraelu, w grobie, którego płytę zdobi inskrypcja wykonana przez jej kolegów z Mosadu: „Kochałam swój kraj ze wszystkich sił. Teraz, gdy nadszedł mój czas niech przyjmie mnie jego ziemia…”
To krótkie epitafium stanowi kwintesencję treści książki Rama Orena i Moti Kfira. „Sylwia Agentka Mosadu” nie...
2019-08-06
„Łzy mojej duszy” to autobiografia agentki północnokoreańskiego wywiadu współodpowiedzialnej za zamach bombowy, w którym zginęło 115 osób. Skazana na karę śmierci Hyon Hui Kim została jednak ułaskawiona. W tym miejscu niejeden czytelnik miałby wątpliwości – jak można ułaskawić sprawczynię takiego zamachu?
Lektura „Łez mojej duszy” pozwala tę decyzję zrozumieć. Autorka dość dokładnie opisuje bowiem drogę, jaką przebyła od zwykłej zdolnej uczennicy do wykwalifikowanej agentki północnokoreańskiego wywiadu. Proces indoktrynacji, jakiemu była poddawana już od najmłodszych lat zrobił swoje, dlatego nawet podczas zagranicznych podróży Hyon Hui Kim nigdy nie kwestionowała wytycznych partii. Dopiero po aresztowaniu, długich rozmowach z policjantami i kilku „wycieczkach” po „zepsutym” Seulu zaczęła uświadamiać sobie, że wszystko, co dotychczas wiedziała o świecie było tylko wyuczonym kłamstwem, a powierzone jej zadanie nie miało na celu doprowadzić do połączenia obu Korei, lecz było zwykłym atakiem terrorystycznym. Wraz z tą wiedzą przyszły wątpliwości moralne i poczucie winy. Na szczęście autorka nie popada wtedy w sentymentalny ton, tylko rzeczowo kontynuuje swoją opowieść.
Książkę czyta się bardzo szybko, bo tematyka jest niezwykle interesująca. Z pierwszej ręki dowiadujemy się nie tylko o codziennym życiu w Północnej Korei, ale także o wielu szczegółach dotyczących szkolenia agentów czy działalności wywiadu, a to już wiedza raczej trudno dostępna dla przeciętnego czytelnika.
Autorka pisze prosto i szczerze, nie chowa się za eufemizmami, dlatego podczas czytania łatwo przyjąć jej punkt widzenia. Mimo posiadania świadomości tego co zrobiła, trudno ją jednoznacznie potępiać. Kiedy od dziecka zamiast infantylnych rymowanek śpiewa się pieśni na cześć władcy, a edukacja obejmuje przede wszystkim pisma wybrane Kim Ir Sena, ciężko o samodzielne i krytyczne myślenie…
Reasumując, dla osób interesujących się Koreą Północną pozycja obowiązkowa. Dla wszystkich innych pozycja godna polecenia ze względu na dramatyczną historię autorki. Z pewnością żadnego czytelnika nie pozostawi obojętnym.
„Łzy mojej duszy” to autobiografia agentki północnokoreańskiego wywiadu współodpowiedzialnej za zamach bombowy, w którym zginęło 115 osób. Skazana na karę śmierci Hyon Hui Kim została jednak ułaskawiona. W tym miejscu niejeden czytelnik miałby wątpliwości – jak można ułaskawić sprawczynię takiego zamachu?
Lektura „Łez mojej duszy” pozwala tę decyzję zrozumieć. Autorka dość...
2019-03-28
Twórca „Pitbulla” od dawna interesuje się kulisami życia w policji. „Złe psy” to kolejny zapis rozmów z policjantami, którym daleko do wzorowych mundurowych, stawianych jako przykład na apelach.
Historie snute przez bohaterów Patryka Vegi to kawał wciągającej opowieści o życiu w mundurze.
Siedem wywiadów. Siedem ponurych życiowych historii. Na otwarcie chyba najmocniejsza – opowieść sierżanta sztabowego, którego w sumie niewiele różni od bandytów. Lubi bić. Zazwyczaj bije tych złych, ale nie trudno wyobrazić go sobie w sytuacji, gdy traci panowanie nad sobą w miejscu publicznym. Ten sam sierżant w wywiadzie nie dość, że rozwiązuje najbardziej tajemnicze zabójstwa ostatnich lat (m.in. Olewnika), zaliczył kilka odsiadek, to jeszcze snuje opowieść o przenoszeniu zwłok z dzielnicy, żeby przypadkiem nie wpakować w kłopoty kolegi. Potem jest już lżej, ale to nie znaczy, że przyjemniej. Mamy policjantkę alkoholiczkę, która nie radzi sobie ani z nałogiem, ani z życiem. Podinspektorów i nadkomisarzy, którzy piją na umór, utrzymują kontakty ze światem przestępczym i generalnie, daleko im do ideału. W zasadzie trudno tu znaleźć jedną postać, której nie można niczego zarzucić. Każdy ma na sumieniu mniejsze lub większe grzeszki.
Autora na szczęście nie interesuje ocenianie swoich bohaterów. On po prostu pozwala im mówić. Czasami trochę podpuszcza, ciągnie za język, ale generalnie pozwala mówić. A gdy ci mówią… no cóż… napiszę tak: niektóre z ich historii sprawiają, że z większą pokorą i dystansem podchodzimy do najbardziej wymyślnych i ponoć nieprawdopodobnych fabuł w filmach sensacyjnych. Bo gdybyśmy obejrzeli w kinie historię świadka koronnego, który nie dość, że non stop pije z policją, to jeszcze posuwa policjantkę a na koniec panią prokurator, uznalibyśmy, że ktoś tu przesadza. Jak się okazuje – nie. Tak wyglądało życie jednego świadka i jego kolegów z policji.
Nie ma tu świętych, są sami grzesznicy, a Patryk Vega cały czas próbuje dojść do tego – dlaczego policja przekracza swoje uprawnienia? Dlaczego część mundurowych w finale trudno odróżnić od tych, których ścigają? Czy znajduje odpowiedzi? No właśnie – i tu dochodzimy do największego mankamentu tej książki. Braku drugiej strony. Mamy w „Złych psach” siedem mocnych wywiadów z psami, które przeszły na złą stronę, tyle że mnie najbardziej brakuje tu komentarza. Nie oceny, a spojrzenia na tę samą historię od drugiej strony. Rozmowy z rodzinami tych policjantów. Z aresztowanymi. Wiem, że Vega maglował swoich bohaterów wielokrotnie, że sprawdzał czy ich historie są prawdziwe czy też konfabulują, ale gdyby jeszcze dał wypowiedzieć się osobom zainteresowanym, „Złe psy” z wciągającej, mrocznej podróży w głąb policyjnych brudów, zamieniłyby się w równie mroczną opowieść o obliczach zła i tym jak niewiele brakuje, aby teoretycznie normalny człowiek zamienił się w zwierzę. Co oczywiście nie zmienia faktu, że historie snute przez bohaterów Vegi to kawał wciągającej opowieści o życiu w mundurze.
Twórca „Pitbulla” od dawna interesuje się kulisami życia w policji. „Złe psy” to kolejny zapis rozmów z policjantami, którym daleko do wzorowych mundurowych, stawianych jako przykład na apelach.
Historie snute przez bohaterów Patryka Vegi to kawał wciągającej opowieści o życiu w mundurze.
Siedem wywiadów. Siedem ponurych życiowych historii. Na otwarcie chyba najmocniejsza...
2018-11-01
"Efekt Lucyfera" to jedna z najważniejszych książek Philipa Zimbardo, amerykańskiego psychologa i profesora Uniwersytetu Stanforda. Zimbardo podzielił swoją książkę na dwie podstawowe części. Pierwsza część opisuje dokładnie tak zwany Stanfordzki Eksperyment Więzienny, który był przeprowadzony przez Zimbardo w roku 1971. Otóż postanowił on na terenie swojego Uniwersytetu, utworzyć więzienie na potrzeby badania, do którego miała trafić grupa młodzieży. Zimbardo wytypował ochotników do eksperymentu, a następnie podzielił ich zupełnie przypadkowo na dwie grupy. Jedna grupa miała być więźniami, a druga strażnikami. Wyniki i przebieg eksperymentu w pewnym momencie wymknęły się z pod kontroli. Sytuacja była na tyle poważna, że Zimbardo i jego współpracownicy postanowili awaryjnie przerwać wcześniej eksperyment. Na podstawie obserwacji wysunął wniosek, że odpowiednie specyficzne warunki i otoczenie, może skłonić każdą osobę do popełniania okrutnych czynów. Czynów, które w normalnym środowisku są nie do zaakceptowania. Normalni, zdrowi, młodzi mężczyźni, wytypowani całkiem przypadkowo, dostali mundury, pałki, okulary i więźniów pod swoją opiekę. W krótkim czasie zaczęli znęcać się nad nimi. Nad więźniami, którzy jeszcze kilka dni temu byli, tak jak i strażnicy, normalnymi obywatelami. Zimbardo obwinia za to sytuację w jakiej znaleźli się uczestnicy eksperymentu oraz siłę oddziaływania otoczenia, które "wepchnęło" ich w swoje nietypowe role.
Druga część książki poświęcona jest wydarzeniom, które miały miejsce ponad 30 lat później. Podczas II wojny w Zatoce Perskiej, amerykańskie wojska wykorzystały do przetrzymywania podejrzanych, byłe irackie więzienie Abu Ghraib pod Bagdadem. W roku 2004 amerykańska telewizja opublikowała drastyczne zdjęcia, przedstawiające amerykańskich strażników znęcających się na irackimi więźniami. Wewnętrzne śledztwo wykazało szereg nieprawidłowości. Zimbardo szybko rozpoznał pewne wspólne cechy tego wydarzenia i swojego eksperymentu z roku 1971. W tej części książki, opisuje on przebieg wydarzenia oraz swoją rolę, jako biegłego sądowego, z którego opinią zapoznał się wymiar sprawiedliwości.
Druga część "Efektu Lucyfera" jest już moim zdaniem znacznie słabsza i mniej interesująca, w porównaniu do trzymającej w napięciu, jak thriller, części pierwszej. Wnioski wysunięte przez Zimbardo pozwalają spojrzeć trochę inaczej na wydarzenia z przeszłości i zachowania ludzi. Zwłaszcza w kontekście niewyobrażalnych zbrodni II Wojny Światowej. "Efekt Lucyfera" to książka ważna i niezmiernie potrzebna, do oceny przeszłości i teraźniejszości. Zjawisk i wydarzeń społecznych, a także naszych indywidualnych zachowań.
Polecam.
"Efekt Lucyfera" to jedna z najważniejszych książek Philipa Zimbardo, amerykańskiego psychologa i profesora Uniwersytetu Stanforda. Zimbardo podzielił swoją książkę na dwie podstawowe części. Pierwsza część opisuje dokładnie tak zwany Stanfordzki Eksperyment Więzienny, który był przeprowadzony przez Zimbardo w roku 1971. Otóż postanowił on na terenie swojego Uniwersytetu,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-09-07
Nikt tak dobrze nie pokazuje ducha społeczeństwa izraelskiego jak Amos Oz. Nikt tak jak on nie pisze o sprawach fundamentalnych w prosty, stonowany i dogłębny sposób. Pokazuje, ale nie ocenia. Przekonuje, ale nie poucza.
Ten umiar, dystans i prostotę odnajdziemy również w esejach „Do fanatyków”. I to największa siła tej książki, która mierzy się z najgorętszymi i najtrudniejszymi problemami współczesnego świata. Jednak to, co najmocniej, najdobitniej przemawia w tej książce to proste refleksje na temat istoty fanatyzmu. Nie tyle jednak w kontekście politycznym czy religijnym, ale zwykłym, ludzkim. Fanatyzm zaczyna się w domu – pisze Amos Oz. I właśnie w domu można go powstrzymać. „Niekiedy ta choroba zaczyna się dość niewinnie: nie od ucinania głów, wysadzania samochodów pułapek, czy palenia domów wraz z mieszkańcami, lecz w kręgu rodziny – fanatyzm zaczyna się w domu” – pisze Oz. Czy nad takimi słowami można przejść bez chwili autorefleksji? Czy można je zlekceważyć? To jest właśnie siła prozy Amosa Oza – pisarz sięga do takich pokładów ludzkiej wrażliwości, empatii, by bez zbędnego moralizowania przekazać ważną, wręcz fundamentalną myśl.
Ta myśl może być jak objawienie: przecież fanatyzm jest częścią naszego życia, powstaje i dzieje się tu i teraz. My jesteśmy jego częścią, my go kreujemy. „Łagodne objawy, dobrze nam wszystkim znane, polegają na powszechnej skłonności do tego, by odrobinę zmienić swoich najbliższych, własne dzieci, brata i siostrę, , partnerkę i partnera, sąsiadów – zmienić dla ich własnego dobra. Czasami nawet się dla nich poświęcić, zwłaszcza kiedy są zupełnie ślepi (…)”.
Co może być antidotum na fanatyzm? Ciekawość, wyobraźnia i humor – przekonuje pisarz. „Nigdy nie spotkałem fanatyków z poczuciem humoru – pisze Oz. - Owszem, fanatycy bywają zdolni do uszczypliwości, do sarkazmu, miewają cięty język, ale nigdy poczucie humoru, a już na pewno nie wobec samych siebie.”
Amos Oz nie nakazuje nam walczyć z fanatyzmem, nie wskazuje, jak się mu przeciwstawić. Fanatyków nazywa chodzącymi wykrzyknikami, ale odradza bycie wykrzyknikiem po drugiej stronie barykady. I podpowiada, by pożartować trochę ze swoich własnych wykrzykników. „A także zaciekawić się i zajrzeć od czasu do czasu nie tylko w okno sąsiada, ale przede wszystkim zobaczyć, jak przedstawia się rzeczywistość widziana z jego okna, bo z konieczności jest ona inna niż ta, którą można zobaczyć z własnego.”
Mądra, dogłębna i wybitna literacko lekcja tolerancji. Dla nas wszystkich.
Książkę polecam wszystkim miłośnikom literatury faktu i zagranicznych reportaży.
Nikt tak dobrze nie pokazuje ducha społeczeństwa izraelskiego jak Amos Oz. Nikt tak jak on nie pisze o sprawach fundamentalnych w prosty, stonowany i dogłębny sposób. Pokazuje, ale nie ocenia. Przekonuje, ale nie poucza.
Ten umiar, dystans i prostotę odnajdziemy również w esejach „Do fanatyków”. I to największa siła tej książki, która mierzy się z najgorętszymi i...
2015-06
Corinne Hoffman, właścicielka butiku z używanymi rzeczami, przyjeżdża wraz ze swoim przyjacielem Markiem do Kenii, gdzie zamierzają spędzić cudowne wakacje. Wsiadając do samolotu żadne z nich nawet nie przypuszcza, że ich drogi w jednej chwili się rozejdą, a życie Corinne zostanie odwrócone do góry nogami. Cała przygoda rozpoczyna się na promie płynącym do Mombasy, gdzie Corinne dostrzega w tłumie ludzi pięknego, ubranego w tradycyjny strój masajskiego wojownika, który przyciąga ją jak magnes, doprowadzając niemal do emocjonalnej ekstazy. W jednej chwili dziewczyna podejmuje decyzję, że nie wraca do Europy, tylko zostaje ze "swoim Masajem". Wielkie, odurzające uczucie prowadzi Corinne do dzikiego buszu i skłania do zamieszkania w masajskiej wiosce u boku swego ukochanego wojownika Samburu-Lketingi, co wiąże się również z całkowitą zmianą stylu życia i zerwaniem z dotychczasowym sposobem myślenia.
Książka jest relacją z ponad czteroletniego życia w kenijskim buszu, gdzie "Biała Masajka" Corinne doświadczyła wielkiego szczęścia, ale i posmakowała goryczy porażki, bezsilności i rozczarowania. Niemal każdego dnia musiała zmagać się z afrykańską biurokracją posuniętą nierzadko do granic absurdu, dzikimi i niehumanitarnymi praktykami obyczajowo-religijnymi z obrzezaniem młodych dziewcząt na czele, a także z budowaniem trudnej małżeńskiej relacji ze swoim mężem. Początkowo wszystko było dla Corinne inne, dziwne, a codzienne zajęcia znacznie cięższe niż w jej rodzinnej Szwajcarii. Dzielnie jednak znosiła w imię miłości do Lketingi niewygody oraz brak wystarczającej ilości jedzenia i wody pitnej. Wiele też zrobiła dla lokalnej społeczności, której przedstawiciele widzieli w mzungu (biały) kogoś, kto jest w stanie ich nakarmić i sprawić, aby życie było lżejsze. Z czasem jednak problemy i nieporozumienia z mężem brały górę, a nasiliły się jeszcze bardziej po narodzeniu córki Napirai, co ostatecznie skłoniło Corinne do opuszczenia Kenii... na zawsze.
Czytając książkę, odnosi się wrażenie, że jest ona przestrogą. Historia Corrine i Lketingi pokazała, że w zderzeniu tak skrajnie różnych kultur, prezentujących odmienne spojrzenie na praktycznie wszystkie dziedziny życia, małżeństwo nie ma prawa bytu. Ani Corinne, ani Lketinga nie potrafili do końca wyzbyć się swojego tradycyjnego myślenia i całkowicie otworzyć na kulturę małżonka. Pomimo, że Corinne radziła sobie z wieloma przeciwnościami to jednak Lketinga, zbyt mocno przywiązany do tradycji i obyczajowości Samburu, nie był w stanie zmienić swojego patrzenia na świat.
Tłem tej burzliwej miłości jest Afryka. Nie Afryka podziwiana przez pryzmat pięciogwiazdkowych hoteli i wycieczek na Safari, lecz Afryka dzika, tajemnicza i przede wszystkim - niebezpieczna, ale jednocześnie piękna, pociągająca oraz kusząca wachlarzem barw i zapachów. Dzięki autorce czytelnik ma szansę doświadczyć, przynajmniej w niewielkim stopniu, jej atmosfery i klimatu. Czytając opisy wschodów słońca ma się wrażenie, że stoi się tuż obok Corinne i widzi dokładnie to samo co ona, a zwyczaje, które słowem naszkicowała w książce, stają przed oczami jak żywe. Książka zatem jest bardzo realistyczna, nie pozbawiona humoru, ale i pełna dramatyzmu, wynikającego z nieumiejętności całkowitego wtopienia się w masajską kulturę i obyczajowość. To, co raziło Coranne z humanitarnego punktu widzenia, dla Lketingi i jego najbliższych było najzupełniej normalne, co więcej - nieprzestrzeganie surowych zasad prowadziło do śmieszności i wykluczenia społecznego. Nawet jednostki światłe i wykształcone, których przedstawicielem jest James - brat Lketingi, nie mają szans, aby porządek rzeczy, uznany w mentalności samburskiej za święty, zmienić lub przynajmniej ograniczyć. Bez wątpienia książka zainteresuje każdego, kto chociaż skrycie marzy o poznaniu Afryki i jej kultury, a świetna, lekka narracja sprawi, iż czytelnik poczuje się towarzyszem Corinne w jej czteroletnim zmaganiu z kenijską rzeczywistością.
Warto sięgnąć po „Białą Masajkę” aby poczuć prawdziwą Afrykę otoczoną aurą dzikości, tajemniczości, ale nade wszystko - piękna i majestatu.
Corinne Hoffman, właścicielka butiku z używanymi rzeczami, przyjeżdża wraz ze swoim przyjacielem Markiem do Kenii, gdzie zamierzają spędzić cudowne wakacje. Wsiadając do samolotu żadne z nich nawet nie przypuszcza, że ich drogi w jednej chwili się rozejdą, a życie Corinne zostanie odwrócone do góry nogami. Cała przygoda rozpoczyna się na promie płynącym do Mombasy, gdzie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-11
„Nie jest odpowiednie dla Proroka, aby brał jeńców, dopóki ON nie dokona całkowitego podboju ziemi” – te słowa Koranu, które stały się usprawiedliwieniem dla obcięcia głowy Jamesowi Foleyowi, Stevenowi Sotloffowi czy francuskiemu zakładnikowi Hervému Gourdelowi w Algierii, stanowią przerażającą zapowiedź tego, co będzie się działo, kiedy Państwo Islamskie zapanuje nad całym globem. Jesteś przekonany, że taki rozwój wypadków jest niemożliwy? Że wojska poszczególnych krajów poradzą sobie z okutymi w kufije i galabije mężczyznami? Że armia amerykańska ze swoim wywiadem i nalotami z powierza jest w stanie rozgromić wojska Państwa Islamskiego? Jeśli choć na jedno z tych pytań odpowiedziałeś twierdząco, to tym większym wstrząsem będzie lektura publikacji Samuela Laurenta, dziennikarza śledczego, publicysty i specjalisty do spraw terroryzmu.
„Kalifat terroru. Kulisy działania państwa islamskiego” to publikacja autora, który zajmuje się zagadnieniami islamskiego ekstremizmu, a także podróżuje po krajach kontrolowanych przez dżihady stów, pozyskując wiedzę na temat specyfiki działania Państwa Islamskiego u źródeł. Jak sam Laurent pisze, przy zbieraniu materiałów korzystał między innymi z pomocy kilku emirów z Al-Ka`idy w Syrii, którzy nie tylko dostarczyli mu cenne dane, ale nawet umożliwili spotkanie z Abu Mustafą, w przeszłości znanym wszystkim wysokiej rangi żołnierzem Państwa Islamskiego, który przeszedł na stronę Al-Ka`idy. I choć autor pomija kwestię tego, w jaki sposób udało mu się przeżyć ten proces zbierania materiałów, to nie ulega wątpliwości – szczególnie po opisach działania Państwa Islamskiego, że niejednokrotnie jego bezpieczeństwo musiało być zagrożone. Dzięki temu jednak powstała książka odsłaniająca przed nami kulisy organizacji Państwa Islamskiego, zasady jego nad wyraz sprawnego działania (w tym finansowania), a także plany ekspansji. Lektura pomaga lepiej rozumieć, a co za tym idzie – sprawniej reagować i lepiej się chronić, przed propagandą PI, przed indoktrynacją i wszechobecną inwigilacją.
Autor podkreśla, że coraz więcej Europejczyków decyduje się na hidżrę, czyli powrót na ziemię islamu, powiązany z baja, aktem poddania, dodając że: „Składając akt poddania, muzułmanie za granicą stają się prawdziwymi ambasadorami kalifatu, gotowymi wypełniać rozkazy swojego przywódcy”. Choć stosunkowo mało jest informacji dotyczących struktur kalifatu, Laurent dzieli się z nami pozyskanymi informacjami, wskazującymi na zdecentralizowany system, oparty na dwóch „premierach” i dwóch „rządach” realizujących wytyczne Abu Bakra al-Baghdadiego w Iraku i Syrii. Opisuje również funkcjonujące ministerstwa (z ministerstwem wojny na czele) i ich budżety, struktury regionalne oraz działanie armii, będącej „fundamentem Państwa Islamskiego, źródłem jego potęgi i przedmiotem fascynacji sympatyków kalifatu na całym świecie”. Dowiadujemy się, w jaki sposób wygląda szkolenia kandydatów na dżihadystów, poznajemy sylwetki dowódców, w tym wybitnego stratega Tarkana Batiraszwili, który wsławił się między innymi podczas bitwy o Aleppo, a następnie zdobył bazę rakietową syryjskiej armii w tamtym rejonie, czy też następną - w Szajch Sulejman.
W kolejnych rozdziałach poznajemy zasady funkcjonowaniu wymiaru sprawiedliwości, ze szczególnym uwzględnieniem ministerstwa sprawiedliwości, które nie tylko pomaga kalifatowi utrzymywać porządek na podbitym terytorium, ale też pilnuje, by nie kwestionowano jego władzy. Niezwykle interesujący, ale też przerażający w swej wymowie jest fragment poświęcony wywiadowi, bowiem to właśnie służby specjalne (zwane również służbami bezpieczeństwa) kierują wszystkimi działaniami mającymi na celu zastraszenie i zniechęcenie. Jak pisze autor: „Żyć w Państwie Islamskim to milczeć i liczyć na to, że nic złego się nie stanie. To przyklaskiwać fanatyzmowi, w nadziei, że policja zapuka raczej do drzwi sąsiada niż do naszych”.
Książka „Kalifat terroru” jest lekturą trudną, mimo sprawności, z jaką autor opisuje fakty i płynności tej opowieści o kulisach Państwa Islamskiego. Jednak świadomość potęgi PI, bezwzględności jego członków, którzy w męczeńskiej śmierci widzą drogę do Raju oraz braku przeciwnika godnego zmierzenia się z tą armią fanatyków sprawia, że publikacja jest bardzo emocjonalna w swym odbiorze, pokazuje bowiem wszystkie słabości dotychczas podejmowanych ze strony Europy czy Stanów Zjednoczonych działań. Doskonałym podsumowaniem lektury, a także przestrogą przed lekceważeniem Państwa Islamskiego, niech będą słowa Anjema Choudary`ego, ważnej postaci brytyjskiej społeczności salafickiej: „Zagrożenie jest o wiele bardziej realne, niż sądzicie. Tym razem Zachód zadarł z wyjątkowo nieustępliwym przeciwnikiem”!
„Nie jest odpowiednie dla Proroka, aby brał jeńców, dopóki ON nie dokona całkowitego podboju ziemi” – te słowa Koranu, które stały się usprawiedliwieniem dla obcięcia głowy Jamesowi Foleyowi, Stevenowi Sotloffowi czy francuskiemu zakładnikowi Hervému Gourdelowi w Algierii, stanowią przerażającą zapowiedź tego, co będzie się działo, kiedy Państwo Islamskie zapanuje nad całym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Leszek Szarepka, autor powieści "Ukraiński gambit" to ciekawa i kolorowa postać. Z wykształcenia jest historykiem, z zawodu politykiem, dyplomatą i pracownikiem naukowym, a z zamiłowania pisarzem. To najnowsze hobby odkrył stosunkowo niedawno a wydana w zeszłym miesiącu książka jest jego debiutem literackim jeśli chodzi o beletrystykę. Szarepka zna kraj pomarańczowej rewolucji od podszewki. W latach 2007–2010 pełnił funkcje radcy-ministra i zastępcy ambasadora w ambasadzie RP w Kijowie. Obserwował scenę polityczną naszych wschodnich sąsiadów w newralgicznych latach odzyskanej na nowo "wolności". Muszę przyznać, że nie jestem zaskoczona tym, że postanowił napisać książkę. Ludzie wybierani na dyplomatów czy ambasadorów muszą być wszechstronni, bowiem do ich obowiązków nie zalicza się tylko "politykowanie". Zajmują się kulturą, polską społecznością i realiami w której żyje. Ukraina jest tak kolorowym, historycznie interesującym krajem, że aż się prosi o osadzenie w niej fabuły powieści.
Akcja powieści obejmuje okres między listopadem 2013 r. a lutym 2014 r. i w znacznej części rozgrywa się na kijowskim Majdanie Niezależności. Zręcznie poprowadzona intryga ujawnia kulisy gry, której stawką jest europejska przyszłość Ukrainy. Książka stara się pokazać zróżnicowanie tego kraju, jego tragiczną historię, która wpływa na losy i kształtuje postawy jego mieszkańców. Dla głównego bohatera, Stasa Sycza, młodego studenta z Kołomyi, który trochę przypadkowo znalazł się w centrum wydarzeń, Majdan jest nie tylko doświadczeniem pokoleniowym, ale także szkołą życia. Stas przekonuje się, że cena zwycięstwa często potrafi odebrać jego smak.
Thrillery political fiction to gatunek, który do tej pory nie doczekał się sławy oraz uznania. Mogę się założyć, że większość komentarzy pod tym postem, ograniczy się do stwierdzenia "to nie moja bajka". Sytuacja troszkę się polepszyła dzięki znakomitej produkcji "House of Cards" , jednak kolejne sezony przyciągają coraz mniejszą liczbę widzów. Powodem tego może być przestarzała formuła i powtarzalność albo fakt usunięcia z obsady Kevina Spaceya, który grał jedną z głównych, i uwielbianych przez widzów, ról. Niemniej jednak Leszek Szarepka postanowił spróbować swoich sił w tym gatunku. I było to znakomite posunięcie, nic bowiem tak nie pociąga jak czytanie fikcji literackiej i jednoczesne poszukiwanie podobieństw do wydarzeń historycznych. Autorzy powieści mają szerokie pole do popisu. Mogą wymyślać i kreować, czerpać z rzeczywistości, naciągać, koloryzować, i nikt nie może im nic zarzucić. Szarepka w swojej książce, wylewa wiadro pomyj na głowę Putina, oczernia Janukowycza, przedstawia ich obu jak tyranów i dyktatorów. Jednak czy ktoś może obrazić się o to, co jest napisane w książce, której głównym celem jest dostarczenie rozrywki? Oczywiście każdy z zaangażowanych, oczytanych i orientujących się w polityce czytelników, będzie widział, że ta książka to dużo więcej niż fikcja literacka. Wydarzenia tutaj opisywane, kijowski Majdan Wolności, manifestacje i strajki brutalnie tłumione przez wojsko, ofiary śmiertelne, wybory prezydenckie, zaangażowanie Moskwy, ustąpienie Janukowycza i wybór Juszczenki na prezydenta, wszystko to wydarzyło się naprawdę. "Ukraiński gambit" to jedna z tych książek, które da się czytać jednocześnie jako komentarz do sytuacji politycznej, czy wręcz reportaż i jako ciekawy, dynamiczny thriller polityczny.
Autor książki zna i kocha Ukrainę, co znajduje odbicie w jego powieści. Z pewnością fakt, że z wykształcenia jest historykiem, pomógł mu w tworzeniu tej książki. Ludzi interesujących się wydarzeniami z przeszłości, cechuje zwykle ciekawość, nie ustają w poszukiwaniach przyczyn, lubią odkrywać. I zazwyczaj mają bardzo dobrą pamięć. Choć książka ta należy do beletrystyki, tak sporo się z niej możemy dowiedzieć na temat historii Ukrainy, jej przeszłości i tego dlaczego nadal jest traktowana jako rosyjska strefa wpływów. Opisana jest jako kraj gdzie rządzi nepotyzm i korupcja, elita polityczna jest blisko związana z Kremlem, a niepodległość i niezależność są złudne i na pokaz. Choć autor nie znajdował się za kulisami, tam gdzie rozgrywa się prawdziwa walka o władzę, z łatwością możemy sobie wyobrazić, że to co opisał, mogło się wydarzyć naprawdę.
Autor w swojej książce pokazuje nam dwa światy, ten za zamkniętymi drzwiami, gdzie przedstawiciele rosyjskich służb specjalnych wraz ze skorumpowanymi ukraińskimi politykami dzielą kraj na strefy wpływów, świat pałacowych intryg, gróźb i terroru oraz świat młodych, optymistycznie nastawionych, proeuropejskich obywateli zgromadzonych na Majdanie. Te dwa światy są od siebie diametralnie różne. Jeden zepsuty, zdesperowany i brudny drugi niewinny, naiwny i dotąd niezbrukany. Gdzieś w tym wszystkim znajduje się nasz główny bohater, który jeszcze wierzy, ale już zaczyna wstępować na drogę zwątpienia i metamorfozy. Czy magiel, który ma miejsca na ukraińskim placu wolności, może aż tak bardzo zmienić człowieka? Czy Ci patrzący w lufy czołgów i karabinów, odważą się śpiewać pieśni o wolności? Pomiędzy wierszami tej powieści udało mi się znaleźć odpowiedź na to pytanie. Ukraiński Majdan mógł spłynąć krwią, ofiar mogło być o niebo więcej. Europejscy obserwatorzy nie zdają sobie sprawy z tego jaką siłą dysponuje Rosja, myślą że to dzięki nim Ukraina odzyskała wolność. Prawda jest jednak zgoła inna. To Putin poluzował pasa, pozwolił kolejnej swojej "republice" na trochę wolności. Jednak nie da się ukryć, że gospodarczo nadal pozostała tylko "satelitą". Ludność Kijowa, i obywatele całej Ukrainy, powinni się cieszyć, że udało im się uniknąć wojny.
Czytając o tych młodych ludziach, zgromadzonych na Majdanie, czułam wielkie emocje. Ich i moje. Wraz z głównych bohaterem analizowałam czym jest nacjonalizm i jego poglądy na temat tej doktryny zmieniały się z pokolenia na pokolenie. Z książki tej dowiedziałam się co to znaczy kochać własną ojczyznę, walczyć o jej wolność. Ci zgromadzeni na placu, nie zdawali sobie sprawy, że są jedynie marionetkami w rękach innych, że nie mają dostępu do świata wielkiej polityki. Karty zostały już rozdane, a zwycięzca może być tylko jeden. Choć duża część tej książki, dzieje się "na salonach" i za kulisami, choć jesteśmy uczestnikami tajnych zgromadzeń i planowanych intryg, to właśnie Majdan podbił moje serce. Reszta była przyzwoitym thrillerem political fiction, może nawet za dobrym jak na debiutanta, dlatego że prawdziwym.
Leszek Szarepka, jak na wykształconego i obytego w świecie człowieka przystało, wie jak przekazać czytelnikowi swoje spostrzeżenia i doświadczenia. Niestety forma reportażu, pamiętników czy dzienników, nie jest zbyt atrakcyjna. Ludzie poszukują powieści prostych, łatwych i przyjemnych. Rozrywki w czystej postaci. Autor zgrabnie i inteligentnie odpowiedział na to zapotrzebowanie. W ręce czytelników trafiła fikcyjna powieść, której tło jest istną kopią wydarzeń historycznych. Jest to pozycja, która uczy, skłania do myślenia i odsłania mechanizmy rządzące światem wielkiej polityki. Choć jedna jaskółka wiosny nie czyni, tak mam nadzieję, że "Ukraiński gambit" sprawi, że czytelnicy zwrócą się w stronę thrillerów politycznych. Naprawdę warto.
Leszek Szarepka, autor powieści "Ukraiński gambit" to ciekawa i kolorowa postać. Z wykształcenia jest historykiem, z zawodu politykiem, dyplomatą i pracownikiem naukowym, a z zamiłowania pisarzem. To najnowsze hobby odkrył stosunkowo niedawno a wydana w zeszłym miesiącu książka jest jego debiutem literackim jeśli chodzi o beletrystykę. Szarepka zna kraj pomarańczowej...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to