-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać460 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2018-01-25
2018-03-10
2018-03-16
2018-03-12
2017-11-15
2017-10-31
2017-10-17
2017-10-15
Nie potrafię napisać prawdziwej recenzji Władcy Pierścieni. Miałam jakieś 11 lat i biegałam z drewnianym mieczem po przeczytaniu pierwszego tomu Wiedźmina, kiedy mój tato dał mi książki Tolkiena. Pewnie po to, bym przestała okładać kolegów.
Co najmniej cztery lata zajęło poznanie dzieła Mistrza. Geografii, historii, mitologii, języków i alfabetów. Ogrom tego dzieła nawet teraz, mimo zapoznania się z wieloma innymi rozbudowanymi cyklami i światami, wprawia mnie w zachwyt. Jako dziecko byłam oszołomiona tak ogromna różnorodnością. Zakochana po uszy w doskonałej rasie elfów,uczyłam się na pamięć wierszy i języka, obdartej w Silmarillionie z nuty mistycyzmu obecnej we Władcy. Teraz uważam, że bez Silmarillionu nie można w pełni docenić trylogii. Wielu zarzuca Władcy zbyt oczywisty podział na dobro i zło, dwukolorowy świat, w którym jasno jest określona rola każdego bohatera. Myślę, że to głównie skutek filmów lub pobieżnego zapoznania się z dziełem. Nikt mi nie wmówi, że Boromir czy Gollum są postaciami negatywnymi. Nie można oceniać Sarumana po kilku latach wojny o Pierścień, był przecież wcześniej kimś zupełnie innym. Tak jak i Galadriela ma swoją "mroczną" przeszłość. Bardzo chciałam, by Jackson sfilmował też Silmarillion, ale po okropieństwie jakim okazał się Hobbit, mam gorącą nadzieję, że nigdy do tego nie dojdzie.
Zakończenie Władcy Pierścieni (głównego wątku i dodatków) jest jednym z nielicznych, które mimo pozornego happy endu za każdym razem sprawia że łza kręci mi się w oku. Z powodu losu Arweny, ale też nieuchronnej zmianie świata. Nastała era ludzi, era przemysłu stworzonego przez Sarumana, kamiennych domów i maszyn na parę. Shire zmienia się nie do poznania, lasy pustoszeją a elfy odchodzą. To piękne zakończenie, które jasno nam przedstawia prawdziwy obraz rzeczywistości. Zwyciężyli, ale nie dla swojego świata, lecz dla przyszłości, która będzie już zupełnie inną opowieścią. Tolkien wielokrotnie powtarzał, że wojna nie miała wpływu na Władcę Pierścieni, ale tak przecież wygląda świat po każdej wojnie. Nie można wrócić do tego, co było, trzeba zmierzyć się z bliznami i zmianami. Członkowie drużyny Pierścienia są szczęśliwi, otrzymują swoją nagrodę, ale nie wracają do dawnego życia. I nie wszyscy mogą osiąść w spokoju we własnym domu.
Nie potrafię napisać prawdziwej recenzji Władcy Pierścieni. Miałam jakieś 11 lat i biegałam z drewnianym mieczem po przeczytaniu pierwszego tomu Wiedźmina, kiedy mój tato dał mi książki Tolkiena. Pewnie po to, bym przestała okładać kolegów.
Co najmniej cztery lata zajęło poznanie dzieła Mistrza. Geografii, historii, mitologii, języków i alfabetów. Ogrom tego dzieła nawet...
2017-08-20
Jako że jest to najświeższy zbiór opowiadań p. Pilipiuka jaki przeczytałam, chciałabym w tej recenzji ogarnąć wszystkie wcześniejsze zbiory. I w kilku jasnych, wyrazistych słowach opisać ogrom mojej miłości do twórczości tego Pana :). Ale się krótko nie da.
To kolejne książki po znakomitych dziełach p. Kisiel, które połączyły moją rodzinę. I wszyscy zgodnie twierdzimy, że są po prostu cudowne. Oczywiście każdy ma jakieś zastrzeżenie, a to, że fabuły opowiadań robią się przewidywalne (głowa rodu), że miłość Roberta do Magdy jest objawem obłędu (przyszła głowa rodu)czy też za mało pierwiastka kobiecego (pierwiastki kobiece rodu). Ale książką idealną jest tylko Biblia a i to tylko dlatego, że nam tak od małego do głowy tłuczą.
Przede wszystkim poraża mnie ogrom wiedzy autora. Niezależnie od tego czy dr Skórzewski przemierza carską Rosję, Robert kopie w resztkach dawnej Warszawy czy żydowska dziewczyna ucieka przed wywózką - autor tam był. Widział wszystko, wie wszystko, poda cenę chleba w Petersburgu w 1897r i splot nici bandażu egipskiej mumii. Naprawdę, nie pozostaje nic innego jak tylko bić pokłony przed taką wiedzą i umiejętnościami snucia najbardziej realistycznych historii, jakie można znaleźć w fantastyce. Momentami nie jestem nawet pewna, czy to odpowiedni gatunek dla tych książek. Na pewno po przeczytaniu Wilczego leżą jadąc rowerem do domu po pracy, w ciemnościach mojej wsi, prędkość rozwinęłam niecodzienną, gdyż strach był na krawędzi mojego pola widzenia. Nie mówiąc o tym że już nie liczę kroków na obchodzie.
Uwielbiam Roberta. To jego nieprzystosowanie do życia społecznego w XXIw. i dziką pogoń za rozwiązaniem zagadek wszystkiego. Spotkanie dr Skórzewskiego z młodym włoskim lekarzem przyprawiło mnie o drżenie serca, że to już mógłby być koniec naszych widzeń. I ci wszyscy bohaterowie, z którymi zatknęliśmy się krótko, a którzy pozostawili niedosyt, każdy z nich stał się w przeciągu kilku stron tak rzeczywistym jak sąsiad zza płotu.
To dziewiąty już tom opowiadań. Pozostaje mieć nadzieję, że za 10 lat pożyczając komuś tą książkę powiem: "To dopiero dziewiąty tom, mam jeszcze tego całe dwie półki".
Jako że jest to najświeższy zbiór opowiadań p. Pilipiuka jaki przeczytałam, chciałabym w tej recenzji ogarnąć wszystkie wcześniejsze zbiory. I w kilku jasnych, wyrazistych słowach opisać ogrom mojej miłości do twórczości tego Pana :). Ale się krótko nie da.
To kolejne książki po znakomitych dziełach p. Kisiel, które połączyły moją rodzinę. I wszyscy zgodnie twierdzimy, że...
2017-07-05
Po niesamowicie entuzjastycznej recenzji (Kasia) i całym cyklu fantastycznych książek polskich autorów nie miałam wyboru. Musiałam ją mieć i to bez wstępnego przeczytania chociaż kilku stron ukradkiem w księgarni. I mnie pokarało za bezmyślne wydawanie pieniędzy (znowu...).
Na początku chcę zaznaczyć, że to bardzo dobra książka dla mało wymagających fanów rodzimej fantastyki. Autorka daje znakomity popis swojej wiedzy o słowiańskiej mitologii. Jeśli napisałaby książkę poświęconą tylko wierzeniom Słowian to kupię ją w ciemno. Za mało mamy na rynku takich pozycji, podczas, gdy w oklepanej mitologii grackiej i rzymskiej możemy się utopić. Miło się czyta o Welesie, wąpierzach i Swarożycu. Pierwszy raz zetknęłam się w książce z płanetnikiem!
A teraz te mnie interesujące elementy. Czyli cała fabuła. Gosia mnie męczy, Mieszko mnie męczy, jedynie Jaga wydaje mi się w pełni rzeczywistą postacią. I znowu kontrast - Polska poza chrześcijańską Europą bardzo mi się podoba, połączenie tradycji i nowoczesności jest spójne i gładkie, mogę tak żyć. No, ale wracamy do fabuły... Zachowanie Gosi, bądź co bądź absolwentki medycy, jest często irracjonalne. Zachowuje się jak paranoicznie przywiązana do własnego wyobrażenia świata nastolatka z poważnymi zaburzeniami emocjonalnymi. Po osobie wykształconej i w takim wieku, oczekiwałabym bardziej otwartego umysłu. Mieszko po dwóch tysiącach lat też mógłby być bardziej otwarty na świat, inaczej raczej by zwariował. No i te podchody, jakie przez całą książkę główni bohaterowie robią w swoim kierunku.. Jak dla mnie - męczące.
Podsumowując. Fabuła taka sobie, bardziej dla nastoletnich czytelników. Tło natomiast fantastyczne. Polecam jako lekką, letnią lekturę dla wielbicieli rodzimej fantastyki i romansów z elementami magii
Po niesamowicie entuzjastycznej recenzji (Kasia) i całym cyklu fantastycznych książek polskich autorów nie miałam wyboru. Musiałam ją mieć i to bez wstępnego przeczytania chociaż kilku stron ukradkiem w księgarni. I mnie pokarało za bezmyślne wydawanie pieniędzy (znowu...).
Na początku chcę zaznaczyć, że to bardzo dobra książka dla mało wymagających fanów rodzimej...
2017-06-06
2017-01-05
2017-02-15
Książka jest jedną z nielicznych, które przeczytała cała moja rodzina. I jej skutkiem jest dziwne i niepokojące zjawisko. Moi rodzice czasem w swoich rozmowach doklejają końcówkę -oś do czasowników, szukają w internecie anioła o kolorowych oczach i koniecznie bamboszkach a co gorsza, oferują dwoje wyrośniętych dzieci za taką postać. Zaczynam się martwić...
A tak na poważanie. Jesteśmy zachwyceni. Całą książką, bohaterami, fabułą, językiem a nawet opisami przyrody (na szczęście, niewielkimi, w rozsądnej dawce). Śmialiśmy się, popłakiwaliśmy (męska część rodu w ukryciu) a przede wszystkim wciąż wyrywamy sobie nasz jedyny egzemplarz, bo skończenie tej książki nie następuje w sposób definitywny. Dzięki temu że jest złożona z wielu krótszych rozdziałów w każdej chwili można po nią sięgnąć, by raz jeszcze przeczytać o tym, co dzieje się w Lichotce. Nie można się oderwać. Dzięki bogom, jest drugi tom. Równie fantastyczny.
Książka jest jedną z nielicznych, które przeczytała cała moja rodzina. I jej skutkiem jest dziwne i niepokojące zjawisko. Moi rodzice czasem w swoich rozmowach doklejają końcówkę -oś do czasowników, szukają w internecie anioła o kolorowych oczach i koniecznie bamboszkach a co gorsza, oferują dwoje wyrośniętych dzieci za taką postać. Zaczynam się martwić...
A tak na...
"Mistrz i Małgorzata" to książka, którą się czyta jakby w stanie permanentnej gorączki. Z niepokojem, dziwnym pośpiechem a zarazem obezwładniającą powolnością, która każe co jakiś czas zatrzymać się, przemyśleć, oderwać i zastanowić. W mistrzowski sposób przeplatają się sytuacje pełne komizmu jak i powagi, podkreślając kontrast między rozśpiewanymi urzędnikami a cichą męką Piłata w znienawidzonym Jeruszalaim. Kilkukrotnie sięgałam już po tą książkę, skupiając się czasem bardziej nad postacią Mistrza lub Piłata, a przede wszystkim Wolanda, który swoją obecnością przytłacza całą fabułę. Mistrzowska powieść, która w zależności od czytelnika może rozbawić, zmusić do refleksji, przestraszyć a pewnie i niektórych znudzić, ale na pewno nie można jej zapomnieć i odłożyć bez zasiania małego ziarenka zwątpienia w własnym umyśle.
"Mistrz i Małgorzata" to książka, którą się czyta jakby w stanie permanentnej gorączki. Z niepokojem, dziwnym pośpiechem a zarazem obezwładniającą powolnością, która każe co jakiś czas zatrzymać się, przemyśleć, oderwać i zastanowić. W mistrzowski sposób przeplatają się sytuacje pełne komizmu jak i powagi, podkreślając kontrast między rozśpiewanymi urzędnikami a cichą męką...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Sięgnęłam po tą książkę z czystej ciekawości, co też ja, zootechnik z ponad 300 krowami pod bokiem, mogę się nowego dowiedzieć na temat krów i ich tajemnic. Okazuje się, że niewiele ponad to,co wiedziałam, czyli że mając 20 krów ma się większą szansę docenić ich charakter. I że hodowla bydła mięsnego jest znacznie łatwiejsza niż mlecznego.
Jeśli ma się odrobinę dobrej woli i czasu to łatwo zauważyć, że każda krowa (jak zresztą każde zwierzę) jest jednostką indywidualną i łatwą do rozpoznania nawet w dużym stadzie. Wystarczy tylko pozwolić wygadać się opiekunowi, by usłyszeć milion anegdot, historyjek i wręcz legend. Sama mam takie krowy, które będę pamiętać całe życie chociaż życie ich, na wielkiej fermie, trwa porażająco krótko. Autorka natomiast nieco się chyba zagalopowała. Cała książka jest wielką antropomorfizacją. Co zresztą można zauważyć we wszystkich dziełach dotyczących modnego teraz "Sekretnego życia [tu wstaw rzeczownik]". Jej opowieści przypominają baśnie, gdzie krowa niczym kot w butach, przeżywa przygody, z łatwością porozumiewa się z ludźmi i przeżywa głębokie dylematy egzystencjalne. Oczywiście, ma sporo racji, zamieszczone na końcu listy 20 rzeczy które powinno się wiedzieć o poszczególnych zwierzętach są, przynajmniej z mojego punktu widzenia, całkowicie prawdziwe. Jednak sam sposób przedstawienia tych faktów traci na wiarygodności właśnie przez tą bajkową oprawę. Można spokojnie przeczytać książkę, sięgnąć do lodówki po szklankę mleka z wielkiej fermy (może tej na której pracuję) i popić nią krwisty stek z supermarketu. Chociaż to może nie najlepszy pomysł. Wydaje mi się, że autorka usilnie starała się przekazać nam, że można dalej być radosnym mięsożercą, ale kupując mięso z takich właśnie zrównoważonych hodowli, gdzie zwierzę ma chociaż trochę radości życia. To piękna wizja, ekonomicznie niemożliwa i, niestety, przedstawiona w zupełnie fantastyczny sposób. Mimo wszystko, jako nieuleczalna optymistka i fanka krów, czekam na jej ziszczenie.
Sięgnęłam po tą książkę z czystej ciekawości, co też ja, zootechnik z ponad 300 krowami pod bokiem, mogę się nowego dowiedzieć na temat krów i ich tajemnic. Okazuje się, że niewiele ponad to,co wiedziałam, czyli że mając 20 krów ma się większą szansę docenić ich charakter. I że hodowla bydła mięsnego jest znacznie łatwiejsza niż mlecznego.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toJeśli ma się odrobinę dobrej woli...