-
ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant12
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać411
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2013-03-16
2012-05-09
Najpiękniejsza książka jaką kiedykolwiek czytałam ! Naszpikowana mądrościami życiowymi opowieść o pierwszej miłości. Moim zdaniem to powinna być lektura szkolna. Uczy tak samo jak " Oskar i Pani Róża " czy "Mały Książę".
Najpiękniejsza książka jaką kiedykolwiek czytałam ! Naszpikowana mądrościami życiowymi opowieść o pierwszej miłości. Moim zdaniem to powinna być lektura szkolna. Uczy tak samo jak " Oskar i Pani Róża " czy "Mały Książę".
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
"Każdy z nas jest aktorem w teatrze życia."
Tak dużo jest książek o młodzieńczej miłości (a może powinnam napisać 'zauroczeniach'?). Tak dużo czytałam tego typu powieści. Tak dużo recenzji napisałam. Tak dużo wstępów o miłości. A mimo wszystko jeszcze mi się to nie znudziło. I choć mam świadomość, że te wstępy tak naprawdę niczym się nie różnią, bo ich przesłanie wciąż jest to samo to pisać je będę. Bo miłość jest takim uczuciem, którego nie da się wyprosić z naszego życia. Czasami nawet nie jesteśmy świadomi tego, że z nami jest. Niczym anioł stróż staje się nieodzownym towarzyszem, obserwuje nas, czasami również poucza i pokazuje brutalność i nędzę naszego brutalnego żywota. Miłość jest w każdym z nas, uczucie, niczym kiełkująca roślinka rozrasta się i rozrasta. Powinniśmy o nią dbać, ażeby pięknie wykiełkowała, stała się celem w naszym życiu i pokazywała uczucia, którymi darzymy drugą osobę. Powinna być idealna. Powinna być na dobre i na złe. Powinna być wieczna...
Weronika to szesnastoletnia dziewczyna, która prowadzi względnie normalne, lecz niezbyt pozytywne życie. Ma brata, którego szczerze nienawidzi, ojca, który nią gardzi, 'przyjaciółkę', która nią pomiata i psa, który jak na złość nie chce spełniać jej poleceń. Na dodatek w jej życiu pojawia się pewien Ktoś. Owy Ktosiek natychmiastowo zawładnął sercem nastolatki. Znajomość z Łukaszem (bo tak Ktosiowi na imię) prowadzi jednak, nie do miłości, a do... zimowych warsztatów teatralnych! Czy dziwny wyjazd zmieni życie dziewczyny? Przekonacie się, sięgając po "Bransoletkę"!
"Gdy ktoś cię denerwuje, to najczęściej oznacza, że jest obsadzony w złej roli i w tej roli nie pasuje do twojego scenariusza. Zmień mu rolę."
Ewy Nowak Wam nie przedstawię. Nie chcę pisać zwykłej, bezosobowej biografii osoby, którą darzę tak wielkim szacunkiem, taką sympatią, wręcz miłością. Bo musicie wiedzieć, kochani Czytelnicy, że książki Ewy Nowak towarzyszą mi od bardzo dawna. To z nimi przechodziłam najtrudniejsze etapy w moim życiu. One mnie oczyszczały, można by rzec, że po przeczytaniu którejkolwiek książki Pani Ewy starałam się być lepsza, mój sposób patrzenia na świat zmieniał się o 180 stopni. Przy nich płakałam, śmiałam się, dostrzegałam marność, lecz także i piękność życia. Jednym słowem cała gama rozmaitych emocji i przeżycia, które będę pamiętała do końca życia. Bo książki, które tobą wstrząsają, rozbijają twoje serce na miliony, drobnych kawałków są po prostu magiczne. A w czym jeszcze tkwi fenomen pisarstwa Nowak? To pytanie towarzyszy mi, chyba od początku mojej przygody z twórczością autorki, a dopiero kilka dni temu zdałam sobie sprawę, jaka jest odpowiedź. Te książki z wierzchu niczym się nie wyróżniają, to kolejna głupia, całkowicie banalna młodzieżówka. I może dla tych, którzy nie mają otwartego umysłu te książki takie są, lecz wystarczy otworzyć swoje serce, dokładniej się przypatrzeć treści i ... olśnienie! Krótkie, napisane potocznym językiem zdania, nagle zaczynają układać się w piękną, pełną metafor całość, a głupia bohaterka, która jeszcze przed sekundą tak strasznie cię irytowała, nagle zaczyna przypominać ci kogoś znajomego. Pomyśl jeszcze chwilkę, przypomnij sobie swoje dylematy nastolaty, chwile, w których cichutko łkałaś w poduszkę z przeświadczeniem, że nikt cię nie rozumie, momenty przelotnej miłości, która wydawała się być uczuciem na całe życie. Bingo! Ta bohaterka jest tak naprawdę tobą i pokazuje ci jak przeżyć godnie to życie, jakich błędów nie popełnić. Piękne, prawda?
"Bransoletka" jest pierwszą książkę Ewy Nowak, której nie czytałam w ramach miętowej serii. Jest troszkę, ale tylko troszkę, poważniejsza, lekko ambitniejsza, wręcz przepełniona niebanalnymi cytatami jak żyć, żeby życie było piękne. Jest to spowodowane głównie tym w jak sprytny sposób autorka pokierowała akcją lektury. Widać, że to nie jest żaden tam debiut, a książkę pisze doświadczona pisarka- Ewa Nowak panuje nad sytuacją, ani na sekundę nie traci panowania nad swoim dziełem, przez co powstaje nam całość do której nie można się przyczepić. Akcja poprowadzona jest w nieprzewidywalny sposób, bohaterowie są postaciami dynamicznymi, złożonymi, nietypowymi, łatwo się z nimi utożsamić. No i ten morał oraz przesłanie powieści- niezwykle mądre, dające do myślenia, uwrażliwia nas na pewne sprawy, uczy tolerancji i miłości do człowieka, który jest inny, choć niekoniecznie gorszy. Pokazuje, że każdy człowiek jest inny, lecz każdy zasługuje na sprawiedliwy osąd- nie warto oceniać człowieka po jednej rozmowie, jednej sytuacji, zwłaszcza wtedy, kiedy praktycznie nic o nim nie wiemy, nie znamy jego historii. "Bransoletka" w zabawny sposób pokazuje jak powstają jakieś chore plotki, durne opowiastki na czyjś temat. Uczy, bawi, wyciska łzy. Czysta perfekcja!
Tak naprawdę wszystko co miałam do napisania napisałam. Wiem, że jest to niezwykle nieskładny (nawet jak na mnie!) zlepek zdań, które teoretycznie nic Wam nie mówią. Lecz ta książką nie zasługuje na szufladkowanie, nie miałabym serca opisać ją według kategorii: akcja, bohaterowie, styl. Po prostu tak się nie da! Ta powieść jest zbyt piękna, dotyka zbyt ważnych problemów. Nigdy nie twierdziłam, że umiem pisać recenzje, wręcz zawsze podkreślam, że jestem nastoletnią amatorką, która jedynie robi to co kocha. Ten tekst jedynie pokazuje jak bardzo jestem bezradna mając przed sobą tak fenomenalną historię zamkniętą w niecałych 300. stronach i oprawionych w energetyczną, kanarkową okładkę. Jakkolwiek ten tekst chaotycznie brzmi, wniosek jest tylko i wyłącznie jeden: polecam całym sercem! Dla takich książek warto żyć.
MOJA OCENA:
10/10
"Życie od teatru różni się tylko tym, że w życiu nie ma prób generalnych."
"Każdy z nas jest aktorem w teatrze życia."
Tak dużo jest książek o młodzieńczej miłości (a może powinnam napisać 'zauroczeniach'?). Tak dużo czytałam tego typu powieści. Tak dużo recenzji napisałam. Tak dużo wstępów o miłości. A mimo wszystko jeszcze mi się to nie znudziło. I choć mam świadomość, że te wstępy tak naprawdę niczym się nie różnią, bo ich przesłanie wciąż...
2012-08-09
"[delirium]" tu, "[delirium]" tam... Nagle wszyscy w jednym momencie, zaczęli chwalić tę powieść. Zdobywała najlepsze oceny, a ja nie wiedziałam dlaczego. Szczerze mówiąc nic do tej książki nie czułam, aż wreszcie kilka dni temu po przeczytaniu miliona pozytywnych ocen zdecydowałam się na zakup książki, aby zobaczyć, co takiego jest w niej wyjątkowego...
Świat zmienił się o 180 stopni. Miast chronią szczelne granice i brutalni porządkowi, nie mamy prawa wyboru, samochody prawie nie jeżdżą, a miłość jest chorobą...Chorobą, na którą wszyscy dostają zastrzyk. Przy okazji, sprawiają, że w ich życiu nie ma emocji, a oni sami żyją jak roboty.
Lena Halloway, jeszcze nie ukończyła osiemnastu lat, co sprawia, że jeszcze nie jest wyleczona. Od kilku lat odlicza dni do zabiegu, ponieważ nie chce być taka jak jej mama, która z miłości popełniła samobójstwo...
Wszystko jednak, zmienia się, kiedy podczas swojego Dnia ewaluacji (kiedy, obcy ludzie szukają jej kandydata na męża), do sala wkracza stado dzikich krów i On-tajemniczy chłopak..
Drogi Leny i tajemniczego chłopca, krzyżują się wiele razy. Okazuję się, że nastolatek nazywa się Alex,pracuje w laboratorium i kryje wiele tajemnic.. Młodzi, spędzają ze sobą wiele czasu, aż wreszcie połączyło ich piękne, niewinne i zakazane uczucie miłości. Razem rozpoczynają walkę z czasem, aby zdążyć uciec z tego koszmaru, jakim jest współczesne życie...
Po przeczytaniu "[delirium]", nie dziwię się, dlaczego wszyscy tak chwalili tę powieść. Lektura jest piękna, wciągająca i inna. Autorka w piękny sposób opisała uczucie miłości, nie jak przesłodzony cukierek, ale jak uczucie, które łączy ludzi na dobre i na złe. Bohaterowie są barwni i bez wątpienie budzą podziw w moich oczach.. Ja na miejscu głównej bohaterki, nie odważyłabym się, uczynić to, co ona zrobiła.. Akcja biegnie jak szalona, jednak nie pozwala czytelnikowi się pogubić. Niesamowite zwroty akcji, sprawiają, że utożsamiamy się z bohaterami i czujemy się, jakbyśmy to my walczyli ze złym światem. Powieść jest wyjątkowa, kiedy wieczorem kończyłam czytanie, nie mogłam zasnąć i tylko ciągle myślałam o książce..
Smutne zakończenie sprawia, że akcja książki wydaje się prawdziwa.. "[delirium]" jest jak prawdziwe życie - bez happy endu i to sprawia, że powieść jest tak wyjątkowo..
Z utęsknieniem czekam na drugą część tej wspaniałej przygody, którą polecam każdemu... Książka jest wspaniała i uważam, że każdy powinien ją przeczytać i zobaczyć ja wielkim darem jest miłość...
MOJA OCENA:
10/10
recenzja pochodzi z mojego bloga :
http://ksiazka-na-kazdy-dzien.blogspot.com/
zapraszam do dodawanie się do obserwatorów i komentowania ! :)
"[delirium]" tu, "[delirium]" tam... Nagle wszyscy w jednym momencie, zaczęli chwalić tę powieść. Zdobywała najlepsze oceny, a ja nie wiedziałam dlaczego. Szczerze mówiąc nic do tej książki nie czułam, aż wreszcie kilka dni temu po przeczytaniu miliona pozytywnych ocen zdecydowałam się na zakup książki, aby zobaczyć, co takiego jest w niej wyjątkowego...
Świat zmienił się o...
2012-06-04
Cała drżę pisząc tą recenzję. Drżę z ekscytacji i fascynacji tą cudowną książką Pani Stiefvater, którą dosłownie przed minutą skończyłam czytać.
Gdy, po raz pierwszy zobaczyłam "Drżenie" na półce w księgarni, przystanęłam na chwilę przeczytałam notę od wydawcy i poszłam dalej. Od tego czasu książka mnie prześladowała, zawsze jak byłam w księgarni musiałam choć na chwilę zatrzymać się przy regale, gdzie stałą i napatrzeć się na tę piękną tajemniczą okładkę.. Powieści, jednak, nigdy nie miałam czasu kupić... Aż, wreszcie 1 czerwca bieżącego roku dostałam ją od moich ukochanych rodziców na Dzień Dziecka.. Kiedy, w piątek wieczorem rozpoczęłam pochłanianie lektury, powieść już od pierwszych kartek przeniosła mnie do ponurego Mercy Falls, do równie nijakiego życia Grace...
Grace jako dziecko została pogryziona przez wilkołaki. Od niechybnej śmierci, uratował ją tajemniczy, żółtooki wilk. Jej Wilk.. Od tego czasu, dziewczyna każdego dnia wypatruje, z okna swojego domu, wychodzącego na las, jej magicznego wybawiciela.
Pewnego dnia zamordowano Jack'a.. Samolubnego, uważającego siebie za pępka świata, pochodzącego z bogatej rodziny nastolatka. Jack nie był zbytnio lubiany w szkole, ale wiadomo, po śmierci (zwłaszcza tak brutalnej) grzech jest powiedzieć na zmarłego coś złego. Ojciec Jack'a, podejrzewał, że za sprawą zbrodni kryją się wilki, żyjące w lesie niedaleko Mercy Falls...
Kiedy Grace dowiedziała się o polowaniu na wilki, natychmiast pobiegła do lasu, aby zatrzymać niechybną falę śmieci. Wiedziała, że był tam Jej Wilk.. Tajemnicza, żółtooka istota, którą kochała nad życie. Niestety, dziewczyna się spóźniła. Masakra już się zaczęła...
Sam- dawny wybawca Grace- zorientował się w zamiarach leśniczych. Kula trafiła go w szyję, a on z niewiadomych powodów przemienił się w człowieka. Roztrzęsiony, Gdy uciekał, spanikowany, uciekający... Takiego znalazła go Grace i takiego od razu pokochała. Dziewczyna wiedziała, że jest to Jej Wilk. Tajemniczy wybawca, stały obserwator. Chłopak także był zakochany w Grace. Przecież, przez 6 lat, nie stał bez celu przy krańcu lasu i nie obserwował jej bez powodu.. Pokochał ją od pierwszego wejrzenia. Wtedy, 6 lat temu..
Chłopak mieszka razem z dziewczyną. Oboje darzą siebie wielką miłością i bezgranicznym zaufaniem. Jednak, zdają sobie sprawę, że nie dane jest im żyć razem aż po grób, a przerażające wydarzenia tylko to potwierdzają....
Tak jak Sam od pierwszego wejrzenia zakochał się w Grace, tak ja od pierwszego wejrzenia zakochałam się w tej książce. Wszystko jest w niej idealne. Są Ci dobrzy i te złe charaktery.Autorka barwnie przedstawiła bohaterów. Nie ma, tak strasznie nudzących, opisów przyrody, co jest wielkim plusem. Tempo akcji jest dla mnie w sam razy. Nie jest tak, że akcja rozwija się tak szybko, że nie wiadomo, o co chodzi, nie jest też i tak, że książka czytelnika nudzi. Autorka nie rozczula się nad pewnymi rzeczami, po prostu traktuje je jako fakt i pozostawia czytelnika rozemocjonowanego przechodząc do następnego rozdziału. Bardzo niespodziewane zakończenie. Teraz, na myśl o drugiej części, coś we mnie krzyczy :"No dalej, jedź jutro do księgarni i kup drugą część. Przecież, nie wiesz jak to się skończy..!".
Podsumowując, książka warta wydanych pieniędzy. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że jest to najlepsza jak do tej pory książka z gatunku paranormal romance.
MOJA OCENA :
10/10
Recenzja pochodzi z mojego bloga :
http://ksiazka-na-kazdy-dzien.blogspot.com/
Zapraszam do komentowania i dodawania do obserwatorów. Na pewno się odwdzięczę ! :)
Cała drżę pisząc tą recenzję. Drżę z ekscytacji i fascynacji tą cudowną książką Pani Stiefvater, którą dosłownie przed minutą skończyłam czytać.
Gdy, po raz pierwszy zobaczyłam "Drżenie" na półce w księgarni, przystanęłam na chwilę przeczytałam notę od wydawcy i poszłam dalej. Od tego czasu książka mnie prześladowała, zawsze jak byłam w księgarni musiałam choć na chwilę...
2009-02-10
2013-02-16
"Zakochiwałam się w nim tak, jakbym zapadała w sen:
najpierw powoli, a potem nagle i całkowicie."
Nie ma człowieka idealnego. Każdy z nas ma jakąś wadę. U jednych jest to tylko za długi nos, innym przypadła śmiertelna choroba. Hazel ma szesnaście lat i utożsamia się z tą drugą grupą. Od kilku lat zmaga się z rakiem, a choroba coraz bardziej wykańcza, już i tak ledwo działający organizm.
Wszystko zmienia się w ciągu dosłownie sekundy, kiedy to na zajęciach grupy wsparcia poznaje Augustusa- niesamowitego chłopaka, który rozumie ją lepiej niż ktokolwiek inny!
Nastolatek jest wyrozumiały, przystojny, a przede wszystkim inteligentny, z poczuciem humoru! Niestety, również choruje na raka, co lekko niepokoi dziewczynę. Niemniej, Hazel postanawia chociaż raz w życiu posłuchać głosu serca i ... związać się z Augustusem!
Co z tego wyniknie?
Na pewno kłopoty, ale też piękna i wzruszająca historia, którą pokocha każdy. "Gwiazd naszych wina" jest jak narkotyk! Z każdą stroną mamy ochotę na więcej!
"- Ale ja wierzę w prawdziwą miłość, wiesz? Nie uważam, że wszyscy muszą mieć oboje oczu, nie chorować i tak dalej, ale każdy powinien przeżyć prawdziwą miłość, a ona powinna trwać przynajmniej do końca jego życia"
Już dawno nie byłam tak oczarowana żadną książką! Przyznam, że po prostu brak mi słów i sił na napisanie tej recenzji. Po prostu cały czas żyję w świecie Hazel i Augustusa...
Ten tekst będzie najbardziej osobistą opinią, jaką kiedykolwiek, ty- Drogi Czytelniku, przeczytałeś na tym blogu. Inaczej, czyli bez uczuciowo do tej książki podchodzić się nie da, a jaka powieść, taka recenzja!
Zacznę od akcji, która wzruszyła mnie niemiłosiernie. Już dawno nie pamiętam, kiedy wylałam tyle łez! Niezliczoną ilość razy musiałam przerywać czytanie i przecierać oczy chusteczką, bo przez napływające do oczu łzy nic nie widziałam! Historia pochłonęła mnie do reszty i nie zdałam sobie nawet sprawy, że po kilku godzinach lektury zostało mi tylko kilka kartek! A, po skończeniu książki? Byłam rozżalona, że ta powieść tak szybko się skończyła, a na kolejną książkę John'a Green'a będę musiała czekać aż do czerwca!
Mówiąc wprost. Autor tego bestselleru (bo, chyba nie ma wątpliwości, że ta książka nim jest!) mnie zaskoczył. Każda strona jest napisana we wspaniały sposób! Dialogi są mądre, momentami wzruszające, a czasami zabawne. Nie jest to pusta powieść bez morału. Autor przekonuje nas, że każdy zasługuje na miłość bez względu na defekty ciała i organizmu. John Green ukazuje piękne, nastoletnie uczucie, które , w dzisiejszych czasach, zdarza się już coraz rzadziej.
Już kończę! Naprawdę, ta recenzja zaraz już się skończy... Skrobnę jeszcze kilka słów o bohaterach i pozostawię Was w błogim przekonaniu, że "Gwiazd naszych wina" to powieść idealna...
Przechodząc do rzeczy. Postacie w tej książce są po prostu wspaniałe! Najlepsze jest to, że obserwujemy ich głęboką przemianę. Od nastolatki z depresją, do zakochanej w świecie młodej kobiety. Od niesamowitego chłopaka, do istoty leżącej na łóżku jak roślina. Te wszystkie metamorfozy sprawiają, że bohaterów książki znam bardzo dobrze i czuję, jakby byli oni moimi przyjaciółmi. W tej książce praktycznie każda persona budzi mój podziw, bo nie wiem, czy ja sama umiałabym stoczyć taką walkę lub być jej świadkiem.
I już koniec. Już tylko zostało mi do napisania małe podsumowanie. Ale, co by tu jeszcze napisać? Przecież, już Was przekonałam! "Gwiazd naszych wina" to 'idealny ideał'. Przeczytałam już naprawdę wiele książek w moim krótkim, marnym życiu,a wiem, że właśnie ten tytuł jest moją najukochańszą lekturą, do której na pewno jeszcze nie raz wrócę! Gorąco polecam!
MOJA OCENA:
10/10
"Na tym świecie jest tylko jedna rzecz okropniejsza niż umieranie na raka w wieku szesnastu lat, a jest nią posiadanie dziecka, które na tego raka umiera. "
"Zakochiwałam się w nim tak, jakbym zapadała w sen:
najpierw powoli, a potem nagle i całkowicie."
Nie ma człowieka idealnego. Każdy z nas ma jakąś wadę. U jednych jest to tylko za długi nos, innym przypadła śmiertelna choroba. Hazel ma szesnaście lat i utożsamia się z tą drugą grupą. Od kilku lat zmaga się z rakiem, a choroba coraz bardziej wykańcza, już i tak ledwo...
Całe życie w czterech ścianach. Zamknięty, bez możliwości wyjścia na zewnątrz. Na takie prawdziwe zewnątrz- świeże powietrze, promienie słońca odbijające się od Twojej twarzy, deszcz spływający po Twoim ciele i poczucie błogości i wdzięczności za dar życia. Bo życie jest największym ze wszystkich darów, ściśle strzeżoną tajemnicą, prywatnością i czymś, co tworzy historię i czego nie można odebrać. Lecz według mnie życie samo w sobie jest niczym. Kiedy nie możemy dzielić się radością z innymi, biegać, śpiewać i tańczyć na świeżym powietrzu. I po prostu BYĆ- nie w znaczeniu zwykłego jestestwa, lecz życia jako szczęśliwy, nader wszystko, spełniony człowiek. Czy jest to możliwe, kiedy mieszka się na statku kosmicznym,a na dodatek, pomiędzy bliźniaczymi załogami trwa wojna?
Waverly- nastolatka, która nawet nie miała okazji żyć na naszej planecie Ziemia. Urodziła się i wychowała na statku kosmicznym Empireum, który ma za zadanie przetransportować wybrańców na Nową Ziemię, ażeby Ci stworzyli nową cywilizację. Taki los spotkał również Setha, Kierana i wielu, wielu innych. Lecz plan, który kiedyś stworzono teraz jest już do niczego, ponieważ... ponieważ, zrobiło się spore zamieszanie. Tak w dużym skrócie.
" Wojny nigdy nie kończą się szczęśliwie. Dla nikogo."
Nie od dziś wiadomo, że jestem książkoholiczką. Tutaj, w blogosferze, szaloną w dodatku. Nałogowo kupuję książki, zdobywam je na wszelkie możliwe sposoby. A jak powieść do mnie przyjdzie lecę biegiem na pocztę, żeby ją odebrać, coby moje nowe dziecko nie zemdlało z braku powietrza w kopercie. Nałogowo je oglądam i przeglądam, dotykam i wącham, chodzę do księgarni, żeby nacieszyć oczka tym pięknym widokiem- książki, książki wszędzie, poustawiane, niektóre wyeksponowane. Ach! Nie ma nic piękniejszego. A wreszcie nałogowe czytam- chyba nie ma dnia, żebym nie pochłonęła choć rozdziału i nawet jak dana powieść mi się nie podoba to i tak ją czytam i mimo wszystko mam z tego satysfakcje. Lecz w przypadku "Iskry" byłam świadkiem tego, że moja mania przybrała już naprawdę niebezpieczną postać. Mianowicie, ja się książki BAŁAM. Wiem, że 400. stronicowa cegiełka nic mi nie zrobi, ani nie zgwałci, ani nie porwie, tym bardziej nie okradnie. Lecz... lecz na widok książki czułam, poza radością- oczywiście, jakiś zalążek lęku i fobii. Bo przecież "Blask" kocham, uwielbiam i miłuję, więc chcę, ażeby i kontynuacja okazała się być równie świetna. Ale, nauczona bogatym doświadczeniem życiowym, wiem, że nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli, nie zawsze jest tak jak chcemy. I stąd to obawa. Czy dam radę skrytykować i zmieszać z błotem taką książkę, a równocześnie skazać na niepowodzenie kolejny tom i zapomnieć o mojej miłości do tejże serii? Na szczęście moje rozważania i dylematy okazały się niepotrzebne, bo... "Iskrę" pokochałam całym swoim sercem!
Zabrakło mi słów, chcę Wam powiedzieć tyle, że aż się zapowietrzyłam i nie mogę powiedzieć nic. Wdech, wydech... Już chyba lepiej. Postaram się przytrzymać emocje na wodzy, tak ażeby choć jeden akapit wyglądał sensownie, bo ten poprzedni jest totalną kpiną. Przechodząc do rzeczy to dawno żadna książka nie wywarła na mnie aż tak dużego wrażenia! "Iskrę" odebrałam niezwykle emocjonalnie, a plastyczny, lekki i jednocześnie piękny język, jakim posługuje się Ryan sprawił, że każdą scenę przeżywałam w inny sposób. Zdarzyło mi się zapłakać, czasami też pisnąć ze strachu i zmarszczyć twarz w geście obrzydzenia. Tak naprawdę, gdyby ktoś mnie obserwował nie musiałby patrzeć na treść, żeby widzieć po mojej twarzy w jakim momencie akcji jestem, o czym teraz czytam. Akcja obfituje w naprawdę fenomenalne, a co ważniejsze- nieprzewidywalne- wydarzenia! Nie można przewidzieć, co się stanie na kolejnej stronie, więc nie mówmy tu nawet o kolejnych rozdziałach, bo one były dla mnie kompletną tajemnicą, którą chciałam jak najszybciej odkryć. I odkrywałam. Rozdział po rozdziale wytrwale, z wielką przyjemnością, zaszczytem, dumą i radością zagłębiałam się w tą książkową rzeczywistość i pomagałam Waverly, współczułam Sethowi i rzucałam nożami w Kierana, którego nienawidziłam całym sercem. Lecz pod żadnym pozorem nie jest to wada. Wadą byłby to, że kocham każdego bohatera. Wtedy byłoby nudno. A tak, przynajmniej, jest różnorodnie...
Kocham tą autorkę, lecz równocześnie jej nienawidzę. Dlaczego? Bo mnie skrzywdziła i okropnie ukarała, choć nic złego nie zrobiłam, niczym nie zawiniłam, a jestem poszkodowana. Bo to trzeba nie mieć serca, żeby W TAKIM MOMENCIE kończyć tę powieść. Trzeba mieć naturę Hitlera, żeby tak uśmiercić czytelnika i skazać go na oczekiwanie! I choć Ryan uwielbiam i miłuję, za to, co stworzyła, to gdybym teraz, pod wpływem tak wielkich emocji, spotkała kobietę, to jak Boga kocham, przystawiłabym jej nóż do gardła, straszyła i wykrzykiwała, dopóki nie dowiedziałabym się, co działo się dalej. Polecam całym sercem!
MOJA OCENA:
10/10
Całe życie w czterech ścianach. Zamknięty, bez możliwości wyjścia na zewnątrz. Na takie prawdziwe zewnątrz- świeże powietrze, promienie słońca odbijające się od Twojej twarzy, deszcz spływający po Twoim ciele i poczucie błogości i wdzięczności za dar życia. Bo życie jest największym ze wszystkich darów, ściśle strzeżoną tajemnicą, prywatnością i czymś, co tworzy historię i...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-08-25
Ksiązka napisana we wspaniały sposób! Opowiada o wakacyjnej miłości, jednakże wątkiem pierwszoplanowym jest tu niejaka postać księcia mgły. Polecam wszystkim lubiącym zagadki i historie przypominające nam o dawnych czasach!
Ksiązka napisana we wspaniały sposób! Opowiada o wakacyjnej miłości, jednakże wątkiem pierwszoplanowym jest tu niejaka postać księcia mgły. Polecam wszystkim lubiącym zagadki i historie przypominające nam o dawnych czasach!
Pokaż mimo to2012-05-26
Książka " Kwiaty na poddaszu" to 1-sza część serii o rodzinie Dangellgerów..
Pewnego dnia, ojciec czwórki dzieci - Chris'a, Cathy, Carrie i Cory'ego ginie w wypadku samochodowym. Bezradna matka zabiera dzieci do swojego domu z dzieciństwa, prosząc o wybaczenie rodziców i umieszcza dzieci na poddaszu na " jeden , dwa dni ", aż zdobędzie przychylność ojca...
2 ni zamieniają się w 3 lata i 5 miesięcy, a bogactwo w bicie batem za " grzechy", choroby, zmęczenie i głód..
Kiedy, ginie jeden z braci, dzieci postanawiają uciec z tego koszmaru..
Przy tej książce sie nie płacze, po prostu się wyje. Dzieci zamknięte w 4 ścianach przez prawie 4 lata.. Tyle przykrości ich spotkało, zła przemocy i nienawiści. Tej książki się nie zapomina.
MOJA OCENA :
10/10
więcej na : ksiazka-na-kazdy-dzien.blogspot.com
Książka " Kwiaty na poddaszu" to 1-sza część serii o rodzinie Dangellgerów..
Pewnego dnia, ojciec czwórki dzieci - Chris'a, Cathy, Carrie i Cory'ego ginie w wypadku samochodowym. Bezradna matka zabiera dzieci do swojego domu z dzieciństwa, prosząc o wybaczenie rodziców i umieszcza dzieci na poddaszu na " jeden , dwa dni ", aż zdobędzie przychylność ojca...
2 ni zamieniają...
2012-01-21
Książka genialna! Napisana we wspaniały sposób opowieść o przyjaźni i niewyjaśnionej zagadce.
Książka genialna! Napisana we wspaniały sposób opowieść o przyjaźni i niewyjaśnionej zagadce.
Pokaż mimo to
Ja naprawdę nie lubię kotów. Te zwierzęta napawają mnie takim dziwnym poczuciem bezsilności. Za nic nie doceniają moich wdzięków i starań, nie podejdą, nie dadzą się pogłaskać. Ich spojrzenie wskazuje na jawną chęć mordu, pojęcie współpracy z pewnością nie jest im znane. I między innymi dlatego nie lubię kotów. Lecz nie martwcie się - książka Zyskowskiej-Ignaciak z kotami nic wspólnego nie ma. Bo arcydzieło o kotach? Tego jeszcze nie było i raczej nie będzie. Za to arcydzieło o prawdziwości życia już spotkałam. I paradoksalnie nazywa się ono "Nie lubię kotów".
W "Nie lubię kotów" Czytelnik znajdzie 6 opowiadań, które są precyzyjnie ze sobą powiązane. Dzięki temu, wszystkie historie tworzą jednolitą całość kompozycyjną. Oczywiście musimy sobie zdawać sprawę z tego, że jest to zabieg dosyć wymuszony. Toteż łączenie akcji na zasadzie "każdy z każdym" jest tu powszechnie stosowane. Mimo wszystko, pięknym literackim doświadczeniem było obserwowanie, jak losy Wojtka, Maliny, Karoliny, Daniela, Dagmary i Konrada się łączą. Wielki szacunek dla Autorki za to, co zrobiła. Bo każdy z bohaterów jest inny, a oprócz wzajemnych znajomości łączą ich tylko nałogi, które rządzą ich życiem oraz problemy, z którymi nie potrafią sobie poradzić.
Kiedy kilka lat temu po raz pierwszy zetknęłam się z twórczością Katarzyny Zyskowkiej-Ignaciak, od razu dostrzegłam jej potencjał w pisaniu. Na przykładzie Jej kolejnych książek byłam świadkiem procesu szlifowania stylu, eksperymentów, które nie zawsze wychodziły. Lecz jest taki moment - rzadki i niespotykany - kiedy coś Autorowi wychodzi w stu procentach. Wszystko jest na właściwym miejscu, widać, że powieść oparta jest na rzetelnym konspekcie i jest pisana od serca. Właśnie takie jest "Nie lubię kotów". Idealne pod każdym względem.
Ta powieść jest niezwykle dojrzała. W przeciwieństwie do innych obyczajówek spod piór polskich autorek, nie ma tu "domeczków", "różyczek" i "pieseczków". Są za to narkotyki, alkohol, przelotne romanse, chorobliwa i wstrząsająca samotność. Do "Nie lubię kotów" zawitał gość honorowy, który zmienia postać rzeczy. Pojawiło się życie - to prawdziwe, bez nadużywanej idealizacji i teatralizacji. Życie współczesne aż do bólu - bezduszna polityka korporacji, problemy współczesnych rodzin, gonitwa za pieniędzmi i ideałami, które zagubiły się gdzieś pomiędzy najnowszym modelem iPhone'a a torebką Versace z kolekcji jesień/zima.
"Nie lubię kotów" pozostawia szeroką możliwość interpretacji. Część spostrzeżeń dostrzeżecie w trakcie lektury, na niektóre z nich przyjdzie Wam trochę poczekać. Bo ta powieść szokuje i sprawi, że zaniemówicie z wrażenia. Podobnie jak ja, nie będziecie w stanie wyrzucić jej z pamięci. W tej lekturze wszystkie elementy składają się na życie jako obraz nędzy i rozpaczy. Od akcji i zachowania bohaterów po język, który jest pełen wyrzutów i swoistego buntu. Zyskowska-Ignaciak pisze pełnym emocji, zaczepnym tonem. Wylewa żale i pokazuje, na jakie problemy jest skazane dzisiejsze społeczeństwo. Treść tej książki jest do bólu prawdziwa. Odzwierciedlają to wiadomości w telewizji i alarmujące statystyki.
Są powieści, które opierają się na prostej konstrukcji, a mimo to ich treść wywiera na Czytelniku tak kolosalne wrażenie, że nie można o tym tytule zapomnieć. Co poniektóre książki zostawiają w odbiorcy namacalny ślad, wwiercają się w jego serce i na nowo układają hierarchię wartości oraz nakreślają światopogląd. Właśnie taką książką jest "Nie lubię kotów". Proza na najwyższym poziomie, arcydzieło, którego nie powstydziłby się żaden noblista. - See more at: http://ksiazka-na-kazdy-dzien.blogspot.com/2014/12/nie-lubie-kotow-katarzyna-zyskowska.html#sthash.PA2cyae5.dpuf
Ja naprawdę nie lubię kotów. Te zwierzęta napawają mnie takim dziwnym poczuciem bezsilności. Za nic nie doceniają moich wdzięków i starań, nie podejdą, nie dadzą się pogłaskać. Ich spojrzenie wskazuje na jawną chęć mordu, pojęcie współpracy z pewnością nie jest im znane. I między innymi dlatego nie lubię kotów. Lecz nie martwcie się - książka Zyskowskiej-Ignaciak z kotami...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-01-28
Nikt nie lubi być zmuszany do zrobienia, czy powiedzenia czegoś. Każdy ma zapisany w swojej podświadomości charakter buntownika, lecz u jednych ujawnia się on bardziej, u drugich mniej. Tak czy siak mówiąc nam, że mamy coś zrobić nie czynimy tego i vice versa. Jeżeli mama każe małemu dziecku nie rozmawiać z nieznajomymi, dam sobie rękę uciąć, że dzieciaczek na widok miłego Pana, który proponuje mu cukierkową ucztę, podejmie z nim konwersację. Nawiązując do filmu o przygodach zielonego ogra- kiedy ktoś ci mówi ‘nie patrz w dół’, ty jak tępe ciele kierujesz wzrok w przepaść. Czyż nie jest tak? Ależ oczywiście, że jest. Koleżanka przekazuje ci najnowszą, najgorętszą dawkę ploteczek, a na koniec, konspiracyjnym szeptem dodaje: ‘tylko nie mów nikomu’. A ty, zaraz po przyjściu do domu, logujesz się na facebook’u i przekazujesz swojej znajomej, że dziewczyna o imieniu X z klasy Y właśnie zerwała ze swoim chłopakiem. Co z tego, że zostałaś proszona o dyskrecję. Przecież takimi gorącymi wiadomościami po prostu trzeba podzielić się z innymi! Nie zgadzasz się z moją filozofią? Oczywiście, nie musisz. Ale wiedz, że książkowe postaci właśnie tak postępują. Weźmy na przykład taką Emmę aka Sutton z The Lying Game…
Emma miała już okazję przeżyć parę dni jako Sutton, jednakże sytuacja w jakiej się znalazła dalej jest dla niej dziwna. I choć jej siostra bliźniaczka ma dosłownie wszystko- od kochających rodziców, do najnowszego modelu iPhone’a i markowych, drogich ubrań z najnowszej kolekcji, to nastolatka wciąż czuje się niekomfortowo. Musi cały czas mieć się na baczności i zachowywać się tak kontrowersyjnie i chamsko jak Sutton. Jest zmuszona baczyć na to, co mówi i z kim się zadaje. A najgorsze jest to, że nie może uciec i wrócić do swojego jakże skomplikowanego, lecz własnego życia. Morderca czuwa i obserwuje każdy krok dziewczyny. I tylko czeka na moment, kiedy będzie mógł zrobić jej to, co zrobił bliźniaczce. Czy Emma się podda lub straci czujność? Nigdy. Nigdy przenigdy…
„Dopiero wówczas, gdy coś tracimy- […]- uświadamiamy sobie, jak wiele to coś dla nas znaczyło.”
Parę tygodni temu miałam przyjemność czytam tom pierwszy z serii The Lying Game. „Gra w kłamstwa”, bo to o niej mowa, bardzo mi się spodobała, zwłaszcza że autorka wykreowała naprawdę oryginalną fabułę. A dzięki dwuosobowej narracji poznawanie historii Emmy było jeszcze ciekawsze. Fenomenalne zakończenie sprawiło, że „Nigdy przenigdy” chciałam przeczytać już- teraz-natychmiast. Lecz mam w zwyczaju robić kilkutygodniowy odstęp pomiędzy pochłanianiem lektur z danej serii, coby akcja mi się nie przejadła. Przecież każdy wie, że nawet najpyszniejsza szarlotka z cynamonem i gałką waniliowych lodów, w nadmiernych ilościach doprowadza nas do mdłości i bólu brzucha. A książki to taka moja szarlotka z cynamonem, lodami waniliowymi i przepyszną kawą w zestawie, wiec zasada złotego środka działa tutaj perfekcyjnie. W końcu umiar nikomu jeszcze nie zaszkodził, prawda? Lecz moje myśli wciąż krążyły wokół serii The lying game, toteż doszłam do jakże trafnego wniosku, że już czas. Czas na lekturę. Może nie ambitną i super-inteligentną, lecz jakże emocjonującą! Znalazłam wolny wieczorek, usiadłam wygodnie na łóżku i z książką i zieloną herbatką o smaku maślano-truskawkowych babeczek powróciłam do świata Emmy aka Sutton. Kochana, tęskniłaś za mną, prawda?
Ciężko mi napisać coś na temat „Nigdy przenigdy”. Mimo, że jestem już parę dni po lekturze na myśl o przygodach rozgrywających się w książce dostaje ślinotoku i jedyne, co przychodzi mi do głowy to: ndhuikfjhg kurczę no, to było cholernie dobre. Od tego czytadła wręcz nie można się oderwać, litera za literą, słowo za słowem coraz szybciej pochłaniałam każdy rozdział, chcąc poznać zakończenie. Podobnie jak z „Grą w kłamstwa” mamy do czynienia z tym oryginalnym typem narracji- historię poznajemy z punktu widzenia Emmy, lecz raz na jakiś czas swoje trzy grosze wtrąca również Sutton. Będąc przyzwyczajona do tego zabiegu, nie wytrącał mnie z równowagi. Jedynie zachwycał i przyprawiał o kolejne ochy i achy. Ale to taki malutki szczególik. Sara Shepard skupiła się na tworzeniu napięcia- w tej części mniej jest przełomowych wydarzeń, autorka tym razem wzięła sobie na cel granie na emocjach Czytelnikach, jakby były one gitarą elektryczną. Nie oznacza to jednak nudy- o nie, nie, nie! Na znużenie i odliczanie stron do końca historii nie ma miejsca. Ani się nie obejrzysz, a już będziesz w połowie tej niesamowitej historii.
Zwykle bywa tak, że w twórczości autora można wyróżnić jeden element, który za każdym razem wychodzi perfekcyjnie. Lecz w klasyfikacji dzieł Sary Shepard mam nie lada problem, bo jakby nie patrzeć zarówno pomysł, jak i sposób przedstawienia go jest po prostu zachwycający. Bohaterowie też niczego sobie, pod żadnym pozorem nie można się do nich ‘przyczepić’. W „Nigdy przenigdy” mamy do czynienia z całym wachlarzem różnorodnych postaci, które wykreowane są w tak świetny sposób, że nie dość że zachwycają to jeszcze nie pozwalają sobie na postawienie diagnozy, czy dana persona należy do tych dobrych, złych, czy może jeszcze gorszych. Bohaterów jest tu cała masa, lecz każdy ma jakąś cechę charakterystyczną, więc nikt się nie pogubi w tym labiryncie fikcyjnych osób. Charakterek Emmy od czasów „Gry w kłamstwa” jakoś szalenie się nie zmienił. Zwracałam uwagę na ten fakt w recenzji Gry, lecz pozwolę sobie na powtórzenie. Emma jest taka grzeczna, nie ma w niej aż tak dużo chamstwa i bycia wredną (za przeproszeniem!) suką. Postać zupełnie jak nie u Shepard. Czy to źle? Zdecydowanie nie, przecież lubimy różnorodność!
Przywiązuję wagę do zakończeń. W końcu to od ostatnich rozdziałów zależy jak książka zostanie przeze mnie zapamiętana. Bardzo często autorzy wykazują się nie lada sprytem i pomysłowością, a ja ich za to chwalę i zwracam uwagę na ten fakt. Ale… inni autorzy nie dosięgają Shepard nawet do pięt! Zakończenie „Nigdy przenigdy” doprowadziło mnie do palpitacji serca, ogryzania paznokci i nerwowego zagryzania warg. Cóż to była za akcja, cóż to były za emocje. Moi drodzy, moi kochani tego nie da się opisać słowami, to po prostu trzeba przeżyć! Tak, właśnie tak- dobrze przeczytałeś. Przeżyć. Nie przeczytać. Dla takich zakończeń, dla takich książek warto żyć. Polecam twarzą, nogami, rękami i wszystkimi innymi częściami ciała. Cud, miód i orzeszki.
MOJA OCENA:
10/10
Nikt nie lubi być zmuszany do zrobienia, czy powiedzenia czegoś. Każdy ma zapisany w swojej podświadomości charakter buntownika, lecz u jednych ujawnia się on bardziej, u drugich mniej. Tak czy siak mówiąc nam, że mamy coś zrobić nie czynimy tego i vice versa. Jeżeli mama każe małemu dziecku nie rozmawiać z nieznajomymi, dam sobie rękę uciąć, że dzieciaczek na widok...
więcej mniej Pokaż mimo to2007-06-21
Uwielbiam tę książkę! Uczyłam się na niej czytać i do dzisiaj fascunują mnie przygody Mikołajka.
Uwielbiam tę książkę! Uczyłam się na niej czytać i do dzisiaj fascunują mnie przygody Mikołajka.
Pokaż mimo to2010-09-26
"Oskar i Pani Róża" to jedna z niewielu lektur szkolnych, które mi się podobały i czegoś mnie nauczyły. Powieść opowiada o przyjażni Oskara i Pani Róży. Oskar jest chłopcem chorującym na raka, który dowiaduje się, że za 12 dni umrze. W tych ostatnich dniach pomaga mu wolontariuszka Pani róża. Powieść jest napisana w piękny i mądry spos ób, czytając ją w oku pojawia się łza.
"Oskar i Pani Róża" to jedna z niewielu lektur szkolnych, które mi się podobały i czegoś mnie nauczyły. Powieść opowiada o przyjażni Oskara i Pani Róży. Oskar jest chłopcem chorującym na raka, który dowiaduje się, że za 12 dni umrze. W tych ostatnich dniach pomaga mu wolontariuszka Pani róża. Powieść jest napisana w piękny i mądry spos ób, czytając ją w oku pojawia się łza.
Pokaż mimo to
Normalni ludzie za dziwaka traktują tego, którego nie ma na Facebooku. Książkoholicy nie uznają tych, który nie czytali lub (nie daj Boże) nie przepadają za twórczością Markusa Zusaka. Cóż, przez kilka poprzednich lat byłam dziwakiem. Lecz ten stan rzeczy zmienił się z chwilą, kiedy wzięłam w swoje łapki pięknego, pachnącego "Posłańca". And that was freaking good choice.
Fabuła opiera się na tajemnicy i postaci dziewiętnastolatka, który wydawał się być starszy. Nastoletni taksówkarz Ed pewnego dnia dostał kartę, na której były napisane nazwy ulicy. W ten sposób wstąpił do gry - nie znał zasad, nie znał swojego przeciwnika i sojusznika, nie znał daty zakończenia rozgrywki. Tak naprawdę nie wiedział nawet, co zrobić z podanymi adresami. Wiedział jedynie, że znajdując kartę wstąpi do gry, z której nie można się tak łatwo wycofać.
"Czasem ludzie są piękni.
Nie z wyglądu.
Nie w tym, co mówią.
W tym, kim są."
Szczerze nie mam pojęcia, czym jest ta książka. Markus Zusak w tak rewelacyjny sposób połączył gatunki, że stworzył powieść Zusakowską. Jedyną w swoim rodzaju lekturę, która w swojej wspaniałości jest nie do podrobienia. Ni to obyczajówka, ni thriller. "Posłaniec" stanowi mistrzowskie połączenie dwóch przeciwstawnych gatunków. W efekcie Czytelnik otrzymuje wątek obyczajowy (życie i problemy Eda) oraz wątek sensacyjny (sprawa tajemniczych kart).
Ach, Markusie Zusaku, gdzież ty się przede mną uchował?! Twoje książki schowały się przede mną, choć w każdej księgarni są umieszczone na zaszczytnej półce z bestsellerami. Markusie Zusaku - choć jestem dopiero po lekturze Twojej jednej książki, już teraz wiem, że stałeś się moim ulubionym autorem. Nadzieją literatury...
Tutaj każdy najdrobniejszy element ma znaczenie. W "Posłańcu" najbardziej spodobała mi się precyzja wykonania. Przykładowo, rozdziały zostały ponumerowane jak karty - każda część lektury zaczyna się od asa, później dwójka, trójka... i tak dalej, aż dochodzimy do jopka, damy i króla. Zadziwił mnie ten zabieg, dzięki niemu darzę autora jeszcze większym respektem - sam narzucił sobie liczbę rozdziałów w każdej części. Przez te trzynaście chapterów musiał doprowadzić pewną całostkę akcji do końca - bez żadnych niedomówień. Wydawać by się mogło, że będąc w tej "rozdziałowej presji" Zusak stworzy akcję naciąganą, nieścisłą, nielogiczną. Nic z tych rzeczy!
Panta rhei. Tutaj wszystko płynie. Prawie dosłownie. Akcja jest spójna, jednostajnie "idzie" do przodu, jest uwidoczniony ciąg przyczynowo-skutkowy. "Posłaniec" ma zwartą fabułę, a to z kolei wprowadza spokój i sprawia, że lektura jest przyjemnym, lecz wciąż energetyzującym, doświadczeniem literackim.
Mam zastrzeżenie jedynie do polskiego tytułu. Słowo "posłaniec" może lepiej odnosi się do całości, lecz angielskie "The Messenger" ma ogromne znaczenie, jeżeli chodzi o zakończenie utworu. Angielski tytuł jest bardziej w Zusakowskim stylu i dopełnia symbolikę oraz spójność lektury. Chociaż jest to tylko czcze gadanie, bo słowa "the messenger" raczej nie da się przetłumaczyć na polski, żeby zachować sens i związek z ostatnim rozdziałem. Ach, mój język taki piękny...
Ta powieść idealnie nadawałaby się na lekturę szkolną. Nie zrozumcie mnie źle - "Posłaniec" nie jest nudny, przestarzały, napisany archaicznym językiem, nieplastyczny i wymagający szalenie ambitnej interpretacji, którą można podjąć dopiero po studiach polonistyki z doktoratem na karku. Nie. Ta powieść jest po prostu uniwersalna. Miejscem akcji jest małe australijskie miasteczko, które nie zostało szczegółowo opisane. Więc tak naprawdę, owe wydarzenia mogą się rozgrywać w każdym dowolnym miejscu na ziemi. O każdym czasie, bo ten element również nie został uwypuklony. Bohaterowie są wykreowani całkiem dokładnie, lecz stanowią oni jedynie archetypy - prezentują pewne typy osobowości, definiują innych ludzi. "Posłaniec" - podobnie jak "Dżuma" - jest powieścią paraboliczną. Tyle że innowacyjną w swojej formie i treści. Zachwycającą.
"Posłaniec" mnie zaskoczył. Przyznam, że początkowo nie widziałam potencjału w tej książce. Lecz już po kilku stronach, zostałam wrzucona do świata tajemnic, ubóstwa i problemów. Ta powieść jest o wszystkim - o wybaczaniu, o drugiej szansie, o braku właściwych priorytetów, o miłości. "Posłaniec" to przykład książki: go into it, without knowing anything. Z tego względu nie zdradzałam Wam zbyt wiele. Lecz niech moja szczęka leżąca na podłodze i tysiące tweetów o wspaniałości "Posłańca" będą dla Was najlepszą rekomendacją - tę powieść każdy szanujący się książkoholik powinien znać. Zapewniam - musicie to przeczytać!
- See more at: http://ksiazka-na-kazdy-dzien.blogspot.com/2014/11/posaniec-markus-zusak.html#more
Normalni ludzie za dziwaka traktują tego, którego nie ma na Facebooku. Książkoholicy nie uznają tych, który nie czytali lub (nie daj Boże) nie przepadają za twórczością Markusa Zusaka. Cóż, przez kilka poprzednich lat byłam dziwakiem. Lecz ten stan rzeczy zmienił się z chwilą, kiedy wzięłam w swoje łapki pięknego, pachnącego "Posłańca". And that was freaking good...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-08-26
James Kier jest diabłem Salt Like City. Prowadzi dużą firmę budowlaną, a podczas robienia interesów nawet najlepszy przyjaciel jest tylko klientem, którego można oszukać i skrzywdzić.
James Kier nawet poza swoim życiem zawodowym jest bezlitosnym mężczyzną, który kiedy, dowiaduje się o chorobie swojej żony ucieka z domu i postanawia zerwać z nią wszelkie kontakty.
Pewnego dnia, podczas weekendu spędzanego ze swoją kochanką, James sprawdzał najnowsze notowania giełdy, kiedy spostrzegł informację o swojej śmierci. Zaciekawiony Kier , zaczął czytać komentarze na temat swojej osoby. Internauci piali radością… Od dawna życzyli biznesmenowi śmierci. Nawet, jego przyjaciele są uradowani z pomyłki mediów.
James postanawia zmienić swoje życie i naprawić wszystkie krzywdy jakie wyrządził swoim bliźnim. Mężczyzna nie zdaje sobie nawet sprawy, jakim okropnym był człowiekiem i jak wiele błędów w życiu popełnił…
„Stokrotki w śniegu” można opisać tysiącami pozytywnych słów. Można też użyć jednego, który zawiera w sobie wszystkie inne : N I E S A M O W I T A ! Powieść jest idealna nie tylko na czas przed bożonarodzeniowy. Pozycja jest obowiązkową lekturą na każdą porę roku.. Opowiada o ponadczasowych wartościach, takich jak: przebaczenie, chęć poprawy na lepsze oraz miłość do bliźniego. Język autora jest wyjątkowy i sprawia, że książkę o tak ważnych wartościach czyta się lekko i przyjemnie, acz morał z powieści bez wątpienia w głowie zostaje .. Na dodatek, lekturę i jej przesłanie zrozumie zarówno zbuntowany nastolatek jak i osoba w podeszłym wieku.Dużo akcji, mądre i wciągające dialogi po prostu pochłaniają nas w wir tej niecodziennej przygody. Barwni bohaterowie z wieloma problemami i różnymi historiami, mają tylko jedną wspólną cechę- ich życie zrujnował ten sam brutal..
Na zakończenie napiszę to o czym mogłabym mówić przez wiele godzin: wyjątkowa, napisana pięknym językiem powieść o przebaczeniu jest ponadczasowym strzałem w dziesiątkę ! "Stokrotki w śniegu" są lepszym wydaniem "Opowieści wigilijnej" Dickens'a !
MOJA OCENA :
10/10
Recenzja pochodzi z mojego bloga :
http://ksiazka-na-kazdy-dzien.blogspot.com/
James Kier jest diabłem Salt Like City. Prowadzi dużą firmę budowlaną, a podczas robienia interesów nawet najlepszy przyjaciel jest tylko klientem, którego można oszukać i skrzywdzić.
James Kier nawet poza swoim życiem zawodowym jest bezlitosnym mężczyzną, który kiedy, dowiaduje się o chorobie swojej żony ucieka z domu i postanawia zerwać z nią wszelkie kontakty.
Pewnego...
2014-04-29
"Tydzień to cała epoka. Czasami jeden dzień może zmienić komuś życie - zauważa gorzko. - A co dopiero tydzień."
Życie. Bywa przewrotne, smutne, szalone. Jest ciężkie. Trudne. Obfituje w piekielne wydarzenia. Czasami musimy zaryzykować, skoczyć na głęboką wodę. Życia nie da się porównać z niczym. Bo życie to rozmaite uczucia. Miłość i nienawiść. Smutek i radość. Uprzejmość i wrogość. Życie to kontrasty. Raz na wozie, raz pod wozem. Czy to prawda? Jestem na tym świecie już ponad szesnaście lat i z każdym dniem utwierdzam się w przekonaniu, że to przysłowie jest kłamstwem. Bo niektórzy zawsze są pod wozem.
Majka nie jest szczęśliwą nastolatką. Już nie pamięta kiedy na jej twarzy gościł uśmiech, nie jest w stanie przypomnieć sobie chwili, kiedy nuciła przy sprzątaniu, kiedy wybuchała śmiechem podczas oglądania jakieś durnej komedii. Radość jest przeznaczona dla normalnych. A ani dziewczyna, ani jej rodzina do typowych Kowalskich nie należą. Odkąd zdarzył się straszliwy wypadek rodzina Mai pogrążyła się w rozpaczy, a dziewczyna, na skutek traumy, odizolowała się od reszty rówieśników. Lecz jest coś, a właściwie ktoś, kto ma szansę ją uratować. Na imię mu Alek.
" - Kochasz mnie jeszcze? - pyta. - Wszystko jest jak dawniej?
- Nie - odpowiadam. - Kocham cię sto razy bardziej."
To takie smutne, że jestem wzrokowcem. Zwracam uwagę na okładki. Już nawet przestałam się z tym kryć. A szata graficzna debiutu Agnieszki Olejnik przykuła moją uwagę, potem szybko przeczytałam opis i wiedziałam, że muszę to czytadło mieć. Ale zaraz, zaraz. To jest debiut? Do tego jeszcze rodzima pisarka? No trzymajcie mnie, przecież ta książka jest skazana na porażkę. Pewnie znowu będzie to ckliwa historyjka, w dodatku pełna błędów stylistycznych i irytujących bohaterów. No ale ten opis. Taki przekonywujący. Postanowiłam przeczytać, sięgałam po lekturę z myślą, że będzie to typowy odmóżdżacz. Moniko Gagat - zapamiętaj sobie, drogie dziewczę, mylisz się i to bardzo często. W przypadku tej książki też się pomyliłaś. I to jak. Gdyby Kopernik pomylił się tak jak ty pewnie doszedłby do wniosku, że ziemia jest poza wszechświatem.
Początkowo faktycznie była to przyjemna opowiastka. Ot, ona kocha jego, on kocha ją. Lecz nawet nie zauważyłam, kiedy owa urocza historia przemieniła się w kawał mocnej, wstrząsającej literatury. Literatury, która zmusza do refleksji, która wzbudza kontrowersje. Literatury, która potrafi zainteresować Czytelnika. Literatury, która prezentuje pewne postawy, przedstawia historię nastolatków, która może przytrafić się każdemu. Ten styl. Piękny język, cudowna poetyckość, dobrze zbudowane zdania. Płynność dialogów, ciekawe opisy. Te emocje. Niekontrolowane wybuchy śmiechu, łzy, wycieranie nosa przez prawie całą powieść, obgryzanie paznokci, przecieranie oczu ze zdumienia. I pustka w sercu. I tępota myśli. I kac książkowy.
Polubiłam Maję. Przeżyła wiele. Zasługiwała na miłość. Była taka nieśmiała, urocza, romantyczna, początkowo i cnotliwa. Przede wszystkim milczała. Nie należała do kategorii tych dziewczyn, które paplają dużo, nawet jeżeli nie mają nic ciekawego do powiedzenia. Pokochałam dziewczynę jak siostrę, jak najlepszą przyjaciółkę. A Alek? Alek to zupełnie inna historia. Nie zamierzam o nim pisać. Niech każda z Was, drogie Panie (i Panowie też jeśli tylko chcą), odkryje tę postać samodzielnie. Bo warto. Alka pokochałam, Alek pozostanie w moim sercu na zawsze. Napisałabym, że to ideał, marzenie każdej dziewczyny. Ale chyba tak nie jest. Bo Alek był tylko człowiekiem. Aż człowiekiem. Fenomenalni i prawdziwi bohaterowie, uwierzcie.
Choćbym chciała, a chcę bardzo, nie potrafię lepiej określić tego co czuję. Niektórych książek po prostu nie da się opisać tak pięknie jak na to zasługują. Już nie pamiętam kiedy jakaś książka tak mną wstrząsnęła. Tak zachwyciła. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że "Zabłądziłam" to jedna z lepszych lektur, jakie w życiu czytałam. Każdy powinien ją przeczytać. Pożerając debiut Agnieszki Olejnik będziesz miał szansę odkryć tę historię, zatracić się w niej i przeżywać te wszystkie skrajne emocje. I musisz, po prostu musisz wykorzystać ową szansę.
"Tydzień to cała epoka. Czasami jeden dzień może zmienić komuś życie - zauważa gorzko. - A co dopiero tydzień."
Życie. Bywa przewrotne, smutne, szalone. Jest ciężkie. Trudne. Obfituje w piekielne wydarzenia. Czasami musimy zaryzykować, skoczyć na głęboką wodę. Życia nie da się porównać z niczym. Bo życie to rozmaite uczucia. Miłość i nienawiść. Smutek i radość....
2013-02-06
Każdy kraj ma cechy charakterystyczne. Po zachowaniu rozróżnimy Francuza, Niemca, bądź Hiszpana. Po wyglądzie natomiast możemy zidentyfikować mieszkańców Azji. Widząc Chińczyka, tudzież mieszkańca Japonii bez problemu rozpoznamy ich nację.
Tokio to miejsce, które kojarzy mi się właśnie z nocnym życiem! Mam wrażenie, że mieszkańcy stolicy kraju kwitnącej wiśni nigdy nie śpią i wiecznie są gotowi na zabawę. Co więcej, zarówno Tokio jak i cały kraj jest na dużo wyższym poziome cywilizacyjnym. Wystarczy spojrzeć na nowoczesną architekturę, cuda techniki i mentalność ludzi. Zupełnie inna bajka...
Marcin Bruczkowski wyjechał do Japonii kilka lat temu. Planował zostać na rok, był tam 10 lat. Autor twierdz, że kraj kwitnącej wiśni kocha za... japońskie piwo i łaźnie koedukacyjne! Po powrocie do kraju postanowił opisać swoje przygody i tak oto narodziła się powieść "Bezsenność w Tokio", czyli zbiór zabawnych opowiastek o życiu gajdzina, mentalności Japończyków, kraju kwitnącej wiśni, o... Po prostu o wszystkim!
" Trzęsie.
Otwieram zaspane oczy i odruchowo sięgam po pilota. Pod sufitem lampa kołysze się łagodnie- chyba nie było mocne. Ale słabe trzęsienia bywają preludium do mocniejszych, więc zaczynam wygrzebywać się z pościeli.
Następne."
"Bezsenność w Tokio" należy do gatunku literatury fakty, powieści podróżniczych. Przyznam szczerze, że nigdy nie miałam do czynienie z tym rodzajem książek, więc przed przeczytaniem tejże pozycji kłębiło się we mnie wiele sprzecznych uczuć. Z jednej strony byłam zaintrygowana i pełna dobrych myśli, z drugiej natomiast, bałam się, że powieść będzie dobra, niestety gatunek zupełnie mi nie podpasuje, przez co i książkę przeczytam z wątpliwym zainteresowaniem. Na szczęście tak się nie stało! Już od pierwszych stron świat tak dalekiej krainy wciągnął mnie bez reszty, a ja wprost nie mogłam oderwać się od lektury!
"Bezsenność w Tokio" bez problemu zastąpi nam najlepszy przewodnik! Autor opisuje, kulturalne życie w Tokio, a także umieszcza liczne mapy i dzieli się z nami wartościowymi wskazówkami. Co więcej, w książce znajdziemy wiele zdjęć, dzięki czemu możemy nie tylko wyobrazić sobie, a także zobaczyć życie autora. Zapomniałabym wspomnieć o słowniczku, który znajduje się na końcu publikacji! Widnieje tam spis japońskich słów i zwrotów, jakich autor użył w trakcie pisania powieści. Dzięki słowniczkowi, poznajemy całą masę zwrotów oraz bardziej rozumiemy to, co autor chce nam przekazać.
Podczas lektury nieustannie miałam wrażenie, że jestem w Tokio i towarzyszę Panu Marcinowi w jego wyjątkowej podróży! Czułam, że przyjaciele Bruczkowskiego to również moi kumple, z którymi mogę wyjść do baru i zwierzyć się z męczących mnie problemów.
Akcji tu nie ma, a każdy rozdział jest o czym innym. Jednakże, jest to powieść podróżnicza, więc nie będę się dzisiaj nad tym elementem rozczulać. Wolę przejść do innej sprawy, która zdarza się bardzo rzadko, bynajmniej w książkach, które ja czytuję. A, mianowicie chodzi o... Miłość autora do tematu, który opisuje! Z kartek książki po prostu przebija się uśmiech Bruczkowskiego, na myśl o życiu w Tokio. Wyczuwalna jest także jego miłość i zafascynowanie krajem kwitnącej wiśni! Autor po prostu zaraża nas swoim dobrym humorem oraz przekazuje namiastkę swojej osoby.
Podczas czytania nieustannie wybuchałam gromkimi salwami śmiechu! Nasz podróżnik stworzył nader zabawną powieść, która rozśmieszy nas do łez! Nie mogłabym nie napisać o tym jak wielu informacji dowiedziałam się po tej lekturze! przed przeczytaniem tej publikacji moja wiedza o Japonii i Tokio była bliska, momentami równa zero. Teraz, mogę z dumą stwierdzić, że o kraju kwitnącej wiśni i jego stolicy wiem dużo, a nawet bardzo!
Podsumowując, "Bezsenność w Tokio" to niesamowita książka podróżnicza, która na długo zostanie w mojej pamięci. Po jej przeczytaniu do listy marzeń mogę dopisać kolejną zachciankę. Odwiedzić Tokio i zwiedzić wszystkie miejsce, które opisuje autor oraz odkryć coś nowego!
MOJA OCENA:
9/10 lub 6/6
"Japonia macha mi wesoło ręką, po czym wzywa następnego przyjaciela"
Każdy kraj ma cechy charakterystyczne. Po zachowaniu rozróżnimy Francuza, Niemca, bądź Hiszpana. Po wyglądzie natomiast możemy zidentyfikować mieszkańców Azji. Widząc Chińczyka, tudzież mieszkańca Japonii bez problemu rozpoznamy ich nację.
Tokio to miejsce, które kojarzy mi się właśnie z nocnym życiem! Mam wrażenie, że mieszkańcy stolicy kraju kwitnącej wiśni nigdy nie śpią...
2013-01-18
Obróć głowę w stronę okna i zobacz okalający Cię świat. Jest zima, więc widzisz wszędzie dookoła śnieg, budynki; samochody i drzewa, które oprószone są białym puchem. Za kilkanaście tygodni przyjdzie wiosna i będzie jeszcze piękniej. Trawa będzie zielona, słoneczko będzie otulać nas swoimi promieniami, a wszędzie będą rosły kolorowe kwiaty...
A, teraz wyobraź sobie, że to wszystko zniknęło. Na Ziemi panuje susza, a lasy zamieniają się w pustynie. Rośliny nie rosną, zwierzęta wymierają, a ludzki gatunek jest bliski śmierci.Nie ma innego wyjścia. Trzeba dobrać odpowiednią załogę i wyruszyć w kosmos, w celu znalezienia Nowej Ziemi...
Empireum to ogromny statek. Wraz z Nowym Horyzontem pragną zasiedlić nową planetę i stworzyć wszystko od początku.
Waverly urodziła się na Empireum i zna tylko statek kosmiczny. Tak samo jak Kieran- przyjaciel dziewczyny i tysiąc innych dzieci. Mimo wszystko, czują się szczęśliwi, gdyż wiedzą, że tworzą wspólnotę i nawzajem darzą się uczuciem.
Plany szczęśliwego życia krzyżuje jednak, Nowy Horyzont który atakuje bliźniaczy statek. Dorośli zostali po wystrzeliwani chłopcy zostawieni sami sobie, a dziewczynki zabrane...
Rozpoczyna się walka o przetrwanie, własne prawa i wolność...
Czytając opis "Blasku" nie sposób nie przypomnieć sobie o książce "W otchłani", której co prawda jeszcze nie pochłonęłam, jednakże wiem doskonale, o czym opowiada. Toteż obawiałam się, że powieść ta będzie kopią bestsellera dla młodzieży! Moje obawy okazały się jednak niesłuszne! "Blask" jest zupełnie inny, porusza inne sprawy, a autorka posługuje się zupełnie innym stylem!
Akcja rozwija się naprawdę szybko, jednakże ani razu się nie zgubiłam. Pani Ryan w swojej książce wszystko doskonale wyjaśniła i nie dała nam powodu do narzekań i niedomówień. "Blask" podzielony jest na 5 części+ epilog, dzięki czemu poznajemy zarówno losy dziewczynek na Nowym Horyzoncie jak i chłopców którzy przebywali na Empireum. Uważam, iż jest to bardzo duży plus, gdyż mieszając miejsca autorka nie pozwala nam ja nudę i rutynę w toczącej się akcji.
Dystopijny świat jest skonstruowany wprost fenomenalnie. Jest on oryginalny i jak to przystało na porządną anty- utopię brutalny i pełen smutku i krzywd, aczkolwiek nie raz i nie dwa, zwłaszcza przed atakiem, zdarzały się w życiu podróżników szczęśliwe momenty.
Bohaterowie są wspaniali. Jednio odważni inni mniej charakteryzują się dużą różnorodnością. Główni bohaterowie- Waverly i Kieran to odważni nastolatkowie, którzy zyskali moją sympatię. Najbardziej polubiłam nastolatkę, jednakże Kieran również zasługuje na uwagę.
Powieść w pewien sposób mnie wzruszyła. I o ile los chłopców jakoś mnie nie interesował, to porwane dziewczęta darzyłam wielką sympatią, zrozumieniem i współczucie. Te młode kobiety, oczywiście pokazywały tęsknotę za najbliższymi, jednakże swoją postawą pokazywały odwagę i miłość do Empireum- taki dystopijny patriotyzm.
Reasumując w "Blasku" nie znalazłam wad. Jest to lektura utrzymana na bardzo wysokim poziomie. Książka spodoba się każdemu, dlatego też polecam ją po prostu wszystkim. Naprawdę warto zapoznać się z tą powieścią. A, kiedy już poddacie się urokowi "Blasku" razem ze mną będziecie czekać z niecierpliwością na kolejny tom! Jeszcze raz polecam!
MOJA OCENA:
9,5/10
Obróć głowę w stronę okna i zobacz okalający Cię świat. Jest zima, więc widzisz wszędzie dookoła śnieg, budynki; samochody i drzewa, które oprószone są białym puchem. Za kilkanaście tygodni przyjdzie wiosna i będzie jeszcze piękniej. Trawa będzie zielona, słoneczko będzie otulać nas swoimi promieniami, a wszędzie będą rosły kolorowe kwiaty...
A, teraz wyobraź sobie, że to...
I w jednym momencie świat, który znałeś i kochałeś zamienia się w piekło... Emily Walker praktycznie nie pamięta swojego dzieciństwa. I trudno jej się dziwić, gdyż nowe życie dziewczyny to wegetacja- siedzenie w zgniłym schronie i rozmyślanie o niebieskich migdałach. A, co jest tego przyczyną? Asteroida, która 10 lat temu wpadła do oceanu i zrównała cały świat z ziemią. Przeżyli tylko Ci, którzy znaleźli miejsce w schronie. Emily i jej matka zawdzięczają przeżycie tylko i wyłącznie idiotycznej pasji dziadka, który to na stare lata wybudował schron...
Nastolatka ma już dość tego bytowania i pewnego dnia postanawia wyjść na powierzchnię. Stawką jest życie- jeżeli nie będzie tlenu matka i córka zginą. A, jednak ryzykują. Jeden krok, następny. Czują promienie słońca na twarzy, wychodzą na dwór i... wiatr muska delikatnie ich ciała , biorą oddech i wreszcie mają w swoich nozdrzach świeże powietrze pełne życiodajnego tlenu!
Obie panie przechodzą do domu dziadka, a po kilku dniach Emily rusza do najbliższego miasteczka. Nie przeszła nawet połowy trasy, kiedy, na środku pustkowia słyszy nasilający się dźwięk. Dziewczyna jest pewna, że to huk opon i nie myli się... Zza zakrętu wyjeżdża samochód, w którym siedzi najprzystojniejszy, a wręcz nieziemski ( i to prawda!) chłopak...
"Teraz już wiedziałam na pewno,że jestem w domu, i że właśnie tu jest moje miejsce. Bo dom jest zawsze tam, gdzie ludzie, których kochamy."
Nie przepadam za polskimi autorami, zwłaszcza za tymi, którzy próbują pisać książki z gatunku paranormal romance. Tak było do tej pory. Dla mnie paranormal romance równa się amerykański pisarz. Tę moją czytelniczą harmonię zakłóciła Pola Pane wraz ze swoją książką "Arisjański fiolet". Czy już wiesz, Czytelniku, co za chwilę przeczytasz? Zapamiętajcie: 17.03.2013, godzina 19:10... Właśnie powstaje najbardziej pozytywna recenzja,jaką świat widział!
W debiucie tej polskiej pisarki wszystko jest na tip-top! Każdy element dopięty jest na ostatni guzik, a całokształt zadowoli nawet najbardziej wymagającego czytelnika! Ja jestem tą powieścią zachwycona, a losy Emily i Korina ciągle nie dają mi spokoju. Naprawdę nie mam pojęcia, czy tymi 32 literami, jakie zawiera polski alfabet uda mi się wyrazić wspaniałość tej książki. Cóż, spróbuję...
Rzeczą niezwykle trudną jest stworzenie książki, która ma wartką akcję, wspaniałych bohaterów,a na dodatek płynie z niej nieokiełznana życiowa mądrość! Poli Pane się to udało, więc automatycznie wpisała się na moją listę ulubionych pisarek.
Zacznę od klimatu całej historii. Opowieść o kosmitach, miłości, a przede wszystkim o tej zagubionej dziewczynie jest cudowna. Akcja rozwija się szybko, jednak najwspanialsze były te momenty zaskoczenia na końcu rozdziału, przez które byłam, wręcz, zmuszona kontynuować czytanie.
Nie mam pojęcia dlaczego, ale bohaterowie wywarli na mnie ogromne wrażenie. Nie byli oni wyidealizowani, zwłaszcza Emily, przez co bez problemu się z nią utożsamiłam. Każda persona nie miała żadnej maski wzoru, dobroci, czy coś w tym stylu. Mimo, że część bohaterów, nie pochodziła z tej planety, praktycznie każda persona była niezwykle... ludzka (?). Widać było emocjonalność i przeogromne metamorfozy. Jednym słowem: postacie nie były kreaturami, które w realnym świecie nie miałyby racji bytu, a normalnymi ludźmi, którymi 'targają' normalne emocje.
Podczas lektury, niejednokrotnie uroniłam łezkę, czy zaśmiałam się głośno. Czułam, i nadal czuję się, związana z Emily i Korinem i wiem, że w najbliższym czasie na pewno będą oni zaprzątać moje myśli.
Do książki dołączona jest płyta z piosenkami Emily, które wykonuje zespół Rayne. Co, prawda w trakcie lektury nie słuchałam tej muzyki, jednakże zaraz po przeczytaniu włożyłam krążek do odtwarzacza i ... oniemiałam! Sceny z książki zaczęły przelatywać przez moją głowę niczym film w przyspieszonym tempie. I poczułam żal i tęsknotę, gdyż z pewnością jeszcze nie raz sięgnę po tę książkę, ale to już nie będzie to samo. To nie będzie już ta wspaniała przygoda, jaką przeżyłam za pierwszym razem.
Aj! Troszkę się rozpisałam. Mam nadzieję, że ta nieogarnięta recenzja zachęci Was do przeczytania książki. Naprawdę warto!
MOJA OCENA:
10/10
"Piękno człowieka to nie tylko odbicie w lustrze. Ważniejsze jest wnętrze."
I w jednym momencie świat, który znałeś i kochałeś zamienia się w piekło... Emily Walker praktycznie nie pamięta swojego dzieciństwa. I trudno jej się dziwić, gdyż nowe życie dziewczyny to wegetacja- siedzenie w zgniłym schronie i rozmyślanie o niebieskich migdałach. A, co jest tego przyczyną? Asteroida, która 10 lat temu wpadła do oceanu i zrównała cały świat z ziemią....
więcej Pokaż mimo to