-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński38
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant6
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant978
Biblioteczka
2018-08-06
2018-08-02
2018-07-30
2018-07-27
2018-07-20
2018-07-14
2018-07-12
2018-07-09
2018-06-27
2018-04-22
2018-01-22
2017-07-18
Cześć!
Witam w kolejnym poście! Dzisiaj nietypowo, ponieważ notka była wczoraj, a ta powinna ukazać się w piątek. Sprawcą całego zamieszania jest nowa książka Remigiusza Mroza - "Czarna Madonna". Zapraszam na przedpremierową recenzję!
Boeing 747 irlandzkich linii lotniczych miał wylądować w Tel Awiwie o trzeciej w nocy. Nigdy nie dotarł na miejsce, a kontakt z maszyną utracono gdzieś nad Morzem Śródziemnym. Na pokładzie znajdowało się 520 osób, w tym narzeczona Filipa, która miała odbyć pielgrzymkę do Bazyliki Grobu Świętego.
Przez pierwsze godziny Filip wierzy, że samolot się odnajdzie. Nic nie wskazuje na zamach, straż przybrzeżna nie odnajduje wraku, a co jakiś czas do kontroli lotów dociera sygnał z transpondera.
Co stało się z boeingiem? Jaki związek ma jego zniknięcie z podobnymi zdarzeniami?
I jakie znaczenie ma obraz Matki Bożej, nazywany Czarną Madonną?
Pierwsze odpowiedzi każą Filipowi sądzić, że niewiedza naprawdę jest błogosławieństwem.
Kolejna książka Remigiusza Mroza zawitała na moim blogu! No cóż, miałem najpierw w planach skończyć serię z Chyłką, ale na fanpage'u autora zaczęły pojawiać się dziwne znaki dotyczące premiery czegoś nowego, czegoś tajemniczego... Z niecierpliwością czekałem na premierę i możliwość zamówienia w przedsprzedaży nowego cudeńka od tego autora. Po wykonaniu preorderu książka przyszła do mnie już w piątek, choć premiera jest dopiero jutro. No cóż, pierwszy raz spotkałem się z czymś takim, aczkolwiek bardzo się ucieszyłem, że nie czekałem na zakup stacjonarny. Spędziłem z "Czarną Madonną" wspaniały weekend i początek nowego tygodnia. Okładka ogromnie rzuca się w oczy i jest dość kontrowersyjna. Nie zmienia to faktu, że bardzo mi się podoba i jest jedną z lepszych Mroza (obecnie mój faworyt to minimalistyczny "Behawiorysta").
Parafrazując posłowie: Zaczynając czytać tę książkę, nie miałem pojęcia, jak głęboki niepokój we mnie wywoła. Jak wiele strun w duszy zadrga mi niepokojąco, grając ponury, smutny nokturn. Opis jak i okładka wskazywały, że mamy do czynienia z czymś nowym, świeżym w dziełach tego autora, jednak nie spodziewałem się, że aż tak bardzo. Sam opis bardzo zachęca, chociaż nawet w ciemno zamówiłbym tę pozycję (sprawa okładki - Dark Crayon znów świetnie się spisał). Myślałem, że akcja będzie się działa wyłącznie wokół zaginionego Boeinga, aczkolwiek Remigiusz Mróz jak zwykle zaskakuje i z rozdziału na rozdział robi się coraz bardziej niepokojąco, a co z tym idzie ciekawie.
Styl pisania autora zdecydowanie odbiega od tego co dostaliśmy w innych książkach. Zarówno w seriach jak i książkach jednotomowych pisarz ma swój własny sposób tworzenia bohaterów, tworzenia akcji i jest wiele zabawnych akcentów. W tym przypadku było kompletnie inaczej. Tym razem autor wprowadził narrację pierwszoosobową, której ostatnio jest bardzo dużo. Lubię ją, bo wtedy lepiej możemy poznać autora i jego sposób myślenia oraz działania, lecz jest dobra, jedynie, gdy jest właściwie napisana, jak w tym przypadku. Remigiusz Mróz rzucił się na głęboką wodę, chcąc napisać horror, a na jeszcze głębszą, gdy ogromną rolę odgrywa religia. Wiele czytelników może być oburzonych chociażby okładką, a jeszcze bardziej tym, jak ogromną rolę odgrywają wydarzenia religijne, jednak należy pamiętać, iż jest to na potrzeby książki, która wypada pod tym względem wspaniale. Jednak właśnie przy tego typu wątkach czuję o wiele większy strach, niż w przypadku zwykłych potworów. Chyba każdego horrory religijne straszą o wiele bardziej. Podczas czytania "Czarnej Madonny" towarzyszył mi niemały niepokój... i o to chodziło! Wydarzenia rozgrywające się na kartach powieści straszyły, ale także zachęcały do dalszego czytania. To wszystko mnie przerażało, ale zarazem interesowało. Długo czekałem na książkę z tego gatunku, po której będę się bał w nocy, ale która będzie napisana dobrze. To właśnie "Czarna Madonna"!
Bohaterów poznajemy w trudnej sytuacji, ponieważ ważna dla nich obu osoba zaginęła w katastrofie lotniczej, a raczej w zniknięciu samolotu w przestworzach. Kinga i Filip wydawali mi się być inni, niż w innych książkach Mroza. Przez to, że akcja była opisywana przez narrację pierwszoosobową dobrze poznaliśmy jedynie głównego bohatera, a nie resztę. Oprócz tego zabrakło im komizmu, który towarzyszy wszystkim postaciom wykreowanym przez Mroza, jednak rozumiem ten zabieg. Ta książka miała siać niepokój i strach. Nie rozumiem jedynie postaci Istniejącego. Ten mężczyzna ogromnie mnie zainteresował, szkoda, że było go tak mało. Odkąd wyszedł z samolotu wiedziałem, że będzie jednym z lepszych punktów książki. No cóż, nie rozumiem kim on jest, skąd się wziął ani nic z rzeczy z nim związanych, jednak jest bardzo intrygujący.
Podsumowując "Czarna Madonna" jest jednym z tych horrorów, które mają genialną fabułę i potrafią straszyć. W posłowiu autor wspominał o dwóch ważnych rzeczach. Uwielbiam Stephena Kinga, a ja uważam, że jest to książka na jego poziomie, a nawet wyższym! Poza tym nigdy więcej nie napisze takiej książki. No cóż, apeluję teraz do pana Remigiusza, aby jednak przemyślał tę decyzję, bo naprawdę świetnie mu to wychodzi. Czekam na więcej!
★★★★★
Vigilite itaque, quia nescitis diem neque horam.
Remigiusz Mróz - "Czarna Madonna"
Cześć!
Witam w kolejnym poście! Dzisiaj nietypowo, ponieważ notka była wczoraj, a ta powinna ukazać się w piątek. Sprawcą całego zamieszania jest nowa książka Remigiusza Mroza - "Czarna Madonna". Zapraszam na przedpremierową recenzję!
Boeing 747 irlandzkich linii lotniczych miał wylądować w Tel Awiwie o trzeciej w nocy. Nigdy nie dotarł na miejsce, a kontakt z maszyną...
2017-07-04
Cześć! Witam w kolejnym poście! Dzisiaj porozmawiamy trochę o niezwykłej nowości od wydawnictwa Jaguar. Zapraszam!
Wielowątkowa opowieść o miłości, nieszczęściu, uśmiechach fortuny i zbawieniu. Znakomity debiut autorki, rozgrywający się na dalekich i wciąż dzikich rubieżach Alaski – najdalszego stanu Ameryki. Osadzona w egzotycznych realiach, głęboko poruszająca i autentyczna historia życia czwórki ludzi, mistrzowsko opisana przez pochodzącą z Alaski Bonnie-Sue Hitchcock, jedną z najbardziej obiecujących współczesnych pisarek. Tej książki nie da się zapomnieć.
O książce dowiedziałem się z jednego z blogów książkowych, który regularnie czytuję. Bardzo zainteresował mnie opis książki, a recenzja tym bardziej mnie zachęciła do lektury, więc już od dłuższego czasu planowałem kupno tej książki. Przy najbliższym zamówieniu książkowym po prostu dodałem ją do koszyka i po kilku dniach przyszła, zachwycająca.
Najbardziej zaciekawiła mnie okładka oraz tytuł, iście poetycki. Moja książkowa intuicja mnie nie zawiodła, bo dostałem to, czego się spodziewałem, ale powracając do tematu. "Zapach domów innych ludzi" - z czym Wam się to kojarzy? Mnie z ciekawą historią, nie do końca dobrą, interesującej osoby, a tak właśnie było. Dodatkowo okładka jest jedną z ładniejszych jakie sam posiadam. Ona także buduje klimat mroźnej Alaski. Samotny dom, śnieżne zaspy i to gwieździste niebo... Mógłbym się nad tym rozwodzić jeszcze bardzo długo, ale jest naprawdę piękna. Według mnie sam tytuł jak i okładka bardzo zachęcają czytelnika do sięgnięcia po tę lekturę!
Fabuła jest historią z życia kilku bohaterów, którzy są w zbliżonym wieku. Można uznać, że każda z nich jest odrębna, lecz w pewnym momencie wszystkie łączą się w całość. Bardzo polubiłem mieszkańców Alaski, choć nie spodziewałem się tego, że autorka osadzi swoją opowieść w latach siedemdziesiątych, lecz bardzo mi się to spodobało. Wracając do bohaterów - oni wszyscy byli tacy ludzcy, nie tacy jak w dzisiejszych książkach młodzieżowych. Brakowało popularnych dzieciaków, którzy gnębią tych biedniejszych. Postacie byli normalnymi nastolatkami, lecz dobrymi dla siebie nawzajem. Nie potrafię tego precyzyjnie określić, lecz bardzo ich wszystkich polubiłem za to, że nie stawali do siebie wilkiem, a wspierali. Piękne dziewczyny wolne dnie spędzają na pomocy przy połowach, a chłopcy także nie próżnują. Wszyscy pomagają rodzinie, bo wiedzą co jest ważne, lecz sami często rezygnują ze swoich marzeń. Najbardziej ze wszystkich polubiłem Ruth i Hanka, najprzyjemniej czytało mi się historię dziewczyny wysłanej do zakonu, lecz inne także były interesujące i miały swoją magię.
Hitchcock świetnie wykreowała świat. Jak dla mnie idealnie i plastycznie opisywała wszystkie wydarzenia, ale też realia panujące w tamtych czasach w tamtym miejscu. Sam poczułem, że razem z postaciami przemierzam mroźną Alaskę. Wielkie wrażenie zrobiły na mnie właśnie te opisy, właśnie dzięki nimi sami mogliśmy poczuć tytułowy zapach domów innych ludzi. Autorka przeniosła nas do refleksyjnej krainy, gdzie życie opiera się na prostych a zarówno surowych zasadach. Głowni bohaterowie musieli się wielu rzeczy wyrzec, by żyć w taki sposób jak ich przodkowie. Jest to doprawdy wzruszająca historia mająca swoją magię.
Podsumowując "Zapach domów innych ludzi" jest przepiękną opowieścią, lecz według mnie lepszą na jesienne okresy, gdzie mamy więcej czasu na refleksje i przemyślenia. Autorka zauroczyła mnie historiami bohaterów, ale także plastycznymi opisami Alaski z lat 70. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie będę mógł przeczytać jeszcze jakąś książkę tej wspaniałej kobiety. I właśnie dla tej historii daję jedną gwiazdkę więcej w skali.
★★★★★★
Niektórzy ludzie z pozoru wydają się zupełnie nieszkodliwi, a w rzeczywistości tylko czekają, by wybuchnąć, i jeśli człowiek zanadto się do kogoś takiego zbliży, może się boleśnie sparzyć.
Bonnie-Sue Hitchcock - "Zapach domów innych ludzi"
Cześć! Witam w kolejnym poście! Dzisiaj porozmawiamy trochę o niezwykłej nowości od wydawnictwa Jaguar. Zapraszam!
Wielowątkowa opowieść o miłości, nieszczęściu, uśmiechach fortuny i zbawieniu. Znakomity debiut autorki, rozgrywający się na dalekich i wciąż dzikich rubieżach Alaski – najdalszego stanu Ameryki. Osadzona w egzotycznych realiach, głęboko poruszająca i...
2017-05-10
Cześć!
Dzisiaj bierzemy na tapetę "Trawers" Remigiusza Mroza. Mam nadzieję, że się Wam spodoba. :)
Finał bestsellerowej trylogii z komisarzem Forstem autorstwa Remigiusza Mroza, najgorętszego nazwiska polskiego kryminału
Wszystkie pożary zgasły. Zostały tylko zgliszcza.
Grupa uchodźców miała zostać w Kościelisku tylko przez trzy dni. Wójt zakwaterował ich w sali gimnastycznej, czekając, aż rząd znajdzie dla nich stałe miejsce pobytu.
Wszystko zmieniło się, gdy przypadkowy turysta został odnaleziony martwy na szlaku prowadzącym na Czerwone Wierchy.
Odcięto mu opuszki palców, wybito wszystkie zęby, a w ustach umieszczono syryjską monetę. Czy Bestia z Giewontu powróciła? A może to któryś z uchodźców jest winny? Rozpoczyna się nagonka medialna, a wraz z nią śledztwo prowadzone przez Dominikę Wadryś-Hansen.
Tymczasem Wiktor Forst wsiąka coraz bardziej w więzienny świat, zupełnie nieświadomy tego, że na wolności jest ktoś, kto liczy na jego ratunek…
Kiedy czytałem pierwszy raz "Trawers" ubiegłego roku myślałem, że będzie to ostatnia część tej serii, jednak 10 maja wychodzi nowość, "Deniwelacja", czyli kolejny tom. No cóż, nadal nie mogę się otrząsnąć z tego co wydarzyło się w "Przewieszeniu", a co dopiero w "Trawersie". Jeżeli chodzi o opis podoba mi się, że Remigiusz Mróz pomyślał o teraźniejszej sytuacji w Europie i wprowadził wątek z uchodźcami, który był jednym z ciekawszych. Mróz ciekawie wplótł go w całość akcji, przez co wydarzenia się łączyły. Wtedy nie wiedziałem już, które morderstwa były popełnione przez Bestię, a które przez uchodźców. Okładka niezbyt współgra kolorystycznie w poprzednimi tomami, jednak oprócz koloru wszystko jest w tym samym stylu. Jaskrawożółty niezbyt pasuje do szarego oraz czerwonego, prawda?
Jak w poprzednich przypadkach cała książka pisana jest z perspektyw kilku postaci. Zacznę od tej Forsta, spoilerem nie będzie, że siedzi on w więzieniu. Na początku myślałem, że ta sytuacja będzie dość nudnawa, lecz się myliłem. Ciekawe jest, ile rzeczy mógł on zrobić, będąc uziemionym. Druga perspektywa to Osica oraz Dominika Wadryś-Hansen. W tym tomie bardziej przypadły mi do gustu rozdziały pisane jej oczami, niż w poprzednim. Ostatnie dwa są według mnie najciekawsze. Iwo Eliasz, szkoda, że było tego tak mało, ponieważ jego perspektywa jest moją ulubioną. Jak już wspominałem w poprzedniej recenzji bardzo lubię czytać opisy pisane oczami psychopaty jakim była Bestia. Możemy wtedy "wejść do umysłu" tego człowieka, poznać jakie targają nic emocje i dlaczego robi to co robi. Takie rozwiązanie w kryminałach jest zdecydowanie na plus.
Tym razem nie pojawiają się żadne nowe twarze, mamy cały czas starych bohaterów. Jak wcześniej napisałem polubiłem Dominikę Wadryś-Hansen. Pani prokurator z poprzedniego tomu nie przypadła mi do gustu, być może z powodu współpracy z Gercem, by przede wszystkim wsadzić Forsta do więzienia. Nie mam jej tego za złe, w końcu jest to jej praca, ale myślę, że wtedy uległa presji Aleksandra, który się na niego uwziął. Bardzo się cieszę, że w tym tomie nie było go tak dużo, nie przyćmił postaci Dominiki, która w tym tomie wydaje się być dobrze wykreowaną postacią. Osica także przeszedł niemałą zmianę. W "Trawersie" również polubiłem go bardziej niż w poprzednich tomach. Duet w sprawie z uchodźcami był dość interesujący, z powodu różnicy poglądów jak i charakterów bohaterów. W niektórych przypadkach dialogi Osica x Dominika były bardzo śmieszne, niezdarny policjant i dystyngowana pani prokurator do dość intrygujące połączenie, ale zdecydowanie na plus. Największą zmianę przeżył Wiktor Forst, z nim miałem taki problem, że jego nie polubiłem, a wręcz przeciwnie. Komisarz bardzo mnie irytował. "Trawers" był głównie też o problemach byłego policjanta oraz o jego zmianie w więzieniu, ale to było na mały minus. Wcielenie Wiktora uzależnionego od narkotyków nie pasuje mi do tej postaci. Byłem przyzwyczajony do introwertycznego, sarkastycznego człowieka. No cóż, bohaterowie to i tak świetna część całej serii, więc zmiana Forsta nie daje skazy całej serii.
"Trawers" jest dobrą książką, lecz odbiega od poprzednich tomów. Brakuje mu klimatu, który towarzyszył "Ekspozycji" i "Przewieszeniu". Akcja jest świetna, gna i nie ma przerwy, by zastanowić się o co chodzi, co bardzo lubię. Jednak po zakończeniu spodziewałem się czegoś więcej. Liczyłem na większy rozwój niektórych wątków np. Lokatorki i rozwiązaniu większej ilości spraw związanych z Bestią. Mam nadzieję, że kolejne spotkanie z Wiktorem Forstem wypadnie lepiej. :)
★★★★✩
Większość osób nie poruszały suche liczby, empatia ludzka znacznie lepiej sprawdzała się, kiedy obcowało się z tragedią jednego, konkretnego człowieka. W przypadku Forsta było jednak odwrotnie. Przez lata służby w wydziale zabójstw naoglądał się śmierci z bliska, oswoił się z nią. Zawodowa konieczność sprawiła, że odcinał się od osobistych tragedii. Natomiast liczby robiły na nim wrażenie.
Cześć!
Dzisiaj bierzemy na tapetę "Trawers" Remigiusza Mroza. Mam nadzieję, że się Wam spodoba. :)
Finał bestsellerowej trylogii z komisarzem Forstem autorstwa Remigiusza Mroza, najgorętszego nazwiska polskiego kryminału
Wszystkie pożary zgasły. Zostały tylko zgliszcza.
Grupa uchodźców miała zostać w Kościelisku tylko przez trzy dni. Wójt zakwaterował ich w sali...
2017-05-14
Cześć!
Witam w kolejnym poście! Nie jesteście jeszcze zmęczeni Remigiuszem Mrozem na moim blogu? Mam nadzieję, że nie, a jeśli tak to mam dla was dobrą wiadomość, bo to najnowszy tom serii z Komisarzem Forstem, a na kolejny będziemy musieli troszkę poczekać. Zapraszam!
Gdzie jest Wiktor Forst?
To pytanie zadają sobie zakopiańscy śledczy, gdy topniejący w Tatrach śnieg odsłania makabryczny widok na zboczach Giewontu. Odnalezione zostają zwłoki grupy kobiet, których za życia nic ze sobą nie łączyło.
Żadna wycieczka nie zaginęła zimą na szlakach, a wszystkie ofiary wypadków w górach zostały odnalezione. W dodatku na ciałach nie ma żadnych śladów świadczących o tym, by doszło do zabójstw. Kiedy w Zakopanem znikają jednak kolejne kobiety, nie ma wątpliwości, że na Podhalu pojawił się seryjny zabójca.
Policja odkrywa ślad prowadzący do Wiktora Forsta. Problem polega na tym, że nikt nie wie, gdzie od roku przebywa były komisarz…
Kiedy kilka miesięcy temu Remigiusz Mróz podał do informacji publicznej wiadomość, że wyjdzie kolejna część serii z Komisarzem Forstem bardzo się ucieszyłem. Jest to mój ulubiony autor, a ta seria to także według mnie najlepsza (może dlatego, że nie czytałem jeszcze innych?). Książkę zamówiłem w przedsprzedaży razem z trzema poprzednimi, wtedy wypożyczyłem je z biblioteki, i tak naprawdę sam nie wiedziałem o czym będzie ta książka. Nie przeczytałem nawet opisu, żeby mieć niespodziankę. To co jest z tyłu przeczytałem dopiero po lekturze książki. Postanowiłem odświeżyć sobie poprzednie tomy, które czytałem w tamtym roku. Mam nadzieję, że książki Mroza na moim blogu się jeszcze nie znudziły i może tymi ciągłymi recenzjami jedna po drugiej przekonałem kilka osób do sięgnięcia po tę wspaniałą serię, ale przejdźmy już do recenzji.
W poprzedniej recenzji napisałem, że "Trawers" nieco różni się od "Przewieszenia" oraz "Ekspozycji". "Deniwelacja" różni się jeszcze bardziej od wszystkich trzech tomów! W czwartej części brakuje mi klimatu, który towarzyszył wcześniej wspomnianym książkom. Nie mamy tu tych typowych morderstw w górach, lecz coś zupełnie innego. Według mnie wyszło to na dobre, autor zawarł te wszystkie rzeczy wcześniej i nie widział potrzeby do tego wracać. Gdyby tak było, pewnie nie dostalibyśmy tak dobrej książki, bo myślę, że męczyłby się z pisaniem tego czego nie chce. Poza tym w posłowiu wspomniał o kolejnym tomie, więc ta cała zmiana atmosfery w książce wyszła jak najbardziej dobrze. Oczywiście mamy tu (prawie) ten sam ośrodek całej akcji oraz bohaterów, jednak styl odrobinę kojarzył mi się z "Behawiorystą". Jak już o nim mowa bardzo mi się spodobała wzmianka o Kompozytorze właśnie z tej książki jak i o programie "Zygzakiem do celu" z "Wotum nieufności". W poprzednim tomie była Chyłka z jeszcze innej serii Mroza. Interesujący zabieg łączenia wszystkich światów w jednym, bardzo doceniam takie niuanse.
"Deniwelacja" różni się od poprzednich tomów również rozwojem oraz tempem akcji. Trochę było mi za tym tęskno, bo wcześniej wydarzenia gnały na łeb na szyję. Nie było przerw na oddech, bo co chwilę coś się działo. W tym tomie Mróz postawił na jakość. Takich sytuacji nie było wiele jak wcześniej, lecz wszystkie były świetnie opisane i rozwinięte w maksymalnym stopniu. Niektórych mogłoby to nudzić, lecz mnie podobało się to, że wszystko można było zrozumieć, bez zbytniego trudu, bo wszystko było podane na tacy. Wydarzenia z pierwszej części książki trochę wiały nudą, ale tak zawsze jest na początku, w części drugiej oraz trzeciej było wiele ciekawiej.
Bohaterowie również przebyli radykalną zmianę, jednak nie wszyscy na lepsze. Zacznę od Dominiki Wadryś-Hansen, z którą moje pierwsze spotkanie wypadło nie najlepiej. W "Deniwelacji" oraz "Trawersie" bardzo polubiłem krakowską panią prokurator. W "Przewieszeniu" uważałem ją za nudną, nieprzyjazną osobę, lecz bardzo się zmieniła. Być może z powodu wyjścia z nieszczęśliwego związku? Może przez Osicę? Jeśli chodzi o Osicę to dalej pozostaje taki sam. Zabawny, dość wybuchowy, ale przypomina mi stereotypowych stróżów prawa z dawnych lat. Ciąg dalszy zmiany z poprzedniej części przebywa Wiktor Forst, niestety nie jest ona pozytywna. W pierwszych częściach był charyzmatycznym, sarkastycznym człowiekiem, jednak więzienie całkiem go zmieniło. Nie pałam do niego szczególną sympatią, ponieważ wcielenie Wiktora narkomana nie przypadło mi do gustu już w "Trawersie". Jednak myślę, że zmiana Forsta miała na celu pokazanie, jak może zmienić człowieka tragedia w jego życiu, a komisarz nadal opłakuje Olgę Szrebską (tak jak ja). W tym tomie zabrakło mi rozwiązania paru spraw. Kiedy jeszcze nie dotarłem do końca zastanawiałem się, czy zostanie rozwiązana sprawa dziennikarki, ponieważ była to moja ulubiona postać i sam chciałbym się dowiedzieć co się z nią stało. Bardzo intrygujący wątek to także Lokatorka w domu Bestii z Giewontu. Szkoda, że Mróz nie rozwinął jej historii, bo była to dość interesująca postać.
W mojej ocenie powieść wypada bardzo dobrze. Różni się od poprzednich części, to prawda, ale nadal pozostaje wspaniałą częścią świetnej serii. Jeżeli ktoś z Was waha się z kupnem tej powieści niech się już nie zastanawia, bo naprawdę warto!
★★★★★
Rzekomo nie ma zbrodni doskonałej. Bzdura. Wszak gdyby do niej doszło, nikt nigdy by się o niej nie dowiedział.
Remigiusz Mróz - "Deniwelacja"
Cześć!
Witam w kolejnym poście! Nie jesteście jeszcze zmęczeni Remigiuszem Mrozem na moim blogu? Mam nadzieję, że nie, a jeśli tak to mam dla was dobrą wiadomość, bo to najnowszy tom serii z Komisarzem Forstem, a na kolejny będziemy musieli troszkę poczekać. Zapraszam!
Gdzie jest Wiktor Forst?
To pytanie zadają sobie zakopiańscy śledczy, gdy topniejący w Tatrach śnieg...
2017-05-03
Cześć! Witam w kolejnym poście, dziś odpoczniemy od książek Remigiusza Mroza, bo ostatnio pojawiło się ich sporo, a zapraszam na post, który otwiera nowy cykl na moim blogu czyli "Kilka słów o klasykach". W życiu czytelnika nastaje taki czas, kiedy chce sięgnąć po te starsze, przez wiele lat doceniane książki. W moim życiu z literaturą klasyczną spotykałem się jedynie, kiedy miałem do przeczytania lekturę szkolną, lecz ostatnio postanowiłem poszerzyć trochę horyzonty i przeczytać kilka powieści klasycznych. Wybrałem takie, które wydały mi się najciekawsze i podobne do literatury jaką czytuję. Mam nadzieję, że te nowe posty się Wam spodobają, koniecznie napiszcie co sami myślicie o tym jak i o klasykach. Zapraszam na post! :)
(Uprzedzam, że recenzja może być chaotyczna, pełna powtórzeń i dziwnych sformułować, ale tak mi się spodobała, że aż sam nie wiem co mogę o niej napisać)
Bohaterem 'Buszującego w zbożu' jest szesnastoletni uczeń, Holden Caulfield, który nie mogąc pogodzić się z otaczającą go głupotą, podłością, a przede wszystkim zakłamaniem, ucieka z college`u i przez kilka dni 'buszuje' po Nowym Jorku, nim wreszcie powróci do domu rodzinnego. Historia tych paru dni, którą opowiada swym barwnym językiem, jest na pierwszy rzut oka przede wszystkim zabawna, jednakże rychło spostrzegamy, że pod pozorami komizmu ważą się tutaj sprawy bynajmniej nie błahe...
Jak zwykle przed przeczytaniem każdej książki zrobiłem mały research i ogromnie się zdziwiłem jak wiele negatywnych opinii ma "Buszujący w zbożu". Byłem przekonany, że większości osób, które to czytały spodoba się, ponieważ książka zdobywała wiele nagród i została ogromnie doceniona w świecie literatury. Oczywiście jak zawsze pozycje mają pozytywne jak i negatywne opinie, lecz myślałem, że w tym przypadku przeważy jednak ilość tych dobrych. No cóż, przeliczyłem się, bo jak się później przekonałem książka jest naprawdę warta przeczytania. Wychodząc z biblioteki, przeczytałem opis i spodziewałem się czegoś kompletnie innego. Zdecydowanie najbardziej zdziwił mnie język tej książki. Zwykle w literaturze klasycznej jest wiele słów, które już wyszły z użycia lub występuje ogrom środków stylistycznych, co bardzo utrudnia czytanie. "Buszujący w zbożu" jest napisany prosto, w końcu opowieść jest z perspektywy nastolatka. Spodziewałem się też innej akcji, lecz to co dostałem w tej książce było świetne. Bez dwóch zdań.
Spotkałem się z opiniami, że główny bohater, Holden, jest arogancki, głupi, irytujący... Ja tego tak nie odczułem. Sam jestem w wieku podobnym do narratora, więc łatwiej jest mi się z nim utożsamić. Tak naprawdę nie musiałem tego robić, ponieważ w wielu kwestiach mamy podobny tok myślenia. Sposób w jaki autor wykreował był ogromnie interesujący. Holden nie był osobą mądrą, w końcu kilka razy został wyrzucony ze szkoły, lecz bardzo inteligentną. Miał ogromną mądrość życiową, nie chciał uczyć się pustych rzeczy, które do niczego się nie przydają, lecz był dobrym obserwatorem życia innych ludzi i dostrzegania w ich życiu tego co było złe. Tu można było odczuć hipokryzję w zachowaniu bohatera, ponieważ u każdego znalazł coś złego, jednak u siebie nie chciał zmienić tych złych rzeczy. Oprócz tego bardzo go polubiłem. W swoich przemyśleniach poruszał ważne tematy na temat życia, nie tylko nastolatków. Najbardziej polubiłem w bohaterze, że nie był w ogóle sztuczny jak wiele postaci z książek jak i ludzi w prawdziwym życiu. Był sobą i nie chciał się zmieniać, by spodobać się innym ludziom, tym bardzo mi zaimponował. Jest to jedna z niewielu osób z książek, o których mogę powiedzieć, że zgadzam się z nimi w prawie 100% na temat światopoglądu.
"Buszujący w zbożu" porusza ogromnie ważne tematy, dlatego nie dziwię się, że tak kontrowersyjna książka została lekturą w Stanach Zjednoczonych. Według mnie młode osoby powinny ją przeczytać. Znajdziemy tu wiele spostrzeżeń bohatera na temat świata, przemyśleń o ludziach i ciemnej stronie świata, która często jest pomijana. Bohater bez ogródek mówi o fałszu, obłudzie, podłości i hipokryzji innych ludzi, jak wcześniej wspomniałem, był dobrym obserwatorem świata, co często nie zdarza. Ludzie prowadzą szybkie życie i nie mają czasu zastanowić się nad życiem swoim i innych. Myślę, że każdemu przydałyby się takie trzy dni z życia na przemyślenia.
Nie jest to na pewno książka łatwa w odbiorze. Osoby, które mówią, że w książce nic się nie dzieje, a Holden jest zwykłym smarkaczem, który nic nie wie o życiu i chce zostać zauważony, przez robienie złych rzeczy zwykle nie dojrzały do takiej literatury. Ja odebrałem przekaz książki na swój sposób, jest to pozycja, którą każdy może odbierać jak chce, ale zawsze wyciągnie z niej coś dobrego. Mogę opisać to mianem - książka ponadczasowa - bo niezależnie, czy akcja dzieje się w XX wieku czy działaby się w XXI, problemy społeczne nadal pozostają bez zmian. To kolejny ogromny atut powieści. Kiedy przeczytam ją za kilka lat pewnie wyciągnę z niej coś jeszcze nowego, bo z pewnością jeszcze parę razy po nią sięgnę.
Podsumowując "Buszujący w zbożu" jest pozycją wartą przeczytania, w szczególności przez młodych ludzi. Zdecydowanie zgadzam się w większości spraw z Holdenem i książka dała mi wiele do myślenia na temat społeczeństwa i otaczającego nas świata. Zdecydowanie polecam, choć należy się nad nią chwilę
★★★★★
Dla człowieka niedojrzałego znamienne jest, że pragnie on wzniośle umrzeć za jakąś sprawę; dla dojrzałego natomiast - że pragnie skromnie dla niej żyć.
Jerome David Salinger - "Buszujący w zbożu"
Cześć! Witam w kolejnym poście, dziś odpoczniemy od książek Remigiusza Mroza, bo ostatnio pojawiło się ich sporo, a zapraszam na post, który otwiera nowy cykl na moim blogu czyli "Kilka słów o klasykach". W życiu czytelnika nastaje taki czas, kiedy chce sięgnąć po te starsze, przez wiele lat doceniane książki. W moim życiu z literaturą klasyczną spotykałem się jedynie,...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-04-23
Cześć!
Witam w kolejnej już recenzji na moim blogu. Dzisiaj znowu ocenię książkę Remigiusza Mroza, lecz tym razem trochę starszą. Zapraszam na recenzję "Ekspozycji"! :)
Nieuchwytny zabójca.
Mroczna tajemnica z przeszłości.
Zaskakujący finał.
Termin "ekspozycja" ma przynajmniej pięć znaczeń. Podobnie wieloznaczny jest każdy krok mordercy.
Pewnego ranka turyści odkrywają na Giewoncie makabryczny widok – na ramionach krzyża powieszono nagiego mężczyznę. Wszystko wskazuje na to, że zabójca nie zostawił żadnych śladów.
Sprawę prowadzi niecieszący się dobrą opinią komisarz Wiktor Forst. Zanim tamtego ranka stanął na Giewoncie, wydawało mu się, że widział w życiu wszystko. Tropy, jakie odkryje wraz z dziennikarką Olgą Szrebską, doprowadzą go do dawno zapomnianych tajemnic… Winy z przeszłości nie dadzą o sobie zapomnieć. Okrutne zbrodnie muszą zostać odkupione.
Zapewne, jak każdy kto interesuje się książkami, słyszeliście o Remigiuszu Mrozie. Odkąd wydał pierwszą książkę jest o nim naprawdę głośno, i to wcale nie jest przesadzone, bo jego książki stoją na bardzo wysokim poziomie. Za mną było ich kilka, recenzje dwóch najnowszych możecie przeczytać wcześniej na moim blogu, chodzi tu o "Behawiorystę" oraz "Wotum nieufności". O tej książce też musieliście gdzieś słyszeć lub, co bardzo prawdopodobne, sami ją przeczytaliście. "Ekspozycja" to pozycja, która już wcześniej była za mną. Przeczytałem ją dokładnie czwartego czerwca poprzedniego roku i od tej książki zaczęła się moja przygoda z literaturą Remigiusza Mroza. Był to też mój pierwszy kryminał. Dzięki "Ekspozycji" polubiłem takie książki, a Remigiusz Mróz jest zdecydowanie moim ulubionym pisarzem. Z powodu premiery kolejnego tomu postanowiłem odświeżyć sobie całą historię Wiktora Forsta, a przy okazji napisać recenzję. Książka zajęła mi tylko kilka dni, a już na wstępie mogę powiedzieć, że naprawdę warto ją przeczytać!
Zacznę od tego, co widać na pierwszy rzut oka. Przepiękna okładka stworzona przez Wydawnictwo Filia bardzo przykuwa uwagę. Przy okazji idealnie oddaje klimat stworzony przez Remigiusza Mroza, bo właśnie na tej okładce mamy praktycznie wszystko, co dzieje się w książce, góry, człowieka oraz tajemniczą monetę, która także odgrywa w "Ekspozycji" ogromnie ważną rolę. Jak można też zauważyć pozycja jest dość obszerna, w końcu do 480 stron, które zdecydowanie się nie dłużą. Kryminał jest podzielony na cztery oddzielne akty, które opowiadają różne wydarzenia w śledztwie, lecz razem tworzą świetną całość, bo dopiero, gdy poznamy wszystkie cztery rozdziały poznamy tajemnicę Mordercy z Giewontu.
Tępo akcji dziejącej się w "Ekspozycji" jest zawrotne. Cały czas jesteśmy bombardowani nowymi rzeczami, które odkryli Forst ze Szrebską lub kolejnymi morderstwami. Od morderstwa na Giewoncie, gdzie zawiązała się akcja cały czas mieliśmy wzrost napięcia, bo co chwilę działo się coś ważnego. Przerwy na oddech były tylko w krótkich przerwach, gdzie bohaterowie musieli połączyć fakty, których się dowiedzieli w całość, aby wymyślić co mają robić dalej. Akcja jest jednym z największych plusów tej książki, ponieważ Remigiusz Mróz bardzo dobrze ją poprowadził. Aż do ostatnich dwudziestu stron, nie wiedzieliśmy, kto naprawdę jest mordercą i cały czas działo się coś nowego. Zakładam, że bardzo łatwo było się pogubić w tym wszystkim podczas pisania, lecz kiedy czytałem "Ekspozycję" kompletnie tego nie odczułem, ponieważ autor ze wszystkiego idealnie wybrnął, tak, że nie było żadnych dziur w fabule i wszystko zostało idealnie poprowadzone, aż do końca, gdzie i tak nie można było odetchnąć z ulgą, bo nawet na końcu działo się bardzo ważne rzeczy. Co ważne, fabuła nie rozgrywa się jedynie w polskich górach, wszystko działo się dosłownie na kilku kontynentach, co także bardzo mi się podoba. Intryga mordercy sięgała Białorusi czy Ukrainy, a bohaterowi udali się również do Rosji oraz... Stanów Zjednoczonych. Światowość w tej książce także jest bardzo interesująca.
Jeśli chodzi o bohaterów to oni również są świetnie stworzeni. Według mnie sprawiali wrażenie, nie postaci książkowych, a prawdziwych ludzi. Zacznę od Wiktora Forsta, który był naprawdę barwnym człowiekiem. Jeszcze wcześniej nie spotkałem się z taką interesującą osobą, jaką jest komisarz. Dość ekscentryczny, sarkastyczny, ale naprawdę lojalny i ciekawy. Oprócz podziwu w jego postawę może wprowadzić czytelnika również w osłupienie. Myślę, że sam główny bohater jest dobrym powodem, aby sięgnąć po tę książkę. Jednakże zdecydowanie bardziej polubiłem Olgę Szrebską, którą mogę nazwać jedną z lepiej wykreowanych bohaterek książkowych. Zdecydowanie jej charakter ułatwiał jej pracę w dziennikarstwie. Redaktorka NSI również była interesującą osobą, lecz można powiedzieć, że była lekkim przeciwieństwem Forsta. Olgę bardzo polubiłem za jej charyzmę, oraz oczywiście za dialogi, które Remigiusz Mróz świetnie napisał. Jeśli piszę o bohaterach nie mogę nie wspomnieć o humorze całej książki. Przez te prawie pięćset stron towarzyszy czarny humor Forsta. Poza tym trochę wulgaryzmów, sarkazmu i komizmu słownego. Naprawdę, w niektórych momentach można było się nieźle uśmiać, szczególnie, gdy brał w tym udział Osica.
Jak w innych książkach tego autora śledzimy akcję z kilku perspektyw. W tym przypadku o wydarzeniach dowiadujemy się z oczu Wiktora Forsta, Olgi Szrebskiej oraz tajemniczego starca z kotem Antoniuszem (interesujące imię, nieprawdaż?). Bardzo lubię takie rozwiązania w książkach, ponieważ nie poznajemy tego co się dzieje przez jednego bohatera, a przez kilku, dzięki czemu lepiej możemy poznać fabułę oraz punkt widzenia i myślenia danego charakteru. Muszę przyznać, że jednak mi o wiele ciekawiej czytało się rozdziały pisane z perspektywy Wiktora, bo jednak on miał bardziej interesujące przygody od Olgi, choć przez kilka rozdziałów bardziej zainteresowałem się jej perspektywą.
Pora na zakończenie, które w książce było okropne. Nie okropnie napisane, lecz okropne rzeczy się tam stały. Po wszystkich wydarzeniach, które miały miejsce w książce, autor wyciąga as z rękawa i wyskakuje z takim czymś. Niestety nie napiszę tego, co się tam stało, ponieważ byłby to ogromny spoiler, który zepsułby Wam całą zabawę z czytania książki, ale powiem, że było to coś strasznego, lecz sam Remigiusz Mróz mówił o tym, że kiedy czytelnik po skończeniu jego pozycji, ma ochotę zabić autora, to ta książka jest warta przeczytania. No cóż, w tym przypadku także.
"Ekspozycja" to wspaniały kryminał pełen akcji i humoru. Jeżeli jak ja wcześniej nie czytaliście tego gatunku, jest to dobra książka na rozpoczęcie Waszej przygody z taką literaturą. Jeżeli ktoś jeszcze tego nie przeczytał, w co bardzo wątpię, naprawdę musi to nadrobić, bo ta pozycja, jest jedną z lepszych książek, jakie kiedykolwiek czytałem. Dzięki niej Remigiusz Mróz stał się moim ulubionym polskim autorem. Sam muszę nadrobić jego inne pozycję, bo zdecydowanie zostaję w tyle z innymi seriami.
★★★★★
Wszystko można udowodnić, jeśli ma się odpowiednio dużo kreatywności.
Remigiusz Mróz - "Ekspozycja"
book-dragon-blog.blogspot.com
Cześć!
Witam w kolejnej już recenzji na moim blogu. Dzisiaj znowu ocenię książkę Remigiusza Mroza, lecz tym razem trochę starszą. Zapraszam na recenzję "Ekspozycji"! :)
Nieuchwytny zabójca.
Mroczna tajemnica z przeszłości.
Zaskakujący finał.
Termin "ekspozycja" ma przynajmniej pięć znaczeń. Podobnie wieloznaczny jest każdy krok mordercy.
Pewnego ranka turyści odkrywają...
2017-04-19
Cześć!
Dzisiaj zapraszam Was na recenzję nowo wydanej książki, a raczej zbioru poezji. Zwykle nie czytuję takich książek, lecz słyszałem o niej naprawdę wiele dobrego i postanowiłem, że muszę przeczytać "mleko i miód". Jak mi się podobało? Zapraszam do recenzji! :)
„Mleko i miód” to opowieści o miłości i kobiecości, ale też przemocy i stracie. W krótkiej, poetyckiej formie skrystalizowały się pełne cielesności emocje. Każdy z rozdziałów dotyka innych doświadczeń, łagodzi inny ból. Rupi Kaur szczerze i bezkompromisowo ukazuje kobiecość we wszystkich jej odcieniach, cudowną zdolność kobiecego ciała i umysłu do otwierania się na miłość i rozkosz mimo doznanych krzywd.
Międzynarodowy bestseller.
Ponad pół miliona sprzedanych egzemplarzy w samych Stanach Zjednoczonych.
Kilkadziesiąt tygodni na liście bestsellerów „New York Timesa”.
„Te krótkie i szczere wiersze o doświadczaniu kobiecości, przemocy, miłości i łagodzeniu bólu są tak delikatne jak piosenki pop i tak ostre jak trash metal”.
- New York Times
„»Mleko i miód« to zbiór wierszy, który każda kobieta powinna mieć na swoim nocnym stoliku”.
- Huffington Post
Sam opis wskazuje na to, że mamy do czynienia ze zbiorem poezji autorstwa Rupi Kaur. Zwykle nie sięgam po literaturę piękną czy poezję, ale postanowiłem, że to będzie moja pierwsza książka z wierszami. Nie zawiodłem się. Przed przeczytaniem bardzo wiele słyszałem i czytałem o "mleko i miód", a te wszystkie recenzje były pozytywne. Muszę powiedzieć, że trudno przejść obojętnie, gdy widzi się tę pozycję w księgarni czy w empiku, ponieważ jest naprawdę pięknie wydana. Ale o tym opowiem później.
Cała szata graficzna jest w, moim ulubionym, minimalistycznym stylu. Moje wydanie jest edycją dwujęzyczną, więc odrobinę różni się od tej normalnej. Na okładce widzimy napis i jeden, subtelny rysunek. Bardzo mi się podoba szata graficzna tej książki, bo pod niektórymi wierszami są malunki równie delikatne jak większość z tych sentencji. Wydawnictwo Otwarte naprawdę się postarało wydając także książkę po angielsku i po polsku. To dobre rozwiązanie dla osób, które chcą przeczytać daną pozycje w oryginale, ale boją się, że niewiele zrozumieją. W takich razie tłumaczenie jest na stronie obok. Grafika powieści jest zdecydowanie wielkim atutem.
Tomik poezji jest podzielony na cztery części: "cierpienie", "kochanie", "zrywanie" oraz "gojenie". Każdy rozdział opowiada o czymś innym, lecz wszystkie razem tworzą przepiękną całość o życiu. Pierwsza część opowiada o wcześniejszym życiu Rupi Kaur. Mamy tu opowieść o przemocy i gwałcie. Są to bardzo trudne tematy, o których raczej się nie mówi, lecz autorka opisuje to w bardzo subtelny, ale też dosadny sposób. W tych krótkich wierszach mamy wiele refleksji ale też wspomnień poetki. Myślę, że jest to najmocniejszy pod względem tematyki, ale też stwierdzeń rozdział. Pełen bólu, strachu i krzywdy. Niebywałe jak w kilkuwersowych wierszach można zawrzeć tyle emocji. Druga część ma tytuł "kochanie". Tutaj mamy już dorosłe życie kobiety, być może autorki. To chyba najbardziej kobiecy rozdział. Wiele miłości, piękna i kochania. Kontrastująca dla "zrywania", gdzie jest wiele negatywnych emocji, o rozchodzeniu się z drugą połówką. Ostatnia część także bardzo mi się spodobała "gojenie". Opowiada o ludziach, o wartości naszego życia i o kochaniu samego siebie. Myślę, że tę część powinni przeczytać wszyscy, którzy są niezadowoleni z siebie i jak to mówi sama Rupi Kaur "nie chcą spędzić ze sobą reszty swojego życia". W tych czterech krótkich działach autorka zawarła wiele emocji, pozytywnych i negatywnych. Bardzo mi się podoba, bo jest to słodko-gorzka historia życia pewnej kobiety.
Najbardziej, oprócz emocji, podoba mi się prostota z jaką autorka o wszystkim opowiada. Nie czytuję poezji, ponieważ jej nie rozumiem. W większości wierszy jest pełno zawiłości, skrótów myślowych, metafor, aż trudno się w tym wszystkim połapać. W "mleko i miód" poetka postawiła na prostotę, która jest wielkim atutem. Brak tutaj zbędnych przenośni czy epitetów. Rupi Kaur wszystko opisuje w przystępny dla zwykłych czytelników sposób. To właśnie w tej prostocie tkwi największa magia tej książki. Z pozoru niepozorne kilkuwersowe wiersze, a w nich drzemie wielki potencjał, dużo emocji i ogromna siła.
Podsumowując "mleko i miód" jest przepięknym tomikiem powieści, choć jest skierowana głównie do kobiet, to myślę, że trafia do każdego człowieka. Wszyscy mogą z tej książki wynieść coś dobrego i choć odrobinę przewartościować różne rzeczy w naszym życiu. Jak najbardziej polecam, moje pierwsze spotkanie z poezją współczesną zakończyło się bardzo dobrze i myślę, że często będę do tej książki wracał i za każdym razem odkrywał coś nowego, czego nie zauważałem wcześniej. Jedna z najlepszych książek wydanych w tym roku.
★★★★★
gubię części ciebie tak jak gubię rzęsy
nieświadomie i wszędzie.
Rupi Kaur - "mleko i miód"
book-dragon-blog.blogspot.com
Cześć!
Dzisiaj zapraszam Was na recenzję nowo wydanej książki, a raczej zbioru poezji. Zwykle nie czytuję takich książek, lecz słyszałem o niej naprawdę wiele dobrego i postanowiłem, że muszę przeczytać "mleko i miód". Jak mi się podobało? Zapraszam do recenzji! :)
„Mleko i miód” to opowieści o miłości i kobiecości, ale też przemocy i stracie. W krótkiej, poetyckiej...
2017-01-17
2017-01-15
więcej na: book-dragon-blog.blogspot.com
Cześć!
Dzisiaj przychodzę do Was z książką, którą dosłownie pochłonąłem w jedną noc. Wydaje się być niepozorna, lecz te nieco ponad 200 stron przedstawia niesamowitą historię, pełną magii i... życia. Zapraszam na recenzję!
Kiedy małemu dziecku udaje się uciec przed mordercą zamierzającym zabić całą rodzinę, kto mógłby przypuszczać, że schronienia udzieli mu miejscowy cmentarz? Wychowany przez zamieszkujące go duchy, zjawy i widma, Nik musi uczyć się życia od umarłych. Ale wciąż grozi mu niebezpieczeństwo, bo morderca nie ustaje w wysiłkach, żeby dokończyć swoje zadanie...
To już moje któreś z kolei spotkanie z Neilem Gaimanem. Zachwycił mnie niesamowitym Gwiezdnym pyłem, oczarował Koraliną i odrobinę zawiódł Mitologią nordycką. Wszystkie te recenzje znajdziecie w archiwum bloga, serdecznie zapraszam! Postanowiłem, że teraz pora na kolejną powieść świetnego brytyjskiego pisarza. Choć w tej serii okładkowej zostało wydane już sporo pozycji to padło na Księgę cmentarną, bo od przeczytania opisu nie mogłem przestać o niej myśleć. No cóż... Nie zawiodłem się!
Na samym początku, po pierwszych kilkunastu stronach, miałem już dość sceptyczne nastawienie. Sam początek wydawał mi się być nużący i te pierwsze dwa rozdziały kompletnie mnie nie zainteresowały. Jednak historia, która została opisana później, bez reszty mnie pochłonęła i skończyłem czytać w jedną noc.
Zacznę od rzeczy, która skradła moje serce, czyli od klimatu powieści. Już któryś raz z kolei spotykam się z niesamowitą nastrojowością książek Gaimana, ale myślę, że mógł całkowicie rozłożyć skrzydła właśnie w Księdze cmentarnej. Czego innego mogliśmy się spodziewać, jak klimatycznego nastroju miejskiego, zapomnianego cmentarza na wzgórzu. Bardzo się cieszę, że czytałem powieść w nocy, bo myślę, że takim sposobem, bardziej się wczułem we wszystko co się tam dzieje. Plastyczne opisy autora, sprawiają, że oczami wyobraźni jestem na tym cmentarzu i spaceruję między grobami razem z głównym bohaterem. Myślę, że właśnie dla tego wspaniałego klimatu powtórzę lekturę w pewną jesienną, deszczową noc. Wtedy wczuję się w książkę jeszcze mocniej!
W recenzji Koraliny pisałem, że jest tam niesamowity nastrój, bo była to mroczna opowieść, przeznaczona dla młodszych czytelników. W Księdze cmentarnej również jest odrobina mroku, lecz o wiele więcej nostalgii i tęsknoty za światem żywych. Neil Gaiman jest mistrzem przelewania uczuć i emocji na papier i idealnie kreuje bohaterów, pojawiających się na stronach jego powieści. Tytułowy Nik (przez samo k!) jest jedynym żywym na cmentarzu, więc duchy obdarzyły go Ochroną Cmentarza i jest to dla niego bezpieczne miejsce. Bardzo podobało mi się to, że gdy zwiedzał swój dom poznawał coraz to inne dusze, które tam mieszkały. W każdym rozdziale poznawaliśmy kilka interesujących historii z życia umarłych. Wszyscy żyli w różnych czasach, więc każdy był odrobinę inny. Inaczej się wypowiadał, żył w innej kulturze... To było ciekawe doświadczenie, wysłuchać historii umarłych.
Szczególnie zainteresowały mnie osoby pochowane za cmentarzem. Szkoda, że z tych ludzi dokładnie poznaliśmy jedynie Lizę, która swoją drogą jest moją ulubioną postacią. Bardzo spodobał mi się rozdział, w którym poznajemy jej historię życia oraz oskarżenie jej o uprawianie magii. Opowieść jej życia naprawdę mi się spodobała i nie rozumiem, dlaczego inni mieszkańcy cmentarza nie chcieli mieć kontaktu z tymi, mieszkającymi po drugiej stronie. Jakby dzieliła ich dodatkowa, moralna, granica, która tak naprawdę nie miała sensu. Jak już wspominałem, szkoda, że nie poznaliśmy historii pozostałych dwóch duchów zza murów cmentarza, samobójców. Myślę, że dzięki nim Księga cmentarna nabrałaby dodatkowej dramaturgii i dodatkowy rozdział, właśnie z nimi tylko uświetniłby tę historię! Jeżeli już mówię o niedomówieniach (które swoją drogą, są dość powszechne w książkach Neila Gaimana) to autor mógłby dokładniej wyjaśnić, czym zajmuję się organizacja, która chciała zabić Nika. Dlaczego Nik miał doprowadzić do jej zniszczenia? Autor zostawia nas na końcu z ogromnym mętlikiem w głowie oraz z pytaniami, na które sami musimy sobie odpowiedzieć.
Muszę wspomnieć o ciekawym akcencie, czyli o tym, że mała część akcji działa się również w Polsce! Rzadko się zdarza, że zagraniczni twórcy wspominają o naszym kraju, ale każdy taki dodatek wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Był tam fragment opisujący Wawel oraz Smoka Wawelskiego, a dokładniej jaskinie, nieotwarte dla turystów, gdzie bohaterowie musieli walczyć. Więcej nie mogę wspomnieć, bo byłby to niemały spoiler.
Na koniec napiszę trochę o relacji Nik x Scarlett. Nie pomyślałem, że ta bohaterka, która pojawiła się na początku odegra tak ważną rolę w całej powieści. Powiem tylko, że gdy pojawiła się później, bardzo im kibicowałem i liczyłem na drobny wątek romantyczny. Niestety tutaj również autor zostawia nas z niemałym niedopowiedzeniem. Również ciekawe były rozdziały, w którym bohater poszedł do żywej szkoły oraz tym jak wyglądają realia amerykańskich (ale nie tylko) szkół. Nik był najodważniejszą postacią w tym miejscu i nie bał się przeciwstawić oprawcom.
Prawie bym zapomniał o moim ulubionym rozdziale, czyli Danse Makabre, cały rozdział miał metaforyczne znaczenie, które bardzo mi się podobało. Danse Makabre to alegoryczny taniec, który rozwinął się w późnym średniowieczu i przedstawia korowód ludzi wszystkich stanów, razem ze śmiercią na czele. Taniec wyraża równość wszystkich ludzi wobec śmierci. Zdecydowanie taniec żywych z umarłymi w tą jedną noc bardzo mi się spodobał. Ale znów muszę powiedzieć, że postać Szarej Pani (przypuszczam, że to Śmierć) zasługuje na więcej uwagi. Niedopowiedzenia są tutaj wszędzie!
Podsumowując, Księga cmentarna zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Choć te 200 stron wygląda niepozornie, tak naprawdę skrywają niesamowitą historię. Jeżeli czyta się między wierszami, można poznać wiele prawd, dotyczących życia i śmierci. Choć niektóre wątki zasługują na więcej uwagi, to myślę, że na pewno do niej kiedyś powrócę i zinterpretuję ją zupełnie inaczej niż dziś.
★★★★★ ❤️
Ale ty nie, ty jesteś żywy, Nik. To znaczy, że masz nieskończony potencjał, możesz zrobić, co tylko zechcesz, stworzyć, co zechcesz, marzyć, o czym zechcesz. Jeśli zmienisz świat, świat się zmieni. Potencjał. Gdy umrzesz, to wszystko przeminie. Dobiegnie końca. Stworzysz już wszystko, co miałeś stworzyć, wyśnisz swój sen, zapiszesz swoje imię. Możesz zostać tu pogrzebany, możesz nawet krążyć po cmentarzu, ale twój potencjał się wyczerpie.
więcej na: book-dragon-blog.blogspot.com
więcej na: book-dragon-blog.blogspot.com
więcej Pokaż mimo toCześć!
Dzisiaj przychodzę do Was z książką, którą dosłownie pochłonąłem w jedną noc. Wydaje się być niepozorna, lecz te nieco ponad 200 stron przedstawia niesamowitą historię, pełną magii i... życia. Zapraszam na recenzję!
Kiedy małemu dziecku udaje się uciec przed mordercą zamierzającym zabić całą rodzinę, kto mógłby...