rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

więcej na: book-dragon-blog.blogspot.com

Cześć!
Dzisiaj przychodzę do Was z książką, którą dosłownie pochłonąłem w jedną noc. Wydaje się być niepozorna, lecz te nieco ponad 200 stron przedstawia niesamowitą historię, pełną magii i... życia. Zapraszam na recenzję!


Kiedy małemu dziecku udaje się uciec przed mordercą zamierzającym zabić całą rodzinę, kto mógłby przypuszczać, że schronienia udzieli mu miejscowy cmentarz? Wychowany przez zamieszkujące go duchy, zjawy i widma, Nik musi uczyć się życia od umarłych. Ale wciąż grozi mu niebezpieczeństwo, bo morderca nie ustaje w wysiłkach, żeby dokończyć swoje zadanie...



To już moje któreś z kolei spotkanie z Neilem Gaimanem. Zachwycił mnie niesamowitym Gwiezdnym pyłem, oczarował Koraliną i odrobinę zawiódł Mitologią nordycką. Wszystkie te recenzje znajdziecie w archiwum bloga, serdecznie zapraszam! Postanowiłem, że teraz pora na kolejną powieść świetnego brytyjskiego pisarza. Choć w tej serii okładkowej zostało wydane już sporo pozycji to padło na Księgę cmentarną, bo od przeczytania opisu nie mogłem przestać o niej myśleć. No cóż... Nie zawiodłem się!



Na samym początku, po pierwszych kilkunastu stronach, miałem już dość sceptyczne nastawienie. Sam początek wydawał mi się być nużący i te pierwsze dwa rozdziały kompletnie mnie nie zainteresowały. Jednak historia, która została opisana później, bez reszty mnie pochłonęła i skończyłem czytać w jedną noc.



Zacznę od rzeczy, która skradła moje serce, czyli od klimatu powieści. Już któryś raz z kolei spotykam się z niesamowitą nastrojowością książek Gaimana, ale myślę, że mógł całkowicie rozłożyć skrzydła właśnie w Księdze cmentarnej. Czego innego mogliśmy się spodziewać, jak klimatycznego nastroju miejskiego, zapomnianego cmentarza na wzgórzu. Bardzo się cieszę, że czytałem powieść w nocy, bo myślę, że takim sposobem, bardziej się wczułem we wszystko co się tam dzieje. Plastyczne opisy autora, sprawiają, że oczami wyobraźni jestem na tym cmentarzu i spaceruję między grobami razem z głównym bohaterem. Myślę, że właśnie dla tego wspaniałego klimatu powtórzę lekturę w pewną jesienną, deszczową noc. Wtedy wczuję się w książkę jeszcze mocniej!



W recenzji Koraliny pisałem, że jest tam niesamowity nastrój, bo była to mroczna opowieść, przeznaczona dla młodszych czytelników. W Księdze cmentarnej również jest odrobina mroku, lecz o wiele więcej nostalgii i tęsknoty za światem żywych. Neil Gaiman jest mistrzem przelewania uczuć i emocji na papier i idealnie kreuje bohaterów, pojawiających się na stronach jego powieści. Tytułowy Nik (przez samo k!) jest jedynym żywym na cmentarzu, więc duchy obdarzyły go Ochroną Cmentarza i jest to dla niego bezpieczne miejsce. Bardzo podobało mi się to, że gdy zwiedzał swój dom poznawał coraz to inne dusze, które tam mieszkały. W każdym rozdziale poznawaliśmy kilka interesujących historii z życia umarłych. Wszyscy żyli w różnych czasach, więc każdy był odrobinę inny. Inaczej się wypowiadał, żył w innej kulturze... To było ciekawe doświadczenie, wysłuchać historii umarłych.



Szczególnie zainteresowały mnie osoby pochowane za cmentarzem. Szkoda, że z tych ludzi dokładnie poznaliśmy jedynie Lizę, która swoją drogą jest moją ulubioną postacią. Bardzo spodobał mi się rozdział, w którym poznajemy jej historię życia oraz oskarżenie jej o uprawianie magii. Opowieść jej życia naprawdę mi się spodobała i nie rozumiem, dlaczego inni mieszkańcy cmentarza nie chcieli mieć kontaktu z tymi, mieszkającymi po drugiej stronie. Jakby dzieliła ich dodatkowa, moralna, granica, która tak naprawdę nie miała sensu. Jak już wspominałem, szkoda, że nie poznaliśmy historii pozostałych dwóch duchów zza murów cmentarza, samobójców. Myślę, że dzięki nim Księga cmentarna nabrałaby dodatkowej dramaturgii i dodatkowy rozdział, właśnie z nimi tylko uświetniłby tę historię! Jeżeli już mówię o niedomówieniach (które swoją drogą, są dość powszechne w książkach Neila Gaimana) to autor mógłby dokładniej wyjaśnić, czym zajmuję się organizacja, która chciała zabić Nika. Dlaczego Nik miał doprowadzić do jej zniszczenia? Autor zostawia nas na końcu z ogromnym mętlikiem w głowie oraz z pytaniami, na które sami musimy sobie odpowiedzieć.



Muszę wspomnieć o ciekawym akcencie, czyli o tym, że mała część akcji działa się również w Polsce! Rzadko się zdarza, że zagraniczni twórcy wspominają o naszym kraju, ale każdy taki dodatek wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Był tam fragment opisujący Wawel oraz Smoka Wawelskiego, a dokładniej jaskinie, nieotwarte dla turystów, gdzie bohaterowie musieli walczyć. Więcej nie mogę wspomnieć, bo byłby to niemały spoiler.



Na koniec napiszę trochę o relacji Nik x Scarlett. Nie pomyślałem, że ta bohaterka, która pojawiła się na początku odegra tak ważną rolę w całej powieści. Powiem tylko, że gdy pojawiła się później, bardzo im kibicowałem i liczyłem na drobny wątek romantyczny. Niestety tutaj również autor zostawia nas z niemałym niedopowiedzeniem. Również ciekawe były rozdziały, w którym bohater poszedł do żywej szkoły oraz tym jak wyglądają realia amerykańskich (ale nie tylko) szkół. Nik był najodważniejszą postacią w tym miejscu i nie bał się przeciwstawić oprawcom.



Prawie bym zapomniał o moim ulubionym rozdziale, czyli Danse Makabre, cały rozdział miał metaforyczne znaczenie, które bardzo mi się podobało. Danse Makabre to alegoryczny taniec, który rozwinął się w późnym średniowieczu i przedstawia korowód ludzi wszystkich stanów, razem ze śmiercią na czele. Taniec wyraża równość wszystkich ludzi wobec śmierci. Zdecydowanie taniec żywych z umarłymi w tą jedną noc bardzo mi się spodobał. Ale znów muszę powiedzieć, że postać Szarej Pani (przypuszczam, że to Śmierć) zasługuje na więcej uwagi. Niedopowiedzenia są tutaj wszędzie!



Podsumowując, Księga cmentarna zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Choć te 200 stron wygląda niepozornie, tak naprawdę skrywają niesamowitą historię. Jeżeli czyta się między wierszami, można poznać wiele prawd, dotyczących życia i śmierci. Choć niektóre wątki zasługują na więcej uwagi, to myślę, że na pewno do niej kiedyś powrócę i zinterpretuję ją zupełnie inaczej niż dziś.





★★★★★ ❤️




Ale ty nie, ty jesteś żywy, Nik. To znaczy, że masz nieskończony potencjał, możesz zrobić, co tylko zechcesz, stworzyć, co zechcesz, marzyć, o czym zechcesz. Jeśli zmienisz świat, świat się zmieni. Potencjał. Gdy umrzesz, to wszystko przeminie. Dobiegnie końca. Stworzysz już wszystko, co miałeś stworzyć, wyśnisz swój sen, zapiszesz swoje imię. Możesz zostać tu pogrzebany, możesz nawet krążyć po cmentarzu, ale twój potencjał się wyczerpie.

więcej na: book-dragon-blog.blogspot.com

więcej na: book-dragon-blog.blogspot.com

Cześć!
Dzisiaj przychodzę do Was z książką, którą dosłownie pochłonąłem w jedną noc. Wydaje się być niepozorna, lecz te nieco ponad 200 stron przedstawia niesamowitą historię, pełną magii i... życia. Zapraszam na recenzję!


Kiedy małemu dziecku udaje się uciec przed mordercą zamierzającym zabić całą rodzinę, kto mógłby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Cześć!
Witam w kolejnym poście! Dzisiaj nietypowo, ponieważ notka była wczoraj, a ta powinna ukazać się w piątek. Sprawcą całego zamieszania jest nowa książka Remigiusza Mroza - "Czarna Madonna". Zapraszam na przedpremierową recenzję!


Boeing 747 irlandzkich linii lotniczych miał wylądować w Tel Awiwie o trzeciej w nocy. Nigdy nie dotarł na miejsce, a kontakt z maszyną utracono gdzieś nad Morzem Śródziemnym. Na pokładzie znajdowało się 520 osób, w tym narzeczona Filipa, która miała odbyć pielgrzymkę do Bazyliki Grobu Świętego.

Przez pierwsze godziny Filip wierzy, że samolot się odnajdzie. Nic nie wskazuje na zamach, straż przybrzeżna nie odnajduje wraku, a co jakiś czas do kontroli lotów dociera sygnał z transpondera.

Co stało się z boeingiem? Jaki związek ma jego zniknięcie z podobnymi zdarzeniami?
I jakie znaczenie ma obraz Matki Bożej, nazywany Czarną Madonną?

Pierwsze odpowiedzi każą Filipowi sądzić, że niewiedza naprawdę jest błogosławieństwem.


Kolejna książka Remigiusza Mroza zawitała na moim blogu! No cóż, miałem najpierw w planach skończyć serię z Chyłką, ale na fanpage'u autora zaczęły pojawiać się dziwne znaki dotyczące premiery czegoś nowego, czegoś tajemniczego... Z niecierpliwością czekałem na premierę i możliwość zamówienia w przedsprzedaży nowego cudeńka od tego autora. Po wykonaniu preorderu książka przyszła do mnie już w piątek, choć premiera jest dopiero jutro. No cóż, pierwszy raz spotkałem się z czymś takim, aczkolwiek bardzo się ucieszyłem, że nie czekałem na zakup stacjonarny. Spędziłem z "Czarną Madonną" wspaniały weekend i początek nowego tygodnia. Okładka ogromnie rzuca się w oczy i jest dość kontrowersyjna. Nie zmienia to faktu, że bardzo mi się podoba i jest jedną z lepszych Mroza (obecnie mój faworyt to minimalistyczny "Behawiorysta").

Parafrazując posłowie: Zaczynając czytać tę książkę, nie miałem pojęcia, jak głęboki niepokój we mnie wywoła. Jak wiele strun w duszy zadrga mi niepokojąco, grając ponury, smutny nokturn. Opis jak i okładka wskazywały, że mamy do czynienia z czymś nowym, świeżym w dziełach tego autora, jednak nie spodziewałem się, że aż tak bardzo. Sam opis bardzo zachęca, chociaż nawet w ciemno zamówiłbym tę pozycję (sprawa okładki - Dark Crayon znów świetnie się spisał). Myślałem, że akcja będzie się działa wyłącznie wokół zaginionego Boeinga, aczkolwiek Remigiusz Mróz jak zwykle zaskakuje i z rozdziału na rozdział robi się coraz bardziej niepokojąco, a co z tym idzie ciekawie.

Styl pisania autora zdecydowanie odbiega od tego co dostaliśmy w innych książkach. Zarówno w seriach jak i książkach jednotomowych pisarz ma swój własny sposób tworzenia bohaterów, tworzenia akcji i jest wiele zabawnych akcentów. W tym przypadku było kompletnie inaczej. Tym razem autor wprowadził narrację pierwszoosobową, której ostatnio jest bardzo dużo. Lubię ją, bo wtedy lepiej możemy poznać autora i jego sposób myślenia oraz działania, lecz jest dobra, jedynie, gdy jest właściwie napisana, jak w tym przypadku. Remigiusz Mróz rzucił się na głęboką wodę, chcąc napisać horror, a na jeszcze głębszą, gdy ogromną rolę odgrywa religia. Wiele czytelników może być oburzonych chociażby okładką, a jeszcze bardziej tym, jak ogromną rolę odgrywają wydarzenia religijne, jednak należy pamiętać, iż jest to na potrzeby książki, która wypada pod tym względem wspaniale. Jednak właśnie przy tego typu wątkach czuję o wiele większy strach, niż w przypadku zwykłych potworów. Chyba każdego horrory religijne straszą o wiele bardziej. Podczas czytania "Czarnej Madonny" towarzyszył mi niemały niepokój... i o to chodziło! Wydarzenia rozgrywające się na kartach powieści straszyły, ale także zachęcały do dalszego czytania. To wszystko mnie przerażało, ale zarazem interesowało. Długo czekałem na książkę z tego gatunku, po której będę się bał w nocy, ale która będzie napisana dobrze. To właśnie "Czarna Madonna"!

Bohaterów poznajemy w trudnej sytuacji, ponieważ ważna dla nich obu osoba zaginęła w katastrofie lotniczej, a raczej w zniknięciu samolotu w przestworzach. Kinga i Filip wydawali mi się być inni, niż w innych książkach Mroza. Przez to, że akcja była opisywana przez narrację pierwszoosobową dobrze poznaliśmy jedynie głównego bohatera, a nie resztę. Oprócz tego zabrakło im komizmu, który towarzyszy wszystkim postaciom wykreowanym przez Mroza, jednak rozumiem ten zabieg. Ta książka miała siać niepokój i strach. Nie rozumiem jedynie postaci Istniejącego. Ten mężczyzna ogromnie mnie zainteresował, szkoda, że było go tak mało. Odkąd wyszedł z samolotu wiedziałem, że będzie jednym z lepszych punktów książki. No cóż, nie rozumiem kim on jest, skąd się wziął ani nic z rzeczy z nim związanych, jednak jest bardzo intrygujący.

Podsumowując "Czarna Madonna" jest jednym z tych horrorów, które mają genialną fabułę i potrafią straszyć. W posłowiu autor wspominał o dwóch ważnych rzeczach. Uwielbiam Stephena Kinga, a ja uważam, że jest to książka na jego poziomie, a nawet wyższym! Poza tym nigdy więcej nie napisze takiej książki. No cóż, apeluję teraz do pana Remigiusza, aby jednak przemyślał tę decyzję, bo naprawdę świetnie mu to wychodzi. Czekam na więcej!

★★★★★
Vigilite itaque, quia nescitis diem neque horam.
Remigiusz Mróz - "Czarna Madonna"

Cześć!
Witam w kolejnym poście! Dzisiaj nietypowo, ponieważ notka była wczoraj, a ta powinna ukazać się w piątek. Sprawcą całego zamieszania jest nowa książka Remigiusza Mroza - "Czarna Madonna". Zapraszam na przedpremierową recenzję!


Boeing 747 irlandzkich linii lotniczych miał wylądować w Tel Awiwie o trzeciej w nocy. Nigdy nie dotarł na miejsce, a kontakt z maszyną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Cześć!
Witam w kolejnym poście! Dzisiaj już prawidłowa notka z serii "Kilka słów o klasykach". Nie będzie to typowa recenzja, więc nie będę wystawiał oceny, tylko przedyskutuję kilka fragmentów książki, które były według mnie dobre oraz złe. Dzisiaj z okazji czterdziestlecia tej książki przygotowałem wpis o "Egzorcyście", podobno klasyce horroru. Czy warto sięgnąć po tę pozycję? Zapraszam!


Georgetown w Ameryce, lata 70. XX wieku, dwunastoletnia Regan bawi się spirytystyczną tabliczką ouija. Nawiązuje kontakt z bytem przedstawiającym się jako Kapitan Howdy. Wkrótce w jej otoczeniu dochodzi do paranormalnych zjawisk, a dziewczynka przejawia objawy opętania.

Zaniepokojona drastycznymi zmianami w zachowaniu córki oraz niewytłumaczalnymi zdarzeniami Chris MacNeil, uwielbiana gwiazda filmowa, zabiera Regan do lekarza. Ponieważ ani ten, ani kolejni lekarze niczego nie potrafią ustalić, zdesperowana Chris prosi o pomoc znajomego duchownego, przechodzącego poważny kryzys wiary młodego ojca Damiena Karrasa. Ten podejmuje się odprawienia egzorcyzmów. Pomocy udziela mu doświadczony, schorowany ojciec Lankester Merrin, dla którego spotkanie z demonem okazuje się nie być pierwsze. Rozpoczyna się walka o uwolnienie dziewczynki z rąk demona…

Na podstawie powieści powstał wielokrotnie nagradzany (między innymi dwoma statuetkami Akademii Filmowej) jeden z najbardziej szokujących obrazów w historii, kultowy dziś film w reżyserii Williama Friedkina.


Zapewne wiele razy spotkaliście się z tym dziełem, ja niejednokrotnie. Można o nim powiedzieć, że jest prawdziwą klasyką gatunku zarówno filmowego jak i książkowego. Sami możecie wybrać, gdzie odegrał większą rolę. Jak dla mnie w obu przypadkach "Egzorcysta" jest bardzo ważny, bo zaskakiwał i nadal zaskakuje, ale w latach 70. XX wieku przełamał wiele tematów tabu. Postanowiłem, że i ja chcę się przekonać ile ta książka jest warta, a sięgnąwszy po lekturę z bibliotecznej półki, nie wiedziałem, że wywrze na mnie dość duże wrażenie. Bo tak naprawdę nie jest to typowy horror. Znowu byłem nastawiony na ogromnie straszny dreszczowiec, tak jak w przypadku nieudanego "Lśnienia" (recenzja na blogu). Owszem, było miejscami strasznie, lecz nie tak bardzo. Dostałem coś kompletnie innego niż się spodziewałem, lecz i tak było to dobre.

Historia przedstawiona w tej książce jest dość typowa, lecz nie była taka w tamtych czasach. Dzisiaj powstaje wiele niszowych filmów i lektur o egzorcyzmach, lecz nie są to dzieła przekazujące jakieś wartości. W tym przypadku jest kompletnie inaczej. Córka znanej gwiazdy filmowej po zabawie tajemniczą tabliczką ouija zostaje opętana przez tak zwanego Kapitana Howdy'ego. Jej zachowanie diametralnie się zmienia. Zrozpaczona matka po diagnozach lekarskich zgłasza się do księdza egzorcysty. Ile razy przerabialiśmy coś takiego w popkulturze? Mogę tu przytoczyć między innymi "Egzorcyzmy Emily Rose" czy "Egzorcyzmy Anneliese Michel". Oczywiście są to historie oparte na faktach, jednak także zostały zekranizowane. W tym przypadku jednak nie była to typowa opowieść o wyganianiu złego ducha z ciała człowieka, lecz bardziej powieść psychologiczna. Oczywiście do końca nie wiadomo, czy dziewczyna została opętana, czy po prostu była to choroba psychiczna. Nie zostało to wyjaśnione, bo w tym przypadku było wiele wątpliwości dotyczących rzekomego opętania. Ten problem musicie rozważyć sami.

Miałem niemały problem z bohaterami, bo nie mogłem wystarczająco się skupić, by poznać kto tak naprawdę jest kim w domu Chris. Znałem ich, lecz niezbyt wiedziałem co oni tam robią i dla mnie byli oni kompletnie niepotrzebni. Bez nich cała opowieść toczyłaby się nadal i według mnie byłaby nawet lepsza niż z nimi. Samej Regan było dla mnie kompletnie za mało. Niby opowieść jest o niej, ale raczej tylko kręci się wokół niej. Według mnie autor powinien bardziej przybliżyć jej zachowanie, jeżeli sami mamy oszacować, czy była opętana, czy chora. Oprócz wielu diagnoz lekarzy i życia prywatnego księdza autor powinien napisać o wiele więcej o dziewczynce. To było bardziej potrzebne.

Sama historia całkowicie mnie nie przeraziła, miejscami była przerażająca, lecz nie tak, żebym miał później koszmary. Jednak klimat "Egzorcysty" jest wspaniały. Sam sobie wyobraziłem całą scenerię, automatycznie pomyślałem o tym, że cały czas jest tam burza, wieje chłodem... Takie typowe sytuacje, lecz iście przerażające podczas egzorcyzmów. Autor od samego początku buduje napięcie, by na końcu je rozładować. Jednak ten koniec także nie był dla mnie idealny. Pięćdziesiąt stron na tytułowe egzorcyzmy to kompletnie za mało. Najciekawszej części książki, było po prostu najmniej. Na tym bardzo się zawiodłem.

Podsumowując "Egzorcysta" nie jest typowym horrorem, a dreszczowcem psychologicznym. Mnie bardzo nie wystraszył, lecz wstrząsnął tym, co dzieje się na świecie. Autor zostawił wiele niedomówień, co jest dość interesującym zabiegiem. Książka mi się podobała i była bardzo potrzebna w tamtych czasach, jednak nie sądzę, żebym do niej wracał.

Do następnego postu
xx K

Cześć!
Witam w kolejnym poście! Dzisiaj już prawidłowa notka z serii "Kilka słów o klasykach". Nie będzie to typowa recenzja, więc nie będę wystawiał oceny, tylko przedyskutuję kilka fragmentów książki, które były według mnie dobre oraz złe. Dzisiaj z okazji czterdziestlecia tej książki przygotowałem wpis o "Egzorcyście", podobno klasyce horroru. Czy warto sięgnąć po tę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Cześć!
Witam w kolejnym poście! Dzisiaj porozmawiamy o nowej książce Nicoli Yoon - "Słońce też jest gwiazdą". Zapraszam!


Natasha pochodzi z Jamajki, ale od ósmego roku życia mieszka w Stanach. Jej rodzice przebywają w USA nielegalnie i zostają deportowani na Jamajkę. Natasha jest załamana i wściekła na ojca – to przez niego rodzina musi wracać tam, skąd przyjechała. Wierzy w naukę, a nie w miłość. Zwłaszcza po tym, jak zdradził ją chłopak!


Zapewne słyszeliście o tej autorce i jej poprzedniej książce "Ponad wszystko" (recenzja na blogu). Ostatnio było o niej naprawdę głośno z powodu premiery ekranizacji. Niedawno wyszła też druga powieść Nicoli Yoon - "Słońce też jest gwiazdą". Kupiłem ją już jakiś czas temu, ale dopiero teraz znalazłem w moim TBR lukę i wcisnąłem tę premierę. Okładka jest dość specyficzna ale bardzo mi się podoba. Grzbiety bardzo ładnie się komponują z "Ponad wszystko" na półce, co bardzo cieszy mój wzrok, hah. Opis z tyłu książki może wskazywać, że będzie to kolejna młodzieżówka, która nie należy do zbyt ambitnej literatury, jednak jest kompletnie inaczej. Ta powieść o wiele bardziej zachwyciła mnie od "Ponad wszystko", dlaczego?

Często zdarza się, że druga książka tego samego autora jest o wiele gorsza od debiutu, jednak w tym przypadku było kompletnie inaczej. „Słońce też jest gwiazdą” to ciekawa i pouczająca historia Natashy i Daniela. Bardzo polubiłem te główne postacie. W porównaniu do postaci z debiutu te wydają mi się bardziej dojrzałe. Niby są nastolatkami, lecz zachowują się dojrzale, jak dorośli ludzie. Mają prawdziwe życiowe problemy i radzą sobie z nimi, a nie użalają nad sobą. Natashy było mi przez całą powieść bardzo szkoda, za to z Danielem się ogromnie utożsamiałem. Jednym słowem bardzo ich polubiłem za ich "życiowość" i prawdziwość. Warto również wspomnieć, że między narracją Natashy i Daniela autorka opowiada historie ludzi spotkanych na ulicy. Autorka skradła tym moje serce, bo z czymś takim się jeszcze nie spotkałem, a było to cudowne. Nicola opowiadała historie na przykład strażniczki w budynku, którą wszyscy uważali za dziwną. Opisywała kim dokładnie jest, jaki ma cel i dlaczego to robi. Naprawdę bardzo mi się to spodobało, bo poruszała problemy nie tylko głównych bohaterów, ale także przypadkowych ludzi. To pokazuje, że nie tylko my mamy kłopoty, ale także inni ludzie wiodą swoje życie.

Akcja książki dzieje się przez jeden dzień, lecz zostajemy przenoszeni w retrospekcjach do przeszłości bohaterów. Ta książka dowodzi, że przez jeden dzień może stać się naprawdę wiele! Autorka opowiada między innymi o problemach współczesnej młodzieży. Zdecydowanie nie jest to typowa książka z tego gatunku, bo wątek romantyczny czyli spotkanie chłopaka i dziewczyny na ulicy to tylko wierzchołek góry lodowej. "Słońce też jest gwiazdą" porusza także wiele ważnych problemów dzisiejszego świata. Zawiera w sobie ogromny morał, który porusza i zapamiętuje się go na zawsze. Epilog tej książki jest magiczny i przepiękny. Choć w ostatnim rozdziale odrobinę się zawiodłem to w tej końcówce się zakochałem. Tutaj także mamy wielką naukę - nawet najmniejsze czyny mają wpływ na czyjeś życie.

Autorka pisze lekko i przyjemnie, ale jak wspominałem porusza ważne tematy. "Słońce też jest gwiazdą" bardzo mi się podobało i trafia na listę moich ulubionych młodzieżówek. Zdecydowanie polecam!

★★★★★
Wmawiamy sobie, że wszystko ma swoją przyczynę, ale tak naprawdę karmimy się bajkami. Sami wymyślamy powody, które nic nie znaczą.
Nicola Yoon - "Słońce też jest gwiazdą"

Cześć!
Witam w kolejnym poście! Dzisiaj porozmawiamy o nowej książce Nicoli Yoon - "Słońce też jest gwiazdą". Zapraszam!


Natasha pochodzi z Jamajki, ale od ósmego roku życia mieszka w Stanach. Jej rodzice przebywają w USA nielegalnie i zostają deportowani na Jamajkę. Natasha jest załamana i wściekła na ojca – to przez niego rodzina musi wracać tam, skąd przyjechała....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Cześć!
Witam w kolejnym poście! Znów na blogu nastał mroźny klimat, bo recenzja kolejnego Mroza - tym razem "Kasacja". Zapraszam!


Książka nominowana w Plebiscycie Książka Roku 2015 lubimyczytać.pl w kategorii Kryminał sensacja Thriller.

Manipulacje, intrygi i bezwzględny, ale też fascynujący prawniczy świat…
Syn biznesmena zostaje oskarżony o zabicie dwóch osób. Sprawa wydaje się oczywista. Potencjalny winowajca spędza bowiem 10 dni zamknięty w swoim mieszkaniu w towarzystwie ciał zamordowanych osób.
Sprawę prowadzi Joanna Chyłka, pracująca dla bezwzględnej, warszawskiej korporacji. Nieprzebierająca w środkach prawniczka, która zrobi wszystko, by odnieść zwycięstwo w batalii sądowej. Pomaga jej młody, zafascynowany przełożoną, aplikant Kordian Oryński. Czy jednak wspólnie zdołają doprowadzić sprawę do szczęśliwego finału?
Tymczasem ich klient zdaje się prowadzić własną grę, której reguły zna tylko on sam. Nie przyznaje się do winy, ale też nie zaprzecza, że jest mordercą.
Dwoje prawników zostaje wciągniętych w wir manipulacji, który sięga dalej, niż mogliby przypuszczać.


Jeżeli jeszcze nie zauważyliście rok 2017 jest dla mnie rokiem Remigiusza Mroza! Zamierzam przeczytać większość książek tego autora, bo raczej nie uda mi się przeczytać wszystkich - panie Remigiuszu, to niemożliwe! - Oczywiście następna w kolejce "Czarna Madonna", zamówiona w przedsprzedaży i mam nadzieję, że akcją nie będzie ustawać temu thrillerowi prawniczemu. Zanim zacząłem moją jakże wspaniałą przygodę z tym właśnie autorem nie pomyślałbym, że zostanę wiernym fanem polskiej literatury, a tym bardziej polskiego kryminału, o thrillerze prawniczym już nie wspominając. No cóż... ten człowiek pisze same wspaniałe książki i nawet jeśli nie jesteście fanami gatunku, dana pozycja musi się Wam spodobać! Akurat byłem na lotnisku, bo leciałem na wakacje, a gdy odwołano lot musiałem sobie czymś poprawić humor, więc czym prędzej pobiegłem do lotniskowego stoiska z książkami i długo się nie zastanawiając, wziąłem "Kasację". Z tym wiąże się też historia, że zamiast pierwszego tomu wziąłem drugi i dopiero po kilku chwilach czytania stwierdziłem, że to coś nie gra. Na szczęście mogłem to wymienić. ;)
Muszę się przyznać, że było warto!

Takiej fabuły jeszcze nie czytałem! Od pierwszych stron zostajemy wrzuceni w wir akcji i jeśli ma się dużo czasu, można nie przestać, aż do końca. Mnie książka zajęła około trzech dni, choć gdybym miał mniej zajęć przeczytałbym wszystko w jeden. Jak to zwykle bywa u Remigiusza Mroza, kończąc jeden rozdział, chce się już czytać kolejny, bo cały czas dzieje się coś ważnego. Nie ma czasu, żeby odetchnąć i poukładać sobie w głowie kto jest naprawdę kim i co się właściwie dzieje. Jednak tym razem oprócz wyłącznie akcji, mamy spory dodatek humoru w postaci Joanny (pod żadnym pozorem Asi!) Chyłki, która chyba stała się moją ulubioną bohaterką literacką, ale o niej później. Akcja, humor... czego chcieć więcej? Niektórym może brakować wątku romantycznego, ale ja zauważyłem odrobinę chemii, choć było to naprawdę subtelne i myślę, że na tym się skończył romans tej dwójki. Oprócz tego autor wykonał genialny zabieg, bo postać pani adwokat już skądś znam. Skąd? Z książek o Wiktorze Forście, bo właśnie tam, ona broniła go w sądzie. Nie wiem jak Wam, ale mnie bardzo się to podoba. Może w dalszych częściach spotkam inne znane twarze?

Ostatnio bardzo interesuje mnie wątek prawniczy w literaturze/filmie/serialu (niepotrzebne skreślić). Wcześniej obejrzałem "Sposób na morderstwo" lub jak kto woli "How to get away with murder" z genialną Violą Davis, a może chcielibyście recenzje seriali? Tak jak zacząłem, ostatnio te tematy mnie pochłaniają, więc to był wyśmienity dodatek, bo przecież Remigiusz Mróz skończył prawo, czym jest nie tylko moim autorytetem literackim, ale także zawodowym (?). Osobiście chciałbym mieć takie szczęście, jakie miał Kordian!

Przechodząc do bohaterów, muszę zacząć od zjawiskowej, wspaniałej, idealnej, cudownej, jedynej w swoim rodzaju Joanny Chyłki. Ta kobieta to wielka petarda, jest niezwykła w każdym calu. Jak już pisałem, jest to moja nowa ulubiona postać literacka. Uwielbiam ją za jej determinacje, a co najważniejsze humor. Podczas czytania "Kasacji" można się nieźle uśmiać, bo jej teksty są po prostu genialne. Jeszcze lepiej, gdy jest z dość nieporadnym Oryńskim. Ten duet prawniczy zasługuje na idealne odwzorowanie w swojej ekranizacji, która powoli nadchodzi. Jeśli chodzi o Kordiana jego także bardzo polubiłem. Myślę, że mogę się z nim utożsamiać, bo odrobinę go przypominam. No cóż, bohaterowie to strzał w dziesiątkę!

Podsumowując - "Kasacja" jest jedną z tych lepszych książek Remigiusza Mroza. Są same dobre, lecz ta ląduje na półeczce "Te lepsze", chociaż... czy to możliwe? Jego wszystkie dzieła są wspaniałe! Jeżeli chcecie spędzić genialnie czas z dużą dawką akcji i niebanalnym humorem to jest to książka dla Was, a jeśli nie interesuje Was akcja, przeczytajcie do dla Joanny Chyłki, bo naprawdę warto!

★★★★★
Na świecie jest właśnie taka sprawiedliwość, jaką dostaliśmy. Każdy ma swoją rolę do odegrania. Prokurator wyolbrzymia, my pomniejszamy, a sędzia szuka czegoś pośrodku. A przedtem ktoś układa normę prawną, wokół której wszyscy tańczymy jak pieprzeni Indianie, odpychając się wzajemnie i podkładając sobie nogi. To jest sprawiedliwość w demokratycznym wydaniu.
Remigiusz Mróz - "Kasacja"

Cześć!
Witam w kolejnym poście! Znów na blogu nastał mroźny klimat, bo recenzja kolejnego Mroza - tym razem "Kasacja". Zapraszam!


Książka nominowana w Plebiscycie Książka Roku 2015 lubimyczytać.pl w kategorii Kryminał sensacja Thriller.

Manipulacje, intrygi i bezwzględny, ale też fascynujący prawniczy świat…
Syn biznesmena zostaje oskarżony o zabicie dwóch osób. Sprawa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Cześć! Witam w kolejnym poście! Dzisiaj porozmawiamy trochę o niezwykłej nowości od wydawnictwa Jaguar. Zapraszam!


Wielowątkowa opowieść o miłości, nieszczęściu, uśmiechach fortuny i zbawieniu. Znakomity debiut autorki, rozgrywający się na dalekich i wciąż dzikich rubieżach Alaski – najdalszego stanu Ameryki. Osadzona w egzotycznych realiach, głęboko poruszająca i autentyczna historia życia czwórki ludzi, mistrzowsko opisana przez pochodzącą z Alaski Bonnie-Sue Hitchcock, jedną z najbardziej obiecujących współczesnych pisarek. Tej książki nie da się zapomnieć.


O książce dowiedziałem się z jednego z blogów książkowych, który regularnie czytuję. Bardzo zainteresował mnie opis książki, a recenzja tym bardziej mnie zachęciła do lektury, więc już od dłuższego czasu planowałem kupno tej książki. Przy najbliższym zamówieniu książkowym po prostu dodałem ją do koszyka i po kilku dniach przyszła, zachwycająca.

Najbardziej zaciekawiła mnie okładka oraz tytuł, iście poetycki. Moja książkowa intuicja mnie nie zawiodła, bo dostałem to, czego się spodziewałem, ale powracając do tematu. "Zapach domów innych ludzi" - z czym Wam się to kojarzy? Mnie z ciekawą historią, nie do końca dobrą, interesującej osoby, a tak właśnie było. Dodatkowo okładka jest jedną z ładniejszych jakie sam posiadam. Ona także buduje klimat mroźnej Alaski. Samotny dom, śnieżne zaspy i to gwieździste niebo... Mógłbym się nad tym rozwodzić jeszcze bardzo długo, ale jest naprawdę piękna. Według mnie sam tytuł jak i okładka bardzo zachęcają czytelnika do sięgnięcia po tę lekturę!

Fabuła jest historią z życia kilku bohaterów, którzy są w zbliżonym wieku. Można uznać, że każda z nich jest odrębna, lecz w pewnym momencie wszystkie łączą się w całość. Bardzo polubiłem mieszkańców Alaski, choć nie spodziewałem się tego, że autorka osadzi swoją opowieść w latach siedemdziesiątych, lecz bardzo mi się to spodobało. Wracając do bohaterów - oni wszyscy byli tacy ludzcy, nie tacy jak w dzisiejszych książkach młodzieżowych. Brakowało popularnych dzieciaków, którzy gnębią tych biedniejszych. Postacie byli normalnymi nastolatkami, lecz dobrymi dla siebie nawzajem. Nie potrafię tego precyzyjnie określić, lecz bardzo ich wszystkich polubiłem za to, że nie stawali do siebie wilkiem, a wspierali. Piękne dziewczyny wolne dnie spędzają na pomocy przy połowach, a chłopcy także nie próżnują. Wszyscy pomagają rodzinie, bo wiedzą co jest ważne, lecz sami często rezygnują ze swoich marzeń. Najbardziej ze wszystkich polubiłem Ruth i Hanka, najprzyjemniej czytało mi się historię dziewczyny wysłanej do zakonu, lecz inne także były interesujące i miały swoją magię.

Hitchcock świetnie wykreowała świat. Jak dla mnie idealnie i plastycznie opisywała wszystkie wydarzenia, ale też realia panujące w tamtych czasach w tamtym miejscu. Sam poczułem, że razem z postaciami przemierzam mroźną Alaskę. Wielkie wrażenie zrobiły na mnie właśnie te opisy, właśnie dzięki nimi sami mogliśmy poczuć tytułowy zapach domów innych ludzi. Autorka przeniosła nas do refleksyjnej krainy, gdzie życie opiera się na prostych a zarówno surowych zasadach. Głowni bohaterowie musieli się wielu rzeczy wyrzec, by żyć w taki sposób jak ich przodkowie. Jest to doprawdy wzruszająca historia mająca swoją magię.

Podsumowując "Zapach domów innych ludzi" jest przepiękną opowieścią, lecz według mnie lepszą na jesienne okresy, gdzie mamy więcej czasu na refleksje i przemyślenia. Autorka zauroczyła mnie historiami bohaterów, ale także plastycznymi opisami Alaski z lat 70. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie będę mógł przeczytać jeszcze jakąś książkę tej wspaniałej kobiety. I właśnie dla tej historii daję jedną gwiazdkę więcej w skali.

★★★★★★

Niektórzy ludzie z pozoru wydają się zupełnie nieszkodliwi, a w rzeczywistości tylko czekają, by wybuchnąć, i jeśli człowiek zanadto się do kogoś takiego zbliży, może się boleśnie sparzyć.
Bonnie-Sue Hitchcock - "Zapach domów innych ludzi"

Cześć! Witam w kolejnym poście! Dzisiaj porozmawiamy trochę o niezwykłej nowości od wydawnictwa Jaguar. Zapraszam!


Wielowątkowa opowieść o miłości, nieszczęściu, uśmiechach fortuny i zbawieniu. Znakomity debiut autorki, rozgrywający się na dalekich i wciąż dzikich rubieżach Alaski – najdalszego stanu Ameryki. Osadzona w egzotycznych realiach, głęboko poruszająca i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

book-dragon-blog.blogspot.com

Cześć!
Witam w kolejnym poście! Dzisiaj porozmawiamy o tak zwanej książce idealnej na wakacje. Mowa oczywiście o "Ponad wszystko". Zapraszam!


Maddy jest uczulona dosłownie na wszystko. Nigdy nie opuszcza domu, a jedynymi osobami, które widuje, są jej mama i pielęgniarka. Ale pewnego dnia musi zmierzyć się ze światem zewnętrznym i wtedy spotyka Olly’ego. Czy podejmie największe ryzyko w swoim życiu?


Chciałem przeczytać tę powieść już rok temu, gdy zrobiło się o niej bardzo głośno. To właśnie w 2016 cały polski booktube i blogosfera zawrzał i wszyscy zachwycali się "Ponad wszystko". Niestety wtedy nie udało mi się wcisnąć tej książki w mój literacki grafik, a później po prostu o niej zapomniałem. Przypomniał mi o niej zwiastun filmu, który teraz zagościł w kinach. Zakochałem się w samym teasterze, a wyznając zasadę 'najpierw książka, potem film' stwierdziłem, że pierwowzór literacki musi być o niebo lepszy, więc na początku wakacji to zakupiłem. Czy warto?

Pomysł na fabułę jest bardzo dobry. Wcześniej nie spotkałem się w literaturze czy kinematografii wątku choroby nie pozwalającej wyjść na świat. To przerażające jak ta choroba ogranicza ludzi i całe ich życie. O tym możemy się dowiedzieć z kart tej powieści.

Główna bohaterka - Maddie - praktycznie całe życie spędziła w swoim domu. Ma kontakt jedynie ze swoją mamą, pielęgniarką Carlą, lekarzem i nauczycielami, którzy dają jej lekcje przez komunikator internetowy. Oprócz tego ma internetowych przyjaciół. Całe dnie spędza czytając książki, oglądając z mamą filmy czy grając z nią w gry. Brzmi jak opis typowej blogerki lub geeka, więc jej postać odrobinę skojarzyła mi się z "Fangirl" od Rainbow Rowell. Jednak pewnego dnia jej całe życie odwraca się do góry nogami, bo do sąsiedniego domu wprowadza się nowa rodzina. Główna bohaterka jest bardzo sympatyczna i bardzo było mi jej szkoda, lecz momentami strasznie mnie irytowała swoim infantylnym zachowaniem. Jednak bardzo spodobał mi się delikatny sposób w jaki opisuje to Nicola Yoon. Było tak bardzo prawdziwe, choć odrobinę przesłodzone, lecz bardzo subtelne. Drugi główny bohater - Olly - jest według mnie ciekawszą postacią. Nie jest to typowy chłopak z problemami, który ukrywa swoją przeszłość i stara się być zły, bo takich osób bardzo nie lubię. On był bardzo miły, lecz jego rodzina była okropna. Zaintrygował mi swoim sposobem bycia i zainteresowaniami, a głównie tym jak pozory mogą mylić. Czy posądzilibyście chłopaka całego ubranego na czarno (jak ja) uprawiającego parkour o to, że jest jednym z inteligentniejszych uczniów z matematyki? Muszę jeszcze wspomnieć o postaci Carli, która jest wspaniała! Odrobinę przerysowana, lecz dająca nadzieję i przekazująca wiele prawd życiowych, których nie nauczymy się z podręczników. Bohaterowie są jak najbardziej na plus!

Zakończenie jest bardzo nieprzewidywalne. Nie wpadłoby mi do głowy to, co stało się na ostatnich stronach powieści. Środek przewidziałem, i wiedziałem, że takie coś się stanie. Zakończenie jednak niezbyt mi się spodobało. Byłem przekonany, iż całe "Ponad wszystko" będzie utrzymany w słodkim klimacie, gdzie wszystko da się naprawić przeprosinami z piosenką Petera Gabriela w tle (jeżeli wiecie o co chodzi) jednak się przeliczyłem. Ogólnie troszkę nie rozumiałem co się dzieje, dopiero po przeczytaniu musiałem sobie wszystko ułożyć w głowie.

"Ponad wszystko" jest dość schematyczną książką, lecz przedstawioną na nowy, świeży sposób. Przekazuje ogromne wartości takie jak wiara w marzenia, możliwość dokonania tego, co chcemy osiągnąć. Nie żałuję, że po nią sięgnąłem, bo spędziłem naprawdę wspaniałe popołudnie. Polecam!

★★★★✩
Jeśli człowiek nie żałuje, znaczy że nie żył.
Nicola Yoon - "Ponad wszystko"

book-dragon-blog.blogspot.com

Cześć!
Witam w kolejnym poście! Dzisiaj porozmawiamy o tak zwanej książce idealnej na wakacje. Mowa oczywiście o "Ponad wszystko". Zapraszam!


Maddy jest uczulona dosłownie na wszystko. Nigdy nie opuszcza domu, a jedynymi osobami, które widuje, są jej mama i pielęgniarka. Ale pewnego dnia musi zmierzyć się ze światem zewnętrznym i wtedy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

book-dragon-blog.blogspot.com
Cześć!
Witam w kolejnym poście! Na moim blogu znowu zawiało mrozem, bo skończyłem "Świt, który nie nadejdzie" od niezawodnego Remigiusza Mroza! Czy jest tak dobry jak reszta pozycji tego autora? Zapraszam!


Odważysz się wejść w przestępczy świat przedwojennej Warszawy?

Były pięściarz, Ernest Wilmański, to człowiek bez przeszłości. Stracił wszystko, co miał do stracenia. W poszukiwaniu nowego życia wyjechał do stolicy, jednak znalazł się w złym czasie i w złym miejscu. Zanim zaczął rozglądać się za pracą, praca znalazła jego i… nie miała nic wspólnego z uczciwym zarobkiem.

Wilmański wbrew swojej woli został wciągnięty w świat Banników, grupy przestępczej, która swą nazwę zawdzięcza temu, że z przeciwnikami rozprawia się tak, jak robił to słowiański demon – topiąc ich w baniach.

Ernest wspina się po gangsterskiej drabinie, nie spodziewając się, że jedna kobieta może pokrzyżować wszystkie jego plany. Ani że zjawy z przeszłości dopomną się o uwagę…


Kolejna książka Remigiusza Mroza na moim koncie! Coraz bardziej zbliżam się do poziomu zero, została mi tylko Chyłka i Parabellum. Jeżeli po ilości zrecenzowanych książek tego autora nie zauważyliście, to powiem Wam, iż jestem ogromnym fanem tego pisarza i jego wszystkie książki są genialne. Marzę o tym, by kiedyś w Szczecinie było podpisywanie książek i na wszystkich moich egzemplarzach widniał jego autograf... Ale już odbiegam od tematu! Nie chciałem się teraz zagłębiać w serie, więc sięgnąłem po jednotomówkę, a że "Świt, który nie nadejdzie" swoje już odleżał, postanowiłem, że to właśnie na niego nadszedł czas. Sama już okładka mówi, że będzie mrocznie i klimatycznie, a dla mnie atmosfera w książce jest naprawdę ważna. A co z resztą?

Zacznę od tego klimatu, jak już o nim wspomniałem. Jest naprawdę dobrze zrobiony. Tym razem Remigiusz Mróz przenosi czytelnika do przedwojennej Warszawy. Autor pokazuje, że nie czuje się dobrze jedynie w górach i rodzinnym Opolu, ale też wspaniale opisuje nie do końca przyjazną stolice. Na ulicach szerzy się prostytucja, kradzieże, bieda i miastem rządzą dwa silne gangi. Akurat niedawno wróciłem z wycieczki do Warszawy, więc podczas lektury mogłem przypomnieć sobie poszczególne ulice i części miasta, które nadal istnieją. Bardzo miło jest być w miejscu, gdzie rozgrywa się akcja jakiejś książki. Opowieść na pewno nie jest kolorowa, a realistyczna. Stolica nie jest tylko dla bogaczy, ale także dla biedaków, którzy żebrzą na ulicach. Klimatyczny realizm to największy atut tej książki. Podziwiam Remigiusza Mroza za tak wspaniałe opisy czasów, w których nie żył. Wykazał się tam wysokim kunsztem literackim.

Przejdę do bohaterów, którzy także stoją na poziomie. Ich historie bardzo mnie zaciekawiły a szczególnie Elizy. Na ulicach Warszawy powstawały już pierwsze oddziały kobiecej policji i ta postać tam wstąpiła. Spodobało mi się jej zacięcie, odwaga, a najbardziej to, że pokazała kobiecą siłę i już w dawnej stolicy było "girl power". Bardzo ją za to podziwiam. Ernest także był postacią z ciekawą historią życia. Były bokser przyjeżdża do dużego miasta i od razu dołącza do silnego gangu. Z tym musi wiązać się ciekawa historia. Niestety dalej okazało się być gorzej. Po pierwszych stu stronach okazało się, że to nie jest temat, który mnie interesuje. Wydarzenia były ciekawe jedynie miejscami, a rozmowy Ernesta z szefem gangu naprawdę mnie nudziły. Nie mówię, że było to źle, bo niektórym może się to spodobać, jednak mnie to odrobinę nużyło.

Podsumowując "Świt, który nie nadejdzie" to przede wszystkim wspaniały klimat i życiowi bohaterowie. Myślę, że nad wydarzeniami można by było popracować, by były ciekawsze. Uważam, że jeden tom w zupełności wystarczy, by zawrzeć w nim całą historię.


★★★✩✩
Tam gdzie tafla najspokojniejsza, dno znajduje się najgłębiej.
Remigiusz Mróz - "Świt, który nie nadejdzie"

book-dragon-blog.blogspot.com
Cześć!
Witam w kolejnym poście! Na moim blogu znowu zawiało mrozem, bo skończyłem "Świt, który nie nadejdzie" od niezawodnego Remigiusza Mroza! Czy jest tak dobry jak reszta pozycji tego autora? Zapraszam!


Odważysz się wejść w przestępczy świat przedwojennej Warszawy?

Były pięściarz, Ernest Wilmański, to człowiek bez przeszłości. Stracił...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

book-dragon-blog.blogspot.com


Cześć!
Witam w kolejnym poście! Dzisiaj porozmawiamy trochę o reedycji "Koraliny" Neila Gaimana. Zapraszam!


Dzień po przeprowadzce Koralina postanowiła zwiedzić cały dom... W nowym mieszkaniu, do którego Koralina przeprowadziła się z rodzicami, jest dwadzieścia jeden okien i czternaścioro drzwi. Trzynaścioro z nich otwiera się zwyczajnie, czternaste zaś są zamknięte na klucz. Za nimi znajduje się tylko ściana z cegieł – przynajmniej do dnia, w którym Koralina otwiera je i odkrywa przejście do innego domu, który na pierwszy rzut oka niczym nie różni się od jej własnego. Ale pozory mylą...

Z początku nowo odkryte mieszkanie wydaje się jej cudowne. Na obiad dostaje same smakołyki, a w pudełku z zabawkami czekają anioły, które po nakręceniu fruwają po pokoju, książki, w których ilustracje wyglądają, jakby ożywały, małe główki dinozaurów, które na zawołanie klekocą zębami. Jednakże w nowym domu są też nowi rodzice, którzy chcieliby, żeby Koralina została ich córeczką. Chcą ją odmienić, zatrzymać i nigdy nie oddać jej z powrotem. W lustrach zaś kryją się nieszczęśliwe dzieci, zagubione dusze...


Jak już wcześniej zauważyliście zbieram książki tego autora w nowych okładkach Dark Crayon. Są bardzo piękne i dzięki temu wreszcie przekonałem się do Neila Gaimana. Wydawnictwo MAG jak zawsze wykonało kawał dobrej roboty, bo okładka odzwierciedla to co znajdziemy w środku. Aż zachęca do czytania! Jest to moja trzecia książka tego autora, więc już przyzwyczaiłem się do specyficznego stylu jakim pisze ten autor. Lubię, gdy pisarz ma swój własny sposób prowadzenia fabuły, ale także interesujących opisów.

Tak naprawdę jest to książka na jeden raz. Akurat za oknem dżdży, więc postanowiłem sięgnąć po "Koralinę" i przed chwilą przeczytałem ją jednym tchem. Lekki sposób narracji ułatwia czytanie i przerzucamy strony jedna po drugiej całkowicie tracąc poczucie czasu. Wystarczyła mi nieco ponad godzina, by przeczytać tę około stu stronicową powieść. Chociaż może lepiej użyć słowa opowiadanie. Nie przeszkadza mi to, że książka jest taka króciutka, bo autor zawarł wszystko co trzeba zawrzeć w dobrej książce i gdyby została przedłużona stałoby się to minusem. Krótka powieść to w tym przypadku niezwykły plus, bo wspaniały klimat książki nie pozwala przeczytać jej na dwa, czy trzy razy.

Teraz przejdę do klimatu, jeśli już o nim zacząłem. Okładka sama wskazuje na to, że mamy do czynienia z dziecięcym dark fantasy. Od pierwszych stron towarzyszy niemałe uczucie niepokoju. To przeczucie ze strony na stronę rośnie, by przy końcu osiągnąć punkt kulminacyjny. Neil Gaiman jest mistrzem budowania napięcia, a właśnie o to, przede wszystkim chodziło. Stylizacja na mroczną baśń to niesamowity zabieg, który jest największym atutem tej książki. To, co zrobił autor wzorując się na nieśmiertelnej "Alicji z Krainy Czarów" dało wspaniały efekt.

Przechodząc do minusów muszę przyznać, że odrobinę się zawiodłem. Czytałem w opiniach na lubimyczytac.pl, że jest to horror dla dzieci, ale nawet dorosłych może przestraszyć. Nie odczułem tego kompletnie. Podczas czytania towarzyszył mi lekki niepokój i ciekawość co będzie dalej, ale to z powodu mistrzowskich opisów i budowania napięcia, a nie z powodu historii, która kompletnie nie jest przerażająca. Gdybym nie czytał recenzji nie nastawiłbym się na coś strasznego. Mam teraz takie uczucie jak w przypadku "Lśnienia", wszystko mówią, iż jest to horror wszech czasów, a mnie kompletnie nie przestraszył. Więcej przeczytacie w recenzji, do której Was bardzo zapraszam.

Podsumowując spędziłem z "Koraliną" niesamowitą godzinę, ale nie sądzę, że wrócę do tej książki. Być może przy burzy, bez prądu przetrwam to z dziełem Neila w ręku. Niesamowity klimat i stylistyka, lecz bardziej spodobałoby mi się kilka lat temu.

★★★★✩
Ja wcale nie chcę wszystkiego czego pragnę. Nikt tego nie chce. Nie tak naprawdę. Co to za zabawa dostawać wszystko, o czym się marzy, tak po prostu? Wtedy to nic nie znaczy. Zupełnie nic.
Neil Gaiman - "Koralina"

book-dragon-blog.blogspot.com


Cześć!
Witam w kolejnym poście! Dzisiaj porozmawiamy trochę o reedycji "Koraliny" Neila Gaimana. Zapraszam!


Dzień po przeprowadzce Koralina postanowiła zwiedzić cały dom... W nowym mieszkaniu, do którego Koralina przeprowadziła się z rodzicami, jest dwadzieścia jeden okien i czternaścioro drzwi. Trzynaścioro z nich otwiera się zwyczajnie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

book-dragon-blog.blogspot.com

Cześć!
Witam w kolejnym poście. Dzisiaj porozmawiamy o nowości wydawniczej od Moondrivea'a, czyli wakacyjnym hicie "Ponad wszystko". Zapraszam!


Kiedy wydaje ci się, że to już koniec, właśnie wtedy możesz być... na początku wszystkiego.
Ezra Faulkner jest gwiazdą swojej szkoły: popularny, przystojny i dobrze zbudowany. Miał nawet zostać królem balu maturalnego. Ale to było zanim... Zanim dziewczyna go zdradziła, auto roztrzaskało mu kolano, jego dobrze zapowiadająca się kariera sportowa legła w gruzach, a przyjaciele zdobyli się jedynie na to, aby wysłać mu do szpitala kartkę z życzeniami szybkiego powrotu do zdrowia.

Cassidy Thorpe to dziewczyna inna niż wszystkie. Zjeździła kawał świata, nocą wykrada się z gitarą na dach internatu, tańczy tak, jakby krótka chwila miała trwać wiecznie, i zna naprawdę dziwne słowa.

Spotkanie tej dwójki jest przypadkowe, ale zmieni ich życie na zawsze. Cassidy wciąga Ezrę do swojego niesamowitego świata, w którym nie ma końców – są tylko nowe początki.


O książce dowiedziałem się od razu z fanpage wydawnictwa Moondrive. Według mnie wydaje ono najlepsze książki młodzieżowe, które bardzo lubię czytać. Dodatkowo zainteresowało mnie to, że mówili o tym jako o książce idealnej na wakacje, a uwielbiam czuć w książce specyficzny klimat. Wcześniej z "letnich" książek czytałem na przykład "Podaruj mi miłość", ale o takich pozycjach będzie za tydzień odrębny post. Od razu zamówiłem w przedsprzedaży i z niecierpliwością czekałem na kuriera. Zabawne, że moje zamówienie przyszło kilka dni przed premierą, więc mogłem cieszyć się książką już wtedy, gdy się jej nawet nie spodziewałem.Na wstępie mogę Was zapewnić, że Moondrive nie kłamał i jest to prawdziwie letnia książka! Co od razu rzuca się w oczy to okładka, która także pokazuje klimat całej powieści. Jest po prostu przepiękna. Gdybym nie przeczytał wcześniej opisu, a zobaczył tę książkę w księgarni zapewne bez zastanowienia bym ja kupił.

Choć historia może wydawać Wam się oklepana i taka jak wszystkie to jest kompletnie na odwrót. Na początku myślałem, że będzie to kolejna historia, z którą spędzę przyjemnie czas i nic więcej, ale mniej więcej w środku okazało się, że jest zupełnie inaczej. Jak już wcześniej wspominałem lubię młodzieżówki, nawet takie, które są kompletnymi odmóżdżaczami, lecz uwielbiam takie, które przekazują jakieś prawdy życiowe lub wartości. Historia Ezry i Cassidy na pewno nie jest oklepana i jest to typ książki z literatury młodzieżowej, która może nas czegoś nauczyć.

Bohaterowie, których wykreowała Robyn bardzo przypadli mi do gustu. Na reguł w książkach tego typu wszyscy są tacy sami i zwykle nie grzeszą inteligencją, lecz główne postacie w "Początku wszystkiego" są na swój licealny wiek bardzo dojrzali. Autorka skorzystała ze schematu typowego amerykańskiego high school. Chodzi o to, że uczniowie dzielą się na kategorie najbardziej popularnych (sportowców i cheerleaderek) oraz tych, na których nikt nie zwraca uwagi (w tym przypadku ludzi z kółka debat). To wydawało mi się przerysowane, lecz użyte w dobrym celu ukazania tego, jak ci najbardziej popularni są fałszywi i jak łatwo przez jedno wydarzenie stracić całą "szkolną chwałę" i przejść do tej drugiej kategorii. Ciekawie, że w książce Robyn poruszała prawdziwe problemy osób w tym wieku, a nie tylko imprezy, randki i inne przesłodzone rzeczy jak w wielu książkach literatury młodzieżowej. Postać Ezry bardzo mi się spodobała, jednak to Toby był według mnie najbardziej zmarnowanym potencjałem tej powieści. Według mnie mogłoby być go o wiele więcej, ponieważ przyjaciel głównego bohatera jest naprawdę wspaniale stworzony. Tego niestety nie mogę powiedzieć o Cassidy... Przez pierwszą połowę książki bardzo ją lubiłem i podziwiałem, jednak później stała się moją najmniej lubianą postacią w powieści.

Jeśli chodzi o minusy to sposób prowadzenia historii podobał mi się do pierwszej części. Dalej po prostu nie spodobało mi się to co zrobiła autorka. Nie chodzi o to, że zrobiła to źle czy coś w tym stylu, lecz po prostu myślałem, że skończy się to całkowicie inaczej. Byłem przekonany, że ta słodko-gorzka historia będzie bardziej słodka niż gorzka. Dodatkowo w niektórych momentach trochę gubiłem się w narracji, lecz daję wielkiego plusa, że wszystko opowiada chłopak, bo prawie zawsze narratorem jest dziewczyna. Fajnie było przeczytać coś z innego punktu widzenia.

Podsumowując "Początek wszystkiego" jest książką idealną na wakacje. Bardzo szybko się czyta i ma wspaniały, niepowtarzalny klimat, jednak nie brakuje jej minusów. Widać, że jest to debiut Robyn Schneider, jednak chętnie przeczytam kolejną książkę tej autorki. Czekam, aż wydawnictwo wyda kolejną powieść tej autorki! Nie pozostaje mi nic innego jak polecić Wam "Początek wszystkiego", bo naprawdę warto spędzić wspaniałe chwile przy tej powieści!

★★★★✩

Czasem myślę sobie, że na każdego czai się jego osobista tragedia. Że ktoś, kto właśnie kupuje mleko w piżamie albo dłubie w nosie na światłach, może być sekundę od katastrofy. Że każde życie, nieważne, jak zwyczajne, ma tę jedną chwilę, kiedy staje się wyjątkowe - chwilę, po której wydarzy się wszystko, co naprawdę ma znaczenie.
Robyn Schneider - "Początek wszystkiego"

book-dragon-blog.blogspot.com

Cześć!
Witam w kolejnym poście. Dzisiaj porozmawiamy o nowości wydawniczej od Moondrivea'a, czyli wakacyjnym hicie "Ponad wszystko". Zapraszam!


Kiedy wydaje ci się, że to już koniec, właśnie wtedy możesz być... na początku wszystkiego.
Ezra Faulkner jest gwiazdą swojej szkoły: popularny, przystojny i dobrze zbudowany. Miał nawet zostać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Cześć! Witam w kolejnym poście. Dzisiaj opowiem trochę o stosunkowo nowej pozycji jaką jest "Duchowe życie zwierząt". Zapraszam! :)


Autor „Sekretnego życia drzew”, Peter Wohlleben, przedstawia w fascynujący sposób świat przyrody, którego nie znamy.
Koguty okłamujące kury? Łanie pogrążone w żałobie? Zawstydzone konie? To przejawy fantazji ekologów czy naukowo udowodnione fakty z życia zwierząt? Czy bogate życie uczuciowe nie jest zastrzeżone jedynie dla ludzi?
Peter Wohlleben, leśnik i miłośnik przyrody, korzystając z najnowszych badań i własnych obserwacji, udowadnia, że zwierzęta i ludzie w sferze uczuć i doznań są do siebie podobni. Odkrywa przed nami niesamowite historie zwierząt, w których możemy zaobserwować ich mądrość, współczucie, troskę czy przyjaźń.
Podobnie jak w bestsellerowym „Sekretnym życiu drzew” Wohlleben przedstawia w fascynujący sposób świat przyrody, którego nie znamy. Kochasz zwierzęta? Dzięki tej książce przekonasz się, że są ci bliższe, niż ci się zdawało.


Zapewne słyszeliście o "Sekretnym życiu drzew", które poprzedniego roku podbiło serca wielu polskich czytelników. Peter Wohlleben wydał w tym roku nową książkę, o podobnej tematyce, lecz zamiast roślin opisywał zwierzęta. Już w 2016 chciałem kupić debiutancką powieść niemieckiego leśnika, lecz wtedy nie czytywałem bardziej ambitnych książek, tylko same młodzieżówki. Gdy dowiedziałem się o "Duchowym życiu zwierząt" musiałem to przeczytać, ponieważ jest to temat bardziej interesujący mnie od roślin. Przy okazji szkolnej wycieczki postanowiłem zakupić tę powieść (miałem mały dylemat, płyta lub książka, oczywiście padło na książkę). Bardzo mi się podoba, że zostało to wzbogacone także o edycję ilustrowaną, która bardzo mi się podoba, lecz w empiku natrafiłem jedynie na zwykłą. I tak jest pięknie wydana!

Jeśli już zacząłem o wydaniu, to jest to wielki atut książki. Wydawnictwo otwarte naprawdę się postarało i przepięknie stworzyli szatę graficzną tej pozycji. W sklepie od razu rzuca się w oczy i można się na nią patrzeć godzinami. Cudowny kolaż przedstawiający harmonię w świecie zwierząt. Oprócz tego na początku każdego rozdziału mamy miniaturowe rysunki, które także wzbogacają środek książki. Dodatkowo przepięknie pachnie (musiałem o tym wspomnieć). Będzie wspaniale ozdabiać moją biblioteczkę!

Bardzo spodobało mi się to z jaką miłością i czułością autor opowiada o zwierzętach. Leśnik przepięknie opowiada o każdym ze zwierząt, nawet tych, które inni ludzie traktują po macoszemu, na przykład insektach. Największym atutem są interesujące anegdoty z życia Petera Wohllebena. Z tego co wyczytałem ma on niewielką farmę i kilka zwierząt hodowlanych, do tego oczywiście pupile domowe. Ciekawie opowiadał o przypadkach w jego gospodarstwie na przykład o koźle Vito, ale oczywiście nie tylko o tym. Mieszkając w leśniczówce blisko lasu, autor chcąc nie chcąc codziennie obserwuje dziką przyrodę, więc mamy tu wiele historii z jego życia i wydarzeń, których on sam był świadkiem.

W czterdziestu pięciu rozdziałach Peter Wohlleben opisuje podstawowe emocje zwierząt takie jak strach, miłość, sen czy rodzicielstwo. Każda część jest o czymś innym, więc nie musimy czytać książki po kolei tylko zacząć od rozdziału, który najbardziej nas interesuje. Autor opisywał dane emocje na przykładach z jego własnego doświadczenia, z badań naukowych, ale także z... filmików na YouTube.

Jeśli chodzi o minusy, to niestety jest to długość rozdziałów. Każdy ma około dziesięciu stron, a często i mniej. Według mnie, by dobrze wszystko napisać potrzeba odrobinę więcej. Autor mógłby zrezygnować z pobocznych tematów i poświęcić więcej miejsca w książce na te, potrzebujące dokładniejszego opisania. Równie dobrze książka mogłaby być odrobinę dłuższa, ponieważ ma dokładnie dwieście sześćdziesiąt cztery strony. Nie uważacie, że jest to odrobinę za mało? Miejscami autor odrobinę przynudzał. Jego styl pisania niestety należy do przeciętnych. Ciekawie opowiadał anegdoty, lecz reszta książki nie była napisana szczególnym językiem. Niektóre rozdziały mnie nudziły, nie z powodu tematu, jakie poruszały, ale sposobu, w jakie zostały napisane. Miejscami bardzo interesujące, a miejscami okropnie nudne.

Podsumowując "Duchowe życie zwierząt" jest dość dobrą książką, lecz liczyłem na coś więcej. Nie pozostaje mi nic innego jak polecić to wszystkim miłośnikom zwierząt, ponieważ otwiera ona oczy i pozwala spojrzeć później na otaczającą nas przyrodę w nieco inny sposób.

★★★✩✩

Zwyczajne uważam to za piękną myśl, że inne gatunki również nie są jedynie maszynami, które działają wyłącznie według zaprogramowanych mechanizmów, a naciśnięcie guzika względnie hormonu wywołuje określone działania. Wiewiórki, sarny czy dziki z duszą - to jest to, co mnie bierze i napełnia moje serce radością, gdy wiedzę takie zwierzaki na swobodzie.
Peter Wohlleben - "Duchowe życie zwierząt"

book-dragon-blog.blogspot.com

Cześć! Witam w kolejnym poście. Dzisiaj opowiem trochę o stosunkowo nowej pozycji jaką jest "Duchowe życie zwierząt". Zapraszam! :)


Autor „Sekretnego życia drzew”, Peter Wohlleben, przedstawia w fascynujący sposób świat przyrody, którego nie znamy.
Koguty okłamujące kury? Łanie pogrążone w żałobie? Zawstydzone konie? To przejawy fantazji ekologów czy naukowo udowodnione...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Cześć! Dzisiaj miała się pojawić recenzja filmu "Into the wild", ale postanowiłem, że początek czerwca będzie książkowy, bo w ten weekend skończyłem czytać, można powiedzieć, klasyk gatunku jakim jest "Lśnienie". Czy ta pozycja jest warta uwagi? Zapraszam!


Powieść uważana przez wielu czytelników za horror wszechczasów.
Jack Torrance, były nauczyciel, a obecnie poszukujący weny pisarz, otrzymuje prace dozorcy w opuszczonym na czas zimowy górskim hotelu Overlook (Panorama). Kiedy burze śnieżne odcinają od świata rodzinę Torrance'ów, obdarzony telepatycznymi zdolnościami Danny, pięcioletni syn Jacka, odkrywa, że hotel jest nawiedzony, a duchy powoli doprowadzają jego ojca do obłędu. Sytuacja staje się coraz bardziej napięta, aż pewnego dnia mężczyzna przestaje nad sobą panować.


Książkę kupiłem pod wpływem impulsu w księgarni. Chciałem sięgnąć po coś świeżego, a że zwykle nie sięgam po literaturę tego typu padło na Kinga (wcześniej czytałem "Carrie" (recenzja na blogu) i "Misery"). Po wcześniejszym zapoznaniu się z ogromem pozytywnych opinii, które krążą w Internecie zacząłem czytać. Byłem przekonany, że dostanę bardzo przerażający horror, gdzie będę przerażony już po pierwszych stronach, a dostałem przeciętny thriller psychologiczny. Nie powiem, był to ogromny zawód.

Muszę przyznać, iż Stephen King ma specyficzny styl pisania, który albo się kocha, albo nienawidzi. Mnie bardzo się spodobał po dwóch poprzednich książkach tego autora, w "Lśnieniu" był tak jakby mniej widoczny, lecz gdyby nie było nazwiska pisarza na okładce, z łatwością rozpoznałbym, że to właśnie on napisał. Za sposób napisania książki daje ogromnego plusa, ponieważ taka narracja bardzo mi się podoba.

Bohaterowie zostali wykreowani bardzo dobrze, choć myślę, że trochę przerysowanie. Główna postać - Jack Torrance - jest człowiekiem z barwną przeszłością, choć nie do końca pozytywną. Podoba mi się to, że Jack został przedstawiony na dwa sposoby - pozytywny oraz negatywny - dzięki czemu mogliśmy sami dokonać jego dogłębnej analizy oraz oceny. Wendy wydaje mi się być najbardziej przerysowaną książkową bohaterką na świecie. Taka spokojna, szara myszka pod kloszem swojego męża. Danny jest najciekawszą postacią z "Lśnienia". Dziecko z nadprzyrodzoną zdolnością oraz wymyślonym przyjacielem? Intrygujące połączenie. Wszyscy ludzie z tej książki, zostali stworzeni bardzo dobrze, co było plusem w tej książce, myślę, że jest to najmocniejsza strona "Lśnienia".

Niestety, potem stawało się tylko gorzej. Przez pierwszą połowę książki nic się nie działo. Pomyślałem, że to taki rodzaj budowania napięcia i zaraz Stephen King da upust swojemu kunsztowi literackiemu jak w przypadku "Carrie". Niestety, nie dał. Jakaś szczególna akcja działa się jedynie pod koniec. Mogę powiedzieć, że przez całą książkę po prostu wiało nudą. Kiedy myślałem, że już coś się stanie, nie działo się nic. Rozdziały okropnie mi się dłużyły i chciałem jak najszybciej je skończyć. Tutaj leży największy minus "Lśnienia", bo z opisu wynika, że miał być on największym horrorem ostatnich lat, lecz według mnie pasowałoby określenie thriller psychologiczny.

Przez te wszystkie recenzje spodziewałem się czegoś mega strasznego, lecz niestety dostałem przeciętną pozycję z dobrymi bohaterami. Sam nie wiem, jak mogę to ocenić.

★★★✩✩
Żyjemy, aby walczyć jeszcze jeden dzień.
Stephen King - Lśnienie

Cześć! Dzisiaj miała się pojawić recenzja filmu "Into the wild", ale postanowiłem, że początek czerwca będzie książkowy, bo w ten weekend skończyłem czytać, można powiedzieć, klasyk gatunku jakim jest "Lśnienie". Czy ta pozycja jest warta uwagi? Zapraszam!


Powieść uważana przez wielu czytelników za horror wszechczasów.
Jack Torrance, były nauczyciel, a obecnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Cześć!
Witam w kolejnym poście! Dzisiaj już całkowicie odpoczniemy od kryminałów Remigiusza Mroza, a przeniesiemy się do Niemiec w czasach II wojny światowej. Zapraszam na recenzję "Złodziejki książek"! :)


Światowy bestseller, na podstawie którego powstał film wytwórni Twentieth Century Fox.

Liesel Meminger swoją pierwszą książkę kradnie podczas pogrzebu młodszego brata. To dzięki „Podręcznikowi grabarza” uczy się czytać i odkrywa moc słów. Później przyjdzie czas na kolejne książki: płonące na stosach nazistów, ukryte w biblioteczce żony burmistrza i wreszcie te własnoręcznie napisane… Ale Liesel żyje w niebezpiecznych czasach. Kiedy jej przybrana rodzina udziela schronienia Żydowi, świat dziewczynki zmienia się na zawsze…


Markus Zusak urodził się w 1975 roku. Dorastał w Sydney, gdzie wciąż mieszka z żoną i dwójką dzieci. Jest autorem pięciu powieści, w tym „Posłańca” oraz „Złodziejki książek” – międzynarodowego bestsellera, przetłumaczonego na ponad czterdzieści języków.

Jego pierwsze trzy powieści („Moje tak zwane życie”, „Walczący Ruben Wolfe” i nietłumaczona na język polski „When Dogs Cry”, wydana też jako „Getting the Girl”), ukazały się w latach 1999–2001, zdobywając nagrody w Australii i USA.

„Posłaniec” (2002, polskie wydanie 2009) w 2003 roku otrzymał dwa wyróżnienia w Australii: Australian Children’s Book Council Book of the Year Award (Older Readers) i NSW Premier's Literary Award (Ethel Turner Prize) oraz Printz Honour w Ameryce i nagrodę Deutscher Jugendliteratur w Niemczech.

Jednak największy sukces odniosła „Złodziejka książek”. Od pierwszego wydania w 2005 roku powieść przez 375 tygodni znajdowała się na liście bestsellerów „New York Timesa”. Do dziś zajmuje pierwsze miejsca na listach bestsellerów Amazon.com, Amazon.co.uk, „New York Timesa” oraz podobnych listach w wielu krajach Ameryki Południowej, Europy i Azji. Zdobyła liczne nagrody i wyróżnienia oraz została sfilmowana.

Adaptację filmową „Złodziejki książek” wyprodukowała wytwórnia Twentieth Century Fox. W filmie wyreżyserowanym przez zdobywcę nagrody Emmy, Briana Percivala („Downton Abbey”), zagrali m.in.: Geoffrey Rush („Blask”, „Jak zostać królem”), Emily Watson („Przełamując fale”, „Anna Karenina”) oraz Sophie Nelisse („Pan Lazhar”) jako Liesel Meminger, tytułowa złodziejka książek.


O tej książce od dawna słyszałem same pochlebne recenzje. Widziałem też zwiastun filmu, który chciałem obejrzeć, lecz stwierdziłem, że najpierw książka potem film (niedługo możecie się spodziewać recenzji także ekranizacji). Nie mogłem się doczekać, kiedy wreszcie sam przekonam się czego jest warta ta zachwalana przez wszystkich powieść. Interesuję się II wojną światową, więc tym bardziej zwiększyła się moja ciekawość, jak autor pokaże ten okres od drugiej strony. Naczytałem się tyle pozytywnych słów, że miałem ogromne oczekiwania, jednak muszę powiedzieć, że trochę się zawiodłem.

Zacznę od tego co spodobało mi się najbardziej, czyli od sposobu narracji. Całą historię opowiada Śmierć. Od pierwszych stron mnie to zaintrygowało, bo jest to dość niespotykany a bardzo ciekawy zabieg. Oczywiście głównie opowiada ona historię Liesel, lecz co jakiś czas napotykamy rozdziały tylko o niej, które według mnie są największym atutem tej powieści i podobały mi się najbardziej. Było tam opisane jaka naprawdę jest śmierć, czyli nie postacią złą a wysłannikiem samego Boga, i według tych wszystkich dusz nawet bliższa ludziom. Dostaliśmy tu "ludzką" Śmierć, która rozumiała ludzi, ich lęki oraz przerażające wydarzenie jakim jest wojna. Wcale nie cieszy się z tego co dzieje się na Ziemi, a uważa, że to wszystko jest okropne. Te rozdziały były bardzo artystyczne i piękne, właśnie tym autor zapunktował u mnie najmocniej.

O całej historii złodziejki książek mogę powiedzieć, że jest piękna i rozczulająca. Dawno nie czytałem powieści, gdzie w okropnej sytuacji w ludziach kryje się wiele dobra. Choć na świecie szalała wojna, a bohaterowie żyli w kraju, o którym inni myśleli, że żyją tam sami zbrodniarze, zdobywają się na wiele ciepła w stosunku do innych, chociaż wiedzą, że może ich za to spotkać największa kara. Dostaliśmy tu także szereg emocji, nie zabrakło tu przerażenia, zła, cierpienia i straty, lecz przeważała przyjaźń, miłość i empatia w stosunku do innych ludzi. Bardzo podobał mi się sposób w jaki została przedstawiona rodzina Liesel, nie byli oni żadnymi nazistami, lecz ludźmi, którzy chcieli w spokoju żyć, a co najważniejsze - ukrywali przed hitlerowcami Żyda. Nie zmienia to faktu, że miasteczko w którym mieszkali było pełne sprzeczności, tak jak podzielone Niemcy. Bohaterowie, którzy zostali stworzeni przez Markusa Zusaka, wydają się być tacy "ludzcy", są jak zwykli ludzie. Bardzo podoba mi się to jak ich wykreował autor, bo zrobił to wspaniale.

Niestety spodziewałem się czegoś lepszego. Nie mogłem przebrnąć przez pierwszą połowę książki, zaryzykuję nawet stwierdzeniem, że początek był zwykle nudny. Dopiero ta druga część, kiedy przyszedł Max zrobiła się interesująca i przeczytałem ją w jeden dzień. Myślę, że gdyby autor zamknął tę książkę w trzystu stronach, byłoby o wiele lepiej, ponieważ według mnie pewna część wstępu była niepotrzebna. Teraz mam podobnie jak Liesel, nienawidzę tej książki za zakończenie, jakie zaserwował nam autor, lecz kocham ją, bo jest to przepiękna, ciepła i pełna miłości w ciężkich czasach historia. Pomimo małych zastrzeżeń zdecydowanie polecam!

★★★★✩

Nienawidziłam słów i kochałam je.
Mam nadzieję, że nauczyłam się ich używać.
Markus Zusak - "Złodziejka książek"

book-dragon-blog.blogspot.com

Cześć!
Witam w kolejnym poście! Dzisiaj już całkowicie odpoczniemy od kryminałów Remigiusza Mroza, a przeniesiemy się do Niemiec w czasach II wojny światowej. Zapraszam na recenzję "Złodziejki książek"! :)


Światowy bestseller, na podstawie którego powstał film wytwórni Twentieth Century Fox.

Liesel Meminger swoją pierwszą książkę kradnie podczas pogrzebu młodszego brata....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Cześć!
Witam w kolejnym poście! Nie jesteście jeszcze zmęczeni Remigiuszem Mrozem na moim blogu? Mam nadzieję, że nie, a jeśli tak to mam dla was dobrą wiadomość, bo to najnowszy tom serii z Komisarzem Forstem, a na kolejny będziemy musieli troszkę poczekać. Zapraszam!


Gdzie jest Wiktor Forst?
To pytanie zadają sobie zakopiańscy śledczy, gdy topniejący w Tatrach śnieg odsłania makabryczny widok na zboczach Giewontu. Odnalezione zostają zwłoki grupy kobiet, których za życia nic ze sobą nie łączyło.
Żadna wycieczka nie zaginęła zimą na szlakach, a wszystkie ofiary wypadków w górach zostały odnalezione. W dodatku na ciałach nie ma żadnych śladów świadczących o tym, by doszło do zabójstw. Kiedy w Zakopanem znikają jednak kolejne kobiety, nie ma wątpliwości, że na Podhalu pojawił się seryjny zabójca.
Policja odkrywa ślad prowadzący do Wiktora Forsta. Problem polega na tym, że nikt nie wie, gdzie od roku przebywa były komisarz…

Kiedy kilka miesięcy temu Remigiusz Mróz podał do informacji publicznej wiadomość, że wyjdzie kolejna część serii z Komisarzem Forstem bardzo się ucieszyłem. Jest to mój ulubiony autor, a ta seria to także według mnie najlepsza (może dlatego, że nie czytałem jeszcze innych?). Książkę zamówiłem w przedsprzedaży razem z trzema poprzednimi, wtedy wypożyczyłem je z biblioteki, i tak naprawdę sam nie wiedziałem o czym będzie ta książka. Nie przeczytałem nawet opisu, żeby mieć niespodziankę. To co jest z tyłu przeczytałem dopiero po lekturze książki. Postanowiłem odświeżyć sobie poprzednie tomy, które czytałem w tamtym roku. Mam nadzieję, że książki Mroza na moim blogu się jeszcze nie znudziły i może tymi ciągłymi recenzjami jedna po drugiej przekonałem kilka osób do sięgnięcia po tę wspaniałą serię, ale przejdźmy już do recenzji.

W poprzedniej recenzji napisałem, że "Trawers" nieco różni się od "Przewieszenia" oraz "Ekspozycji". "Deniwelacja" różni się jeszcze bardziej od wszystkich trzech tomów! W czwartej części brakuje mi klimatu, który towarzyszył wcześniej wspomnianym książkom. Nie mamy tu tych typowych morderstw w górach, lecz coś zupełnie innego. Według mnie wyszło to na dobre, autor zawarł te wszystkie rzeczy wcześniej i nie widział potrzeby do tego wracać. Gdyby tak było, pewnie nie dostalibyśmy tak dobrej książki, bo myślę, że męczyłby się z pisaniem tego czego nie chce. Poza tym w posłowiu wspomniał o kolejnym tomie, więc ta cała zmiana atmosfery w książce wyszła jak najbardziej dobrze. Oczywiście mamy tu (prawie) ten sam ośrodek całej akcji oraz bohaterów, jednak styl odrobinę kojarzył mi się z "Behawiorystą". Jak już o nim mowa bardzo mi się spodobała wzmianka o Kompozytorze właśnie z tej książki jak i o programie "Zygzakiem do celu" z "Wotum nieufności". W poprzednim tomie była Chyłka z jeszcze innej serii Mroza. Interesujący zabieg łączenia wszystkich światów w jednym, bardzo doceniam takie niuanse.

"Deniwelacja" różni się od poprzednich tomów również rozwojem oraz tempem akcji. Trochę było mi za tym tęskno, bo wcześniej wydarzenia gnały na łeb na szyję. Nie było przerw na oddech, bo co chwilę coś się działo. W tym tomie Mróz postawił na jakość. Takich sytuacji nie było wiele jak wcześniej, lecz wszystkie były świetnie opisane i rozwinięte w maksymalnym stopniu. Niektórych mogłoby to nudzić, lecz mnie podobało się to, że wszystko można było zrozumieć, bez zbytniego trudu, bo wszystko było podane na tacy. Wydarzenia z pierwszej części książki trochę wiały nudą, ale tak zawsze jest na początku, w części drugiej oraz trzeciej było wiele ciekawiej.

Bohaterowie również przebyli radykalną zmianę, jednak nie wszyscy na lepsze. Zacznę od Dominiki Wadryś-Hansen, z którą moje pierwsze spotkanie wypadło nie najlepiej. W "Deniwelacji" oraz "Trawersie" bardzo polubiłem krakowską panią prokurator. W "Przewieszeniu" uważałem ją za nudną, nieprzyjazną osobę, lecz bardzo się zmieniła. Być może z powodu wyjścia z nieszczęśliwego związku? Może przez Osicę? Jeśli chodzi o Osicę to dalej pozostaje taki sam. Zabawny, dość wybuchowy, ale przypomina mi stereotypowych stróżów prawa z dawnych lat. Ciąg dalszy zmiany z poprzedniej części przebywa Wiktor Forst, niestety nie jest ona pozytywna. W pierwszych częściach był charyzmatycznym, sarkastycznym człowiekiem, jednak więzienie całkiem go zmieniło. Nie pałam do niego szczególną sympatią, ponieważ wcielenie Wiktora narkomana nie przypadło mi do gustu już w "Trawersie". Jednak myślę, że zmiana Forsta miała na celu pokazanie, jak może zmienić człowieka tragedia w jego życiu, a komisarz nadal opłakuje Olgę Szrebską (tak jak ja). W tym tomie zabrakło mi rozwiązania paru spraw. Kiedy jeszcze nie dotarłem do końca zastanawiałem się, czy zostanie rozwiązana sprawa dziennikarki, ponieważ była to moja ulubiona postać i sam chciałbym się dowiedzieć co się z nią stało. Bardzo intrygujący wątek to także Lokatorka w domu Bestii z Giewontu. Szkoda, że Mróz nie rozwinął jej historii, bo była to dość interesująca postać.

W mojej ocenie powieść wypada bardzo dobrze. Różni się od poprzednich części, to prawda, ale nadal pozostaje wspaniałą częścią świetnej serii. Jeżeli ktoś z Was waha się z kupnem tej powieści niech się już nie zastanawia, bo naprawdę warto!
★★★★★

Rzekomo nie ma zbrodni doskonałej. Bzdura. Wszak gdyby do niej doszło, nikt nigdy by się o niej nie dowiedział.
Remigiusz Mróz - "Deniwelacja"

Cześć!
Witam w kolejnym poście! Nie jesteście jeszcze zmęczeni Remigiuszem Mrozem na moim blogu? Mam nadzieję, że nie, a jeśli tak to mam dla was dobrą wiadomość, bo to najnowszy tom serii z Komisarzem Forstem, a na kolejny będziemy musieli troszkę poczekać. Zapraszam!


Gdzie jest Wiktor Forst?
To pytanie zadają sobie zakopiańscy śledczy, gdy topniejący w Tatrach śnieg...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Cześć!
Dzisiaj bierzemy na tapetę "Trawers" Remigiusza Mroza. Mam nadzieję, że się Wam spodoba. :)


Finał bestsellerowej trylogii z komisarzem Forstem autorstwa Remigiusza Mroza, najgorętszego nazwiska polskiego kryminału

Wszystkie pożary zgasły. Zostały tylko zgliszcza.

Grupa uchodźców miała zostać w Kościelisku tylko przez trzy dni. Wójt zakwaterował ich w sali gimnastycznej, czekając, aż rząd znajdzie dla nich stałe miejsce pobytu.

Wszystko zmieniło się, gdy przypadkowy turysta został odnaleziony martwy na szlaku prowadzącym na Czerwone Wierchy.

Odcięto mu opuszki palców, wybito wszystkie zęby, a w ustach umieszczono syryjską monetę. Czy Bestia z Giewontu powróciła? A może to któryś z uchodźców jest winny? Rozpoczyna się nagonka medialna, a wraz z nią śledztwo prowadzone przez Dominikę Wadryś-Hansen.

Tymczasem Wiktor Forst wsiąka coraz bardziej w więzienny świat, zupełnie nieświadomy tego, że na wolności jest ktoś, kto liczy na jego ratunek…


Kiedy czytałem pierwszy raz "Trawers" ubiegłego roku myślałem, że będzie to ostatnia część tej serii, jednak 10 maja wychodzi nowość, "Deniwelacja", czyli kolejny tom. No cóż, nadal nie mogę się otrząsnąć z tego co wydarzyło się w "Przewieszeniu", a co dopiero w "Trawersie". Jeżeli chodzi o opis podoba mi się, że Remigiusz Mróz pomyślał o teraźniejszej sytuacji w Europie i wprowadził wątek z uchodźcami, który był jednym z ciekawszych. Mróz ciekawie wplótł go w całość akcji, przez co wydarzenia się łączyły. Wtedy nie wiedziałem już, które morderstwa były popełnione przez Bestię, a które przez uchodźców. Okładka niezbyt współgra kolorystycznie w poprzednimi tomami, jednak oprócz koloru wszystko jest w tym samym stylu. Jaskrawożółty niezbyt pasuje do szarego oraz czerwonego, prawda?

Jak w poprzednich przypadkach cała książka pisana jest z perspektyw kilku postaci. Zacznę od tej Forsta, spoilerem nie będzie, że siedzi on w więzieniu. Na początku myślałem, że ta sytuacja będzie dość nudnawa, lecz się myliłem. Ciekawe jest, ile rzeczy mógł on zrobić, będąc uziemionym. Druga perspektywa to Osica oraz Dominika Wadryś-Hansen. W tym tomie bardziej przypadły mi do gustu rozdziały pisane jej oczami, niż w poprzednim. Ostatnie dwa są według mnie najciekawsze. Iwo Eliasz, szkoda, że było tego tak mało, ponieważ jego perspektywa jest moją ulubioną. Jak już wspominałem w poprzedniej recenzji bardzo lubię czytać opisy pisane oczami psychopaty jakim była Bestia. Możemy wtedy "wejść do umysłu" tego człowieka, poznać jakie targają nic emocje i dlaczego robi to co robi. Takie rozwiązanie w kryminałach jest zdecydowanie na plus.

Tym razem nie pojawiają się żadne nowe twarze, mamy cały czas starych bohaterów. Jak wcześniej napisałem polubiłem Dominikę Wadryś-Hansen. Pani prokurator z poprzedniego tomu nie przypadła mi do gustu, być może z powodu współpracy z Gercem, by przede wszystkim wsadzić Forsta do więzienia. Nie mam jej tego za złe, w końcu jest to jej praca, ale myślę, że wtedy uległa presji Aleksandra, który się na niego uwziął. Bardzo się cieszę, że w tym tomie nie było go tak dużo, nie przyćmił postaci Dominiki, która w tym tomie wydaje się być dobrze wykreowaną postacią. Osica także przeszedł niemałą zmianę. W "Trawersie" również polubiłem go bardziej niż w poprzednich tomach. Duet w sprawie z uchodźcami był dość interesujący, z powodu różnicy poglądów jak i charakterów bohaterów. W niektórych przypadkach dialogi Osica x Dominika były bardzo śmieszne, niezdarny policjant i dystyngowana pani prokurator do dość intrygujące połączenie, ale zdecydowanie na plus. Największą zmianę przeżył Wiktor Forst, z nim miałem taki problem, że jego nie polubiłem, a wręcz przeciwnie. Komisarz bardzo mnie irytował. "Trawers" był głównie też o problemach byłego policjanta oraz o jego zmianie w więzieniu, ale to było na mały minus. Wcielenie Wiktora uzależnionego od narkotyków nie pasuje mi do tej postaci. Byłem przyzwyczajony do introwertycznego, sarkastycznego człowieka. No cóż, bohaterowie to i tak świetna część całej serii, więc zmiana Forsta nie daje skazy całej serii.

"Trawers" jest dobrą książką, lecz odbiega od poprzednich tomów. Brakuje mu klimatu, który towarzyszył "Ekspozycji" i "Przewieszeniu". Akcja jest świetna, gna i nie ma przerwy, by zastanowić się o co chodzi, co bardzo lubię. Jednak po zakończeniu spodziewałem się czegoś więcej. Liczyłem na większy rozwój niektórych wątków np. Lokatorki i rozwiązaniu większej ilości spraw związanych z Bestią. Mam nadzieję, że kolejne spotkanie z Wiktorem Forstem wypadnie lepiej. :)


★★★★✩
Większość osób nie poruszały suche liczby, empatia ludzka znacznie lepiej sprawdzała się, kiedy obcowało się z tragedią jednego, konkretnego człowieka. W przypadku Forsta było jednak odwrotnie. Przez lata służby w wydziale zabójstw naoglądał się śmierci z bliska, oswoił się z nią. Zawodowa konieczność sprawiła, że odcinał się od osobistych tragedii. Natomiast liczby robiły na nim wrażenie.

Cześć!
Dzisiaj bierzemy na tapetę "Trawers" Remigiusza Mroza. Mam nadzieję, że się Wam spodoba. :)


Finał bestsellerowej trylogii z komisarzem Forstem autorstwa Remigiusza Mroza, najgorętszego nazwiska polskiego kryminału

Wszystkie pożary zgasły. Zostały tylko zgliszcza.

Grupa uchodźców miała zostać w Kościelisku tylko przez trzy dni. Wójt zakwaterował ich w sali...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Cześć! Witam w kolejnym poście, dziś odpoczniemy od książek Remigiusza Mroza, bo ostatnio pojawiło się ich sporo, a zapraszam na post, który otwiera nowy cykl na moim blogu czyli "Kilka słów o klasykach". W życiu czytelnika nastaje taki czas, kiedy chce sięgnąć po te starsze, przez wiele lat doceniane książki. W moim życiu z literaturą klasyczną spotykałem się jedynie, kiedy miałem do przeczytania lekturę szkolną, lecz ostatnio postanowiłem poszerzyć trochę horyzonty i przeczytać kilka powieści klasycznych. Wybrałem takie, które wydały mi się najciekawsze i podobne do literatury jaką czytuję. Mam nadzieję, że te nowe posty się Wam spodobają, koniecznie napiszcie co sami myślicie o tym jak i o klasykach. Zapraszam na post! :)
(Uprzedzam, że recenzja może być chaotyczna, pełna powtórzeń i dziwnych sformułować, ale tak mi się spodobała, że aż sam nie wiem co mogę o niej napisać)

Bohaterem 'Buszującego w zbożu' jest szesnastoletni uczeń, Holden Caulfield, który nie mogąc pogodzić się z otaczającą go głupotą, podłością, a przede wszystkim zakłamaniem, ucieka z college`u i przez kilka dni 'buszuje' po Nowym Jorku, nim wreszcie powróci do domu rodzinnego. Historia tych paru dni, którą opowiada swym barwnym językiem, jest na pierwszy rzut oka przede wszystkim zabawna, jednakże rychło spostrzegamy, że pod pozorami komizmu ważą się tutaj sprawy bynajmniej nie błahe...

Jak zwykle przed przeczytaniem każdej książki zrobiłem mały research i ogromnie się zdziwiłem jak wiele negatywnych opinii ma "Buszujący w zbożu". Byłem przekonany, że większości osób, które to czytały spodoba się, ponieważ książka zdobywała wiele nagród i została ogromnie doceniona w świecie literatury. Oczywiście jak zawsze pozycje mają pozytywne jak i negatywne opinie, lecz myślałem, że w tym przypadku przeważy jednak ilość tych dobrych. No cóż, przeliczyłem się, bo jak się później przekonałem książka jest naprawdę warta przeczytania. Wychodząc z biblioteki, przeczytałem opis i spodziewałem się czegoś kompletnie innego. Zdecydowanie najbardziej zdziwił mnie język tej książki. Zwykle w literaturze klasycznej jest wiele słów, które już wyszły z użycia lub występuje ogrom środków stylistycznych, co bardzo utrudnia czytanie. "Buszujący w zbożu" jest napisany prosto, w końcu opowieść jest z perspektywy nastolatka. Spodziewałem się też innej akcji, lecz to co dostałem w tej książce było świetne. Bez dwóch zdań.

Spotkałem się z opiniami, że główny bohater, Holden, jest arogancki, głupi, irytujący... Ja tego tak nie odczułem. Sam jestem w wieku podobnym do narratora, więc łatwiej jest mi się z nim utożsamić. Tak naprawdę nie musiałem tego robić, ponieważ w wielu kwestiach mamy podobny tok myślenia. Sposób w jaki autor wykreował był ogromnie interesujący. Holden nie był osobą mądrą, w końcu kilka razy został wyrzucony ze szkoły, lecz bardzo inteligentną. Miał ogromną mądrość życiową, nie chciał uczyć się pustych rzeczy, które do niczego się nie przydają, lecz był dobrym obserwatorem życia innych ludzi i dostrzegania w ich życiu tego co było złe. Tu można było odczuć hipokryzję w zachowaniu bohatera, ponieważ u każdego znalazł coś złego, jednak u siebie nie chciał zmienić tych złych rzeczy. Oprócz tego bardzo go polubiłem. W swoich przemyśleniach poruszał ważne tematy na temat życia, nie tylko nastolatków. Najbardziej polubiłem w bohaterze, że nie był w ogóle sztuczny jak wiele postaci z książek jak i ludzi w prawdziwym życiu. Był sobą i nie chciał się zmieniać, by spodobać się innym ludziom, tym bardzo mi zaimponował. Jest to jedna z niewielu osób z książek, o których mogę powiedzieć, że zgadzam się z nimi w prawie 100% na temat światopoglądu.

"Buszujący w zbożu" porusza ogromnie ważne tematy, dlatego nie dziwię się, że tak kontrowersyjna książka została lekturą w Stanach Zjednoczonych. Według mnie młode osoby powinny ją przeczytać. Znajdziemy tu wiele spostrzeżeń bohatera na temat świata, przemyśleń o ludziach i ciemnej stronie świata, która często jest pomijana. Bohater bez ogródek mówi o fałszu, obłudzie, podłości i hipokryzji innych ludzi, jak wcześniej wspomniałem, był dobrym obserwatorem świata, co często nie zdarza. Ludzie prowadzą szybkie życie i nie mają czasu zastanowić się nad życiem swoim i innych. Myślę, że każdemu przydałyby się takie trzy dni z życia na przemyślenia.

Nie jest to na pewno książka łatwa w odbiorze. Osoby, które mówią, że w książce nic się nie dzieje, a Holden jest zwykłym smarkaczem, który nic nie wie o życiu i chce zostać zauważony, przez robienie złych rzeczy zwykle nie dojrzały do takiej literatury. Ja odebrałem przekaz książki na swój sposób, jest to pozycja, którą każdy może odbierać jak chce, ale zawsze wyciągnie z niej coś dobrego. Mogę opisać to mianem - książka ponadczasowa - bo niezależnie, czy akcja dzieje się w XX wieku czy działaby się w XXI, problemy społeczne nadal pozostają bez zmian. To kolejny ogromny atut powieści. Kiedy przeczytam ją za kilka lat pewnie wyciągnę z niej coś jeszcze nowego, bo z pewnością jeszcze parę razy po nią sięgnę.

Podsumowując "Buszujący w zbożu" jest pozycją wartą przeczytania, w szczególności przez młodych ludzi. Zdecydowanie zgadzam się w większości spraw z Holdenem i książka dała mi wiele do myślenia na temat społeczeństwa i otaczającego nas świata. Zdecydowanie polecam, choć należy się nad nią chwilę

★★★★★

Dla człowieka niedojrzałego znamienne jest, że pragnie on wzniośle umrzeć za jakąś sprawę; dla dojrzałego natomiast - że pragnie skromnie dla niej żyć.
Jerome David Salinger - "Buszujący w zbożu"

Cześć! Witam w kolejnym poście, dziś odpoczniemy od książek Remigiusza Mroza, bo ostatnio pojawiło się ich sporo, a zapraszam na post, który otwiera nowy cykl na moim blogu czyli "Kilka słów o klasykach". W życiu czytelnika nastaje taki czas, kiedy chce sięgnąć po te starsze, przez wiele lat doceniane książki. W moim życiu z literaturą klasyczną spotykałem się jedynie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Cześć!
Dzisiaj zapraszam Was na recenzję nowo wydanej książki, a raczej zbioru poezji. Zwykle nie czytuję takich książek, lecz słyszałem o niej naprawdę wiele dobrego i postanowiłem, że muszę przeczytać "mleko i miód". Jak mi się podobało? Zapraszam do recenzji! :)


„Mleko i miód” to opowieści o miłości i kobiecości, ale też przemocy i stracie. W krótkiej, poetyckiej formie skrystalizowały się pełne cielesności emocje. Każdy z rozdziałów dotyka innych doświadczeń, łagodzi inny ból. Rupi Kaur szczerze i bezkompromisowo ukazuje kobiecość we wszystkich jej odcieniach, cudowną zdolność kobiecego ciała i umysłu do otwierania się na miłość i rozkosz mimo doznanych krzywd.

Międzynarodowy bestseller.
Ponad pół miliona sprzedanych egzemplarzy w samych Stanach Zjednoczonych.
Kilkadziesiąt tygodni na liście bestsellerów „New York Timesa”.

„Te krótkie i szczere wiersze o doświadczaniu kobiecości, przemocy, miłości i łagodzeniu bólu są tak delikatne jak piosenki pop i tak ostre jak trash metal”.
- New York Times

„»Mleko i miód« to zbiór wierszy, który każda kobieta powinna mieć na swoim nocnym stoliku”.
- Huffington Post


Sam opis wskazuje na to, że mamy do czynienia ze zbiorem poezji autorstwa Rupi Kaur. Zwykle nie sięgam po literaturę piękną czy poezję, ale postanowiłem, że to będzie moja pierwsza książka z wierszami. Nie zawiodłem się. Przed przeczytaniem bardzo wiele słyszałem i czytałem o "mleko i miód", a te wszystkie recenzje były pozytywne. Muszę powiedzieć, że trudno przejść obojętnie, gdy widzi się tę pozycję w księgarni czy w empiku, ponieważ jest naprawdę pięknie wydana. Ale o tym opowiem później.

Cała szata graficzna jest w, moim ulubionym, minimalistycznym stylu. Moje wydanie jest edycją dwujęzyczną, więc odrobinę różni się od tej normalnej. Na okładce widzimy napis i jeden, subtelny rysunek. Bardzo mi się podoba szata graficzna tej książki, bo pod niektórymi wierszami są malunki równie delikatne jak większość z tych sentencji. Wydawnictwo Otwarte naprawdę się postarało wydając także książkę po angielsku i po polsku. To dobre rozwiązanie dla osób, które chcą przeczytać daną pozycje w oryginale, ale boją się, że niewiele zrozumieją. W takich razie tłumaczenie jest na stronie obok. Grafika powieści jest zdecydowanie wielkim atutem.

Tomik poezji jest podzielony na cztery części: "cierpienie", "kochanie", "zrywanie" oraz "gojenie". Każdy rozdział opowiada o czymś innym, lecz wszystkie razem tworzą przepiękną całość o życiu. Pierwsza część opowiada o wcześniejszym życiu Rupi Kaur. Mamy tu opowieść o przemocy i gwałcie. Są to bardzo trudne tematy, o których raczej się nie mówi, lecz autorka opisuje to w bardzo subtelny, ale też dosadny sposób. W tych krótkich wierszach mamy wiele refleksji ale też wspomnień poetki. Myślę, że jest to najmocniejszy pod względem tematyki, ale też stwierdzeń rozdział. Pełen bólu, strachu i krzywdy. Niebywałe jak w kilkuwersowych wierszach można zawrzeć tyle emocji. Druga część ma tytuł "kochanie". Tutaj mamy już dorosłe życie kobiety, być może autorki. To chyba najbardziej kobiecy rozdział. Wiele miłości, piękna i kochania. Kontrastująca dla "zrywania", gdzie jest wiele negatywnych emocji, o rozchodzeniu się z drugą połówką. Ostatnia część także bardzo mi się spodobała "gojenie". Opowiada o ludziach, o wartości naszego życia i o kochaniu samego siebie. Myślę, że tę część powinni przeczytać wszyscy, którzy są niezadowoleni z siebie i jak to mówi sama Rupi Kaur "nie chcą spędzić ze sobą reszty swojego życia". W tych czterech krótkich działach autorka zawarła wiele emocji, pozytywnych i negatywnych. Bardzo mi się podoba, bo jest to słodko-gorzka historia życia pewnej kobiety.

Najbardziej, oprócz emocji, podoba mi się prostota z jaką autorka o wszystkim opowiada. Nie czytuję poezji, ponieważ jej nie rozumiem. W większości wierszy jest pełno zawiłości, skrótów myślowych, metafor, aż trudno się w tym wszystkim połapać. W "mleko i miód" poetka postawiła na prostotę, która jest wielkim atutem. Brak tutaj zbędnych przenośni czy epitetów. Rupi Kaur wszystko opisuje w przystępny dla zwykłych czytelników sposób. To właśnie w tej prostocie tkwi największa magia tej książki. Z pozoru niepozorne kilkuwersowe wiersze, a w nich drzemie wielki potencjał, dużo emocji i ogromna siła.

Podsumowując "mleko i miód" jest przepięknym tomikiem powieści, choć jest skierowana głównie do kobiet, to myślę, że trafia do każdego człowieka. Wszyscy mogą z tej książki wynieść coś dobrego i choć odrobinę przewartościować różne rzeczy w naszym życiu. Jak najbardziej polecam, moje pierwsze spotkanie z poezją współczesną zakończyło się bardzo dobrze i myślę, że często będę do tej książki wracał i za każdym razem odkrywał coś nowego, czego nie zauważałem wcześniej. Jedna z najlepszych książek wydanych w tym roku.

★★★★★

gubię części ciebie tak jak gubię rzęsy
nieświadomie i wszędzie.
Rupi Kaur - "mleko i miód"

book-dragon-blog.blogspot.com

Cześć!
Dzisiaj zapraszam Was na recenzję nowo wydanej książki, a raczej zbioru poezji. Zwykle nie czytuję takich książek, lecz słyszałem o niej naprawdę wiele dobrego i postanowiłem, że muszę przeczytać "mleko i miód". Jak mi się podobało? Zapraszam do recenzji! :)


„Mleko i miód” to opowieści o miłości i kobiecości, ale też przemocy i stracie. W krótkiej, poetyckiej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Cześć!
Wracam już po świątecznej przerwie, tym razem z nowością książkową czyli "Królestwo kanciarzy". Zapraszam Was do czytania!


Kaz Brekker i jego ekipa dopiero co przeprowadzili skok przekraczający najśmielsze wyobrażenia. Zamiast jednak dzielić sowite zyski, muszą walczyć o życie. Zostali wystawieni do wiatru i poważnie osłabieni; dokucza im brak funduszy, sprzymierzeńców i nadziei.

Na ulicach miasta trwa wojna. Wzajemna lojalność w obrębie ekipy – i tak już krucha i wątpliwa – zostaje wystawiona na ciężką próbę. Kaz i jego ludzie muszą się postarać, żeby znaleźć się po stronie zwycięzców. Bez względu na koszty.


Po przeczytaniu pierwszej części tej serii z niecierpliwością czekałem na kolejny tom (Recenzja "Szóstki wron" jest na blogu). Po lekturze pierwszego tomu dodałem drugą część na moją listę książek do przeczytania. "Szóstka wron" była wspaniałą książką, pełną akcji, nieoczekiwanych zwrotów akcji i super wykreowanych bohaterów, niestety o "Królestwie kanciarzy" nie mogę tego powiedzieć.

Zacznę od tego, że akcja w książce była bardzo zagmatwana. Działo się bardzo wiele i myślę, że autorka sama pogubiła się we wszystkich wydarzeniach, które miały tam miejsce. Bardzo trudno było mi zacząć czytać po dłuższej przerwie, jak i na bieżąco, z powodu ilości wydarzeń w których łatwo było zgubić orientacje co się dzieje oraz u kogo. W pewnym momencie całkowicie się pogubiłem w ogromie akcji i nie wiedziałem czy czytać dalej czy już sobie odpuścić. Pomimo tego, że w książce działo się bardzo dużo w pewnym momencie kompletnie powiewało nudą. Co mi się podobało to stare twarze, nie dostaliśmy tu żadnych dodatkowych bohaterów, co często dzieje się w kolejnych tomach danych serii. Przez całą książkę towarzyszyły nam stare twarze takie jak Inej, Nina i oczywiście Kaz.

Na szczęście szata graficzna nie pozostawiała nic do życzenia. Wszystko było zrobione przepięknie tak jak w pierwszym tomie, twarda oprawa, pomalowane brzegi stron i wstążeczka. Tym razem kolorem przewodnim był czerwony, co i tak wyglądało przepięknie, choć "Szóstka wron" podobała mi się bardziej.

Pomysł na akcje także był zrobiony dobrze. Na początku bardzo mi się podobało. Przez pierwsze sto stron myślałem, że będzie to nawet lepsze od pierwszego tomu, jednak później zaczęły się schody. Gdyby autorka inaczej poprowadziła całą narrację i zmniejszyła ilość tych mniejszych akcji na pewno czytałoby mi się o wiele lepiej, jednak tak, jak wcześniej wspominałem łatwo było się rozproszyć i zapomnieć o czym się przed chwilą czytało. Wcześniej spotkałem się z opiniami, że książka jest wspaniała, jednak w moich oczach wypadła o wiele słabiej od pierwszego tomu.

Podsumowując książka zapowiadała się bardzo dobrze, później zaczęło się robić pogmatwanie. Myślę, że mogłoby być o wiele lepiej, bo cała seria ma duży potencjał na tegoroczny hit, pierwsza część była świetna, jednak druga część nie powtórzyła sukcesu "Szóstki wron".


★★✩✩✩


Wrony zapamiętują twarze. Zapamiętują ludzi, którzy je karmią i są dla nich mili, tak jak zapamiętują tych, którzy wyrządzili im krzywdę. Nigdy nie zapominają. Przekazują sobie nawzajem, o kogo warto się zatroszczyć a kogo lepiej się wystrzegać.
Leigh Bardugo - "Królestwo kanciarzy"

book-dragon-blog.blogspot.com

Cześć!
Wracam już po świątecznej przerwie, tym razem z nowością książkową czyli "Królestwo kanciarzy". Zapraszam Was do czytania!


Kaz Brekker i jego ekipa dopiero co przeprowadzili skok przekraczający najśmielsze wyobrażenia. Zamiast jednak dzielić sowite zyski, muszą walczyć o życie. Zostali wystawieni do wiatru i poważnie osłabieni; dokucza im brak funduszy,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Cześć!
Witam Was w kolejnym poście na moim blogu! Dzisiaj bierzemy na warsztat nowość od Neila Gaimana czyli "Mitologię nordycką" w jego przekładzie. Czy jest warta przeczytania, czy lepiej ją sobie odpuścić? Zapraszam na wpis! :)

Wielkie nordyckie mity to jeden z korzeni, z których wyrasta nasza tradycja literacka - od Tolkiena, Alana Garnera i Rosemary Sutcliff po "Grę o tron" i komiksy Marvela. Stały się też inspiracją dla wielu obsypanych nagrodami bestsellerów Neila Gaimana. Teraz sam Gaiman sięga w odległą przeszłość, do oryginalnych źródeł tych opowieści, by przedstawić nam nowe, barwne i porywające wersje największych nordyckich historii. Dzięki niemu bogowie ożywają - pełni namiętności, złośliwi, wybuchowi, okrutni - a opowieść przenosi nas do ich świata - od zarania wszechrzeczy, aż po Ragnarok i zmierzch bogów. Barwne przygody Thora, Lokiego, Odyna czy Frei fascynują współczesnego czytelnika, a żywy, błyskotliwy język sprawia, że aż proszą się o to, by czytać je na głos przy ognisku w mroźną gwiaździstą noc.

Jeśli nie wiecie, to bardzo lubię czytać mitologie. Moją ulubioną jest zdecydowanie egipska, ale nie pogardzę także grecką czy słowiańską. O mitologii nordyckiej słyszałem naprawdę dużo, samego dobrego. To ona wykreowała m.in. takie megahity jak "Avengers" czy "Thor". Z tego co zauważyłem na samym początku całkowicie różni się od mitów znad Morza Śródziemnego czy znad Nilu. Tutaj dostaliśmy coś całkowicie innego, bardziej w stylu książki fantastycznej niż podań ludowych. Ciekawa zmiana, bo zawsze dostawaliśmy przygody bogów z bogami, ale często też ze śmiertelnikami, tutaj postawiono raczej na... olbrzymy, skojarzyło mi się to z inną książką Neila Gaimana czyli "Odd i lodowi olbrzymi". Jeszcze tego nie czytałem, ale w tę zimę na pewno po to sięgnę, bo o tym też słyszałem wiele dobrego. Ale przejdźmy do książki.

Okładka bardzo przyciąga uwagę. Podoba mi się ten nowy styl w jakim po kolei wydawane są pozycje tego autora takie jak na przykład "Gwiezdny pył" (który był ostatnią przeczytaną przeze mnie książką w 2016 roku) czy "Amerykańscy bogowie. Poprzednie były ładne, ale te podobają mi się ogromnie! Przepiękna twarda oprawa i niezmienny styl graficzny, przez co ładnie prezentują się razem na półce. Wydawnictwo MAG, punkt dla Ciebie. Opis także jest bardzo intrygujący i zachęcający do przeczytania książki, bo mamy tu podane hity takie jak "Gra o tron" i "Marvel", czy jest tutaj jakaś osoba, która tego nie lubi? Tak naprawdę to okładka przyciągnęła mnie bardziej, opis przeczytałem dopiero po zakupie, ostatnio często tak robię.

Czytając tę książkę przeżyłem magiczną przygodę, począwszy od powstania świata, przechodząc przez wszelakie przygody przytrafiające się bogom, olbrzymom, krasnoludom, kończąc na Ragnaröku, mogę powiedzieć, że to były super chwilę. Tak naprawdę nie czytałem jeszcze opinii o tej książce, bo jest stosunkowo nowa, więc nawet nie miałem czasu sprawdzić co piszą o niej inni blogerzy, więc nie mam punktu odniesienia, czy zdania są podzielone, czy większość zachwyciła tak jak mnie. Sam Gaiman pisze we wstępnie, że niestety, nie wszystkie mity się zachowały i przepadły, nie dane będzie nam się dowiedzieć w co jeszcze wierzyli nasi przodkowie z Północy. Bardzo dobrze, że na samym początku mamy pokrótce opisanych najważniejszych bogów, bo gdyby tego nie było całkowicie pogubiłbym się w tym świecie, resztę bogów i pomniejszych bóstw mamy opisanych w Glossariuszu znajdującym się na samym końcu. Pamiętam, że pierwszy mit, opisujący stworzenie świata, czytaliśmy rok temu na lekcji języka polskiego i wszyscy głowili się jak przeczytać te trudne nazwy, nawet ja po przeczytaniu wybranych mitów dalej nie wiem jak przeczytać np. Hvergelmir czy Yggdrasill. Naprawdę wiele tutaj trudnych do wymówienia nazw, które jest także trudno zapamiętać, w głowie zostali mi tylko wybrani bogowie. Myślę, że moim ulubionym mitem znajdującym się tutaj jest Miód poetów, ponieważ opisywał powstanie poezji, którą bardzo lubię. Zainteresowało mnie tam zdecydowanie wszystko, myślę, że ten mit spodoba się wszystkim zagorzałym czytelnikom!

Podsumowując "Mitologia..." mi się spodobała, całkowicie różniła się od innych podań ludowych, które czytałem. Podobały mi się historie krasnoludów, bogów, olbrzymów, jednak myślę, że czegoś tam brakuje. Sam nie wiem czego, ale cała historia wydaje mi się być niepełna, choć wszystko jest opisane od początku do końca. Myślę, że w szkołach powinniśmy poznać przynajmniej po jednym micie z każdej ważniejszej mitologii, a nie tylko greckiej. Uważam, że głębiej powinniśmy poznać też mitologię słowiańską, bo przecież są to nasze regiony. Czytałem wybrane mity, ale jeśli znacie dobre przekłady w tym stylu możecie mi podać nazwę w komentarzu. Książkę polecam nie tylko fanom Neila Gaimana, bo nie wyczułem tu jego specyficznego stylu, tylko uniwersalny, który trafiłby nawet do młodszych czytelników.

★★★★✩

Mity nordyckie to mity mroźnych krajów, niemiłosiernie długich zimowych nocy i niekończących się letnich dni. Mity ludu, który nie do końca ufał swoim bogom, a nawet ich nie lubił, choć żywił do nich szacunek i lęk.
Neil Gaiman - "Mitologia nordycka"



book-dragon-blog.blogspot.com

Cześć!
Witam Was w kolejnym poście na moim blogu! Dzisiaj bierzemy na warsztat nowość od Neila Gaimana czyli "Mitologię nordycką" w jego przekładzie. Czy jest warta przeczytania, czy lepiej ją sobie odpuścić? Zapraszam na wpis! :)

Wielkie nordyckie mity to jeden z korzeni, z których wyrasta nasza tradycja literacka - od Tolkiena, Alana Garnera i Rosemary Sutcliff po "Grę o...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Opowieści z Akademii Nocnych Łowców Cassandra Clare, Maureen Johnson, Sarah Res-Brennan, Robin Wasserman
Ocena 7,7
Opowieści z Ak... Cassandra Clare, Ma...

Na półkach: , ,

Cześć! 😃
Nie wiem jak Wy, ale ja jestem wielkim fanem wszelkiej twórczości Cassandry Clare, dzisiaj przygotowałem dla Was recenzję najnowszej książki jej autorstwa, mam nadzieję, że się Wam spodoba. Zapraszam!

Simon Lewis był człowiekiem i wampirem, a teraz staje się Nocnym Łowcą. Jednak wydarzenia „Miasta Niebiańskiego Ognia” odarły go ze wspomnień i Simon nie bardzo wie, kim jest. Wie, że przyjaźnił się z Clary i że przekonał skończoną boginię Isabelle Lightwood, żeby się z nim spotykała… ale nie ma pojęcia, w jaki sposób. Kiedy zatem Akademia Nocnych Łowców ponownie otwiera swoje podwoje, Simon rzuca się w nowy świat polowania na demony, zdecydowany odnaleźć siebie, odnowić dawne związki i stać się prawdziwym Nocnym Łowcą. Jednak wkrótce zdaje sobie sprawę, że w Akademii nic nie jest proste i oczywiste…

Przeczytałem wszystkie książki autorstwa Cassandry Clare, o której kilka lat temu było bardzo głośno w związku z wydawaniem ostatnich części serii. Rok temu dostaliśmy pierwszy tom nowej sagi tej autorki, a w tym roku wydawnictwo MAG wydało "Opowieści z Akademii Nocnych Łowców", na które z niecierpliwością czekałem, bo już wcześniej widziałem na lubimyczytac.pl to, że jest to dostępne w Ameryce. Kilka dni po premierze byłem i empiku i ta pozycja od razu rzuciła mi się w oczy (przy okazji poprzednie książki Cassie zostały przecenione, więc jak ktoś nie ma, to ta promocja może jeszcze trwać). Na początku byłem przekonany, że będzie to pozycja równie dobra, jak poprzednie, ale niestety lekko się zawiodłem. Akcja rozgrywa się między wydarzeniami po "Mieście niebiańskiego ognia" ale przed "Pani Noc", co było dobre, z powodu pustki jaką zastaliśmy w tym okresie czasowym. W "Pani Noc" było powiedziane, że Simon był w Akademii oraz inne wydarzenia, które były opisane właśnie w tej książce.

Najbardziej podobało mi się to, że w tej książce jak i we wszystkich pozycjach Cassandry Clare występują potomkowie postaci z poprzednich serii. Mamy tu np. Lovelace ale też znane nam postacie z Darów Anioła. Super, że mogliśmy więcej dowiedzieć się o związku Aleca z Magnusem, który jest jednym z ciekawszych shippów. Isabelle, Clary, Jace... Oni wszyscy tam byli, jednak nie tak dobrze wykreowani jak w "Pani Noc". Jakoś w tej książce wszystkie te postacie wydawały mi się być wciśnięte na siłę, tylko aby zwiększyć sprzedaż książki. Odnosiłem takie wrażenie przez całą książkę i dlatego szła mi niezbyt szybko. Podsumowując postacie, były one mega sztuczne i dość nudne, czysta komercja.

Wydarzenia z książki też nie przypadły mi do gustu. W poprzednich książkach Clare mieliśmy akcję, akcję, akcję i jeszcze raz akcję, a tutaj były opowieści z dawnych lat, które już z resztą wcześniej poznaliśmy, więc były zbędne. Wydaje mi się, że była tylko jedna sytuacja, gdzie wydarzenia był dobrze opisane, tak aby zainteresować czytelnika. Poza tym końcówka pozostawia wiele do życzenia.

Podsumowując książka nie spodobała mi się. Jest po prostu nijaka, aż sam nie wiem co mam o niej napisać. To czy warto ją przeczytać czy nie pozostawiam Wam, jednak sam uważam, że zmarnowałem swój czas.

Ocena książki: 4/10

Jesteśmy tym, czym uczyniła nas nasza przeszłość. Nagromadzeniem tysiąca codziennych wyborów. Możemy się zmienić, ale nigdy nie przekreślimy tego, kim byliśmy.
Cassandra Clare - "Opowieści z Akademii Nocnych Łowców"

Cześć! 😃
Nie wiem jak Wy, ale ja jestem wielkim fanem wszelkiej twórczości Cassandry Clare, dzisiaj przygotowałem dla Was recenzję najnowszej książki jej autorstwa, mam nadzieję, że się Wam spodoba. Zapraszam!

Simon Lewis był człowiekiem i wampirem, a teraz staje się Nocnym Łowcą. Jednak wydarzenia „Miasta Niebiańskiego Ognia” odarły go ze wspomnień i Simon nie bardzo wie,...

więcej Pokaż mimo to