-
Artykuły„Dobry kryminał musi koncentrować się albo na przestępstwie, albo na ludziach”: mówi Anna SokalskaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyDzień Dziecka już wkrótce – podaruj małemu czytelnikowi książkę! Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
ArtykułyKulisy fuzji i strategii biznesowych wielkich wydawców z USAIza Sadowska5
-
ArtykułyTysiące audiobooków w jednym miejscu. Skorzystaj z oferty StorytelLubimyCzytać1
Biblioteczka
2022-06-09
2022-12-29
Bardzo długo czekałam w kolejce bibliotecznej na tę książkę. Wcześniej zdążyłam obejrzeć reportaże w TVN24, poznałam więc niektórych bohaterów, m.in. Toby'ego Obeda.
Widziałam papieża Franciszka, który przepraszał Pierwsze Narody Kanady za to, co Kościół robił w szkołach z internatem.
Było pojednanie, może i przebaczenie? Były rekompensaty pieniężne.
Było głośno, ucichło, są inne aktualne tematy.
Dla mnie książka Gierszak - Onoszko była trudną lekturą, czytam sporo tzw. literatury "bolesnej", ale tutaj musiałam często robić przerwy, zbyt duży był ładunek emocji.
Bardzo ciekawe są też zagadnienia związane z mierzeniem się przez Kanadę z przeszłością.
Bardzo długo czekałam w kolejce bibliotecznej na tę książkę. Wcześniej zdążyłam obejrzeć reportaże w TVN24, poznałam więc niektórych bohaterów, m.in. Toby'ego Obeda.
Widziałam papieża Franciszka, który przepraszał Pierwsze Narody Kanady za to, co Kościół robił w szkołach z internatem.
Było pojednanie, może i przebaczenie? Były rekompensaty pieniężne.
Było głośno, ucichło,...
2022-12-27
2022-12-13
Cenię prozę Joanny Bator, znam jej wszystkie książki. Byłam ciekawa kolejnej, po wspaniałym "Gorzko, gorzko". Tu pewna niespodzianka, bo są to opowiadania, jednak te szesnaście tekstów w jakiś sposób łączy się ze sobą.
Bohaterowie, częściej bohaterki, miejsca, zdarzenia z przeszłości - przyglądamy się im, śledzimy powiązania, odkrywamy zależności.
Szybko okazuje się, że nie tylko w obrębie tej książki, bo już w pierwszym, tytułowym, opowiadaniu spotkamy "starą znajomą", to przecież Marianna Polna z "Gorzko, gorzko", pisarka z Podkowy Leśnej. To u niej pracowała Violetta, też bohaterka tej powieści. Ona zresztą też się pojawi "na chwilę".
Dużą przyjemność sprawiło mi również nawiązanie do jednej z moich ulubionych powieści - "Kafki nad morzem" Murakamiego.
Japonia będzie miejscem akcji jednej z opowieści, poza tym oczywiście Dolny Śląsk (Imbramowice, bardzo podoba mi się ta nazwa), Warszawa, Szwajcaria i Grecja.
Piękne miejsca i towarzyszący bohaterom smutek, określany przez Joannę Bator jako "krystaliczna, piękna emocja". Poszukiwanie swojego miejsca, próba oderwania się, choć na "trzy i pół godziny" (to tytuł opowiadania), od trudnego życia, które się prowadzi; stworzenie innej siebie. Dokonywanie wyborów, próba zaakceptowania siebie, zmierzenie się z przeszłością.
Pięknie pisze o tym autorka, gromadząc niektóre ze swych postaci na siódmym piętrze nieczynnego hotelu Sudety.
W "Ucieczce niedźwiedzicy" realizm sąsiaduje z fantazją, pewne zdarzenia nie są wyjaśnione do końca. Można samemu próbować je rozwikłać albo zwyczajnie zaakceptować to, co proponuje Bator.
Piękne opowieści, a może po prostu opowieść, są okazją, jak zwykle u tej autorki, do refleksji nad życiem, wyborami, których dokonujemy, nad rolą przypadku. Pozwalają uważniej spojrzeć na otaczający nas świat, dostrzec tych, którzy nie pasują, są inni, czasem określani jako dziwni czy dziwaczni.
Ostatnie opowiadanie to "Tikkun olam", czyli, jak doczytałam, "judaistyczna idea doskonalenia świata". Autorka mówi o niej dokładniej w wywiadzie w GW: "To codzienna angażująca troska o to, co żyje". Brzmi to niezwykle aktualnie.
Cenię prozę Joanny Bator, znam jej wszystkie książki. Byłam ciekawa kolejnej, po wspaniałym "Gorzko, gorzko". Tu pewna niespodzianka, bo są to opowiadania, jednak te szesnaście tekstów w jakiś sposób łączy się ze sobą.
Bohaterowie, częściej bohaterki, miejsca, zdarzenia z przeszłości - przyglądamy się im, śledzimy powiązania, odkrywamy zależności.
Szybko okazuje się, że...
2022-12-07
Nie znam książek Mellera, ta jest pierwsza. Przyznam, że najpierw myślałam, że to będzie reportaż, nawet nie zwróciłam uwagi na napis thriller na okładce. Nie bardzo gustuję w takiej literaturze i po przeczytaniu zostaję przy swoim zdaniu.
Czytało mi się w sumie nieźle, autor dość zręcznie buduje napięcie, do tego sporo wiedzy na temat Ugandy, trochę piękna afrykańskich krajobrazów.
Splot sensacyjnych zdarzeń, bohater na miarę Jamesa Bonda radzący sobie w sytuacjach zdawałoby się bez wyjścia, nieoczekiwane zakończenie z zagmatwanym polskim wątkiem - to pewnie powinno u mnie wywoływać dreszcz emocji. Tak nie było, czułam za to, że w świecie realnym Wiktor Tilszer nie miałby szans, no ale to przecież powieść sensacyjna, a w niej wszystko jest możliwe.
Nie znam książek Mellera, ta jest pierwsza. Przyznam, że najpierw myślałam, że to będzie reportaż, nawet nie zwróciłam uwagi na napis thriller na okładce. Nie bardzo gustuję w takiej literaturze i po przeczytaniu zostaję przy swoim zdaniu.
Czytało mi się w sumie nieźle, autor dość zręcznie buduje napięcie, do tego sporo wiedzy na temat Ugandy, trochę piękna afrykańskich...
2022-12-06
Bardzo lubię styl Hanny Krall; oszczędny, wyważony, z pytaniami retorycznymi, niedomówieniami. Jest w jej pisarstwie wielka potrzeba ocalenia od zapomnienia osób, miejsc, szczegółów - znaczących.
Trzeba przeczytać - warto przeczytać; koniecznie.
Bardzo lubię styl Hanny Krall; oszczędny, wyważony, z pytaniami retorycznymi, niedomówieniami. Jest w jej pisarstwie wielka potrzeba ocalenia od zapomnienia osób, miejsc, szczegółów - znaczących.
Trzeba przeczytać - warto przeczytać; koniecznie.
2022-12-02
Adam Mickiewicz, jak wszyscy wiemy, "wielkim poetą był"; oczywiście podobnie jak i Słowacki. Znamy życiorys, zgłębiamy twórczość, począwszy już od szkoły podstawowej. W sylwetce wieszcza, jeśli ktoś śledzi, pojawiają się rysy, i to już od Boya-Żeleńskiego i jego "Brązowników".
Zabrał głos i Cezary Harasimowicz, mnie znany głównie jako scenarzysta i autor "Sagi, czyli filiżanki, której nie ma".
Okładka zapowiada: "Takiej powieści o Mickiewiczu jeszcze nie było". Tytuł dość protekcjonalny: "Adam", w powieści będzie najczęściej "mój Adam" czy nawet "mój pupil".
Zatem, jak widać, narracja prowadzona jest w pierwszej osobie. Zaczyna się od ekshumacji zwłok poety w 1890 roku, po prologu mamy już jednak rok 1798, a może 1799, bo narrator kwestionuje datę urodzin, a nawet pisze wyraźnie "ja upieram się", że to nie 24 grudnia 1798r., a 4 stycznia 1899 r. Tak jest na stronie 13! Cóż, niby drobna pomyłka w druku, a to przecież 100 lat różnicy!
Wracam do narratora, nie da się zresztą o nim zapomnieć przez prawie 500 stron tekstu. Kim jest ten nachalnie obecny na prawie każdej stronie osobnik towarzyszący poecie od momentu narodzin do śmierci. To dość tajemnicza postać, ma zdolność przybierania różnych postaci: jest akuszerką, dziewczyną w parku jako żywo przypominającą Zosię z "Pana Tadeusza", służącym Grzegorzem, cieniem na ścianie - długo by wyliczać kim jeszcze. "Wierny świadek i twórca zdarzeń" - tak określa siebie. Jego atrybutem jest Meduza; cień przybiera jej kształt, ma ją broszka czy zwieńczenie laski.
Mickiewicz raczej nie zdaje sobie sprawy z jego obecności, ot, czasem będzie miał jakieś mistyczne widzenie.
Za to czytelnik jest nieustająco skazany na jego (narratora) popisy.
Mnie naprawdę męczyły jego ciągłe metamorfozy, irytowały częste zwroty o "paleniu lulek" (tak, tak, znam "Panią Twardowską"), przytaczanie fragmentów utworów wieszcza.
Nowych odkryć też tu nie ma. Napisano już wiele o romansach z mężatkami, o konflikcie ze Słowackim. Jest tu scena "bitwy", tak ją określa narrator, między poetami. Pada słynne i znane: "Twoja poezja to kościół bez Boga". Jest Towiański i matka Makryna (polecam świetną powieść Jacka Dehnela).
Wszystko toczy się w "Adamie" zgodnie z biografią poety, bo inaczej przecież być nie może. Dla mnie jednak jest ona tu trochę w tle, bo na pierwszy plan wciąż wysuwa się narrator, nachalny, jak już go wcześniej nazwałam.
Czemu służy ta mocno wyeksponowana figura? Opowieści o Mickiewiczu innej niż do tej pory? Nic już raczej się nie doda, więc trzeba znaleźć pomysł, by zadziwić czytelnika. Może tak; narrator z "Adama" często zwraca się do niego: "znów zapraszam cię", "pewnie myślisz", "Nie pytaj, kim jestem".
Dałam się zaprosić do świata powieści, odświeżyłam znajomość biografii Mickiewicza, wróciłam do znanych fragmentów jego utworów.
Zastanowiło mnie znaczenie pojawiającej się w książce Meduzy, miała ona zdolność przemieniania ludzi w kamień. Czy to aluzja do pomnikowego wizerunku wieszcza? Słowo to po grecku oznacza obrońcę. Powieściowy narrator byłby więc obrońcą Adama. Pytanie, przed kim; przed nim samym, przed różnymi zasadzkami losu, którego przecież nie da się zmienić?
Cezary Harasimowicz napisał o Mickiewiczu inaczej, starał się dowcipnie, z humorem, z pewnym dystansem wobec jego wielkości. Chciał go przybliżyć, pokazać w zwykłych okolicznościach; na piwie w gostnicy, wiercącego się "tyłkiem na koźle", w wytartym palcie, w koszuli z wystrzępionymi mankietami. Chciał też pokazać go uduchowionego w procesie tworzenia.
Myślę, że można przeczytać, starając się polubić nachalnego narratora. Mnie nie bardzo się to udało.
Adam Mickiewicz, jak wszyscy wiemy, "wielkim poetą był"; oczywiście podobnie jak i Słowacki. Znamy życiorys, zgłębiamy twórczość, począwszy już od szkoły podstawowej. W sylwetce wieszcza, jeśli ktoś śledzi, pojawiają się rysy, i to już od Boya-Żeleńskiego i jego "Brązowników".
Zabrał głos i Cezary Harasimowicz, mnie znany głównie jako scenarzysta i autor "Sagi, czyli...
2022-12-02
"Co robić przed końcem świata?" - to pytanie przypomina mi jeden z wierszy Czesława Miłosza "Piosenka o końcu świata".
Apokaliptyczne wizje burzy tu spokój "siwego staruszka", który "powiada, przewiązując pomidory": "Innego końca świata nie będzie".
Po przeczytaniu tekstów, z których część słyszałam na antenie Radia TOK FM w ramach "Kwadransa filozofa", dochodzę do podobnego jak siwy staruszek wniosku - po prostu robić swoje.
Tomasz Stawiszyński nie przedstawia fatalistycznych wizji, zastanawia się nad światem, w którym żyjemy; "światem kruchych ludzi", gdzie niektórzy mieszkają na "płaskiej ziemi", w "matrixie biało-czerwonym", światem "ludzi i potworów", i "pochwala wątpliwości". Ujęłam w cudzysłów tytuły sześciu części książki.
Czytałam ją długo, bo przecież trzeba sobie dać dużo czasu na refleksje nad poszczególnymi tekstami. Bywa, że niektóre treści powracają, np. te o bańkach, w których żyjemy, nie dopuszczając do siebie innych, niż odpowiadających naszym poglądom, przekazów.
Autor pisze o dwóch różnych światach i o nas, ich mieszkańcach, "postrzegających siebie jako najgorsze zagrożenie". Wydaje się, że porozumienie jest niemożliwe - wystarczy przecież włączyć radio, telewizor, komputer.
Nie są to na pewno optymistyczne teksty, jednak, jak już wcześniej zaznaczyłam, skłaniają do refleksji, do zastanowienia się, co można zrobić wokół siebie.
Stawiszyński mocno podkreśla kwestie edukacji, zmniejszenia emocji, dystansu wobec oglądanych i słuchanych treści, niekomentowania natychmiast wszystkiego, daniu sobie czasu do namysłu. Tu zwłaszcza zwraca uwagę i neguje tę nieustającą potrzebę "natychmiastowych oświadczeń i postów".
Są to teksty z lat 2018-2020, sporo w nich aktualnych wówczas zagadnień i konkretnych wydarzeń, do których autor się odnosi.
Po przeczytaniu całości dochodzę do wniosku, że po kolejnych dwóch latach te teksty wciąż są bardzo aktualne. Niestety...
"Co robić przed końcem świata?" - to pytanie przypomina mi jeden z wierszy Czesława Miłosza "Piosenka o końcu świata".
Apokaliptyczne wizje burzy tu spokój "siwego staruszka", który "powiada, przewiązując pomidory": "Innego końca świata nie będzie".
Po przeczytaniu tekstów, z których część słyszałam na antenie Radia TOK FM w ramach "Kwadransa filozofa", dochodzę do...
2022-11-23
Amedeo Modigliani i Lunia (Ludwika) Czechowska, z domu Makowska to dwoje głównych bohaterów powieści Sylwii Zientek. Książki zajmującej, niezwykle ciekawej, z której dowiedziałam się bardzo wielu interesujących rzeczy o włoskim malarzu, jego życiu w Paryżu i otaczających go ludziach.
Wśród nich byli Polacy; Leopold Zborowski dostrzegł wielki talent Modiglianiego i bardzo chciał go wypromować, został jego marszandem. W bliskim kręgu malarza znalazła się też Hanka - żona (nieformalna) Zbo (tak nazywany był Zborowski) i Lunia. Obie pozowały do wielu obrazów, ale to z Lunią połączy Modiglianiego szczególna więź.
Czechowską uczyniła autorka narratorką powieści opartej na faktach. Jest to fabularyzowana opowieść, w której Zientek korzystała ze wspomnień Luni i Hanki.
Nie przeszkadzała mi świadomość, że to wyobraźnia autorki stworzyła wiele obrazów i dialogów. Bardzo ważny jest tu klimat, a ten udało się z pewnością oddać.
Można podążać za bohaterami ulicami Paryża lat 1916 - 1920, zaglądać w zaułki, spacerować po Ogrodzie Luksemburskim, wchodzić do tanich barów Dzielnicy Łacińskiej, do kamienic i hoteli.
Być w słynnej dzielnicy artystów na Montparnassie, w kawiarni La Rotonde, gdzie bywają Picasso, Modigliani, Hayden, Kisling.
W czasie czytania często szukałam dodatkowych informacji o osobach pojawiających się w powieści.
Wielkim jej walorem są też opisy techniki malarskiej włoskiego malarza. Lunia ma z nim bezpośredni kontakt; nie tylko jest jego modelką, kupuje dla niego farby, pomaga przy ich mieszaniu, przypatruje się jego malowaniu, opisuje obrazy, które powstają. Tu również starałam się znaleźć je i obejrzeć. W książce nie ma fotografii, tylko na okładce jest "Kobieta z wachlarzem" i "Autoportret".
To, że właśnie Lunia jest narratorką pozwala na pewno bardziej wczuć się w bieg zdarzeń, jej emocje, dostrzec bliskość relacji z Modim. Jest ona dość specyficzna, zastanawia, czy to była miłość, czy tylko przyjaźń; na pewno wielka fascynacja ze strony Luni. A dla malarza chyba też ważne było, by móc powierzać jej swoje myśli, odczucia, żale.
Bliskość kontaktów z nim spowodowała, że Lunia pokochała sztukę, pracowała wiele lat w galeriach. Pod koniec powieści podkreśla bogactwo, jakie zyskała dzięki trzem latom z włoskim artystą. Zauważa, że "... dzięki Modiglianiemu ja też zyskałam nieśmiertelność".
Bardzo zachęcam do przeczytania "Luni i Modiglianiego"; jest to okazja, by na kilka dni zagościć we wspaniałym, ale i czasem tragicznym, malarskim świecie początku XX wieku.
Amedeo Modigliani i Lunia (Ludwika) Czechowska, z domu Makowska to dwoje głównych bohaterów powieści Sylwii Zientek. Książki zajmującej, niezwykle ciekawej, z której dowiedziałam się bardzo wielu interesujących rzeczy o włoskim malarzu, jego życiu w Paryżu i otaczających go ludziach.
Wśród nich byli Polacy; Leopold Zborowski dostrzegł wielki talent Modiglianiego i bardzo...
2022-11-17
Kiedy dowiedziałam się, że Annie Ernaux dostała Nobla, postanowiłam przeczytać jakąś jej książkę. W mojej bibliotece było tylko "Miejsce", mikropowieść, którą przeczytałam w kilka godzin. Niewątpliwie interesująca, jest wspomnieniem o ojcu, o życiu w małym miasteczku, o wyrwaniu się autorki ze swego środowiska, "przestąpieniu progu świata wykształconej burżuazji".
Trudno mi ocenić w pełni, czy jest to proza noblowska; portret ojca nakreślony przez narratorkę jest na pewno wyrazisty, jego relacje z córką oddane w sposób intymny. Podobnie miasteczko Yallee naszkicowane przecież na niewielu stronach daje możliwość "ujrzenia" go, zapoznaje z jego mieszkańcami, bywalcami sklepu i baru prowadzonego przez rodziców bohaterki.
Chciałabym sięgnąć po inne książki tegorocznej noblistki; mam nadzieję, że na fali zainteresowania jej prozą z racji nagrody moja biblioteka zakupi kolejne pozycje.
Kiedy dowiedziałam się, że Annie Ernaux dostała Nobla, postanowiłam przeczytać jakąś jej książkę. W mojej bibliotece było tylko "Miejsce", mikropowieść, którą przeczytałam w kilka godzin. Niewątpliwie interesująca, jest wspomnieniem o ojcu, o życiu w małym miasteczku, o wyrwaniu się autorki ze swego środowiska, "przestąpieniu progu świata wykształconej burżuazji".
Trudno mi...
Niewielka książka, właściwie książeczka, ale czytałam ją długo. Każde prawie zdanie wymaga namysłu, a i tak przyznaję, że nie wszystkie były dla mnie w pełni zrozumiałe.
Poszczególne eseje wprowadzały mnie w filozofię codzienności, uświadamiały to, z czego w sumie zdaję sobie sprawę, a mianowicie, że nasze życie upływa na krzątactwie, na powtarzaniu wciąż tych samych czynności.
Pokazały piękno tkwiące w wiśni, radość płynącą ze smakowania pierogów z wiśniami. Uświadomiły, że "trzeba poddać się miłości, gdyż są podstawy, by sądzić, że jest niezawodnym sposobem wnikania w istnienie".
Niewielka książka, właściwie książeczka, ale czytałam ją długo. Każde prawie zdanie wymaga namysłu, a i tak przyznaję, że nie wszystkie były dla mnie w pełni zrozumiałe.
Poszczególne eseje wprowadzały mnie w filozofię codzienności, uświadamiały to, z czego w sumie zdaję sobie sprawę, a mianowicie, że nasze życie upływa na krzątactwie, na powtarzaniu wciąż tych samych...
2022-11-08
Marcin Wicha w roli przewodnika po muzeum życia i twórczości Kazimierza Malewicza. O bohaterze książki wiedziałam wcześniej tyle, że namalował słynny "Czarny kwadrat". Teraz wyruszyłam jego tropem, choć Wicha nie tworzy biografii, a może inaczej, to jest biografia, tylko jak napisana!
Wydaje się nieuporządkowana, z refleksjami na różne tematy, sięgająca współczesności, z mnóstwem przedmiotów (w końcu jesteśmy przecież w muzeum).
Znalazł się tu wpis ze współczesnego leksykonu na temat filozofii Malewicza, świetna scena z zebrania redakcyjnego z 2015 roku - "facet od kultury" informuje, że słynny kwadrat wisiał do góry nogami, są fragmenty artykułów prasowych.
Narrator - przewodnik przybliża zwiedzającym twórcę suprematyzmu. Nie jest to jednak literatura faktu. Wicha w zakończeniu zaznacza, że korzystał z tekstów Malewicza, z wielu książek o nim, ale niektóre sytuacje są dziełem jego wyobraźni, niektóre prawdziwe zmienił. Są wreszcie i takie, które naprawdę się zdarzyły.
Czy to jest ważne dla czytającego? Przyznam, że nie zastanawiałam się nad tym, nie patrzyłam w tych kategoriach na przedstawiane sceny, obrazy, zdarzenia. Myślę sobie, że skoro Malewicz był w awangardzie, to i jego losy można pokazać w niestandardowej formie.
Moją uwagę zwróciły w książce sceny i eksponaty związane z rewolucją październikową i latami po niej, gdy artyści, w tym i sam Malewicz, próbowali znaleźć dla siebie miejsce.
Przechodziłam z Wichą z sali do sali, od jednego eksponatu do następnego i kolejnych, pomna jego ostrzeżenia: "Państwo wiedzą, że wspomnienia należy przyjmować z ostrożnością". Może i tak, ale ja książkę Marcina Wichy przyjmuję z wiarą w jego słowa i chyba nie mam ochoty drążyć, co w niej zgadza się z faktami.
Mogę za to teraz obejrzeć sobie obrazy Malewicza, bo przecież namalował ich wiele, nie tylko "Czarny kwadrat", na który wskazuje strzałka pięknej okładki, pokazując "kierunek zwiedzania".
Marcin Wicha w roli przewodnika po muzeum życia i twórczości Kazimierza Malewicza. O bohaterze książki wiedziałam wcześniej tyle, że namalował słynny "Czarny kwadrat". Teraz wyruszyłam jego tropem, choć Wicha nie tworzy biografii, a może inaczej, to jest biografia, tylko jak napisana!
Wydaje się nieuporządkowana, z refleksjami na różne tematy, sięgająca współczesności, z...
Zaproszona przez autorkę siadłam do "darcia pierza", a że to długotrwała i nieco żmudna czynność zeszło mi przy niej trochę czasu.
Nie przepadam za felietonami, owszem, czytam czasem te w prasie, na bieżąco. Tu znalazło się ich ponad siedemdziesiąt i, jak zauważa na zakończenie autorka, "nie uległy dezaktualizacji", a nawet "wybrzmiewają jeszcze mocniej". Pewnie tak jest niestety. Pojawia się moc wypowiedzi na wciąż te same tematy: kobiet, śląskości, wychowania dzieci, kultury, polityki, Internetu. Przetacza się fala dyskusji i niewiele się zmienia.
Oczywiście bardzo dobrze, że są te głosy, jednak przydałoby się może więcej konkretnych działań.
Anna Dziewit - Meller stara się zwrócić uwagę na wagę wielu problemów, proponuje lektury, po które warto sięgnąć, by je zgłębić.
Spodobały mi się teksty: "Jak być leniwym", "Źle urodzone", "Starość jest warta starania" i "Tka, tkę, tki".
Zaproszona przez autorkę siadłam do "darcia pierza", a że to długotrwała i nieco żmudna czynność zeszło mi przy niej trochę czasu.
Nie przepadam za felietonami, owszem, czytam czasem te w prasie, na bieżąco. Tu znalazło się ich ponad siedemdziesiąt i, jak zauważa na zakończenie autorka, "nie uległy dezaktualizacji", a nawet "wybrzmiewają jeszcze mocniej". Pewnie tak jest...
2022-11-02
Jest początek XX wieku, do Liścisk, żydowskiego sztetla gdzieś na Podolu przybywa głuchy włóczęga. Nikt go nie zna, nie rozpoznaje, nie wiadomo kim jest.
Trafia do besmedryszu - domu świątobliwego cadyka reb Gerszona Zalmana ben Azriela. Ten nazwie go Rafaelem, dojrzy w nim kogoś więcej niż przybłędę.
Rafael zostanie w społeczności chasydzkiej, zgodnie bowiem z zasadą wypowiedzianą przez świątobliwego: "Kto nie ma domu, ten wszędzie jest u siebie".
Przybysz wędruje po miasteczku, czasem uzdrawia; wciąż pozostaje tajemnicą, kim tak naprawdę jest. Czytelnik może sam próbować, kierując się pewnymi wskazówkami, odpowiedzieć sobie na to pytanie. Dla mnie jednak nie jest to może najważniejsze w tej powieści. Urzekło mnie to, że za sprawą wędrówek i obserwacji Rafaela miałam okazję poznać niezwykle bogaty świat chasydów mieszkających w Liściskach. Ich czarne stroje, tańce, modlitwy, nabożeństwa; cała ta obyczajowość pokazana jest tutaj bardzo plastycznie dzięki pięknemu, poetyckiemu językowi, którym posługuje się Płaza. Miałam już wcześniej okazję
podziwiać go w powieści "Skoruń".
W "Golemie" dodatkowo można docenić wielką znajomość żydowskich obyczajów, obrzędów, Tory, kabały, modlitw, którą wykazał się autor.
Powieść pozwala też poznać losy niektórych postaci z drugiego planu; córki cadyka Sziry, reb Jakowa, młynarza Szlomy. Są to raczej smutne opowieści, gdzieś w tle pojawiają się echa bliskich pogromów. Czy dojdzie do niego i w Liściskach, gdzie "gojska część miasta jest o połowę mniejsza niż żydowska"?
Nie będę zdradzać szczegółów, najlepiej samemu zanurzyć się w świat wspaniałej powieści Macieja Płazy.
Jest początek XX wieku, do Liścisk, żydowskiego sztetla gdzieś na Podolu przybywa głuchy włóczęga. Nikt go nie zna, nie rozpoznaje, nie wiadomo kim jest.
Trafia do besmedryszu - domu świątobliwego cadyka reb Gerszona Zalmana ben Azriela. Ten nazwie go Rafaelem, dojrzy w nim kogoś więcej niż przybłędę.
Rafael zostanie w społeczności chasydzkiej, zgodnie bowiem z zasadą...
Czyta się szybko, bo i nie ma się za bardzo nad czym zastanawiać, a i całość "zbudowana" głównie z dialogów. Postaci, łącznie z główną bohaterką, pokazane dość powierzchownie. W sumie to nikt nie budzi sympatii, nawet zaginionej Karolinie nie bardzo można współczuć.
Widzę z biogramu autorki, że dość masowo "produkuje" kolejne książki, od debiutu w 2016 roku wydała już ponad dwadzieścia. To się nazywa tempo.
A taki np. Chmielarz mówił podczas spotkania, w którym uczestniczyłam, że pisze jedną powieść rocznie, i że utrzymuje się z pisania.
Czyta się szybko, bo i nie ma się za bardzo nad czym zastanawiać, a i całość "zbudowana" głównie z dialogów. Postaci, łącznie z główną bohaterką, pokazane dość powierzchownie. W sumie to nikt nie budzi sympatii, nawet zaginionej Karolinie nie bardzo można współczuć.
Widzę z biogramu autorki, że dość masowo "produkuje" kolejne książki, od debiutu w 2016 roku wydała już ponad...
Znam dwie książki Natalii Fiedorczuk, podobały mi się. "Porodzina" dodatkowo zaintrygowała mnie okładką, postaci nie mają twarzy, no i dowiedziałam się o nowym rodzaju powieści kryminalnej - domestic noir.
Pomyślałam, że może być interesująco i nie zawiodłam się. Niby jest to kryminał, ale dość nietypowy. Zdarzenia koncentrują się wokół rodziny Waszczyńskich, prawie doskonałej, idealnej, z dwójką dzieci, niepracującą zawodowo matką i bardzo dobrze zarabiającym ojcem. Niczego im nie brakuje, mieszkają w domu przy ulicy Lawendowej.
Ich zniknięcie jest bardzo tajemnicze.
Powoli zaczynamy poznawać sekrety Waszczyńskich; autorka ciekawie wprowadza nas w ich życie. Jest też okazja, by spojrzeć na sąsiedni dom zamieszkiwany przez dość nietypową rodzinę Pajęckich. Czy coś ich łączy z Waszczyńskimi?
Śledztwo toczy się dość niemrawo, podinspektor Krystian Gruszecki dostaje reprymendę za samowolne działania.
Fiedorczuk umiejętnie dozuje emocje, buduje napięcie, posługuje się niekiedy żartobliwym językiem, by wreszcie odsłonić przed nami mroczne tajemnice domów przy ulicy Lawendowej.
Znam dwie książki Natalii Fiedorczuk, podobały mi się. "Porodzina" dodatkowo zaintrygowała mnie okładką, postaci nie mają twarzy, no i dowiedziałam się o nowym rodzaju powieści kryminalnej - domestic noir.
Pomyślałam, że może być interesująco i nie zawiodłam się. Niby jest to kryminał, ale dość nietypowy. Zdarzenia koncentrują się wokół rodziny Waszczyńskich, prawie...
2022-10-19
Byłam niedawno na spotkaniu z Wojciechem Chmielarzem; polecał książki Bartosza Szczygielskiego. Postanowiłam sięgnąć po jedną z nich. Bardzo się rozczarowałam; drętwe, monotonne dialogi, nuda i prawie zerowe napięcie. W nocie "od autora" Szczygielski napisał:" Czytelniku, jeśli zabrnąłeś aż tutaj...", czyli na koniec powieści. Słowa "zabrnąłeś" i "aż" oddają moje odczucia. Brnęłam przez kolejne strony, w sumie nie wiem po co, aż doszłam do trzech stron podziękowań. To miło, że autor wszystkich wylicza, w tym i Chmielarza.
Ja też podziękuję... To pierwsza, i jak sądzę ostatnia, powieść Szczygielskiego, którą przeczytałam.
Byłam niedawno na spotkaniu z Wojciechem Chmielarzem; polecał książki Bartosza Szczygielskiego. Postanowiłam sięgnąć po jedną z nich. Bardzo się rozczarowałam; drętwe, monotonne dialogi, nuda i prawie zerowe napięcie. W nocie "od autora" Szczygielski napisał:" Czytelniku, jeśli zabrnąłeś aż tutaj...", czyli na koniec powieści. Słowa "zabrnąłeś" i "aż" oddają moje...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-10-21
Znam kilka książek Kopra, dobrze się je czyta. Tak było i tym razem. Sześć historii o zbrodniach z namiętności - pięć z okresu międzywojennego i jedna z 1991 roku.
O życiu i tragicznym końcu Marii Wisnowskiej czytałam w "Czarnym romansie" Władysława Terleckiego, Dagny Juel - Przybyszewską poznałam bliżej dzięki książce Aleksandry Sawickiej. Andrzej Zaucha i jego śmierć to stosunkowo niedawna historia. Tu nakreślona dość szczegółowo w oparciu o wspomnienia wielu osób z otoczenia artysty i fragmenty zeznań sądowych.
Trzy opowieści były mi kompletnie nieznane. Iga Korczyńska, Zyta Woroniecka i małżeństwo Maliszów to tragiczni bohaterowie z lat 1931 - 1933.
Koper jak zwykle ciekawie pokazuje tło społeczne, zwraca uwagę na biedę i bezrobocie w tamtych czasach. Fragmenty artykułów prasowych, zwłaszcza z "Tajnego Detektywa" dają wyobrażenie o ogromnym zainteresowaniu tymi historiami; tłumy pod sądami, więzieniem, dyskusje w prasie i na ulicach.
Jak pisze w zakończeniu autor, problematyka dramatów miłosnych jest "niewyczerpaną kopalnią tematów", więc pewnie powstanie kolejna książka o wielkiej miłości, zazdrości i zbrodni.
Znam kilka książek Kopra, dobrze się je czyta. Tak było i tym razem. Sześć historii o zbrodniach z namiętności - pięć z okresu międzywojennego i jedna z 1991 roku.
O życiu i tragicznym końcu Marii Wisnowskiej czytałam w "Czarnym romansie" Władysława Terleckiego, Dagny Juel - Przybyszewską poznałam bliżej dzięki książce Aleksandry Sawickiej. Andrzej Zaucha i jego śmierć to...
Nie umiem grać w brydża, nie znam zasad tej gry. Tu przydałyby się, by lepiej poczuć atmosferę pewnego spotkania, podczas którego popełniono morderstwo.
Jednak i bez tego czytałam z przyjemnością, jak w sumie każdą powieść Christie. Niezawodny Herkules Poirot rozwiąże zagadkę i jak zwykle odsłoni interesujący tok swojej dedukcji.
Nie umiem grać w brydża, nie znam zasad tej gry. Tu przydałyby się, by lepiej poczuć atmosferę pewnego spotkania, podczas którego popełniono morderstwo.
Jednak i bez tego czytałam z przyjemnością, jak w sumie każdą powieść Christie. Niezawodny Herkules Poirot rozwiąże zagadkę i jak zwykle odsłoni interesujący tok swojej dedukcji.
O Kornelu Filipowiczu dowiedziałam się w 2018 roku. To wtedy przeczytałam tom jego pięknych opowiadań ze wstępem Justyny Sobolewskiej, potem był wspaniały zbiór jego korespondencji z Wisławą Szymborską. Następnie przeczytałam "Romans prowincjonalny i inne historie". To wszystko upewniło mnie, że pisarz ten został niesłusznie zapomniany i dobrze, że powraca pamięć o nim.
Jego życie przybliżyła mi też książka Agnieszki Daukszy "Jaremianka". Tam jednak najważniejsza była Maria Jarema.
Opowieść Sobolewskiej pokazuje "piewcę polskiej prowincji" i "realistę magicznego", pięknego mężczyznę, zapalonego rybaka i socjalistę, "czujnego obserwatora".
W kolejnych rozdziałach skupia się na ważnych etapach jego życia, pisze o bliskich mu ludziach i zwierzętach, zwłaszcza kotach. Podkreśla jego prostolinijność, miłość do natury, zmysł organizacyjny. Gdy pisze o jego pasji wędkarskiej, przywołuje Otę Pavla, cytując piękne fragmenty jego prozy.
Książka przybliża sylwetkę pisarza i poety; wiersze pisał głównie pod koniec życia. Jest tu trochę czarno - białych zdjęć. Są wspomnienia synów, zwłaszcza młodszego, Marcina. Pojawiają się cytaty z utworów Filipowicza, szczególnie lubię ten z jednego z moich ulubionych opowiadań "Rozmowy na schodach", gdy kotka, chyba Mizia, mówi, że "najmądrzej jest po prostu być".
Cieszę się, że Justyna Sobolewska potwierdziła tą książką ważność i wysoką pozycję Kornela Filipowicza w naszej literaturze.
O Kornelu Filipowiczu dowiedziałam się w 2018 roku. To wtedy przeczytałam tom jego pięknych opowiadań ze wstępem Justyny Sobolewskiej, potem był wspaniały zbiór jego korespondencji z Wisławą Szymborską. Następnie przeczytałam "Romans prowincjonalny i inne historie". To wszystko upewniło mnie, że pisarz ten został niesłusznie zapomniany i dobrze, że powraca pamięć o...
więcej Pokaż mimo to