-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński2
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać304
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
Ponad osiem lat temu, bo w lutym 2009 roku, zetknąłem się po raz pierwszy z „Chłopcem w pasiastej piżamie” Johna Boyne’a. Kiedy zatem dowiedziałem się, że ów tytuł doczekał się wznowienia, a przy okazji pojawiła się na naszym rynku kolejna książka tego autora, postanowiłem się z nią zapoznać jak najszybciej.
Pierrota poznajemy w niezbyt ciekawych z jego perspektywy okolicznościach. Jakiś czas temu stracił ojca – mężczyznę, który z jednej strony był dla niego autorytetem, z drugiej – znęcał się nad matką. Trudno stwierdzić, czy owa strata to zatem przekleństwo, czy błogosławieństwom z pewnością tym pierwszym okazuje się fakt, że wkrótce umiera także matka Pierrota.
Choc chłopiec liczy na to, ze zostanie przygarnięty przez matkę swojego najlepszego przyjaciela, małego Żyda o imieniu Anszel, kobieta nie ma środków i warunków, by zajmować się małym, francusko-niemieckim gojem. Pozostawiony pastwie losu Pierrot trafia do nietypowego domu dziecka, skąd planuje jak najszybciej zostać adoptowany przez porządnych ludzi.
Wydawałoby się, że nie ma i nie będzie w życiu tego młodzika nic gorszego od środowiska domu dziecka, tymczasem odkrywamy, że nasz bohater trafia niefortunnie z deszczu pod rynnę. Dość nieoczekiwanie bowiem o chłopcu dowiaduje się jego jedyna żyjąca krewna – siostra jego ojca i postanawia go wziąć do siebie na wychowanie. Jest tylko jeden, zasadniczy mankament – mamy rok 1935, a ciocia Beatrix jest służącą w Berghofie – rezydencji Adolfa Hitlera…
„Chłopiec na szczycie góry” to piękna, choc zarazem trudna i wzruszająca opowieść o wojnie – tej światowej, ale i tej rozgrywanej w nas samych. To historia chłopca, któremu los nie skąpił kłód pod nogami, zarazem otwierając łatwiejsze ścieżki do mniej bezpiecznych miejsc i ludzi. Historię Pierrota czyta się z zapartym tchem nie tylko dlatego, że wciąga i intryguje – choć tak właśnie jest – ale także (a może przede wszystkim?) dlatego, że… w pewnym sensie przeraża.
To, co ujmuje w tej książce najbardziej, to skrupulatnie nakreślony przez Johna Boyne’a portret dziecięcej psychiki, która poddawana różnym naciskom, ideologiom i doświadczeniom ewoluuje w mniej lub bardziej oczekiwana przez nas stronę. Zmiany, które zachodzą w małym Pierrocie zmuszają nas do zastanowienia się nad okrucieństwem wojny nie tylko wobec walczących, ale -przede wszystkim – wobec Bogu ducha winnych bardziej świadków niż bohaterów.
Bardzo, bardzo polecam Wam lekturę „Chłopca na szczycie góry” i zarazem ostrzegam. To książka napisana prostym językiem o trudnych sprawach. To opowieść, która na długi czas wgniecie Was w fotel, a na finiszu dodatkowo odbierze mowę i wyciśnie łzy. Naprawdę – nie pisałbym tego, gdybym sam się nie popłakał.
Ambitna, wzruszająca, wartościowa. Obowiązkowa.
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
Ponad osiem lat temu, bo w lutym 2009 roku, zetknąłem się po raz pierwszy z „Chłopcem w pasiastej piżamie” Johna Boyne’a. Kiedy zatem dowiedziałem się, że ów tytuł doczekał się wznowienia, a przy okazji pojawiła się na naszym rynku kolejna książka tego autora, postanowiłem się z nią...
2016-07-24
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
Jest jakaś taka tendencja wśród pisarzy-”kryminalistów”, by w swoich książkach poruszać także tematy związane z nazistami i drugą wojną światową. Zrobiła tak Camilla Läckberg w „Niemieckim bękarcie”, Jo Nesbø w „Czerwonym gardle”, Gard Sveen w „Ostatnim pielgrzymie„… temat ten porusza także Nele Neuhaus w opisywanym dziś tytule „Głębokie rany”.
W jednym z domów pod Frankfurtem zostaje zamordowany David Goldberg – wiekowy już pan, Żyd ocalony z obozu w Oświęcimiu, a obecnie milioner i znany filantrop. Wkrótce ginie kolejny mężczyzna po osiemdziesiątce. Przybyła na miejsce policja odkrywa dwa fakty, łączące te zbrodnie – w obu przypadkach morderca pozostawił krwawy ślad w postaci nic nie mówiącego nikomu zestawu cyfr, ponadto obu mężczyzn utrzymywało znajomośćz Verą Kaltensee, bogatą i niezbyt przyjemną, sędziwą arystokratką.
Nie ma najmniejszych wątpliwości, że o ile kobieta niekoniecznie ma coś wspólnego z ich śmiercią, to może jednak znać potencjalnego mordercę lub naprowadzić funkcjonariuszy – Pię Kirchhoff, Olivera von Bodensteina i resztę ekipy śledczej – na jakikolwiek sensowny trop. Wkrótce jednak wychodzi na jaw fakt, który całkowicie zmienia zasady gry: obaj mężczyźni (w tym ów ocalony Żyd) należeli do… SS. Świadczą o tym odkryte na ich ciałach tatuaże. Co więcej – komuś najwidoczniej zależy, by śledztwo zostało zamiecione pod dywan…
Muszę przyznać, że dawno nie natrafiłem na tak pokrętnie skonstruowany kryminał: intryga jest niesamowicie poplątana (a wiadomo, im trudniejsza, tym lepsza zabawa dla czytelnika), bohaterowie okazują się mieć zupełnie inne oblicza, niż sobie wyobrażamy, historia nie tyle wpływa na teraźniejszość, co wręcz włazi w nią z buciorami i rozpycha się łokciami… Nie chcę być gołosłowny, ale to naprawdę jeden z lepszych (jeśli nie najlepszy) kryminał, jaki w tym roku przeczytałem – a trochę ich było…
I naprawdę, naprawdę cieszę się, że mam teraz możliwość lektury wszystkich tomów serii o Pii Kirchhoff i Oliverze von Bodensteinie za jednym podejściem. Ten cykl tak wciąga, że już się boję, co będę wyprawiać po siódmym tomie, czekając na ósmy, którego premiera dopiero nastąpi… ;)
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
Jest jakaś taka tendencja wśród pisarzy-”kryminalistów”, by w swoich książkach poruszać także tematy związane z nazistami i drugą wojną światową. Zrobiła tak Camilla Läckberg w „Niemieckim bękarcie”, Jo Nesbø w „Czerwonym gardle”, Gard Sveen w „Ostatnim pielgrzymie„… temat ten...
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
Znacie ten dylemat czytelnika, który czeka kilka miesięcy na książkę, a potem czyta ją strasznie szybko? Ja to znam z autopsji, przy książkach Remigiusza Mroza to norma. „Inwigilacja” ledwie wpadła w moje ręce, zbyt długo nie nacieszyła się swobodą i świeżością – jej lektura zajęła mi 3 godziny i 10 minut (tak, u tego autora mierzę czas) ;) I co? I raz, że teraz mam czytelniczego kaca, a dwa – to było niesamowite 190 minut niemal na bezdechu ;)
Do Joanny Chyłki – po sprawie Bukano uznawanej przez coponiektórych za specjalistkę od bronienia praw wszelakich mniejszości – zgłaszają się państwo Tadeusz i Anna Lipczyńscy. Adoptowali niegdyś chłopca, Przemka (a jak wiadomo, wszystkie Przemki to fajne chłopaki :D), jednak gdy miał pięć lat, zaginął bez śladu podczas ich wycieczki do Egiptu. Teraz, po latach, dorosły już mężczyzna został odnaleziony na jednym z osiedli w Warszawie. Sęk w tym, że po pierwsze, przedstawia się jako Fahad al-Hassan, jest zagorzałym muzułmaninem i został zatrzymany pod zarzutem przygotowywania zamachu w jednej z galerii handlowych…
Chyłka postanawia bronić mężczyzny za wszelką cenę, wietrząc w sprawie co najmniej drugie dno. Do pomocy idaje jej się zaprzęgnąć też Kormaka oraz Kordiana Oryńskiego, przygotowującego się do nadchodzącego nieuchronnie egzaminu, od którego będzie zależeć jego kariera zawodowa, a tym samym przyszłość w kancelarii Żelazny & McVay. Tylko czy kobieta w ciąży, opętana burzą hormonów, zaczytany nerd i zakuwający aplikant dadzą radę nie tylko znaleźć dowody na niewinność Przemka vel Fahada, ale i przekonać do tego sąd i ławników? Zapowiada się trudna batalia, zwłaszcza, że nikt nie ma pewności, czy oskarżony faktycznie nie planuje jakiegoś zamachu…
Remigiusz Mróz tradycyjnie nie każe zbyt długo czekać. – ani na kolejną powieść swojego autorstwa, ani na emocje zawarte na jej stronach. Sprawa niedoszłego terrorysty intryguje od samego początku, natomiast im dalej brniemy w fabułę, tym bardziej komplikuje się sytuacja, po części z racji dowodów świadczących (lub i nie) o tym i owym, po części z racji zachowania naszych bohaterów (nie ukrywajmy, ani Chyłka, ani Zordon nie są „typowymi” przedstawicielami swojego fachu), po części z fakty, że każda z postaci ma też życie prywatne, które siłą rzeczy na nią oddziałuje także w trakcie pracy.
Do pytania na okładce książki – „Jak daleko posunie się władza, by chronić obywateli?” – nasuwają się zresztą dodatkowe: Jak dalece można ograniczać prawa jednych osób na rzecz innych? Co jest dopuszczalne w imię szeroko pojętego bezpieczeństwa, a co oznacza wkraczanie z buciorami w czyjąś prywatę? I jak to jest tak naprawdę z tym domniemaniem niewinności? Odpowiedzi na te pytania – jak się powinniście domyślić – nie znajdują się w książce. Najnowsza powieść Mroza stanowi natomiast dobry punkt wyjścia do zadania sobie tych (i innych) pytań i szukania prawidłowych rozwiązań samodzielnie. Przy czym dla każdego owa „prawidłowość” czy „prawdziwość” może tu znaczyć coś zupełnie odmiennego…
I jeszcze słów kilka o finiszu, który – jak na Remigiusza przystało – stanowi nie tyle przysłowiową łyżkę dziegciu, co raczej nieoczekiwane uderzenie kijem bejsbolowym w potylicę. Pisałem już na Facebooku i Instagramie, ale powtórzę: jeśli do tej pory byliście zakończeniami po prostu zaskoczeni, istnieje realna obawa, że tym razem zechcecie zrobić autorowi krzywdę. A jeśli już wcześniej chodziło Wam to po głowie, to po lekturze chyba powinna Was dosięgnąć realna inwigilacja. Dla bezpieczeństwa Remigiusza. Lub Waszego ;)
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
Znacie ten dylemat czytelnika, który czeka kilka miesięcy na książkę, a potem czyta ją strasznie szybko? Ja to znam z autopsji, przy książkach Remigiusza Mroza to norma. „Inwigilacja” ledwie wpadła w moje ręce, zbyt długo nie nacieszyła się swobodą i świeżością – jej lektura zajęła...
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
Rzadko kiedy czytam bardzo uważnie wszystko, co jest wpisywane na okładkach książek. Raz, że lubię być zaatakowany przez fabułę, a nie wiedzieć wszystko, co wydarzy się przez pierwsze dwieście stron ;) Dwa – ostatnimi czasy nagminne stało się okrzykiwanie autorów „polskim kimśtam”. Zerknąłem jednak na słowa Mariusza Czubaja, według którego „Krew” – którą dziś recenzuję – „potwierdza skalę talentu Bartosza Szczygielskiego, najmroczniejszego spośród polskich pisarzy kryminałów”. I muszę przyznać, że zgadzam się z tymi słowami w stu procentach.
Po wydarzeniach opisanych w „Aorcie”, wraz z komisarzem Gabrielem Bysiem trafiamy do szpitala psychiatrycznego w Tworkach. Wydaje się, że czeka nas nuda, nostalgia i odrobina szaleństwa, która – mimo wszystko – nie zaaplikuje nam rozsądnej dawki adrenaliny. Wkrótce jednak na terenie szpitala dochodzi do makabrycznego zdarzenia, którego Byś jest mimowolnym świadkiem. Jakby tego było mało, na miejscu zaczynają się gromadzić ludzie, dopatrujący się cudu. Czy jednak rzeczywiście ten miał miejsce? Jaka jest prawda i czy w szpitalu psychiatrycznym znajdzie się ktokolwiek, kto jest na tyle trzeźwy na umyśle, by to rozsądzić?
Równolegle z wydarzeniami w Tworkach śledzimy historię Kaśki Sokół, znanej nam z poprzedniego tomu dziewczyny, będącej w pewnym sensie służąca Andrzeja Dziergi. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, w jaki zgrabny sposób, solidnym ściegiem Bartosz Szczygielski połączył ze sobą te dwa wątki. Nie tylko w sposób ostateczny, ale też w momentach „przeskoku” akcji pomiędzy wydarzeniami dotyczącymi Kaśki i Bysia. Chapeau bas!
Sama fabuła natomiast zdecydowanie potwierdza słowa Mariusza Czubaja – jest mroczne, powiedziałbym nawet: przerażająco mrocznie. Autor stopniuje napięcie, by po chwili z impetem zmrozić w czytelnikach – nomen omen – krew. Przedstawiony przez Szczygielskiego świat jest brutalny, szorstki, niebezpieczny. Jasne, w końcu po części akcja dzieje się w okolicach Pruszkowa oraz na terenie szpitala psychiatrycznego, ale… przyznam szczerze, że autor nie owija w bawełnę, tylko czołga czytelników ostro po chropowatej powierzchni fabuły, nie licząc się z możliwością poranienia aż do krwi. A może licząc właśnie na to? Na takie mentalne odarcie czytelnika?
Nie wiem, jaki cel przyświecał Szczygielskiemu podczas pisania, ale efekt jest następujący: czytelnik wpada w wir wydarzeń, by samemu nieco oszaleć w próbach dociekania prawdy, zaś krew w żyłach na przemian gotuje się i mrozi. Brzmi przerażająco, tak też jest – a mimo to nie żałuję ani sekundy poświęconej lekturze książki. Ba – wyczekuję kolejnego tomu i tylko trochę obawiam się, że autor jeszcze nie pokazał nam swojego prawdziwego oblicza. Nie wiem, czy może być jeszcze mroczniej, ale Szczygielski wie na pewno. Oby podzielił się z nami tą wiedzą jak najprędzej.
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
Rzadko kiedy czytam bardzo uważnie wszystko, co jest wpisywane na okładkach książek. Raz, że lubię być zaatakowany przez fabułę, a nie wiedzieć wszystko, co wydarzy się przez pierwsze dwieście stron ;) Dwa – ostatnimi czasy nagminne stało się okrzykiwanie autorów „polskim kimśtam”....
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
Powiedzieć, że ten thriller wgniótł mnie w fotel i pozbawił kilku godzin życia, zastępując je emocjonalnym rollercoasterem, to nie powiedzieć nic. Jedna trzeci roku i 70 książek za mną, ale „Lokatorka” to w chwili obecnej zdecydowanie obejmuje prowadzenie i istnieje ryzyko, że miejsca na podium nie odda zbyt łatwo…
Wyobraźcie sobie idealne mieszkanie. Z jednej strony minimalistyczne, z drugiej – naszpikowane elektroniką i bajerami z XXI wieku, jak nie nowszymi. Sterowane automatycznie lub za pośrednictwem aplikacji w smartfonie. Widzicie je oczyma wyobraźni? Rewelacyjnie!
Teraz umieśćmy w nim nową lokatorkę. Młodą, piękną kobietę, która ceni sobie bezpieczeństwo i jest gotowa zamieszkać w takiej twierdzy. Nawet, jeśli kosztuje ją to wiele wyrzeczeń, a umowa najmu zawiera setki obostrzeń.
Macie to? Okej! To teraz brakuje jeszcze tylko jednego elementu. Zbrodni…
Nie chcę zdradzać z fabuły zbyt wiele – sam podszedłem do niej wiedząc jeszcze mniej, niż Wam właśnie przedstawiłem i książka pochłonęła mnie niesamowicie! Jeśli inne thrillery czy kryminały trzymały mnie w napięciu, to ten, skubany, omal mnie tym chwytem nie pozbawił życia. Mocna powieść, napisana w sposób nie pozwalający oderwać się od opowieści na dłuższą chwilę. Ba, na krótszą zresztą też! Do tego dodajmy wyraziste postaci, zarówno żeńskie, jak i męskie i… ostrzegam – przepadniecie bez reszty!
Obowiązkowa lektura na ten rok, bez dwóch zdań! Zapiszcie sobie datę 14.06.2017 i szturmujcie księgarnie i biblioteki, wypatrując tego tytułu, a następnie szukajcie w kinach ekranizacji. Sam jestem jej niesamowicie ciekaw, bo książka to absolutne mistrzostwo i ani odrobinę nie myli się Lee Child, wieszczący na okładce, że to „idealny thriller psychologiczny”.
Krótko mówiąc – egzemplarz powinien trafić do Sevres pod Paryżem, jako jednostka idealnego thrillera, obok innych norm miar i wag. Czy ja już wspominałem, że gorąco polecam ten tytuł? ;)
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
Powiedzieć, że ten thriller wgniótł mnie w fotel i pozbawił kilku godzin życia, zastępując je emocjonalnym rollercoasterem, to nie powiedzieć nic. Jedna trzeci roku i 70 książek za mną, ale „Lokatorka” to w chwili obecnej zdecydowanie obejmuje prowadzenie i istnieje ryzyko, że...
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
Książka, której premiera – przynajmniej w świecie, w którym ja funkcjonuję na co dzień – przeszła trochę bez echa. Autor, który standardowo recenzuje kryminały, zamiast je pisać. Intryga, która wiedzie czytelnika w morderczy świat… literatury. Tymczasem ten tytuł to prawdziwy (nomen omen) maestrosztyk ;)
Viljar Ravn Gudmundsson trudni się dziennikarstwem – i to trudni dosłownie. Dawniej był niemal gwiazdą w swoim fachu, jednak pewna sprawa sprzed lat nie tylko ucięła mu skrzydła, ale i sprowadziła na samą glebę, w błoto i syf, z którego nie tak łatwo się podnieść i otrzepać. Pewnego typowego dnia w robocie nieoczekiwanie Viljar dostaje tajemniczy e-mail od nadawcy, który zapowiada, że wykona wyrok na osobie, która uniknęła sprawiedliwości. Ignoruje wiadomość, tymczasem dzień później zostają odnalezione zwłoki kobiety, która może być ofiarą tajemniczego „sędziego” – czy raczej tytułowego „Maestro”, liczącego że wszyscy będą tańczyć, jak im zagra. Czy właściwie pokaże i pomacha.
Wydawałoby się, że to czysty przypadek, że zarówno mail, jak i zgon można połączyć jakąś nicią. Kiedy jednak dziennikarz zaczyna dostawać kolejne wiadomości, po których giną następne osoby, policja staje przed nie lada wyzwaniem. Zwłaszcza, gdy wraz z Viljarem odkrywa, że jeden z tropów prowadzi w świat literatury…
Cóż… zacznę od obalenia dwóch pochopnych wniosków, do jakich mogliście dojść. Po pierwsze – „Maestro” nie ma nic wspólnego z „Behawiorystą” Remigiusza Mroza, gdzie również natrafimy na swoistego dyrygenta, kierującego wszystkimi według własnego upodobania. Tyle, że… To bodaj jedyny wspólny mianownik obi powieści. O wiele cięższy zarzut pojawia się co jakiś czas w sieci wobec Geira Tangena, jakoby ten podczas pisania „Maestra” baaaardzo wzorował się na „Koronkowej robocie” Pierra Lemaitre’a. I w tym przypadku zdecydowanie rozumiem oburzonych, bo i mnie podczas czytania opisu „Maestra” przyszło na myśl jako pierwsze skojarzenie z przygodami komisarza Verhoevena. Po pierwsze jednak Geir Tangen wyraźnie zaprzeczył temu zaznaczając, że „Koronkowa robota” miała premierę w Norwegii niemal równolegle z „Maestrem” (czyli jednak nie tyko my dość późno otrzymujemy tłumaczenia ciekawych powieści zagranicznych), po drugie rzeczonej książki nie czytał i, dla zasady, nie zamierza. I ja mu wierzę.
Obie książki mają wspólny pewien istotny motyw, jednak poza tym różnią się – nie tylko finiszem, ale i stylem, okolicznościami, bohaterami… powiem więcej: mnie osobiście o wiele bardziej do gustu przypadł „Maestro”, choć nie ukrywam, że dużą rolę może w tym przypadku odgrywać pewna „bliskość” norweskich kryminałów, których się troszkę naczytałem (i jeszcze więcej zamierzam).
Traktując jednak „Maestro” solowo, jako powieść – nie porównując jej do niczego innego o choćby zbliżonej tematyce – jest to naprawdę solidny debiut literacki. Intrygująca historia, nietypowy bohater, nie potrafiący się do końca rozliczyć z przeszłością, a co za tym idzie – ciągnący nieustannie za sobą pewne demony, do tego wyrafinowany morderca i grupa osób, które nie tylko Bogu są winne ducha, ale i co nieco mają na własnym sumieniu…
Parokrotnie obstawiałem, kto pełni rolę czarnego charakteru i… jestem pod wrażeniem tego, jak oryginalnie wybrnął z tego zagadnienia autor. Podejrzewam, że Geir Tangen, jako naczelny norweski bloger kryminalny przeanalizował najlepsze powieści i mając na uwadze własne doświadczenia z typowaniem szwarccharakterów, wykreował cos na kształt złotego środka. Ja to kupuję. Ba! Nie tylko kupuję, ale i domagam się więcej – czekając na dalsze losy Viljara Ravn Gudmundssona.
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
Książka, której premiera – przynajmniej w świecie, w którym ja funkcjonuję na co dzień – przeszła trochę bez echa. Autor, który standardowo recenzuje kryminały, zamiast je pisać. Intryga, która wiedzie czytelnika w morderczy świat… literatury. Tymczasem ten tytuł to prawdziwy (nomen...
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
Przyznam się Wam szczerze, że do tej pory nie czytałem nigdy thrillerów medycznych. Nazwisko Tess Gerritsen było mi znane, rzecz jasna, ale jakoś z tym podgatunkiem było mi do tej pory nie po drodze… Wszystko zmieniła lektura nadchodzącej powieści autorstwa Klaudii Kloc-Muniak.
Julia Przybysz to młoda, zdolna studentka biotechnologii. Studia układają się po jej myśli, podjęła się działalności w kole naukowym, które za cel postawiło sobie wynalezienie innowacyjnego lekarstwa i… tu zaczynają się tarapaty.
W nie do końca zrozumiały sposób ginie jedna z koleżanek z koła, jednak wkrótce śmierć zaczyna zbierać coraz obfitsze żniwo. Julii nie pozostaje nic innego, jak podjąć się gry o własne życie…
Choć to druga wydana powieść tej autorki, to chronologicznie właśnie od niej rozpoczyna się historia Julii Przybysz, znanej tym czytelnikom, którzy sięgnęli po wydany rok temu tytuł „Gdybym jej uwierzył”. To, co rzuca się od razu w oczy, to przede wszystkim znajomość od podszewki biotechnologicznego światka – Klaudia Kloc-Muniak zręcznie opisuje zarówno studia, jak i prowadzone badania, tym samym poszerzając wiedzę czytelnika o aspekty znane niewielu bądź też niedostępne dla wszystkich.
Jak przystało na thriller – powieść trzyma w napięciu. Ba, jest na tyle nieprzewidywalnie, że trudno dość szybko wskazać mordercę, a na domiar złego życie prywatne bohaterki zaczyna się mieszać z tym zawodowym. A to chyba nigdy nie kończy się najlepiej… poza tym autorka roztacza nieco przerażającą wizję (a może to realia?) badań naukowych, których rezultaty nie zawsze są powodem do dumy lub polepszenia zdrowia naszego gatunku…
„Substancja” jest tak dobrze skrojoną powieścią, że aż mnie palce świerzbią, by sięgnąć po drugi-pierwszy tom, czyli „Gdybym jej uwierzył”. Zwłaszcza, że książka leży na półce i złowrogo na mnie zerka… ;)
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
Przyznam się Wam szczerze, że do tej pory nie czytałem nigdy thrillerów medycznych. Nazwisko Tess Gerritsen było mi znane, rzecz jasna, ale jakoś z tym podgatunkiem było mi do tej pory nie po drodze… Wszystko zmieniła lektura nadchodzącej powieści autorstwa Klaudii...
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
Bardzo niecierpliwie wyczekiwałem premiery tego tytułu. Raz, że to mój patronat medialny – a na te zawsze czekam niecierpliwie. Dwa – Joanna Opiat-Bojarska to marka sama w sobie i cokolwiek by napisała, trudno mi na to nie czekać jak wygłodniały zwierz ;) trzy – po dwóch tomach o dziennikarce Annie Rogozińskiej nabrałem ogromnej ochoty na odkrycie zakończenia trylogii.
Po ostatnich wydarzeniach – opisanych w „Zaufaj mi, Anno” – Rogozińska powoli wraca do zdrowia, ostatecznie tez ponownie pojawia się w pracy. Niestety, w Primo TV nikt nie ma dla niej dobrych wieści: zostaje odsunięta od obecnych obowiązków, w zamian ma „wdrożyć się na nowo do pracy” kręcąc nietypowy reportaż o ratownikach medycznych… będąc przez pewien okres czasu pełnoprawnym członkiem jednej z ekip. Jeśli wydaje Wam się, że ktoś tu próbuje pozbyć się Anki i zniechęcić ją do roboty – cóż, jednak nie wydaje Wam się.
Niespodziewanie dziennikarka dostaje jednak list od znanego nam już Kapelusznika, odbywającego obecnie karę pozbawienia wolności w Rawiczu. Mężczyzna twierdzi, że na wolność wyszedł niedawno ktoś, zamierzający w akcie zemsty zabić kilka osób.
Myślicie, że te dwie trudności to mało? Nie zapominajmy o znanym nam już z poprzednich tomów życiu osobistym Anki, a ściślej o dylemacie związanym z wyborem partnera życiowego. Z jednej strony jest przecież Łukasz – troskliwy, opiekuńczy, zdecydowanie chcący czegoś więcej niż tylko przyjaźń. A z drugiej – Wiktor, cichy, opanowany, ale solidny prokurator, z pewnością nadający się na ostoję związku.
To, co wyprawia Joanna Opiat-Bojarska, by wymieszać jak najbardziej to możliwe te trzy wątki, a tym samym dostarczyć wrażeń nie tylko nam, ale przede wszystkim Ance, przechodzi ludzkie pojęcie! Kilkukrotnie dałem się nabrać na pewne zdarzenia czy zachowania, zaskoczony śledziłem też przebieg akcji, która gna co tchu i nie chce zwolnić. Jak bardzo gna? Tak, że po trzech godzinach skończyła mi się książka, a ja zostałem z „lekkim” niedosytem, że – jak głosi tytuł. – rzeczywiście „To koniec, Anno”. I coś czuję, że do cyklu jeszcze kiedyś powrócę.
Realizm, emocje i zwroty akcji – te trzy cechy charakteryzują powieści Joanny Opiat-Bojarskiej. O dwóch ostatnich już wspominałem, pora na kilka słów na temat realizmu. Autorka dba o jak najdokładniejsze odzwierciedlenie opisywanej rzeczywistości – i to w taki sposób, że czytając o szkoleniu dotyczącym resuscytacji, w jakim musiała uczestniczyć Anka, mamy wrażenie, jakbyśmy sami siedzieli na dali i słuchali osoby prowadzącej. Nie czujemy w ogóle, ze to fikcja literacka – fabuła pożera nas, wpycha w wir wydarzeń i wszystko odbieramy jak najbardziej realnie się da. To mi się podoba – i chętnie spotkałbym ponownie Annę Rogozińską, choćby i w nowym cyklu. A może jako bohaterkę poboczną w innej serii? Wszak Poznań duży i mały zarazem ;)
Jeśli z przyjemnością czytaliście „Słodkich snów, Anno” i „Zaufaj mi, Anno” – poprzednie tomy serii – z pewnością nie będziecie zawiedzeni. W innym przypadku lektura tych dwóch części jest obowiązkowa, nie tylko by zrozumieć wątki poboczne, ale także by w pełni pojąć meandry fabuły, m.in. związane z postacią Kapelusznika.
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
Bardzo niecierpliwie wyczekiwałem premiery tego tytułu. Raz, że to mój patronat medialny – a na te zawsze czekam niecierpliwie. Dwa – Joanna Opiat-Bojarska to marka sama w sobie i cokolwiek by napisała, trudno mi na to nie czekać jak wygłodniały zwierz ;) trzy – po dwóch tomach o...
2016-08-01
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
To już szósty tom cyklu o wydziale kryminalnym w Taunusie i zarazem drugi, którego tytuł i treść nawiązują delikatnie do baśni. Tym razem znajdziemy tu odniesienia do „Czerwonego Kapturka” oraz „O wilku i siedmiu koźlątkach”. Tylko co to ma wspólnego z kryminałem?
Oliverowi von Bodensteinowi i Pii Kirchhoff trafia się nietypowa i od samego początku trudna sprawa. Z wód Menu zostaje wyłowione ciało nastolatki, jednak nie sposób jakkolwiek określić, kim ona jest. Nikt nie zgłosił zaginięcia kobiety odpowiadającej jej rysopisowi, nie ma przy niej niemal żadnych śladów mogących w łatwy sposób nakierować śledztwo na właściwe tory.
Dopiero po paru tygodniach funkcjonariusze K-11 trafiają na właściwy trop. Niestety – wiedzie on w niedostępne dla oka miejsca i skrywa za sobą tajemnicę, której ujawnienie może zaburzyć światopogląd wielu osób… To co wydaje się ludziom przyzwoite i właściwe, rzeczywiście tylko takim się wydaje…
Oceniłem tę powieść na 10/10 i innej oceny nie przewiduję. To nie tak, że rozpływałem się podczas lektury i chętnie przeczytam zaraz ponownie, tak mi się spodobało. O nie… Nele Neuhaus w – nie przesadzam – mistrzowski wręcz sposób dotyka bardzo delikatnego i niebezpiecznego tematu, jakim jest zjawisko pedofilii i wykorzystywania nieletnich. Bardzo trudno jest o nim mówić, a co dopiero przedstawiać je także (a może przede wszystkim?) z perspektywy ofiary – Neuhaus się to jednak udało.
Przeglądałem z ciekawości opinie innych osób i pojawiły się w nich zarzuty, że za szybko można domyśleć się, kto jest tytułowym „Złym wilkiem”. No i co z tego? Myślę, że ta powieść, to akurat coś więcej niż kryminał – i o wiele ważniejsza jest warstwa społeczno-obyczajowa, środowisko, opisane działania, niż umiejętności dedukcyjno-indukcyjne naszych ukochanych śledczych.
Ba! Jestem nawet zdania, że umieszczając tak trudny temat w kryminale (który, jako gatunek, cieszy się przecież sporym zainteresowaniem wśród czytelników) autorka osiągnęła o wiele więcej niż gdyby zdecydowała się napisać książkę typowo o pedofilii. Obserwacja śledztwa, które z różnych powodów trafia na błędne lub właściwe tropy jeszcze bardziej uwrażliwia nas na problem i sygnalizuje jego obecność, rozmiar i skutki.
Koniecznie zatem wybierzcie się do Taunusu, by razem z Pią i Oliverem dopaść „Złego wilka”. Nosił już kilka(dziesiat?) razy za dużo, pora ponieść i jego… do więziennej celi.
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
To już szósty tom cyklu o wydziale kryminalnym w Taunusie i zarazem drugi, którego tytuł i treść nawiązują delikatnie do baśni. Tym razem znajdziemy tu odniesienia do „Czerwonego Kapturka” oraz „O wilku i siedmiu koźlątkach”. Tylko co to ma wspólnego z kryminałem?
Oliverowi von...
2016-07-27
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
Przyznam się szczerze, że przed lekturą tej książki miałem dość spore oczekiwania. Raz, że znajomi zachwycali się nad nią. Dwa, że nie tylko od nich słyszałem głosy, że to największa, najlepsza i jeszcze kilka „naj” powieść autorstwa Nele Neuhaus. Trzy – po lekturze poprzednich trzech tomów cyklu nie można podejść do lektury inaczej, niż nabuzowanym pozytywną energią, czekając na wielkie „BUM!” ;) Czy warto było mieć takie oczekiwania?
Po dziesięciu latach spędzonych w więzieniu, na wolność wychodzi Tobias Sartorius, morderca dwóch nastolatek. Chłopak wraca w rodzinne strony, do swojego ojca, jednak nie czeka na niego uroczyste powitanie. Przez te wszystkie lata jego rodzina została rozbita, ojciec podupadł na zdrowiu i sile, zamknął rodzinny biznes i wiedzie marny żywot, a lokalna społeczność nie chce zapomnieć o zbrodni – ba, nie chce też u siebie mordercy. Poniżany i szykanowany, może liczyć jedynie na przyjaciółkę sprzed lat, garstkę kolegów i pewną dziewczynę, która święcie wierzy w jego niewinność. Cóż – on sam nic z feralnego wieczoru nie pamięta, jednak wszystkie dowody wskazywały wyraźnie na niego…
W tym samym czasie robotnicy na budowie trafiają na ludzkie kości, a wkrótce po tym ktoś spycha kobietę z kładki dla pieszych prosto pod koła nadjeżdżających aut. Prowadzący śledztwo komisarz Pia Kirchhoff i nadkomisarz Oliver von Bodenstein wkrótce łączą te sprawy ze sobą, trafiając na ślad prowadzący ich bezpośrednio do Tobiasa. Czyżby chłopak był niebezpieczny dla otoczenia? Czy to raczej otoczenie jest niebezpieczne dla niego?
Powiedzieć, że w sprawie Tobiasa Sartoriusa coś śmierdzi, to nie powiedzieć nic. Już od pierwszych stron, kiedy Tobias wychodzi na wolność, zaczynamy nabierać wątpliwości, czy odsiadywał słusznie. No, i tak czy owak – co morderca (kimkolwiek by nie był) zrobił z ciałami obu dziewczyn, których do dziś nie znaleziono? Duet Kirchhoff & Bodenstein, rozgrzebując sprawę sprzed lat, jeszcze bardziej podsyca już i tak rozgrzaną atmosferę w Altenhain – miejscowości, w której doszło do tragedii.
Nele Neuhaus w bardzo obrazowy sposób przedstawia nam nie tylko psychologię tłumu i ukazuje, jak często zaczynamy myśleć tak, jak inni – bo łatwiej?ale też doskonale rysuje wizję „sprawiedliwości”, w której bardzo łatwo wydać jakikolwiek wyrok bez posiadania niezbitych (czy nawet jakichkolwiek) dowodów obarczających winą tę czy inną postać. To W tym sensie „Śnieżka musi umrzeć” to nie tylko wartościowy, solidny kryminał, oparty pośrednio na baśni o Królewnie Śnieżce – to także swoiste ostrzeżenie dla nas, uwielbiających szufladkować i przypinać tysiące etykiet i łatek. Warto dać sobą wstrząsnąć, a następnie otworzyć szeroko oczy…
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
Przyznam się szczerze, że przed lekturą tej książki miałem dość spore oczekiwania. Raz, że znajomi zachwycali się nad nią. Dwa, że nie tylko od nich słyszałem głosy, że to największa, najlepsza i jeszcze kilka „naj” powieść autorstwa Nele Neuhaus. Trzy – po lekturze poprzednich...
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
Czterdzieści godzin. Prawie dwie doby. Wystarczająco, by zrobić miliard głupich rzeczy, wydać niezłą fortunę, przeczytać kilka książek… ale czy to wystarczająco dużo czasu, by ocalić ludzkie życie?
Nikt z nas nie chciałby znaleźć się w takiej sytuacji, jest w niej jednak Faris Iskander z berlińskiej policji. „Mężczyzna z przeszłością” w postaci nieudaremnionego zamachu terrorystycznego. Zdaniem Farisa, to on sam winien jest tego, że zamachowiec zdetonował ładunek, zamiast negocjować. Prawda jest dużo bardziej skomplikowana, jednak poczucie winy towarzyszy Iskanderowi w codziennym życiu – na tyle, że z racji pewnych perturbacji obecnie jest policjantem zawieszonym w obowiązkach służbowych.
Nieoczekiwanie kontaktuje się z nim mężczyzna podający się za owego zamachowca, ktory cudem ocalał z rozpetanego przez siebie armagedonu. Dla udowodnienia, że należy traktować go stuprocentowo poważnie, rozmówca doprowadza na oczach Farisa do detonacji ładunku w berlińskim metrze. Rozpoczyna się śmiergelna gra, której stawką jest życie ukrzyżowanego mężczyzny, któremu pozostało zaledwie 40 godzin, nim wykrwawi się na śmierć. Czy Faris Iskander i berlińska policja będą w stanie sprostać oczekiwaniom zamachowca?
Muzułmański policjant. Chrześcijański terrorysta. Religijny fanatyzm jeszcze nigdy nie był tak jaskrawo nakreślony. Temat terroryzmu i islamistów, z pozoru „oklepany” i „przegadany” w każdy możliwy sposób, nieoczekiwanie zaprezentowany w zupełnie nowym świetle nabiera innego znaczenia. Co więcej, Kathrin Lange trzyma czytelników w mocnym uścisku, pozwalając nam ewentualnie odetchnąć dopiero po skończonej lekturze.
„40 godzin” to mocny, emocjonujący thriller czy kryminał, który z pewnością wbije Was w fotel na wiele godzin, a przy okazji otworzy Wam oczy na fanatyczno-terrorystyczne aspekty, których na co dzień w mediach nie roztrząsa nikt. To zdecydowanie jedna z najlepszych pozycji, jakie przeczytałem w tym roku. Fakt, że było ich już ponad 130 chyba mówi sam za siebie ;) A swoją drogą – to dopiero pierwszy tom serii z Farisem Iskanderem w roli głównej. Już nie mogę się doczekać kolejnych tomów, także ze znakomitego warsztatu tłumaczy Anny i Miłosza Urban ;)
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
Czterdzieści godzin. Prawie dwie doby. Wystarczająco, by zrobić miliard głupich rzeczy, wydać niezłą fortunę, przeczytać kilka książek… ale czy to wystarczająco dużo czasu, by ocalić ludzkie życie?
Nikt z nas nie chciałby znaleźć się w takiej sytuacji, jest w niej jednak Faris...
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
Bruno jest synem niemieckiego oficera, mieszkającego z rodziną w Berlinie, ogarniętym – podobnie jak cały świat – szaleństwem drugiej wojny światowej. Chłopiec jednak tego szaleństwa na co dzień nie doświadcza – bawi się ze swoimi przyjaciółmi, do widoku ojca w mundurze już dawno przywykł, panoszące się wokół okrucieństwo omija nie tylko jego oczy, ale i świadomość. Do czasu.
W uznaniu za zasługi – a przynajmniej tak to wygląda – ojciec chłopca zostaje przez Furię skierowany do Po-Świecia, gdzie ma zostać komendantem. Jak łatwo się domyślić, to niekoniecznie Furia a Führer jest wszystkiemu winien, a nowym domem chłopca nie ma być Po-Świecie, a Oświęcim. Ściślej: dom po „właściwej” stronie płotu, o wiele mniejszy od berlińskiej posiadłości, a w dodatku z dala od jakichkolwiek dzieci, z którymi można by się bawić. Zrozpaczony Bruno wybiera się zatem na samotną wędrówkę wzdłuż płotu i tak poznaje Szmula – chłopca w podobnym wieku, syna żydowskiego zegarmistrza, mieszkającego wraz z ojcem w obozie.
Moment, w którym stykają się ze sobą te dwa światy, to bez wątpienia jeden z najważniejszych punktów powieści. Dość łatwo dostrzegamy różnice w postrzeganiu rzeczywistości w zależności, po której stronie – nomen omen – barykady się znajduje bohater. Chłopcy zaczynają wspólnie spędzać czas, jednak nie bardzo mogą się bawić poprzez oddzielający ich płot. A gdyby tak udało się jednemu z nich przejść na drugą stronę?
Po paru dobrych latach od czasu, gdy przeczytałem ten tytuł po raz pierwszy, niewiele się zmieniło w moim odbiorze. Książka nadal jest tak samo mocna – mimo, że pamiętałem zakończenie. No, może nie do końca – pamiętałem filmowe, a ono minimalnie od książkowego się różni. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że jest mocniejsze. „Chłopiec w pasiastej piżamie” – tuż obok „Chłopca na szczycie góry” – to zdecydowanie lektura dla każdego, nie tylko dla chłopców.
John Boyne rewelacyjnie ukazał w powieści świat oczami dziecka, w dodatku z dwóch różnych perspektyw. Dialogi prowadzone między Brunonem i Szmulem może i nas nieco bawią tą dziecięcą naiwnością, tym porównywaniem swojej sytuacji z sytuacją n=innych i uznawaniem ,że przecież wszyscy muszą żyć mniej więcej tak, jak ja. Ale z drugiej strony – to jest właśnie najistotniejsze w tej książce: dzieci traktują wszystkich równo, bez względu na to, po której stornie płotu i w jak fatalnej sytuacji się znajdują, nie ma tu miejsca na nienawiść, złość, jest za to sporo miejsca na przebaczanie i wspólną rozmowę. Czasem mam wrażenie, że świat oczami dziecka jest o wiele piękniejszy niż ten postrzegany przez nas, dorosłych, bo my doszukujemy się niemal na siłę zła na tym świecie.
Zresztą – przeczytajcie sami. Obowiązkowo!
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
Bruno jest synem niemieckiego oficera, mieszkającego z rodziną w Berlinie, ogarniętym – podobnie jak cały świat – szaleństwem drugiej wojny światowej. Chłopiec jednak tego szaleństwa na co dzień nie doświadcza – bawi się ze swoimi przyjaciółmi, do widoku ojca w mundurze już dawno...
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
Pamiętam, że wiele lat temu widziałem ekranizację tej książki. Najprawdopodobniej przeczytałem wcześniej pierwowzór, ale pewności nie mam. Wiem natomiast, że jest to lektura obowiązkowa – i właśnie dlatego, korzystając z okazji w postaci nowego wydania – postanowiłem do niej wrócić…
Afganistan, lata siedemdziesiąte XX. wieku. Amir to syn jednego z najzamożniejszych i wielce szanowanych Pasztunów w Kabulu. Niczego mu nie brakuje, wszystkiego ma pod dostatkiem. Jego ojca stać nawet na służącego, który wraz ze swoim synem – Hasanem – zamieszkuje ich dom. Dom, w którym brakuje kobiet, w którym Amir nieustannie musi ubiegać się o uznanie w oczach ojca, w którym obaj chłopcy mogą codziennie spędzać wspólnie czas, mimo dzielących ich różnic społecznych.
Jedną z ich ulubionych zabaw jest puszczanie latawców i branie udziału w ich zawodach na ulicach miasta. Celem Amira jest pierwsze w swoim dwunastoletnim życiu zwycięstwo, nie spodziewa się jednak, jaką rolę w wydarzeniach podczas zawodów odegra Hasan, ani też jaką cenę przyjdzie im obu zapłacić za ewentualną wygraną…
Khaled Hosseini w fascynujący sposób kreśli przed czytelnikami obraz Afganistanu, widzianego oczami dziecka. Doskonale gra na emocjach, ułatwiając nam identyfikowanie się z głównym bohaterem, mimo że ten ma zaledwie kilkanaście lat. Historia, która rysuje się na kartach powieści zaczyna się beztrosko, jednak z każdą kolejną stroną robi się coraz mocniejsza, poważniejsza, trudniejsza…
Jest jednak i druga strona medalu: Hosseini przedstawia nam także historię po latach. Amir, wiodący dostatnie życie pisarz, mieszka w USA, z dala od rodzinnych stron. Cały czas tłumi w sobie świadomość i ciężar wydarzeń sprzed lat. Wkrótce nadchodzi jednak możliwość odkupienia. Czy zdoła ją wykorzystać we właściwy sposób?
Przyjaźń. Kłamstwo. Cierpienie. Odkupienie. Te słowa niemal w stu procentach oddają klimat powieści, fabuła nieustannie krąży wokół nich, a czytelnik zastanawia się, jak dalej potoczą się losy Amira – bez względu na to, ile ma w danym momencie lat i w jakim miejscu się znajduje. A wszystko to wplecione w historię Afganistanu – od monarchii, obalonej przez inwazję sowietów, skończywszy na rządach talibów.
Piękna i mocna historia, która – jak wspominałem już we wstępie – powinna stanowić obowiązkową lekturę.
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
Pamiętam, że wiele lat temu widziałem ekranizację tej książki. Najprawdopodobniej przeczytałem wcześniej pierwowzór, ale pewności nie mam. Wiem natomiast, że jest to lektura obowiązkowa – i właśnie dlatego, korzystając z okazji w postaci nowego wydania – postanowiłem do niej...
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
Do tej pory wplatanie elementów baśni w kryminalną fabułę kojarzyło mi się jednoznacznie z twórczością Nele Neuhaus. W końcu to u niej „Śnieżka musi umrzeć” albo pojawia się „Zły wilk” ;) Tymczasem okazuje się, że wydawnictwo Media Rodzina ma dryg do tego typu autorów, bo oto wkrótce premierę ma przeczytana już przeze mnie „Córka Króla Moczarów”, tytułem i treścią nawiązująca do pewnej baśni Andersena.
Helena Pelletier nie miała łatwego dzieciństwa – jej matka jako nastolatka została uprowadzona przez psychopatę i przetrzymywana w domku na moczarach. Helena to owoc ich związku. Moczary to jednak przeszłość – mężczyzna trafił do więzienia, obie kobiety odzyskały wolność, matka zdążyła już umrzeć, a córka pod innym nazwiskiem założyła rodzinę i sama ma dwójkę dzieci i kochającego męża.
Sielanka, jaką udało się zbudować po traumatycznych przeżyciach odchodzi jednak w niepamięć, gdy w radio zostaje podany komunikat o zbiegłym więźniu. Jak łatwo się domyślić – ojcu Helene. Rozpoczyna się niebezpieczna pogoń – Helene pragnie dorwać i zabić ojca, on najpewniej pragnie dostać się do córki, która – poniekąd – wsadziła go za kratki.
Karen Dionne w trzymający w napięciu sposób przeplata wydarzenia z teraźniejszości, związane z pościgiem, wraz ze wspomnieniami Heleny, dorastającej na moczarach, mającej zgoła odmienne dzieciństwo niż jej rówieśnicy. Całość okraszona fragmentami baśni „Córka Króla Moczarów” Hansa Christiana Andersena stanowi mocny, ale i wciągający „sprawdzian” słuszności powiedzenia, że „czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci” – postać Heleny z racji swojej przeszłości jest tak nietypowa, że trudno jednoznacznie oceniać, jak postąpi, tudzież czy postępowanie owo jest właściwe.
„Córka Króla Moczarów” to pozycja, która powinna przypaść do gustu każdemu miłośnikowi thrillerów. Tu akcja powieści zwalnia tylko po to, by oświetlić mrok czytelniczej niewiedzy… mrokiem duszy ludzi z moczarów. Mocna, wciągająca, zaskakująca.
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
Do tej pory wplatanie elementów baśni w kryminalną fabułę kojarzyło mi się jednoznacznie z twórczością Nele Neuhaus. W końcu to u niej „Śnieżka musi umrzeć” albo pojawia się „Zły wilk” ;) Tymczasem okazuje się, że wydawnictwo Media Rodzina ma dryg do tego typu autorów, bo oto wkrótce...
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
Już podczas lektury „40 godzin” doszedłem do wniosku, że Kathrin Lange z głównym bohaterem się nie cacka ani trochę. Tych, którzy nie znają pierwszej części cyklu z Farisem Iskanderem, odsyłam do RECENZJI. Jak wypadł drugi tom na tle pierwszego, naprawdę mocnego kryminału?
Faris próbuje pozbierać się po wydarzeniach, które go w ostatnim czasie dotknęły. Pomóc mu w tym mają sesję u psychoterapeutki, jednak nie wiadomo, czy przyniosą one jakiś sensowny skutek. Niespodziewanie kontaktuje się z nim jego była – Laura – i prosi o spotkanie w hotelu Gaislinger. Dzień później zostaje znaleziona w tym samym miejscu martwa…
Chwilę później na Breitscheidplatz, w Kościele Pamięci barykaduje się mężczyzna z zakładnikami. Jego pierwszym – i jak na razie jedynym – żądaniem jest przysłanie na miejsce Farisa Iskandera. Z nikim innym nie chce negocjować ani rozmawiać. O co chodzi? Kto i dlaczego uwziął się tak na muzułmańskiego policjanta? Czy te dwie sprawy to kwestia przypadku, Czy może zachodzi między nimi jakiś związek – a jeśli tak, to jaki?
Jeśli sądzicie, że życie rzuca Wam kłody pod nogi, to w przypadku Iskandera powinniśmy chyba mówić o całych lasach. Albo o puszczy.
Kathrin Lange wbija czytelnika w fotel już od pierwszych stron, a zarazem niemiłosiernie pastwi się nad swoim bohaterem. Był Harry Hole, był Mikael Blomkmvist… tymczasem Faris Iskander sprawia, że poczynania tamtych bledną.
Najwyższa pora odkryć potencjał niemieckiego kryminału! Coraz częściej skłaniam się mu temu, by jeszcze szerzej odkrywać magię literatury kryminalnej naszych zachodnich sąsiadów – recenzowałem już powieści Klausa-Petera Wolfa, Ursuli Poznanski, Nele Neuhaus (koniecznie sprawdźcie jej cykl o Pii i Oliverze!) czy też Elisabeth Herrmann i… za każdym razem byłem bardzo mile zaskoczony. Drugi tom autorstwa Kathrin Lange również wpisuje się w tę dobrą, kryminalną, niemiecką passę ;) Nie wspominając już o tym, co się dzieje pod koniec powieści – ja osobiście potrzebowałem dwóch dni na przetrawienie sytuacji, zanim zebrałem się w sobie na tyle, by sięgnąć po kolejną książkę. Kac czytelniczy murowany…
Jakkolwiek to brzmi, zerkając na tytuł – czeka Was bombowa lektura z wybuchowym bohaterem. Eksplozja emocji i wbicie w fotel gwarantowane ;)
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
Już podczas lektury „40 godzin” doszedłem do wniosku, że Kathrin Lange z głównym bohaterem się nie cacka ani trochę. Tych, którzy nie znają pierwszej części cyklu z Farisem Iskanderem, odsyłam do RECENZJI. Jak wypadł drugi tom na tle pierwszego, naprawdę mocnego kryminału?
Faris...
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
Są polscy pisarze, po których książki sięgam w ciemno. Są i tacy, z którymi jakoś mi nie po drodze. Są wreszcie i tacy, których książkami zachwyca się wielu znajomych, a ja nieśmiało obserwuję autora, licząc że w końcu spotkamy się gdzieś na czytelniczej drodze. Tak było właśnie z twórczością Alka Rogozińskiego. Jego poprzedni cykl nadal czeka na przeczytanie, natomiast premiera najnowszej książki z zupełnie nowej serii stała się punktem zapalnym do nadrobienia zaległości ;)
Róża Krull, główna bohaterka powieści, jak i nowopowstającego cyklu, to wzięta pisarka kryminałów. Znana, lubiana, czytana – trudno się zatem dziwić, że dostaje zaproszenia na ekskluzywne spotkanie pisarek, w którym poza zaproszonymi kilkoma autorkami i ich partnerami lub rodziną, wezmą udział tylko trzy poczytne blogerki książkowe: Ruda, Dama Kier i Wiola. „Gwiazdą” wieczoru nie ma być jednak Róża, ale Kika Luna – specyficzna kobieta, chyba bardziej celebrytka niż autorka.
Pozornie nudne, beznamiętne, szare i nijakie spotkanie w zapyziałym dworku nabiera jednak intensywnych barw czerni i czerwieni, gdy jedna z uczestniczek zostaje zamordowana, a obok niej niespodziewania pojawia się czarna róża. Kwiat przywodzi na myśl nierozwiązane do dziś śledztwo sprzed lat, dotyczące zagadkowej śmierci pewnego bibliotekarza.
To jednak nie koniec morderstw – jak sugeruje zresztą tytuł powieści – ale i nie koniec komplikacji. Róża Krull wkrótce odkrywa bowiem, że ktoś zabija ofiary w sposób niemal identyczny z tym, jaki opisała w jednym ze swoich kryminałów…
Wielu czytelników uznaje Alka Rogozińskiego za „księcia komedii kryminalnej” – i muszę przyznać, że w tym tytule jest cos na rzeczy. Nie dość, że autor zapewnia czytelnikom nietuzinkową intrygę, w której trudno nie zmieniać podejrzeń i uparcie stać przy jednym kandydacie na mordercę, to na dodatek całość okraszona jest solidną porcją dobrego humoru. To zaś sprawia, że książkę czyta się naprawdę lekko, przyjemnie i szybko. Bardzo szybko ;)
Ciekawym zabiegiem zastosowanym w tej powieści przez Alka Rogozińskiego jest wrzucenie w wir powieści trzech blogerek. I to nie tyle chodzi mi o sam fakt kreacji bohaterek będących blogerkami literackimi, co o jeden istotny szczegół: to są realne postaci, których blogi być może czytacie ;) Chylę czoła przed autorem, że postanowił w ten sposób uhonorować nie tylko znane sobie dziewczyny, ale i w pewien symboliczny sposób całą blogersko-książkową społeczność (chciałem tu użyć pierwotnie słowa „brać”, ale ta grupa społeczna to zdecydowanie babeczki z garścią rodzynków, a nie na odwrót) ;)
Podsumowując, jeśli poszukujecie książki, która zapewni Wam zarówno rozrywki, jak i wysili Wasze szare komórki i zachęci do rozwiązania nietypowego śledztwa – to uspokajam Was, ze właśnie przestaliście szukać ;) „Do trzech razy śmierć” to idealna lektura dla fanów kryminałów, szukających czegoś lżejszego, ale nie zamierzających uciekać poza ramy gatunku. Ale przede wszystkim – to świetna okazja, byście tak, jak ja, zaczęli właśnie przyrodę z powieściami Alka Rogozińskiego ;)
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
Są polscy pisarze, po których książki sięgam w ciemno. Są i tacy, z którymi jakoś mi nie po drodze. Są wreszcie i tacy, których książkami zachwyca się wielu znajomych, a ja nieśmiało obserwuję autora, licząc że w końcu spotkamy się gdzieś na czytelniczej drodze. Tak było właśnie z...
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
Od ponad roku wypatruję kolejnego tomu serii o komisarzu Wolskim autorstwa Nikodema Pałasza, a tymczasem autor zaskoczył, wydając książkę z zupełnie innej tematyki. Powiem nawet więcej – fani „Parabellum” Remigiusza Mroza będą tym tytułem zachwyceni!
Warszawa, okres przed wybuchem Powstania Warszawskiego. Okupowane miasto powoli szykuje się w podziemiu do mającej się niebawem rozegrać walki o wolność. Dwudziestoletni Janek Brodawski „Szakal” marzy o zostaniu bohaterem wojennym. Sukcesy na tym polu stawia wyżej niż wiele innych spraw, w tym relacje z ukochaną Wanda Rawicz ps. „Osa”. Dla chłopaka, zgodnie z tytułem powieści, dobry Niemiec to ten, który już nie żyje. Nieoczekiwanie, podczas porannych wypadów na kort tenisowy przy stadionie, Janek spotyka tam pewnego nazistę.
Jest nim Ansgar Reusch – major Wehrmachtu, proponujący młodemu Polakowi poranne sparingi tenisowe, a następnie próbujący zaskarbić sobie sympatię chłopaka. Czy faktycznie każdy Niemiec jest zły za życia? Czy Reusch jest tak dobry dla Polaka, na jakiego wygląda, czy to tylko pozory? Kto wyjdzie z tej wojny zwycięsko, a kogo wyniosą z pola bitwy?
Nikodem Pałasz kreśli przed nami bardzo autentyczny świat powstańczej, wojennej konspiracji i życia pod niemieckim kloszem. Czyni to jednak, pokazując nam dwie perspektywy – zarówno młodego, ambitnego, pełnego szaleńczych zapędów Polaka, jak i starszego, doświadczonego już przez życie niemieckiego oficera. Dwa odmienne światy w jednym, ogarniętym wojną mieście.
Ansgar to genialnie wręcz stworzona postać. To ten typ człowieka, którego trudno jednoznacznie ocenić jako dobrego lub złego. I jakby tego było mało, bohater swoim wieloznacznym zachowaniem wymyka się z jakichkolwiek form, nie pozwalając na otaksowanie go i przylepienie mu takiej czy innej łatki. Nie jest ani czarny, ani biały. Nawet nie jest szary – chyba że w wielu odcieniach (niekoniecznie pięćdziesięciu).
U kumpli Reuscha widać natomiast albo niemal całkowitą uległość/podległość, bo wiedzą, że ma na nich haka, albo widać, że są chwilami jeszcze bardziej wyrachowani niż on sam. Kolejna postać drugoplanowa – dowódca Janka w podziemnej formacji – sprawia chwilami wrażenie, że ma świadomość, że pracuje z bandą walecznych dzieciaków, których trzeba temperować – ot choćby Wandę, której ekscesy na mieście przyprawiają o palpitacje serca. Bardzo mi się podobała scena gdybologii przed rozmową z matką jednego z kolegów – doskonale widać, że czeka ich trudna sytuacja, która ich przerasta, a jednak chcą stawić czoła wyzwaniu, bo czują się odpowiedzialni.
Tak, jak wspominałem we wstępie, fanom „Parabellum” najnowsza powieść Nikodema Pałasza z pewnością przypadnie do gustu. Reusch, Janek i Wanda ani trochę nie są gorsi od Leitnera, Staszka i Marii – spotyka ich zupełnie inny los, akcja toczy się w (minimalnie) innym czasie, de facto tylko i wyłącznie na terenie miasta Warschau, ale bohaterowie równie intensywnie oddziałują na nas, dając się polubić bez względu na podejmowane decyzje – a te są zarówno dobre, jak i fatalne, bez względu na to, jakie by wybrać kryterium.
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
Od ponad roku wypatruję kolejnego tomu serii o komisarzu Wolskim autorstwa Nikodema Pałasza, a tymczasem autor zaskoczył, wydając książkę z zupełnie innej tematyki. Powiem nawet więcej – fani „Parabellum” Remigiusza Mroza będą tym tytułem zachwyceni!
Warszawa, okres przed wybuchem...
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
* * * * * * * * * *
Są kryminały, po które nie sięga nikt, a ja je gdzieś wypatruję i potem zachwycam się fabułą (lub i nie). Są też i takie, o których mówią wszyscy, a ja jakoś nie mam z nimi po drodze ;) „Aorta” – jak łatwo się domyśleć – zdecydowanie należy do tej drugiej kategorii. No, właściwie to powinienem rzec – „należała”, bo w marcu nastąpiła zmiana w tej kwestii. Nadmienię, że zmiana na dobre ;) Ale po kolei…
Pamiętacie mafię pruszkowską? Mieszkańcy Pruszkowa – przynajmniej tego opisanego przez Bartosza Szczygielskiego – już dawno o niej zapomnieli. Są przecież inne, ważniejsze tematy. Ot, choćby zmasakrowane ciało kobiety, pozbawionej gałek ocznych, znalezione w mieszkaniu przez dwójkę tragarzy mebli… Nietypowe znalezisko, a raczej towarzyszącą mu sprawa, spada na barki Gabriela Bysia – komisarza z Komendy Stołecznej, oddelegowanego na miejsce zbrodni.
Byś to z jednej strony ambitny, szczwany typ, który nie da sobie w kaszę dmuchać. I wali prosto z mostu, po linii najmniejszego oporu. Z drugiej jednak – cały czas ma świadomość, że po ostatnich perturbacjach ta sprawa to jego ostatnia deska ratunku, od której zależą jego losy w służbach mundurowych.
Wkrótce wychodzi na jaw, kto może stać mniej lub bardziej pośrednio za śmiercią kobiety. Zwłaszcza, że trup kobiety okazuje się zaledwie kropla w morzu przelanej przez tę osobę goryczy. Czy Byś podoła zadaniu? Obejdzie się bez większego rozlewu krwi?
Co mnie się najbardziej rzuciło w oczy, a co stanowi duży atut tej powieści, to płynne – bardzo oryginalne momentami – przejścia pomiędzy poszczególnymi wątkami. Brzmią, jakbyśmy słuchali jednej, konkretnej opowieści i byli z nią nieustannie na bieżąco – i w pewnym sensie tak właśnie jest – zaś bohaterowie chwilami niemal wchodzą sobie w słowo ;) Spodobał mi się ten elastyczny sposób tworzenia narracji, w której wątki się zazębiają. Pamiętam, że jeszcze w jakiejś powieści na niego natrafiłem, ale jest to naprawdę bardzo rzadko widok, a zarazem trudna sztuka, jak mniemam. Tym bardziej chylę czoła przed debiutującym autorem – nie tylko rzucił się na głęboką wodę, ale i żwawo płynie naprzód ;)
Sama intryga zresztą wykreowana jest bardzo ciekawie, tak że „Aortę” de facto przeczytałem za jednym podejściem, bo trudno mi było się oderwać od lektury. Gabriel Byś zostaje postawiony przed sprawą niełatwą, nie tylko pod względem skomplikowania, ale i ciężaru moralnego – w końcu wyłupianie oczu kobiecie mającej dzieci to nie jakieś „hop siup”, tylko naprawdę konkretny kaliber. A w tych przypadkach nie ma absolutnie żadnego miejsca na potknięcia.
Podsumowując, „Aorta” Bartosza Szczygielskiego to bardzo udany debiut – mocny, intrygujący, oryginalny i zapadający w pamięć. Jeśli, podobnie jak ja, nie czytaliście wcześniej tej powieści, a jesteście miłośnikami gatunku – obowiązkowo musicie nadrobić zaległości. Nie pożałujecie ;)
Przemysław Garczyński :: 3telnik.pl » Potrójna przyjemność z czytania
więcej Pokaż mimo to* * * * * * * * * *
Są kryminały, po które nie sięga nikt, a ja je gdzieś wypatruję i potem zachwycam się fabułą (lub i nie). Są też i takie, o których mówią wszyscy, a ja jakoś nie mam z nimi po drodze ;) „Aorta” – jak łatwo się domyśleć – zdecydowanie należy do tej drugiej kategorii. No, właściwie to...