-
ArtykułyW drodze na ekrany: Agatha Christie, „Sprawiedliwość owiec” i detektywka Natalie PortmanEwa Cieślik1
-
ArtykułyKsiążki na Pride Month: poznaj tytuły, które warto czytać cały rokLubimyCzytać9
-
ArtykułyNiebiałym bohaterom mniej się wybacza – rozmowa z Sheeną Patel o „Jestem fanką”Anna Sierant2
-
Artykuły„Smak szczęścia”: w poszukiwaniu idealnego życiaSonia Miniewicz3
Biblioteczka
2018-10-26
2018-10-14
2018-10-07
2018-08-31
2018-08-02
2018-05-21
2018-05-10
2018-04-19
"Eleonora i Park" wygląda na dość typową młodzieżówkę. "Eleonora... nie sposób jej nie zauważyć" daje jasno do zrozumienia, że będzie to lekka książka o nastoletniej miłości i o tym, jaka jest ulotna. A nie do końca. Oczywiście opowiada o miłości tytułowej Eleonory i tytułowego Parka, ale porusza wiele innych kwestii - problemy rodzinne, przemoc, ubóstwo, nękanie, lista jest naprawdę długa. I, szczerze mówiąc, nie jestem pewna, czy połączenie cukierkowego romansu z dramatyczną historią jest dobrym pomysłem.
Książkę czyta się lekko - jak na młodzieżówkę przystało. Nieskomplikowani, ale za to jacy kochani bohaterowie - tak, jakżeby inaczej. Uroczy klimat - powiedzmy. Coś romantycznego - już niekoniecznie. Park jest naprawdę przyjaznym bohaterem, ale nie wywołał u mnie większych emocji i wraz z Eleonorą stanowią duet, który łatwo zapomnieć.
Jedna z rzeczy, która mi się spodobała, to klimat. Senne miasteczko, autobusy dowożące dzieciaki do szkoły i brak telefonów komórkowych - ma to swój urok.
Szczerze powiedziawszy, chyba nie ma tu nic nadzwyczajnego, co czyniłoby z tej książki must-have/must-read. Jakiekolwiek emocje poczułam dopiero na samym końcu - i zakończenie bardzo mi się spodobało, było nieoczywiste i przełamało jakiś tam schemat. Ale poza tym? Książka co najwyżej dobra - i to tylko z uwagi na przyjazny styl autorki i zakończenie.
"Eleonora i Park" wygląda na dość typową młodzieżówkę. "Eleonora... nie sposób jej nie zauważyć" daje jasno do zrozumienia, że będzie to lekka książka o nastoletniej miłości i o tym, jaka jest ulotna. A nie do końca. Oczywiście opowiada o miłości tytułowej Eleonory i tytułowego Parka, ale porusza wiele innych kwestii - problemy rodzinne, przemoc, ubóstwo, nękanie, lista...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-04-17
Na początku zaznaczam, że „Restore me” czytałam po przeczytaniu całej serii w języku polskim – a mimo to już zdążyłam zapomnieć kilku polskich odpowiedników nazw własnych.
Mimo, że „Dar Julii” zostało pospiesznie zakończone, nie spodziewałam się kontynuacji. A już na pewno nie takiej – która wprowadza tyle nowości zamiast jedynie kontynuować wcześniejsze wątki. Dlatego byłam nastawiona dosyć sceptycznie – oby tylko autorka nie zniszczyła mi Warnera, Kenjiego ani innych, których choć trochę lubiłam.
Po pierwsze w „Restore me” panuje zupełni inny klimat niż w poprzedniej trylogii (dla niezorientowanych – „Restore me” to początek drugiej trylogii). Julia ani nie jest zamknięta w więzieniu, ani nie gra w gierki Warnera, ani nawet nie przygotowuje się do wojny. Nie znaczy to, że fabuła na tym ucierpiała – czuję powiew świeżości, jeśli mam być szczera. Co prawda kwestia nadnaturalnych umiejętności została nieco zepchnięta na drugi plan, ale to dosyć zrozumiałe.
Fabuła? Jak już wcześniej wspomniałam cieszę się, że nie jest to tylko epilog, który ma za zadanie wyjaśnić pozostałe sprawy. Pojawia się wiele kwestii, o których wcześniej nawet nie myślałam. Teraz, po przeczytaniu całej książki, okazuje się, że wiele rzeczy było ukrywane, niewyjaśnione etc. Zastanawia mnie czy pani Mafi od początku planowała te wszystkie plot-twisty, które znacznie zmieniają sens starej trylogii, bo w końcu trzecią i czwartą część dzieli parę ładnych lat. Naprawdę, już nigdy nie popatrzę na tych bohaterów w ten sam sposób.
Bohaterowie nie zmienili się jakoś bardzo, oczywiście zmieniają się w kontrolowany sposób, ewolucja literacka czy coś takiego. Nie mniej jednak rozdziały z perspektywy Warnera to dziwny wybór, nie wiem, czy dobry, bo czasem czułam się, jakbym wiedziała aż za dużo. Perspektywa jednego bohatera jest raczej bardziej realistyczna.
Podsumowując – czwarta część godna przeczytania. Choćby po to, by pomieszać sobie w głowie i zakwestionować wszystko, co się wie o uniwersum i bohaterach!
Na początku zaznaczam, że „Restore me” czytałam po przeczytaniu całej serii w języku polskim – a mimo to już zdążyłam zapomnieć kilku polskich odpowiedników nazw własnych.
Mimo, że „Dar Julii” zostało pospiesznie zakończone, nie spodziewałam się kontynuacji. A już na pewno nie takiej – która wprowadza tyle nowości zamiast jedynie kontynuować wcześniejsze wątki. Dlatego...
2018-02-20
Bardzo wciągająca książka. W lekki sposób przedstawia uzależnienie od gier komputerowych - trochę tak, jakby nie było w nim nic złego. Sama z czasem bardziej polubiłam rozdziały, gdzie Mika spędzała czas na IO.
Ale zaczynając może od początku: "5 sekund do IO" to książka nie tylko o uzależnieniu od gier, na próżno tam szukać pouczających historii o tym, że gry są złe. W świecie Miki technologia poszła do przodu i gry komputerowe przestały kończyć się na wciskaniu klawiszy. Teraz grając w grę czujesz wszystko - chłód, zmęczenie, ale i ból.
"To nie powinno się stać. To... no przecież to tylko gra!"
Wspaniale wykreowane postacie, długie dochodzenia kto-jest-kim, porównywanie gry z realiami świata. Avatarów z prawdziwymi ludźmi. Czy takie porównania są w porządku? Jeszcze powracając do bohaterów - świetne zróżnicowanie, brak podziału na dobro-zło (uff!), pytanie - z kim będzie główna bohaterka (nie oszukujmy się. Z kimś będzie. A ja miałam trzech... no, czterech kandydatów).
Świat? Niesamowity. I ten z gry - piękny, dynamiczny, niezapomniany - i ten prawdziwy - realny, przykry, pogmatwany. Splecenie ich obu dało naprawdę świetny efekt, bo z jednej strony w głowie tkwi mi przeświadczenie - hej, taki scenariusz jest prawdopodobny!, a z drugiej świat IO jest co najmniej ciężki do zapomnienia. To tak, jakby wziąć najbardziej rozbujane pomysły świata sci-fi i móc powiedzieć: to jest realne.
Mechanika świata - to samo. Wciągająca. Łatwo było przyjąć reguły IO, które tworzyły ciekawy klimat.
Związki przyczynowo-skutkowe i fabuła - tu też wielki plus. Z początku nie miałam pojęcia dokąd to wszystko zmierza, ale to raczej żadna wada. Niby z początku było trochę powolnie, dużo historii Miki (i nie tylko jej), więc niektórych może to nudzić, ale jest warto. Potem fabuła - no dobra, może nie gna - rozwija się w przyjemnym tempie i dzięki dobremu stylu pisania nie zraża. Nie powiem, żebym od razu się wciągnęła... dopiero tak koło 100-120 strony. na 280 mojego wydania. Nie mniej jednak wcześniej i tak czytanie nie było ujmą, zaznaczam.
Podsumowując - książka świetna, polecam. Nie jestem pewna czy zafascynuje ludzi, którym gry komputerowe są obojętne, bo tu odgrywają dużą rolę. Nie ma jednak słownictwa typowo z gier (no dobra, chyba że quest czy level. Ale to można wygooglować!). Polecam jednak przede wszystkim ludziom młodym, choć założę się, że innym też przypadnie do gustu.
Bardzo wciągająca książka. W lekki sposób przedstawia uzależnienie od gier komputerowych - trochę tak, jakby nie było w nim nic złego. Sama z czasem bardziej polubiłam rozdziały, gdzie Mika spędzała czas na IO.
Ale zaczynając może od początku: "5 sekund do IO" to książka nie tylko o uzależnieniu od gier, na próżno tam szukać pouczających historii o tym, że gry są złe. W...
Ciężko tutaj cokolwiek powiedzieć, jeśli mam być szczera. Miałam wobec tej książki ogromne wymagania, to w końcu Lauren Oliver, autorka fantastycznego "7 razy dziś"!
Klimat był naprawdę przyjemny. Niby wszystko jest zachowane w realiźmie, zero fantastyki, jednak cała sytuacja "Paniki" jest nieco surrealistyczna. W końcu niebezpieczna gra (ryzyko: śmierć) o wielkie pieniądze... Trochę naiwne, choć policja biegająca za uczestnikami uważa, by z tą naiwnością nie przesadzić.
Bohaterowie? Wielowymiarowi, to na pewno. Motywy ich działań są niewyjaśnione (przynajmniej na początku), zachowują się nieprzewidywalnie, żyją własnym życiem. Jednym słowem - dobra robota.
Sama powieść nie utknęła mi zbyt mocno w pamięci. Chyba najlepiej zapamiętałam kilka absurdalnych sytuacji, Bishopa, i oryginalny klimat. Brzmi to jakby książka od razu zasługiwała na bycie bestsellerem, ale trochę zawiódł mnie koniec. Nie dość wyrazisty, jak na mój gust. Nie zmienia to faktu, że książka bardzo przyjemna i lekka - taka na kilka spokojnych dni, by odpocząć. Choć trochę zdaje się świecić trudnymi tematami, ma inne, mocniejsze strony. Ale jedno trzeba oddać - kilka razy trzymała mnie w napięciu i chyba ze dwa razy mnie zaskoczyła.
Podsumowując - książka dobra, raczej dla młodzieży, kochani bohaterowie, nie najlepszy początek ani koniec.
Ciężko tutaj cokolwiek powiedzieć, jeśli mam być szczera. Miałam wobec tej książki ogromne wymagania, to w końcu Lauren Oliver, autorka fantastycznego "7 razy dziś"!
Klimat był naprawdę przyjemny. Niby wszystko jest zachowane w realiźmie, zero fantastyki, jednak cała sytuacja "Paniki" jest nieco surrealistyczna. W końcu niebezpieczna gra (ryzyko: śmierć) o wielkie...
2018-01-07
Moim pierwsze skojarzenie dotyczące "Kolekcjonera motyli" była książka Natashy Preston "Uwięzione", spodziewałam się jednak zamiast kwiatów motyli. Czyli, jednym słowem, nie miałam jakichś wygórowanych oczekiwań i przeczytałam Kolekcjonera bardziej dla porównania.
Idea jest taka - istnieje ogród, w którym pewien mężczyzna przetrzymuje porwane kobiety i robi z nich motyle. Na plecach tatuuje im skrzydła utożsamiając je z jednym z gatunków, a siebie nazywa Ogrodnikiem. Ale właściwie to wszystko to już przeszłość, bo akcja rozgrywa się, gdy Maya, jedna z dziewcząt, opowiada tą historię przed agentami FBI. Ten mały drobiazg trochę niweluje zaskoczenie, że kobiety wychodzą z tej sytuacji obronną ręką, ale tak jest chyba lepiej - autorka świadomie pomieszała kolejność, nie mówiła o wszystkim, bawiła się wspomnieniami Mai. To wychodzi zdecydowanie na plus.
Umotywowanie działań Ogrodnika - dobre, może nie mistrzowskie, ale dobre, ładnie komponujące się z klimatem książki. A jeśli już o klimacie mowa to był on naprawdę przyjemny, zwłaszcza, gdy nie było mowy o ogrodzie. Brzmi to jak coś negatywnego - czy to nie część opisująca dramaty uwięzionych kobiet powinna być najciekawsza? - ale zdecydowanie nie jest. Szczerze mówiąc cała otoczka była znacznie ciekawsza niż nieco przewałkowany temat porwań. Nie ma tu nowatorskiego podejścia do całej sprawy, więc można to ocenić na co najwyżej "przeciętne". Choć jakaś tam część emanuje oryginalnością - to muszę przyznać. Ale nie chcę spoilerować zbyt dużo, także pozostawię to jako niedomówienie.
Idąc dalej, kreacja bohaterów była bardzo przekonująca. Wyważone, realne postacie dają naprawdę dużo, zwłaszcza, gdy tak jak tutaj są wielowymiarowe i na tyle ciekawe, byśmy chcieli poznać ich historię.
Zakończenie natomiast było naprawdę poplątane. Tak jak całość była wcześniej prosta i liniowa, tak potem zaskoczyła mnie samą zmianą w tempie akcji. Chyba wyszło to książce na dobre, ale nie jestem pewna - czuję, że to zakończenie jest trochę oderwane od rzeczywistości i na pewno nie jest czymś, co wiele zmienia w mojej ocenie.
Podsumowując "Kolekcjoner Motyli" to jeden z dobrych przykładów literatury w którym występuje motyw porwanie. Trochę nastolatkowy, ale wciąż dobry. Nie trzymający w napięciu, ale przyjemny i fascynujący.
Moim pierwsze skojarzenie dotyczące "Kolekcjonera motyli" była książka Natashy Preston "Uwięzione", spodziewałam się jednak zamiast kwiatów motyli. Czyli, jednym słowem, nie miałam jakichś wygórowanych oczekiwań i przeczytałam Kolekcjonera bardziej dla porównania.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toIdea jest taka - istnieje ogród, w którym pewien mężczyzna przetrzymuje porwane kobiety i robi z nich motyle....