-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel17
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik272
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2023-05
2022-12
2022-12
To cały czas jest świetna historia, ale po 4 tomach mnie osobiście zaczęła powoli nużyć. Niby wszystko dalej jest prowadzone poprawnie, autor bardzo zgrabnie podrzuca nowe wątki, kończy stare i wprowadza nowych bohaterów.
Wydaje mi się, że to trochę kwestia tempa i natężenia. Oryginalnie te książki były wydawane średnio jedna na rok, i takie tempo wydaje się sensowne, w przeciwieństwie do prawie 5000 tysięcy stron tej historii, przez które przebrnąłem w ciągu ostatnich 12 miesięcy.
Niemniej jednak osoby którym podobały się poprzednie części, powinny być równie zadowolone.
To cały czas jest świetna historia, ale po 4 tomach mnie osobiście zaczęła powoli nużyć. Niby wszystko dalej jest prowadzone poprawnie, autor bardzo zgrabnie podrzuca nowe wątki, kończy stare i wprowadza nowych bohaterów.
Wydaje mi się, że to trochę kwestia tempa i natężenia. Oryginalnie te książki były wydawane średnio jedna na rok, i takie tempo wydaje się sensowne, w...
2022-12
Jeżeli macie ochotę na taki najbardziej klasyczny horror z lat 80, to wybór będzie idealny. Transylwania, opuszczona twierdza w górach, historie o wampirach. A do tego jeszcze naziści i temat holokaustu. Czy to wszystko jest jakoś specjalnie oryginalne? Nie. Dodatkowo pachnie trochę tandetą. Ale czyta się rewelacyjnie, a historia mimo że w znacznej części jest bardzo przewidywalna, to po pierwsze poprowadzona jest rewelacyjnie, a po drugie w kilku miejscach potrafi jednak lekko zaskoczyć.
Dodatkowy smaczek dla fanów kinematografii, w 1983 roku premierę miał film o tym samym tytule, w którym można zobaczyć jeszcze nie aż takiego starego Iana McKellena w czasach początków swojej kariery aktorskiej (tej filmowej).
Jeżeli macie ochotę na taki najbardziej klasyczny horror z lat 80, to wybór będzie idealny. Transylwania, opuszczona twierdza w górach, historie o wampirach. A do tego jeszcze naziści i temat holokaustu. Czy to wszystko jest jakoś specjalnie oryginalne? Nie. Dodatkowo pachnie trochę tandetą. Ale czyta się rewelacyjnie, a historia mimo że w znacznej części jest bardzo...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-10
Odkąd dowiedziałem się, że King po raz kolejny ma zamiar zająć się fantastyką, wiedziałem że muszę po tę pozycję sięgnąć. Tym bardziej, że "Oczy Smoka" są jedną z moich ulubionych pozycji w repertuarze autora. Czy było warto? Było, ale po kolei.
Na początku lekkie rozczarowanie, bo powieść nie toczy się w jakiejś alternatywnej rzeczywistości, tylko w naszym świecie i czasach. Zdecydowanie w fantastyce wolę jednak to pierwsze rozwiązanie. Ale że nie można mieć wszystkiego, to zabrałem się za czytanie.
Początek dosyć standardowy jak na autora, dosyć długie wprowadzenie w którym ze wszystkich możliwych stron poznajemy głównych bohaterów, momentami ma to więcej sensu momentami mniej, ale generalnie każdy kto już po Kinga sięgał, powinien wiedzieć czego się spodziewać.
Natomiast co do samej fabuły i głównego wątku, to ciężko oprzeć się wrażeniu, że autor chciał się po prostu pobawić. W historię wmieszał wiele znanych baśni, dorzucił do tego sporo z twórczości Lovecrafta... i uroczego psa. Właściwie jeżeli czegoś mi brakowało (i czym byłem lekko rozczarowany), to brak pojawienia się postaci Flagga - chociaż może po prostu nieuważnie czytałem.
Czyta się to świetnie, fabuła jest wciągająca, bohaterowie interesujący... nic tylko zabierać się za lekturę. Jedyny minus tej książki jest taki, że czytając ją, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, jakby autor (który w końcu niedawno mógł świętować 75 urodziny), powoli zaczynał żegnać się z czytelnikami. Ciężko mi nawet jednoznacznie wyjaśnić skąd takie uczucie, ale siedziało ze mną przez całą lekturę.
Odkąd dowiedziałem się, że King po raz kolejny ma zamiar zająć się fantastyką, wiedziałem że muszę po tę pozycję sięgnąć. Tym bardziej, że "Oczy Smoka" są jedną z moich ulubionych pozycji w repertuarze autora. Czy było warto? Było, ale po kolei.
Na początku lekkie rozczarowanie, bo powieść nie toczy się w jakiejś alternatywnej rzeczywistości, tylko w naszym świecie i...
2022-09
Jak w przypadku każdej książki odnoszącej się do wierzeń/religii zaznaczam na starcie, że jestem raczej sceptykiem w tych sprawach.
Do książki zbierałem się od dobrych paru lat, albo inaczej: jak chciałem ja przeczytać, to nie mogłem nigdzie dostać. A jak już była, to akurat ja miałem co robić. W każdym razie w końcu, w pewien wrześniowy dzień zabrałem się za lekturę.
Zaskoczenie numer jeden. We wstępie od wydawcy znajduje się wyraźna adnotacja, że niektóre przytoczone w tekście informacje są na dzień dzisiejszy wątpliwe i istnieją także głosy, że Gardner dopasowywał sobie niektóre rzeczy tak, żeby pasowały pod jego narracje. Wyobrażacie sobie taki wstęp w jakimś tekście z nurtu "głównych religii"?
Zaskoczenie numer dwa. Zgodnie z książką czarownice czciły bogów. Całe życie żyłem w przekonaniu, że to jest raczej związane z siłami natury czy czymś w tym rodzaju, a tu proszę - niespodzianka.
Natomiast tak poza tym, co do samego tekstu, osobiście czułem się trochę tak, jakbym czytał "Kod Leonarda da Vinci, tylko bez spoiwa fabularnego w postaci Roberta Langdona i jego poszukiwań. Wiecie, autor przytacza bardzo wiele prawdziwych wydarzeń historycznych, miejsc, historii zapisanych w kronikach (naprawdę szacunek za tytaniczną pracę, którą musiał wykonać), a w tekst wplata wątki związane z czarownictwem. Czasem subtelnie, a czasem wspomina o czarownicach próbujących powstrzymać nazistów przed inwazją na Wyspy brytyjskie. Odcinając się całkiem od kwestii wiary (lub nie), to całą książkę czyta się po prostu bardzo dobrze i ja osobiście pewnie spróbuje zapoznać się z innymi dziełami autora. Chociaż trochę kłuło w oczy to, że przy każdej sytuacji w której oczekiwałem, że pojawią się jakieś szczegóły odnośnie tego, jak te czary i spotkania właściwie wyglądają - autor powołuje się na obietnicę milczenia, którą złożył. Po książce mającą taką opinie - oczekiwałem jednak trochę więcej.
Na koniec trzecie zaskoczenie - autor, niezwykle trafnie biorąc pod uwagę, że to były okolice 1954 roku, rozszyfrował przyczyny spadku zainteresowania czarownictwem jako takim. Przede wszystkim wskazując na rozwój technologii.
Podsumowując, pozycja naprawdę dobra do czytania i niezwykle ciekawa, ale z podkreśleniem że bardziej dotyczy to kwestii historii czarownictwa jako takiego, a nie samej praktyki (o której jest tak naprawdę bardzo mało).
Jak w przypadku każdej książki odnoszącej się do wierzeń/religii zaznaczam na starcie, że jestem raczej sceptykiem w tych sprawach.
Do książki zbierałem się od dobrych paru lat, albo inaczej: jak chciałem ja przeczytać, to nie mogłem nigdzie dostać. A jak już była, to akurat ja miałem co robić. W każdym razie w końcu, w pewien wrześniowy dzień zabrałem się za lekturę....
2022-09
2022-10
2022-08
To nie jest zła pozycja, powiedziałbym, że nawet bardzo dobra, ale tylko pod warunkiem, że:
a) kochacie Tolkiena,
b) jesteście fanami Króla Artura,
c) Waszym niespełnionym marzeniem jest odkopywanie historycznych tekstów, ich analiza i interpretacja.
Najlepiej, żeby wszystkie trzy warunki były spełnione jednoczenie. Sam utwór ma około 40 stron, do tego na każdą jedną po Polsku przypada jej angielski odpowiednik (ale jeżeli chcecie się z tego uczyć języka - nie polecam, tekst jest trudny. Zarówno po Polsku jak i po Angielsku, a forma wiersza niejako wymusza dosyć kreatywne tłumaczenie). A oprócz tego, podobnie jak w innych pozycjach z tego cyklu, otrzymujemy gigantyczną dawkę wiedzy - nie tylko o procesie powstawania utworu, jak i literaturze staroangielskiej. I to nie musi być wada, o ile czytelnik zdaje sobie sprawę, z czym będzie miał do czynienia. Ja bawiłem się bardzo dobrze i dostałem kilka niespodzianek, np. nigdy nie pomyślałem o tym, że tworząc znany ze Śródziemia Numenor, Tolkien opierał się arturiańskim Avalonie.
Podsumowując: jak ktoś liczy na Władcę Pierścieni w średniowiecznej Anglii, to się zawiedzie. Ale jak chce poczytać o historii i literaturze, to pewnie będzie bawił się świetnie :)
To nie jest zła pozycja, powiedziałbym, że nawet bardzo dobra, ale tylko pod warunkiem, że:
a) kochacie Tolkiena,
b) jesteście fanami Króla Artura,
c) Waszym niespełnionym marzeniem jest odkopywanie historycznych tekstów, ich analiza i interpretacja.
Najlepiej, żeby wszystkie trzy warunki były spełnione jednoczenie. Sam utwór ma około 40 stron, do tego na każdą jedną po...
2022-08
2022-08
Jeżeli znacie tych ludzi, którzy mówią że komiksy to głupota dla dzieci, sprezentujcie im "Zamek zwierzęcy". Sam nie miałem specjalnie dużych oczekiwań, a oczywiste nawiązania do Orwella, czy powoływanie się na M.L. Kinga czy Dalajlamę we wstępie traktowałem ze sporym dystansem. Ale trzeba przyznać, że ta wariacja na temat "Folwarku zwierzęcego" jest niezwykle poruszające. Pomimo dosyć ograniczonego miejsca autorom udaje się bardzo wyraźnie nakreślić poszczególne postacie, a za bardzo mocną i szczególnie teraz aktualną fabułą, idzie fenomenalna kreska.
Zarówno historia jak i ilustracje są po prostu niezwykle brutalne, tak jak brutalne są wszystkie reżimy, nie ważne czy te przedstawione na kartach tego komiksu, czy te funkcjonujące w rzeczywistości. Jest też jednak cień nadziei i wiary, przede wszystkim w to, że do obalenia reżimu niekoniecznie potrzebna jest większa i silniejsza armia (albo ostrzejsze pazury), a rewolucja zaczyna się przede wszystkim w głowach.
Jeżeli znacie tych ludzi, którzy mówią że komiksy to głupota dla dzieci, sprezentujcie im "Zamek zwierzęcy". Sam nie miałem specjalnie dużych oczekiwań, a oczywiste nawiązania do Orwella, czy powoływanie się na M.L. Kinga czy Dalajlamę we wstępie traktowałem ze sporym dystansem. Ale trzeba przyznać, że ta wariacja na temat "Folwarku zwierzęcego" jest niezwykle poruszające....
więcej mniej Pokaż mimo to2022-08
"Wszyscy jesteśmy szaleni, cała nasza przeklęta rasa ludzka. Uwikłani w złudzenia, oszustwa, kłamstwa o przenikalności przegród, wszyscy szaleni, w domu wariatów."
Do "Widzialnej ciemności" podchodziłem doskonale pamiętając jeszcze chyba najbardziej rozpoznawalną powieść Goldinga "Władcę much". I o ile uważam, że była to pozycja po prostu znacznie lepsza literacko, to "Widzialna ciemność" zostawia po sobie uczucie bliżej określonego niepokoju i w pewnym stopniu... brudu. Osobiście nie mam najlepszego zdania o ludziach jako gatunku, ale w porównaniu z autorem, to mogę się schować. Na kartach powieści otrzymujemy przenikające się historię kilkorga bohaterów: między innymi cudem ocalałego z nalotu bombowego Mattyego, Pana Pedigree - który uczył Mattyego w szkole, rodziny Goodchildów, w której ojciec (nie)wychowuje swoich córek-bliźniaczek. W powieści pojawiają się elementy fantastyczne, jednak kluczowa jest kwestia zepsucia właściwie wszystkich bohaterów. Każdy ma swoje sekrety, każdy popełnił lub popełnia swoje zbrodnie i o ile kwestią otwartą pozostaje fakt, czy działania te są efektem traumatycznych przeżyć, czy wynikają po prostu z natury ludzkiej, to wnioski nie nastrajają optymistycznie. Tym bardziej, że powieść napisano ponad 40 lat temu.
Czy przez ten czas poszliśmy do przodu jako ludzie? Społeczeństwo? W pewnych aspektach na pewno tak, ale w szerszej perspektywie? Pogoń za sensacją, zamiłowanie do tragedii, milczenie i brak reakcji na przemoc w najbliższym otoczeniu... mówi się, że to wojna nigdy się nie zmienia, ale warto się zastanowić czy my jako społeczeństwo jesteśmy w stanie to zrobić.
"Wszyscy jesteśmy szaleni, cała nasza przeklęta rasa ludzka. Uwikłani w złudzenia, oszustwa, kłamstwa o przenikalności przegród, wszyscy szaleni, w domu wariatów."
Do "Widzialnej ciemności" podchodziłem doskonale pamiętając jeszcze chyba najbardziej rozpoznawalną powieść Goldinga "Władcę much". I o ile uważam, że była to pozycja po prostu znacznie lepsza literacko, to...
2022-07
2022-07
Opinię piszę z perspektywy osoby, która zarówno do religii jak i kwestii wszelakich zjawisk nadprzyrodzonych ma mocno zdystansowany stosunek. Nie wykluczam, ale dopóki nie zobaczę na żywo, to na słowo raczej nie uwierzę. I mam z tą książką mały problem.
Z jednej strony, czyta się to fenomenalnie. Michał ma gigantyczny talent do opowiadania historii (znacie takich ludzi, nawet wyjście po bułki do sklepu w ich ustach brzmi jak podróż przez Śródziemie) i na pewno wykonał gigantyczną pracę przy wyszukiwaniu materiałów (przez co po prostu historycznie, z wykluczeniem wątków paranormalnych, świetnie czyta się historię samych miejsc). Ten mocno reportażowy styl powoduje jednak, że same duchy wydają się... krótko mówiąc dosyć naciągane i wciśnięte na siłę. Bardzo dużo tych opisów opiera się na przeczuciach, uczuciach, historiach z drugiej/trzeciej ręki. Konsultacjach z anonimowym medium i egzorcystą.
Nie zrozumcie mnie źle (i Ty Michale, jeżeli przypadkiem to przeczytasz!), to nie jest zła pozycja. I bardzo możliwe, że moje odczucia wynikają z tego, że Michał postawił dużo bardziej na wiedzę i profesjonalizm, którego inni twórcy takich pozycji po prostu nie uwzględniają, przez co ich historie wydają się bardziej nadprzyrodzone niż te opisane w książce.
Podsumowując, gdybym miał odpowiedzieć na pytanie, czy ta książka w jakikolwiek sposób przybliżyła mnie do wiary w nawiedzenia czy duchy, odpowiedziałbym, że zdecydowanie nie. Jednak dzięki tej pozycji poznałem bardzo ciekawe historie miejsc i ludzi. Myślę też, że będąc w okolicy pewnie chciałbym też na własnej skórze przekonać się, jakie wrażenie wywołają te budynki na żywo. Jeżeli chcecie przeczytać dobry reportaż i nie przeszkadzają Wam wplecione wątki paranormalne, to na pewno nie będziecie zawiedzeni, szczególnie jeżeli mieszkacie w którymś z opisywanych miast.
Opinię piszę z perspektywy osoby, która zarówno do religii jak i kwestii wszelakich zjawisk nadprzyrodzonych ma mocno zdystansowany stosunek. Nie wykluczam, ale dopóki nie zobaczę na żywo, to na słowo raczej nie uwierzę. I mam z tą książką mały problem.
Z jednej strony, czyta się to fenomenalnie. Michał ma gigantyczny talent do opowiadania historii (znacie takich ludzi,...
2022-07
A. C. Doyle chyba wszystkim kojarzy się przede wszystkim z Sherlockiem Holmesem i trudno się dziwić, bo w końcu mamy do czynienia z najbardziej rozpoznawalnym detektywem na świecie, o którym sporo ludzi myśli, że był postacią autentyczną. Muzea, filmy, seriale, człowiek instytucja. Okazuje się jednak, że Doyle pisywał też opowieści z dreszczykiem. Jak wrażenia? Czułem się trochę tak, jakbym czytał historie pasujące do Sherlocka, tylko że z elementami nadprzyrodzonymi. Przeważają duchy, ale znajdzie się nawet coś dla fanów Egiptu.
Całość czyta się bardzo dobrze i szybko, a historie rzeczywiście fenomenalnie budują napięcie i klimat, a późnym wieczorem u niektórych mogą nawet wywołać gęsią skórkę. Trudno byłoby wskazywać najlepszy/najgorszy utwór, po pierwsze ze względu na spoilery, a po drugie przez bardzo równy poziom całości.
Wszystkim fanom, zarówno Sherlocka jak i duchów i innych zjawisk nadprzyrodzonych, mocno polecam :)
A. C. Doyle chyba wszystkim kojarzy się przede wszystkim z Sherlockiem Holmesem i trudno się dziwić, bo w końcu mamy do czynienia z najbardziej rozpoznawalnym detektywem na świecie, o którym sporo ludzi myśli, że był postacią autentyczną. Muzea, filmy, seriale, człowiek instytucja. Okazuje się jednak, że Doyle pisywał też opowieści z dreszczykiem. Jak wrażenia? Czułem się...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-07
Drugi tom cyklu autorstwa Scotta Snydera, tym razem będziemy mieli okazję poznać historię Batmanów z ciemnej strony multiuniwersum. Jest mrocznie, jest strasznie, jest brudno i niepokojąco. Wszyscy, którym spodobała się część pierwsza, na pewno będą zachwyceni.
Drugi tom cyklu autorstwa Scotta Snydera, tym razem będziemy mieli okazję poznać historię Batmanów z ciemnej strony multiuniwersum. Jest mrocznie, jest strasznie, jest brudno i niepokojąco. Wszyscy, którym spodobała się część pierwsza, na pewno będą zachwyceni.
Pokaż mimo to2022-07-03
Nie lubicie długich wprowadzeń i zagłębiania się w historię bohaterów? Ja, dopóki nie sięgnąłem po te pozycje, byłem dokładnie tego samego zdania. Ale to, co zrobił Simmons, to po prostu majstersztyk. Książka jest tak naprawdę jednym wielkim gigantycznym wstępem do dalszych wydarzeń, a kilku stronnicowe opisy bieżących wydarzeń są tylko pretekstem, żeby przechodzić między historiami poszczególnych pielgrzymów udających się na tytułową planetę Hyperion, do tajemniczych Grobowców Czasu. Historiami, których jedynym wspólnym mianownikiem jest właśnie Hyperion i tajemniczy bożek Dzierzba. Wszystkie z historii pisane są w taki sposób, że po pierwsze gdyby ktoś podał mi je jako osobne utwory, nigdy bym nie zgadł, że są autorstwa tej samej osoby, a po drugie każda z historii swobodnie mogłaby funkcjonować jako niezależna całość.
A co w tym wszystkim najważniejsze, to po przeczytaniu nie mogę się już doczekać kolejnej części i dalszych losów bohaterów. Gorąco polecam wszystkim.
Nie lubicie długich wprowadzeń i zagłębiania się w historię bohaterów? Ja, dopóki nie sięgnąłem po te pozycje, byłem dokładnie tego samego zdania. Ale to, co zrobił Simmons, to po prostu majstersztyk. Książka jest tak naprawdę jednym wielkim gigantycznym wstępem do dalszych wydarzeń, a kilku stronnicowe opisy bieżących wydarzeń są tylko pretekstem, żeby przechodzić między...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-06
Mówiąc, że nie powinno się oceniać książki po okładce, z reguły mamy na myśli, że wnętrze może być lepsze. Tutaj niestety jest odwrotnie.
Wizualnie dostajemy to do czego wydawnictwo Vesper zdążyło nas przyzwyczaić. Fenomenalna okładka, bardzo porządne wydanie w twardej oprawie i bardzo dobre grafiki w środku. Niczego więcej nie potrzeba, za samo wydanie 10/10.
Natomiast trochę gorzej z zawartością. Po pierwsze wielka szkoda, że ani na stronie wydawnictwa, ani na stronach, ani np. na tylnej okładce, nikt ani słowem nie wspomina, że w książce znajdziemy "W górach szaleństwa" Lovecrafta. Wydaje mi się, że jeżeli książkę reklamuje się tym, że jest to zbiór opowiadań inspirowanych tym utworem, to sięgną po niego przede wszystkim osoby, które go już czytały. Generalnie ciężko chyba znaleźć fana horroru, który go nie czytał, bo to absolutna klasyka. W każdym razie tym jednym zabiegiem zbiór robi nam się o 150 stron (niecałe 30%) krótszy. Słabo. Żeby chociaż była jasna informacja, że tak to wygląda. Co do poziomu opowiadań, to wiadomo, są gusta i guściki, ale powiedziałbym, że poziom jest bardzo nierówny. Pierwsze dwa dla mnie były bardzo zniechęcające, bo bardzo nieudolnie próbowały być śmieszne, ale wyszło raczej gorzej niż filmowy "Straszny film". Bardzo specyficzny humor. Potem jest raz trochę lepiej, innym razem trochę gorzej, ale zasadniczo największy problem mam w tym, że zdecydowanie najlepiej bawiłem się przy tej książce, czytając po raz któryś z kolei "W górach szaleństwa". Opinię piszę chwilę po skończeniu lektury i bardzo wątpię, żebym na dłużej zapamiętał którekolwiek z pozostałych opowiadań. Czegoś brakowało.
Ostatecznie, ze sporym smutkiem, bo oczekiwania miałem bardzo duże, mogę dać najwyżej 5/10.
Mówiąc, że nie powinno się oceniać książki po okładce, z reguły mamy na myśli, że wnętrze może być lepsze. Tutaj niestety jest odwrotnie.
Wizualnie dostajemy to do czego wydawnictwo Vesper zdążyło nas przyzwyczaić. Fenomenalna okładka, bardzo porządne wydanie w twardej oprawie i bardzo dobre grafiki w środku. Niczego więcej nie potrzeba, za samo wydanie 10/10.
Natomiast...
2022-05
Jeżeli mieliście już okazję przeczytać chociaż jedną książkę tego autora, to bez wątpienia wiecie czego się spodziewać. Jeżeli nie, to mówiąc w skrócie, spodziewajcie się mnóstwa nawiązań do popkultury, bo akurat to jest u pana Hendrixa niezmienne.
Tym razem Grady zabiera nas do sklepu Orsk, który jest całkiem podobny do pewnej znanej szwedzkiej sieci również działającej w szeroko pojętej branży meblowej (albo mówiąc dosadniej, co kilkukrotnie jest podkreślane w książce, to po prostu bezczelna podróbka Ikei, robiąca wszystko taniej, ale i gorzej). Podejrzewam, że była to delikatna forma zabezpieczenia się przed ewentualnymi pozwami ze strony Szwedów. Jakby nie było, książkę dostajemy w formie przypominającej katalog, razem z planem sklepu oraz licznymi reklamami produktów (którym na pewno warto się przyglądać!). Z jednej strony taki oryginalny sposób wydania na pewno przyciąga, z drugiej miałem odczuwałem lekki ból, bo format za nic nie pasuje do pozostałych książek wydawanych przez Vesper. Rozumiem jednak, że to był zamysł autora i wydawnictwo nie chciało go zmieniać.
Co do samej fabuły, autor poza miejscem akcji nie wymyśla tutaj niczego nadzwyczajnego, mamy nawiedzony sklep, który niewiele różni się od nawiedzonych domów, których przecież w Stanach Zjednoczonych jest pełno. Mamy nie do końca towarzyskie duchy i bohaterów, którzy oprócz tego mało materialnego problemu, mają też sporo całkiem przyziemnych spraw na głowie. To wszystko już było. Co nie zmienia faktu, że Hendrix bardzo umiejętnie buduje napięcie. Dostajemy kilka mniejszych lub większych zwrotów akcji, przy czym niektóre z nich są naprawdę zaskakujące. Autor częstuje nas też całkiem dużą dawką brutalności i wymyślnych sposobów tortur, czego szczerze mówiąc totalnie się spodziewałem.
Przechodząc do podsumowania, czy to dobra książka? Na pewno przyzwoita. Hendrix nie sili się na jakąś wyjątkową oryginalność, ale na tyle umiejętnie operuje znanymi schematami, że czyta się to po prostu bardzo szybko i przyjemnie, co w połączeniu z bardzo oryginalnym wydaniem sprawia, że książkę mogę z czystym sumieniem polecić. Dodatkowo, przy następnej wizycie w Ikei prawdopodobnie z pewną dozą nieufności będę wpatrywał się w różne zakamarki i pozamykane meble, więc jeżeli zdarzy Wam się podczas zakupów wypatrzyć więcej takich rozglądających się osobników, to bardzo możliwe, że macie do czynienia z czytelnikami tej właśnie pozycji.
Jeżeli mieliście już okazję przeczytać chociaż jedną książkę tego autora, to bez wątpienia wiecie czego się spodziewać. Jeżeli nie, to mówiąc w skrócie, spodziewajcie się mnóstwa nawiązań do popkultury, bo akurat to jest u pana Hendrixa niezmienne.
Tym razem Grady zabiera nas do sklepu Orsk, który jest całkiem podobny do pewnej znanej szwedzkiej sieci również działającej...
2022-04
Niestety, spore rozczarowanie.
Trylogię Kruczych Pierścieni przeczytałem błyskawicznie, a wykreowany świat mnie kompletnie pochłonął. W Żelaznym Wilku autorka ponownie zabiera nas do tego samego uniwersum, jednak w zupełnie inne regiony. Jak wyszło? Średnio. Sama historia jest naprawdę niezła. Są jacyś nieśmiertelni, mamy swoiste połączenie wilkołaków i zombie, magiczne portale, trochę tajemnic i zagadek, a wszystko to w świecie, który z pozoru wcale nie jest tak bardzo magiczny. I ja to kupuje.
Szkoda tylko, że z drugiej strony powieść miała być chyba trochę bardziej "dorosła", czyli w skrócie dostaliśmy tam po prostu sporo seksu i nawiązań do niego. Co samo w sobie nie musi być złe. Najgorsze jednak, że one nie mają kompletnie żadnego wpływu na fabułę, bo np. główna bohaterka przy każdym spotkaniu z takim jednym, wyobraża sobie co to ona by z nim nie robiła. Czy to zmienia w jakiś sposób jej decyzje? Absolutnie nie. Czytelnik natomiast dostaje łącznie dobrych kilkanaście stron rozterek bohaterki, która trochę by chciała, ale w sumie nie wie, a może jednak, no ale tak nie wypada... Ani to nie pomaga wczuć się w bohaterkę, ani jej jakoś specjalnie kibicować.
Mam więc taki lekki dysonans, bo z jednej strony autorka po raz kolejny pokazuje, że doskonale czuje się w tworzeniu ciekawych i zagadkowych światów, a z drugiej wciska w to zabiegi znacznie bardziej pasujące do klasycznego romansu W ten sposób dostajemy pozycję, która z jednej strony może odpychać osoby liczące właśnie na więcej magii i mieczy, a z drugiej nie zachęci też fanów romansu, bo i tego mało i bez specjalnego polotu.
Nie mam zielonego pojęcia co autorka chciała osiągnąć, ale mam duże podejrzenia, że jej się nie udało. Czy zatem sięgnę po kolejną część? Tak. Bo mimo wszystko ciekawy jestem jak dalej potoczą się losy zarówno świata jak i poszczególnych bohaterów. Ale na pewno nie będę wyczekiwał na to spotkanie z zapartym tchem. A szkoda.
Niestety, spore rozczarowanie.
Trylogię Kruczych Pierścieni przeczytałem błyskawicznie, a wykreowany świat mnie kompletnie pochłonął. W Żelaznym Wilku autorka ponownie zabiera nas do tego samego uniwersum, jednak w zupełnie inne regiony. Jak wyszło? Średnio. Sama historia jest naprawdę niezła. Są jacyś nieśmiertelni, mamy swoiste połączenie wilkołaków i zombie, magiczne...
Ta sama rewelacyjna kreska, fabularnie trzyma się kupy, jednak trochę zabrakło mi tu jakiegoś efektu "wow". Tzn. nie było niczego, czego nie widziałbym już w poprzednich zeszytach z serii (uwzględniając Metal).
Ta sama rewelacyjna kreska, fabularnie trzyma się kupy, jednak trochę zabrakło mi tu jakiegoś efektu "wow". Tzn. nie było niczego, czego nie widziałbym już w poprzednich zeszytach z serii (uwzględniając Metal).
Pokaż mimo to