-
ArtykułyCzytamy w weekend. 7 czerwca 2024LubimyCzytać274
-
ArtykułyHistoria jako proces poznania bohatera. Wywiad z Pawłem LeśniakiemMarcin Waincetel1
-
ArtykułyPrzygotuj się na piłkarskie święto! Książki SQN na EURO 2024LubimyCzytać7
-
Artykuły„Nie chciałam, by wydano mnie za wcześnie”: rozmowa z Jagą Moder, autorką „Sądnego dnia”Sonia Miniewicz1
Biblioteczka
2019-03-27
2017-11-30
2017-10-23
2016-02-28
2015-02-27
2015-02-15
2015-01-01
2014-10-23
2014-10-19
2014-07-28
2013-12-07
Za okrytymi mrokiem i posępną tajemnicą XIX-wiecznymi powieściami weird fiction kryją się niecodzienne oblicza i imponujące temperamenty.
Współczesny czytelnik zgłębiając się w opowieści niesamowite pochodzące z pełnego przemian społecznych i kulturalnych XIX wieku ma ambiwalentne uczucia. Cynicznie podchodzimy do historii mdlejących z grozy panien i zakurzonych starych ksiąg kryjących straszną prawdę. Nie pomaga archaiczny język, który bywa po prostu "nie do przełknięcia".
Obecnie jednak Lovecraft stojący bez przesady na czele panteonu pisarzy weird fiction i jego Wielki Przedwieczny Cthulu - bóstwo uśpione na dnie Pacyfiku - przeszli do kultury masowej stając się wręcz jej ikonami.
W sklepach można kupić koszulki, czapki, a nawet maskotki Cthulu, a co niektórzy szepczą matkom rady - "jeśli Twoje dziecko czyta Lovecrafta to Szatan jest Twoim najmniejszym problemem". Idąc za ciosem i popularnością cyklu opowiadań o Cthulu wydawnictwo SQN niedawno opublikowało listy i eseje Lovecrafta.
Lata temu czytając opowiadania Lovecrafta nieraz zastanawiałam się kim był ten dżentelmen z Providence. Krótkie biografie nie oddają przecież charakteru człowieka. Jego listy i przemyślenia wprost przeciwnie.
W wyobraźni widziałam ponurego, poważnego człowieka w czarnym surducie, często bywającego na cmentarzach i kontemplującego przy opuszczonych, koniecznie gotyckich, kościołach. Lektura "Koszmarów i fantazji" rozwiała nieco ten mit.
Z listów ujawnia się cyniczny, czasem drażliwy człowiek o jednak sporym poczuciu humoru i mającego wobec swojej twórczości wiele pokory. Pasjonat sztuki i historii, który zajmująco i z wdziękiem potrafił przedłożyć je swym czytelnikom.
W książce znajdziemy 29 listów do przyjaciół, pisarzy, poetów, badaczy, dziennikarzy i innych znajomych autora, którzy otrzymywali nieraz długie na kilkadziesiąt stron przemyślenia. To z nich można wyczytać charakter tego amerykańskiego myśliciela.
Ponadto w zbiorze znalazły się niezwykle ciekawe eseje, w tym jeden z bardziej dziwacznych, ale jednocześnie urokliwy na temat wyższości kotów nad psami, czy malarsko i emocjonalnie przedstawiona historia podróży po Ameryce.
Równie wartościowym dodatkiem są notatki z pomysłami będącymi luźno zapisanymi wizjami i cytatami do ewentualnego wykorzystania w przyszłych opowiadaniach oraz uwagi na temat pisania.
W moim odczuciu "Koszmary i fantazje. Listy i eseje" to pozycja obowiązkowa dla każdego fana twórczości Lovecrafta i innych XIX-wiecznych twórców powieści grozy.
Za okrytymi mrokiem i posępną tajemnicą XIX-wiecznymi powieściami weird fiction kryją się niecodzienne oblicza i imponujące temperamenty.
Współczesny czytelnik zgłębiając się w opowieści niesamowite pochodzące z pełnego przemian społecznych i kulturalnych XIX wieku ma ambiwalentne uczucia. Cynicznie podchodzimy do historii mdlejących z grozy panien i zakurzonych starych...
2012-11-22
Kiedy ponad siedemdziesięcioletni człowiek siada i opowiada - o sobie, o życiu, czy o otaczającym nas świecie, Tobie pozostało jedno. Zamienić się w słuch.
O miłości powiedziano już chyba wszystko. Że jest trudna, uskrzydla, łamie serca, jest najważniejsza, ratuje życie i je odbiera. My, pokolenie dwudziestolatków, do tematu - wydaję mi się - podchodzimy ostrożnie i z rezerwą. Buńczuczni i odważni na co dzień, kiedy mamy być czuli i wrażliwi stajemy się bezsilni.
To chyba właśnie ta bezradność powoduje, że do książek o miłości czasem już po prostu nie mamy siły. Ileż razy można słuchać i czytać o książkowych romansach, które nijak mają się do rzeczywistości (a przynajmniej naszej)?
W każdym razie zmęczona nieco lekturami o górnolotnej miłości nic nie wnoszącymi do życia otworzyłam książkę Jana Nowickiego „Mężczyzna i one” myśląc tylko – dobra, miejmy to za sobą.
Jana Nowickiego chyba nie muszę przedstawiać. Wybitny aktor teatralny i filmowy, zdobywca kilkudziesięciu nagród i odznaczeń, a nade wszystko – amant i miłośnik kobiet. Typ mężczyzny, który chyba najmniej lubię. Okazuje się jednak, że ponad siedemdziesięcioletni koneser niewiast potrafił oczarować mnie swoimi słowami i całkowicie zdobyć me serce.
Autor dzieli się z czytelnikiem swoimi przemyśleniami na temat kobiet, a jako kobieta muszę przyznać, że są tak trafne, jak tylko trafne mogą być spostrzeżenia uważnego obserwatora. O miłości zaś mówi ze spokojem i uczuciem, tak różnie od wszechobecnych histerycznych zwierzeń kobiety ze złamanym sercem, czy naszpikowanych pogardą, dumą i samozadowolenia opowieści chłopców.
Nowicki obdarowuje nas pełnymi humoru przemyśleniami na tematy poważne i mniej poważne. Uczy nas jak kochać i być kochanym, ale też jak radzić sobie z odrzuceniem i jak nie podchodzić do tematu nazbyt patetycznie.
Temat miłości i kobiet zawarty w rozmowach z Katarzyną Zimmerer – felietonistką i pisarką - oraz w felietonach i odpowiedziach na listy czytelników to nie jedyne jednak kwestie zawarte w książce „Mężczyzna i one”. W publikacji pojawiły się również felietony dotyczące polskich gwiazd, aktorstwa i kondycji polskiego filmu, a także przemyślenia na temat życia, starości, spraw ostatecznych i wiele innych, nieraz sarkastycznych i z nutką (auto)ironii.
Kiedy ponad siedemdziesięcioletni człowiek siada i opowiada - o sobie, o życiu, czy o otaczającym nas świecie, Tobie pozostało jedno. Zamienić się w słuch.
O miłości powiedziano już chyba wszystko. Że jest trudna, uskrzydla, łamie serca, jest najważniejsza, ratuje życie i je odbiera. My, pokolenie dwudziestolatków, do tematu - wydaję mi się - podchodzimy ostrożnie i z...
2012-11-10
Biorę książki do ręki i układam się wygodnie na leżance pod oknem. Obok stoi już gotowa herbata z cytryną. Z głośników sączy się muzyka chilloutowa. Czas na lekturę.
Po przeczytaniu kilku stron, zaczyna mnie jednak mierzić spokój i luksusowa wygoda. Czytając o wojnie zawsze mam ochotę stać na baczność. I tak do ostatniej strony.
Kiedy oglądałam w telewizji relacje z frontu, wywiady z uchodźcami, czy zdjęcia ze zbrojnych ataków, zawsze zastanawiałam się kim są ci ludzie po drugiej stronie szklanego ekranu i jak wygląda praca korespondenta wojennego. Kiedyś naiwnie myślałam, że dziennikarze, tak jak lekarze, są niezniszczalni i nie mogą zostać postrzeleni, bo za co? Za przekazywanie informacji lub ratowanie życia?
Potem dowiedziałam się, że reporterzy narażają życie by pokazać nam w krótkiej, 1-2 minutowej relacji, życie na zupełnie obcej planecie. Bo przecież ja tu siedzę wygodnie w fotelu, a wojna toczy się gdzieś daleko, daleko...
Anna Wojtacha jest jedną z niewielu kobiet – korespondentek wojennych, które wkraczają w samo epicentrum wojny, skąd cywile panicznie uciekają, gdzie zostają sami żołnierze i... oczywiście dziennikarze. Jak wygląda praca człowieka codziennie ocierającego się o śmierć? O tym pisze w swej książce „Kruchy lód. Dziennikarze na wojnie”.
W „Kruchym lodzie” Wojtacha opisuje swe przeżycia w Afganistanie (2007), w Osetii południowej w trakcie wojny gruzińsko-rosyjskiej (2008), podczas zamachu terrorystycznego w Mumbaju (2008), masowych protestów w Tajlandii (2008) oraz konfliktu w Strefie Gazy (2009).
Każda z historii przypomina relacje na żywo. Pisane jakby w pośpiechu, krótkimi i celnymi zdaniami, momentalnie przenoszą czytelnika w odległe miejsca pogrążone w chaosie i wypełnione zapachem trotylu. W takich warunkach dziennikarze żyją od lajfu do lajfu. Zazwyczaj nie ma czasu na refleksję, czy zadumę nad ludzkim losem. Zamiast tego są trafne, nieraz też cyniczne, spostrzeżenia okiem zawsze czujnego i przenikliwego dziennikarza.
Szczera i pisana bez ogródek, wręcz prostymi żołnierskimi słowami, narracja w pełni obrazuje życie reporterów wojennych i co istotne – odpowiada na chyba wszystkie, albo prawie wszystkie nurtujące pytania o dziennikarstwo wojenne.
Korespondenci wojenni stąpają po „kruchym lodzie”. Ładują się w najbardziej niebezpieczne miejsca i pozornie nie boją się niczego, a już najmniej – śmierci. Ich praca jest misją, choć wielokrotnie są nazywani hienami z dewizą: „im więcej krwi tym lepiej”.
Myślę jednak, że dzięki takim książkom bardziej zaczniemy szanować osoby, które mimo strachu, chcą nam przekazać relacje z piekła. Bo kto jeśli nie oni?
Biorę książki do ręki i układam się wygodnie na leżance pod oknem. Obok stoi już gotowa herbata z cytryną. Z głośników sączy się muzyka chilloutowa. Czas na lekturę.
Po przeczytaniu kilku stron, zaczyna mnie jednak mierzić spokój i luksusowa wygoda. Czytając o wojnie zawsze mam ochotę stać na baczność. I tak do ostatniej strony.
Kiedy oglądałam w telewizji relacje z...
2014-01-20
2013-07-18
2012-12-07
2012-11-27
Nie ma chyba osoby, która nie kojarzyłaby nazwisko Casanovy.
Casanova to przydomek bawidamka, uwodziciela i kobieciarza, a na temat jego podbojów miłosnych krążą legendy niegdyś zapewne opowiadane po cichu przy zgaszonym świetle i z wypiekami na twarzy.
Casanova, a właściwie Giovanni Giacomo Casanova - kawaler de Seingalt - był słynnym awanturnikiem, podróżnikiem i literatem. Jest autorem pamiętników, w których rozpościera przed czytelnikiem barwne życie w osiemnastowiecznych stolicach europejskich, w tym...w Warszawie. Przyjmowano go na dworach wielkich tego świata: carycy Katarzyny, Fryderyka Wielkiego, Stanisława Augusta Poniatowskiego. Czym sobie zaskarbił na te względy?
Casanova był przystojnym, wysokim mężczyzną o atletycznej budowie ciała i śniadej cerze. Jak pisze Tadeusz Evert we wstępie (Od tłumacza) do Pamiętników, miał wysokie czoło, żywe i bystre spojrzenie, z lekka nieufne i niespokojne, co nadawało mu trochę dziki wyraz.
Ale nie tylko powierzchowność Casanovy budziła emocje wśród grona niewiast. Miał również elektryzujący, niespokojny charakter, był bardzo emocjonalny, łatwo wpadał w gniew, jak i wybuchał śmiechem. Poza tym miał niezwykle jasny umysł, fenomenalną pamięć i szerokie pole zainteresowań.
Wiele mitów narosło wokół postaci Casanovy. Przede wszystkim na temat ilości jego kochanek. Owszem, z jego Pamiętników wyłania się osoba niezwykle kochliwa, jednak bohater nasz oddawał się swojej miłości w całości i z wielką żarliwością. W Pamiętnikach, wbrew pozorom, Casanova nie imponuje nadmierną liczbą kochanek. Badacze nawet obliczyli, że Casanova wspomina o intymnych stosunkach ze 122 kobietami.
Poza tym nie każdy wie, że ten słynny Casanova kojarzący się z rozpasaniem i rozwiązłością, był...księdzem.
Tych i wielu innych ciekawych rzeczy dowiesz się czytając pamiętniki Casanovy, które pokazują oprócz fantazyjności i awanturniczości tego niezwykłego Włocha, także fenomenalny obraz epoki i całego europejskiego społeczeństwa, od panien lekkich obyczajów, poprzez zakonników i mniszek po królów, magnatów i księży.
Nie ma chyba osoby, która nie kojarzyłaby nazwisko Casanovy.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toCasanova to przydomek bawidamka, uwodziciela i kobieciarza, a na temat jego podbojów miłosnych krążą legendy niegdyś zapewne opowiadane po cichu przy zgaszonym świetle i z wypiekami na twarzy.
Casanova, a właściwie Giovanni Giacomo Casanova - kawaler de Seingalt - był słynnym awanturnikiem, podróżnikiem i...