Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Nie ma chyba osoby, która nie kojarzyłaby nazwisko Casanovy.

Casanova to przydomek bawidamka, uwodziciela i kobieciarza, a na temat jego podbojów miłosnych krążą legendy niegdyś zapewne opowiadane po cichu przy zgaszonym świetle i z wypiekami na twarzy.

Casanova, a właściwie Giovanni Giacomo Casanova - kawaler de Seingalt - był słynnym awanturnikiem, podróżnikiem i literatem. Jest autorem pamiętników, w których rozpościera przed czytelnikiem barwne życie w osiemnastowiecznych stolicach europejskich, w tym...w Warszawie. Przyjmowano go na dworach wielkich tego świata: carycy Katarzyny, Fryderyka Wielkiego, Stanisława Augusta Poniatowskiego. Czym sobie zaskarbił na te względy?

Casanova był przystojnym, wysokim mężczyzną o atletycznej budowie ciała i śniadej cerze. Jak pisze Tadeusz Evert we wstępie (Od tłumacza) do Pamiętników, miał wysokie czoło, żywe i bystre spojrzenie, z lekka nieufne i niespokojne, co nadawało mu trochę dziki wyraz.

Ale nie tylko powierzchowność Casanovy budziła emocje wśród grona niewiast. Miał również elektryzujący, niespokojny charakter, był bardzo emocjonalny, łatwo wpadał w gniew, jak i wybuchał śmiechem. Poza tym miał niezwykle jasny umysł, fenomenalną pamięć i szerokie pole zainteresowań.

Wiele mitów narosło wokół postaci Casanovy. Przede wszystkim na temat ilości jego kochanek. Owszem, z jego Pamiętników wyłania się osoba niezwykle kochliwa, jednak bohater nasz oddawał się swojej miłości w całości i z wielką żarliwością. W Pamiętnikach, wbrew pozorom, Casanova nie imponuje nadmierną liczbą kochanek. Badacze nawet obliczyli, że Casanova wspomina o intymnych stosunkach ze 122 kobietami.

Poza tym nie każdy wie, że ten słynny Casanova kojarzący się z rozpasaniem i rozwiązłością, był...księdzem.

Tych i wielu innych ciekawych rzeczy dowiesz się czytając pamiętniki Casanovy, które pokazują oprócz fantazyjności i awanturniczości tego niezwykłego Włocha, także fenomenalny obraz epoki i całego europejskiego społeczeństwa, od panien lekkich obyczajów, poprzez zakonników i mniszek po królów, magnatów i księży.

Nie ma chyba osoby, która nie kojarzyłaby nazwisko Casanovy.

Casanova to przydomek bawidamka, uwodziciela i kobieciarza, a na temat jego podbojów miłosnych krążą legendy niegdyś zapewne opowiadane po cichu przy zgaszonym świetle i z wypiekami na twarzy.

Casanova, a właściwie Giovanni Giacomo Casanova - kawaler de Seingalt - był słynnym awanturnikiem, podróżnikiem i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jaka jest miłość? Wzniosła i patetyczna? A może burzliwa, gorąca, albo piękna? Wprost przeciwnie. Po prostu śmieszna.

Tak przynajmniej jawi nam się to jedno z najtrudniej definiowalnych uczuć w książce Milana Kundery pod tytułem „Śmieszne miłości”.

„Śmieszne miłości” to zbiór siedmiu opowiadań prezentujących różne odcienie miłości. W pierwszym pod tytułem „Nikt nie będzie się śmiał” poznajemy wykładowcę historii malarstwa, pana Klimę, który uparcie odmawia pomocy Zatureckiemu i jako stary kawalarz-huncwot unika nagabującego go, czym ściąga na siebie nieszczęście. Żart przestaje być śmieszny, a kochanka Klimy – Klara – jest coraz mniej zadowolona z przebiegu wydarzeń.

Marcin, którego poznajemy w „Złotym jabłku wiecznej tęsknoty” to stale podbijający damskie serca mężczyzna kochający przygody i awanturki. Marcin pomaga swojemu rozwiedzionemu znajomemu w znalezieniu damy na jedną noc. Oczywiście Marcin, jako człowiek twardo stąpający po ziemi stara się wyrwać kilka kobiet naraz – a nuż jedna się skusi.

„Fałszywy autostop” to historia pary – dziewczyny i chłopaka, którzy w trakcie wyjazdu zaczęli udawać zupełnie obcych sobie ludzi. Chłopiec wdał się w rolę kierowcy samochodu, który zabiera ze sobą wyzwoloną i pewną siebie autostopowiczkę, zupełnie różną od dobrodusznej i niepewnej siebie bohaterki. Przedstawienie to jednak powoli wyrywa się spod kontroli...

Akcja „Sympozjonu” dzieje się w pokoju lekarskim w czasie nocnego dyżuru piątki lekarzy i sióstr. Nagle na stół ląduje wino, atmosfera staje się coraz bardziej frywolna...dowiadujemy się o ukrytych i mniej ukrytych zauroczeniach i miłościach oraz związanymi z tym pomyłkami.

„Niechaj dawno zmarli ustąpią miejsca świeżo zmarłym” jawi nam niezwykłą historię dwojga osób, którzy po piętnastu latach przypadkowo spotykają się. On – niedoszły samobójca, niegdyś mocno zakochany w niej, ona – wdowa, która wracała właśnie z cmentarza, gdzie dowiaduje się, że grób jej męża został niespodziewanie usunięty. Jak to mówią – stara miłość nie rdzewieje. Czy tak będzie i tym razem?

Doktora Havla z opowiadania „Doktor Havel w dwadzieścia lat później” znamy już z „Sympozjum”. Havel wyjeżdża na kurację do uzdrowiska, gdzie poznaje postrzelonego redaktora czasopisma uzdrowiskowego. Panowie zaprzyjaźniają się, Havel znany jako koneser damskich wdzięków daje rady redaktorowi, czym nieźle mąci mu w głowie.

„Edward i Bóg” opowiada historię nauczyciela z małego miasteczka, który by podbić serce religijnej Alicji chcącej zachować dziewictwo do ślubu, sam udaje wielce pobożnego. Jego wiara podyktowana jest jedynie chęcią zdobycia dziewictwa swej ukochanej, jednak w tych stalinowskich czasach jest źle zrozumiana...

Milan Kundera w niezwykle realistyczny, prosty, a zarazem ironiczny sposób obrazuje różne rodzaje miłości w siedmiu historiach, z których przedziera się typowo czeski, gorzki humor. „Śmieszne miłości” pokazuje nieraz absurdalne poczynania zakochanych, nieprzemyślane decyzje i dziwne zrządzenia losu. Polecam gorąco na długie, smętne i zimowe wieczory.

Jaka jest miłość? Wzniosła i patetyczna? A może burzliwa, gorąca, albo piękna? Wprost przeciwnie. Po prostu śmieszna.

Tak przynajmniej jawi nam się to jedno z najtrudniej definiowalnych uczuć w książce Milana Kundery pod tytułem „Śmieszne miłości”.

„Śmieszne miłości” to zbiór siedmiu opowiadań prezentujących różne odcienie miłości. W pierwszym pod tytułem „Nikt nie będzie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kiedy byłam w trakcie czytania „Drogi artysty” Julii Cameron spostrzegł to mój ojciec. Pokazałam mu okładkę i oznajmiłam ni to z dumą ni z lekkim zażenowaniem: „tato, odnajduję w sobie artystę!”

Ten na to: „ty zawsze byłaś artystką”. W związku z tym, czy artystce jest potrzebny kurs odkrywania i rozwijania własnej kreatywności?

Każdy człowiek czujący w sobie potrzebę tworzenia stykał się z wieloma wątpliwościami. Wirtuozi i mistrzowie zaczynali naukę swojego fachu nieraz w wieku 5-7 lat. Czy nie jestem już za stara? Czy jestem dość dobra? A może swoimi bazgrołami tylko siebie ośmieszę? Poza tym powinnam zabrać się za poważne rzeczy, w końcu muszę z czegoś żyć, a życie artysty jest pełne wyrzeczeń, bólu i upokorzenia.

Brzmi znajomo? Wygląda na to, że potrzebujesz „odblokować się”, tchnąć odrobinę wiary w swoje możliwości i wyjść z marazmu, który ogranicza Twoją twórczą duszę.

Julia Cameron w swojej książce proponuje kurs, dzięki któremu zablokowani przez porażki czy krytykę artyści – malarze, poeci, ceramicy, pisarze, filmowcy, aktorzy i inne twórcze jednostki – mogli z powrotem odnaleźć w sobie czystą, niczym nie skrępowaną radość tworzenia.

Najważniejszym pytaniem może być – czy da się nauczyć kreatywności? Czy za pomocą kilku ćwiczeń można zostać artystą, chociaż do tej pory niczego nie stworzyłeś? Autorka podręcznika, uważa, że tak. Jak sama pisze – od trzydziestu lat z powodzeniem prowadzi duchowe warsztaty, które mają na celu wyzwolenie w ludziach kreatywności. Nie ma znaczenia ile masz lat, czym się zajmujesz, czy bycie artystą to Twoja ścieżka kariery, czy tylko hobby lub marzenie. „Nigdy nie jest za późno, by rozwijać się twórczo i nigdy nie jest to zbyt samolubne ani głupie”.

Teraz Cameron proponuje swój kurs w formie podręcznika, w którym zawarła wszystkie wskazówki dotyczące tego, jak przywrócić swoją wenę i zacząć rozwijać się twórczo.

„Droga artysty” to 12-tygodniowy kurs odkrywania i rozwijania własnej kreatywności, dzięki któremu odzyskasz poczucie bezpieczeństwa, tożsamość, moc sprawczą, spójność wewnętrzną, możliwość, poczucie siły, zmysł współczucia, instynkt samozachowawczy, poczucie autonomii oraz wiarę.

Najważniejszymi działaniami kursu są dwie rzeczy – poranne strony oraz randki artystyczne. Codziennie rano należy przelać wszystkie swoje myśli na trzy strony papieru i raz w tygodniu wybrać się ze swoim wewnętrznym artystą na randkę. Te dwa zadania należy wykonywać jak najdłużej, także po zakończeniu kursu.

Początkowo każdy może czuć opór przed takim „marnotrawstwem czasu”, jednak po dłuższym przemyśleniu okazuje się, że to ma sens. Przelanie swych myśli na papier spowoduje, że wyrzucisz z siebie wszystkie negatywne emocje, a samotna randka bywa niezwykle przyjemna i na pewno pozytywnie wpływa na samopoczucie.

Niestety nie wykonałam ćwiczeń z kursu proponowanego przez Julię Cameron. Po samym jednak przeczytaniu podręcznika zrozumiałam, że żaden artysta nie powinien tworzyć dla innych, tylko przede wszystkim dla siebie. Twórczość to przede wszystkim zabawa, więc bawmy się jak niczym nieskrępowane dzieci w piaskownicy!

Kiedy byłam w trakcie czytania „Drogi artysty” Julii Cameron spostrzegł to mój ojciec. Pokazałam mu okładkę i oznajmiłam ni to z dumą ni z lekkim zażenowaniem: „tato, odnajduję w sobie artystę!”

Ten na to: „ty zawsze byłaś artystką”. W związku z tym, czy artystce jest potrzebny kurs odkrywania i rozwijania własnej kreatywności?

Każdy człowiek czujący w sobie potrzebę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Sporo osób zna powieść Arthura Goldena pt. "Wyznania gejszy" napisaną na podstawie życia japońskiej gejszy, Mineko Iwasaki, a jeśli nie samą powieść, to równie słynny film Roba Marshalla z 2005 roku o tym samym tytule.

Czy czytając książkę Carmena Domingo dowiemy się czegoś więcej na temat historii tych japońskich sprzedajnych kobiet?

Gejsze od wieków elektryzują wyobraźnię mieszkańców Zachodu, którzy często mylnie kojarzą je ze zwykłymi, choć egzotycznymi prostytutkami. Carmen Domingo w swej książce "Tajemnice sypialni gejszy. Japońska sztuka seksu" stara się zburzyć ten i wiele innych mitów oraz wyjawić kilka tajemnic z sypialni tych niezwykłych kobiet.

Wschodnia tradycja pojmowania miłości, ciała ludzkiego oraz seksu mocno różni się od naszej – zachodniej. Wschód traktuje uprawianie miłości jako coś naturalnego, jak jedzenie czy picie. Japończycy ponadto - jak pisze w swej książce Domingo - mocno skupiają się na detalach, które zazwyczaj przez Europejczyków są pomijane i zupełnie nie zauważane.

Ceremonialność i skupienie na nawet najdrobniejszych szczegółach również cechuje japońską sztukę uwodzenia. Nadrzędne znaczenie ma każdy gest, ruch, spojrzenie oraz ubiór czy makijaż.

To właśnie między innymi za pomocą ubioru potencjalny klient mógł odróżnić kurtyzanę od gejszy. Poza tym w słynnych dzielnicach miłości gejsze były mocno oddzielone od prostytutek. Gejsze miały za zadanie zabawiania mężczyzn swą znajomością wszystkich sztuk, natomiast po określonym czasie ustępowały miejsce kurtyzanom, które mogły pochwalić się znajomością erotyzmu i 48 pozycji miłosnych.

Niewielu jednak być może wie, że tradycja gejszy wywodzi się od mężczyzn-błaznów, którzy zabawiali gości w domach publicznych, a pierwsze żeńskie gejsze - tancerki również wywodziły się właśnie ze środowiska prostytutek.

Równie interesującym zagadnieniem poruszanym w książce Carmena Domingo jest rytualizacja seksu, która wymagała od klienta...trzech spotkań z wybranką oraz dokonania ceremonii zwanej „małżeństwem odwiedzin”.

Książka Domingo opisuje historię narodzin i ewolucji zawodu kurtyzany, odkrywa ich tajemnice w dziedzinie seksu, a także przedstawia porywający świat dawnych dzielnic rozrywki. Część książki poświęcona jest sekretom gejsz oraz ich umiejętnościom.

Ponadto w „Tajemnicach sypialni gejszy” znajdziemy opis gadżetów, zabawek i gier erotycznych, amuletów ochronnych wieszanych przed domami publicznymi, afrodyzjaków oraz literatury erotycznej.

W moim odczuciu książka Domingo jest dobrym wstępem do poszerzenia wiedzy na temat japońskiej tradycji sztuki miłości. Niewiele jednak nowego wnosi ponad „Wyznania gejszy”, aczkolwiek można znaleźć pewne „smaczki”...

Na pewno wartością dodaną do książki jest bogaty zbiór niezwykle sugestywnych, działających na wyobraźnię i śmiałych ilustracji wyobrażających pary uprawiające miłość. Szkoda tylko, że są niepodpisane.

Sporo osób zna powieść Arthura Goldena pt. "Wyznania gejszy" napisaną na podstawie życia japońskiej gejszy, Mineko Iwasaki, a jeśli nie samą powieść, to równie słynny film Roba Marshalla z 2005 roku o tym samym tytule.

Czy czytając książkę Carmena Domingo dowiemy się czegoś więcej na temat historii tych japońskich sprzedajnych kobiet?

Gejsze od wieków elektryzują...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Gwiazdy polskiego kina - te obecne, jak i z okresu rozkwitu polskiej kinematografii, czyli jak uważa się, za czasów PRLu, znamy mniej lub bardziej z telewizji, wywiadów w kolorowych gazetach, bądź kina.

Myślę, że mało jednak wiemy na temat gwiazd Drugiej Rzeczypospolitej, czyli okresu międzywojennego. Raczkująca dopiero kinematografia stopniowo zaczęła wprowadzać rewolucję w świecie rozrywki, gwiazdy teatru i estrady zostały wypierane przez nowe twarze idealnie wpasowujące się w konwencję kina. Wybuch II Wojny Światowej niestety wstrzymał ten rozwój, który na nowo rozkwitł w czasie odzyskanego pokoju.

Brak zachowanych pierwszych polskich filmów, niekiedy niedostateczne wykorzystanie talentów gwiazd teatru oraz brak nagrań spektakli teatralnych dodatkowo zniechęca do zagłębiania się w życie ówczesnych idoli. Na szczęście niedostatki te może zrekompensować wyobraźnia, którą pobudza lektura najnowszej książki Sławomira Kopra „Gwiazdy drugiej Rzeczypospolitej”.

Wybór bohaterów był trudny i jak sam autor we wstępie do książki przyznaje – czysto subiektywny. II Rzeczypospolita mogła pochwalić się licznymi osobowościami sceny i ekranu, na których nie sposób skupić się w jednej, ponad trzystu stronicowej książce.

Z żalem dowiedziałam się, że nie zostanie opisana wspaniała Hanka Ordonówna, Helena Grossówna, Fryderyk Jarosy, Jan Kiepura czy Adolf Dymsza, o których tylko pobieżnie wspomina Koper w swojej książce. W zamian za to, autor oferuje dokładne i rozbudowane życiorysy ośmiu gwiazd – artystów polskiego teatru i kina okresu międzywojennego, gwiazd kabaretu, rewii, biografie pięknych aktorek filmowych, amantów kina i komików. Jednym słowem artystów „dawnych lat”, do których wielu z sentymentem powraca.

W „Gwiazdach drugiej Rzeczypospolitej” poznajemy Stefana Jaracza – wędrownego aktora, który karierę swą rozpoczął od Teatru Ludowego w Krakowie, a następnie rozwinął w Łodzi, gdzie obsadzano go w niemal wszystkich przedstawieniach. Co ciekawe, przez pewien czas groziła mu wąska specjalizacja – odtwórcy postaci Napoleona. Ponadto był to człowiek niezbyt wierny swej żonie, będący często w finansowych kłopotach i nie stroniący od mocniejszych trunków.

Eugeniusz Bodo był z kolei amantem z niezwykłym urokiem osobistym i wszechstronnym aktorem uwielbianym przez miliony widzów. Sam siebie jednak nie uważał za przystojniaka.

Konrad Runowiecki (Tom) to według Kopra najbardziej niedoceniana postać polskiej sceny okresu międzywojennego. Był to scenarzysta, piosenkarz, reżyser i twórca skeczy kabaretowych i piosenek. U jego boku pojawiła się Zula Pogorzelska – właścicielka najlepszych nóg Warszawy.

W książce możemy również dowiedzieć się na temat życia Lody Halamy – świetnej tancerki o kiepskim głosie, Jadwidze Smosarskiej – osobie grającej głównie „dziewczyny z przedmieścia”, którą uwielbiali i kochali niemal wszyscy i Toli Oleksy – pięknej gwieździe o operowym głosie.

Ponadto Koper poświęcił uwagę Antoninowi Fertnerowi – zapomnianemu dziś gwiazdorowi oraz Aleksandrowi Żabczyńskiemu – pierwszemu amantowi drugiej Rzeczypospolitej.

Sławomir Koper w niezwykle plastyczny i jednocześnie przystępny sposób przedstawia nam realia odrodzonej Rzeczypospolitej, charakter warszawskich scen teatralnych, wytwórni filmowych i wydarzeń kulturalnych. Poza Warszawą, autor opisuje również sceny krakowskie i lwowskie oraz życie tamtejszych elit.

Niezwykle pasjonująca książka „Gwiazdy drugiej Rzeczypospolitej” jest niemal obowiązkowa dla każdego kinomana i pasjonata historii Polski.

Gwiazdy polskiego kina - te obecne, jak i z okresu rozkwitu polskiej kinematografii, czyli jak uważa się, za czasów PRLu, znamy mniej lub bardziej z telewizji, wywiadów w kolorowych gazetach, bądź kina.

Myślę, że mało jednak wiemy na temat gwiazd Drugiej Rzeczypospolitej, czyli okresu międzywojennego. Raczkująca dopiero kinematografia stopniowo zaczęła wprowadzać rewolucję...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Okrucieństwo, gwałty, królobójstwo, bratobójstwo, seksafery, szpiegostwo i oszustwa - tego nie znajdziesz w oficjalnych podręcznikach do historii Polski.

Niechlubne dzieje Polski są zazwyczaj pomijane taktownym milczeniem. Sami kronikarze celowo zatajali, lub przekręcali prawdę, by zadowolić swego władcę i po postu nie stracić posady.

Przekręcanie historii przyczyniło się do przekonania o wspaniałości Bolesława Chrobrego, czy łagodności Władysława Łokietka. W najnowszej książce Iwony Kienzler „Mroczne karty historii Polski” dowiadujemy się tych mniej wygodnych faktów.

Do okrucieństwa i zbrodni dopuścił się jeden z najbardziej imponujących królów Polski, za czasów którego panował ogólny dobrobyt – Bolesław Chrobry. Kienzler zwraca uwagę na wypędzenie z kraju swoich przyrodnich braci, którym części z nich król kazał...wyłupić oczy. Nieposłusznym poddanym wybijał zęby, przybijał za mosznę do mostu, czy kazał wsadzać rękę do wrzącej wody. Władca dopuszczał się do gwałtów, a żony swe traktował instrumentalnie. Podobnie zresztą jak Kazimierz Wielki, który był inicjatorem...seksafery.

Na dworze królewskim dochodziło nieraz do królobójstwa. Winnym popełnienia tej zbrodni ma być Władysław Herman, człowiek chorowity i „miernego umysłu”. Król dopuszczał się do bratobójczych walk oraz uciekania się do podstępu i okrucieństwa.

Również bratobójcą miał być Bolesław Krzywousty, ku czci którego Gall Anonim śpiewał wręcz peany w swojej kronice.

Zabójstwa nie były również obce dynastii piastowskiej, która namiętnie dopuszczała się do skrytobójczych zbrodni za pomocą wymyślnych trucizn.

Za najbardziej jednak okrutnego polskiego władce uważa się Konrada Mazowieckiego, który przeciętnemu Polakowi kojarzy się ze sprowadzeniem zakonu krzyżackiego do Polski. Mazowiecki gnębił poddanych, a nawet posunął się do...kidnapingu.

Również Łokietek, król kojarzony z samą łagodnością i sprawiedliwością oraz mądrością polityczną nie był wolny od przywar. Historycy uważają, że w zdobyciu władzy pomógł mu raczej ślepy los niż wiedza i umiejętności. Niektórzy zresztą oskarżają go o...królobójstwo.

Oczywiście nie tylko wśród władców Polski znajdziemy ludzi okrutnych i cynicznych. Wywodzący się z jednego z najznamienitszych rodów Samuel Zborowski był człowiekiem porywczym i dumnym, a w końcu skazanym na śmierć za domniemany spisek.

Kienzler po raz kolejny prezentuje nieznane karty historii Polski. W swojej najnowszej książce „Mroczne karty...” zmienia nieskazitelny obraz wielkich, wspaniałych i nade wszystko sprawiedliwych królów, a w zamian za to pokazuje niewygodną prawdę. W jej książce dowiadujemy się, że na naszych terenach panowali nieraz szaleni i okrutni władcy, którzy by zdobyć tron nie zawahali się nawet kogoś zamordować.

Okrucieństwo, gwałty, królobójstwo, bratobójstwo, seksafery, szpiegostwo i oszustwa - tego nie znajdziesz w oficjalnych podręcznikach do historii Polski.

Niechlubne dzieje Polski są zazwyczaj pomijane taktownym milczeniem. Sami kronikarze celowo zatajali, lub przekręcali prawdę, by zadowolić swego władcę i po postu nie stracić posady.

Przekręcanie historii przyczyniło się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Za okrytymi mrokiem i posępną tajemnicą XIX-wiecznymi powieściami weird fiction kryją się niecodzienne oblicza i imponujące temperamenty.

Współczesny czytelnik zgłębiając się w opowieści niesamowite pochodzące z pełnego przemian społecznych i kulturalnych XIX wieku ma ambiwalentne uczucia. Cynicznie podchodzimy do historii mdlejących z grozy panien i zakurzonych starych ksiąg kryjących straszną prawdę. Nie pomaga archaiczny język, który bywa po prostu "nie do przełknięcia".

Obecnie jednak Lovecraft stojący bez przesady na czele panteonu pisarzy weird fiction i jego Wielki Przedwieczny Cthulu - bóstwo uśpione na dnie Pacyfiku - przeszli do kultury masowej stając się wręcz jej ikonami.

W sklepach można kupić koszulki, czapki, a nawet maskotki Cthulu, a co niektórzy szepczą matkom rady - "jeśli Twoje dziecko czyta Lovecrafta to Szatan jest Twoim najmniejszym problemem". Idąc za ciosem i popularnością cyklu opowiadań o Cthulu wydawnictwo SQN niedawno opublikowało listy i eseje Lovecrafta.

Lata temu czytając opowiadania Lovecrafta nieraz zastanawiałam się kim był ten dżentelmen z Providence. Krótkie biografie nie oddają przecież charakteru człowieka. Jego listy i przemyślenia wprost przeciwnie.

W wyobraźni widziałam ponurego, poważnego człowieka w czarnym surducie, często bywającego na cmentarzach i kontemplującego przy opuszczonych, koniecznie gotyckich, kościołach. Lektura "Koszmarów i fantazji" rozwiała nieco ten mit.

Z listów ujawnia się cyniczny, czasem drażliwy człowiek o jednak sporym poczuciu humoru i mającego wobec swojej twórczości wiele pokory. Pasjonat sztuki i historii, który zajmująco i z wdziękiem potrafił przedłożyć je swym czytelnikom.

W książce znajdziemy 29 listów do przyjaciół, pisarzy, poetów, badaczy, dziennikarzy i innych znajomych autora, którzy otrzymywali nieraz długie na kilkadziesiąt stron przemyślenia. To z nich można wyczytać charakter tego amerykańskiego myśliciela.

Ponadto w zbiorze znalazły się niezwykle ciekawe eseje, w tym jeden z bardziej dziwacznych, ale jednocześnie urokliwy na temat wyższości kotów nad psami, czy malarsko i emocjonalnie przedstawiona historia podróży po Ameryce.

Równie wartościowym dodatkiem są notatki z pomysłami będącymi luźno zapisanymi wizjami i cytatami do ewentualnego wykorzystania w przyszłych opowiadaniach oraz uwagi na temat pisania.

W moim odczuciu "Koszmary i fantazje. Listy i eseje" to pozycja obowiązkowa dla każdego fana twórczości Lovecrafta i innych XIX-wiecznych twórców powieści grozy.

Za okrytymi mrokiem i posępną tajemnicą XIX-wiecznymi powieściami weird fiction kryją się niecodzienne oblicza i imponujące temperamenty.

Współczesny czytelnik zgłębiając się w opowieści niesamowite pochodzące z pełnego przemian społecznych i kulturalnych XIX wieku ma ambiwalentne uczucia. Cynicznie podchodzimy do historii mdlejących z grozy panien i zakurzonych starych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kiedy ponad siedemdziesięcioletni człowiek siada i opowiada - o sobie, o życiu, czy o otaczającym nas świecie, Tobie pozostało jedno. Zamienić się w słuch.

O miłości powiedziano już chyba wszystko. Że jest trudna, uskrzydla, łamie serca, jest najważniejsza, ratuje życie i je odbiera. My, pokolenie dwudziestolatków, do tematu - wydaję mi się - podchodzimy ostrożnie i z rezerwą. Buńczuczni i odważni na co dzień, kiedy mamy być czuli i wrażliwi stajemy się bezsilni.

To chyba właśnie ta bezradność powoduje, że do książek o miłości czasem już po prostu nie mamy siły. Ileż razy można słuchać i czytać o książkowych romansach, które nijak mają się do rzeczywistości (a przynajmniej naszej)?

W każdym razie zmęczona nieco lekturami o górnolotnej miłości nic nie wnoszącymi do życia otworzyłam książkę Jana Nowickiego „Mężczyzna i one” myśląc tylko – dobra, miejmy to za sobą.

Jana Nowickiego chyba nie muszę przedstawiać. Wybitny aktor teatralny i filmowy, zdobywca kilkudziesięciu nagród i odznaczeń, a nade wszystko – amant i miłośnik kobiet. Typ mężczyzny, który chyba najmniej lubię. Okazuje się jednak, że ponad siedemdziesięcioletni koneser niewiast potrafił oczarować mnie swoimi słowami i całkowicie zdobyć me serce.

Autor dzieli się z czytelnikiem swoimi przemyśleniami na temat kobiet, a jako kobieta muszę przyznać, że są tak trafne, jak tylko trafne mogą być spostrzeżenia uważnego obserwatora. O miłości zaś mówi ze spokojem i uczuciem, tak różnie od wszechobecnych histerycznych zwierzeń kobiety ze złamanym sercem, czy naszpikowanych pogardą, dumą i samozadowolenia opowieści chłopców.

Nowicki obdarowuje nas pełnymi humoru przemyśleniami na tematy poważne i mniej poważne. Uczy nas jak kochać i być kochanym, ale też jak radzić sobie z odrzuceniem i jak nie podchodzić do tematu nazbyt patetycznie.

Temat miłości i kobiet zawarty w rozmowach z Katarzyną Zimmerer – felietonistką i pisarką - oraz w felietonach i odpowiedziach na listy czytelników to nie jedyne jednak kwestie zawarte w książce „Mężczyzna i one”. W publikacji pojawiły się również felietony dotyczące polskich gwiazd, aktorstwa i kondycji polskiego filmu, a także przemyślenia na temat życia, starości, spraw ostatecznych i wiele innych, nieraz sarkastycznych i z nutką (auto)ironii.

Kiedy ponad siedemdziesięcioletni człowiek siada i opowiada - o sobie, o życiu, czy o otaczającym nas świecie, Tobie pozostało jedno. Zamienić się w słuch.

O miłości powiedziano już chyba wszystko. Że jest trudna, uskrzydla, łamie serca, jest najważniejsza, ratuje życie i je odbiera. My, pokolenie dwudziestolatków, do tematu - wydaję mi się - podchodzimy ostrożnie i z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Biorę książki do ręki i układam się wygodnie na leżance pod oknem. Obok stoi już gotowa herbata z cytryną. Z głośników sączy się muzyka chilloutowa. Czas na lekturę.

Po przeczytaniu kilku stron, zaczyna mnie jednak mierzić spokój i luksusowa wygoda. Czytając o wojnie zawsze mam ochotę stać na baczność. I tak do ostatniej strony.

Kiedy oglądałam w telewizji relacje z frontu, wywiady z uchodźcami, czy zdjęcia ze zbrojnych ataków, zawsze zastanawiałam się kim są ci ludzie po drugiej stronie szklanego ekranu i jak wygląda praca korespondenta wojennego. Kiedyś naiwnie myślałam, że dziennikarze, tak jak lekarze, są niezniszczalni i nie mogą zostać postrzeleni, bo za co? Za przekazywanie informacji lub ratowanie życia?

Potem dowiedziałam się, że reporterzy narażają życie by pokazać nam w krótkiej, 1-2 minutowej relacji, życie na zupełnie obcej planecie. Bo przecież ja tu siedzę wygodnie w fotelu, a wojna toczy się gdzieś daleko, daleko...

Anna Wojtacha jest jedną z niewielu kobiet – korespondentek wojennych, które wkraczają w samo epicentrum wojny, skąd cywile panicznie uciekają, gdzie zostają sami żołnierze i... oczywiście dziennikarze. Jak wygląda praca człowieka codziennie ocierającego się o śmierć? O tym pisze w swej książce „Kruchy lód. Dziennikarze na wojnie”.

W „Kruchym lodzie” Wojtacha opisuje swe przeżycia w Afganistanie (2007), w Osetii południowej w trakcie wojny gruzińsko-rosyjskiej (2008), podczas zamachu terrorystycznego w Mumbaju (2008), masowych protestów w Tajlandii (2008) oraz konfliktu w Strefie Gazy (2009).

Każda z historii przypomina relacje na żywo. Pisane jakby w pośpiechu, krótkimi i celnymi zdaniami, momentalnie przenoszą czytelnika w odległe miejsca pogrążone w chaosie i wypełnione zapachem trotylu. W takich warunkach dziennikarze żyją od lajfu do lajfu. Zazwyczaj nie ma czasu na refleksję, czy zadumę nad ludzkim losem. Zamiast tego są trafne, nieraz też cyniczne, spostrzeżenia okiem zawsze czujnego i przenikliwego dziennikarza.

Szczera i pisana bez ogródek, wręcz prostymi żołnierskimi słowami, narracja w pełni obrazuje życie reporterów wojennych i co istotne – odpowiada na chyba wszystkie, albo prawie wszystkie nurtujące pytania o dziennikarstwo wojenne.

Korespondenci wojenni stąpają po „kruchym lodzie”. Ładują się w najbardziej niebezpieczne miejsca i pozornie nie boją się niczego, a już najmniej – śmierci. Ich praca jest misją, choć wielokrotnie są nazywani hienami z dewizą: „im więcej krwi tym lepiej”.

Myślę jednak, że dzięki takim książkom bardziej zaczniemy szanować osoby, które mimo strachu, chcą nam przekazać relacje z piekła. Bo kto jeśli nie oni?

Biorę książki do ręki i układam się wygodnie na leżance pod oknem. Obok stoi już gotowa herbata z cytryną. Z głośników sączy się muzyka chilloutowa. Czas na lekturę.

Po przeczytaniu kilku stron, zaczyna mnie jednak mierzić spokój i luksusowa wygoda. Czytając o wojnie zawsze mam ochotę stać na baczność. I tak do ostatniej strony.

Kiedy oglądałam w telewizji relacje z...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Słowo „poganin” kojarzy nam się jednoznacznie - przedstawiciel innej religii niż chrześcijańskiej. To właśnie chrześcijanie w naszym kręgu kulturowym opisywani są jako wierzący w jedynego, prawdziwego Boga. Co jednak, jeśli ktoś określi chrześcijan poganami? Najcięższa z możliwych herezja?

Chrześcijanie nie mają lekko. Stale są wystawiani na ośmieszenie i podważenie swej wiary. Najwięcej kontrowersji od wieków budzi boskie pochodzenie Jezusa, jego cuda, śmierć i zmartwychwstanie. Robert Graves, angielski poeta i pisarz urodzony pod koniec XIX wieku, w swej powieści historycznej „Król Jezus” ustami niejakiego Agabusa Dekapolitańczyka opowiada swoją wizję życia Chrystusa, a wizja ta daleko mija się z tekstem Nowego Testamentu.

Agabus Dekapolitańczyk kreśli dzieje Jezusa od 89 roku, kilkadziesiąt lat po jego śmierci. Narrator już od pierwszej karty swej historii wyjawia istotę teorii autora i przedstawia Jezusa jako prawowitego dziedzica Heroda, króla Żydów, cudotwórcę, którego obecnie „sekta znana jako chrestiańscy poganie” czci. Jezus jest tu istotą „człowieczego pochodzenia” i jako syn Antypatra II – najstarszego syna Heroda – prawowitym dziedzicem tronu. Co więcej, osobą, która nigdy nie uważała siebie za Syna Boga w dosłownym tego rozumieniu.

Wraz z następnymi kartami powieści, obalane są kolejne twierdzenia chrześcijan. Dowiadujemy się o mitycznym pochodzeniu niektórych chrześcijańskich obrzędów czy o poważnych przekręceniach znaczeń treści Testamentów, lub zbyt dosłownym ich rozumieniu. Największą kontrowersją, w moim odczuciu, jest sposób przedstawienia śmierci Jezusa i jej okoliczności. Nie zdradzając szczegółów, co bardziej wrażliwych chrześcijan teoria Gravesa może zszokować.

Powieść składa się głównie z dialogów między prorokami i innymi bohaterami przytoczonych przez rzymskiego hagiografa. Na początku autor opowiada o czasach panowania Heroda i wyjaśnia świeckie korzenie Chrystusa, następnie zaś nakreśla historię jego dzieciństwa, młodości, aż po wiek średni i jego działalności jako proroka, aż po śmierć na krzyżu i zmartwychwstanie.

Graves przyznaje w posłowiu, że każdy element historii jest oparty na tradycji i pokaźnej historycznej dokumentacji, na temat której niestety niczego więcej nie mówi. Autor wiele czerpie z apokryfów, w tym z chyba najsłynniejszej Ewangelii Judasza, wiedzy historycznej, ksiąg judaizmu – w tym Talmud (pisząc na przykład o Marii Magdalenie, jako czarownicy Miriam zwanej układaczką włosów) oraz oczywiście samej Biblii. Jest to więc nie tylko powieść biograficzna, w której wiedza historyczna na temat Jezusa uzupełniana jest hipotezami i fikcją (nieraz mocno wybujałą), ale także pokaźne źródło wiedzy na temat potomków Dawida.

„Król Jezus” to arcydzieło. Mając w pamięci książki starające się dorównać skandalowi powieści Gravesa – piszę to nie bez kozery. Do rewelacji o Jezusie należałoby jednak lepiej podchodzić chłodno i czerpać przyjemność z doskonale, kunsztownie wręcz, opisanych czasów biblijnych. Przeniesiona w czasie do początku naszej ery mogłam się tylko poddać magii opisywanych wydarzeń, życia i obyczajów ówczesnych ludzi misternie przekazanych w archaizującej formie, które doskonale oddał tłumacz – Maciej Świerkocki. Jeśli chodzi zaś o bulwersujące - określane mianem heretyckie - tezy Gravesa – lepiej traktować je, jako zaproszenie do konstruktywnej polemiki, niż jako próba obalenia podwalin całego chrześcijaństwa.

Słowo „poganin” kojarzy nam się jednoznacznie - przedstawiciel innej religii niż chrześcijańskiej. To właśnie chrześcijanie w naszym kręgu kulturowym opisywani są jako wierzący w jedynego, prawdziwego Boga. Co jednak, jeśli ktoś określi chrześcijan poganami? Najcięższa z możliwych herezja?

Chrześcijanie nie mają lekko. Stale są wystawiani na ośmieszenie i podważenie swej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kiedy biorę książkę do ręki, prawie nigdy nie czytam opisów na okładce. Z jednej strony opisy te często za dużo zdradzają, lub niepotrzebnie wprowadzają zamieszanie i zniechęcają do dalszej lektury, a z drugiej...lubię tę nutkę niepewności i zaskoczenie po kilku stronach książki. Podobnie, mile zaskoczyła mnie niepozorna, bo licząca zaledwie 145 stron, publikacja Hakana Lindquista, „Mój brat i jego brat”.

Rozumiem też, że są tacy, którzy chcą wiedzieć o czym jest książka. Spieszę więc z pomocą.

Dokładnie 502 dni dzieli ostatni dzień życia Paula i Jonasa, dwóch braci, z których pierwszy nie żyje. W rodzinie Jonasa pamięć o Paulu jest wciąż żywa i stale wywołuje płacz matki i pewne skrępowanie ojca.

Mimo trudności, Jonas stara dowiedzieć się jak najwięcej o swym nieżyjącym bracie, po którym zostały pamiątki w postaci głównie zdjęć. Pierwszy trop znajduje w kieszeni kurtki Paula, którą przypadkowo odkrywa na strychu domu. Ogromna ciekawość i chęć poznania jak najlepiej brata, doprowadza go do informacji o których nawet jego rodzice nie wiedzieli...

Bohaterami tej - właściwie - noweli są tylko cztery osoby. Jonas wraz z dwójką rodziców oraz przyjaciel domu – Daniel, który jako postać drugoplanowa jest chyba z nich wszystkich najbardziej charakterystyczny i wyrazisty. Samotny alkoholik z problemami zdrowotnymi uwielbia towarzystwo Jonasa, tak jak kiedyś Paula. Długo opiera się bolesnym wspomnieniom i boi się o nich mówić, jednak pod namową przyjaciela w końcu im ulega...

Z drugiej strony, Paul jest wciąż żywy w pamięci rodziny i wywoływany niczym duch w trakcie sesji. Jonas podczas odkrywania jego najskrytszych tajemnic czuje skrępowanie, a przecież dla nieżyjącego brata powinno być to obojętne. Czy na nowo odkryta historia, która zdarzyła się kilkadziesiąt lat temu, powinna być ze wstydem chowana do szuflady, jak znaleziony pamiętnik młodszej siostry?

To, co jest zaskakujące i ogromnym plusem tej historii to skomplikowane treści przedstawione w bardzo prostej formie. Rzadko zdarza mi się czytać sceny seksu bez uśmiechu z zażenowania i politowania zarazem. Patos, w który często popadają autorzy jest niepotrzebny i ciężki do „przełknięcia”. Lindquist tak doskonale przedstawił krępujące wydarzenia w skromny, ale zarazem piękny sposób, że powinien być wzorem do naśladowania dla innych pisarzy.

Dla mnie książka jest niezwykle urzekająca i zachwycająca mimo dużej przewidywalności zdarzeń. Polecam każdemu, kto nie boi się trudnych, a zarazem odważnych tematów.

Kiedy biorę książkę do ręki, prawie nigdy nie czytam opisów na okładce. Z jednej strony opisy te często za dużo zdradzają, lub niepotrzebnie wprowadzają zamieszanie i zniechęcają do dalszej lektury, a z drugiej...lubię tę nutkę niepewności i zaskoczenie po kilku stronach książki. Podobnie, mile zaskoczyła mnie niepozorna, bo licząca zaledwie 145 stron, publikacja Hakana...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wzięcie do ręki książki napisanej przez doktora fizyki nigdy nie napawało mnie optymizmem. Ich teksty są trudne do zrozumienia i odnoszę wrażenie, że autorzy piszą je dla siebie, nie zaś dla zwykłego człowieka słabo znającego się na meandrach tej nauki. Albert Einstein jednak powiedział, że jeżeli nie potrafisz czegoś prosto wyjaśnić - to znaczy, że niewystarczająco to rozumiesz. Sonia Fernandez-Vidal stanowczo wiedziała, o czym pisze…

Bohaterem powieści "Drzwi o trzech zamkach" jest Niko - czternastoletni chłopiec, który pewnego dnia postanowił pójść do szkoły inną drogą niż zwykle. Skutkiem odejścia od rutyny było przejście chłopca przez tytułowe drzwi o trzech zamkach do świata magii i fizyki kwantowej, gdzie poznaje elfa Eldwena i piękną wróżkę kwantową.

Z czasem okazuje się, że Niko nie pojawił się w tajemniczym świecie kwantowym przypadkiem i ma do wykonania niezwykle ważne dla równowagi wszechświata zadanie...

Połączenie fizyki kwantowej i magii wydaje się być niemożliwe. Sonii Fernandez-Vidal udało się nie tylko związać ten trudny dział fizyki opisujący zjawiska mikroświata z pełnym magii i fantazji światem, ale również przedstawić teorię w łatwy, a jednocześnie pasjonujący i zabawny sposób.

Na uwagę zasługuje zwłaszcza opis powstania mikroświata, który na oczach Niko stopniowo powiększał się, powstawały planety i gwiazdy, rozegrała się bitwa cząstek materii i antymaterii, a na koniec...”zapadła wszechogarniająca ciemność”.

Mimo trudnego tematu, książka jest obowiązkowa dla każdego, kto chciałby zrozumieć ten pasjonujący dział fizyki. Fernandez-Vidal szczegółowo i w przystępny sposób opisuje rzeczywistość kwantową, którą – okazuje się – może zrozumieć nawet dziecko.

Wzięcie do ręki książki napisanej przez doktora fizyki nigdy nie napawało mnie optymizmem. Ich teksty są trudne do zrozumienia i odnoszę wrażenie, że autorzy piszą je dla siebie, nie zaś dla zwykłego człowieka słabo znającego się na meandrach tej nauki. Albert Einstein jednak powiedział, że jeżeli nie potrafisz czegoś prosto wyjaśnić - to znaczy, że niewystarczająco to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książki gatunku romans historyczny bywają zdradliwe. Tytuły i recenzje często obiecują pikantne szczegóły soczystych romansów z zamierzchłych czasów, jednak po przeczytaniu samej lektury okazuje się, że miłość była bez wyrazu, zaś cała historia mdła. Opisy historycznego miasta, starych zwyczajów poprzeplatane ze starojęzycznymi dialogami są po prostu niestrawne. Gillian Bagwell ze swoją "Królewską nierządnicą" stanowczo wybija się z tego schematu.

"Królewska nierządnica" to opowieść o Nell Gwynn (właściwie Eleonor Gwynn) - angielskiej aktorce i kochance Karola II, króla Anglii i Szkocji. W książce Bagwell Nell poznajemy jako ciężko pracującą młodą dziewczynę, która chcąc uciec od matki alkoholiczki, trafia do domu publicznego, gdzie pracuje jej siostra. Dzięki swej urodzie, inteligencji i niebagatelnej osobowości zaznajamia się tam z wieloma wyżej urodzonymi mężczyznami od których bierze, oprócz korzyści materialnych, również pomoc, dzięki której udaje jej się wyrwać z "piekła".

Na początku Gwynn sprzedaje pomarańcze w "King's Theatre", gdzie poznaje teatr od zaplecza. Z czasem, z widowni przenosi się na scenę i jako jedna z pierwszych kobiet - aktorek, rozkochuje w sobie publiczność i niejednego arystokratę, w tym samego króla...

Jej dynamiczna, radosna i niepowtarzalna osobowość została świetnie przedstawiona przez autorkę. Wraz z kolejnymi stronami przenosimy się do świata XVII-wiecznej Anglii, gdzie bohaterka przeistacza się z niepewnej siebie, małej, ale rezolutnej dziewczynki w piękną i wypływową kobietę, która, mimo nieraz tragicznych przeżyć, nigdy nie straciła swojego poczucia humoru.

Po przeczytaniu powieści obejrzałam film "Królowa sceny" Richarda Eyre, w którym rolę Nell Gwyn zagrała Zoe Tapper. Jak zupełnie różnie od Bagwell Tapper przedstawiła postać Nell...najlepiej samemu się przekonać.

Książki gatunku romans historyczny bywają zdradliwe. Tytuły i recenzje często obiecują pikantne szczegóły soczystych romansów z zamierzchłych czasów, jednak po przeczytaniu samej lektury okazuje się, że miłość była bez wyrazu, zaś cała historia mdła. Opisy historycznego miasta, starych zwyczajów poprzeplatane ze starojęzycznymi dialogami są po prostu niestrawne. Gillian...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

“Polskie piekiełko” to popularna nazwa określająca negatywne cechy kojarzące się z Polakami. Są to głównie zazdrość, zawiść, ciągłe narzekanie, apatia, prywata, kłótliwość, małostkowość i działanie poza prawem. Cech tych nie były pozbawione polskie elity, nawet bohaterzy narodowi i uznani politycy. Z nieukrywanym upodobaniem Sławomir Koper, w swej najnowszej książce, porusza wstydliwe tematy polskiego piekiełka pomijanego dotąd w publikacjach.

Na temat wyczynów polskich bohaterów wojennych, polityków, wodzów, generałów itd. dowiadujemy się z książek do nauki historii. Stamtąd znamy dokładnie przebieg kluczowych bitew i działań wojennych. Bohaterów wynosimy na piedestał, zaś zdrajcami pogardzamy. „Polskie Piekiełko” pokazuje drugą twarz polskich herosów, często miłośników mocnego trunku i wdzięków kobiet, a nade wszystko ambicjonalnych, zawistnych i walczących za wszelką cenę o uznanie.

Koper niezwykle plastycznie maluje przed czytelnikiem obraz polskiej emigracji II Wojny Światowej. Autor skupia się na życiu prywatnym elit, które obfitowało w różne zawirowania, perturbacje i nieraz szokujące skandale, jednak nie pomija milczeniem bohaterskie czyny lotników, czy II Korpusu.

Jak sam przyznaje, w książce opisuje wydarzenia mało znane, emigracyjne waśnie i walkę o władzę. Strąca z piedestału Naczelnego Wodza Władysława Sikorskiego i rozwleka się nad dwuznacznym moralnie prowadzeniem się Władysława Andersa.

Pisze też o mniej znanych postaciach, jak tajemniczym Józefie Retingerze – szarej eminencji gabinetu Sikorskiego, profesorze Stanisławie Kocie, czy pięknej Krystynie Skarbek – agentce brytyjskiego wywiadu.

Sławomir Koper znany jest z książek odnoszących się do życia prywatnego polskich elit. Pisze o skandalach i aferach Drugiej Rzeczypospolitej oraz określa charakter Polaków tego czasu. Z drugiej strony czytając jego książki dochodzę do - mimo wszystko - smutnego wniosku, że charakter polskiej władzy niewiele się zmienił i polskie piekiełko niezmiennie trwa.

Nade wszystko jednak „Polskie piekiełko” stanowi niezwykle fascynującą lekturę, która jednak wymaga minimum podstawowej znajomości historii Polski.

“Polskie piekiełko” to popularna nazwa określająca negatywne cechy kojarzące się z Polakami. Są to głównie zazdrość, zawiść, ciągłe narzekanie, apatia, prywata, kłótliwość, małostkowość i działanie poza prawem. Cech tych nie były pozbawione polskie elity, nawet bohaterzy narodowi i uznani politycy. Z nieukrywanym upodobaniem Sławomir Koper, w swej najnowszej książce,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie polecam. Dużo błędów merytorycznych, jedynie ładne wydanie może skusić potencjalnego nabywcę.

Nie polecam. Dużo błędów merytorycznych, jedynie ładne wydanie może skusić potencjalnego nabywcę.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

http://itezone.pl/sredniowieczne-seksafery-tylko-za-czasu-piastow,7038/

http://itezone.pl/sredniowieczne-seksafery-tylko-za-czasu-piastow,7038/

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nic nowego się nie dowiedziałam. Autorka raptem "liznęła" temat, który dla mnie wymaga szerszego omówienia. Przyznaję jednak, że książka jest ładnie wydana :)

Nic nowego się nie dowiedziałam. Autorka raptem "liznęła" temat, który dla mnie wymaga szerszego omówienia. Przyznaję jednak, że książka jest ładnie wydana :)

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kiedy na początku 2011 roku pojawiła się książka Jana Tomasza Grossa pt. „Złote żniwa”, rozgorzała gorąca dyskusja, z jednej strony, na temat samej książki, a z drugiej, relacji polsko-żydowskich podczas II Wojny Światowej. Książka Grossa opisuje m.in. jak podczas wojny Polacy przyczynili się do wymordowania kilkuset tysięcy Żydów i jak grabili na ogromną skalę ich szczątki by znaleźć kosztowności.

Niejako odpowiedzią na te zarzuty jest książka Henryka Zamojskiego „Polacy i Żydzi”, która w bardziej naukowy sposób, bo przedstawiając relacje różnych historyków i nie pomijając opinii mniej, jak i bardziej popularnych, stara się przedstawić trudne dzieje relacji tych dwóch nacji mieszkających blisko siebie przez niemal osiem wieków.

Jak podkreśla autor „Polaków i Żydów” to właśnie na terenach I Rzeczypospolitej powstał wielostopniowy, mający dużą autonomię samorząd żydowski, rozwinęło się szkolnictwo i sądownictwo na niespotykaną w innych krajach skalę oraz zrodził się chasydyzm i krystalizowała się warstwa inteligencji żydowskiej, która wydała wybitne jednostki. Powodów załamania tej dotąd wzorowej relacji jest wiele. Zamojski wymienia rozwijające się podczas II Wojny Światowej doktryny i systemy polityczne oraz silną propagandę antyżydowską.

Trzeba przyznać, że Henryk Zamojski nie boi się opisywać krzywdy wyrządzone Żydom przez Polaków i na odwrót. Podkreśla jednak trudną sytuację Polaków podczas wojny oraz winę aliantów, którzy mimo licznych wezwań i dostępnych środków, nie wsparli Polaków w walce z Niemcami.

Jego książka to kolejna odpowiedź na liczne zarzuty niewystarczającej pomocy Polaków Żydom podczas II Wojny Światowej. Zamojski punktuje każdy przejaw dobrej woli pomocy żydowskiej społeczności, ale też nie ukrywa aktów przemocy i wrogości wobec Żydów. Sam też pisze, że Żydzi po zakończeniu wojny nie wsparli Polaków podczas trudnego dla nich okresu dominacji komunizmu. Nawołuje też do spokojnego dialogu obu nacji i wyjawienia tych nawet bolesnych prawd, jednak nie w oderwaniu od ówczesnych realiów.

Książka na pewno warta uwagi, polecam zainteresowanym historią, zwłaszcza II Wojny Światowej, której autor poświęcił najwięcej miejsca.

Więcej na: http://itezone.pl/henryk-zamojski-polacy-i-zydzi-dzieje-sasiedztwa-dzieje-wasni,3375/

Kiedy na początku 2011 roku pojawiła się książka Jana Tomasza Grossa pt. „Złote żniwa”, rozgorzała gorąca dyskusja, z jednej strony, na temat samej książki, a z drugiej, relacji polsko-żydowskich podczas II Wojny Światowej. Książka Grossa opisuje m.in. jak podczas wojny Polacy przyczynili się do wymordowania kilkuset tysięcy Żydów i jak grabili na ogromną skalę ich szczątki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

August II Mocny był dla polskich magnatów władcą co najmniej kontrowersyjnym. By zostać królem Polski uciekał się do przebiegłych forteli, które oburzyły zwolenników jego francuskiego rywala – księcia Conti, do tego był człowiekiem niskiej wiary i lubił sporo wypić. Przede wszystkim jednak…był amatorem damskich wdzięków. Lubował się w pięknych, ale i mądrych oraz sprytnych damach łatwo wykorzystujących słabość monarchy, który dla swych metres nie żałował pieniędzy i błyskotek.

Raz nawet, ten niezwykle szarmancki i obyty uwodziciel dostał od pewnej niewiasty "kosza", a innym razem znowu rywalizował z równym mu amantem o względy pewnej pięknej polskiej damy. Kto odrzucił zaloty przyszłego monarchy i kim była ta powabna polska dama oraz kto był rywalem Mocarza? Na te i inne pytania odpowiada Iwona Kienzler w swej książce „Mocarz alkowy”.

Romanse na dworach królewskich oraz pikantne szczegóły zdrad i skandali to temat wdzięczny dla historyków i atrakcyjny dla czytelników. Chyba każdy zna dzieje słynnych francuskich metres z Madam de Pompadour na czele. Jednak, cytując Stanisława Jachowicza, „cudze chwalicie, swego nie znacie”! Iwona Kienzler podjęła próbę opisania właśnie polskich władców - koneserów płci pięknej i ich licznych kochanek. Autorka też nie pomija milczeniem losu żon niewiernych małżonków nieraz pochylając się nad ich losem.

Książka Iwony Kienzler „Mocarz alkowy” porusza temat wielu romansów Augusta II Mocnego w finezyjny, a zarazem humorystyczny sposób. Kienzler plastycznie portretuje władcę i jego słynne kochanice sugestywnie opisując ich charakter, temperament i aparycję. W barwny i obrazowy sposób osadza historię w epoce późnego baroku i wczesnego rokoka, czasie w którym dominował klimat zmysłowość, frywolności, a nawet otwartego erotyzmu.

Gorąco polecam tę książkę, nie tylko zresztą amatorom historii, i czekam na kolejne publikacje Kienzler traktujące o polskich monarchach i ich pięknych metresach.


itezone.pl

August II Mocny był dla polskich magnatów władcą co najmniej kontrowersyjnym. By zostać królem Polski uciekał się do przebiegłych forteli, które oburzyły zwolenników jego francuskiego rywala – księcia Conti, do tego był człowiekiem niskiej wiary i lubił sporo wypić. Przede wszystkim jednak…był amatorem damskich wdzięków. Lubował się w pięknych, ale i mądrych oraz sprytnych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książek, w których główna bohaterka jest zatwardziałą singielką koło trzydziestki, powstało zapewne setki, jak nie tysiące. Czy kolejna powieść tego typu mogła jeszcze czymkolwiek zaskoczyć? Okazuje się, że tak…tematyką kryminalną. „Śmierć za cukiernią” jest jednak kryminałem innym niż zwykle, bo połączonym z przepisami na pyszne ciasteczka. Czy taka wręcz wybuchowa mieszanka to dobry pomysł?

Hanna Swensen to twardo stąpająca po ziemi kobieta mieszkająca z kotem Mosze i posiadająca – jak to zwykle bywa z singielkami – nadopiekuńczą matkę próbującą wyswatać ją z każdym wolnym kawalerem, rozwodnikiem bądź wdowcem. Bezskutecznie. Z powodu śmierci ojca musiała opuścić studia doktoranckie i powrócić do rodzinnego Lake Eden, małego miasteczka w Minnesocie, gdzie założyła swój własny biznes - cukiernię „Ciasteczkową Dolinę”.

Życie w Lake Eden toczy się sennym rytmem przerywanym od czasu do czasu różnymi świętami i uroczystościami, na które oczywiście Hanna przygotowuje dla gości co róż nowe ciastka. Jednak wszystko się zmienia, kiedy za cukiernią bohaterka znajduje leżącego we krwi Rona LaSalle – dostawcy mleczarni Pod Krówką Łaciatką.

Kim był morderca i jaki miał motyw by zabić najbardziej punktualnego dostawcę w mieście? Odpowiedzi na te pytania stara się znaleźć Bill Todd – miejscowy policjant oraz Hanna, jego szwagierka, która odkrywa w sobie zamiłowanie do rozwiązywania zagadek i…tendencję do wpadania w kłopoty.

Kiedy Bill bezskutecznie szuka jakiegokolwiek tropu, Hanna sprawdza krok po kroku co robił Ron i z kim się widział tuż przed śmiercią, co wychodzi jej zaskakująco dobrze. Za dobrze jak na realistyczny kryminał. Niektóre opisywane sytuacje są absurdalne, a nawet groteskowe i wywołują tylko uśmiech. Na szczęście lekki ton książki wprowadza czytelnika w dobry nastrój, dzięki czemu można przymknąć oko na te niedoskonałości. Dodatkowo dużym plusem jest to, że trudno jest się domyślić kim był morderca i prawdę mówiąc, do ostatniej chwili tego nie wiedziałam.

Pogodny humor książki i swobodny ton powodują, że lekturę czyta się szybko i przyjemnie. Dodatkowym atutem są przepisy na opisywane w książce ciastka, które wręcz proszą się o wypróbowanie.

Książkę polecam osobom poszukującym lekkiej lektury ze „śmiercią w tle”.

itezone.pl

Książek, w których główna bohaterka jest zatwardziałą singielką koło trzydziestki, powstało zapewne setki, jak nie tysiące. Czy kolejna powieść tego typu mogła jeszcze czymkolwiek zaskoczyć? Okazuje się, że tak…tematyką kryminalną. „Śmierć za cukiernią” jest jednak kryminałem innym niż zwykle, bo połączonym z przepisami na pyszne ciasteczka. Czy taka wręcz wybuchowa...

więcej Pokaż mimo to