Biblioteczka
Millenium to trylogia, którą pokochał świat. Wywołała prawdziwy szum na światowym rynku wydawniczym, osiągając ogromny sukces. Dwie ekranizacje, tysiące sprzedanych egzemplarzy, wysyp pozytywnych recenzji... W takiej sytuacji musiał nadejść moment, abym na własnej skórze sprawdziła, na czym polega ten fenomen. Podeszłam do lektury z wysokimi wymaganiami i wielką nadzieją, że uda jej się im sprostać. Czekało mnie jednak jeszcze większe rozczarowanie.
Spodziewałam się historii, która porwie mnie bez reszty i nie pozwoli mi zmrużyć oka w nocy. Historii wypełnionej tajemnicami, nagłymi zwrotami akcji i nieprzewidywalnymi rozwiązaniami. Stieg Larsson zaoferował mi zamiast tego koszmarnie rozciągniętą, nudną i momentami nawet przewidywalną powieść, którą niejednokrotnie miałam ochotę rzucić w kąt.
Głównym problemem tej książki jest jej objętość. Mam wrażenie że autor postawił nie na jakość, ale ilość. Gdyby porządnie wyselekcjonować wydarzenia, które rozgrywają się na kartach powieści i usunąć wszystkie, służące jako niepotrzebne zapychacze, w efekcie z opasłego tomiska, zostałaby przeciętnych rozmiarów, ale o wiele mniej nużąca książka.
Zamiast poświęcać tyle uwagi niepotrzebnym wątkom, Stieg Larrson powinien zdecydowanie bardziej postarać się urozmaicić poszukiwania. Poszukiwania Harriet trwały 30 lat i nie przyniosły żadnych rezultatów - do czasu pojawienia się Blomkvista. Kiedy główny bohater bierze sprawy w swoje ręce, wszystko zaczyna iść wyjątkowo łatwo. Odniosłam wrażenie, że wszystkie jego wspaniałe odkrycia są tak naprawdę zbiegiem okoliczności. Po prostu nagle pojawiają się tuż pod nosem bohatera. Często nie jest nawet opisany tok rozumowania, dzięki któremu doszedł do swoich wniosków- po prostu nagle wie rzeczy, które przez tyle lat wyczerpujących poszukiwań nie przyszły nikomu do głowy.
Bardzo dobrym wątkiem mogłaby być relacja Lisabeth i Mikaela jako przyjaciół i współpracowników.Fantazje erotyczne autora jednak wygrały i znajomość tej dwójki poszła dokładnie w tę stronę, którą liczyłam, że ominie i wtedy dla mnie cały czar prysł.
Postacie wykreowane są przeciętnie. Jedyną bohaterką, która naprawdę zapada w pamięć jest pani Salander. Jest ona kobietą o niezwykle silnym charakterze. To prawdziwa twarda babka z oryginalną osobowością. Ma za sobą trudną przeszłość, którą stopniowo odkrywamy. To jedna z tych bohaterek, które poznajemy na kartach powieści i zostaje z nami nawet po zakończeniu lektury. Była postacią, dzięki której nie porzuciłam lektury.
Po zapoznaniu się z pierwszą częścią słynnej trylogii już wiem, że na tym zakończy się moja przygoda z "Millenium". Nie zawsze łatka światowego hitu oznacza, że książka trafi w nasz gust. Historia śledztwa w sprawie Harriet miała bardzo duży potencjał, jednak moim zdaniem nie został on wykorzystany. Powieść dla mnie jest co najwyżej przeciętna. Określania jej mianem "współczesnego geniuszu", "wybitnej" czy nawet "klasykiem" absolutnie nie mogę pojąć.
Millenium to trylogia, którą pokochał świat. Wywołała prawdziwy szum na światowym rynku wydawniczym, osiągając ogromny sukces. Dwie ekranizacje, tysiące sprzedanych egzemplarzy, wysyp pozytywnych recenzji... W takiej sytuacji musiał nadejść moment, abym na własnej skórze sprawdziła, na czym polega ten fenomen. Podeszłam do lektury z wysokimi wymaganiami i wielką nadzieją,...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Kłamczucha" była jedną z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier. Z niewiadomych powodów nastawiłam się niesamowicie pozytywnie. Spodziewałam się powieści YA o zagubionej dziewczynie, która pod maską chłodnej i pewnej siebie osoby, skrywa swoją wrażliwą, delikatną stronę. Bardzo miałam ochotę na lekturę czegoś w tym klimacie i miałam nadzieję, że powieść E. Lockhart spełni moje oczekiwania. Czekało mnie jednak duże rozczarowanie.
"Kłamczucha" jest bardzo specyficzną książką. Jak już pisałam, po opisie wyobraziłam sobie coś zupełnie innego, niż ostatecznie dostałam. Nie jest to klasyczna obyczajówka, ale thriller psychologiczny. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie wybrana przez autorkę forma, której moim zdaniem nie udźwignęła
Czymś, co wyróżnia "Kłamczuchę", jest odwrócona chronologia wydarzeń. Polega to na tym, że zaczynamy czytać od końca. Na początku książki poznajemy skutki działań bohaterki, a dopiero z biegiem czasu dowiadujemy się, co sprawiło, że znalazła się tam, gdzie jest. Jedni uważają to za duży plus powieści, inni za jej największą wadę. Zaliczam się do tej drugiej grupy.
Pomysł autorki był naprawdę intrygujący. Z pewnością taki zabieg mógłby niesamowicie wciągnąć czytelnika. Tutaj moim zdaniem to nie wyszło. Problemem jest zbyt duży chaos, jaki powstał. Wszystkie wydarzenia są poplątane. Czytając, w pewnych miejscach kompletnie nie rozumiemy o co chodzi. Pojawiają się jakieś nowe, znajome bohaterce postacie. My, czytelnicy, nie wiemy o nich jednak kompletnie nic. Kim są? Jak się tu znalazły? Co robią? Jaką rolę odgrywają w tej historii? Sprawia to, że podczas lektury mamy mętlik w głowie. Okropnie mnie to irytowało i zniechęcało do lektury. Przez większą część książki w ogóle nie wiadomo o co tu chodzi. Zakładam, że nie jedna osoba rzuciła ją w kąt, stwierdziwszy, że marnuje na nią czas. Odwrócenie ciągu przyczynowo-skutkowego mogłoby się udać tylko wtedy, kiedy autorka włożyłaby w to naprawdę wiele wysiłku. Musiałaby zwrócić uwagę nawet na najmniejsze szczegóły i bardzo dokładnie przeanalizować to, co chce przekazać. Dzieło E. Lockhart było w moich oczach jednak mocno niedopracowane i przez to wypadło tak źle.
"Kłamczucha" to powieść, którą trzeba przeczytać na raz, mocno skupiając się na treści. Aby zrozumieć kolejny rozdział trzeba dobrze zapamiętać poprzedni. Inaczej nie będziemy wiedzieli, co czytamy. Mimo wszystko i tak nieraz będziecie musieli wrócić do poprzednich stron, żeby zorientować się, co pisarka miała w ogóle na myśli. Z tego powodu czytanie nie sprawiało mi przyjemności. Lektura czegoś tak niedopracowanego i przez to ciężkiego do zrozumienia była naprawdę męcząca.
Brakowało mi tutaj również zwrotów akcji i momentów zaskoczenia, których można oczekiwać po powieści tego typu. Pomijając już ten cały bałagan i niejasności- historia ta zwyczajnie nudzi. Nie dzieje się nic interesującego, co sprawiłoby, że nie mogłabym oderwać się od czytania. Wszystko to sprawiało, że moja przygoda z "Kłamczuchą" była naprawdę męcząca.
Styl pisania również pozostawia wiele do życzenia. Warsztat E. Lockhart jest po prostu kiepski. Krótkie, do bólu proste zdania w trzecioosobowej narracji wypadły bardzo słabo. Dodatkowo miałam wrażenie, że były dosyć chaotyczne. Pisarka używa też wielu nielubianych przeze mnie "zapychaczy". Mówię tu o całkowicie niepotrzebnych informacjach i opisach podstawowych czynności. Sprawiało to, że lektura jeszcze bardziej mi się dłużyła i nie mogłam doczekać się końca.
Skłamałabym, mówiąc, że książka mi się podobała. A że kłamczuchą nie jestem, powiem, że powieść E. Lockhart jest naprawdę słaba. Ogólny zamysł był całkiem dobry i gdyby pisarka postarała się bardziej, mogłoby nawet coś z tego wyjść. Mamy jednak do czynienia z chaotyczną, pogmatwaną i nudną historią, której lektura nie sprawiła mi niestety przyjemności. Bardzo się zawiodłam. Nie polecam.
"Kłamczucha" była jedną z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier. Z niewiadomych powodów nastawiłam się niesamowicie pozytywnie. Spodziewałam się powieści YA o zagubionej dziewczynie, która pod maską chłodnej i pewnej siebie osoby, skrywa swoją wrażliwą, delikatną stronę. Bardzo miałam ochotę na lekturę czegoś w tym klimacie i miałam nadzieję, że powieść E. Lockhart...
więcej mniej Pokaż mimo to
Interpretacji i różnych wersji klasycznych, znanych każdemu bajek pojawiło się już wiele. Księżniczki zostały przez współczesnych twórców przeniesione do przeróżnych czasów i miejsc. Nie boją się oni czerpać z ich historii podczas tworzenia własnych dzieł - nie tylko książek. Motywy te są wykorzystywane na wiele sposobów. Jednym z popularniejszych jest niewątpliwie historia o Kopciuszku. Jest to opowieść, z której skorzystało wielu pisarzy. Do tego grona zaliczymy Kelly Oram - autorkę "Ciner i Ella".
Z książką tą miałam spory problem, ponieważ miałam wrażenie, że nie do końca trafiła do mojej grupy wiekowej. Moim zdaniem historia ta skierowana jest do o wiele młodszych dziewczynek. Mimo że w dalszym ciągu lubię książki młodzieżowe, z biegiem czasu zaczęłam być wobec nich bardziej krytyczna, a moje oczekiwania wzrosły. Gdybym sięgnęła po historię Elli kilka lat temu, moja opinia byłaby z pewnością inna. Mimo wszystko nie uważam, że powieść pani Oram jest złą książką. Niesie ona ze sobą dobre dla młodziutkich nastolatek wartości, przekazane w bardzo prosty, choć cukierkowy sposób. Jednak nie wiem, czy starszym osobom książka ta nie wyda się przerysowana, a nawet pretensjonalna. Ja spędziłam z nią miły czas, ale szczerze mówiąc, mimo wszystko momentami wydała mi się odrobinę infantylna.
Przeciętny kopciuszek, jako nastolatka, która skradła serce swojego księcia- supergwiazdy. Brzmi oryginalnie? Oczywiście, że nie. Tego typu produkcji było już pełno. a wszystkie do siebie podobne. Niektóre rozwiązania fabularne są nam również dobrze znane i typowe dla opowieści inspirowanych postacią Kopciuszka, w których schemat goni schemat. Na szczęście pani Oram nie wybrała absurdalnej drogi, w której bohater zauważa w tłumie szarą myszkę i zakochuje się w niej. Relacja Cindera i Elli jest o wiele bardziej autentyczna i możliwa do zaistnienia w rzeczywistości
Główna bohaterka nie ma łatwo. Los nagle skomplikował wszystko i rzucił ją na głęboką wodę. Wypadek odebrał jej to, co najcenniejsze- mamę, całe jej dotychczasowe życie i zdrowie. Teraz Ella jest niesamowicie zagubioną dziewczyną, której ciężko jest pogodzić się z niespodziewaną stratą. Nastolatka ucierpiała również fizycznie. Jej ciało pokryte jest bliznami po oparzeniach, które nie dość, że utrudniają poruszanie się, są jeszcze przyczyną kpin ze strony nowej rodziny jej ojca oraz rówieśników, którzy ją otaczają.
Kelly Oram ukazała naprawdę trudną sytuację, szczególnie dla tak młodej osoby. Ważnym aspektem, na którym skupia się duża część tej historii jest konflikt między Ellą a jej ojcem, który porzucił jej mamę i ją, kiedy była małym dzieckiem. Ma ona mu to za złe. Jest to problem bardzo aktualny, który mam wrażenie, że ma miejsce coraz częściej we współczesnym świecie. Myślę, że znajdzie się wiele osób, które będą mogły utożsamić się z bohaterką. Książka niesie bardzo pozytywne przesłanie, że mimo wszystko powinniśmy starać się wybaczać i dawać drugą szansę. Istotne jest, aby rozmawiać o problemie i postarać się zrozumieć rodzica, dla którego to wszystko też nie jest łatwe. Być może chce zacząć od początku, ale my, zaślepieni żalem, nie dajemy mu takiej możliwości. Myślę, że może to jakoś wpłynąć na młodzież, której to dotyczy.
Oprócz rodziny, bardzo ważną kwestią jest nasz wygląd zewnętrzny. Autorka mocno podkreśla to, że nasze wnętrze jest najważniejsze. Wygląd nie definiuje tego kim jesteśmy. Wszystko zależy od naszego charakteru. Nikt nie jest od nikogo gorszy, ponieważ wygląda inaczej. Nawet ktoś, kto uważa siebie za "brzydkie kaczątko",w oczach drugiej osoby będzie najpiękniejszym łabędziem. Wszyscy tak samo zasługujemy na miłość i przyjaźń. To ważna lekcja, szczególnie dla młodszych dziewczynek, które wchodzą w okres dorastania i powoli zaczynają doszukiwać się swoich wad.
Ella może być też dużą motywacją dla osób dotkniętych niespodziewanym kalectwem. Jej postać pokazuje, aby nigdy nie zaprzestawać walki. To silna dziewczyna, która mimo wszystko postanawia znaleźć szczęście.
Książka jest bardzo prosta w odbiorze. To pozycja na jeden dzień. Napisana została nieskomplikowanym językiem, przez co czyta się ją niezwykle szybko. Jej forma jest idealna dla nieco młodszych czytelniczek. Sposób pisania jest jednak mocno przeciętny, szczególnie w rozmowach postaci, które momentami wypadają naprawdę sztucznie i nierealistycznie.
Bohaterowie nie zostali skonstruowani źle. Widać, że autorka próbowała rozbudować ich charakter. Podobało mi się, że zwracała uwagę na przyczyny ich zachowania. Pokazuje również zmianę ich zachowania pod wpływem wydarzeń - szczególnie głównej bohaterki. Zdarzały się jednak naprawę nierealistyczne i głupie sytuacje, które działały mi na nerwy. Mimo że bohaterowie nie należą do najciekawszych oraz momentami wypadali dosyć sztucznie, uważam, że i tak autorka się postarała.
"Cinder i Ella" jest dobrą książką, jednak do końca do mnie trafiła. Lektura była całkiem miła i urocza, ale czułam niedosyt. Momentami głupiutkie, naiwne love story przekazuje czytelnikom jakieś wartości i bardzo to doceniam. Myślę, że historia Elli i Cindera oczaruje młodszych czytelników. Osoby starsze i może nieco bardziej oczytane w tym gatunku, mogą nie być nią do końca zachwycone. Mimo wszystko, jeśli lubicie proste, przesłodzone, ckliwe historie, warto samemu sięgnąć i wyrobić sobie własną opinię.
Interpretacji i różnych wersji klasycznych, znanych każdemu bajek pojawiło się już wiele. Księżniczki zostały przez współczesnych twórców przeniesione do przeróżnych czasów i miejsc. Nie boją się oni czerpać z ich historii podczas tworzenia własnych dzieł - nie tylko książek. Motywy te są wykorzystywane na wiele sposobów. Jednym z popularniejszych jest niewątpliwie historia...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-03-13
O tej książce słyszał już chyba każdy. Buntowniczka zaraz po premierze podbiła serca zarówno polskich czytelników, jak i tych zagranicznych. Blogosfera i booktube oszalał na jej punkcie, a zachwytom nie było końca. Z tego powodu byłam nieco sceptycznie nastawiona. Znacie to uczucie, kiedy podekscytowani sięgacie po polecaną przez wszystkich dookoła pozycję, aby ostatecznie spotkać się z wielkim rozczarowaniem? Ja znam - i to aż za dobrze. Z tego powodu bardzo długo odkładałam sięgnięcie po tę powieść. Okazało się jednak, że moje obawy były niesłuszne. Buntowniczka zabrała mnie w niesamowitą, magiczną podróż, podczas której rewelacyjnie się bawiłam.
Powieść Alwyn Hamilton nie jest niczym wybitnym. Z pewnością nie zalicza się do najlepszych książek jakie przeczytałam w życiu. Pomiędzy kartkami kryje się jednak coś, co sprawia, czytając, przenosimy się do zupełnie innej rzeczywistości, zapominając o całym świecie. Ma na to wpływ wiele czynników: wartka akcja, lekki styl pisania autorki, ciekawy świat i oryginalny pomysł. Moim zdaniem największy urok tej książki kryje się jednak w niezwykłym i rzadko spotykanym w YA pustynnym klimacie.
Książka niczym pustynny wir powietrzny gwałtownie wciąga nas do swojego świata. Nie ma tutaj żadnych zbędnych wstępów. Od pierwszych stron Alwyn Hamilton serwuje czytelnikowi dużą dawkę akcji. Historia pędzi, nie dając chwili na złapanie oddechu. Nie zwalnia tempa do ostatniej strony, sprawiając, że ciężko oderwać się od lektury. Przebieg historii urozmaicony został również gwałtownymi zwrotami akcji, które pisarka wykorzystuje w niespodziewanych momentach. Po każdym rozdziale mamy ochotę na kolejny i kolejny, aż w końcu zdajemy sobie sprawę, że zbliżamy się do końca. Niesamowicie wciągająca akcja połączona z bardzo lekkim i przyjemnym stylem pisania autorki sprawia, że jest to książka, którą bez problemu przeczytamy w jedną noc.
Bardzo polubiłam bohaterów. Nie są oni wykreowani perfekcyjnie. Mają w sobie jednak iskierkę życia, która sprawia, że nie są papierowi. Ich charakter jest naprawdę złożony i interesujący. Są różnorodni. Każdy jest w pewien spsób indywidualny. Sprawia to, że ożywają w naszej głowie podczas lektury.
Przed rozpoczęciem przygody szczególnie zastanawiała mnie główna bohaterka. Z pewnością każdy czytelnik książek YA tego rodzaju zna typ bohaterki buntowniczki. Oschła, nieczuła, zapatrzona w siebie, gardząca wszystkimi i do bólu sztuczna rebeliantka- czy do tej grupy zalicza się Amani? Na szczęście naszej tytułowej Buntowniczce daleko od tego irytującego gatunku. To naprawdę silna dziewczyna, mająca swoje wartości i wytrwale dążąca do celu. Wie, czego chce i nie boi się o to zawalczyć. Pragnie od życia czegoś więcej, niż bycia pomijaną ze względu na płeć dziewczyną z małego miasteczka. Jest uparta, ale nie brakuje jej też tej "ludzkiej" strony, której nie boi się ukazać. To ten typ postaci, który absolutnie uwielbiam i z tego powodu szalenie kibicowałam Amani.
Mocną stroną tej książki jest niebanalny i niezwykle efektowny pustynny klimat, który udało się wykreować pani Hamilton. Towarzysząc bohaterom nie sposób go nie poczuć. Objawia się nam zarówno w swojej pozytywnej, pięknej postaci, jak i w trudnościach, jakie stawia przed postaciami. Mimo wszystko stanowi niesamowite tło, bez którego ta opowieść nie byłaby taka sama. Do tego dorzućmy jeszcze trochę westernu, pustynnych wierzeń, magii i dżinów... Czy muszę kogoś jeszcze przekonywać?
"Buntowniczka z pustyni"nie jest majsterszykiem. Nie znajdziecie tu głębokich przemyśleń i filozoficznych cytatów. To nie jest powieść, która odmieni wasze życie. Jednego możecie być jednak pewni- podczas lektury nie będziecie się nudzić. Alwyn Hamilton zabierze was na pustynną wyprawę, która dzięki swojej dynamicznej akcji zajmie was na dobre kilka godzin. Jeśli szukacie sposobu na lekki wieczór pełen akcji i przygód, książka ta będzie idealnym rozwiązaniem. Nie mogę doczekać się, aż sięgnę po kolejny tom!
O tej książce słyszał już chyba każdy. Buntowniczka zaraz po premierze podbiła serca zarówno polskich czytelników, jak i tych zagranicznych. Blogosfera i booktube oszalał na jej punkcie, a zachwytom nie było końca. Z tego powodu byłam nieco sceptycznie nastawiona. Znacie to uczucie, kiedy podekscytowani sięgacie po polecaną przez wszystkich dookoła pozycję, aby ostatecznie...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-02-10
"Piątą porę roku" zdecydowałam się przeczytać dosyć spontanicznie. Wiedziałam o jej fabule bardzo niewiele. Zainteresowała mnie okładka, która nieraz rzuciła mi się w oczy w blogosferze oraz świetne oceny powieści na lubimyczytać. Ponieważ akurat naszła mnie ochota na sięgnięcie po coś z gatunku fantasy i chciałam wykorzystać punkty, zebrane na portalu Czytam Pierwszy, mój wybór padł na dzieło N. K. Jemisin, które było jedną z nielicznych powieści dostępnych w wersji nieelektronicznej. Nie nastawiałam się na nic specjalnego, powiedziałabym nawet, że podeszłam do lektury nieco sceptycznie. Nie byłam pewna, czy udźwignę często spotykany w tego typu historiach ciężki klimat i styl pisania. Ostatecznie, okazało się, że ta impulsywna decyzja, okazała się jedną z najlepszych w ostatnim czasie. "Piąta pora roku" zrobiła na mnie ogromne wrażenie i całkowicie wbiła mnie w fotel.
Świat, który stworzyła autorka jest niesamowicie oryginalny i fascynujący, lecz jednocześnie skomplikowany. Mimo mojego ogromnego zaciekawienia, miałam momentami problem ze zrozumieniem go, szczególnie przez pierwsze 50 stron, gdzie kompletnie nie wiedziałam co się dzieje. Początkowo nie da się obejść bez słowniczka dołączonego na końcu książki, ale po zapoznaniu się z podstawowymi pojęciami, jest już o wiele łatwiej. Kiedy już zrozumiałam o co tutaj chodzi i nie musiałam co raz zaglądać na ostatnie strony, powieść porwała mnie bez końca.
N. K. Jemisin zabiera nas do mrocznego miejsca, które zafascynowało mnie już od początku. Wiedziałam o nim niewiele. Odkrywałam je stopniowo, z czasem dowiadując się coraz więcej informacji. Jest to coś zupełnie nowego, z czym do tej pory nigdy nie miałam do czynienia. Autorka wykazała się wielką kreatywnością i bogatą wyobraźnią. Tutaj wszystko jest nowe. Nie znalazłam absolutnie nic, co skojarzyłoby mi się z czymś znanym. Mamy stworzone od podstaw świat, rasy, pory roku, historię, społeczeństwo i jego podział oraz system magiczny. Przedstawiona tu rzeczywistość dopracowana została w najdrobniejszych szczegółach. Świat został perfekcyjnie przemyślany i skonstruowany. Zrobiło to na mnie wielkie wrażenie i dalej nie mogę przestać o nim myśleć.
Świat, do którego zostajemy zabrani, zamieszkują osoby, mające szczególne umiejętności. Są to między innymi Górotwory. Posiadają oni zdolności manipulowania powierzchnią ziemi. Ich dar jest dla nich jednocześnie przekleństwem, nieakceptowanym i nieszanowanym przez większość. Ludzie nie rozumieją tego, do czego są oni zdolni. Przerażają ich oni. Niewytrenowane Górotwory, które nie potrafią się kontrolować, stanowią wielkie niebezpieczeństwo. Pod wpływem silnych uczuć mogą wypuścić swoją moc, niszcząc wszystko wokół. Trafiają oni do Fulcrum, gdzie uczą się panować nad sobą oraz tego, że... jako Górotwory nie mają żadnej wartości i muszą się całkowicie podporządkować.
Historię poznajemy z trzech perspektyw - małej Damai, która rozpoczyna naukę; Sjen, wysłanej na misję oraz zrozpaczonej Essun, której mąż zamordował jej syna i porwał córkę. Te trzy historie pozornie nie mają ze sobą nic wspólnego. Są zupełnie różne. Jednak dopiero na końcu ich losy splatają się ze sobą. zaskakując czytelnika i robiąc na nim ogromne wrażenie. Autorka perfekcyjnie to wszystko przemyślała. Pomysł, aby właśnie tak poprowadzić historię był rewelacyjny. Jest mi naprawdę szkoda, że nie mogę zdradzić wam więcej, ale odebrałabym całą przyjemność z lektury. Im mniej o tej książce wiecie, zabierając się za nią, tym bardziej ekscytujące to wszystko będzie. Mogę wam obiecać jedno - autorka nie raz was zaskoczy swoją pomysłowością i tym, jak idealnie wszystko zaplanowała.
Sposób pisania jest po prostu cudowny. Już dawno nie spotkałam się z tak wspaniale napisaną opowieścią. Warsztat pisarki jest doskonały. Nie jest to zdecydowanie powieść lekka, którą czyta się szybko. Historię i jej skomplikowany świat trzeba zrozumieć i wczuć się w to, co znajdziemy na kartach powieści. Lektura sprawiała mi wielką przyjemność. Cudowne, bardzo plastyczne opisy, świata rewelacyjnie opisane sceny, świetne dialogi, to nie wszystko. Największe wrażenie zrobił na mnie klimat, jaki udało się tutaj stworzyć. "Piąta pora roku" ma swoją bardzo specyficzną., mroczną atmosferę, którą czuć dosłownie po pierwszych kilku stronach. Fenomenalnie współgra to z całą opowieścią i światem, w którym się znaleźliśmy. Tworzy to całokształt, który robi duże wrażenie i z pewnością zapadnie mi w pamięć na długo.
"Piąta pora roku" to wspaniałe rozpoczęcie niezwykłej serii. Książka, która pozornie nie oferowała mi nic szczególnego, okazała się prawdziwą perełką, której lektura była niezwykłym doświadczeniem. Nie mogę wyjść z podziwu nad tym, co udało się stworzyć N. K. Jemisin. Już dawno nie miałam okazji znaleźć się w tak niesamowitym, przemyślanym i nigdzie indziej niespotykanym świecie. Nie mogę doczekać się, czym pisarka zaskoczy czytelników w drugiej części.
"Piątą porę roku" zdecydowałam się przeczytać dosyć spontanicznie. Wiedziałam o jej fabule bardzo niewiele. Zainteresowała mnie okładka, która nieraz rzuciła mi się w oczy w blogosferze oraz świetne oceny powieści na lubimyczytać. Ponieważ akurat naszła mnie ochota na sięgnięcie po coś z gatunku fantasy i chciałam wykorzystać punkty, zebrane na portalu Czytam Pierwszy, mój...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zabierając się za lekturę "Króla kier", w mojej głowie miałam już wyobrażenia tego, co mogłabym znaleźć w środku książki. Okładka jest magiczna. Od razu mnie przyciągnęła swoją piękną barwą i delikatnymi, pięknymi wzorami. Sprawiła, że jak tylko ją ujrzałam, poczułam wielką ochotę zanurzyć się w świecie ukrytym na kartach powieści. Liczyłam, że historia Alicji naprawdę mnie oczaruje i razem z główną bohaterką wyruszę w niezwykłą, barwną przygodę, przepełnioną magią i tajemnicami. Nastawiłam się na fascynujący cyrk, przepełniony kolorami i czarami. Niestety, po raz kolejny przekonałam się, że nie powinno się oceniać książki po okładce. Okazało się, że ta piękna oprawa, skrywa o wiele gorszą treść.
Historia ta w największym stopniu skupia się na miłosnych perypetiach dziewczyny wchodzącej w dorosłość. Przez większą część książki mamy do czynienia tak naprawdę z obyczajówką i to mocno udramatyzowaną i banalną. Elementy magii pojawiają dopiero na końcu powieści. Zbyt dużo czasu poświęcamy na śledzenie życia i zwykłych problemów głównej bohaterki, co w pewnym momencie zaczyna nas nużyć. Nie zdziwiłabym się, gdyby okazało się, że niejeden czytelnik do czasu pojawienia się elementów fantastycznych, zdecydował się porzucić niedoczytaną powieść.
Alicja jest maturzystką. Ma dobry kontakt z rodzicami, "po dwóch burzliwych latach w końcu opanowany licealny survival", bliską przyjaciółkę oraz chłopaka, który "w szkolnej hierarchii zajmował bezpieczną pozycję". Okazuje się, że ich relacje nie są tak idealne, jak sobie myślała. Myślę, że nie będzie spoilerem, jeśli zdradzę wam, że nasza bohaterka zostaje przez niego zdradzona. Mało tego! Ukochanego przyłapuje na naprawdę bardzo bliskim kontakcie z pewną dziewczyną, właśnie podczas swojej wymarzonej studniówki. Swoją drogą, ten jakże szczególny wieczór spędza w magazynie pijąc tequillę z butelki, po czym wstaje zupełnie trzeźwa. Czy to potrzebuje dodatkowego komentarza?
Główna postać jest totalnie przeciętną nastolatką - i z charakteru, i z wyglądu. Wiedzie sobie zwyczajne życie. My jednak doskonale znamy ten schemat i wiemy, co się stanie. Nagle ta szara myszka pozna tajemniczego, niesamowitego i zabójczo przystojnego chłopaka, który całkowicie zmieni jej życie i wciągnie do swojego mrocznego, niezwykłego świata. Tak oczywiście się dzieje. Między tą dwójką wybucha wielkie uczucie. Już od ich pierwszego spotkania aż do samego końca, Alicja nie może przestać o nim myśleć, a czytelnik skazany jest na niezwykle infantylne opisy tego, jak bardzo jej się on podoba.
Bohaterowie bywają irytujący i totalnie nierealistyczni, jednak widać, że autorka starała się nadać im chociaż trochę charakteru. Wyszło średnio, ale doceniam starania. Postacie mają momentami niewiele wspólnego z rzeczywistością. Ich zachowanie i przede wszystkim rozmowy są często tak głupie, że nie wiedziałam, czy rzucić książką o ścianę, czy roześmiać się w głos.
Alicja i jej problemy irytowały mnie praktycznie na każdej stronie. Nie byłam w żaden sposób w stanie jej polubić. Jest ona też, jak już podkreśliłam, idealnym przykładem schematycznej głównej bohaterki w tego typu powieściach. Hadrian również nie ma w sobie nic oryginalnego, co mogłoby mnie zaciekawić. To kolejny typowy Edward Cullen - tajemniczy romantyk z sekretami, którego postać została zdecydowanie za bardzo wyidealizowana.
Warsztat i styl pisarki są jeszcze bardzo niedopracowane. Od opisów, przez rozmyślania bohaterki, aż po dialogi. Aleksandra Polak używa okropnie prostego języka naprzemiennie z niezwykle "głębokimi", patetycznymi przemyśleniami. Efekt był komiczny. Znajdziemy tu mnóstwo nonsensów na poziomie fanfiction nastolatki. Niektóre fragmenty są przerażająco nielogiczne i głupie. Dialogi są koszmarne i stanowią jedną z największych wad. Nie potrafiłam ich sobie wyobrazić, a kiedy już próbowałam, wypadało to tak sztucznie, że miałam ochotę się roześmiać. Jedynym plusem jest to, że powieść czyta się naprawdę bardzo szybko i spokojnie można skończyć ją w jeden dzień.
Świat, do którego zabiera nas Hadrian nie jest nawet w połowie tak ciekawy, jak to sobie wyobrażałam. Pomysł z cyrkiem miał duży potencjał i możliwość stworzenia barwnej, klimatycznej historii. Autorka jednak tego nie wykorzystała. Cyrku i czarów tutaj praktycznie nie ma, o jakiejkolwiek atmosferze nie wspominając. Zamiast pokazać to, co mogłoby być naprawdę ciekawe i fajne, Aleksandra Polak zdecydowała się skupić na banalnym i przewidywalnym romansie.
Plusem książki jest interesujące zakończenie, które zostawia czytelnika w niepewności. Pojawia się tam również nowy bohater. Wiemy o nim niewiele. Jest intrygujący i można byłoby naprawdę ciekawie poprowadzić wątek z nim związany. Jestem dosyć ciekawa, jak potoczą się jego dalsze losy. Mam duże wątpliwości, czy ta postać mnie nie rozczaruje, ale staram się nie tracić nadziei i myśleć pozytywnie. Jest chyba jedynym powodem, dla którego pomyślałam o sięgnięciu po kolejny tom. Słyszałam, że autorka robi duże postępy. Jestem ciekawa, jak wypadnie kontynuacja.
"Król kier" nie przypadł mi do gustu. Spodziewałam się czegoś o wiele lepszego. Zamiast magicznej opowieści, na którą tak bardzo liczyłam, otrzymałam mdłą, momentami głupawą i nawet absurdalną historię, skupioną na miłości bohaterów. Pełna jest ona banalnych schematów i podobieństw do innych, znanych serii młodzieżowych, np. "Darów Anioła" Cassandry Clare. Nie powiedziałabym, że wymęczyłam się przy tej książce i żałuję jej przeczytania. Była to bardzo lekka powieść, której przeczytanie zajęło mi niewiele czasu. Może gdybym była trochę młodsza, opowieść ta sprawiłaby mi o wiele większą przyjemność. Nie jest to jednak coś, co mogłabym polecić.
Zabierając się za lekturę "Króla kier", w mojej głowie miałam już wyobrażenia tego, co mogłabym znaleźć w środku książki. Okładka jest magiczna. Od razu mnie przyciągnęła swoją piękną barwą i delikatnymi, pięknymi wzorami. Sprawiła, że jak tylko ją ujrzałam, poczułam wielką ochotę zanurzyć się w świecie ukrytym na kartach powieści. Liczyłam, że historia Alicji naprawdę mnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-01-17
zznosemwksiazkach.blogspot.com
Są takie książki, które z jakiegoś powodu stają się dla nas naprawdę ważne. Nie muszą one zmieniać czegoś w życiu i wnosić czegoś do naszej codzienności. Czasem po prostu między czytelnikiem a powieścią tworzy się niezwykła więź. Bohaterowie stają się nam bliżsi, a świat, do którego zostajemy zabrani, staje się ważniejszy niż inne, które było nam już dane odwiedzić. Niektóre książki bardzo się nam podobają, ale tylko te nieliczne mają to coś, co sprawia, że naprawdę je pokochamy i zżyjemy z nimi. Spotykam się z takimi tytułami bardzo rzadko. Można powiedzieć, że tylko kilka wywołało we mnie takie uczucia. Są one naprawdę specjalne.
Do tego szczególnego grona dołączyła "Okrutna pieśń".
Kiedy wszyscy się cieszyli się tym, że seria ta zostanie wydana w Polsce i z niecierpliwością jej wyczekiwali, ja pozostałam praktycznie obojętna. Wydawała mi się całkiem interesująca, ale nic poza tym. Po otrzymaniu propozycji zrecenzowania jej, rozważałam nawet odmówienie. Ostatecznie jednak postanowiłam dać jej szansę. Chciałam przekonać się, czy faktycznie jest warta tych wszystkich zachwytów. Nie miałam wobec tej historii wysokich oczekiwań. Czekało mnie jednak ogromne, pozytywne zaskoczenie.
Victoria Schwab zabiera czytelnika w mroczny, tajemniczy świat, przepełniony potworami. Akcja rozgrywa się w podzielonym mieście, gdzie władzę sprawują dwaj różni przywódcy, będący swoimi wrogami - Flynn i Harker. Pomiędzy tą dwójką istnieje duża nienawiść i rywalizacja. Mają zupełnie różne wizje, wartości i cele. Głównymi bohaterami są Kate i Flynn - ich rodzina oraz przyszli następcy.
Historia niczym losy Romea i Julii?Zdecydowanie nie. Jeśli podobnie jak mi, przyszło wam do głowy, że pomiędzy tą dwójką narodzi się wielkie uczucie, jesteście w dużym błędzie. Autorka postanowiła nie iść śladem większości historii YA tego typu. W książce nie znajdziecie wątku romantycznego. Do ostatniej strony zastanawiałam się, czy pisarka zdecyduje się pójść o krok dalej w relacji bohaterów. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu i szczęściu, tak się nie stało. Jest to coś, co zdecydowanie wyróżnia tę książkę. Miała możliwość, żeby pójść łatwą drogą tandetnego love story, ale tak się nie stało. Autorka unika schematów i nie podąża utartymi ścieżkami, co jest ogromnym plusem powieści.
Bohaterowie zostali wykreowani fantastycznie. Victoria Schwab poświęciła im dużo uwagi. Każdy ma swój indywidualny, złożony charakter. Stopniowo poznajemy też ich przeszłość. Nietrudno zauważyć jak ich wcześniejsze losy i środowisko, w którym żyją, miały na nich wpływ. Nie są płascy i schematyczni. Pod wpływem wydarzeń, opisanych na kartach powieści, ich przekonania i zachowanie ulegają stopniowym zmianom. W trakcie lektury ewoluują. Dzięki temu wydają się o wiele bardziej realistyczni.
Bardzo polubiłam głównych bohaterów. Nie byłabym w stanie wybrać kto jest bliższy mojemu sercu - zadziorna i odważna Kate czy delikatny i wrażliwy August. Pokochałam tę dwójkę. Razem stanowią świetnie zgrany, dobrany zespół. Mają oni na siebie wzajemny wpływ, a ich relacje ulegają stopniowym zmianom. Obserwowanie tego było naprawdę ekscytujące.
Historia całkowicie mnie wciągnęła. Nie miałam ochoty nawet na chwilę opuszczać przedstawionego świata. Mimo że początkowo akcja nie jest bardzo dynamiczna, ma w sobie coś, co sprawia, że jesteśmy ciekawi dalszych losów Kate i Augusta. Stopniowo nabiera tempa, aby pod koniec dać czytelnikowi emocjonalny rollercoaster. Od ostatnich 100-150 stron nie sposób się oderwać. Autorka serwuje nam ogromną dawkę akcji, napięcia, walk i tajemnic, aby na koniec zostawić nas z nutką niepewności i wielką chęcią na sięgnięcie po kolejny tom.
Styl Victorii Schwab, mimo że niezbyt skomplikowany, jest naprawdę dobry. Przez historię tę po prostu płyniemy. Narracja jest cudowna. Wydarzenia ukazane są w sposób niezwykle plastyczny, co silnie oddziałuje na wyobraźnię. Nie brakuje też kilu wartych zaznaczenia cytatów. Jednocześnie czyta się naprawdę lekko, przyjemnie i szybko.
W powieści można doszukiwać się drugiego dna. Potwory powstają z grzechu. Rodzą się w wyniku przemocy i pozostają ze swoim panem. Są trwałym śladem zła, które wyrządził. Każdy czyn ma swoje konsekwencje. W świecie, który opisała Victoria Schwab, roi się od monster - większych i mniejszych. Ludzie robią wiele okropnych rzeczy, o czym świadczy liczba stworów, które stworzyli. Pokazuje to zło naszego świata. W przypadku tej pozornie bardzo lekkiej książki, można pokusić się o chwilę zastanowienia oraz próbę interpretacji i doszukania się głębszego znaczenia.
Mimo że 2018 dopiero się zaczyna, już jestem pewna, że "Okrutna pieśń" znajdzie się w podsumowaniu najlepszych książek tego roku. Pokochałam ją całym sercem, mimo że fenomenem na rynku wydawniczym raczej nie jest. Sprawiła za to, że znowu poczułam, jak to jest tak bardzo wczuć się w fikcyjną historię. Wywołała we mnie dużo pozytywnych emocji. Bardzo polecam. Musicie koniecznie poznać Kate i Augusta, jeżeli bliskie są wam tego typu klimaty. Ja tymczasem idę zaczytywać się w drugą powieść pani Schwab - "Mroczniejszy odcień magii", niecierpliwie oczekując na "Mroczny duet".
zznosemwksiazkach.blogspot.com
Są takie książki, które z jakiegoś powodu stają się dla nas naprawdę ważne. Nie muszą one zmieniać czegoś w życiu i wnosić czegoś do naszej codzienności. Czasem po prostu między czytelnikiem a powieścią tworzy się niezwykła więź. Bohaterowie stają się nam bliżsi, a świat, do którego zostajemy zabrani, staje się ważniejszy niż inne, które było...
Pierwsza część "Żniwiarza" - nowej serii młodzieżowej autorstwa polskiej pisarki, porwała mnie do swojego świata, przepełnionego magią i demonami rodem ze słowiańskich wierzeń i mitów. Chociaż nie była to pozycja idealna, bardzo przypadła mi do gustu i nie mogłam doczekać się momentu, w którym sięgnę po następny tom. Ciekawa byłam, co słychać u znanych mi bohaterów. Zastanawiałam się, jak potoczą się ich dalsze losy. Towarzyszył temu jednak niewielki lęk. Pierwsza część wypadła dobrze, ale jak pisarka poradzi sobie z kontynuacją? Co jeżeli "Czerwone słońce" dopadnie ten nieszczęsny, dobrze znany książkoholikom, syndrom drugiego tomu? Jednak pierwsze kilkanaście stron rozwiało moje wątpliwości. "Czerwone słońce" trzyma poziom. Ba! Mogę z ręką na sercu powiedzieć, że druga część jest jeszcze lepsza niż poprzednia!
W kontynuacji nie zabrakło tego, co pokochałam w "Pustej nocy". W świetnym stylu powracamy do świata, gdzie rzeczywistość przeplata się ze słowiańską mitologią, a z ciemności wyłaniają się upiory, spaleńce i wieszcze. Autorka poruszyła temat bardzo rzadko spotykany, szczególnie w książkach przeznaczonych dla młodzieży. Paulina Hendel po raz kolejny udowodniła, że wątki z wierzeń naszych przodków można pomysłowo wykorzystać w powieści i stworzyć coś naprawdę rewelacyjnego. W interesujący i niekonwencjonalny sposób przekazuje co nieco na temat religii Słowian, niesamowicie przy tym bawiąc oraz zabierając czytelnika na przygodę pełną emocji i akcji.
"Żniwiarz" był świetnym wprowadzeniem do świata demonów i magii. Nie brakowało tam przygód i akcji. Jednak to w "Czerwonym Słońcu" dopiero zaczyna się prawdziwa przygoda! Historia jest o wiele bardziej tajemnicza i mroczna niż poprzednio. Jeszcze mocniej odczułam magiczny klimat. Na drodze pojawia się coraz więcej dylematów, zagadek i niewiadomych. Nie wiemy komu tak naprawdę można zaufać. "Żniwiarz" wciągnął mnie, ale to dopiero drugi tom sprawił, że nie spałam w nocy, pochłonięta lekturą. Jak tu znaleźć czas na sen, kiedy tyle nawich dalej chodzi po tym świecie? Nie mogłam przecież zostawić bohaterów i musiałam razem z nimi stawiać czoło wszelkim wyzwaniom. Nawet nie zauważyłam, kiedy przygoda dobiegła końca i przyszedł czas na pożegnanie z bohaterami i tym światem.
Zauważalna jest duża poprawa w stylu pisarki. Odniosłam wrażenie, że lektura była przyjemniejsza, a opisane wydarzenia - mniej chaotyczne i lepiej przedstawione. Czuć było, że warsztat Pauliny Hendel idzie do przodu. Widać to szczególnie w dialogach, na które wiele osób, które wypowiadały się na temat pierwszej części, zwróciło uwagę - ja również. W tym aspekcie nie da się nie zauważyć różnicy. Rozmowy są coraz naturalniejsze i przyjemniejsze. Nie zabrakło też coraz większego humoru i wielu zabawnych momentów. Jest to naprawdę duży plus książki!
"Czerwone słońce" jest rewelacyjną kontynuacją. Największa wada? Zdecydowanie to, że nie ma jeszcze trzeciego tomu. Bo jak można było zostawić czytelnika w takim momencie. To niedopuszczalne!
Jestem zachwycona i naprawdę nie mogę doczekać się, co przyniesie kolejny tom. Tym razem nie ma mowy o żadnych wątpliwościach. Jestem pewna, że może być już tylko coraz lepiej.
Serdecznie polecam!
Pierwsza część "Żniwiarza" - nowej serii młodzieżowej autorstwa polskiej pisarki, porwała mnie do swojego świata, przepełnionego magią i demonami rodem ze słowiańskich wierzeń i mitów. Chociaż nie była to pozycja idealna, bardzo przypadła mi do gustu i nie mogłam doczekać się momentu, w którym sięgnę po następny tom. Ciekawa byłam, co słychać u znanych mi bohaterów....
więcej mniej Pokaż mimo to
Telefon w środku nocy nigdy nie zwiastuje niczego dobrego. Niespodziewany powrót wydarzeń z przeszłości całkowicie miesza w spokojnym, ułożonym życiu Josie- głównej bohaterki powieści. To, czego kobieta się dowiaduje, wróży pełno nadciągających problemów.
Na szczęście, w przeciwieństwie do opisywanych w niej wydarzeń, książka od pierwszych stron zapowiada bardzo przyjemną lekturę i taką się okazała.
Autorka od razu rzuca czytelnika na głęboką wodę. Bez zbędnych wstępów wciąga w wir wydarzeń. Sprawia to, że od pierwszych stron historia bardzo wciąga. Z każdym rozdziałem jesteśmy coraz bardziej ciekawi co wydarzy się dalej. Kathleen Barber nie rozciąga na siłę historii, co jest dużym plusem książki. Dzięki temu przez historię się płynie- i to błyskawicznie.
Pisarka zdecydowała się na bardzo ciekawy sposób pisania powieści. O wydarzeniach dowiadujemy się również za pomocą wplecionych między pierwszoosobową narrację fragmentów transkrypcji podcastu, odgrywającego w historii ważną rolę i napędzającego całe śledztwo. Interesującym dodatkiem są również posty na twitterze osób zainteresowanych sprawą. Nadaje to powieści lekkości i sprawia, że jest bardziej realistyczna. Jest to bardzo oryginalny sposób przedstawienia sprawy i nie przypominam sobie, żebym spotkała się z czymś takim w powieści kryminalnej. Jest świetnym urozmaiceniem książki i sprawia, że czyta się ją jeszcze lżej i przyjemniej.
Oprócz wątku morderstwa, mamy tu do czynienia również z wieloma problemami rodzinnymi i chowanymi przez lata urazami. Dużą wagę autorka przywiązała do wątku relacji głównej bohaterki z jej siostrą bliźniaczką. Niegdyś nierozłączne siostry z biegiem lat bardzo się poróżniły. Czy da się naprawić dawne błędy w tak kryzysowej sytuacji?
Na pochwałę zasługuje fakt, że autorka nie przeważyła problemów rodzinnych i miłosnych bohaterki nad sprawą morderstwa, co bardzo często ma miejsce w tego typu powieściach. Mamy tutaj równowagę. Nie ma więc potrzeby się martwić, że rozterki Josie zajmą większą część książki.
"Czy już zasnęłaś" nie jest pozycją szczególnie wyjątkową. Sama zagadka jest ciekawa, jednak nie porywa. Nie ma tu zwrotów akcji, napięcia, szczególnie zaskakujących momentów. Mimo ciekawego pomysłu na wplecenie fragmentów podcastu, nie znajdziemy tu nic wyjątkowo odkrywczego. Jest to jednak dobra pozycja, przy której można świetnie spędzić wieczór. Mnie czytanie jej sprawiło dużą przyjemność i jestem niesamowicie ciekawa jak wypadnie na ekranie. Jeśli szukacie pozycji interesującej, wciągającej, przy której możecie odpocząć, to "Czy już zasnęłaś" będzie bardzo dobrym rozwiązaniem.
Polecam i zapewniam, że nie zaśniecie podczas lektury!
Telefon w środku nocy nigdy nie zwiastuje niczego dobrego. Niespodziewany powrót wydarzeń z przeszłości całkowicie miesza w spokojnym, ułożonym życiu Josie- głównej bohaterki powieści. To, czego kobieta się dowiaduje, wróży pełno nadciągających problemów.
więcej Pokaż mimo toNa szczęście, w przeciwieństwie do opisywanych w niej wydarzeń, książka od pierwszych stron zapowiada bardzo przyjemną...