-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński3
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
Dzienniki z podróży wschodnich czołowego depresanta romantyzmu francuskiego. Zadziwiająco wtórne, podobne do setek podobnych relacji z czasów, gdy Europejczycy odkrywali Wschód. Nerval nie dość że wymyślał na potęgę, to co gorsza idealnie wpisywał się w nurt orientalizujący literatury podróżniczej "złotego okresu". Dla nieobeznanych z tego typu tekstami jego dziennik może być jednak ciekawa lekturą.
Dzienniki z podróży wschodnich czołowego depresanta romantyzmu francuskiego. Zadziwiająco wtórne, podobne do setek podobnych relacji z czasów, gdy Europejczycy odkrywali Wschód. Nerval nie dość że wymyślał na potęgę, to co gorsza idealnie wpisywał się w nurt orientalizujący literatury podróżniczej "złotego okresu". Dla nieobeznanych z tego typu tekstami jego dziennik może...
więcej mniej Pokaż mimo to
Cenię Rembeka za ukazywanie ludzkich podłości bez względu na stronę, którą trzymają bohaterowie. Jego proza jest do bólu prawdziwa i zawsze nieprzyjemna.
Jak dotąd "W Polu" jest jedną z lepszych powieści wojennych autorstwa Polaka. Nie jest to skala światowa (Remarque pisał o tym nieporównanie lepiej), ale wartość tej książki zasadza się na wyłomie w głównej narracji dotyczącej wojny polsko-bolszewickiej. Nie ma tu walki dzikich hord bolszewickich z malowanymi ułanami; są za to walki dzikich hord bolszewickich z również dziczejącymi żołnierzami-półamatorami z polskiej piechoty. Niekompetencja, zawiść, tchórzostwo, małostkowość i zwykły pech- jakże rzadko dostajemy taki obraz polskich żołnierzy tej wojny.
Cenię Rembeka za ukazywanie ludzkich podłości bez względu na stronę, którą trzymają bohaterowie. Jego proza jest do bólu prawdziwa i zawsze nieprzyjemna.
Jak dotąd "W Polu" jest jedną z lepszych powieści wojennych autorstwa Polaka. Nie jest to skala światowa (Remarque pisał o tym nieporównanie lepiej), ale wartość tej książki zasadza się na wyłomie w głównej narracji...
Najszersza praca popularnonaukowa w języku polskim dotykająca tematyki tzw. Jedwabnego Szlaku. Bardzo szerokie spektrum geograficzne i czasowe- od epoki hellenistycznej do późnego średniowiecza (wg. europejskiej datacji, która w tym wypadku ma akurat mniejsze znaczenie). Wiele ciekawych rozdziałów dotyczy mało znanych w Polsce kultur rejonu Xinjangu, a więc "centrum" Szlaku, zwłaszcza przenikania się wierzeń i historii badań nad nimi. Inne są juz słabsze, mianowicie te, gdzie autor odchodzi od ścisłego tematu i skacze po Oceanie Indyjskim, Azji Wschodniej i Syberii. Za dużo tego. Większość z opisywanych miejsc autor odwiedził osobiście, i to w dekadach 80-90', gdy był to jeszcze jakiś wyczyn.
Uhlig jest pasjonetem-podróżnikiem, a nie specjalistą, więc jego praca zawiera z musu sporo nieścisłości i uogólnień. Przykładowo świadoma wymiana handlowa miedzy Chinami a Imperium Rzymskim nie istniała aż do V-VI w., a często spotykane opisy negatywnego bilansu handlowego (odplyw złota w zamian za jedwab) bazują na jednym wątpliwym przekazie. Brak rzymskich monet w Chinach (znaleziono ledwie ok. setki, najwcześniejsze z IV w.) nie wskazuje na jakąś szerszą wymianę dóbr. Nie ma też dowodów na to, aby "szlaki jedwabne" odgrywały jakąkolwiek rolę w polityce wielkich imperiów tego okresu; nie zostały nawet "zdefiniowane" przez ówczesne źródła. W świetle tego faktu rozszerzanie władzy cesarskiej na zachód, aż do granic Azji Centralnej, wcale nie było wynikiem opieki nad rzekomymi karawanami kupców (bardzo zresztą nielicznymi i krótkodystansowymi), ale realizacją polityki imperialnej Hanów.
Krytyka tyczy się zresztą samego terminu "Jedwabny Szlak", wymyślonego dopiero przez Manfreda von Richthofena w XIX w. (o czym akurat autor wspomina, ale z czego nie wyciąga odpowiednich wniosków).
Jedwabny Szlak wymaga jeszcze wielu studiów, w tym polegających na obdzieraniu go z narracji, które narosły w XX wieku za sprawą popkultury. Książka Uhliga powiela wiele z nich, jest też miejscami chaotyczna, uogólniająca i opisująca zbyt wiele zjawisk; ale z drugiej strony zawiera też sporo cennych, unikalnych obserwacji. Jest to dobra lektura na początek, ale należy czytać ją krytycznie i uzupełniac swą wiedzę specjalistycznymi lekturami.
Najszersza praca popularnonaukowa w języku polskim dotykająca tematyki tzw. Jedwabnego Szlaku. Bardzo szerokie spektrum geograficzne i czasowe- od epoki hellenistycznej do późnego średniowiecza (wg. europejskiej datacji, która w tym wypadku ma akurat mniejsze znaczenie). Wiele ciekawych rozdziałów dotyczy mało znanych w Polsce kultur rejonu Xinjangu, a więc "centrum"...
więcej mniej Pokaż mimo toGdyby Parnicki żył do dziś, nie wydałby żadnej powieści historycznej- jest po prostu zbyt skomplikowany na współczesne gusta. Autor posiada bardzo bogatą wiedze o antyku i co ważniejsze, potrafi skonstruować formę narracji tak, że przypomina ona język Greków z epoki hellenistycznej. Innymi słowy, jego powieść jest tak historyczna jak to tylko możliwe. Ceną za to jest trudność lektury, która odstręczy wielu czytelników. Nie radzę jednak poddawać się- to wciąż książka wartościowa, bardzo klimatyczna i, mimo paru irytujących psychologizujących wtrętów, dająca dużą przyjemność gdy już wczujemy się w jej specyficzny rytm.
Gdyby Parnicki żył do dziś, nie wydałby żadnej powieści historycznej- jest po prostu zbyt skomplikowany na współczesne gusta. Autor posiada bardzo bogatą wiedze o antyku i co ważniejsze, potrafi skonstruować formę narracji tak, że przypomina ona język Greków z epoki hellenistycznej. Innymi słowy, jego powieść jest tak historyczna jak to tylko możliwe. Ceną za to jest...
więcej mniej Pokaż mimo toNo cóż, napisać dobrą powieść historyczną dziejącą się w starożytności i tak jest bardzo trudno (gdy jest dobra nie jest historyczna, i vice versa), więc nie miałem zbytnich wymagań. W tym wypadku najbardziej odstręczał mnie tytuł, zaprojektowany tak, aby zdobyć amerykańskich czytelników- jacy to Afgańczycy zdaniem autora żyli na terenach Baktrii i Sogdu w tych czasach? Dalej jest już lepiej, bowiem Pressfield dobrze opisuje te bardziej brudne, rzadko obecne w literaturze aspekty wojny. Nie ma tu zbyt wielu pozytywnych bohaterów, a w pamięci pozostają brutalne sceny pacyfikacji baktryjskich wsi. Narracyjnie drażni pewna amerykańska maniera pisarska polegająca na "uwspółcześnianiu" doświadczeń żołnierzy antycznych i ich języka, która nieomal położyła na łopatki (skądinąd bardzo dobre) "Ogniste wrota". Mimo tego książka wyróżnia się na tle morza miernych powieści historycznych.
No cóż, napisać dobrą powieść historyczną dziejącą się w starożytności i tak jest bardzo trudno (gdy jest dobra nie jest historyczna, i vice versa), więc nie miałem zbytnich wymagań. W tym wypadku najbardziej odstręczał mnie tytuł, zaprojektowany tak, aby zdobyć amerykańskich czytelników- jacy to Afgańczycy zdaniem autora żyli na terenach Baktrii i Sogdu w tych czasach?...
więcej mniej Pokaż mimo toJedna z pierwszych książek "reporterskich" jakie przeczytałem, pozostawiła mnie z bardzo dobrymi wspomnieniami z lektury. Akcja jest wartka, to literatura raczej męska, bez zalewnia i upiększania. Sporo o pracy korespondenta wojennego + trochę osobistych historii.
Jedna z pierwszych książek "reporterskich" jakie przeczytałem, pozostawiła mnie z bardzo dobrymi wspomnieniami z lektury. Akcja jest wartka, to literatura raczej męska, bez zalewnia i upiększania. Sporo o pracy korespondenta wojennego + trochę osobistych historii.
Pokaż mimo toBardzo dobra jako przerywnik. Ponieważ to jedna wielka zlewa ze starożytnych cytatów, miłośnicy starożytności powinni dodać 1-2 gwiazdki. A miłośnicy starożytności po kilku szklankach whisky nawet 2-3. Mendoza ciekawie operuje materiałem słownym, niemiłosiernie pariodiując (choć bez chamstwa) zwłaszcza język biblijny.
Bardzo dobra jako przerywnik. Ponieważ to jedna wielka zlewa ze starożytnych cytatów, miłośnicy starożytności powinni dodać 1-2 gwiazdki. A miłośnicy starożytności po kilku szklankach whisky nawet 2-3. Mendoza ciekawie operuje materiałem słownym, niemiłosiernie pariodiując (choć bez chamstwa) zwłaszcza język biblijny.
Pokaż mimo toHistoria rzeczywiście niepełna- ciężko jednak, aby było inaczej w wypadku pracy na 300 stron. Moim zdaniem rezygnacja ze szczegółów historii politycznej była słusznym posunięciem. Bardzo dobre są zwłaszcza rozdziały o romanizacji, ideologii władzy i gospodarce. Autorzy starali się zbudować pełniejszy obraz imperium, zwracając uwagę na lokalne procesy i wieloaspektowość niektórych problemów, bez uciekania się do banalnych generalizacji. Moim zdaniem to jedna z lepszych dostępnych na rynku prac poświęconych ogólnym dziejom Rzymu.
Historia rzeczywiście niepełna- ciężko jednak, aby było inaczej w wypadku pracy na 300 stron. Moim zdaniem rezygnacja ze szczegółów historii politycznej była słusznym posunięciem. Bardzo dobre są zwłaszcza rozdziały o romanizacji, ideologii władzy i gospodarce. Autorzy starali się zbudować pełniejszy obraz imperium, zwracając uwagę na lokalne procesy i wieloaspektowość...
więcej mniej Pokaż mimo to
Na początek dwa spostrzeżenia.
Po pierwsze- jest to pozycja dla czytelnika, który o Kurdach już coś wie, i chce dowiedzieć się więcej, zwłaszcza o rewolucji w Rodżawie i wojnie z ISIS. "Nazywam się Kurdystan" to samo mięsko dla śledzących sytuację na Bliskim Wschodzie wprost przeładowane informacjami dotyczącymi aktualnej polityki, historii i geografii. Pozostali czytelnicy mogą się jednak zawieść- zwłaszcza laicy lub ci oczekujący głębokich, uważnych i refleksyjnych reportaży napisanych pięknym stylem spod znaku np. Wydawnictwa Czarne. To inny rodzaj lektury, bardziej przypominający niektóre książki W. Giełżyńskiego, czyli dla ludzi zainteresowanych bieżącą polityką w regionie (o czym autor zresztą solennie informuje).
Po drugie- autor nie jest obiektywnym obserwatorem. Nie tai swoich poglądów politycznych ani głębokiego zaangażowania w sprawę niepodległości Kurdystanu (-ów?), nienawidzi terrorystów z Daesz i tzw. "umiarkowanych" rebeliantów, Turcji Erdogana i Arabii Saudyjskiej oraz sprzeciwia sie polityce Unii wobec uchodźców. Wszelkie wydarzenia reinterpretowane są zawsze na korzyść prowolnościowych Kurdów, których dziennikarz wyraźnie podziwia. Dodajmy, że zwykle stara się jednak uzasadniać swe poglądy.
Co do treści i formy- zacznijmy od minusów.
Jest to pozycja dość chaotyczna, zarówno w zakresie formy, jak i chronologicznej, co tyczy się zwłaszcza wypraw autora do różnych części Kurdystanu (pod koniec nie mogłem się już połapać, ile ich w końcu odbył). Widać też brak literackiego wyrobienia językowego, szyk zdania miejscami bywa toporny albo rwany, chaotyczny; wygląda na to, że część tekstu była przelewana na papier bardzo szybko (w czasie podróży?), co często psuje strukturę wypowiedzi i utrudnia domyślenie się, do czego autor właściwie zmierza. Irytowała zwłaszcza maniera "cofania się" w przeszłość, czasem kilka razy w danym akapicie, wraz z informacją, że "zanim przejdziemy do tego, najpierw należy opowiedzieć o czymś innym"- de facto czytelnik poznaje więc historię od końca. Być może wynika to z chęci naśladowania "wschodniego" sposobu opowiadania lub modelowania tekstu na gawędę podróżniczą, powoduje jednak raczej chaos niż zaciekawienie. To samo tyczy się licznych wspominek z podróży typu ceny noclegów, trudności komunikacyjne, dostępność napojów itp. Spokojnie można by je pominąć, gdyż nie wnoszą one do lektury kompletnie nic, chyba że autor zajmuje się pisaniem bedekera. Zdarzają sie też powtórzenia (opowiadanie o tych samych wydarzeniach w różnych miejscach książki) i zwykłe błędy formalne (np. str. 15, gdzie przekręcone są lokalne nazwy Kurdystanów). Autor jest wprawdzie analitykiem i dziennikarzem, nie pisarzem ani zawodowym reporterem, ale powienien popracować nad strukturą, klarownością i redakcją tekstu.
Mimo powyższych niedociągnięć, dałem aż 7 gwiazdek. Dlaczego?
Za warstwę merytoryczną, czyli to, do czego w dzisiejszej literaturze faktu przywiązuje sie coraz mniejszą wagę (kłania się ciocia wiki i wujek google). Z autorem można się zgadzać lub nie, ale nie można mu odmówić dużej wiedzy i ogromnego zaangażowania. I to widać. Ilość informacji na temat aż 3 z 4 części Kurdystanu jest powalająca, poznajemy bowiem historię poszczególnych kurdyjskich księstewek czy nawet rodów (!) i to na przestrzeni kilku wieków. Brawa należą się też za naukę (choćby podstawową) farsi, sorani i kurmandżi- znajomość lokalnych języków to wielka rzadkość nawet wśród elity dzisiejszych reporterów.
Większość książki jest poświęcona walkom Kurdów o niepodległość w ostatnich dekadach; o ich kulturze dowiadujemy się sporo, choć nie tyle ile moglibyśmy. Repetowicz jest bardzo wszędobylski, rozmawia z ludźmi w autobusach, domach, na posterunkach wojskowych i z wysokimi oficjelami, skupiając się zwłaszcza na nierównej wojnie Kurdów z ISIS i Turcją. Bezcenna jest wiedza terenowa autora, zwłaszcza ta dotycząca tematów, o których nie mówi sie w mediach. To bodaj jedyna na rynku pozycja, opisująca z pierwszej ręki takie zagadnienia jak rozkład frontu dżihadystyczno- kurdyjskiego w płn. Iraku czy wewnętrzny ustrój Rodżawy. Niezwykle ciekawa część dotycząca Kurdów syryjskich ukazuje ludzi próbujących zbudować nowe społeczeństwo praktycznie od podstaw, przełamać stereotypy płciowe (bojowniczki YPJ i zbombardowane Kobane to bodaj jedyny obrazek z tych terenów przebijający się do massmediów) a nawet walczyć z konsumpcjonizmem. Zapewne mało kto zdawał sobie sprawę np. z funkcjonowania Kurdyjskiego Czerwonego Krzyża, organizacji nieuznawanej na świecie a zapewniającej jedyną organizacją humanitarną leczącą za darmo ludzi na terenach płn. Syrii. Paradoksem jest, że najlepiej walczące, najbardziej liberalne, prozachodnie siły na Bliskim Wschodzie są jednocześnie najsłabiej przez Zachód wspierane, w tym samym czasie, gdy dżihadystyczne grupy opływają w amerykańskie wyrzutnie przeciwpancerne. Autor jednoznacznie wskazuje winnego- wg. niego to erdoganowska Turcja i jej antykurdyjska polityka.
Równie cenne są relacje z oblężonych miast płd-wsch. Turcji i wrzenia, jakie ogarnęło tamtejszych Kurdów, zwłaszcza ubogą młodzież miejską. Kto słyszał o zeszłorocznych zbrodniach tureckich w Cizre (ok. 150 osób spalonych i pogrzebanych żywcem)? O częściowym zniszczeniu jednej z najwspanialszych starożytnych starówek w mieście Diyarbarkir (kurd. Amed)? Autor słusznie piętnuje też skandalicznie słabe potępienie tych działań przez Europę, której postawę względem Turcji można określić jedynie jako tchórzostwo i hipokryzja. Z drugiej strony, nawet biorąc poprawkę na turecki nacjonalizm trudno wymagać od jakiegokolwiek tureckiego rządu aby godził się na półterrorystyczną działalność PKK (o której historii i powiązaniach z YPG jest w książce zaskakująco mało). Tym bardziej ciężko mieć pretensję do USA, że bardziej zależy im na relacjach z Ankarą niż 2-milionową Rodżawą. Wydaje się więc, że Kurdowie jeszcze długo poczekają na formalne uznanie własnej niepodległości.
Podsumowując- "Nazywam sie Kurdystan" to książka bardzo cenna dla zainteresowanych regionem. Jej główne wady (chaotyczny język i nie do końca obiektywny autor) są pomniejsze wobec dużej ilości trudno dostępnej wiedzy z pierwszej ręki, jaką niewątpliwie posiada W. Repetowicz.
Na początek dwa spostrzeżenia.
więcej Pokaż mimo toPo pierwsze- jest to pozycja dla czytelnika, który o Kurdach już coś wie, i chce dowiedzieć się więcej, zwłaszcza o rewolucji w Rodżawie i wojnie z ISIS. "Nazywam się Kurdystan" to samo mięsko dla śledzących sytuację na Bliskim Wschodzie wprost przeładowane informacjami dotyczącymi aktualnej polityki, historii i geografii. Pozostali czytelnicy...