-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik253
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
Dzienniki z podróży wschodnich czołowego depresanta romantyzmu francuskiego. Zadziwiająco wtórne, podobne do setek podobnych relacji z czasów, gdy Europejczycy odkrywali Wschód. Nerval nie dość że wymyślał na potęgę, to co gorsza idealnie wpisywał się w nurt orientalizujący literatury podróżniczej "złotego okresu". Dla nieobeznanych z tego typu tekstami jego dziennik może być jednak ciekawa lekturą.
Dzienniki z podróży wschodnich czołowego depresanta romantyzmu francuskiego. Zadziwiająco wtórne, podobne do setek podobnych relacji z czasów, gdy Europejczycy odkrywali Wschód. Nerval nie dość że wymyślał na potęgę, to co gorsza idealnie wpisywał się w nurt orientalizujący literatury podróżniczej "złotego okresu". Dla nieobeznanych z tego typu tekstami jego dziennik może...
więcej mniej Pokaż mimo to
Na początek dwa spostrzeżenia.
Po pierwsze- jest to pozycja dla czytelnika, który o Kurdach już coś wie, i chce dowiedzieć się więcej, zwłaszcza o rewolucji w Rodżawie i wojnie z ISIS. "Nazywam się Kurdystan" to samo mięsko dla śledzących sytuację na Bliskim Wschodzie wprost przeładowane informacjami dotyczącymi aktualnej polityki, historii i geografii. Pozostali czytelnicy mogą się jednak zawieść- zwłaszcza laicy lub ci oczekujący głębokich, uważnych i refleksyjnych reportaży napisanych pięknym stylem spod znaku np. Wydawnictwa Czarne. To inny rodzaj lektury, bardziej przypominający niektóre książki W. Giełżyńskiego, czyli dla ludzi zainteresowanych bieżącą polityką w regionie (o czym autor zresztą solennie informuje).
Po drugie- autor nie jest obiektywnym obserwatorem. Nie tai swoich poglądów politycznych ani głębokiego zaangażowania w sprawę niepodległości Kurdystanu (-ów?), nienawidzi terrorystów z Daesz i tzw. "umiarkowanych" rebeliantów, Turcji Erdogana i Arabii Saudyjskiej oraz sprzeciwia sie polityce Unii wobec uchodźców. Wszelkie wydarzenia reinterpretowane są zawsze na korzyść prowolnościowych Kurdów, których dziennikarz wyraźnie podziwia. Dodajmy, że zwykle stara się jednak uzasadniać swe poglądy.
Co do treści i formy- zacznijmy od minusów.
Jest to pozycja dość chaotyczna, zarówno w zakresie formy, jak i chronologicznej, co tyczy się zwłaszcza wypraw autora do różnych części Kurdystanu (pod koniec nie mogłem się już połapać, ile ich w końcu odbył). Widać też brak literackiego wyrobienia językowego, szyk zdania miejscami bywa toporny albo rwany, chaotyczny; wygląda na to, że część tekstu była przelewana na papier bardzo szybko (w czasie podróży?), co często psuje strukturę wypowiedzi i utrudnia domyślenie się, do czego autor właściwie zmierza. Irytowała zwłaszcza maniera "cofania się" w przeszłość, czasem kilka razy w danym akapicie, wraz z informacją, że "zanim przejdziemy do tego, najpierw należy opowiedzieć o czymś innym"- de facto czytelnik poznaje więc historię od końca. Być może wynika to z chęci naśladowania "wschodniego" sposobu opowiadania lub modelowania tekstu na gawędę podróżniczą, powoduje jednak raczej chaos niż zaciekawienie. To samo tyczy się licznych wspominek z podróży typu ceny noclegów, trudności komunikacyjne, dostępność napojów itp. Spokojnie można by je pominąć, gdyż nie wnoszą one do lektury kompletnie nic, chyba że autor zajmuje się pisaniem bedekera. Zdarzają sie też powtórzenia (opowiadanie o tych samych wydarzeniach w różnych miejscach książki) i zwykłe błędy formalne (np. str. 15, gdzie przekręcone są lokalne nazwy Kurdystanów). Autor jest wprawdzie analitykiem i dziennikarzem, nie pisarzem ani zawodowym reporterem, ale powienien popracować nad strukturą, klarownością i redakcją tekstu.
Mimo powyższych niedociągnięć, dałem aż 7 gwiazdek. Dlaczego?
Za warstwę merytoryczną, czyli to, do czego w dzisiejszej literaturze faktu przywiązuje sie coraz mniejszą wagę (kłania się ciocia wiki i wujek google). Z autorem można się zgadzać lub nie, ale nie można mu odmówić dużej wiedzy i ogromnego zaangażowania. I to widać. Ilość informacji na temat aż 3 z 4 części Kurdystanu jest powalająca, poznajemy bowiem historię poszczególnych kurdyjskich księstewek czy nawet rodów (!) i to na przestrzeni kilku wieków. Brawa należą się też za naukę (choćby podstawową) farsi, sorani i kurmandżi- znajomość lokalnych języków to wielka rzadkość nawet wśród elity dzisiejszych reporterów.
Większość książki jest poświęcona walkom Kurdów o niepodległość w ostatnich dekadach; o ich kulturze dowiadujemy się sporo, choć nie tyle ile moglibyśmy. Repetowicz jest bardzo wszędobylski, rozmawia z ludźmi w autobusach, domach, na posterunkach wojskowych i z wysokimi oficjelami, skupiając się zwłaszcza na nierównej wojnie Kurdów z ISIS i Turcją. Bezcenna jest wiedza terenowa autora, zwłaszcza ta dotycząca tematów, o których nie mówi sie w mediach. To bodaj jedyna na rynku pozycja, opisująca z pierwszej ręki takie zagadnienia jak rozkład frontu dżihadystyczno- kurdyjskiego w płn. Iraku czy wewnętrzny ustrój Rodżawy. Niezwykle ciekawa część dotycząca Kurdów syryjskich ukazuje ludzi próbujących zbudować nowe społeczeństwo praktycznie od podstaw, przełamać stereotypy płciowe (bojowniczki YPJ i zbombardowane Kobane to bodaj jedyny obrazek z tych terenów przebijający się do massmediów) a nawet walczyć z konsumpcjonizmem. Zapewne mało kto zdawał sobie sprawę np. z funkcjonowania Kurdyjskiego Czerwonego Krzyża, organizacji nieuznawanej na świecie a zapewniającej jedyną organizacją humanitarną leczącą za darmo ludzi na terenach płn. Syrii. Paradoksem jest, że najlepiej walczące, najbardziej liberalne, prozachodnie siły na Bliskim Wschodzie są jednocześnie najsłabiej przez Zachód wspierane, w tym samym czasie, gdy dżihadystyczne grupy opływają w amerykańskie wyrzutnie przeciwpancerne. Autor jednoznacznie wskazuje winnego- wg. niego to erdoganowska Turcja i jej antykurdyjska polityka.
Równie cenne są relacje z oblężonych miast płd-wsch. Turcji i wrzenia, jakie ogarnęło tamtejszych Kurdów, zwłaszcza ubogą młodzież miejską. Kto słyszał o zeszłorocznych zbrodniach tureckich w Cizre (ok. 150 osób spalonych i pogrzebanych żywcem)? O częściowym zniszczeniu jednej z najwspanialszych starożytnych starówek w mieście Diyarbarkir (kurd. Amed)? Autor słusznie piętnuje też skandalicznie słabe potępienie tych działań przez Europę, której postawę względem Turcji można określić jedynie jako tchórzostwo i hipokryzja. Z drugiej strony, nawet biorąc poprawkę na turecki nacjonalizm trudno wymagać od jakiegokolwiek tureckiego rządu aby godził się na półterrorystyczną działalność PKK (o której historii i powiązaniach z YPG jest w książce zaskakująco mało). Tym bardziej ciężko mieć pretensję do USA, że bardziej zależy im na relacjach z Ankarą niż 2-milionową Rodżawą. Wydaje się więc, że Kurdowie jeszcze długo poczekają na formalne uznanie własnej niepodległości.
Podsumowując- "Nazywam sie Kurdystan" to książka bardzo cenna dla zainteresowanych regionem. Jej główne wady (chaotyczny język i nie do końca obiektywny autor) są pomniejsze wobec dużej ilości trudno dostępnej wiedzy z pierwszej ręki, jaką niewątpliwie posiada W. Repetowicz.
Na początek dwa spostrzeżenia.
więcej Pokaż mimo toPo pierwsze- jest to pozycja dla czytelnika, który o Kurdach już coś wie, i chce dowiedzieć się więcej, zwłaszcza o rewolucji w Rodżawie i wojnie z ISIS. "Nazywam się Kurdystan" to samo mięsko dla śledzących sytuację na Bliskim Wschodzie wprost przeładowane informacjami dotyczącymi aktualnej polityki, historii i geografii. Pozostali czytelnicy...