-
ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant12
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać410
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
Biblioteczka
2021-05-10
2020-07-23
2020-06-26
2020-05-15
2020-03-31
2020-03-21
2020-03-17
2019-07-21
Proza Janusza Leona Wiśniewskiego jest dziwna. Nietypowa. Niełatwa do czytania i nie jestem pewna, czy warta wysiłku, jaki się w nią wkłada. Było to moje drugie spotkanie z twórczością tego autora. Książka zdawało się idealna dla mnie - wątek wojenny,romans - czego chcieć więcej. Tymczasem książka sprawiła mi duże problemy. Początkowo ciężko mi było przebrnąć przez styl autora, zresztą, do końca mnie on nie przekonał. Janusz Leon Wiśniewski stara się ukazać jako osoba obyta, więc antycypuje fakty albo popada w nadmierny encyklopedyzm, przynudzając czytelnika danymi, o których bohaterowie nie mogli wiedzieć. Mylny jest nieco opis z okładki - zapowiada romans, tymczasem bohaterowie spotykają się dopiero za połową książki, a i ich relacja jest znacznie bardziej skomplikowana. Dopiero po pewnym czasie fabuła wciągnęła mnie na tyle, że przestałam zwracać uwagę na toporny styl. Do zalet powieści z całą pewnością zaliczyłbym kreację bohaterów. Nie są oni wyidealizowani, autorowi bardzo dobrze wyszło ukazanie ich zagubienia w wojennej rzeczywistości, ich niezgody na zło i świadomość własnej bezradności. Sama w sobie fabuła jest piękna - to wielki krzyk przeciwko głupiej wojnie, przeciwko nienawiści, przeciwko dzieleniu ludzi na "ich" i "nas". Powieść jest niezwykle aktualna, autor świetnie przenosi schematy zachować ludzi i ukazuje, że zagrożenie totalitaryzmami jest wciąż aktualne.
Proza Janusza Leona Wiśniewskiego jest dziwna. Nietypowa. Niełatwa do czytania i nie jestem pewna, czy warta wysiłku, jaki się w nią wkłada. Było to moje drugie spotkanie z twórczością tego autora. Książka zdawało się idealna dla mnie - wątek wojenny,romans - czego chcieć więcej. Tymczasem książka sprawiła mi duże problemy. Początkowo ciężko mi było przebrnąć przez styl...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-07-08
"To właśnie milczenie w obliczu zła sprawia, że jesteśmy martwi, choć żyjemy". W mojej opinii ten cytat idealnie podsumowuje całą treść książki. Justyna Kopińska, uznana reporterka, po raz kolejny śledzi patologie polskiego państwa i społeczeństwa oraz staje w obronie najbardziej prześladowanych. To druga pozycja tej reportażystki, którą miałam przyjemność poznać. Autorka po raz kolejny opisuje krzywdy, zwraca uwagę na te obszary naszej rzeczywistości, których nie jesteśmy świadomi. Lektura "Z nienawiści do kobiet" często boli, irytuje, denerwuje. Nie sposób uwierzyć w całe to zło, którego poniekąd stajemy się świadkami. Na spotkaniu autorskim, podczas którego zakupiłam ten zbiór, Justyna Kopinska powiedziała, że jej celem jest to, żeby świat dowiedział się o źle, które spotkało jej bohaterów, by ich krzywda nie była ich bolesną tajemnicą i by można było powstrzymać kolejnych złych ludzi. Tym razem niestety książka była dużo słabsza. "Polska odwraca oczy" mnie zmieniła. Bolała. Otworzyła oczy Może byłam wtedy bardziej naiwna, a teraz moja świadomość zła w świecie jest dużo większa. Otwierając książkę poczułam się jednak oszukana. Wydanie wygląda tak, jakby specjalnie dano największą możliwą czcionką, z największymi możliwymi interliniami, tylko po to, by "nabić" objętność. Reportaży było natomiast stosunkowo niewiele. Zmylił mnie także tytuł - byłam przekonana, że skupi się właśnie na tematyce przemocy wobec kobiet. Niestety, spektrum tematów było bardzo szerokie, a i nie wszystkie reportaże były jednakowo pasjonujące. To wciąż bardzo dobra książka, jednak po pani Justynie spodziewałam się więcej.
"To właśnie milczenie w obliczu zła sprawia, że jesteśmy martwi, choć żyjemy". W mojej opinii ten cytat idealnie podsumowuje całą treść książki. Justyna Kopińska, uznana reporterka, po raz kolejny śledzi patologie polskiego państwa i społeczeństwa oraz staje w obronie najbardziej prześladowanych. To druga pozycja tej reportażystki, którą miałam przyjemność poznać. Autorka...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-03-03
Pierwszy tom trylogii tej chrześcijańskiej autorki miałam przyjemność czytać rok temu. Niewiele już pamiętałam z akcji, zostało tylko wrażenie - to była świetna książka. Nareszcie udało mi się zajrzeć do drugiego tomu i moja opinia została podtrzymana. "Echo w ciemności" opowiada o losach chrześcijańskiej niewolnicy, Hadassy, która została wysłana przez swoją bezwzględną panią na arenę. Cudem ocalała, na zawsze okaleczona dziewczyna chce nadal głosić Imię Jezusa. Robi to, pomagając medykowi, który uratował jej życie - w końcu sława Rafy, uzdrowicielki, dochodzi także do Julii Walerian, która wysłała ją na arenę. Tymczasem ukochany Hadassy, Markus, wyrusza do Palestyny, by odnaleźć Boga, dla którego życie oddała jego wybranka.
"Echo w ciemności" to specyficzny typ literatury. Z całą pewnością przeznaczona jest bardziej dla osób wierzących, ateiści i osoby innych wyznań mogą być znużeni ciągłym powoływaniem się na słowa i postać Jezusa. Niemniej sam sposób ukazania chrześcijaństwa bardzo przypadł mi do gustu - widać było, jak religia uszlachetnia bohaterów, jak pomaga im w życiu codziennym i nadaje im mocy, by czynić niemożliwe. Z ich zachowaniem skontrastowana jest postawa pogan, którzy coraz bardziej pogłębiają się w grzechu i upadku. Co jednak ważne, żaden z bohaterów nie jest jednoznacznie zły ani dobry. To ludzie z krwi i kości, którzy mają swoje wątpliwości, wady i zalety. Powieść napisana jest w sposób bardzo płynny, emocje bohaterów ukazano w sposób, który przejmuje czytelnika. "Echo w ciemności" nie jest może aż tak dobre, jak "Głos w wietrze", ale wciąż warto się z nim zapoznać!
Pierwszy tom trylogii tej chrześcijańskiej autorki miałam przyjemność czytać rok temu. Niewiele już pamiętałam z akcji, zostało tylko wrażenie - to była świetna książka. Nareszcie udało mi się zajrzeć do drugiego tomu i moja opinia została podtrzymana. "Echo w ciemności" opowiada o losach chrześcijańskiej niewolnicy, Hadassy, która została wysłana przez swoją bezwzględną...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-09-19
2016-08-24
Są czasem takie książki, o których wiecie z góry, że muszą się Wam spodobać. Czujecie, że zmienią Wasze spojrzenie na świat, poruszą i ukażą inne aspekty życia. Dla mnie jedną z takich książek, które zdecydowanie sprawiły, że stałam się choć trochę dojrzalsza, jest wydana niedawno nakładem wydawnictwa Fronda książka „Bóg liczy łzy kobiet”.
Pelagia była młoda i zakochana. Kiedy skończyła się wojna, była pewna, że wraz z niemiecką armią, oddalają się także jej problemy i że od tej pory będzie ją czekać szczęśliwe życie z ukochanym Groszkiem. Niestety, wkrótce okazało się, że komunistyczni „wyzwoliciele” niewiele są lepsi od niedawnych okupantów. Ukochany Peli został aresztowany, nikt nie poznał jego dalszych losów, a ona sama stała się więźniem sowieckiego oficera. Gwałcona brutalna przez trzy dni, była przerażona, gdy odkryła, że jest w ciąży… A to dopiero początek okrutnego życia, jakie wiodła, cały czas będąc wierna swoim zasadom oraz Bogu.
Kiedy II wojna światowa dobiegała końca, Europa Środkowo-Wschodnia stała się piekłem dla milionów kobiet wszystkich narodowości. Podążająca na przód Armia Czerwona słynęła ze swojego okrucieństwa. Ofiarami gwałtów stawały się zarówno dzieci, nastolatki, czy staruszki. Niemki, Polki, ba, nawet Rosjanki wyzwolone z obozów koncentracyjnych. Wiele z nich było gwałconych tak długo, że aż umierały… Te, które przeżyły, żyły w poczuciu winy, dotknięte hańbą. Nie chciały opowiadać o swoich doświadczeniach, tym bardziej, że w Polsce i innych krajach bloku wschodniego panował kult bratniej armii, która przyniosła wyzwolenie od faszystowskiego terroru. Dzisiaj, po ponad 70 latach od tamtych wydarzeń, jedna z nich, ustami swojej wnuczki przedstawia nam swoją historię, mówiąc niejako w imieniu tych, które nie zdążyły lub nie chciały.
Książka w delikatny sposób porusza temat aborcji. Pelagia, ofiara gwałtu, zachodzi w ciążę ze swoim oprawcą. W tym czasie jest to problem, który dotyka wielu kobiet, a „zabieg” jest akceptowalnym, wręcz doradzanym sposobem postępowania. Młoda dziewczyna wie jednak, że nie potrafiłaby odebrać życia własnemu dziecku. Jej historia pokazuje, że nie zawsze najprostsze wyjście jest tym najlepszym, a pozornie zła decyzja, może w przyszłości okazać się jedyną słuszną. Niestety, to delikatne przesłanie, jakie niesie ze sobą historia Peli, niszczy nieco posłowie autorstwa pani Kai Godek – mamy chłopca chorego na Zespół Downa. Nie zrozumcie mnie źle, nie jestem w stanie poprzeć aborcji i jestem ja najbardziej pro life, podziwiam też panią Godek, bo mogę sobie wyobrazić, jak wygląda życie z niepełnosprawnym dzieckiem, jednak nie do końca jestem przekonana, że porównywanie sytuacji jej i pani Pelagii jest stosowne. Jej autorytarny sposób wypowiedzi wręcz narzuca odmienne zdanie – jak dla mnie, historia opowiedziana przez starszą kobietę jest wystarczająco poruszająca i nie potrzebuje żadnego wzmocnienia.
Książka „Bóg liczy łzy kobiet” to książka, która zdecydowanie uczy nadziei. Dzisiaj często my wszyscy, nie chcę się wymądrzać, bo ja też, załamujemy się przy najmniejszych przeszkodach, rezygnujemy z walki o własne szczęście, podpadamy w rozpacz. Często zdarza nam się, że narzekamy, zamiast dostrzegać pozytywne strony naszego życia. Historia Pelagii naznaczona jest bólem i cierpieniem, kobieta nie dość, że w młodości brutalnie zgwałcona, później wplątuje się w patologiczną relację, która krzywdzi ją i jej ukochaną córkę. Niemniej kobieta aż do końca jest pełna siły, energii, rozsiewa wokół siebie dobroć. Jak przyznaje jej wnuczka, autorka książki, znając jej babcię, trudno było uwierzyć jak wiele przeszła. Książka „Bóg liczy łzy kobiet” każe nam zastanowić się, czy nasze problemy rzeczywiście są takie wielkie, ukazuje także, że nawet, gdy wydaje nam się, że jest beznadziejnie, Bóg, czy los (obojętnie, w co wierzycie) przyjdzie nam z pomocą i pomoże odnaleźć wyjście.
Książka „Bóg liczy łzy kobiet” zrobiła na mnie ogromne wrażenie, wywołała we mnie mnóstwo emocji, nauczyła innego spojrzenia na własne życie, jednak nie mogę postawić jej więcej, niż siedmiu gwiazdek. Dlaczego? Niestety, nie do końca opowiadał mi styl, w jakim została ona napisana. Dialogi, które zostały spisane przez Małgorzatę Okrafkę-Nędzę, były niesamowicie płaskie i papierowe, jakby pisane na siłę, by wprowadzić historię jej babci. Może lepiej byłoby oddać głos samej pani Pelagii? Nie wiem… Pewne jest, że „Bóg liczy łzy kobiet” nie jest książką, która ma zachwycać językiem, więc można to autorce wybaczyć. Dużo ważniejszy od formy jest przekaz, forma upamiętnienia kobiet, które padły ofiarą jednej z najgorszych zbrodni.
Bardzo się cieszę, że przeczytałam tę książkę. Pomimo że była króciutka, prędko o niej nie zapomnę. Niezwykły ładunek emocjonalny, jaki niesie, każe spojrzeć jeszcze raz na swoje życie i przemyśleć, czy naprawdę nasze problemy są aż tak wielkie. To wspaniale, że wreszcie powstają książki, w których bohaterowie tamtych lat mogą podzielić się swoją historią…
Są czasem takie książki, o których wiecie z góry, że muszą się Wam spodobać. Czujecie, że zmienią Wasze spojrzenie na świat, poruszą i ukażą inne aspekty życia. Dla mnie jedną z takich książek, które zdecydowanie sprawiły, że stałam się choć trochę dojrzalsza, jest wydana niedawno nakładem wydawnictwa Fronda książka „Bóg liczy łzy kobiet”.
Pelagia była młoda i zakochana....
2016-08-30
2016-11-21
2017-02-02
2017-05-05
2017-05-18
Giro d’Italia przebyło długą drogę, odkąd od wyścigu zorganizowanego przez „La Gazzetta dello Sport”, by podnieść liczbę sprzedawanych egzemplarzy stała się najbardziej prestiżowym włoskim wyścigiem, porównywalnym z najsłynniejszym Tour de France. Przez ponad 100 lat wyścig przerywany był jedynie podczas wojen światowych. Wystąpili w nim najwięksi sportowcy XX wieku, a także amatorzy, którzy poprzez swoją heroiczną walkę z wysiłkiem zapadli w pamięć włoskiej opinii publicznej. Colin O’Brien w barwny sposób opowiada o Corsa Rosa, jak nazywają wyścig mieszkańcy Półwyspu Apenińskiego, przytacza anegdotki i mniej znane epizody związane z nim. W ten sposób tworzy historię nie tylko Giro, ale również samej słonecznej Italii.
Jak już wspomniałam na początku recenzji, sięgając po „Giro”, książkę niezupełnie w mojej tematyce, miałam nadzieję, że to właśnie opis moich ukochanych Włoch, a nie obojętnych mi zupełnie wyścigów kolarskich będzie dominował. Niestety, było zupełnie odwrotnie, książka niesamowicie mnie wynudziła, jednakże postaram się w mojej recenzji spojrzeć na nią obiektywnie, bowiem mogłam domyśleć się, że jeśli sięgam po książkę, której tematyka nie do końca pokrywa się z moimi zainteresowaniami, to nie będzie ona moją ulubioną.
Z całą pewnością, czytając książkę pana Colina O’Briena można zdobyć solidną porcję wiedzy. Ja sama, nie mając wcześniej bladego pojęcia o wyścigu, dowiedziałam się całkiem sporo. Pisarz przytacza zarówno najważniejsze, podstawowe fakty, jak również tworzące klimaty imprezy ciekawostki. W interesujący sposób przedstawia sylwetki najsłynniejszych włoskich kolarzy, nie ograniczając się li i jedynie do opisu ich kariery. „Giro d’Italia. Historia najpiękniejszego kolarskiego wyścigu świata” sprawia, że poznając historię Corsa Rosa, poznajemy również historię, a także specyfikę Bel Paese. Momentami miałam jednak wrażenie, że opis prowadzony jest zbyt monotonnie, występuje w nim zbyt wiele cyferek, które czytelnik i tak szybko wyrzuci z pamięci.
Za wielką zaletę reportażu Colina O’Briena uważam fakt, iż nie posługuje się on fachową terminologią. Dzięki temu książka jest przystępna w odbiorze także dla laika, choć ten może nie czuć się usatysfakcjonowany ściśle kolarską pozycją. Nie da się ukryć, że jest to książka dla pasjonatów, którzy żyją wydarzeniami takimi jak Giro d’Italia.
Odnalazłam jednak wadę, choć może niezbyt dużą. Nie jestem pewna, czy wina tutaj leży po stronie polskich tłumaczy, czy jednak po stronie Colina O’Briena. Sądzę, że tak naprawdę ten minus jest wielki jedynie w moim oczach oraz oczach osób znających dość dobrze język włoski. Otóż, wielokrotnie wprowadzone włoskie terminy były przetłumaczone wprost fatalnie. Ja oczywiście rozumiem, że z tłumaczeniem jest jak z żoną, albo jest piękne, albo jest wierne, jednak wielokrotnie wytrzeszczałam oczy ze zdumienia: „jak można było to tak przetłumaczyć?”. Szkoda, że akurat ta część książki, która interesowała mnie najbardziej interesowała, była nieco gorzej potraktowana. Jednakże nie jest to aż tak duża wada, bowiem osoby nieznające języka pewnie nie zwrócą uwagi, a te znające, jak ja, raczej będą omijać polskie tłumaczenie.
Przyznam szczerze, że żałuję, że sięgnęłam po „Giro d’Italia”. Książka mnie wynudziła i nie dała mi tego, czego po niej oczekiwałam. Niemniej jednak czyta się ją szybko, dostarcza naprawdę dużo wiedzy, a dla pasjonatów kolarstwa może być wspaniałym spotkanie z ich włoskim idolami.
Ocena: 6/10 (dobra)
Giro d’Italia przebyło długą drogę, odkąd od wyścigu zorganizowanego przez „La Gazzetta dello Sport”, by podnieść liczbę sprzedawanych egzemplarzy stała się najbardziej prestiżowym włoskim wyścigiem, porównywalnym z najsłynniejszym Tour de France. Przez ponad 100 lat wyścig przerywany był jedynie podczas wojen światowych. Wystąpili w nim najwięksi sportowcy XX wieku, a...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-08-05
2018-12-22
Zainspirowana jedną z moich ulubionych instagramerek sięgnęłam po powieść o angielskich pielęgniarkach, którą gorąco polecała. Osadzona w latach 50. XX wieku książka przedstawia losy dziewcząt pochodzących z różnych warstw społecznych, które szkolą się do zawodu pielęgniarki w bardzo prestiżowym liverpoolskim szpitalu. Autorka opisuje ich szpitalne losy, miłości, przyjaźnie. Akcja toczy się niespiesznie, na przełomie prawie pięciuset stron nie dzieje się wiele, najważniejszy wątek pojawia się pod sam koniec, przez co nie jest to może najbardziej porywająca lektura. Niemniej, podobała mi się - może przez kreacje głównych bohaterek? Nadine Dorries wykreowała bowiem silne dziewczyny, które wiedzą, czego chcą i nie pozwalają stłamsić się jedynie do roli żon. Podobało mi się także, że zaznaczone zostały różnice klasowe pomiędzy nimi. W ciekawy sposób oddane zostały takie czasy, w których dzieje się książka - czyli lata 50. Autorce udało się oddać klimat Anglii, która odbudowuje się ze zniszczeń II wojny światowej, klimat szpitala, będącego miejsce starć pomiędzy konserwatywną służbą zdrowia, a młodymi medykami, którzy chcą używać nowoczesnych metod leczenia. Książkę czyta się bardzo przyjemnie, polecam!
Zainspirowana jedną z moich ulubionych instagramerek sięgnęłam po powieść o angielskich pielęgniarkach, którą gorąco polecała. Osadzona w latach 50. XX wieku książka przedstawia losy dziewcząt pochodzących z różnych warstw społecznych, które szkolą się do zawodu pielęgniarki w bardzo prestiżowym liverpoolskim szpitalu. Autorka opisuje ich szpitalne losy, miłości,...
więcej Pokaż mimo to