-
ArtykułyW drodze na ekrany: Agatha Christie, „Sprawiedliwość owiec” i detektywka Natalie PortmanEwa Cieślik1
-
ArtykułyKsiążki na Pride Month: poznaj tytuły, które warto czytać cały rokLubimyCzytać10
-
ArtykułyNiebiałym bohaterom mniej się wybacza – rozmowa z Sheeną Patel o „Jestem fanką”Anna Sierant2
-
Artykuły„Smak szczęścia”: w poszukiwaniu idealnego życiaSonia Miniewicz3
Biblioteczka
Recenzja znajduje się na blogu: http://niczymszeherezada.blogspot.com/2015/11/do-czego-suzy-kotlet-autorka-chetnie.html
Kiedy dziecko zaczyna zadawać mnóstwo pytań, pierwszy dzień w szkole coraz bliżej, a ekscytacja oraz strach sięgają szczytu i "roznoszą" pociechę... Książka Anity Głowińskiej przybywa na ratunek! Za pomocą szkolnej paczki urwisów autorka odpowiada na wszelkie pytania trapiące małego człowieka.
Zastanawialiście się kiedyś, jak odpowiedzieć na dziwaczne pytania dziecka? Otóż wystarczy otworzyć książkę i przeczytać jeden z rozdziałów Do czego służy kotlet?. Rozdziałów jest 10, a każdy z nich przekazuje w zabawny sposób sporą dawkę wiedzy na inny temat. Na podstawie opowiadań głównego bohatera- Kajetana, dowiadujemy się skąd biorą się pryszcze, dlaczego ludzie robią sobie tatuaże, jak wygląda "skomplikowane" życie szkolne i rodzinne oraz (najważniejsze) jakie cuda mogą powstać z kotleta! Okazuje się również, że szkoła to naprawdę świetne miejsce, w którym można spotkać najlepszych kolegów i dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy. Oczywiście, książka pełna jest zaskakujących pomysłów, przemyśleń i wniosków Kajtka.
Każdy młody, a nawet starszy czytelnik, znajdzie tutaj coś dla siebie. Dowie się jak funkcjonować w grupie, na czym polega przyjaźń, jak poradzić sobie z przeróżnymi wątpliwościami czy problemami. Przyznam, że i ja dowiedziałam się paru rzeczy, o których nie miałam wcześniej pojęcia (na przykład o jerzykach, kto by pomyślał, że mogą tak długo latać?).
Książka przeznaczona jest dla dzieci powyżej 6 roku życia, zapewne dlatego, że jest w niej całkiem sporo tekstu. Na szczęście pani Anita bardzo kolorowo zilustrowała całą opowieść, co równoważy jego ilość. Na każdej stronie znajdzie się ilustracja, która pomaga zrozumieć tekst, wywołuje uśmiech na twarzy i humorystycznie przedstawia pozornie normalne czynności.
Historia zamknięta w zielonej, przyjemnej dla oka oprawie, sprawia naprawdę pozytywne wrażenie. Dzięki dużej czcionce, twardej okładce i wspaniałej szacie graficznej, czytanie tej opowieści jest cudowną przygodą. A przede wszystkim: z taką paczką przyjaciół nie da się nudzić, ich po prostu trzeba poznać!
Recenzja znajduje się na blogu: http://niczymszeherezada.blogspot.com/2015/11/do-czego-suzy-kotlet-autorka-chetnie.html
Kiedy dziecko zaczyna zadawać mnóstwo pytań, pierwszy dzień w szkole coraz bliżej, a ekscytacja oraz strach sięgają szczytu i "roznoszą" pociechę... Książka Anity Głowińskiej przybywa na ratunek! Za pomocą szkolnej paczki urwisów autorka odpowiada na...
Kiedy byłam mała moją uwagę szczególnie przyciągały obrazki w książkach. Tekst był mało ważny, ponieważ to dzięki ilustracjom przenosiłam się do świata niesamowitych historii. Nawet sobie nie wyobrażałam, że w tym wieku nadal będę zachwycać się książkami dla dzieci, a jednak!
Wydawnictwo Adamada całkiem niedawno miało swoją premierę na rynku wydawniczym, zaprezentowało się na tegorocznych Targach Książki w Krakowie. W swoim katalogu posiadają wiele pouczających i interesujących książek, dla dzieci w każdym wieku.
O chłopcu, który wpadł do książki to porywająca opowieść dla dzieci powyżej czwartego roku życia, choć moim zdaniem byłaby odpowiednia nawet dla młodszych. Jest to pięknie ilustrowana opowieść o małym chłopcu, który pewnego dnia niespodziewanie pojawił się na czystej stronie książki. Wokół niego zaczął tworzyć się zupełnie nowy świat przepełniony zielenią i słońcem oraz przyjacielskimi zwierzętami. Książka Petera Carnavasa obrazuje w bardzo ciekawy sposób życie człowieka, nie jest ani nudna, ani przepełniona długimi opisami, a kolorowa, zabawna i z sensem. Krótkie komentarze i śliczna forma przemawia do wyobraźni, nawet starszych czytelników. Znów poczułam się jak dziecko odkrywające czym tak naprawdę jest życie i na czym polega.
Wydanie jest bardzo porządne, w sam raz do wielokrotnego czytania! Twarda oprawa, spory format i cudowna, bajkowa okładka. W środku nie znajdziemy numerów stron, w końcu jest to PRAWDZIWA historia, a takich się nie numeruje! Każda kolejna kartka to nowy etap w życiu naszego bohatera, który dojrzewa i zadaje sobie pytania. Tekstu jest naprawdę mało, akurat tyle, aby opowieść miała sens i przesłanie. A jakie jest to przesłanie? Sądzę, że każdy czytelnik będzie miał niezłą frajdę w trakcie jego odkrywania :)
Recenzja z bloga: http://niczymszeherezada.blogspot.com/
Kiedy byłam mała moją uwagę szczególnie przyciągały obrazki w książkach. Tekst był mało ważny, ponieważ to dzięki ilustracjom przenosiłam się do świata niesamowitych historii. Nawet sobie nie wyobrażałam, że w tym wieku nadal będę zachwycać się książkami dla dzieci, a jednak!
Wydawnictwo Adamada całkiem niedawno miało swoją premierę na rynku wydawniczym, zaprezentowało się...
Recenzja z bloga: http://niczymszeherezada.blogspot.com/2015/11/hellheaven-raven-stark.html
" [...] Podczas megaszybkiej i meganiebezpiecznej jazdy dochodzi do was świadomość, że czujecie się, jakby ktoś mieszał wam wnętrzności w tę i we w tę. Jakby nic nie było na swoim miejscu. To znacie? To raczej niezbyt dobrze. A może nie znacie? Chwalcie za to Pana!"
Camille Olsen mieszka w Chicago z rodzicami i bratem, jej życie może nie jest idealne, ale wydaje się poukładane. Wszystko jednak zaczyna się sypać kiedy jej przyjaciółka nagle znika bez słowa, a w szkole pojawia się tajemniczy i niepokojący Max, który utrzymuje, że się znają. Z dnia na dzień rodzice Cam podejmują decyzję o przeniesieniu jej do Hellheaven- elitarnej, międzynarodowej szkoły z internatem, która tak nawiasem mówiąc jest odizolowana od reszty świata i znajduje się na totalnym zadupiu. Tam dziewczyna zaczyna odkrywać prawdę o swym pochodzeniu i korzeniach. Tajemnice ukrywane w Hellheaven powoli wychodzą na jaw, a ona znalazła się w centrum wydarzeń. Czy nastolatka poradzi sobie w tym nowym dla niej świecie?
Hellheaven jest debiutancką powieścią młodej polskiej autorki piszącej pod pseudonimem Raven Stark. Jest ona również autorką bloga http://ravenstarkbooks.blogspot.com/. Napisanie powieści i wydanie jej w tak młodym wieku zasługuje na oklaski, naprawdę cieszę się, że ludzie mają szansę walczyć o swoje marzenia i je spełniać. Choć z tymi debiutami różnie bywa, czasem spod pióra autora wyjdzie coś, czego czytanie boli, a czasem naprawdę porywająca historia. A gdzie plasuje się Hellheaven? Myślę, że gdzieś pomiędzy.
"- Masz jakiś problem? - krzyczę do niego.
- Mhmm... - pogłębia uśmiech, ukazując białe zębiska - ciebie. Jesteś jak wielki wrzód na dupie, gdzie bym nie był, zawsze za mną przyjdziesz!
Prycham głośno.
- Chyba sobie kpisz! - odkrzykuję."
Zacznę od tego, że autorka miała naprawdę niezły pomysł na fabułę. Nowe rasy, tajemnicze ojczyzny i odizolowana międzynarodowa szkoła z internatem? Zapowiadało się ciekawie i po części właśnie takie było. Pomysł super, nieco gorzej z jego realizacją. W oczy rzuca się dosyć chaotyczny styl pisania, takie niezdecydowanie, które przerzuca się na odbiór akcji i bohaterów. Widać, że autorka jest młoda i jeszcze pracuje nad swoim warsztatem, więc starałam się nie zwracać większej uwagi na prostą budowę zdań czy jakieś drobne literówki. Ogólny odbiór jest raczej niezły.
Główna bohaterka jest trochę buntowniczą nastolatką, a przynajmniej chce być tak postrzegana, ponieważ w środku jest raczej dosyć niezdecydowana i niekonsekwentna. Co jakiś czas pewna osoba zawodziła jej zaufanie, wręcz rujnowała, więc Camille doszła do wniosku, że już tak łatwo nikomu nie zaufa. No dobrze, wszystko byłoby zrozumiałe, gdyby po chwili nie biegła do tej osoby święcie przekonana, że to właśnie tej jednej, jedynej osobie może bezgranicznie ufać. Zbiło mnie to nieco z tropu. Mogę powiedzieć, że nie zapałałam sympatią do Camille. Zdecydowanie bardziej porwały mnie kreacje reszty bohaterów, niektórzy byli naprawdę intrygujący i do końca pozostali dla mnie tajemnicą.
"Z nieba zaczynają spadać płatki śniegu. Delikatnie, powoli, żyjąc własnym życiem. W końcu płatki śniegu nie muszą nikogo ratować z opresji, mogą sobie robić, co im się tylko żywnie podoba, padać tam, gdzie chcą, polecieć, w którą stronę zapragną."
Bardzo spodobało mi się umieszczenie w książce dwóch nowych ras: Eldaretów i Villianów. Villiani są potężnymi wojownikami szkolonymi, aby chronić Eldaretów. Przedstawiciele obu ras uczą się magii i sztuk walki, właśnie w Hellheaven. A może Camille również nie jest człowiekiem? Właśnie to interesowało mnie najbardziej i muszę przyznać, że jest to jeden z ciekawszych wątków w książce. Mam nadzieję, że autorka w kolejnej książce rozwinie ten fantastyczny pierwiastek :)
Powieść czytało mi się szybko i przyjemnie. Jakieś niedociągnięcia się pojawiały, ale mnogość wątków skutecznie zatrzymuje przy lekturze (choć większość nie została jak dotąd wyjaśniona, ale liczę na ciąg dalszy). Oczywiście, zakończenie było fenomenalne! Pomyślałam tylko: "Co?! Ale jak to? Jak można tak napisać zakończenie?!", po prostu byłam w lekkim szoku. Bardzo chętnie przeczytam kolejną powieść Raven Stark, choćby po to, aby przekonać się, cóż takiego stało się na końcu!
Recenzja z bloga: http://niczymszeherezada.blogspot.com/2015/11/hellheaven-raven-stark.html
" [...] Podczas megaszybkiej i meganiebezpiecznej jazdy dochodzi do was świadomość, że czujecie się, jakby ktoś mieszał wam wnętrzności w tę i we w tę. Jakby nic nie było na swoim miejscu. To znacie? To raczej niezbyt dobrze. A może nie znacie? Chwalcie za to Pana!"
Camille...
Rozszerzona recenzja na http://niczymszeherezada.blogspot.com/
Jakiś czas temu wybrałam się do księgarni na małe książkowe polowanie i co udało mi się znaleźć? "Ognistą"! :D Mój wzrok przyciągnęła naprawdę fajna okładka, po przeczytaniu opisu wiedziałam, że muszę przekonać się czy pod nią kryje się równie fascynująca historia...
No cóż, pani Jordan miała w rękach nieoszlifowany diament, pomysł na książkę o dragonach- potomkach potężnych smoków! I co dalej? Pomysł jak najbardziej trafiony- dla mnie coś wprost wymarzonego! Myślałam sobie: "szansa na silną, wojowniczą, ziejącą ogniem bohaterkę smoczycę- pełnokrwistą postać...". Miałam dosyć wysokie oczekiwania, w pewnym stopniu się zawiodłam: bohaterka okazała się niepewna siebie, wiecznie zmieniała zdanie co do jej związku z Willem- łowcą dragonów (zrozumiałabym gdyby zmieniła je raz czy dwa- ale nie na rozdział!). Generalnie na akcję nie narzekałam, coś się działo. Opisy życia w stadzie, dragonów, przemian i odczuć Jacindy były naprawdę interesujące i przemawiały do wyobraźni :) Wątek miłosny nie jest zbyt oryginalny, chociaż muszę przyznać, że zakończenie mnie zaskoczyło. Sprawiło, że miałam ochotę sięgnąć po kolejną część i przekonać się jakie będą dalsze losy Jacindy, Willa i reszty ekipy ;)
Książkę oceniam wysoko, ponieważ sam pomysł na fabułę bardzo przypadł mi do gustu, wyjątkowo przyjemnie się czytało, a po zakończeniu pozostał mi lekki niedosyt i ze zniecierpliwieniem czekałam na wydanie w Polsce kolejnej części :D
Rozszerzona recenzja na http://niczymszeherezada.blogspot.com/
Jakiś czas temu wybrałam się do księgarni na małe książkowe polowanie i co udało mi się znaleźć? "Ognistą"! :D Mój wzrok przyciągnęła naprawdę fajna okładka, po przeczytaniu opisu wiedziałam, że muszę przekonać się czy pod nią kryje się równie fascynująca historia...
No cóż, pani Jordan miała w rękach...
"Anioł" to pierwsza książka, w której spotkałam się z aniołami i to w dodatku nie tymi dobrymi. Muszę przyznać, że zrobiła na mnie dobre wrażenie :) Wcześniej nie czytałam podobnej historii więc był to dla mnie pewien powiew świeżości, coś innego po tych wszystkich wampirach i wilkołakach :D Wątek miłosny był może dosyć przewidywalny, ale i tak przyjemnie się czytało, lekko i szybko :)
"Anioł" to pierwsza książka, w której spotkałam się z aniołami i to w dodatku nie tymi dobrymi. Muszę przyznać, że zrobiła na mnie dobre wrażenie :) Wcześniej nie czytałam podobnej historii więc był to dla mnie pewien powiew świeżości, coś innego po tych wszystkich wampirach i wilkołakach :D Wątek miłosny był może dosyć przewidywalny, ale i tak przyjemnie się czytało, lekko...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Recenzja z bloga: http://niczymszeherezada.blogspot.com/2015/12/zosia-ernest-i-ktos-jeszcze-elzbiety.html
Na moje szczęście, nigdy nie było mi dane czekać na narodziny nowej siostrzyczki/brata. No cóż, mój brat był w gorszej sytuacji, to ja jestem ta młodsza (i lepsza :D ). Więc mogłam się tylko domyślać, jak to jest, jakie emocje towarzyszą dziecku, co myśli, jak zareaguje na to, że rodzice poświęcają więcej uwagi komuś innemu. Wielka niewiadoma!
Na moje pytania odpowiedziała Elżbieta Pałasz, która usnuła bardzo prawdziwą opowieść widzianą oczami dziecka- Ernesta. Chłopiec ma starszą siostrę Zosię, która zawsze wymyśla najlepsze zabawy i rodziców, którzy poświęcają rodzeństwu dużo czasu i bardzo ich kochają. Na początku poznajemy przesympatyczną czteroosobową rodzinkę, niesforne dzieciaki. Uczestniczymy w szalonych zabawach i kłótniach, znów widzimy świat poprzez pryzmat dziecięcej wyobraźni: dywan już nie jest zwykłym dywanem, a rozległym oceanem! Zosia nie jest starszą siostrą tylko groźnym rekinem! Wszystko nabiera barw dzięki ilustracjom Zuzanny Dominiak, która pięknie uchwyciła tę "magię chwili". Ilustracje wyglądają jak rysowane ręką dziecka, co nadaje książce szczególnego charakteru, jakby była ona pamiętnikiem Ernesta.
Akcja nabiera tempa. gdy mama znika i kilka dni później pojawia się z dzidziusiem na ręce. Jaki to był szok, jakie emocje! Od tego momentu wyobraźnia wylewa się ze stron, dzieci zadają wiele ważnych pytań, dochodzą do niespodziewanych wniosków, a przede wszystkim uczą się, że zmiany niekoniecznie są złe. Po drodze, oczywiście, grają mamie na nerwach, doprowadzają Jasia do płaczu oraz śmiechu i poznają nowe życiowe mądrości, naprawdę wiele się dzieje!
Książka idealna, aby przygotować pociechy na pojawienie się nowego członka rodziny, w końcu nic tak nie podnosi na duchu jak dobra historia!
Cóż jeszcze mogę dodać? O! Ważna rzecz, tekstu wcale nie ma dużo, jest go akurat tyle, aby utrzymać uwagę dziecka, a nie zanudzić. Ilustracje wzmacniają przekaz i dodatkowo optycznie zmniejszają ilość tekstu. Na pewno całość dobrze odciąga uwagę od wszystkich "innych" spraw!
Recenzja z bloga: http://niczymszeherezada.blogspot.com/2015/12/zosia-ernest-i-ktos-jeszcze-elzbiety.html
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toNa moje szczęście, nigdy nie było mi dane czekać na narodziny nowej siostrzyczki/brata. No cóż, mój brat był w gorszej sytuacji, to ja jestem ta młodsza (i lepsza :D ). Więc mogłam się tylko domyślać, jak to jest, jakie emocje towarzyszą dziecku, co myśli, jak...