-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
-
ArtykułyMoa Herngren, „Rozwód”: „Czy ten, który odchodzi i jest niewierny, zawsze jest tym złym?”BarbaraDorosz1
-
Artykuły„Dobry kryminał musi koncentrować się albo na przestępstwie, albo na ludziach”: mówi Anna SokalskaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyDzień Dziecka już wkrótce – podaruj małemu czytelnikowi książkę! Przegląd promocjiLubimyCzytać2
Biblioteczka
2019-05-01
2019-02-07
Historia opowiedziana przez Keeland i Ward wciągnęła mnie już od pierwszych stron. Od samego początku czułam, że nie zawiodę się i faktycznie tak było do samego końca książki. Pozornie romans ten przypomina szereg innych, bo powiela wiele schematów i oczywistych rozwiązań, jednak ma w sobie coś, co nie pozwala mi o nim myśleć, jak o gorszym czy wtórnym. Autorki, mimo że postawiły w centrum historii miłosną relację tej dwójki, to wiedziały, że nie powinny skupiać się tylko i wyłącznie na niej. Dzięki temu więc mamy okazję odbyć wraz z Kendall i Carterem podróż po najróżniejszych zakątkach całego świata. Nie są to jednak podróże puste, gdyż autorki starają się przybliżyć kulturę danego regionu, robią to na tyle umiejętnie, że automatycznie stawia się wyżej ten tytuł niż inne romanse, gdzie takich wątków jest jak na lekarstwo.
Myślę, że Vi Keeland i Penelope Ward znalazły przepis na sukces. Ich książki pisane w duecie są totalnymi petardami, które nie tylko wywołują uśmiech na twarzy, lecz także wzbudzają wiele emocji, nie przytłaczając tym samym historiami, które są w nich zawarte.
Cała recenzja: http://www.kulturalna-arena.pl/2018/12/playboy-za-sterami-vi-keeland-penelope.html
Historia opowiedziana przez Keeland i Ward wciągnęła mnie już od pierwszych stron. Od samego początku czułam, że nie zawiodę się i faktycznie tak było do samego końca książki. Pozornie romans ten przypomina szereg innych, bo powiela wiele schematów i oczywistych rozwiązań, jednak ma w sobie coś, co nie pozwala mi o nim myśleć, jak o gorszym czy wtórnym. Autorki, mimo że...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-10-14
Ludzkość poprawiona. Jak najbliższe lata zmienią świat, w którym żyjemy to książka napisana przez Grzegorza Lindenberga, doktora socjologii oraz dziennikarza. Lindenberg jest pomysłodawcą firm internetowych: Supermedia i eCard, jak również jednym z założycieli Webnalist, tj. portalu, na którym za niewielką opłatą, można czytać wartościowe teksty tworzone przez wielu autorów. Gdyby nie Robert Chojnacki, zapewne do powstania Ludzkości poprawionej by nie doszło. To właśnie on zaproponował Grzegorzowi Lindenbergowi napisanie książki dotyczącej sztucznej inteligencji oraz rewolucji w genetyce.
Sztuczna inteligencja jest jedną z najbardziej szerokich dziedzin wiedzy. Obejmuje ona między innymi robotykę, z którą jest wręcz utożsamiana, logikę rozmytą, która „wraz z algorytmami ewolucyjnymi i z sieciami neuronowymi stanowią nowoczesne narzędzie do budowy inteligentnych systemów, mających zdolności uogólniania wiedzy”[1], obliczenia ewolucyjne oraz sztuczne życie, które jest jednym z kierunków badań, opierających się na próbie zrozumienia i wykorzystywania istoty życia.
Świat nieustannie ewoluuje, gna do przodu, a co za tym idzie – zachodzące zmiany można zaobserwować w każdej dziedzinie życia, w tym w nauce i technice. Lindenberg w swojej książce wyznacza dwa horyzonty czasowe: rok 2030 oraz 2050. Przyjmuje, że rok 2030 to etap, w którym snujemy plany na przyszłość, wiemy mniej więcej, czego możemy się spodziewać, natomiast rok 2050 to okres, którym nie zawracamy sobie zbyt mocno głowy, bo jest zbyt odległy, by cokolwiek planować. Autor nie przedstawia szczegółowych scenariuszy rozwoju sytuacji związanych z rewolucją genetyki, przedstawia to, co logicznie wynika z już istniejących. Pisze zarówno o możliwościach, jak i zagrożeniach modyfikacji genetycznych oraz sztucznej inteligencji. Jak sam wspomina: „Ta książka ma pomagać w wyobrażaniu sobie rzeczy niewyobrażalnych, które jednak powstają”.
Książka została podzielona na dwie części. W pierwszej (W roli półbogów) skupia się na genetyce, jej rozwoju, a także opisaniu czym jest oraz jak działa CRISPR/Cas9. Snuje też rozważania na temat tego, czy możliwe jest, by człowiek dzięki ingerencji w DNA, stał się nieśmiertelny. Na samym początku przywołuje wypowiedź Krzysztofa Chylińskiego, jednej z osób odpowiedzialnych za odkrycie rewolucyjnego sposobu modyfikacji genów (wcześniej wspomniany CRISPR/Cas9). W kolejnym rozdziale opisuje, czym jest CRISPR/Cas9 – okazuje się, że o istnieniu tego, co potem określono mianem Clustered Regularly Interspaced Short Palindromic Repeats, biolodzy wiedzieli już od 1987 roku. Jednak dopiero w 2012 roku nastąpił przełom. Z dużą dokładnością pisze o tym, jak działa ten sposób oraz na czym polega jego rewolucyjność. CRISPR umożliwia modyfikację genów na 2 sposoby: poprzez zatrzymanie działania genu oraz przez zastąpienie genu innym genem albo nieprawidłowego fragmentu prawidłowym.
Obecnie około 7 tysięcy chorób ma podłoże genetyczne – dzięki CRISPR i innym metodom istnieje szansa na wyeliminowanie znacznej części. Metoda CRISPR daje praktycznie nieograniczone możliwości, jak opisuje autor – jest wszechstronna i uniwersalna. Jednak jak daleko nas to zaprowadzi? Autor zastanawia się, czy możliwe będzie „poprawianie” genów (np. w taki sposób poprawić gen, by dziecko nie urodziło się daltonistą), a także czy nie pójdziemy o krok dalej w badaniach i z zastosowań medycznych nie przejdziemy do zastosowań estetycznych [zmiana koloru oczu, włosów, powiększanie biustu (może zajmą się tym genetycy, a nie chirurdzy), poprawianie inteligencji (!)]. W przystępny sposób wyjaśnia też różnice między zmienianiem genów u osób dorosłych a u zarodków. Opisuje cztery kroki w wykorzystywaniu metody CRISPR: do leczenia chorób genetycznych, do zapobiegania chorobom na etapie zarodka, do poprawiania genów w celach estetycznych, a także do dodawania do naszego DNA genów roślin, zwierząt oraz genów syntetycznych. CRISPR jest na tyle rewolucyjną metodą, że badania nad naszymi genami znacznie przyśpieszą. Kto wie, czy za kilka bądź kilkanaście lat, nie będziemy jeszcze bardziej ingerować w DNA?
W drugiej części książki (Inteligencja poprawiona) skupia się przede wszystkim na sztucznej inteligencji. Pierwszy podrozdział rozpoczyna od opisania sytuacji, w której jeden z najwybitniejszych graczy musiał zmierzyć się w rozgrywce ze sztuczną inteligencją. Następnie płynnie przechodzi do wyjaśnienia definicji, czym jest Artificial Inteligence, uprzedza jednak, że czymkolwiek określamy AI, nie ma to jeszcze ludzkiej zdolności myślenia oraz jest nieświadome. Kolejny rozdział poświęca opisaniu tego, co na chwilę obecną potrafi sztuczna inteligencja i gdzie możemy się na nią natknąć (Netflix, Facebook, wyszukiwarka, Amazon etc.). Przywołuje wiele przykładów, dzięki którym zrozumienie, jak działa sztuczna inteligencja jest o wiele prostsze, nawet dla osoby, która niekoniecznie interesuje się tym tematem. Co potrafi AI? M.in. potrafi umówić spotkanie, może identyfikować ludzi na podstawie ich zachowania, z małą pomocą napisać baśń czy potrafi stawiać diagnozy i proponować leczenie. W następnych rozdziałach Grzegorz Lindenberg pisze, jak się narodziła, skąd się wzięła oraz jakie możliwości daje jej rozwój (jest np. świetnym narzędziem marketingowym czy doskonale sprawdzi się w polityce). W rozdziale trzynastym drugiej części pojawiają się dwa ważne pytania, od których zależy ludzka przyszłość: czy sztuczna inteligencja będzie w stanie osiągnąć poziom inteligencji człowieka oraz jeśli tak, to jaki los spotka ludzi?
Oprócz dwóch wyżej wymienionych części pojawia się też wpis zatytułowany Bez wielkiego zakończenia oraz Dodatek, w którym znajdziemy zasady z Asilomar dotyczące sztucznej inteligencji. Książka została również wzbogacona o liczne fotografie i rysunki, które dopełniają całość.
Czy jestem zadowolona z przeczytania tej książki? Jak najbardziej. Co prawda interesuję się rozwojem sztucznej inteligencji oraz badaniami nad genetyką, jednak zdaję sobie sprawę, że przede mną jeszcze wiele czytania tego typu podobnych książek, bym mogła w pełni zrozumieć z czym się wiążę jej rozwój. Takie książki, jak Ludzkość poprawiona, doskonale wzbogacają wiedzę, a jednocześnie rozważania wzbudzają we mnie pewne obawy. Jak daleko możemy się posunąć w ingerowaniu w DNA? Z jakimi zagrożeniami wiąże się takie zachowanie? Do czego może to doprowadzić? Po przeczytaniu Ludzkości poprawionej Grzegorza Lindenberga jestem jeszcze bardziej zaniepokojona, co nie znaczy, że tę książkę trzeba omijać szerokim łukiem. Nie. Myślę, że w doskonały sposób wzbogaca wiedzę na temat rozwoju badań nad genetyką czy sztuczną inteligencją. Jest napisana prostym, przystępnym językiem, a także została wzbogacona o liczne przypisy, dzięki którym zrozumienie niektórych zagadnień czy przywołanych sytuacji, staje się jeszcze prostsze. Miejmy nadzieję, że takich książek będzie powstawać coraz więcej, które na bieżąco będą nas informować o zmianach, jakie zachodzą w nauce oraz o tym, jaki wpływ ta nauka oraz rozwój badań ma na ludzkość.
[1] Logika rozmyta, https://pl.wikipedia.org/wiki/Logika_rozmyta, dostęp online (06.01.2017).
Recenzja dostępna również na: kulturalna-arena.pl
Ludzkość poprawiona. Jak najbliższe lata zmienią świat, w którym żyjemy to książka napisana przez Grzegorza Lindenberga, doktora socjologii oraz dziennikarza. Lindenberg jest pomysłodawcą firm internetowych: Supermedia i eCard, jak również jednym z założycieli Webnalist, tj. portalu, na którym za niewielką opłatą, można czytać wartościowe teksty tworzone przez wielu...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-09-14
2018-08-14
Wbrew tylu negatywnym opiniom, na które się natknęłam, moim zdaniem, Mój zawodnik jest całkiem przyjemną w odbiorze książką. Myślę, że spodoba się fankom romansów sportowych, ale także wszystkim tym, którzy lubują się w literaturze tego gatunku. Dobrze bawiłam się przy jej czytaniu i nie mogę mówić o nużącej akcji czy irytujących bohaterach. Autorka umiejętnie buduje napięcie między bohaterami i zdecydowanie potrafi je rozładować w odpowiednich chwilach. Początkowo myślałam, że książka skupi się wyłącznie na opisie intymnych sytuacji bohaterów, jednak zostałam mile zaskoczona. Pisarka zwraca uwagę na fabułę i sukcesywnie prowadzi ją do przodu, o niczym nie zapominając. Podoba mi się też to, że nie robi z bohaterów papierowych i niczym nie wyróżniających się postaci, lecz dodaje im charakteru. Niektóre cech, jakie posiadają, są nieco wyolbrzymione, jednak nie uważam tego za jakikolwiek minus.
Cała recenzja dostępna na: http://www.kulturalna-arena.pl/2018/08/moj-zawodnik-k-bromberg.html
Wbrew tylu negatywnym opiniom, na które się natknęłam, moim zdaniem, Mój zawodnik jest całkiem przyjemną w odbiorze książką. Myślę, że spodoba się fankom romansów sportowych, ale także wszystkim tym, którzy lubują się w literaturze tego gatunku. Dobrze bawiłam się przy jej czytaniu i nie mogę mówić o nużącej akcji czy irytujących bohaterach. Autorka umiejętnie buduje...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-08-03
Kolejna książka Vi Keeland, która zdecydowanie podbiła moje serce. W tak upalne dni wolę sięgać po coś lżejszego, a Drań z Manhattanu właśnie taki się okazał. Z pozoru lekka opowieść, która niejedną osobę rozbawi do łez. Jednak pod płaszczykiem dobrego humoru oraz wielu śmiesznych sytuacji, obie autorki przemyciły ważne zagadnienia, takie jak zatajanie prawdy przed dziećmi (ale nie tylko przed nimi), zawiść, zazdrość, mszczenie się na innych ludziach. Okazuje się, że prawda w dzisiejszych czasach jest towarem deficytowym i nie każdego na nią stać. Drań z Manhattanu przełamuje schemat zwykłego romansu i oferuje czytelnikowi coś więcej niż opis scen erotycznych. Jest pikantny, ale nie brakuje też odrobiny romantyzmu i zabawy.
Cała recenzja dostępna tutaj: http://www.kulturalna-arena.pl/2018/08/dran-z-manhattanu-vi-keeland-penelope.html
Kolejna książka Vi Keeland, która zdecydowanie podbiła moje serce. W tak upalne dni wolę sięgać po coś lżejszego, a Drań z Manhattanu właśnie taki się okazał. Z pozoru lekka opowieść, która niejedną osobę rozbawi do łez. Jednak pod płaszczykiem dobrego humoru oraz wielu śmiesznych sytuacji, obie autorki przemyciły ważne zagadnienia, takie jak zatajanie prawdy przed dziećmi...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-03-22
2018-06-26
2018-06-25
2016-06-15
Recenzja: 97books.blogspot.com
Prawie rok temu na rynku wydawniczym pojawiła się pierwsza książka Augusty Docher pt. „Eperu”. „Habbatum” to jej druga część, która miała swoją premierę w maju 2016 roku. Książka tak jak poprzednia z tego cyklu została wydana przez wydawnictwo Bis.
Sielanka nie była pisana Annie i Leo. Nie minęło dużo czasu, a Leo stracił ukochaną z oczu. Anna po porwaniu budzi się w zamkniętym pomieszczeniu. Nie wie ani gdzie jest, ani jakie dokładnie plany ma Dorothy, kobieta, która sprawiała wrażenie miłej i serdecznej, a tak naprawdę okazała się członkinią wrogiego plemienia Habbatum. Anna nie jest w stanie uwolnić się sama, dlatego skupia się na telepatycznej próbie skontaktowania się z ukochanym. Leo natomiast wraz z najlepszym przyjacielem Krisem robi wszystko, aby za wszelką cenę odnaleźć Annę i odbić ją z rąk wrogiego plemienia. Czy poszukiwania się powiodą?
„Habbatum” to książka z gatunku literatury młodzieżowej, jednak nie brakuje w niej wątków fantastycznych, czy charakterystycznych dla powieści romantycznej. „Habbatum” wyróżnia się na tle pozostałych książek dla młodzieży, ponieważ jego głównym atutem jest zdecydowanie fabuła, która należy do oryginalnych i zaskakujących. Większość młodzieżówek, choć nie mówię, że wszystkie, jest napisana w oparciu o określony schemat. Augusta Docher nie powiela utartych schematów, potrafi zainteresować odbiorcę, a przede wszystkim konsekwentnie trzyma się pomysłu. Książka nie jest chaotyczna, czyta się ją nadzwyczaj dobrze i to jest zdecydowanie plus powieści.
Druga część, choć liczy niemal 560 stron, wciąga już od pierwszych chwil. Akcja „Habbatum” przypomina sinusoidę. Są momenty, które wyciszają czytelnika, by po chwili sprawić, aby jego tętno nieco przyśpieszyło. Autorka nie pozwala nudzić się, co rusz opisując kolejne wydarzenia bądź wprowadzając nowe postacie. Odbiorca ma okazję poznać nowych bohaterów, m.in. Dalilę, Thora, Alana oraz Briana.
Jedną z ciekawszych postaci, które pojawiają się w książce, jest Brian. Jest Wędrowcem, podobnie jak Leo. Jednak po przeczytaniu całej książki nie byłam w stanie stwierdzić, czy go lubię, czy nie. Niewątpliwie należy do bohaterów, którzy wprowadzają niemałe zamieszanie. Według mnie nie jest to postać jednoznaczna moralnie, co nie znaczy, że nie da się jej polubić. Przyznam, że niejednokrotnie uśmiechałam się ze złośliwością, gdy mieszał w życiu pozostałych bohaterów, ale podejrzewam, że taki już jego urok.
Warto też wspomnieć o jednym z głównych bohaterów, czyli o Leo, który na kartach powieści przechodzi przemianę, nie tylko wewnętrzną, ale też zewnętrzną. Mężnieje oraz staje się bardziej zdeterminowany. Cenię bohaterów, którzy nie są nijacy, a wzbudzają w czytelniku zaciekawienie. Nie mogę tego powiedzieć o Annie, do której nie zapałałam sympatią od pierwszej części. Stanowczo postacie męskie wiodą prym w tym cyklu.
Mimo iż cała powieść nie wzbudza we mnie tak skrajnych emocji, to jednak muszę przyznać, że dobrze bawiłam się, czytając drugi tom Wędrowców. Właśnie w tej części czytelnik ma okazję bliżej poznać dwa plemiona: Eperu i Habbatum. Dobrym posunięciem ze strony autorki było to, że nie opisała wszystkiego w pierwszej części. Pozostawiła niedosyt, nie rozwiała wątpliwości, przez co odbiorca chciał tym bardziej sięgnąć po drugą część, aby zaspokoić swoją ciekawość i pogłębić swoją wiedzę na temat tych plemion.
Zdecydowanie od strony graficznej „Habbatum” nie prezentuje się dobrze. Nie mówię tutaj o postaciach, które są na okładce, ale o foncie. Nieumiejętne posługiwanie się płaskorzeźbą może narobić więcej szkód niż pożytku. Dodatkowo gradient w brudnożółtym odcieniu nie pasuje do kolorystyki tła i postaci, które są utrzymane raczej w chłodnych kolorach takich jak zieleń, turkus, czy szarość.
Według mnie „Habbatum” wypada mimo wszystko lepiej niż „Eperu”. Jest ciekawsze, wzbogacone o interesujące wątki, postacie i dialogi. Augusta Docher z każdą kolejną książką się rozwija, robi postępy, więc jestem pewna, że trzecia część cyklu wypadnie jeszcze lepiej. Czy polecam? Tak, zdecydowanie. To dobra książka młodzieżowa, która umili Wam letnie wieczory.
Recenzja: 97books.blogspot.com
Prawie rok temu na rynku wydawniczym pojawiła się pierwsza książka Augusty Docher pt. „Eperu”. „Habbatum” to jej druga część, która miała swoją premierę w maju 2016 roku. Książka tak jak poprzednia z tego cyklu została wydana przez wydawnictwo Bis.
Sielanka nie była pisana Annie i Leo. Nie minęło dużo czasu, a Leo stracił ukochaną z oczu....
2017-02-05
Dziecko wspomnień to naprawdę dobra i warta przeczytania książka. Porusza problemy, które są obecne w dzisiejszym świecie, a o których za wiele się nie mówi, bo ludzie wychodzą z założenia, że nie warto i każdy musi radzić sobie sam z problemami. Warto ją przeczytać choćby po to, aby zobaczyć, z jakim ciężarem borykają się osoby, które tracą kogoś bliskiego, które tak naprawdę nie wiedzą, jak sobie z tym wszystkim radzić. Książka do bólu prawdziwa, obok której nie da się przejść obojętnie i po jej przeczytaniu nie da się tak po prostu jej odłożyć na półkę bez jakiejkolwiek refleksji.
Cała recenzja dostępna na: http://97books.blogspot.com/2017/02/111-dziecko-wspomnien-steena-holmes.html
Dziecko wspomnień to naprawdę dobra i warta przeczytania książka. Porusza problemy, które są obecne w dzisiejszym świecie, a o których za wiele się nie mówi, bo ludzie wychodzą z założenia, że nie warto i każdy musi radzić sobie sam z problemami. Warto ją przeczytać choćby po to, aby zobaczyć, z jakim ciężarem borykają się osoby, które tracą kogoś bliskiego, które tak...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-06-09
97books.blogspot.com
Szczęśliwe zakończenie to druga książka tajemniczej autorki Very Falski. Powieść została wydana w pierwszej połowie 2016 roku przez wydawnictwo Otwarte.
Kim tak naprawdę jest Vera Falski wiedzą tylko nieliczni. Sama się nad tym niejednokrotnie zastanawiałam, odkąd przeczytałam pierwszą powieść tej tajemniczej autorki. Właściwie nie wiadomo czy pod pseudonimem ukrywa się jedna, czy dwie osoby. Swoją przygodę z książkami autorki rozpoczęłam kilka dni po premierze Za żadne skarby, a samą powieść wspominam bardzo pozytywnie. Byłam więc ciekawa, czy i druga książka przypadnie mi do gustu.
Sabina Czerniak jest autorką specjalizującą się w literaturze kobiecej. Ukrywa się pod pseudonimem Sonia Geppert, a jej książki zostały okrzyknięte bestsellerami. Mimo sukcesów czterdziestolatka ma problemy z napisaniem kolejnej powieści. Jednak to nie jej jedyny problem. W niefortunny sposób zraża do siebie ludzi i naraża się na niepochlebne komentarze z ich strony. Dochodzi do wniosku, że musi w końcu zmienić coś w swoim życiu. Jej pierwszym krokiem jest wyjechanie nad polskie morze i ochłonięcie po całej sytuacji związanej z mediami.
Humor w tej książce jest dosyć specyficzny. Autorka w zabawny i nieco ironiczny sposób odnosi się do współczesnego świata. Wyśmiewa zdobywanie kolejnych znajomych poprzez portal, jakim jest facebook, czy też publikowanie prymitywnych wpisów na twitterze. Najważniejszy wydaje się jednak fakt, że rozpętała istny huragan w literackim świecie.
Warto też wspomnieć, że w Szczęśliwym zakończeniu pojawia się wątek miłosny. Zdecydowanie dodaje on smaku całej książce, ponieważ nie spotkacie się tutaj z ogromnymi pokładami słodyczy, lecz z uczuciem szczerym i nieprzerysowanym. Właśnie coś takiego cenię w książkach. Życie miłosne bohaterów nie wysuwa się na pierwszy plan, ale stanowi idealne tło dla kolejnych rozgrywających się wydarzeń.
Mam mieszane uczucia, co do głównej bohaterki. Z jednej strony jest postacią, którą naprawdę da się polubić, ale z drugiej momentami niesamowicie irytuje, a właściwie nie ona, lecz jej zachowanie, często naiwne i uległe. Po części rozumiem taką kreację postaci. W końcu Sabina jest pisarką, która przeżywa kryzys i jest to w jakiś sposób usprawiedliwione. Mimo wszystko jakoś zżyłam się z Sabiną i zapałałam do niej sympatią. Nie mogę powiedzieć tego samego o jej córce, która chyba jest najbardziej irytującą postacią, z jaką kiedykolwiek miałam do czynienia. I uwierzcie, wiem, co mówię. Nie istnieje inna taka postać. Odnosiła się w protekcjonalny sposób do swojej matki, miałam wrażenie, że próbuje na siłę wszystkim udowodnić, że to ona zawsze ma grać pierwsze skrzypce.
Myślę, że książka jest dobrą satyrą na dzisiejsze zachowanie ludzi. Vera Falski obnaża literacki świat, ale także patrzy z dezaprobatą na technologię, która wypacza społeczeństwu mózg. Nic więc dziwnego w tym, że autorzy często próbują zachować anonimowość. W dzisiejszym świecie to niemal zbawienne.
Całą opowieść oceniam na bardzo duży plus. Mimo że Szczęśliwe zakończenie wypada w moich oczach nieco słabiej niż Za żadne skarby, to jednak czyta się je z lekkością. Książka jest z jednej strony lekturą zabawną, z drugiej natomiast nie brakuje w niej trafnych odniesień do dzisiejszego świata.
97books.blogspot.com
Szczęśliwe zakończenie to druga książka tajemniczej autorki Very Falski. Powieść została wydana w pierwszej połowie 2016 roku przez wydawnictwo Otwarte.
Kim tak naprawdę jest Vera Falski wiedzą tylko nieliczni. Sama się nad tym niejednokrotnie zastanawiałam, odkąd przeczytałam pierwszą powieść tej tajemniczej autorki. Właściwie nie wiadomo czy pod...
2016-07-25
Cała recenzja: http://97books.blogspot.com/2016/07/82-tamtego-lata-na-sycylii-marlena-de.html
Tamtego lata na Sycylii to opowieść o odnalezieniu drogi do własnego szczęścia, o trudnościach, jakie można napotkać w życiu, a także o marzeniach, których realizacja nie jest łatwa. Marlena de Blasi funduje niezapomnianą podróż po najpiękniejszych włoskich zakątkach, w których jest ukryta opowieść o nieszczęśliwej miłości Toski i księcia Leo. (...)
Cała recenzja: http://97books.blogspot.com/2016/07/82-tamtego-lata-na-sycylii-marlena-de.html
Tamtego lata na Sycylii to opowieść o odnalezieniu drogi do własnego szczęścia, o trudnościach, jakie można napotkać w życiu, a także o marzeniach, których realizacja nie jest łatwa. Marlena de Blasi funduje niezapomnianą podróż po najpiękniejszych włoskich zakątkach, w których...
2016-09-15
Opis wydawał się zachęcający, dlatego bez wahania sięgnęłam po Glorię, pierwszą część cyklu Sprawiedliwi stworzoną przez Monikę Błądek. Pokładałam w tej lekturze duże nadzieje, ponieważ lubię dystopie, a od dawna nie trafiłam na jakąkolwiek godną uwagi. Jak więc było tym razem?
Rok 2025. Unia Europejska rozpadła się, każde państwo zaczyna działać na własną rękę. Pomiędzy Polską a Rosją znajduje się Ukraina, która została doszczętnie spalona. Jako dziecko Gloria trafia pod opiekę ciotki, która mieszka w Paryżu. Obserwujemy wydarzenia rozgrywające się dziesięć lat później, kiedy bohaterka ma siedemnaście lat i wstępuje do grupy Pierwszych Sprawiedliwych. Grupa ta chce przejąć władzę oraz pragnie zdobyć poparcie wśród społeczeństwa. Po jakimś czasie Francja przestaje być bezpiecznym schronieniem, a Gloria musi wrócić do starszej siostry — Lidii. W tym samym czasie na planecie Trion, Trojlo Oril zostaje skazany na likwidację. Aby uniknąć śmierci, musi poddać się resocjalizacji na Ziemi.
Przyznam szczerze, że napis na okładce okazał się trochę mylący. Mocno kuszący obiecywał niezapomnianą przygodę rozgrywającą się na europejskim kontynencie. Tym bardziej byłam zaintrygowana, ponieważ nie miałam jeszcze okazji czytać dystopii, która opisywałaby wydarzenia po rozpadzie Unii Europejskiej. W rzeczywistości okazał się mocno naciągany i średnio pokrywał się z tym, co znalazłam na tylnej okładce. Na początku poczułam lekki zawód, ponieważ nie lubię, gdy ktoś lub coś wprowadza mnie w błąd. Tutaj tak właśnie się stało.
Zacznę może od tego, że ta książka to jeden, wielki chaos. Myślę, że to ze względu na wiele elementów wprowadzonych do tej książki. Jest ich zbyt dużo, przez co czytelnik zaczyna się gubić w tym, co czyta. Utrudnia to odbiór i zdecydowanie działa na niekorzyść książki. Co więcej, mam wrażenie, że Monika Błądek poniekąd sama pogubiła się w tym, co pisała. Nie zrozumcie mnie źle, ale akcja tak szybko nabrała tempa, że zanim się obejrzałam, skończyłam już czytać Glorię. I w żaden sposób nie mogę uznać tego za plus, gdyż nie wywołała we mnie żadnych emocji, nie zmusiła do jakiejkolwiek refleksji i nie zapewniła godziwej rozrywki i to chyba jej największa wada.
Na domiar złego książce brakuje spójności, logiki i konsekwentnego prowadzenia akcji. W dodatku książka jest napisana tak ciężkim językiem, że niekiedy miałam problem ze zrozumieniem i z wywnioskowaniem, o czym tak właściwie jest w niej mowa. Nie jestem osobą posiadającą jakąkolwiek wiedzę o broni, a w Glorii co rusz pojawiały się wzmianki o tego typu rzeczach i najnowszych mechanizmach. Jeżeli to książka dla młodzieży, to nie powinna być napisana przystępniejszym językiem? W końcu który nastolatek aż taką uwagę przywiązuje do uzbrojenia? Druga sprawa: niekończące się opisy. Zamiast poświęcić czas na kolejne wydarzenia rozgrywające się na kartach książki, czytelnik co chwilę czytał o najróżniejszych maszynach. Początkowo było to interesujące, ale ileż można?
Czy książka była mroczna? Nie. Niepokojąca? Zależy, pod jakim kątem byśmy na to patrzyli. Jednak czy bohaterowie zapadają w pamięć? Absolutnie nie. Przynajmniej mi nie zapadli. Część z nich była dobrze wykreowana, ale druga część wołała dosłownie o pomstę do nieba. Zostałam za to rozbawiona przedstawieniem i opisem kosmitów. Tak wykreowanych obcych jeszcze nie widziałam. I aż sama nie wiem, co mam o tym zabiegu myśleć, wydawali się zbyt sztuczni, za sztuczni.
Niezwykle zasmucił mnie fakt, że potencjał Glorii został całkowicie zmarnowany. Bo to mogła być dobra historia, mogła, ale niestety tak się nie stało. Podobne odczucia miałam w przypadku Heaven. Miasta elfów. Lubię historie osadzone w przyszłości, a dodatkowym plusem było dla mnie umieszczenie wydarzeń na terenie Unii Europejskiej, tylko co z tego, skoro historia Glorii jest tak niespójna i nieciekawa. Zachęcająca okładka i opis znajdujący się na tylnej okładce również nie dały rady.
Nie będę zachęcać Was do przeczytania tej książki, ale nie będę też do tego zniechęcała. Ja odebrałam książkę bardzo negatywnie, ale to nie znaczy, że i Wam nie przypadnie do gustu. Z tego co zauważyłam, to pierwszy tom Sprawiedliwych znalazł też swoich fanów. Może i Wy znajdziecie się w tym gronie? Sami sprawdźcie, o co tyle szumu.
Opis wydawał się zachęcający, dlatego bez wahania sięgnęłam po Glorię, pierwszą część cyklu Sprawiedliwi stworzoną przez Monikę Błądek. Pokładałam w tej lekturze duże nadzieje, ponieważ lubię dystopie, a od dawna nie trafiłam na jakąkolwiek godną uwagi. Jak więc było tym razem?
Rok 2025. Unia Europejska rozpadła się, każde państwo zaczyna działać na własną rękę. Pomiędzy...
2016-07-20
Cała recenzja: http://97books.blogspot.com/2016/07/80-sny-morfeusza-kn-haner.html
Myślałam, a właściwie miałam nadzieję, że skoro to erotyk, to chociaż sceny erotyczne obronią tę książkę. Myliłam się. Seks Cassandry i Morfeusza wyglądał jak kopulacja dzikich zwierząt, co po prostu mnie zniesmaczyło, a powinno hmmm, według opisu znajdującego się na okładce, rozpalić? Nadmiar wulgaryzmów również nie działa na korzyść tej książki. Autorka całkowicie przekroczyła granice, opisując scenę gwałtu, która wywołała we mnie dodatkowe obrzydzenie.
Przede wszystkim tej książce brakuje realizmu. Zarówno postacie, jak i wątki są wręcz abstrakcyjne, sytuacje absurdalne, a autorka potraktowała całą powieść po macoszemu. Brakuje spójności i konsekwentnego prowadzenia akcji. W pewnym momencie następuje nawet zaburzenie chronologii, co źle wpływa na odbiór całości, a czytelnik zaczyna się zastanawiać, skąd autorka wytrzasnęła ten wątek.
Cała recenzja: http://97books.blogspot.com/2016/07/80-sny-morfeusza-kn-haner.html
Myślałam, a właściwie miałam nadzieję, że skoro to erotyk, to chociaż sceny erotyczne obronią tę książkę. Myliłam się. Seks Cassandry i Morfeusza wyglądał jak kopulacja dzikich zwierząt, co po prostu mnie zniesmaczyło, a powinno hmmm, według opisu znajdującego się na okładce, rozpalić?...
2018-04-06
2018-03-29
Hashimoto (i inne choroby tarczycy) to obecnie plaga XXI wieku. W swoim otoczeniu spotkałam wiele osób, które chorują na niedoczynność lub nadczynność tarczycy. Sama dopiero niedawno dowiedziałam się, że choruję na Hashimoto, dlatego jestem jeszcze „świeżakiem” i nie odkryłam jeszcze swojego złotego środka, by zminimalizować objawy tej dolegliwości. Jestem jednak zdania, że warto korzystać z różnych źródeł, by poszerzać swoją wiedzę.
Książka została podzielona na dwie części – w pierwszej części znajdziemy wiedzę czysto teoretyczną. To właśnie w niej Izabella Wentz opowiada swoją historię choroby, ale również opisuje stadia Hashimoto oraz dzieli się z czytelnikiem wieloma cennymi informacjami. Na samym początku dowiadujemy się również, jakie badania wykonać, by móc zdiagnozować tę dolegliwość. Nie każdy z nas spotka się jednak z takimi samymi objawami, dlatego czasami potrzeba wielu tygodni, a w niektórych przypadkach nawet lat, by prawidłowo zdiagnozować Hashimoto i działać dalej. W kolejnych rozdziałach największą uwagę poświęca leczniczym właściwościom jedzenia. Pisząc zupełnie szczerze – ja wierzę w dietoterapię. Czasami połączenie odpowiedniego sposobu odżywiania z lekami, potrafi zdziałać cuda. I w tym przypadku wierzę, że uda mi się zminimalizować dolegliwości, które bywają dokuczliwie i momentami uniemożliwiają prawidłowe funkcjonowanie dzień w dzień.
Sporym zaskoczeniem był dla mnie rozdział o akcesoriach kuchennych, bo prawdę mówiąc, nie spodziewałam się takiego wpisu w książce, ale na pewno umieszczenie go w tutaj nie było czymś złym. Dowiedziałam się o kilku przydatnych narzędziach, które mogę wykorzystać w kuchni i na pewno w najbliższym czasie, zaopatrzę się w nie.
Druga część to gotowe plany żywieniowe oraz mnóstwo przepisów z uwzględnieniem składników odżywczych. Znajdują się tu przepisy zarówno oparte na diecie paleo, intro, jak i tej autoimmunologicznej. Nie miałam jeszcze okazji wypróbować tych wszystkich przepisów, ale z całą pewnością wrócę, by opisać swoje wrażenia, gdy uda mi się upichcić choć część w nich. Przejrzałam jednak wszystkie potrzebne składniki potrzebne do przygotowania posiłków i nie ukrywam – część z nich wprawia mnie w lekkie zaskoczenie. Są tu składniki, o których istnieniu nie miałam bladego pojęcia. Piszę tu np. o proteinowym proszku Rootcology Al Paleo Protein, aminokwasach kokosowych czy mące ararutowej. Nie są to składniki łatwo dostępne, raczej dostanie się je tylko w Internecie i to jak dobrze się poszuka. Chyba byłabym bardziej zadowolona z przepisów, w których składniki znajdziemy w większości sklepów. Nie mówię jednak NIE i na pewno wypróbuję większość z nich i wtedy ponownie podzielę się z Wami opinią.
Całość jest jednak opisana w sposób prosty i bardzo czytelny dla odbiorcy. Rozdziały są podzielone na jeszcze mniejsze podrozdziały, dzięki czemu z łatwością możemy odnaleźć interesujące nas informacje lub wiadomości, do których chcemy wrócić. Co jeść, by pozbyć się objawów Hashimoto to wiele cennych informacji, podanych w przyjaznej i łatwej w odbiorze formie. Warto przeczytać!
Hashimoto (i inne choroby tarczycy) to obecnie plaga XXI wieku. W swoim otoczeniu spotkałam wiele osób, które chorują na niedoczynność lub nadczynność tarczycy. Sama dopiero niedawno dowiedziałam się, że choruję na Hashimoto, dlatego jestem jeszcze „świeżakiem” i nie odkryłam jeszcze swojego złotego środka, by zminimalizować objawy tej dolegliwości. Jestem jednak zdania, że...
więcej Pokaż mimo to