-
Artykuły[QUIZ] Harry Potter. Sprawdź, czy nie jesteś mugolemKonrad Wrzesiński20
-
ArtykułyW drodze na ekrany: Agatha Christie, „Sprawiedliwość owiec” i detektywka Natalie PortmanEwa Cieślik7
-
ArtykułyKsiążki na Pride Month: poznaj tytuły, które warto czytać cały rokLubimyCzytać61
-
ArtykułyNiebiałym bohaterom mniej się wybacza – rozmowa z Sheeną Patel o „Jestem fanką”Anna Sierant4
Biblioteczka
2001
1999
"Paziowie króla Zygmunta" to książka, do której mam spory sentyment. Jako dziecko uwielbiałam takie historie i chociaż język, którym została napisana książka może być dla najmłodszych dość trudny, ja się w niej zaczytywałam. Uśmiałam się nie raz czytając psoty wymyślane przez bohaterów, szczególnie przypadł mi do gustu żart z brodami krzyżackimi spod Grunwaldu, chociaż pomysł na wyniesienie Serczykowej razem z łóżkiem do sadzawki również był bardzo zabawny. To się baba miała z tymi paziami :)
Książka przeczytana po latach nie ma już tej magicznej mocy, ale takie niestety są wady dorosłości.
"Paziowie króla Zygmunta" to książka, do której mam spory sentyment. Jako dziecko uwielbiałam takie historie i chociaż język, którym została napisana książka może być dla najmłodszych dość trudny, ja się w niej zaczytywałam. Uśmiałam się nie raz czytając psoty wymyślane przez bohaterów, szczególnie przypadł mi do gustu żart z brodami krzyżackimi spod Grunwaldu, chociaż...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to1999
"W komnacie królowej na Wawelu okna błyszczały długo w noc. Jadwiga, król Polski, siedziała na brzegu szerokiego łoża i w zamyśleniu splatała czarny warkocz".
"Jadwiga i Jagienka" to jedna z moich ulubionych książek z dzieciństwa. Opowiada ona historię wiejskiej dziewczyny, którą przypadkowo spotkana przyszła królowa zabiera ze sobą na Wawel. Nie zabraknie jej tam ani przygód, ani obowiązków. Jadwiga Jagnieszka Królówna nie boi się jednak pracy, bo w domu była najstarsza, a chłopaka w obejściu brakowało, więc musiała pomagać w gospodarstwie od najmłodszych lat. Jadwiga Andegaweńska również musiała opuścić dom rodzinny i udać się w nieznane strony. Miała zostać królową, chociaż była jeszcze dzieckiem. Szybko musiała dorosnąć, bo jej poukładane życie zostanie wywrócone do góry nogami.
Piękna opowieść przeznaczona raczej dla dziewcząt, pełno w niej uroczych opisów życia na zamku, prac przy hafcie, czy przygotowań do Bożego Narodzenia. Nawet wątek miłosny się znajdzie :)
"W komnacie królowej na Wawelu okna błyszczały długo w noc. Jadwiga, król Polski, siedziała na brzegu szerokiego łoża i w zamyśleniu splatała czarny warkocz".
"Jadwiga i Jagienka" to jedna z moich ulubionych książek z dzieciństwa. Opowiada ona historię wiejskiej dziewczyny, którą przypadkowo spotkana przyszła królowa zabiera ze sobą na Wawel. Nie zabraknie jej tam ani...
1999
Dzielny Szczur Wodny, szalony pan Ropuch, spokojny pan Kret oraz kilka innych zwierząt. Moi znajomi z dzieciństwa, z którymi przeżyłam wiele sympatycznych przygód w ich wesołym świecie. Uczyli mnie jak ważna jest przyjaźń i ile wysiłku czasem trzeba, żeby pomóc przyjacielowi w potrzebie.
Najbardziej zapadły mi w pamięć przygody Ropucha, który uwielbiał szybką jazdę samochodem, często powodował kraksy, a pewnego dnia postanowił pokazać się światu w wydaniu praczki. Najbardziej irytująca, ale też najciekawsza postać, której mimo wszystkich wad trudno nie polubić, nawet razem z jej dziwactwami.
Będąc dzieckiem pewnie nie byłam w stanie docenić wielu jej zalet, ale nawet po powtórnym przeczytaniu po latach, na pierwszy plan wysuwają się u mnie zwykłe, dziecięce uczucia i wspomnienia. Nie żadne wzniosłe interpretacje, walory językowe i tym podobne. Wiem, że jest to książka wymieniana w liście 100 książek, które warto przeczytać według BBC, pewnie tęższe głowy ode mnie o tym zadecydowały, doceniając jej wszystkie niewymienione przeze mnie zalety. Myślę jednak, że nie będziecie zawiedzeni, nawet jeżeli przeczytacie te sympatyczne opowieści będąc już ciut starszymi niż dzieciaki.
Dzielny Szczur Wodny, szalony pan Ropuch, spokojny pan Kret oraz kilka innych zwierząt. Moi znajomi z dzieciństwa, z którymi przeżyłam wiele sympatycznych przygód w ich wesołym świecie. Uczyli mnie jak ważna jest przyjaźń i ile wysiłku czasem trzeba, żeby pomóc przyjacielowi w potrzebie.
Najbardziej zapadły mi w pamięć przygody Ropucha, który uwielbiał szybką jazdę...
2002
"Opium w rosole" to jedna z moich ulubionych części Jeżycjady. Losy sióstr Borejko tym razem są tylko tłem, będziemy mieli za to przyjemność poznać Maćka Ogorzałkę, jego koleżankę Kreskę, która jest wnuczką profesora Dmuchawca oraz psotną Genowefę Lompke alias Pompke vel Bompke (i jej inne pseudonimy artystyczne, kto by je tam wszystkie spamiętał :))
Chociaż nie ma już mięsa na kartki, to jednak część problemów przedstawionych w książce jest nadal aktualna. Szczenięce zauroczenia dalej przyprawiają młodzież o ból głowy i początki szaleństwa, zapracowani rodzice, którzy nie mają czasu dla swoich dzieci również nie są rzadkością. Tylko chyba już tej sympatycznej atmosfery nie uświadczy człowiek, bo teraz ludzie patrzą na siebie bardziej wilkiem, z sąsiadami to głównie formalnie burknięte "dzień dobry". Chociaż może ja w złym miejscu mieszkam, a gdzieś jeszcze są ludzie podobni do sąsiadów Borejków.
Książkę polecam, mnie ona niezmiennie od lat wprowadza w dobry humor.
"Opium w rosole" to jedna z moich ulubionych części Jeżycjady. Losy sióstr Borejko tym razem są tylko tłem, będziemy mieli za to przyjemność poznać Maćka Ogorzałkę, jego koleżankę Kreskę, która jest wnuczką profesora Dmuchawca oraz psotną Genowefę Lompke alias Pompke vel Bompke (i jej inne pseudonimy artystyczne, kto by je tam wszystkie spamiętał :))
Chociaż nie ma już...
2004
"Grandmére pokręciła głową.
- Po raz ostatni wstałam o szóstej rano, kiedy Niemcy bombardowali pałac, w czasie wojny. Nic poza ostrzałem artyleryjskim nie powinno wyrywać księżniczki z łóżka przed ósmą".
Zaczynam żałować, że zamiast księżniczką zostałam dentystką. Ja również uważam wstawanie przed ósmą za barbarzyństwo!
Króciutka i raczej nudna historyjka o tym, że Mia wyrusza na szkolny wyjazd, który nie do końca spełni jej oczekiwania. A te miała spore - pięć dni z Michaelem Moscovitzem, gwiaździste niebo, romantyczne spacery i czułe pocałunki. Spanie w namiocie i brak łazienki raczej nie pasują do tego idealnego zestawu, więc nasza księżniczka z ulgą powita swój dom. Pomoc potrzebującym nie zastąpi własnego łóżka i gorącego prysznica.
"Grandmére pokręciła głową.
- Po raz ostatni wstałam o szóstej rano, kiedy Niemcy bombardowali pałac, w czasie wojny. Nic poza ostrzałem artyleryjskim nie powinno wyrywać księżniczki z łóżka przed ósmą".
Zaczynam żałować, że zamiast księżniczką zostałam dentystką. Ja również uważam wstawanie przed ósmą za barbarzyństwo!
Króciutka i raczej nudna historyjka o tym, że Mia...
2004
"Ja sama zawsze napełniam miseczkę Grubego Louie po wrąbek, bo nigdy nie wiadomo, kiedy na Manhattanie zapanuje nagła zaraza i zabije wszystkich poza kotami. Gruby Louie nie może sam sobie nasypać jedzenia, jako że kocie łapki są pozbawione kciuków, więc trzeba mu wsypywać trochę jedzenia na zapas, na wypadek gdybyśmy wszyscy umarli i w pobliżu nie byłoby nikogo, kto by mógł otworzyć mu torbę z kocimi chrupkami".
Koty może i są pozbawione kciuków, ale za to mają ostre ząbki i pazury, możecie mi wierzyć - otworzenie torby z kocimi chrupkami to dla nich żaden problem.
Perypetii uczuciowych księżniczki ciąg dalszy. Chłopak jest, ale czy kocha? Może tylko lubi jak przyjaciółkę? A tak w ogóle to jak można kochać kogoś tak beznadziejnego jak ja?! Księżniczka czy nie, Mia koniecznie powinna popracować nad pewnością siebie.
"Ja sama zawsze napełniam miseczkę Grubego Louie po wrąbek, bo nigdy nie wiadomo, kiedy na Manhattanie zapanuje nagła zaraza i zabije wszystkich poza kotami. Gruby Louie nie może sam sobie nasypać jedzenia, jako że kocie łapki są pozbawione kciuków, więc trzeba mu wsypywać trochę jedzenia na zapas, na wypadek gdybyśmy wszyscy umarli i w pobliżu nie byłoby nikogo, kto by...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2004
"Gdybyście byli na miejscu Michaela Moscovitza - no wiecie, prymusa, którego przyjęto na uniwersytet Columbia jeszcze przed normalnymi zapisami - z kim byście woleli się spotykać? Z dziewczyną, która potrafi klonować muszki owocowe we własnej sypialni, czy z dziewczyną, która ma ledwie tróję z algebry w pierwszej licealnej, i to mimo że JEJ MATKA JEST ŻONĄ NAUCZYCIELA TEGO PRZEDMIOTU?"
Problemy miłosne nastolatków, nagminnie zresztą przez zainteresowanych wyolbrzymiane, bywają naprawdę urocze :) Anonimowe wyznania miłosne, wielotygodniowe podchody do powiedzenia "cześć" i inne tego typu sprawy nie ominęły i mnie, więc czytając o perypetiach głównej bohaterki miałam okazję trochę powspominać. Wiem, brzmię jak osiemdziesięcioletnia staruszka, ale jeżeli dożyję tak sędziwego wieku, zapewne przeczytam jeszcze raz "Pamiętnik księżniczki" żeby powspominać stare czasy.
Część trzecia przepełniona jest problemami sercowymi młodej księżniczki, a zakończenie... miód i orzeszki.
"Gdybyście byli na miejscu Michaela Moscovitza - no wiecie, prymusa, którego przyjęto na uniwersytet Columbia jeszcze przed normalnymi zapisami - z kim byście woleli się spotykać? Z dziewczyną, która potrafi klonować muszki owocowe we własnej sypialni, czy z dziewczyną, która ma ledwie tróję z algebry w pierwszej licealnej, i to mimo że JEJ MATKA JEST ŻONĄ NAUCZYCIELA TEGO...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2000
Trudno o bardziej spektakularny początek wielkiej przyjaźni, niż obrona przed obleśnym górskim trollem.
Pierwszą część przygód Harry'ego Pottera przywiozła ze sobą moja kuzynka, kiedy przyjechała do mnie na wakacje. Nastąpiła wymiana książek jak to robiłyśmy za każdym razem i tym sposobem udało mi się przeczytać pierwszą część słynnej serii.
Teraz pewnie narażę się większości czytelników, ale nie porwała mnie ta książka. Przynajmniej nie na tyle, żeby sięgnąć po kolejne części i przez kolejne 12 lat była jedyną częścią o młodym czarodzieju, którą przeczytałam :) Tak oto ominął mnie szał i "potteromania", nie wyczekiwałam w kolejkach po kolejne tomy, pewnie dlatego nie nabrałam bezwarunkowego uwielbienia do tych książek.
W 2012 roku, jako osoba już bardziej niż mniej dorosła, postanowiłam zapoznać się w końcu z całą serią (a jak postanowiłam tak zrobiłam, bo nie rzucam słów na wiatr :P) i trochę zaczęłam żałować, że nie zrobiłam tego już wcześniej. Mimo bardzo dobrych wrażeń po lekturze, pierwszy tom nadal uważam za ten najsłabszy z serii.
Oczywiście, wszystko rozkręci się z czasem, pewnie dlatego poszukiwania kamienia filozoficznego przy późniejszych wydarzeniach wydają się po prostu dziecięcą zabawą. Gdybym nie znała dalszych losów bohaterów pewnie nie kręciłabym tak nosem, ale co się zobaczyło już się nie odzobaczy.
Trudno mi wystawić ocenę, jednak ostatecznie bardziej skłaniam się jednak ku tej dobrej. Dobry z plusem, Harry Potterze :)
Trudno o bardziej spektakularny początek wielkiej przyjaźni, niż obrona przed obleśnym górskim trollem.
Pierwszą część przygód Harry'ego Pottera przywiozła ze sobą moja kuzynka, kiedy przyjechała do mnie na wakacje. Nastąpiła wymiana książek jak to robiłyśmy za każdym razem i tym sposobem udało mi się przeczytać pierwszą część słynnej serii.
Teraz pewnie narażę się...
2004
"Chciałabym wiedzieć jedno - jeśli mam tatę księcia, dlaczego muszę uczyć się algebry?"
"Pamiętnik księżniczki" to opowieść o tym, że zwykła nastolatka z Nowego Jorku dowiaduje się, że jest prawdziwą księżniczką. Mimo iż jest to historia naiwna i dość głupiutka, przeczytałam ją będąc mniej więcej w wieku głównej bohaterki i wykształcił się we mnie pewien sentyment do tej serii. Myślę, że obecność tej książki na liście BBC jest wynikiem zbiorowej histerii nastolatek i podrośniętych nastolatek, które w cielęcym wieku ją przeczytały. Prawdę mówiąc nie jest to dzieło, które może wnieść coś wartościowego do czyjegoś życia. Ale przynajmniej bywa zabawne, czego nie mogłam powiedzieć o książkach pani Wilson.
Moim zdaniem to książka dla nastolatek, dorosły czytelnik może ciężko odchorować biadolenie piętnastolatki, którą zmuszono do zakładania cienkich rajstop i zniszczono plany na przyszłość obejmujące ratowanie wielorybów.
"Chciałabym wiedzieć jedno - jeśli mam tatę księcia, dlaczego muszę uczyć się algebry?"
"Pamiętnik księżniczki" to opowieść o tym, że zwykła nastolatka z Nowego Jorku dowiaduje się, że jest prawdziwą księżniczką. Mimo iż jest to historia naiwna i dość głupiutka, przeczytałam ją będąc mniej więcej w wieku głównej bohaterki i wykształcił się we mnie pewien sentyment do tej...
2002
Przygody kolejnej z sióstr Borejko, Idy, czytałam zawsze z dużą przyjemnością. Szalona dziewczyna zbuntowała się przeciwko wyzyskowi swej osoby, jakiemu oddawała się jej rodzina i uciekła z wakacji nad jeziorem. Nie przewidziała jednak takich komplikacji jak brak funduszy na jedzenie i dokuczająca samotność. Aby zaradzić obydwu niedogodnościom, sprytna Ida zatrudnia się jako dama do towarzystwa u pewnego starszego pana. A to dopiero początek jej perypetii, z którymi będziemy mieli przyjemność zapoznać się w tej części.
Jako dziecko podobało mi się w tej książce wszystko. Teraz, jako dorosła osoba, mam kilka zastrzeżeń. Chodzi mi głównie o chorobę, którą autorka "uraczyła" jedną z postaci - dokładniej mówiąc o dysplazję włóknistą (dysplasia fibrosa). Miałam wątpliwą przyjemność odpowiadania z tego zagadnienia na egzaminie dyplomowym z chirurgii szczękowo-twarzowej. Autorka lekko naciągnęła fakty do potrzeb książki (operacje modelujące wykonuje się i owszem, ale u osób, które zakończyły wzrost, u chłopców może to trwać trochę dłużej niż do 18 roku życia). To jednak taka mała nieścisłość, że można wybaczyć.
Z książki jednak również wynikało, że to choroba o zagrożeniu porównywalnym do kataru ("A więc to naprawdę coś groźnego. [...] -Ale proszę pana, proszę pana, nic podobnego! Upewniłam się dwa razy. Wszystko to fraszka. [...] Że to rzeczywiście dysplasia fibrosa. Tak jak mówiłam, w pełni uleczalna."). Ja nie powiedziałabym o chorobie, w której istnieje ryzyko zezłośliwienia do mięsaka kości, że to "fraszka", ale to tylko moje zdanie :)
Tak to studia zepsuły mi trochę przyjemność z czytania książki z dzieciństwa, a to niedobre, niedobre studia! :D
Przygody kolejnej z sióstr Borejko, Idy, czytałam zawsze z dużą przyjemnością. Szalona dziewczyna zbuntowała się przeciwko wyzyskowi swej osoby, jakiemu oddawała się jej rodzina i uciekła z wakacji nad jeziorem. Nie przewidziała jednak takich komplikacji jak brak funduszy na jedzenie i dokuczająca samotność. Aby zaradzić obydwu niedogodnościom, sprytna Ida zatrudnia się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2002
Pierwszą częścią Jeżycjady jaka wpadła mi pewnego dnia w ręce w szkolnej bibliotece był "Kwiat kalafiora". Intrygujący tytuł, nawet jak dla uczennicy szkoły podstawowej. Książka spodobała mi się straszliwie, więc pani bibliotekarka zostawiała dla mnie dalsze tomy, które pochłaniałam w bardzo szybkim tempie. Za "Szóstą klepkę" zabrałam się trochę później i niestety, nie przypadła mi do gustu aż tak bardzo jak "Kwiat kalafiora" i późniejsze części.
Perypetie życiowe dziewczyny, o uroczym przezwisku Cielęcina, są opisane z humorem charakterystycznym dla autorki, jednak kolejne odsłony Jeżycjady podobały mi się bardziej.
Podobnie jest teraz, po latach, kiedy ponownie zabrałam się za całą serię. Zaczęłam jednak tym razem od "Szóstej klepki". Miła książka, którą poleciłabym bez wahania młodszym czytelnikom, ale nadal jest dla mnie jedną ze słabszych części, do której wracałam chyba najrzadziej.
Pierwszą częścią Jeżycjady jaka wpadła mi pewnego dnia w ręce w szkolnej bibliotece był "Kwiat kalafiora". Intrygujący tytuł, nawet jak dla uczennicy szkoły podstawowej. Książka spodobała mi się straszliwie, więc pani bibliotekarka zostawiała dla mnie dalsze tomy, które pochłaniałam w bardzo szybkim tempie. Za "Szóstą klepkę" zabrałam się trochę później i niestety, nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2002
"Kłamczuchę" przeczytałam zaraz po "Szóstej klepce", żeby nadrobić początki Jeżycjady. Anielka była dość denerwującą postacią, ale nie pozbawioną przy tym uroku, więc można jej było wybaczyć wybitną skłonność do przerabiania faktów dla własnych potrzeb. Ubawiłam się nieźle czytając o jej przygodach przeżywanych jako Franciszka Wyrobek ;)
Miło jest wrócić do książek z dzieciństwa, poczuć znów ten charakterystyczny klimat, jaki panował w książkach pani Musierowicz z tamtego okresu. Czasem żałuję trochę, że urodziłam się kilkanaście lat za późno. Uwielbiałam i nadal lubię czytać o perypetiach życiowych nastolatek z tamtych czasów, o szkole i domu, miłostkach i tych prawdziwych, namiętnych uczuciach, nawet o zawodach miłosnych. Szczególnie opisanych z takim humorem. Na przykład o takim, jaki miała w udziale Aniela, która przesadziła ze swoją Franciszkową rolą.
Gdyby tylko można było przenieść się chociaż na jakiś czas do mieszkania Kowalików i trochę poznać na własnej skórze ich wspólne, wesołe życie :) Chętnie wybrałabym się na taką wyprawę.
"Kłamczuchę" przeczytałam zaraz po "Szóstej klepce", żeby nadrobić początki Jeżycjady. Anielka była dość denerwującą postacią, ale nie pozbawioną przy tym uroku, więc można jej było wybaczyć wybitną skłonność do przerabiania faktów dla własnych potrzeb. Ubawiłam się nieźle czytając o jej przygodach przeżywanych jako Franciszka Wyrobek ;)
Miło jest wrócić do książek z...
2002
Mogłoby się wydawać, że w takim kwiecie kalafiora uroku żadnego nie ma, a do tego śmierdzi kapustą (chociaż uważam, że kapustą to nadal lepiej niż dentystą :P). W porównaniu z zaletami kwiatu jabłoni to i tak szans żadnych nie ma, chyba się zgodzicie. Co ma więc zrobić nastolatka, którą kolega porówna do kalafiora właśnie? Zamknąć się w swoim pokoju na wieczność i popaść w depresję? A może jednak to był komplement?
Gabriela Borejko to pierwsza z sióstr, z którymi będziemy mieli okazję się bliżej poznać. Dziewczę nie dość, że nękane mękami dorastania i pierwszej miłości, zostanie obarczone obowiązkami pani domu, bo ich mama trafi nagle do szpitala. Jak sobie poradzi Gaba z całym stadkiem swojego rodzeństwa i tatą, który myślami zawsze jest gdzieś daleko? Sprawdźcie sami ;)
Uwielbiam ten klimat panujący w domu Borejków, chętnie zgodziłabym się na tymczasową adopcję przez całą rodzinkę, żeby pobyć z nimi chociaż przez kilka dni.
Mogłoby się wydawać, że w takim kwiecie kalafiora uroku żadnego nie ma, a do tego śmierdzi kapustą (chociaż uważam, że kapustą to nadal lepiej niż dentystą :P). W porównaniu z zaletami kwiatu jabłoni to i tak szans żadnych nie ma, chyba się zgodzicie. Co ma więc zrobić nastolatka, którą kolega porówna do kalafiora właśnie? Zamknąć się w swoim pokoju na wieczność i popaść w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to1999
"[...]- Bo ja, proszę pana, jestem z milicji. Nazywam się Frączak, kapitan.
I machnął mi przed nosem legitymacją Milicji Obywatelskiej.
Pokazałem mu legitymację służbową Ministerstwa Kultury i Sztuki.
Popatrzył na mnie z uśmiechem:
- Pan reprezentuje kulturę czy sztukę? - zapytał.
- I jedno, i drugie.
- A radiowęzeł, czy to wchodzi w zakres kultury, czy sztuki?
- To zależy, co się przez niego nadaje - odparłem.
- A jeśli nic się nie nadaje, bo ktoś ukradł dwie lampy?
- No, to wtedy taki radiowęzeł wchodzi w zasięg działania milicji".
Nie zaprzeczam, że Nienacki cele miał szczytne - ochronę przyrody zawsze warto propagować. Niestety, spragnionej poszukiwania skarbów i historycznych wycieczek skwaw, ten indiański styl i brak tajemniczych schowków/planów/błyskotek trochę przeszkadzał. Wychowałam się w otoczeniu lasów, w domku oddalonym od innych siedzib ludzkich na rozsądną odległość i od dziecka fascynowała mnie przyroda, którą z zapałem poznawałam wyruszając co chwilę na jakieś wycieczki. Miałam to szczęście, że dla mnie takie rzeczy jak sterty śmieci i smugi oliwy na wodzie były czymś tak często spotykanym jak różowe, puchate jednorożce ;)
Przeczytałam książkę w dzieciństwie tylko raz, dopiero teraz do niej powróciłam, więc magia w tym przypadku nie działa i dlatego ocena jest niższa. Poza tym Nienacki trochę przesadził z urokiem milady, działała mi na nerwy, a mimo, że nie jestem feministką z wąsem, to nie zgadzam się z jego teorią:
"- Nie można niczego dobrego spodziewać się po skwaw, która zamiast gotować obiady i niańczyć dzieci, ugania się po lesie ze sztucerem"
Czuję, że to niestety obejmuje też uganianie się z kleszczami korzeniowymi za pacjentem po gabinecie (zamiast gotowania obiadów i niańczenia dzieci, których nawet na stanie nie posiadam). Tych w gabinecie nie niańczę tylko gnębię, więc się nie liczą :P
Dowiedziałam się natomiast jednej przydatnej rzeczy - to paskudztwo, które atakowało mnie w trakcie leśnych wycieczek nazywa się: strzyżak jelenica, stanowczo nie brzmi to dumnie.
A i moje uczucie do pana Tomasza pogłębiło się, gdyż okazał się on być:
"Chudy, zgarbiony, w dużych okularach, typowy mól książkowy".
Prawie ideał, normalnie chodząca trufla :)
Howgh! ;)
"[...]- Bo ja, proszę pana, jestem z milicji. Nazywam się Frączak, kapitan.
I machnął mi przed nosem legitymacją Milicji Obywatelskiej.
Pokazałem mu legitymację służbową Ministerstwa Kultury i Sztuki.
Popatrzył na mnie z uśmiechem:
- Pan reprezentuje kulturę czy sztukę? - zapytał.
- I jedno, i drugie.
- A radiowęzeł, czy to wchodzi w zakres kultury, czy sztuki?
- To zależy,...
2003
Jak już wspominałam w opinii o "Błękitnym zamku" Lucy Maud Montgomery, czytanie o perypetiach Ani było moim małym, szkolnym koszmarem. Chociaż wydawało mi się, że taka książka idealnie wpasuje się w mój gust, moje wspomnienia z pierwszego czytania obejmują tylko irytującą gadatliwość głównej bohaterki, zielone włosy i obowiązkową kartkówkę z treści, która nie poszła mi najlepiej, w związku z czym zbojkotowałam poznawanie dalszych losów Anki.
Od tamtego czasu minęło już kilkanaście lat i postanowiłam kolejny raz powrócić do Avonlea i marchewkowłosej sieroty. Dziewczyna miała talent do paplania, ale momentami kwiecistość tych wypowiedzi zwala z nóg. Na szczęście tylko chwilami, częściej możemy się pośmiać z różnych przygód, bo do wpadania w tarapaty Ania też miała predyspozycje. Uwielbiam moment, w którym odpyskowuje pani Linde, należało się wrednej babie, a sprawa ciasta walerianowego również zawsze mnie rozbawia.
Nigdy już nie powiem, że historia Ani z Zielonego Wzgórza jest dla mnie koszmarem. Odczarowałam tę opowieść i będę do niej wracać pewnie jeszcze nie jeden raz.
Jak już wspominałam w opinii o "Błękitnym zamku" Lucy Maud Montgomery, czytanie o perypetiach Ani było moim małym, szkolnym koszmarem. Chociaż wydawało mi się, że taka książka idealnie wpasuje się w mój gust, moje wspomnienia z pierwszego czytania obejmują tylko irytującą gadatliwość głównej bohaterki, zielone włosy i obowiązkową kartkówkę z treści, która nie poszła mi...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to1999
Nie pamiętam dokładnie kiedy przytargałam "Kubusia Puchatka" z biblioteki, ale na milion procent mogę stwierdzić, że musiałam być już wtedy na niego "za stara".
Miś o niewielkim potencjale intelektualnym nie mógł być dobrym partnerem dla zakochanej w Panu Samochodziku, żądnej przygód i wiedzy małolaty, którą wtedy niewątpliwie byłam. W tym momencie nie chciałabym nikogo urazić, jestem w stanie zrozumieć, że dla kogoś ta książka ma wielkie znaczenie sentymentalne i nie tylko. Moją najukochańszą książką z dzieciństwa, którą darzę przeogromnym uczuciem, są jednak "Dzieci z Bullerbyn" i nic nie może ich tego zasłużonego miejsca w moim serduszku pozbawić.
"Kubuś Puchatek" doczekał się właśnie dziś swojej drugiej szansy, ale nadal nie widzę w nim nic, co mogłoby mnie w jakiekolwiek sposób poruszyć, a skoro brak jakiegokolwiek sentymentu z dzieciństwa, to nie pozostaje mi nic innego, jak postawić "Kubusia" na półce, żeby już nigdy tam nie zaglądać.
Nie pamiętam dokładnie kiedy przytargałam "Kubusia Puchatka" z biblioteki, ale na milion procent mogę stwierdzić, że musiałam być już wtedy na niego "za stara".
Miś o niewielkim potencjale intelektualnym nie mógł być dobrym partnerem dla zakochanej w Panu Samochodziku, żądnej przygód i wiedzy małolaty, którą wtedy niewątpliwie byłam. W tym momencie nie chciałabym nikogo...
1998
Koszmar z dzieciństwa powraca.
OBCIĄĆ JEJ GŁOWĘ!
Po raz pierwszy przeczytałam historię Alicji jako dziecko, podejrzewam że minęło od tamtej pory jakieś dwadzieścia lat. Przez cały ten czas ani razu nie powróciłam do tej książki. Pamiętam, że podczas pierwszego czytania byłam bardziej przerażona niż urzeczona. Nawet teraz, jako człowiek dorosły, odczuwałam lekki niepokój podczas lektury.
Tak jak Małego Księcia nie lubię, tak Alicji się boję i raczej nie skuszę się więcej na powrót do króliczej nory. Tak, tak, przeczytałam w życiu tony horrorów i thrillerów, ale to właśnie przygody tej małej dziewczynki powodują, że czuję się nieswojo. Tylko niekoniecznie jestem przekonana, czy taki właśnie miał być cel tej historii.
Aż mnie ciarki przechodzą jak czytam, że Alicja wypiła zawartość buteleczki z napisem "WYPIJ MNIE", bo przecież nie było na nim oznaczenia, że jest trucizną. Może i faktycznie z takim podejściem nie miałabym szans na wspaniałą przygodę, ale też może nie straciłabym życia, gdyby jednak okazało się, że brak odpowiedniego oznaczenia nie wyklucza morderczej zawartości ;)
Koszmar z dzieciństwa powraca.
OBCIĄĆ JEJ GŁOWĘ!
Po raz pierwszy przeczytałam historię Alicji jako dziecko, podejrzewam że minęło od tamtej pory jakieś dwadzieścia lat. Przez cały ten czas ani razu nie powróciłam do tej książki. Pamiętam, że podczas pierwszego czytania byłam bardziej przerażona niż urzeczona. Nawet teraz, jako człowiek dorosły, odczuwałam lekki niepokój...
1995
Jeżeli wierzyć opowieściom mojej mamy to jest pierwsza książka w moim życiu, którą przeczytałam samodzielnie. W dzieciństwie czytałam ją bardzo wiele razy. Zaszywałam się gdzieś, żeby nikt mnie nie mógł oderwać od lektury i przenosiłam się w wesoły świat rodzeństwa z Bullerbyn. Książkę polecam wszystkim, ale szczególnie najmłodszym.
Moje dzieciństwo byłoby na pewno smutniejsze bez tej książki.
Jeżeli wierzyć opowieściom mojej mamy to jest pierwsza książka w moim życiu, którą przeczytałam samodzielnie. W dzieciństwie czytałam ją bardzo wiele razy. Zaszywałam się gdzieś, żeby nikt mnie nie mógł oderwać od lektury i przenosiłam się w wesoły świat rodzeństwa z Bullerbyn. Książkę polecam wszystkim, ale szczególnie najmłodszym.
Moje dzieciństwo byłoby na pewno...
Dzięki niej nauczyłam się czytać ja, a po latach uczyłam z niej literek moich siostrzeńców :)
Tyle miłych wspomnień i pozytywnych uczuć w głowie, a zobaczyłam tylko przypadkiem okładkę :)
Szkoda, że zaginęła gdzieś w akcji ucząc kolejne pokolenie.
Dzięki niej nauczyłam się czytać ja, a po latach uczyłam z niej literek moich siostrzeńców :)
Tyle miłych wspomnień i pozytywnych uczuć w głowie, a zobaczyłam tylko przypadkiem okładkę :)
Szkoda, że zaginęła gdzieś w akcji ucząc kolejne pokolenie.
"Krzyżaków" z działu powieści historycznych powinno przenieść się na dział horrorów, najlepiej ze skutkiem natychmiastowym. Prośbę moją motywuję tym, że na dźwięk tego tytułu większość młodzieży zaczyna wykazywać objawy wstrząsu psychicznego, traumy pourazowej i paniki.
Co tam "Lśnienie", w tych czasach to bajeczka dla grzecznych dzieci, ponure żniwo zniszczonej młodej psychiki jaką zebrali "Krzyżacy" jest nie do przebicia. Rodzice straszą nimi swoje dzieci, starsze rodzeństwo szepcze młodszemu pełnym napięcia, grobowym głosem: będziesz musiał przeczytać "Krzyżaków", wtedy zobaczysz czym jest cierpienie. Rzesze psychologów powinny składać hołd Sienkiewiczowi, który (nieświadomie, jak podejrzewam) tworząc tak mrożące krew w żyłach dzieło, stworzył podwaliny ich dzisiejszej pracy :)
Kiedyś bardziej lubiłam "Krzyżaków" (ba, uwielbiałam), jednak chyba czas przyznać, że Sienkiewicz wraz z dorastaniem traci na uroku. Nie jestem ponowną lekturą tak rozczarowana jak w przypadku "W pustyni i w puszczy", ale było kilka irytujących dorosłą mnie elementów, których jako dziecko absolutnie nie zauważałam. Zbyszek rozśmieszał mnie tym swoim średniowiecznym dresiarskim podejściem "masz jakiś problem?! - będziem się pojedynkować!", mimoza-blondyna oczywiście jest sienkiewiczowską bezradną "damą w opałach", tylko Jagienkę jak lubiłam, tak do dzisiaj lubię, bo to krzepka dziołcha była. Podobnie darzę sympatią Maćka, szczwany lis z niego.
Do "Krzyżaków" pewnie jeszcze kiedyś wrócę, mam jakiś sentyment do tej historii, a powieści historyczne zawsze dobrze mi się czytało.
"Krzyżaków" z działu powieści historycznych powinno przenieść się na dział horrorów, najlepiej ze skutkiem natychmiastowym. Prośbę moją motywuję tym, że na dźwięk tego tytułu większość młodzieży zaczyna wykazywać objawy wstrząsu psychicznego, traumy pourazowej i paniki.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toCo tam "Lśnienie", w tych czasach to bajeczka dla grzecznych dzieci, ponure żniwo zniszczonej młodej...