-
ArtykułyZawsze interesuje mnie najgorszy scenariusz: Steve Cavanagh opowiada o „Adwokacie diabła”Ewa Cieślik1
-
Artykuły[QUIZ] Harry Potter. Sprawdź, czy nie jesteś mugolemKonrad Wrzesiński31
-
ArtykułyW drodze na ekrany: Agatha Christie, „Sprawiedliwość owiec” i detektywka Natalie PortmanEwa Cieślik10
-
ArtykułyKsiążki na Pride Month: poznaj tytuły, które warto czytać cały rokLubimyCzytać73
Biblioteczka
2013
2007
Życie w pewnej małej, amerykańskiej społeczności widziane oczami niewinnego dziecka, które nie boi się mówić prawdy i pytać o niewygodne tematy. Panienka Jean Louise przedstawi wam obraz Maycomb w sposób bezkompromisowy, z wszystkimi jego zaletami, ale też i brudnymi sprawkami.
Podjęcie się przez Atticusa obrony Toma Robinsona, Afroamerykanina, który został posądzony o gwałt na białej dziewczynie, Mayelli Ewell, było niewątpliwie najważniejszym wątkiem w tej książce. Nie mogę jednak pominąć wspaniale poprowadzonego wątku obyczajowego rodziny Atticusa.
Dorastanie Jema i Skauta, którzy stopniowo poznają prawa rządzące światem dorosłych, połączyło się z wątkiem procesu Toma Robinsona. Dzieci każdego dnia zdobywały coraz to nowe doświadczenia, często ucząc się na własnych błędach. Poznały czym jest niesprawiedliwość, dwulicowość, fałsz i obłuda, ale również poświęcenie, współczucie i bezinteresowność.
Problem rasizmu poruszony przez autorkę był, zarówno wtedy jak i jest teraz, problemem poważnym. Trudno przejść obojętnie nad wynikiem prowadzonej w książce rozprawy sądowej. Znając zeznania świadków obu stron zastanawiamy się jakim cudem ława wydała taki, a nie inny wyrok. Trudno jest nam początkowo pojąć, że wygraną Atticusa był sam fakt, że obrady przysięgłych trwały tak długo. Kropla jednak w końcu wydrąży skałę, potrzeba do tego czasu i cierpliwości.
Książka ma wiele zalet, ale nie jest pozbawiona wad. Przeszkadzała mi trochę przesadna schematyczność w przedstawieniu problemu. Mimo to "Zabić drozda" jest oczywiście książką wartą uwagi. Polecam również film z Gregorym Peckiem w roli Atticusa Fincha.
Życie w pewnej małej, amerykańskiej społeczności widziane oczami niewinnego dziecka, które nie boi się mówić prawdy i pytać o niewygodne tematy. Panienka Jean Louise przedstawi wam obraz Maycomb w sposób bezkompromisowy, z wszystkimi jego zaletami, ale też i brudnymi sprawkami.
Podjęcie się przez Atticusa obrony Toma Robinsona, Afroamerykanina, który został posądzony o...
2007
Odwieczny dylemat - co jest lepsze: książka czy film? Prawie jak - co było pierwsze: jajko czy kura? Ja przychylam się do tej części ludzkości, która skłania się ku książce. Przyczyn tej decyzji oczywiście jest wiele, ale na pewno wszyscy zdajemy sobie sprawę, że zmieszczenie wszystkich wątków z kilkuset stron w kilkugodzinnym nawet filmie, bywa po prostu niewykonalne. Zazwyczaj książki są pełniejsze od ich ekranizacji, pozwalają na dowolną interpretację i użycie naszej wyobraźni. Dlatego najczęściej najpierw czytam oryginał, a później zapoznaję się z filmem na jego podstawie.
Co jednak powstanie gdy ktoś podejmie próbę zamiany pięknego filmu na książkę? Pewnie wszystko zależy od talentu śmiałka, który będzie to robił. Jak wypadła ta próba w przypadku "Stowarzyszenia umarłych poetów"? Moim zdaniem średnio.
Może gdyby autorka pokusiła się na dodanie coś od siebie efekt byłby lepszy, nie wiem. Z jednej strony strach się bać jak mogłoby to zepsuć tak dobrą historię, ale z drugiej w wyniku braku takiej ingerencji powstał twór straszliwie wtórny. Czytając książkę zaraz po obejrzeniu filmu miałam wrażenie, że autorka po prostu skopiowała scenariusz, prawie słowo w słowo. Objętość też nie jest zachęcająca, od razu widać, że nie będziemy mieli zbyt wielkiego pola do popisu dla naszej wyobraźni. Czytasz i czekasz na coś więcej, na drobne szczegóły, które sprawiają, że dana postać staje się jeszcze ciekawsza. Niestety, nie tym razem.
Ponowna lektura po latach nie zmieniła mojego zdania na temat tej książki. Może nie jest ona beznadziejna, ale tym razem wyjątkowo polecam film zamiast niej.
Odwieczny dylemat - co jest lepsze: książka czy film? Prawie jak - co było pierwsze: jajko czy kura? Ja przychylam się do tej części ludzkości, która skłania się ku książce. Przyczyn tej decyzji oczywiście jest wiele, ale na pewno wszyscy zdajemy sobie sprawę, że zmieszczenie wszystkich wątków z kilkuset stron w kilkugodzinnym nawet filmie, bywa po prostu niewykonalne....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-12-14
"Wziąć udział w śledztwie? (...) - Roosevelt, czyś ty postradał swój holenderski rozum? Alienista? Psycholog? (...) Jak się rozniesie, że zwerbowałeś kogoś takiego jak Kreizler... dalibóg, równie dobrze mógłbyś zatrudnić afrykańskiego szamana!"
Pomysł na umieszczenie akcji kryminału w czasach, w których zdejmowanie odcisków palców czy tworzenie profilu psychologicznego mordercy uznawano za bzdury, uważam za bardzo ciekawy, ale też ryzykowny.
Autor momentami świetnie wplatał w akcję elementy rozwoju kryminalistyki, jednak czasami mu to nie do końca przekonująco wychodziło. Liczyłam też na trochę więcej teorii psychologicznych rodem z tamtych czasów.
Klimat XIX-wiecznego Nowego Jorku z wszystkimi okropieństwami, brudem, niedogodnościami i problemami, z którymi radzić muszą sobie nasi śledczy wyszedł całkiem przekonująco, to działa na plus.
Minusem jest za to zbyt duża ilość nużących opisów z życia wszystkich bohaterów, momentami musiałam odkładać książkę na później, bo nie byłam w stanie przez nie przebrnąć na raz.
Akcja rozwija się powoli i przyspiesza tylko momentami, jednak nie uznaję tego za duży minus książki, jakoś mi to pasowało do całego pomysłu i wykonania.
Zakończenie moim zdaniem trochę mało wyraziste, nie zapada w pamięć.
Mimo drobnych minusów książkę polecam, ale raczej jako odmianę od "współczesnych" kryminałów.
"Wziąć udział w śledztwie? (...) - Roosevelt, czyś ty postradał swój holenderski rozum? Alienista? Psycholog? (...) Jak się rozniesie, że zwerbowałeś kogoś takiego jak Kreizler... dalibóg, równie dobrze mógłbyś zatrudnić afrykańskiego szamana!"
Pomysł na umieszczenie akcji kryminału w czasach, w których zdejmowanie odcisków palców czy tworzenie profilu psychologicznego...
2014-08-28
Muszę przyznać, że to jest specyficzna książka, jednak w żaden sposób nie jest to jej wada. Zaintrygował mnie pomysł wyjaśnienia zbrodni sprzed lat, która w pewnym sensie była dla głównego bohatera przełomowym momentem w życiu. Bardzo ciekawy był wątek z nie do końca zrównoważoną psychicznie Veronicą Lake, której postępowanie wprowadzało ten charakterystyczny klimat w książce: niepewności, duszności, trochę szaleństwa.
Zakończenie było zaskakujące chyba najbardziej przez swoją prostotę. Po jego przeczytaniu od razu przypomniało mi się stare powiedzenie mówiące, że "najciemniej jest zawsze pod latarnią".
Muszę przyznać, że to jest specyficzna książka, jednak w żaden sposób nie jest to jej wada. Zaintrygował mnie pomysł wyjaśnienia zbrodni sprzed lat, która w pewnym sensie była dla głównego bohatera przełomowym momentem w życiu. Bardzo ciekawy był wątek z nie do końca zrównoważoną psychicznie Veronicą Lake, której postępowanie wprowadzało ten charakterystyczny klimat w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
"Dziecko Rosemary" to świetna historia, która pokazuje, że do napędzenia stracha niekoniecznie trzeba używać wielkiej ilości makabry. W opinii świadomie pomijam tematykę, która w horrorze zawsze będzie mi pasować - narodziny księcia ciemności, Antychrysta. Nie to mnie przeraża w historii Rosemary. Bardziej niepokojący dla mnie jest związek Rosemary i Guy'a, dwóch na pozór bardzo kochających się osób, a jak wiadomo - pozory mylą.
Klimat w książce jest budowany powoli, ale za to skutecznie. Najpierw będzie wręcz cukierkowo, nowy dom, starania o dziecko zakończone sukcesem. Niestety, pasmo szczęścia zostanie przerwane, bo ciąża nie będzie dla naszej bohaterki łatwym okresem w jej życiu. Najpierw przyjdzie ból i z każdą kolejną stroną będziemy mogli obserwować pogłębiającą się depresję cierpiącej Rosemary. Czy ta trudna sytuacja odbije się na zdrowiu psychicznym głównej bohaterki? Jak dla mnie to otwarty temat, bo zakończenie można różnie interpretować.
Myślę, że kobietom łatwiej będzie wczuć się w sytuację Rosemary, przynajmniej ja zrobiłam to bez problemu. Dzięki temu miałam wątpliwą przyjemność poddania się panice i osaczeniu, które gnębiły naszą bohaterkę. Od przerażających snów, przez dziwnych sąsiadów po mroczne teorie i śmierć najbliższego przyjaciela. To faktycznie nie najlepsze warunki na oczekiwanie swojego pierwszego (i jakiegokolwiek innego) dziecka.
Film Polańskiego również bardzo lubię, chociaż ma pewnie w tym udział mój sentyment do horrorów z tamtych lat.
"Dziecko Rosemary" to świetna historia, która pokazuje, że do napędzenia stracha niekoniecznie trzeba używać wielkiej ilości makabry. W opinii świadomie pomijam tematykę, która w horrorze zawsze będzie mi pasować - narodziny księcia ciemności, Antychrysta. Nie to mnie przeraża w historii Rosemary. Bardziej niepokojący dla mnie jest związek Rosemary i Guy'a, dwóch na pozór...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to