-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1147
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać395
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński22
Biblioteczka
2014
2009
Najlepsza książka o wilkołakach z jaką miałam dotąd styczność. Moje ulubione futrzaste bestyjki zostały świetnie wkomponowane we współczesne realia, nikt nie wyje do księżyca w pełni i nie biega po ciemnym lesie, ale i tak jest super.
Jak czytałam ją po raz pierwszy to momentami przechodziły mnie ciarki (a to nie często się zdarza, naprawdę), była tam taka jedna scena, moja ulubiona z resztą, z balkonem w roli głównej, strach się bać! Nadal chętnie do niej wracam, chociaż już straciła walory straszące, bo znam ją na wylot. Polecam wszystkim zainteresowanym tematem wilkołaków, bo książek o tych stworach za dużo nie ma.
Film na podstawie tej książki (Wolfen z 1981 roku) również polecam, bardzo ładne i niekomputerowe futrzaki im tam wyszły.
Najlepsza książka o wilkołakach z jaką miałam dotąd styczność. Moje ulubione futrzaste bestyjki zostały świetnie wkomponowane we współczesne realia, nikt nie wyje do księżyca w pełni i nie biega po ciemnym lesie, ale i tak jest super.
Jak czytałam ją po raz pierwszy to momentami przechodziły mnie ciarki (a to nie często się zdarza, naprawdę), była tam taka jedna scena,...
2007
"Zew krwi" to moje pierwsze spotkanie z autorką. Poszukując krwistych horrorów o wilkołakach natknęłam się właśnie na tę książkę. Opowiada ona o Skinnerze Cade, samotniku szukającym własnej drogi życiowej, a poszukiwania te okazują się być zaskakująco krwiste i futrzaste.
Skinner Cade zawsze był inny niż wszystkie dzieciaki. Po śmierci matki dowiedział się, że jest adoptowany i wyruszył w podróż aby poznać prawdę o sobie. Niestety szybko wpadł w tarapaty i wylądował w więzieniu, gdzie dwóch opryszków chciało mu zrobić krzywdę... Wtedy we własnej obronie, dość nieoczekiwanie dla niego samego i wyżej wymienionych więźniów, przemienił się w wilkołaka i po raz pierwszy posmakował ludzkiego ciała i krwi. Czy mu zasmakowało, tego dowiecie się już z książki.
Dalej jest już tylko więcej krwi, mięcha i wnętrzności. A w komplecie do tego dużo seksu, futra i jeszcze więcej krwi i wnętrzności. Wrażliwym na takie tematy ksiązki nie polecamy.
Rockowa kapela Vargr rządzi :)
Fanom wilkołaków (a nawet kojotołaków), którzy mają ochotę na trochę rozrywki bez zbytniego wysilania umysłu na pewno książka się spodoba.
"Zew krwi" to moje pierwsze spotkanie z autorką. Poszukując krwistych horrorów o wilkołakach natknęłam się właśnie na tę książkę. Opowiada ona o Skinnerze Cade, samotniku szukającym własnej drogi życiowej, a poszukiwania te okazują się być zaskakująco krwiste i futrzaste.
Skinner Cade zawsze był inny niż wszystkie dzieciaki. Po śmierci matki dowiedział się, że jest...
2014-11-23
"- Jesteś stworem z piekła - warknął.
- W takim razie kim jest mój pan?"
Lubię zarówno historie o wilkołakach jak i opowieści osadzone w czasach średniowiecza, ale czy połączenie tych dwóch elementów to nie za dużo szczęścia na raz?
Okazuje się, że "Wilczy miot" to całkiem udana opowieść o rycerzach zakonu krzyżackiego, nawracaniu pogan i oczywiście wilkołakach, a wszystko to dzieje się w trzynastowiecznych Prusach.
Wykorzystywanie włochatych bestii w procesie chrystianizacji - to dość niekonwencjonalny pomysł.
Książka poza głównym tematem (chrystianizacja wilkołakami) nie jest zbyt zaskakująca, okładkę ma raczej fatalną, ale ma też sporo plusów. Po pierwsze - wilkołaki opisane są tak jak według mnie powinny - jako krwiożercze bestie. Krwi, wnętrzności i tym podobnych atrakcji w związku z tym faktem jest sporo. Wątek miłosny nie jest przesłodzony, przynajmniej nikt się nie świeci w świetle promieni słonecznych, ani nie posiada innych równie irytujących cech. Jest raczej mało romantycznie, momentami wręcz brutalnie i okrutnie, więc poszukującym ckliwych historii miłosnych rodem ze "Zmierzchu" książkę odradzam. Główna bohaterka może trochę zbyt idealna (młoda, piękna, inteligentna, silna i urocza), ale od czasu do czasu porasta futrem i lubi przegryźć surowy sarni (lepiej ludzki) udziec, więc przymknęłam na to oko ;)
Poza czystą rozrywką autor serwuje nam też trochę dylematów moralnych głównej bohaterki, zwraca uwagę na fałszywe i pełne pozorów postępowanie ludzi.
"Jeżeli ona miała spłonąć, jej panowie z zakonu krzyżackiego powinni upiec się w tym samym ogniu."
Książkę polecam wszystkim fanom opowieści o wilkołakach.
"- Jesteś stworem z piekła - warknął.
- W takim razie kim jest mój pan?"
Lubię zarówno historie o wilkołakach jak i opowieści osadzone w czasach średniowiecza, ale czy połączenie tych dwóch elementów to nie za dużo szczęścia na raz?
Okazuje się, że "Wilczy miot" to całkiem udana opowieść o rycerzach zakonu krzyżackiego, nawracaniu pogan i oczywiście wilkołakach, a...
2014-11-24
"Czy doprawdy tak duża jest różnica między wilkiem, który staje się człowiekiem, a człowiekiem, który staje się wilkiem?"
Po pozytywnym zaskoczeniu pierwszą częścią sięgałam po kontynuację z pewnymi oczekiwaniami. Niestety, tym razem trochę się przeliczyłam. Na szczęście tylko odrobinkę. Książka nie jest zła, ale jak dla mnie w porównaniu do części pierwszej wypada słabiej, chociaż okładkę ma już trochę lepszą :)
Tak jak w "Wilczym miocie" dylematy moralne głównej bohaterki oceniłam na plus, tak tutaj momentami miałam już dosyć łagodnej, cnotliwej i doświadczonej przez los Marii wraz z jej podejściem do życia. Niezmiernie irytowały mnie również przejawy jej podwójnej moralności.
Wątek miłosny oklepany, jeden kandydat jest zły a drugi dobry, a nasza biedna Marysia musi wybierać co jest dla niej w życiu ważniejsze.
Momentami było krwawo, ale niestety tym razem bez atrakcji typu palenie na stosie, raczej zwykła jatka wilkołaka z jego przeciwnikami i to niestety tylko od czasu do czasu.
Mimo tych kilku wad książka wciąga, szczególnie jak ktoś lubi sobie poczytać o wilkołaczych sierściuchach.
"Czy doprawdy tak duża jest różnica między wilkiem, który staje się człowiekiem, a człowiekiem, który staje się wilkiem?"
Po pozytywnym zaskoczeniu pierwszą częścią sięgałam po kontynuację z pewnymi oczekiwaniami. Niestety, tym razem trochę się przeliczyłam. Na szczęście tylko odrobinkę. Książka nie jest zła, ale jak dla mnie w porównaniu do części pierwszej wypada...
2016-03-28
W części ósmej główną bohaterką jest Hilda, tytułowa córka hycla. W związku z profesją jej ojca (pomoc w wykonywaniu obowiązków kata), nie jest to postać uwielbiania przez okolicznych mieszkańców wsi. Nawet można zaryzykować stwierdzenie, że nikt jej nie lubi, chociaż tak naprawdę nikt z wiejskiej społeczności jej nie zna. Wiele lat musiała Hilda znosić cierpienia samotności i opuszczenia, o zgorzkniałym ojcu i jego wiecznych narzekaniach nie wspominając. Pewnego dnia jednak wstrząsające dla okolicznych mieszkańców wydarzenie odmieni jej życie. Podczas orki zostaną odnalezione ciała zamordowanych kobiet, a na wieś padnie przerażająca wizja grasującego w ciemnych lasach wilkołaka. Czy to futrzasta bestia winna jest mordu? Ja Wam nie powiem, dowiecie się po lekturze "Córki hycla", albo wcale ;).
Tom ósmy podobał mi się bardziej niż poprzedni. Mimo iż pod względem fabularnym niewiele się zmieniło, to jednak motyw wilkołaka bardzo przypadł mi do gustu. Ciemne lasy, pełnia księżyca, futro, kły i pazury. Tak, moje klimaty. Historia Hildy zaś jest oklepana, banalna i nie ma w niej nic odkrywczego, ale po lekturze poprzednich tomów nie spodziewałam się niczego więcej. Czasem lubię poczytać sobie przewidywalne romansidła, ale niekoniecznie osadzone w takim okresie. Taki jest jednak urok tej sagi, tak pisze Sandemo. Można to przeżyć, więc sięgam po kolejny tom.
W części ósmej główną bohaterką jest Hilda, tytułowa córka hycla. W związku z profesją jej ojca (pomoc w wykonywaniu obowiązków kata), nie jest to postać uwielbiania przez okolicznych mieszkańców wsi. Nawet można zaryzykować stwierdzenie, że nikt jej nie lubi, chociaż tak naprawdę nikt z wiejskiej społeczności jej nie zna. Wiele lat musiała Hilda znosić cierpienia...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2010
Książka jest króciutka, jak dla mnie tak na 30min :)
W porównaniu do objętości innych dzieł Kinga to prawie jak jakieś mikro opowiadanie.
Większość czytelników się jej tak strasznie czepia, że beznadziejna jest i w ogóle, ale ja się tam cieszę, że mnie mistrzunio King wilkołakami uraczył. Nawet w takiej formie, i płakać z tego powodu na pewno nie będę.
Lubię tematykę wilkołaków i dlatego tak wysoko oceniam ten tytuł, bo jeżeli chodzi o sam motyw to wszystko jest na miejscu: była bestia? Była. Śmierdząca i paskudna z wielkimi zębami i pazurami - czyli taka jaka powinna być. Było trochę krwi i drapania w okna po nocach.
Tylko szkoda, że z tego motywu nie powstała "pełna" książka w stylu Kinga, podejrzewam, że byłaby jedną z moich ulubionych :) Taka wiecie, ponad 1000 stron byłaby w sam raz! A tak tylko siedem gwiazdek, mniej nie dam, w końcu książek o wilkołakach miałam się zbytnio nie czepiać ;)
Książka jest króciutka, jak dla mnie tak na 30min :)
W porównaniu do objętości innych dzieł Kinga to prawie jak jakieś mikro opowiadanie.
Większość czytelników się jej tak strasznie czepia, że beznadziejna jest i w ogóle, ale ja się tam cieszę, że mnie mistrzunio King wilkołakami uraczył. Nawet w takiej formie, i płakać z tego powodu na pewno nie będę.
Lubię tematykę...
2008
Daniel Velhmund stał się wilkołakiem. Nie widział nigdy żadnego innego wilkołaka na oczy, nic go nie ugryzło, nawet nie skubnęło. Przyczyną jego stanu jest skradziony z grobowca przeklęty klejnot, co może i jest dość oryginalne, jednak wolę standardowe wilkołacze dziabnięcie przemieniające nieszczęśnika w porastającą futrem w czasie pełni maszkarę. W końcu im więcej razy wilkołak użyje swoich zębów w książce tym lepiej.
Nasza bestyjka postanawia przepłynąć się statkiem, do końcowego portu dociera on jednak bez załogi, z jednym tylko pasażerem… chyba już coś takiego gdzieś kiedyś czytałam :)
W najbliższej okolicy podczas pełni księżyca zaczynają się dziać straszne rzeczy, wilkołak sukcesywnie redukuje populację zamieszkującą okoliczne wsie i nie tylko, pańska krew wilkołaka też tuczy. Sceny przemian i ataków są całkiem dobrze opisane, może trochę monotonnie, ale przecież wilkołak nie będzie tańczył kankana między jednym podgryzieniem gardła a drugim, żebym się tylko nie nudziła. Rzeź to rzeź.
Niestety w międzyczasie poznajemy historię irytującej rudowłosej piękności, która dzięki dobremu ożenkowi z obory przenosi się na salony, wieś jednak nie do końca z niej wyjdzie, po pewnym czasie jej zwierzątkiem domowym zostanie owca. Jak można się domyślić historia pięknej połączy się z historią bestii. Zakończenie przez to ucierpi, ale da się przeżyć.
Daniel Velhmund stał się wilkołakiem. Nie widział nigdy żadnego innego wilkołaka na oczy, nic go nie ugryzło, nawet nie skubnęło. Przyczyną jego stanu jest skradziony z grobowca przeklęty klejnot, co może i jest dość oryginalne, jednak wolę standardowe wilkołacze dziabnięcie przemieniające nieszczęśnika w porastającą futrem w czasie pełni maszkarę. W końcu im więcej razy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-05-26
Podejrzewam, że gdyby King postanowił wydać kiedyś listy swoich zakupów w sklepie spożywczym w formie książki, to i tak by mi się podobało :) W związku z powyższym zdaję sobie sprawę, że moje oceny jego twórczości są mocno subiektywne i raczej przepełnione ślepym zachwytem niż jakąkolwiek trzeźwą analizą. To nieuleczalne, proszę nie regulować odbiorników.
W przypadku "Talizmanu" pojawił się jednak pewien "problem" w postaci pana Petera Strauba. Zupełnie nie miałam pojęcia, czego się w takim układzie sił twórczych można po tej książce spodziewać i jakoś tak nie za bardzo spieszno mi było się przekonać, mimo że stała na mojej kingowej półce już dłuższy czas. Okazało się to błędem.
"Talizman" jest dla mnie bardziej baśnią niż czymkolwiek innym i jako taka bardzo mi się ta książka spodobała. Wiem, że nie ma w niej nic zaskakującego, nasz Jack sobie wędruje i wędruje, przeżywa różne przygody i w ogóle jest super fajny. Ale nawet mimo tej pozornej nudy ja dałam się zupełnie wciągnąć w świat Terytoriów i momentami czułam się znów jak dziecko, wyobraźnia pracowała mi na wysokich obrotach. No i były moje ulubione wilkołaki, normalnie nie mam się do czego przyczepić :) Jestem pozytywnie zaskoczona, bo wydawało mi się, że w życiu mi się nie uda przebić przez tę książkę, a opis z okładki mnie w tym utwierdzał.
Myślę jednak, że jeszcze kiedyś wrócę do "Talizmanu" żeby przeżyć tę wędrówkę po raz kolejny.
Podejrzewam, że gdyby King postanowił wydać kiedyś listy swoich zakupów w sklepie spożywczym w formie książki, to i tak by mi się podobało :) W związku z powyższym zdaję sobie sprawę, że moje oceny jego twórczości są mocno subiektywne i raczej przepełnione ślepym zachwytem niż jakąkolwiek trzeźwą analizą. To nieuleczalne, proszę nie regulować odbiorników.
W przypadku...
2014-07-14
Wilki i wilkołaki to moi ulubieńcy jeżeli chodzi o horrorowe maszkary. Dlatego też rzadko czepiam się książek, których głównymi bohaterami są te właśnie futrzaczki.
Tym razem autor popełnił raczej coś na kształt thrillera, ale efekt końcowy jest całkiem znośny. Nie jest to może cud literatury, ale po opisie na okładce spodziewałam się czegoś gorszego, znacznie gorszego.
Podobało mi się rozwiązanie kwestii wilczej, wcześniej nie spotkałam się z takim pomysłem.
Książek o wilkołakach (takich prawdziwych, krwiożerczych, nie o tych zakochanych psiaczkach-misiaczkach do poprzytulania) nie ma jakoś szczególnie dużo, więc cieszę się tym co mam. Lepszy taki wilkołak niż świecący w słońcu wampir :)
Wilki i wilkołaki to moi ulubieńcy jeżeli chodzi o horrorowe maszkary. Dlatego też rzadko czepiam się książek, których głównymi bohaterami są te właśnie futrzaczki.
Tym razem autor popełnił raczej coś na kształt thrillera, ale efekt końcowy jest całkiem znośny. Nie jest to może cud literatury, ale po opisie na okładce spodziewałam się czegoś gorszego, znacznie...
„Bezduszna” to romansidło historyczne z elementami nadprzyrodzonymi – znajdziemy tu trochę wampirów, wilkołaków oraz ludzi bez duszy, którzy samym tylko dotykiem swojej ofiary potrafią wszelaką „nadprzyrodzoność” odwołać. Dokładniej mówiąc „bezdusznych”, bo tak się oni zaskakująco zwą, jest znacząco mniej – w książce zanotowano sztuk jeden. Do tego pod postacią panny, oczywiście jak to w romansidle bywa, starej. No i raczej mało urodziwej, żeby nie było wątpliwości. Na szczęście nie pozbawionej żadnych zalet, bo inteligentnej i wygadanej, ale to jej raczej nie przysporzyło adoratorów. Wtedy w cenie poza zupełnie innym typem urody niż reprezentowanym przez pannę Tarabotti była także uległość, delikatność i przede wszystkim młodość, a naszej bohaterce (jak na ówczesne czasy) niestety było już bliżej cmentarza niż ślubnego kobierca.
Jak na klasykę gatunku przystało jest też on, najbardziej męski samiec jaki tylko mógł być, tym razem dosłownie, bo lord Maccon jest wilkołakiem. Do tego samcem alfa lokalnej watahy, więc wszyscy się go boją, a że jest oczywiście przystojny i bogaty to mdleje na jego widok większość panien na wydaniu, w celu oczywiście wiadomym, trenują takie sceny w ramach codziennych zajęć.
Para głównych bohaterów nie pała do siebie zbyt ciepłymi uczuciami (czego raczej nie poprawił incydent, kiedy on wylądował dzięki niej na jeżu, uraziło to z pewnością nie tylko jego męską dumę), a do tego panna Alexia ma wielki talent do pakowania się w różne kłopoty, co niezmiernie drażni naszego alfę.
Wszystko jest dokładnie tak jak w większości tego typu romansideł, a jednak nadal mnie to bawi. Chyba raczej nikt nie sięga po tego typu lekturę oczekując napięcia, zwrotów akcji i niebanalnego zakończenia, a jeżeli sięga to się srogo rozczaruje ;)
Ja oczekiwałam trochę lekkiej rozrywki z humorem i książka dokładnie taka była. Nie jest to na pewno literatura wysokich lotów, ale na poprawę humoru zawsze działa u mnie jak znalazł.
„Bezduszna” to romansidło historyczne z elementami nadprzyrodzonymi – znajdziemy tu trochę wampirów, wilkołaków oraz ludzi bez duszy, którzy samym tylko dotykiem swojej ofiary potrafią wszelaką „nadprzyrodzoność” odwołać. Dokładniej mówiąc „bezdusznych”, bo tak się oni zaskakująco zwą, jest znacząco mniej – w książce zanotowano sztuk jeden. Do tego pod postacią panny,...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to