-
ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant11
-
Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant1
-
ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
-
ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński8
Biblioteczka
2016-03-22
2016-10-08
2014-10-16
Libba Bray była kelnerką i nianią, a także pracowała w barze z burritos, w wydawnictwie oraz w agencji reklamowej. Wychowana w Teksasie na stałej diecie złożonej z brytyjskiego humoru, undergroundowej muzyki, podmiejskich dysfunkcji i kiepskiej telewizji, wyszła z tego doświadczenia cało, skażona jedynie kilkoma nietypowymi fryzurami. Ta dość szalona kobieta napisała książkę chwaloną i krytykowaną – sławnych w świecie książek Wróżbiarzy. Pozycja ta już trochę na mojej półce leżała, więc nie mogłam się powstrzymać, by jej nie przeczytać. I jestem pozytywnie zaskoczona.
,, - Normo, daj mi coś, szalik, szpilkę, rękawiczkę,
- Nic ci nie dam. Mogę tego nie odzyskać. - Norma się roześmiała.
Evie zmrużyła oczy.
- Jakaś ty bystra, Normo. Właśnie tworzę kolekcję rękawiczek na prawą dłoń. Posiadanie kompletu jest takie burżuazyjne. " (str. 23)
Lata dwudzieste w Nowym Jorku. Chłopczyce i tancerki rewiowe, jazz i dżin. Czasy po wojnie, ale przed kryzysem. Dla pewnej grupy złotej młodzieży to okazja, by bawić się jak nigdy wcześniej.
Dla Evie O’Neill to ucieczka. Nigdy nie pasowała do małego miasteczka w stanie Ohio, a kiedy wywołuje kolejny skandal, rodzice wysyłają ją do wielkiego miasta, by zamieszkała z wujem. Dla dziewczyny to nie wygnanie, a spełnienie marzeń – szansa, by pokazać, że jest nowoczesna do szpiku kości i niewiarygodnie odważna.
Niestety, Nowy Jork to nie tylko jazz i rewia. Ma swoją mroczną stronę. W mieście giną młodzi ludzie. To nie są zbrodnie w afekcie. Są okrutne. Starannie zaplanowane. I niepokojąco podobne do ilustracji z zapomnianej księgi. A nowojorska policja nie potrafi samodzielnie rozwiązać tej sprawy.
Evie nie uciekała jedynie przed ograniczeniami życia w Ohio, lecz również przed świadomością, czego może dokonać. Ma tajemnicę. Niezwykłą moc, która mogłaby pomóc w złapaniu zabójcy – o ile on nie dopadnie jej wcześniej.
,,Jesteście prawdziwymi aniołami. Gdybym była papieżem, beatyfikowałabym was." (str. 29)
Mimo wszystko, nie oczekiwałam CZEGOŚ TAKIEGO. Ta książka wciągnęła mnie już od pierwszych kartek. Ma jedyny w sowim rodzaju, niesamowity nowojorski klimat. Lata 20’ okazały się być latami niezwykle ciekawymi. Pani Bray opisała życie w wielkim mieście z taką dokładnością, że czytelnik dosłownie przenosi się do fabuły.
Autorka stworzyła książkę dość sporą, ale w żadnym momencie się przy niej nie nudziłam. Wartka akcja i świetnie wykreowani bohaterowie tworzą w twoim wnętrzu tykającą bombę, która grozi wybuchem, jeśli nie dowiesz się, jak ta historia się skończy.
,,Są takie chwile, kiedy jeden przyjaciel wymaga ślepego zaufania od drugiego, moja droga." (str. 401)
Chciałabym wymienić jakieś minusy, ale po prostu za nic nie mogę ich znaleźć. Książka ma w sobie, jak ja to nazywam, czarny humorek, który potrafi rozbawić do łez. Bardzo polubiłam główną bohaterkę – co w moim przypadku zdarza się nieczęsto. Mamy tam odważną i śmiałą Evie, skrytego Jericho, trochę aroganckiego Sama, szarą myszkę Mabel oraz zabawnych artystów - Thetę i Henry’ego.
Libba Bray pisze językiem bardzo lekkim i prostym, co ułatwia nam czytanie. Bardzo podoba mi się jej styl, to, jak wprowadza do lektury klimat oraz powoduje gęsią skórkę.
,,Nosi smutek jak płaszcz z piór zbyt ciężkich, by wzbić się do lotu." (str. 179)
Lekturę tą jak najbardziej polecam, jest warta każdego czasu. Mimo długości czyta się ją bardzo przyjemnie. Idealna dla fanów fantasy, magii, ale też kryminałów.
Libba Bray była kelnerką i nianią, a także pracowała w barze z burritos, w wydawnictwie oraz w agencji reklamowej. Wychowana w Teksasie na stałej diecie złożonej z brytyjskiego humoru, undergroundowej muzyki, podmiejskich dysfunkcji i kiepskiej telewizji, wyszła z tego doświadczenia cało, skażona jedynie kilkoma nietypowymi fryzurami. Ta dość szalona kobieta napisała...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-08-06
2016-08-09
2016-06-27
Ostatnio mam w zwyczaju czytać zapierające dech w piersiach historie – tak było i tym razem. Bo Imperium ognia rzeczywiście jest tak zachwycające, jak zarzekali booktuberzy, chwalili blogerzy. Dosłownie przez całą lekturę starałam się nadążać nad akcją, a jednocześnie zbierać moją szczękę z podłogi. A oto dlaczego:
Po pierwsze – wykreowany przez autorkę świat
Niezwykły, gdyż przywodził mi on na myśl Starożytny Rzym – wojsko jako legiony rzymskie, żołnierze – gladiatorzy. Krwawe wojny doprowadziły do podziału społeczeństwa na gorszych i lepszych, plebs oraz elitę. Wojanie pokonali Scholarów, a teraz traktują ich gorzej niż śmieci. Dzieci i dorośli pracują dniami i nocami, by zarobić na swoje przetrwanie, martwiąc się przy tym, czy zza rogu nie wyskoczy im patrol bezwzględnych Masek. Natomiast przechodząc wieczorem po targu można usłyszeć legendy o dżinach, ghulach, ifrytach i innych tajemniczych stworzeniach. Jednakże nie należy zapomnieć o jednym – każda legenda ma w sobie ziarnko prawdy...
więcej: http://ksiazkowniaa.blogspot.com/2016/07/poki-trwa-zycie-jest-nadzieja-imperium.html
Ostatnio mam w zwyczaju czytać zapierające dech w piersiach historie – tak było i tym razem. Bo Imperium ognia rzeczywiście jest tak zachwycające, jak zarzekali booktuberzy, chwalili blogerzy. Dosłownie przez całą lekturę starałam się nadążać nad akcją, a jednocześnie zbierać moją szczękę z podłogi. A oto dlaczego:
Po pierwsze – wykreowany przez autorkę świat
Niezwykły,...
Obaw przed przeczytaniem "Idź, postaw wartownika" z mojej strony było mnóstwo, bo przez internet przewijało się ogrom raczej średnich opinii na temat tego dzieła, wiele osób również żałowało przeczytania owej lektury. I szczerze powiem wam, iż nie dziwię się, że są osoby, które wolałaby usunąć z pamięci wszystko to, co Harper Lee zrobiła na początku, bo przecież to "Idź, postaw wartownika" powstało jako pierwsze, a "Zabić drozda" to efekt jego licznych przeróbek. Radziłabym jednak najpierw przeczytać "Zabić drozda", a dopiero potem "Idź, postaw wartownika", gdyż taka kolejność (to strasznie masochistyczne, wiem) przyniesie o wiele większy ból. Inaczej tego nazwać nie potrafię, ta książka po prostu boli, ponieważ jej bohaterów się kocha i ciężko jest pogodzić się z tym, co przyniósł im los. Dlatego sięgając po tę powieść najlepiej od razu nastawić się na to, że Harper Lee cios za ciosem łamać nam będzie serce.
,,Przyjaciele, Jean Louise, potrzebują cię najbardziej wtedy, gdy są w błędzie. Nie jesteś im potrzebna, gdy racja znajduje się po ich stronie."
"Idź, postaw wartownika" to kompletnie inne ukazanie wykreowanych przez Lee postaci oraz samego Maycomb, które przeszło ogromną przemianę. Typowy rasizm, choć ciągle czyha się po kątach, nie jest teraz na pierwszym planie - to polityka gra główne skrzypce. Główny konflikt przejawia się tu pomiędzy zwolennikami nadania Murzynom pełni praw obywatelskich, a przeciwnikami. I uwierzcie mi, że wasze początkowe poglądy podczas lektury zostaną wystawione na próbę, bo sensowne argumenty, co zaskakujące, moim zdaniem były po obu stronach.
A jednak, pomimo tego, iż nie mogłam się pogodzić z całym tym złem, które spotkało Jean Louise, Atticusa, Jema, Calpurnię, zakochałam się w "Idź, postaw wartownika" i nie żałuję, że ją przeczytałam. To właśnie ona umacnia wszystkie wartości, jakie chciała przekazać nam autorka, a także jej niezwykły talent. I warto było czekać 55 lat na premierę kontynuacji losów Skaut Finch, bo okazała się ona równie fenomenalna, co "Zabić drozda", za to dojrzalsza i trudniejsza. Jean Louise została poddana wręcz torturom, musiała zmierzyć się z bolesną rzeczywistością i zacząć prawdziwie widzieć świat, który ją otacza. Zrozumiała, że nie poradzi sobie bez wartownika, jakim jest sumienie, że to nim powinna się kierować. Dojrzała na tyle, by stwierdzić, iż wieczne poleganie na autorytecie ojca nie jest dobre, a to odmieniło ja całkowicie.
,,Nie odróżniasz kolorów, Jean Louise. Zawsze tak było i zawsze będzie. Dostrzegasz tylko niektóre różnice dzielące ludzi: w wyglądzie, w inteligencji, w charakterze i tak dalej. Nikt cię jednak nie nauczył spoglądania na nich jako członków tej czy innej rasy, a dziś, gdy rasa to temat dnia, nadal nie potrafisz myśleć takimi kategoriami. Widzisz po prostu ludzi."
Cała gama bohaterów okazała się kompletnie nieidealna, wręcz pełna ówczesnych wad. Otwarte zakończenie jak najbardziej zadowala. To dzieło na pewno dołączy niedługo do wszystkich klasyków literatury, nie wyobrażam sobie innego wyjścia. Ciągła walka bieli z czernią złości i szokuje, poddaje w wątpliwość wszystkie wcześniejsze opinie pojawiające się na kartach książek Lee. Choć Atticus przeszedł na rasistowską stronę, ciężko mi było nie zgodzić się z nim chociażby w tej kwestii: na tak ważną rzecz jak obywatelstwo każdy powinien sobie zasłużyć.
Harper Lee, jak mogłaś nas zostawić ze świadomością, iż nie dowiemy się niczego więcej?
,,- Teraz zrobię to, co każda młoda, świeża, biała, chrześcijańska dziewica z Południa powinna uczynić, gdy czuje się niedysponowana.
- Co takiego?
- Położę się do łóżka."
Obaw przed przeczytaniem "Idź, postaw wartownika" z mojej strony było mnóstwo, bo przez internet przewijało się ogrom raczej średnich opinii na temat tego dzieła, wiele osób również żałowało przeczytania owej lektury. I szczerze powiem wam, iż nie dziwię się, że są osoby, które wolałaby usunąć z pamięci wszystko to, co Harper Lee zrobiła na początku, bo przecież to...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-03-13
(http://ksiazkowniaa.blogspot.com/2016/03/gdzie-przebiegaja-granice-ludzkiej.html)
Uwielbiam poznawać klasyki. Podczas ich czytania mam takie wrażenie, że skupiam się w stu procentach, że zwracam uwagę na każdy, nawet najmniejszy szczegół, myślę, zastanawiam się, zaznaczam fragmenty. Żyję lekturą, oddycham przewracanymi kartkami, jedyne, co wtedy pragnę widzieć, to słowa. A w szczególności, kiedy lektura jest tak wyśmienita, genialnie przedstawiona, ubarwiona fantastycznymi bohaterami i niezwykle interesującymi wątkami. Oto Zabić drozda.
,,- Wolałbym, żebyś strzelał do puszek na podwórzu, ale wiem, że będziesz wolał celować do ptaków. Strąć tyle sójek, ile dusza zapragnie, jeśli uda ci się trafić, ale pamiętaj, że grzechem jest zabić drozda."
Główna bohaterka, Jean Louise Finch, niezwykle bystra oraz spostrzegawcza ośmiolatka, to postać, której nie da się nie lubić. Czytając Zabić drozda przyglądamy się temu, jak dziewczynka kończy z dziecinną beztroską, zaczyna poznawać świat i wyciągać wnioski, iż życie nigdy nie było, nie jest i nie będzie sprawiedliwe, że ludzie rzadko kiedy okazują sobie nawzajem szacunek. Za wszelką cenę stara się nie przynosić ojcu kłopotów oraz być damą, jak to na dziewczę w jej wieku przystało. Tylko że Skaut nigdy nie była zwykłą dziewczynką. Obserwowała powolną przemianę w jej starszym bracie Jemie, z dzieciaka bawiącego się w teatrzyk na podwórku, w nastolatka. Zamiast narzekać na jego ciągłe dziwne zachowania i zmiany nastroju, ta próbowała wejść w jego skórę i zrozumieć tok myślenia młodego Fincha. Na co dzień spotykała się z powszechnym w latach 30 XX wieku rasizmem wobec Afroamerykanów, ciągle próbowała pojąć, dlaczego większość mieszkańców Maycomb, pospolitego miasteczka leżącego na południu USA, nie akceptuje Murzynów.
Jej ojciec, Atticus Finch, adwokat, wdowiec, spisał się w roli rodzica idealnie. Był ze swoimi dziećmi zawsze szczery, przekazywał im prawidłowe wartości, próbował wychować ich na dobrych oraz tolerancyjnych ludzi. Jego postawa nie raz wzbudzała we mnie ogromny podziw. Atticusa ciężko było wytrącić z równowagi, zawsze chciał rozwiązywać problemy drogą pokojową. Takich ojców brakuje w dominującej teraz literaturze young adult, a szkoda, bo dzięki temu typowi bohaterowie ów gatunku na pewno uniknęliby popełnienia wielu błędów...
,,Ale ja, zanim będę mógł żyć w zgodzie z innymi ludźmi, przede wszystkim muszę żyć w zgodzie z sobą samym. Jedyna rzecz, jaka nie podlega przegłosowaniu przez większość, to sumienie człowieka."
W Zabić drozda występują dwa główne wątki: pierwszy, związany z Atticusem i jego sprawą dotyczącą rzekomego gwałtu Murzyna na młodej białej dziewczynie oraz drugi, skupiający się na fascynacji trójki dzieciaków (Skaut, Fincha i Dilla, ich przyjaciela) Boo Radleyem, mężczyźnie będącym sąsiadem Finchów, którego ojciec więzi w domu, a który w tajemniczy sposób próbuje nawiązać kontakt z dziećmi. Obywa dwa wątki były niezwykle dobrze skonstruowane, po ich rozwiązaniu same nasuwały nam się odpowiednie wnioski, i oby dwa związane były z tytułowym zabiciem drozda, skrzywdzeniem czegoś, co jest niewinne i co nie zrobiło nic złego otoczeniu.
,,Jeśli istnieje tylko jeden rodzaj ludzi, to dlaczego nie możemy żyć ze sobą w pokoju? Skoro wszyscy są tacy podobni, czemu schodzą czasem z dobrej drogi i zaczynają gardzić sobą nawzajem?"
Zakochałam się w Zabić drozda. To powieść ponadczasowa, dramatyczna, smutna, ale niezwykle prawdziwa, z ujmującym klimatem i równie wspaniałymi bohaterami. Niezwykle naturalnie napisana, czemu trudno się dziwić wiedząc, iż zawiera liczne autobiograficzne zagadnienia. Historia wciąga już od pierwszej strony. Żałuję, że nie znajduje się ona w kanonie lektur szkolnych, bo każdy, bez wyjątku, powinien ją przeczytać. Na pewno nie raz wrócę do niej w przyszłości, bo dzieło Harper Lee zachwyca, zmusza do przemyśleń oraz przyczynia się do tego, iż kawałek naszej duszy na zawsze pozostaje w Maycomb, na huśtawce Finchów, w ogrodzie Radleyów, wśród azalii panny Maudie.
(http://ksiazkowniaa.blogspot.com/2016/03/gdzie-przebiegaja-granice-ludzkiej.html)
Uwielbiam poznawać klasyki. Podczas ich czytania mam takie wrażenie, że skupiam się w stu procentach, że zwracam uwagę na każdy, nawet najmniejszy szczegół, myślę, zastanawiam się, zaznaczam fragmenty. Żyję lekturą, oddycham przewracanymi kartkami, jedyne, co wtedy pragnę widzieć, to słowa....
Wspinaczka po drzewie genealogicznym rodziny Roux była dla mnie nie lada przeżyciem. Trwała ona lata, ale nawet przez moment nie wydawała mi się nudna czy też nieciekawa. W małej francuskiej wiosce oraz jej całkowitemu przeciwieństwu, czyli Manhattanie, poznałam Emilienne oraz jej osobliwe rodzeństwo. Właśnie tam po raz pierwszy (i niestety nie ostatni) ujrzałam oczami wyobraźni kobietę naznaczoną bólem ogromnej straty. Nikomu, nawet najbardziej znienawidzonemu bohaterowi literackiemu, nie życzyłabym przeżyć tyle zła, ile doświadczyła babcia Avy, bo to o niej mowa. Jej magiczne umiejętności... Cóż, nie bez powodu, nawet pomimo jej wewnętrznej siły i dobroci, nazywano ją wiedźmą.
Następnie w małym domku na wzgórzu Seattle pojawiła się Viviane, matka Avy. Ta kolejna niesamowita kobieta dorastała pośród nieustannego zapachu pieczonego chleba oraz innych wyśmienitych wypieków. Jej kontaktów z matką nie można nazwać dobrymi, nawet normalnymi - były one specyficzne, a jednak Emilienne kochała córkę ponad życie. Tak samo wielką miłością obdarzyła później swoją wnuczkę, tytułową Avę Lavender, skrzydlatą dziewczynę. Czy Ava w wolnym czasie wzbijała się w przestworza w pełni akceptując swój los? Przekonajcie się sami.
A warto, bo nie wyobrażam sobie, żeby jakakolwiek czytająca to osoba choć trochę nie zainteresowała się tą powieścią. Nie brak w niej uroków natury, duchów przeszłości, aniołów, mocy przeznaczenia i cudownego, wręcz niebiańskiego klimatu. Realizm magiczny został w niej ukazany w pełnej krasie. To przepięknie przedstawiona historia nietuzinkowej rodziny zamieszkującej w Ameryce XX w. Smutna, głęboko przejmująca, ale też delikatna niczym piórko. Niezwykła. Genialna. Już dawno jakakolwiek książka nie zadziałała na mnie w taki sposób. Dzieje tych kobiet poruszyły mnie i mam nadzieję, że takich dzieł pojawi się niegdyś na rynku wydawniczym o wiele więcej. Z przyjemnością ujrzałabym ją na dużym ekranie. Polecam wszystkim, bez wyjątku, chociaż w szczególności fanom rodzinnych sag. Mam wrażenie, iż Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender spodobają się każdemu, jednakże w innym stopniu. Ja przepadłam.
Wspinaczka po drzewie genealogicznym rodziny Roux była dla mnie nie lada przeżyciem. Trwała ona lata, ale nawet przez moment nie wydawała mi się nudna czy też nieciekawa. W małej francuskiej wiosce oraz jej całkowitemu przeciwieństwu, czyli Manhattanie, poznałam Emilienne oraz jej osobliwe rodzeństwo. Właśnie tam po raz pierwszy (i niestety nie ostatni) ujrzałam oczami...
więcej Pokaż mimo to