-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik253
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
2024-04-29
2024-03-30
2024-03-31
2024-02-02
2024-03-14
2024-02-20
2024-02-20
2024-02-01
2020-02-13
2024-01-28
2024-01-27
2023-12-19
2023-11-19
2023-09-22
„Delilah Green ma to gdzieś” to jeden z tych romansów, który ma w sobie to co czego szukam w powieściach z tego gatunku – charyzmatyczne główne bohaterki z niesamowitą chemią między nimi, które nie żyją w próżni, dzięki ciekawym wątkom pobocznym oraz przyjemny styl pisania autorki. W momencie lektury tej książki byłam absolutnie zauroczona, tym co czytam. Miałam w sobie mocne przekonanie, że znalazłam dokładnie taki romans jakiego szukałam już od jakiegoś czasu. Minęły jednak dwa tygodnie odkąd ją czytałam, w trakcie których znalazłam kilka rys na tym ideale, o tym jednak za chwilę.
Muszę bowiem zacząć od tego, że naprawdę rewelacyjnie się bawiłam w trakcie samej lektury. Szczególnie podobało mi się to jak bardzo jest to opowieść o tym, jak nasza przeszłość wpływa na naszą teraźniejszość i przyszłość. Bardzo mocno wybija się to w wątku Delilah i jej historii z dzieciństwa, w tym skomplikowanej relacji z przyrodnią siostrą, ale widać to także w przypadku Clare, która wciąż próbuje się pozbierać po tym jak zdradzono jej zaufanie. To wszystko nadawało dla mnie bohaterkom bardzo dużo głębi, dzięki czemu zyskiwały one w trakcie lektury, nie tylko dużo sympatii, ale też zrozumienia.
Nie mogę też nie wspomnieć o tym, że bardzo dobrze wypada tutaj relacja między kobietami. Wyczekiwałam ich kolejnych wspólnych scen, a ich czytanie, dawało mi naprawdę sporo satysfakcji.
Jeśli miałabym jednak wskazać, moje problemy z tą opowieścią to byłyby to: wątek Ruby i alkohol, który pojawia się tu przy każdej możliwej sytuacji. Zaczynając od końca, mimo mojego absolutnego zrozumienia, że bohaterki są pełnoletnie i znajdują się często w nieprzyjemnych sytuacjach, to jednak popijanie alkoholu w niemal każde scenie, wzbudzało we mnie dyskomfort, ponieważ wydawało się dla bohaterem czymś absolutnie normalnym. Z wątkiem Ruby mam zaś ten problem, że chociaż wszystkie postaci mówią Clare, jaką to jest świetną matką, tak ja, w jej scenach z córką, nie potrafiłam tego odczuć. Nie widziałam tutaj żadnych prób dojścia do porozumienia z nastolatką, a ciągłe porzucanie nieporozumień na barki „ona jest w trudnym wieku”. Oczekiwałabym jednak tutaj czegoś więcej, nawet jeśli to wątek drugoplanowy, chciałabym, żeby mniej było tu obrażania się, a więcej jakiejkolwiek, chociaż próby rozmowy z dziewczyną.
Nie chcę jednak abyście czytając tę książkę odnieśli wrażenie, że mi się ona nie podobała. Uważam, że „Delilah Green ma to gdzieś” to solidna książka i bardzo dobry romans. Uśmiechałam się w trakcie lektury i nie chciałam jej odkładać na bok. Polubiłam i zrozumiałam główne bohaterki, i bardzo kibicowałam ich relacji. Ciekawe wątki poboczne, dodały zaś tej historii czegoś więcej, osadziły ją dla mnie w rzeczywistości i uczyniły bardziej realnymi. Naprawdę niewiele brakowało by było to dla mnie romans idealny, a nawet teraz jest on przynajmniej bardzo dobry.
„Delilah Green ma to gdzieś” to jeden z tych romansów, który ma w sobie to co czego szukam w powieściach z tego gatunku – charyzmatyczne główne bohaterki z niesamowitą chemią między nimi, które nie żyją w próżni, dzięki ciekawym wątkom pobocznym oraz przyjemny styl pisania autorki. W momencie lektury tej książki byłam absolutnie zauroczona, tym co czytam. Miałam w sobie...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-02-26
2023-04-23
2023-06-19
2023-06-30
2023-08-29
2023-09-03
Pierwsze 50 stron zastanawiałam się, czy warto czytać dalej. Potem zastanawiałam się już tylko, czy naprawdę muszę wstać na zajęcia, czy mogę jednak zrobić sobie wolne, żeby doczytać tę historię.
„Zanim wybuchnie słońce” ma bowiem w sobie coś takiego co absolutnie mnie pochłonęło: naturalność relacji między bohaterami, w której na wszystko znajdzie się odpowiedni moment i nic nie dzieje się ot tak, a przy tym odpowiednie tempo, dzięki któremu absolutnie nie chciałam przerywać lektury.
Jest tutaj, poza tym kilka naprawdę dobrych scen, jak rozmowa z Adamem, sceny na balkonie, czy sceny w domu Daniela, które sprawiły, że szeroko się uśmiechnęłam i poczułam, że to właśnie dla takich scen nadal czytam młodzieżówki. I może główny bohater zachowywał się momentami tak bardzo, jak typowy dramatyzujący nastolatek, że mając te kilka lat więcej, miałam ochotę przewracać oczami, ale z oczywistych względów nie mogę tego uznać za coś złego w książce dla młodzieży. Nie jestem też fanką wątku przyjaźni Leona z Hanią, który gdzieś zniknął po drodze i tego z Weroniką, którego nie potrafiłam zrozumieć. Autorce udało się za to całkiem nieźle zarysować bohaterów, chociaż mam wrażenie, że lepiej jednak lepiej zarysowane tu są pewne relacje niż charaktery postaci.
Wszystko to jednak traci na znaczeniu w obliczu prostego faktu: bawiłam się przy tej książce naprawdę rewelacyjnie. „Zanim wybuchnie słońce” to dosyć prosta młodzieżówka, ale mająca swój urok, dzięki któremu czerpałam dużo przyjemności z jej lektury. I czasem dokładnie tyle wystarczy bym ciepło myślała o jakimś tytule.
Pierwsze 50 stron zastanawiałam się, czy warto czytać dalej. Potem zastanawiałam się już tylko, czy naprawdę muszę wstać na zajęcia, czy mogę jednak zrobić sobie wolne, żeby doczytać tę historię.
więcej Pokaż mimo to„Zanim wybuchnie słońce” ma bowiem w sobie coś takiego co absolutnie mnie pochłonęło: naturalność relacji między bohaterami, w której na wszystko znajdzie się odpowiedni moment i...